Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Anna Seniuk. Nietypowa baba jestem Magdalena Małecka-Wippich, Anna Seniuk
Ocena 6,6
Anna Seniuk. N... Magdalena Małecka-W...

Na półkach: ,

Bardzo trudno jest opowiadać o sobie, zwłaszcza wtedy kiedy jest się z natury osobą skromną i nie stawiającą się w blasku fleszy, pomimo, że jest się niejako z wyboru narażoną na to, że jest się w centrum uwagi i medialnego zainteresowania. Jak do tej pory Annie Seniuk się to skutecznie udawało, potrafiła oddzielić sferę życia prywatnego od zawodowego, i schowała wszystkie swoje domowe tajemnice przed oczami opinii publicznej. Według niej ratowało jej to życie, bo plotkarski świat jest nie dla niej, a ilość wysiłku, który musiałaby włożyć w dementowanie, a przede wszystkim przejmowanie się nieprawdopodobną ilością wyprodukowanych bzdur skróciłoby jej życie. I choć wielu to może zadziwiać, że w świecie gdzie wszyscy bardzo oczekują telefonu z kolejną propozycją udziału
w superprodukcji, to pani Ania czasami liczy, że będzie cisza i spokój, bo dzięki temu będzie mogła mieć czas dla siebie, swoich wnuków,
i jak sama mówi, spóźniony czas dla własnych dzieci, bo kiedy one pojawiły się w jej życiu była na wyżynach swej aktorskiej kariery,
i z perspektywy czasu wie, że poświeciła im za mało czasu albo naraziła je na traumatyczne przeżycia braku lub wiecznie zajętej matki, i choć ma świadomość, że czego jak czego ale czasu ani nie cofnie ani nie nadrobi, to chociaż teraz będzie starała się być jak najlepszą babcią, bo może w ten sposób odpokutuje. To, co w naszym obrazie ciągle pozostaje, to obraz Anny Seniuk jako ciepłej i pełnej życzliwości i sympatii do ludzi, która w każdą ze swoich ról włożyła charakterystyczny, a jednak niepowtarzalny klimat, pokazując swoje postacie w sposób, który na trwałe poruszył wyobraźnię widzów
i zapisały się złotymi zgłoska w ich pamięci. Czasami, jak sam opowiada, to był odblask jej samej, czasami wykorzystywała całą wiedzę i wszystkie umiejętności, które zdobyła podczas swojej wieloletniej pracy. Jest jednak nade wszystko aktorką teatralną i to teatr jest miejscem, w którym czuje się najlepiej, i w którym prawdziwie czuje kontakt z siedzącym na sali widzem. Ta nić porozumienia, która zadzierzga się w momencie wyjścia na scenę, tak naprawdę trwa zaczyna się dużo wcześniej, bo jest teatr świątynią, miejscem, do którego widz przychodzi z odpowiednim nastawieniem od chwili kiedy dokona decyzji o wyborze spektaklu, aż po cały rytuał, który towarzyszy przygotowaniom do przyjścia. I dla niej to jest ten wspólny wątek, który dzieje poza kulisami ale który trwa
w tym nieuchwytnym doświadczeniu już przed. I choć każdy spektakl jest inny, i nie powtarza się w nim często nic poza tekstem, to zawiązana z widzem przyjaźń jest symboliczna i trwa, a dla niej jako aktorki jest siłą i inspiracją do jak najlepszego spełniania się
i przekazu emocji, których chce dostarczyć odbiorcy, w pełni prawdziwych i autentycznych, płynących z głębi jej jestestwa. Długo wzbraniała się przed tą rozmową, zdecydowała się tylko dlatego, że miała ją przeprowadzić jej własna córka, i był to nie tylko wywiad,
w którym nie zabranie opowieści o technicznych szczegółach jej bogatej maestrii i aktorskiego kunsztu, ale bardzo chciała, by dokonała się jej swoista katharsis, i odsłoniła wiele
z nieopowiedzianych, a ważnych dla zrozumienia jej życia historii, wydarzeń a zwłaszcza przeżyć, które nosiła w sobie, a które, choć dotrą do publicznego odbioru, będą też ważnym fragmentem opowieści skierowanej do własnych dzieci. Łącząc tę historyczna
i sentymentalną podróż, sięgnęła do nieoglądanych przez lata zdjęć
i rodzinnych pamiątek i poruszyła wiele zapomnianych a godnych zapamiętania strun, które przy tej okazji pozwoliły i jej samej odświeżyć, i może z innej perspektywy popatrzeć na wszystko to, co już za nią, a co ukształtował ją, i dzięki czemu jest w tym miejscu
i tym, kim jest. Barwna opowieść snuta trochę w biegu (brak czasu, liczne obowiązki, niechęć do zwierzeń i opór przed ekshibicjonizmem) mimo wszytko zwalnia, miejscem ulubionym dla aktorki jest jej dom w Bieszczadach, gdzie odnajduje czas utracony
a dziś odzyskany, gdzie wszytko nabiera innego metafizycznego wymiaru, bo obcuje z naturą, z ciszą i spokojem. Tajemnice nie mają skandalicznego wymiaru, łagodna pani Anna jest też czasem hetera, a może po prostu poznajemy osobę z krwi i kości, prawdziwa babę, choć nietypową. Interesująca lektura i sympatyczne spotkanie
z ciekawym człowiekiem.

