cytaty z książki "Gościu. Auto-bio-Grabaż"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
wiosna zaatakowała nas na tyle, że czuliśmy się jak po zażyciu LSD.
Po co ludzie biorą narkotyki? Żeby się oszukać, znieczulić, zapomnieć, uciec albo przyspieszyć. Najczęściej biorą po to, żeby pozornie bezboleśnie przeskoczyć nad kupą, która blokuje twój szlak. Nie oszukujmy się, jest to forma łatwizny, bojaźni i tchórzostwa przed realnym życiem.
artyści powinni mieć ustawowy zakaz zawierania związków małżeńskich.
przede wszystkim wiąże się to z tym, że druga osoba, która wchodzi w związek z artystą ma przejebane.
będąc artystą, prędzej zawrzesz pakt z diabłem, niż dogadasz się z aniołami.
sztuka jest strasznie zazdrosna, siłą rzeczy ciężko jest być w porządku wobec sztuki i wobec tak zwanych spraw ziemskich.
widzę po sobie, po innych artystach, że codzienność, proza, nie służą sztuce - ona od razu się odgryza.
czasami pokaże takiego fucka, że przez trzy lata nie możesz dojść do siebie.
musi być łechtana, czule głaskana, adorowana non stop.
wtedy stopień uzależnienia jest na tyle wielki, że tej relacji, bardzo silnej i sugestywnej - między twórcą a sztuką - nikt nie zdoła przebić.
dlatego kiedyś ukułem sobie taką tezę, że gdybyśmy żyli w jakimś dziwnym kraju, jeszcze dziwniejszym niż teraz, i miałbym na coś wpływ, to bym po prostu zabronił artystom zawierania związków małżeńskich.
to są zazwyczaj bardzo ciężkie relacje, szczególnie dla osób, które są w związku z artystą i nie są artystami.
związek dwojga artystów to jest w ogóle kosmos.
zdarzają się, oczywiście...
ake też na świecie zdarzają się ludzie, którzy jedzą ludzi i ruchają konie.
ile czasu było na czytanie, to się czytało.
razem chodziliśmy do pracy, spędzaliśmy wolny czas - dopóki nie przyszła dorosłość i każdy nie poszedł w swoją stronę.
wydaje mi się, że to były takie dwa najlepsze lata w moim życiu.
jedyne, kiedy się dobrze czułem z ludźmi.
bal u senatora '93" był moim indywidualnym podsumowaniem owej pustki i sztuczności podczas tych imprez, tych nędznych dwóch zdań: "cześć, co u Ciebie słychać?", "wszystko okej".
i cisza - on idzie dalej, nie interesuje go, co słychać, mówi, żeby kłapać dziobem i załapać się na fotę.
taki warszawski sznyt: ktoś Cię zagaduje i wcale nie czeka na odpowiedź.
po co w takim razie pytać?
Drugi koncert Laviny Cox zapamiętam do końca życia. Był to pierwszy megakoncert Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Hala Areny. Prowadzę koncert dla telewizji razem z Tomkiem Żądą. Lavina ma grać między Dezerterem a Kobranocką. (Wsadzenie nas po Dezerterze i nasza zgoda na to, żeby zagrać po nich, świadczyła, że kiepscy są z nas saperzy. Saper myli się tylko raz, my pomyliliśmy się dwa razy). Musiałbyś to widzieć: kończy grać Dezerter, tłum zawzięcie domaga się bisów, koncert kręci telewizja, na bisy czasu brak... i w to wszystko wchodzimy my: jeden grubas, dwóch dziwnych gości po bokach, na gitarze gra tylko jeden koleś, wszystko poza tym leci z podkładu... Graliśmy kwadrans. Publiczność reagowała chóralnie i żywiołowo. Od pierwszej do ostatniej minuty naszego koncertu krzyczeli tylko jedno słowo: wypierdalać!