cytaty z książki "Wiele demonów"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
-Jaka jest różnica pomiędzy powiedzeniem: jeszcze jestem a powiedzeniem: już mnie nie ma?
-W pierwszym jest rozpacz. W drugim marna pociecha.
Rzadkie momenty, gdy człowiek wie [...] po co w ogóle żyje - po to by przejść parę kroków po skrzypiącym śniegu, by zadrzeć głowę i poszukać Gwiazdy Polarnej i by na sekundę nie myśleć, że za sekundę koniec.
Ktoś, kto urodził się kmiotem, jest kmiotem i umrze kmiotem, paradoksalnie, nie musi się martwić, że wychodzi na kmiota.
- Dzieciństwo musi się wybrykać, młodość wyszumieć...
- Dojrzałość zmądrzeć, starość zesrać...
Demony nasze historie opowiadają. Nie ma siły. Każdy robak swój byt niepojęty łagodzi jak umie. Część robactwa wyspecjalizowała się w konstruowaniu szybkich pojazdów, by przemieszczać się z miejsca na miejsce; część nauczyła się szyć ciepłe przyodziewki, by zimą nie marznąć, część buduje domy; jeszcze inni Robakowie, dla ulżenia doli, grają na instrumentach, inni przyrządzają potrawy, inni umieją niezbicie dowodzić istnienia Robaka Wszechmogącego, który całe robactwo zbawi i da mu pokój wieczny na wieki wieków amen.
Możesz próbować odganiać, a nawet zabijać wspomnienia – one i tak przeżyją i tak cię dopadną, i tak tobą z niepojętą siłą zawładną.
Bóg daje znaki i szatan daje znaki, i czynią tak obaj, bo nie w ich zwyczaju wywalać kawę na ławę.
Głos Pastorowej był lodowaty jak burta "Titanica", ale spojrzenie miało gorączkę siedmiu, a może nawet dziewięciu orgazmów.
Bóg dał człowiekowi narzędzia do kwestionowania samego siebie, bo taka jest Jego bezgraniczność i taka jest wszechstronność narzędzi boskich.
Pojawiamy się na ziemi, zapala się latarnia świadomości i ledwo rozświetliwszy okolicę, gaśnie. Otrzymujemy na kilkadziesiąt lat wgląd w dzieje globu, na powierzchni którego wypełzliśmy z brzuchów naszych matek, wygląda to na wieczność, a tu raz-dwa - pa, pa.
(...) wyszedł przed dom, westchnął, wciągnął mroźne powietrze, wokół była pełnia nocy tak granatowej, że nawet śnieg był ciemnoniebieski, niebo wygwieżdżone, góry zamarznięte, haust powietrza działający jak szklanka spirytusu - rzadkie momenty, gdy człowiek wie, dlaczego mieszka w górach, a nawet po co w ogóle żyje - po to, by przejść parę kroków po skrzypiącym śniegu, by zadrzeć głowę i poszukać Gwiazdy Polarnej i by na sekundę nie myśleć, że za sekundę koniec.
Ile razy już tak było: szło się czy biegło w kierunku końca, życie daleko z tyłu zostawało, tak daleko, że nawet oglądać za czym się nie było, a tuż przed finiszem, tuż przed samą metą nagle, jakby po błyskawicznym pościgu, znów się pojawiało, zdyszaną śmierć z łatwością wyprzedzało i człowiek - zamiast lecieć w czeluść - na rozległej łące siedział, wody i drzewa szumiały, trwało czerwcowe popołudnie, serce było całe, oddech wyrównany.
- [...] Dobre chociaż te wiersze? Warte nieprzespanej nocy?
- Nie wiem. Nie rozumiem, szczerze mówiąc, ani słowa. To znaczy na odwrót: rozumiem tylko słowa, tylko pojedyncze słowa. Ale związków pomiędzy nimi wcale. Nic a nic. Słowa tak, zdania nie. O ile w ogóle są to zdania.
- O ile w ogóle jest to poezja.
Starzyk Schkryfani miał dobrze po dziewięćdziesiątce, a może nawet po sto dziewięćdziesiątce [...]. Żaden wieczny starzec - raczej niestrudzony pierdoła. Z tych co to codziennie umierają, a przeżywają wszystkich.
Człowiek rodzi się na dnie strasznej czeluści, żyje nie wiadomo po co i umiera w męczarniach. Innej opowieści nie ma. [...] Obraz może być różny, ale ramę ma jedną: trumienną.
- Ja rozumiem, że potrzebującemu trzeba pomóc [...] Na przykład, ten wczorajszy kloszard, w jakże tragicznym on był położeniu! Tak dotkliwy dyskomfort psychiczny mu dolegał, że ledwo stał na nogach! [...]
- Może on naprawdę był głodny? [...]
- Naprawdę było tak, ze całą farę trzeba było do białego rana wietrzyć.
- Lukrecjo! Rozmaici ludzie do nas przychodzą, nieraz zdrożeni, prosto z pola czy wręcz obory, różne są ich - że tak powiem - auty, każdy człowiek jakoś pachnie...
- Każdy jakoś, a wybrani denaturatem.
- Mam ochotę na kromkę chleba. - Jedną? Ukroję ci dwie albo trzy. A z czym? Z czym masz na ten chlebuś ochotę? - Z niczym. Mam ochotę na kromkę chleba. - Wykluczone! Samego chleba nie będziesz jadł! Chcesz się zasuszyć? Chcesz żeby ci mózg wysechł i sił zabrakło?
- Czy my jak na swój wiek nie za dużo wiemy?
- Pozjadałyśmy wszystkie rozumy.
- Oczywiście: jesteśmy zjadaczkami mózgów.
- I pożeraczkami serc.
Fryc wie, po co się rodzimy w bólu, czemu żyjemy bez sensu i dlaczego umieramy w męczarniach.
Niebo wygwieżdżone, góry zamarznięte, haust powietrza działającego jak szklanka spirytusu - rzadkie momenty, gdy człowiek wie, dlaczego mieszka w górach, a nawet po co w ogóle żyje - po to, by przejść parę kroków po skrzypiącym śniegu, by zadrzeć głowę i poszukać Gwiazdy Polarnej i by na sekundę nie myśleć, że za sekundę koniec.
[...] on [...] ze łzami w oczach ledwo z siebie wydyszał - Wszystko rozumiem... Wszystko rozumiem, ale dlaczego ona przestała mnie dymać?
- A jak mówią w Sigle...
- wysranego gówna...
- z powrotem do rzyci...
- nie wciśniesz...
Pan Moitschek kazał powiedzieć, że modli się za chorą i zajrzy jutro przed służbą. - Modlitwy tego szamana od siedmiu boleści potrzebne jak koszula w tyłku!
Kot w ogóle jest tajemniczy, ale nocą to jest tajemniczość nie do zniesienia. Największy koci matoł w nocy staje się monstrum. Niby śpi jak wszyscy, a czort jego wie. Widzi w ciemnościach, ale w sumie nie wiadomo po co? Po co ma widzieć, jak ma spać? Niby śpi, niby nie śpi.