Bardzo trudno jest opowiadać o sobie, zwłaszcza wtedy kiedy jest się z natury osobą skromną i nie stawiającą się w blasku fleszy, pomimo, że jest się niejako z wyboru narażoną na to, że jest się w centrum uwagi i medialnego zainteresowania. Jak do tej pory Annie Seniuk się to skutecznie udawało, potrafiła oddzielić sferę życia prywatnego od zawodowego, i schowała wszystkie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mizofobia jest bardzo niebezpiecznym zaburzeniem i chorobą, która może doprowadzić do niezwykle szkodliwych dla zdrowia fizycznego, ale i psychicznego, skutków. Nie wolno jej lekceważyć i nie można jej obśmiewać, bo to, co niesie ze sobą to ogromny ból i cierpienie osób, które się z nią zmagają. I jak dotąd nie znaleziono żadnego skutecznego lekarstwa poza terapią, ale żeby zmienić to, co siedzi
w naszej głowie trzeba i czasu i cierpliwości a przede wszystkim ogromnego wsparcia ze strony bliskich osób, bo to one mogą
i wpływają na postrzeganie przez nas problemów, które niesie ze sobą to kompulsywne zachowanie, to one musza znosić, tolerować
i pomagać tym, którzy nie są w stanie przełamać stanów lękowych
i blokad, nie tylko przed dotknięciem czegokolwiek bez rękawiczki, ale często i przed wyjściem z domu, bo sam fakt, że będzie się nagle trzeba poruszać w otoczeniu innych osób i milina zarazków roznoszonych przez te osoby we wszystkich możliwych miejscach, wywołuje taką panikę, że osoba nie jest w stanie wyjść z domu, a na samą myśl, że mogłaby zetknąć się z kimś, kto by tylko otarł się o nią sprawia, że w jej głowie wybucha bomba i musi natychmiast, w tym momencie biec do łazienki i szorować ręce, czasem całe ciało, często niestety aż do krwi. Shirotani zmaga się z mizofobią od dzieciństwa, Kurose jest terapeutą, który kiedyś na swojej drodze poznał kogoś, kto miał z tym problem i komu nie mógł pomóc, bo nic na temat tej choroby nie wiedział. Kiedy spotyka Shirotaniego, i odkrywa z czym się zmaga, nie tylko postanawia mu pomóc, ale zakochuje się w nim
i chce, by i Shirotani zakochał się w nim, a terapia, którą będzie prowadził ma mu w tym skutecznie pomóc. Nie będzie to ani łatwa droga dla obydwóch mężczyzn, ani nie pewny jest jej efekt końcowy, bo do tanga trzeba dwojga, a przecież osobom zdrowym jest bardzo trudno nawiązywać wzajemne relacje oparte na szczerości zaufaniu,
a co dopiero kiedy jedna z osób jest z bagażem doświadczeń, które pozbawiły ją otwartości i bezpośredniości w sposobie wyrażania czy pokazywania emocji czy uczuć, bo ich w swoim życiu nie przeżyła. Fantastycznie zaprezentowana historia wzajemnej fascynacji
i przekraczania granic, gdzie nikt do końca z naszych bohaterów nie jest pewien dokąd zaprowadzi ich to, czego spontanicznie i na żywo doświadczają, bo nim nastąpi ten najważniejszy moment, moment odkrycia jak bardzo im na sobie zależy i jakimi racjami kierowali się zbliżając się do siebie, muszą po drodze zmierzyć się z własną niestety nie łatwą przeszłością, i oczyścić to, co stare życie naniosło na nich, muszą odgruzować i odkopać fundamenty swego prawdziwego ja, pozbawione narosłego przez lata niepotrzebnego bagażu. A kiedy dojdą do punktu, w którym poczują, że są już wolni, muszą zburzyć mury przeszłości i rozpocząć nowe życie, bez blokad
i sznurów, które wiązały ich z przeszłością. To najtrudniejsze z zadań, przed którymi stają nasi bohaterowie. Jednocześnie niezwykle motywujące, bo każdy z nich od momentu kiedy nastąpiło ich wspólne spotkanie bardzo chciał, by stało się ono czymś, co pozwoli im na zmianę, obydwaj podświadomie czuli, jak bardzo ich do siebie wzajemnie ciągnie, że łączy ich chemiczna więź, która sprawia, że są dla siebie stworzeni, że razem będą mogli pokonać wszystkie problemy. Razem, bo do tej pory każdy z nich szedł własną, zamkniętą dla innych drogą, dopiero ich spotkanie uzmysłowiło im, że tylko we dwóch mogą wzajemnie sobie pomóc i odkryć prawdziwych siebie. Autorka rewelacyjnie wprowadza nas w świat naszych bohaterów, buduje i trzyma napięcie, z uwagą śledzimy kolejne ich spotkania i przyglądamy się jak opadają z nich maski i otwierają się na siebie. Obrazy zmysłowo-seksualnych przygód stworzyła
z prawdziwym wyczuciem i delikatnością, jest w nich niesamowita moc, wrażliwość i emocje, seks jest dopełnieniem relacji a nie mechanicznym zdepersonalizowanym aktem, udało jej się pokazać wielowymiarowość tego przeżycia, które staje się dla chłopaków kosmiczno-mistyczno-duchowo-fizycznym stanem, a zrobiła to tak, co jest ogromnym atutem, że wywołuje ciarki i fascynacje podczas czytania. Godny polecenia mangowy komiks.

Mizofobia jest bardzo niebezpiecznym zaburzeniem i chorobą, która może doprowadzić do niezwykle szkodliwych dla zdrowia fizycznego, ale i psychicznego, skutków. Nie wolno jej lekceważyć i nie można jej obśmiewać, bo to, co niesie ze sobą to ogromny ból i cierpienie osób, które się z nią zmagają. I jak dotąd nie znaleziono żadnego skutecznego lekarstwa poza terapią, ale żeby...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mizofobia jest bardzo niebezpiecznym zaburzeniem i chorobą, która może doprowadzić do niezwykle szkodliwych dla zdrowia fizycznego, ale i psychicznego, skutków. Nie wolno jej lekceważyć i nie można jej obśmiewać, bo to, co niesie ze sobą to ogromny ból i cierpienie osób, które się z nią zmagają. I jak dotąd nie znaleziono żadnego skutecznego lekarstwa poza terapią, ale żeby zmienić to, co siedzi
w naszej głowie trzeba i czasu i cierpliwości a przede wszystkim ogromnego wsparcia ze strony bliskich osób, bo to one mogą
i wpływają na postrzeganie przez nas problemów, które niesie ze sobą to kompulsywne zachowanie, to one musza znosić, tolerować
i pomagać tym, którzy nie są w stanie przełamać stanów lękowych
i blokad, nie tylko przed dotknięciem czegokolwiek bez rękawiczki, ale często i przed wyjściem z domu, bo sam fakt, że będzie się nagle trzeba poruszać w otoczeniu innych osób i milina zarazków roznoszonych przez te osoby we wszystkich możliwych miejscach, wywołuje taką panikę, że osoba nie jest w stanie wyjść z domu, a na samą myśl, że mogłaby zetknąć się z kimś, kto by tylko otarł się o nią sprawia, że w jej głowie wybucha bomba i musi natychmiast, w tym momencie biec do łazienki i szorować ręce, czasem całe ciało, często niestety aż do krwi. Shirotani zmaga się z mizofobią od dzieciństwa, Kurose jest terapeutą, który kiedyś na swojej drodze poznał kogoś, kto miał z tym problem i komu nie mógł pomóc, bo nic na temat tej choroby nie wiedział. Kiedy spotyka Shirotaniego, i odkrywa z czym się zmaga, nie tylko postanawia mu pomóc, ale zakochuje się w nim
i chce, by i Shirotani zakochał się w nim, a terapia, którą będzie prowadził ma mu w tym skutecznie pomóc. Nie będzie to ani łatwa droga dla obydwóch mężczyzn, ani nie pewny jest jej efekt końcowy, bo do tanga trzeba dwojga, a przecież osobom zdrowym jest bardzo trudno nawiązywać wzajemne relacje oparte na szczerości zaufaniu,
a co dopiero kiedy jedna z osób jest z bagażem doświadczeń, które pozbawiły ją otwartości i bezpośredniości w sposobie wyrażania czy pokazywania emocji czy uczuć, bo ich w swoim życiu nie przeżyła. Fantastycznie zaprezentowana historia wzajemnej fascynacji
i przekraczania granic, gdzie nikt do końca z naszych bohaterów nie jest pewien dokąd zaprowadzi ich to, czego spontanicznie i na żywo doświadczają, bo nim nastąpi ten najważniejszy moment, moment odkrycia jak bardzo im na sobie zależy i jakimi racjami kierowali się zbliżając się do siebie, muszą po drodze zmierzyć się z własną niestety nie łatwą przeszłością, i oczyścić to, co stare życie naniosło na nich, muszą odgruzować i odkopać fundamenty swego prawdziwego ja, pozbawione narosłego przez lata niepotrzebnego bagażu. A kiedy dojdą do punktu, w którym poczują, że są już wolni, muszą zburzyć mury przeszłości i rozpocząć nowe życie, bez blokad
i sznurów, które wiązały ich z przeszłością. To najtrudniejsze z zadań, przed którymi stają nasi bohaterowie. Jednocześnie niezwykle motywujące, bo każdy z nich od momentu kiedy nastąpiło ich wspólne spotkanie bardzo chciał, by stało się ono czymś, co pozwoli im na zmianę, obydwaj podświadomie czuli, jak bardzo ich do siebie wzajemnie ciągnie, że łączy ich chemiczna więź, która sprawia, że są dla siebie stworzeni, że razem będą mogli pokonać wszystkie problemy. Razem, bo do tej pory każdy z nich szedł własną, zamkniętą dla innych drogą, dopiero ich spotkanie uzmysłowiło im, że tylko we dwóch mogą wzajemnie sobie pomóc i odkryć prawdziwych siebie. Autorka rewelacyjnie wprowadza nas w świat naszych bohaterów, buduje i trzyma napięcie, z uwagą śledzimy kolejne ich spotkania i przyglądamy się jak opadają z nich maski i otwierają się na siebie. Obrazy zmysłowo-seksualnych przygód stworzyła
z prawdziwym wyczuciem i delikatnością, jest w nich niesamowita moc, wrażliwość i emocje, seks jest dopełnieniem relacji a nie mechanicznym zdepersonalizowanym aktem, udało jej się pokazać wielowymiarowość tego przeżycia, które staje się dla chłopaków kosmiczno-mistyczno-duchowo-fizycznym stanem, a zrobiła to tak, co jest ogromnym atutem, że wywołuje ciarki i fascynacje podczas czytania. Godny polecenia mangowy komiks.

Mizofobia jest bardzo niebezpiecznym zaburzeniem i chorobą, która może doprowadzić do niezwykle szkodliwych dla zdrowia fizycznego, ale i psychicznego, skutków. Nie wolno jej lekceważyć i nie można jej obśmiewać, bo to, co niesie ze sobą to ogromny ból i cierpienie osób, które się z nią zmagają. I jak dotąd nie znaleziono żadnego skutecznego lekarstwa poza terapią, ale żeby...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mizofobia jest bardzo niebezpiecznym zaburzeniem i chorobą, która może doprowadzić do niezwykle szkodliwych dla zdrowia fizycznego, ale i psychicznego, skutków. Nie wolno jej lekceważyć i nie można jej obśmiewać, bo to, co niesie ze sobą to ogromny ból i cierpienie osób, które się z nią zmagają. I jak dotąd nie znaleziono żadnego skutecznego lekarstwa poza terapią, ale żeby zmienić to, co siedzi
w naszej głowie trzeba i czasu i cierpliwości a przede wszystkim ogromnego wsparcia ze strony bliskich osób, bo to one mogą
i wpływają na postrzeganie przez nas problemów, które niesie ze sobą to kompulsywne zachowanie, to one musza znosić, tolerować
i pomagać tym, którzy nie są w stanie przełamać stanów lękowych
i blokad, nie tylko przed dotknięciem czegokolwiek bez rękawiczki, ale często i przed wyjściem z domu, bo sam fakt, że będzie się nagle trzeba poruszać w otoczeniu innych osób i milina zarazków roznoszonych przez te osoby we wszystkich możliwych miejscach, wywołuje taką panikę, że osoba nie jest w stanie wyjść z domu, a na samą myśl, że mogłaby zetknąć się z kimś, kto by tylko otarł się o nią sprawia, że w jej głowie wybucha bomba i musi natychmiast, w tym momencie biec do łazienki i szorować ręce, czasem całe ciało, często niestety aż do krwi. Shirotani zmaga się z mizofobią od dzieciństwa, Kurose jest terapeutą, który kiedyś na swojej drodze poznał kogoś, kto miał z tym problem i komu nie mógł pomóc, bo nic na temat tej choroby nie wiedział. Kiedy spotyka Shirotaniego, i odkrywa z czym się zmaga, nie tylko postanawia mu pomóc, ale zakochuje się w nim
i chce, by i Shirotani zakochał się w nim, a terapia, którą będzie prowadził ma mu w tym skutecznie pomóc. Nie będzie to ani łatwa droga dla obydwóch mężczyzn, ani nie pewny jest jej efekt końcowy, bo do tanga trzeba dwojga, a przecież osobom zdrowym jest bardzo trudno nawiązywać wzajemne relacje oparte na szczerości zaufaniu,
a co dopiero kiedy jedna z osób jest z bagażem doświadczeń, które pozbawiły ją otwartości i bezpośredniości w sposobie wyrażania czy pokazywania emocji czy uczuć, bo ich w swoim życiu nie przeżyła. Fantastycznie zaprezentowana historia wzajemnej fascynacji
i przekraczania granic, gdzie nikt do końca z naszych bohaterów nie jest pewien dokąd zaprowadzi ich to, czego spontanicznie i na żywo doświadczają, bo nim nastąpi ten najważniejszy moment, moment odkrycia jak bardzo im na sobie zależy i jakimi racjami kierowali się zbliżając się do siebie, muszą po drodze zmierzyć się z własną niestety nie łatwą przeszłością, i oczyścić to, co stare życie naniosło na nich, muszą odgruzować i odkopać fundamenty swego prawdziwego ja, pozbawione narosłego przez lata niepotrzebnego bagażu. A kiedy dojdą do punktu, w którym poczują, że są już wolni, muszą zburzyć mury przeszłości i rozpocząć nowe życie, bez blokad
i sznurów, które wiązały ich z przeszłością. To najtrudniejsze z zadań, przed którymi stają nasi bohaterowie. Jednocześnie niezwykle motywujące, bo każdy z nich od momentu kiedy nastąpiło ich wspólne spotkanie bardzo chciał, by stało się ono czymś, co pozwoli im na zmianę, obydwaj podświadomie czuli, jak bardzo ich do siebie wzajemnie ciągnie, że łączy ich chemiczna więź, która sprawia, że są dla siebie stworzeni, że razem będą mogli pokonać wszystkie problemy. Razem, bo do tej pory każdy z nich szedł własną, zamkniętą dla innych drogą, dopiero ich spotkanie uzmysłowiło im, że tylko we dwóch mogą wzajemnie sobie pomóc i odkryć prawdziwych siebie. Autorka rewelacyjnie wprowadza nas w świat naszych bohaterów, buduje i trzyma napięcie, z uwagą śledzimy kolejne ich spotkania i przyglądamy się jak opadają z nich maski i otwierają się na siebie. Obrazy zmysłowo-seksualnych przygód stworzyła
z prawdziwym wyczuciem i delikatnością, jest w nich niesamowita moc, wrażliwość i emocje, seks jest dopełnieniem relacji a nie mechanicznym zdepersonalizowanym aktem, udało jej się pokazać wielowymiarowość tego przeżycia, które staje się dla chłopaków kosmiczno-mistyczno-duchowo-fizycznym stanem, a zrobiła to tak, co jest ogromnym atutem, że wywołuje ciarki i fascynacje podczas czytania. Godny polecenia mangowy komiks.

Mizofobia jest bardzo niebezpiecznym zaburzeniem i chorobą, która może doprowadzić do niezwykle szkodliwych dla zdrowia fizycznego, ale i psychicznego, skutków. Nie wolno jej lekceważyć i nie można jej obśmiewać, bo to, co niesie ze sobą to ogromny ból i cierpienie osób, które się z nią zmagają. I jak dotąd nie znaleziono żadnego skutecznego lekarstwa poza terapią, ale żeby...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mizofobia jest bardzo niebezpiecznym zaburzeniem i chorobą, która może doprowadzić do niezwykle szkodliwych dla zdrowia fizycznego, ale i psychicznego, skutków. Nie wolno jej lekceważyć i nie można jej obśmiewać, bo to, co niesie ze sobą to ogromny ból i cierpienie osób, które się z nią zmagają. I jak dotąd nie znaleziono żadnego skutecznego lekarstwa poza terapią, ale żeby zmienić to, co siedzi
w naszej głowie trzeba i czasu i cierpliwości a przede wszystkim ogromnego wsparcia ze strony bliskich osób, bo to one mogą
i wpływają na postrzeganie przez nas problemów, które niesie ze sobą to kompulsywne zachowanie, to one musza znosić, tolerować
i pomagać tym, którzy nie są w stanie przełamać stanów lękowych
i blokad, nie tylko przed dotknięciem czegokolwiek bez rękawiczki, ale często i przed wyjściem z domu, bo sam fakt, że będzie się nagle trzeba poruszać w otoczeniu innych osób i milina zarazków roznoszonych przez te osoby we wszystkich możliwych miejscach, wywołuje taką panikę, że osoba nie jest w stanie wyjść z domu, a na samą myśl, że mogłaby zetknąć się z kimś, kto by tylko otarł się o nią sprawia, że w jej głowie wybucha bomba i musi natychmiast, w tym momencie biec do łazienki i szorować ręce, czasem całe ciało, często niestety aż do krwi. Shirotani zmaga się z mizofobią od dzieciństwa, Kurose jest terapeutą, który kiedyś na swojej drodze poznał kogoś, kto miał z tym problem i komu nie mógł pomóc, bo nic na temat tej choroby nie wiedział. Kiedy spotyka Shirotaniego, i odkrywa z czym się zmaga, nie tylko postanawia mu pomóc, ale zakochuje się w nim
i chce, by i Shirotani zakochał się w nim, a terapia, którą będzie prowadził ma mu w tym skutecznie pomóc. Nie będzie to ani łatwa droga dla obydwóch mężczyzn, ani nie pewny jest jej efekt końcowy, bo do tanga trzeba dwojga, a przecież osobom zdrowym jest bardzo trudno nawiązywać wzajemne relacje oparte na szczerości zaufaniu,
a co dopiero kiedy jedna z osób jest z bagażem doświadczeń, które pozbawiły ją otwartości i bezpośredniości w sposobie wyrażania czy pokazywania emocji czy uczuć, bo ich w swoim życiu nie przeżyła. Fantastycznie zaprezentowana historia wzajemnej fascynacji
i przekraczania granic, gdzie nikt do końca z naszych bohaterów nie jest pewien dokąd zaprowadzi ich to, czego spontanicznie i na żywo doświadczają, bo nim nastąpi ten najważniejszy moment, moment odkrycia jak bardzo im na sobie zależy i jakimi racjami kierowali się zbliżając się do siebie, muszą po drodze zmierzyć się z własną niestety nie łatwą przeszłością, i oczyścić to, co stare życie naniosło na nich, muszą odgruzować i odkopać fundamenty swego prawdziwego ja, pozbawione narosłego przez lata niepotrzebnego bagażu. A kiedy dojdą do punktu, w którym poczują, że są już wolni, muszą zburzyć mury przeszłości i rozpocząć nowe życie, bez blokad
i sznurów, które wiązały ich z przeszłością. To najtrudniejsze z zadań, przed którymi stają nasi bohaterowie. Jednocześnie niezwykle motywujące, bo każdy z nich od momentu kiedy nastąpiło ich wspólne spotkanie bardzo chciał, by stało się ono czymś, co pozwoli im na zmianę, obydwaj podświadomie czuli, jak bardzo ich do siebie wzajemnie ciągnie, że łączy ich chemiczna więź, która sprawia, że są dla siebie stworzeni, że razem będą mogli pokonać wszystkie problemy. Razem, bo do tej pory każdy z nich szedł własną, zamkniętą dla innych drogą, dopiero ich spotkanie uzmysłowiło im, że tylko we dwóch mogą wzajemnie sobie pomóc i odkryć prawdziwych siebie. Autorka rewelacyjnie wprowadza nas w świat naszych bohaterów, buduje i trzyma napięcie, z uwagą śledzimy kolejne ich spotkania i przyglądamy się jak opadają z nich maski i otwierają się na siebie. Obrazy zmysłowo-seksualnych przygód stworzyła
z prawdziwym wyczuciem i delikatnością, jest w nich niesamowita moc, wrażliwość i emocje, seks jest dopełnieniem relacji a nie mechanicznym zdepersonalizowanym aktem, udało jej się pokazać wielowymiarowość tego przeżycia, które staje się dla chłopaków kosmiczno-mistyczno-duchowo-fizycznym stanem, a zrobiła to tak, co jest ogromnym atutem, że wywołuje ciarki i fascynacje podczas czytania. Godny polecenia mangowy komiks.

Mizofobia jest bardzo niebezpiecznym zaburzeniem i chorobą, która może doprowadzić do niezwykle szkodliwych dla zdrowia fizycznego, ale i psychicznego, skutków. Nie wolno jej lekceważyć i nie można jej obśmiewać, bo to, co niesie ze sobą to ogromny ból i cierpienie osób, które się z nią zmagają. I jak dotąd nie znaleziono żadnego skutecznego lekarstwa poza terapią, ale żeby...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mizofobia jest bardzo niebezpiecznym zaburzeniem i chorobą, która może doprowadzić do niezwykle szkodliwych dla zdrowia fizycznego, ale i psychicznego, skutków. Nie wolno jej lekceważyć i nie można jej obśmiewać, bo to, co niesie ze sobą to ogromny ból i cierpienie osób, które się z nią zmagają. I jak dotąd nie znaleziono żadnego skutecznego lekarstwa poza terapią, ale żeby zmienić to, co siedzi
w naszej głowie trzeba i czasu i cierpliwości a przede wszystkim ogromnego wsparcia ze strony bliskich osób, bo to one mogą
i wpływają na postrzeganie przez nas problemów, które niesie ze sobą to kompulsywne zachowanie, to one musza znosić, tolerować
i pomagać tym, którzy nie są w stanie przełamać stanów lękowych
i blokad, nie tylko przed dotknięciem czegokolwiek bez rękawiczki, ale często i przed wyjściem z domu, bo sam fakt, że będzie się nagle trzeba poruszać w otoczeniu innych osób i milina zarazków roznoszonych przez te osoby we wszystkich możliwych miejscach, wywołuje taką panikę, że osoba nie jest w stanie wyjść z domu, a na samą myśl, że mogłaby zetknąć się z kimś, kto by tylko otarł się o nią sprawia, że w jej głowie wybucha bomba i musi natychmiast, w tym momencie biec do łazienki i szorować ręce, czasem całe ciało, często niestety aż do krwi. Shirotani zmaga się z mizofobią od dzieciństwa, Kurose jest terapeutą, który kiedyś na swojej drodze poznał kogoś, kto miał z tym problem i komu nie mógł pomóc, bo nic na temat tej choroby nie wiedział. Kiedy spotyka Shirotaniego, i odkrywa z czym się zmaga, nie tylko postanawia mu pomóc, ale zakochuje się w nim
i chce, by i Shirotani zakochał się w nim, a terapia, którą będzie prowadził ma mu w tym skutecznie pomóc. Nie będzie to ani łatwa droga dla obydwóch mężczyzn, ani nie pewny jest jej efekt końcowy, bo do tanga trzeba dwojga, a przecież osobom zdrowym jest bardzo trudno nawiązywać wzajemne relacje oparte na szczerości zaufaniu,
a co dopiero kiedy jedna z osób jest z bagażem doświadczeń, które pozbawiły ją otwartości i bezpośredniości w sposobie wyrażania czy pokazywania emocji czy uczuć, bo ich w swoim życiu nie przeżyła. Fantastycznie zaprezentowana historia wzajemnej fascynacji
i przekraczania granic, gdzie nikt do końca z naszych bohaterów nie jest pewien dokąd zaprowadzi ich to, czego spontanicznie i na żywo doświadczają, bo nim nastąpi ten najważniejszy moment, moment odkrycia jak bardzo im na sobie zależy i jakimi racjami kierowali się zbliżając się do siebie, muszą po drodze zmierzyć się z własną niestety nie łatwą przeszłością, i oczyścić to, co stare życie naniosło na nich, muszą odgruzować i odkopać fundamenty swego prawdziwego ja, pozbawione narosłego przez lata niepotrzebnego bagażu. A kiedy dojdą do punktu, w którym poczują, że są już wolni, muszą zburzyć mury przeszłości i rozpocząć nowe życie, bez blokad
i sznurów, które wiązały ich z przeszłością. To najtrudniejsze z zadań, przed którymi stają nasi bohaterowie. Jednocześnie niezwykle motywujące, bo każdy z nich od momentu kiedy nastąpiło ich wspólne spotkanie bardzo chciał, by stało się ono czymś, co pozwoli im na zmianę, obydwaj podświadomie czuli, jak bardzo ich do siebie wzajemnie ciągnie, że łączy ich chemiczna więź, która sprawia, że są dla siebie stworzeni, że razem będą mogli pokonać wszystkie problemy. Razem, bo do tej pory każdy z nich szedł własną, zamkniętą dla innych drogą, dopiero ich spotkanie uzmysłowiło im, że tylko we dwóch mogą wzajemnie sobie pomóc i odkryć prawdziwych siebie. Autorka rewelacyjnie wprowadza nas w świat naszych bohaterów, buduje i trzyma napięcie, z uwagą śledzimy kolejne ich spotkania i przyglądamy się jak opadają z nich maski i otwierają się na siebie. Obrazy zmysłowo-seksualnych przygód stworzyła
z prawdziwym wyczuciem i delikatnością, jest w nich niesamowita moc, wrażliwość i emocje, seks jest dopełnieniem relacji a nie mechanicznym zdepersonalizowanym aktem, udało jej się pokazać wielowymiarowość tego przeżycia, które staje się dla chłopaków kosmiczno-mistyczno-duchowo-fizycznym stanem, a zrobiła to tak, co jest ogromnym atutem, że wywołuje ciarki i fascynacje podczas czytania. Godny polecenia mangowy komiks.

Mizofobia jest bardzo niebezpiecznym zaburzeniem i chorobą, która może doprowadzić do niezwykle szkodliwych dla zdrowia fizycznego, ale i psychicznego, skutków. Nie wolno jej lekceważyć i nie można jej obśmiewać, bo to, co niesie ze sobą to ogromny ból i cierpienie osób, które się z nią zmagają. I jak dotąd nie znaleziono żadnego skutecznego lekarstwa poza terapią, ale żeby...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mizofobia jest bardzo niebezpiecznym zaburzeniem i chorobą, która może doprowadzić do niezwykle szkodliwych dla zdrowia fizycznego, ale i psychicznego, skutków. Nie wolno jej lekceważyć i nie można jej obśmiewać, bo to, co niesie ze sobą to ogromny ból i cierpienie osób, które się z nią zmagają. I jak dotąd nie znaleziono żadnego skutecznego lekarstwa poza terapią, ale żeby zmienić to, co siedzi
w naszej głowie trzeba i czasu i cierpliwości a przede wszystkim ogromnego wsparcia ze strony bliskich osób, bo to one mogą
i wpływają na postrzeganie przez nas problemów, które niesie ze sobą to kompulsywne zachowanie, to one musza znosić, tolerować
i pomagać tym, którzy nie są w stanie przełamać stanów lękowych
i blokad, nie tylko przed dotknięciem czegokolwiek bez rękawiczki, ale często i przed wyjściem z domu, bo sam fakt, że będzie się nagle trzeba poruszać w otoczeniu innych osób i milina zarazków roznoszonych przez te osoby we wszystkich możliwych miejscach, wywołuje taką panikę, że osoba nie jest w stanie wyjść z domu, a na samą myśl, że mogłaby zetknąć się z kimś, kto by tylko otarł się o nią sprawia, że w jej głowie wybucha bomba i musi natychmiast, w tym momencie biec do łazienki i szorować ręce, czasem całe ciało, często niestety aż do krwi. Shirotani zmaga się z mizofobią od dzieciństwa, Kurose jest terapeutą, który kiedyś na swojej drodze poznał kogoś, kto miał z tym problem i komu nie mógł pomóc, bo nic na temat tej choroby nie wiedział. Kiedy spotyka Shirotaniego, i odkrywa z czym się zmaga, nie tylko postanawia mu pomóc, ale zakochuje się w nim
i chce, by i Shirotani zakochał się w nim, a terapia, którą będzie prowadził ma mu w tym skutecznie pomóc. Nie będzie to ani łatwa droga dla obydwóch mężczyzn, ani nie pewny jest jej efekt końcowy, bo do tanga trzeba dwojga, a przecież osobom zdrowym jest bardzo trudno nawiązywać wzajemne relacje oparte na szczerości zaufaniu,
a co dopiero kiedy jedna z osób jest z bagażem doświadczeń, które pozbawiły ją otwartości i bezpośredniości w sposobie wyrażania czy pokazywania emocji czy uczuć, bo ich w swoim życiu nie przeżyła. Fantastycznie zaprezentowana historia wzajemnej fascynacji
i przekraczania granic, gdzie nikt do końca z naszych bohaterów nie jest pewien dokąd zaprowadzi ich to, czego spontanicznie i na żywo doświadczają, bo nim nastąpi ten najważniejszy moment, moment odkrycia jak bardzo im na sobie zależy i jakimi racjami kierowali się zbliżając się do siebie, muszą po drodze zmierzyć się z własną niestety nie łatwą przeszłością, i oczyścić to, co stare życie naniosło na nich, muszą odgruzować i odkopać fundamenty swego prawdziwego ja, pozbawione narosłego przez lata niepotrzebnego bagażu. A kiedy dojdą do punktu, w którym poczują, że są już wolni, muszą zburzyć mury przeszłości i rozpocząć nowe życie, bez blokad
i sznurów, które wiązały ich z przeszłością. To najtrudniejsze z zadań, przed którymi stają nasi bohaterowie. Jednocześnie niezwykle motywujące, bo każdy z nich od momentu kiedy nastąpiło ich wspólne spotkanie bardzo chciał, by stało się ono czymś, co pozwoli im na zmianę, obydwaj podświadomie czuli, jak bardzo ich do siebie wzajemnie ciągnie, że łączy ich chemiczna więź, która sprawia, że są dla siebie stworzeni, że razem będą mogli pokonać wszystkie problemy. Razem, bo do tej pory każdy z nich szedł własną, zamkniętą dla innych drogą, dopiero ich spotkanie uzmysłowiło im, że tylko we dwóch mogą wzajemnie sobie pomóc i odkryć prawdziwych siebie. Autorka rewelacyjnie wprowadza nas w świat naszych bohaterów, buduje i trzyma napięcie, z uwagą śledzimy kolejne ich spotkania i przyglądamy się jak opadają z nich maski i otwierają się na siebie. Obrazy zmysłowo-seksualnych przygód stworzyła
z prawdziwym wyczuciem i delikatnością, jest w nich niesamowita moc, wrażliwość i emocje, seks jest dopełnieniem relacji a nie mechanicznym zdepersonalizowanym aktem, udało jej się pokazać wielowymiarowość tego przeżycia, które staje się dla chłopaków kosmiczno-mistyczno-duchowo-fizycznym stanem, a zrobiła to tak, co jest ogromnym atutem, że wywołuje ciarki i fascynacje podczas czytania. Godny polecenia mangowy komiks.

Mizofobia jest bardzo niebezpiecznym zaburzeniem i chorobą, która może doprowadzić do niezwykle szkodliwych dla zdrowia fizycznego, ale i psychicznego, skutków. Nie wolno jej lekceważyć i nie można jej obśmiewać, bo to, co niesie ze sobą to ogromny ból i cierpienie osób, które się z nią zmagają. I jak dotąd nie znaleziono żadnego skutecznego lekarstwa poza terapią, ale żeby...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Odkrywanie swojej własnej orientacji seksualnej nie jest łatwą sprawą, zwłaszcza kiedy się ma dopiero 12 lat, i tak naprawdę wszystkie wybory, w tym te najważniejsze, dotyczące płci partnera, są jeszcze nie w pełni świadome i pewne, a przecież i ciało i serce głośno już wołają, że wiem, którą drogą powinienem podążać. I na tej drodze niestety nie zawsze wszystko też jest proste, a przecież wydawałoby się, że funkcjonujemy w coraz bardziej otwartym, liberalnym i tolerancyjnym społeczeństwie, chyba, ze mówimy o naszym polskim podwórku, bo tu nam ciągle wiele brakuje. Młody człowiek, jeszcze przecież w naszych kategoriach dziecko, ma już jednak swoją wizję relacji, które chciałby budować, i wcale nie myśli o seksie, choć dla wielu myślenie o tym, że mógłby się całować już może być zbyt przedwczesne. Takimi obawami żyje i nasz bohater, nad wyraz dojrzały i wewnętrznie przekonany o tym, że jest gejem i jego fascynacje związane są z mężczyznami. Nie będzie mu łatwo, nikt nie mówił, ze komukolwiek w życiu może być łatwo, ale nawet w bardzo przychylnym społeczeństwie temat homoseksualności jest traktowany jako temat tabu i przezwyciężenie oporu wobec akceptacji musi się dokonać na wielu poziomach i w wielu miejscach, zaczynając od domu poprzez szkołę, przyjaciół. Ujawnienie się jest dla Alana wyzwaniem i spotkaniem się z tak licznymi stereotypami z jakimi, mimo wszystko jako dziecko, nie miał do tej pory do czynienia, ale to także zmierzenie się z rodzinnymi traumami i weryfikacja przyjaciół, czy potrafią być wsparciem i opoką w trudnych momentach, czy zlekceważą, osadzą i wyśmieją. Niespodziewane sojusze i odkrywanie życzliwych osób ale przede wszystkim poznanie i zrozumienie swoich najbliższych, to o wiele ważniejszy, choć mimowolny skutek dokonanego coming outu, to swoiste rodzinne katharsis jest też okazją do naprawienia zepsutych albo nie rozwiązanych problemów
z domowego podwórka, szansa na odkrycie siebie i docenienie rodziny. Wprawdzie musimy uwzględniać amerykański kontekst lektury, ale zmagania bohatera są tak naprawdę częścią zmagań wielu młodych ludzi niezależnie od miejsca i kraju, z którego by pochodzili, bo to, co dokonuje się w człowieku wszędzie ma taki sam wymiar, okoliczności towarzyszące są tylko tłem. Alan musi przez kilka dni stoczyć prawdziwa walkę, walkę z sobą, musi z dziecka stać się dorosłym, i to bardzo szybko, musi dojrzeć i zweryfikować dotychczasowe swoje oceny i postawy, musi dokonać wyborów, podjąć decyzje, które zaważą na dalszym jego życiu. Nie zna wszystkich konsekwencji, nie wie jakie będą skutki jego zachowań, ale nie może stać w miejscu, bo ma poczucie, że oszukuje siebie, ale i innych, pokazuje się kimś, kim nie jest, a chce żyć w zgodzie z samym sobą, a to najtrudniejszy rodzaj doświadczenia. Bycie tchórzem jest dziś, jak i zawsze było, uznawane za, nie tylko przejaw słabości, ale i postawę, która wzbudza pogardę. Hasła w stylu miej odwagę, nie ukrywaj się, czego się boisz, działają nie tylko na nasze emocje, ale i wprawiają w drżenie owa niewychwytywalną a jakże czułą strunę, jaką jest poczucie dumy i godności. Jak to, ja tchórzem, wypluj te słowa, ja ci pokaże. Podsycana ironią i złośliwością forma ataku zwiększa nasza szybka chęć rekcji. I czy warto, czy można, czy powinniśmy, czy należy się tym przejmować. Co osiągniemy kiedy zareagujemy, co sobie, czy innym udowodnimy, czy to coś zmieni, może w sumie chodzi tylko o to, żeby nas to zmieniło, a czy będzie to miało jakiś skutek na innych, to przy okazji. Co istotne w tych zmaganiach, że nie dotyczą one osób starszych, dojrzałych, w wielu kwestiach są one już udziałem dzieci, i to one muszą bardzo szybko przekroczyć granice, które dzielą ich od bycia dorosłymi, a przecież zawsze jako dorośli staraliśmy się chronić dzieci przed takimi zrachowaniami, czy teraz jest inaczej, czy teraz im szybciej tym lepiej, czy przyspieszając ułatwiamy tym, rozwiązujemy ich problemy? To niektóre z tych dylematów świetnie zobrazowane w tej lekturze.

Odkrywanie swojej własnej orientacji seksualnej nie jest łatwą sprawą, zwłaszcza kiedy się ma dopiero 12 lat, i tak naprawdę wszystkie wybory, w tym te najważniejsze, dotyczące płci partnera, są jeszcze nie w pełni świadome i pewne, a przecież i ciało i serce głośno już wołają, że wiem, którą drogą powinienem podążać. I na tej drodze niestety nie zawsze wszystko też jest...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Idealnie by było, gdyby sprawiedliwość była zasadą, którą rządzą się wszyscy na ziemi, niezależnie od stanu, do którego przynależą, czy są bogaci czy biedni, czy na szczytach władzy czy wykonujący najbardziej przyziemne obowiązki. Sprawiedliwość. Marzenie czy iluzja, a raczej może jedno i drugie. Ale gdyby zapytać kogokolwiek o to czy ona istnieje to zdecydowana większość odpowie, że sprawiedliwości nie ma, nie było i nie będzie, a gdyby dalej drążyć temat i zapytać czym ona jest, to tu pojawi się jeszcze większa trudność, bo okaże się, że każdy na swój sposób ją rozumie i interpretuje, i oczywiście zawsze na swoją korzyść. By przywołać tu kultowe słowa Pawlaka z komedii Sami swoi: Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie. Takie są też i nasze częstokroć błędne oczekiwania, że sprawiedliwym wydaje się nam to, co takim jest dla nas, a nie to, co takim rzeczywiście jest. Nasza natura wbrew obiektywnym faktom buntuje się i w walce o byt przypisuje sobie bycie Temidą uznając, że to my jesteśmy od tego, by oceniać i wydawać wyroki nam sprzyjające a nie drugiej stronie, i że ze świecą szukać kogoś, kto umiałby w takiej sytuacji przyznać się, że nie ma racji i sprawiedliwość jest po stronie przeciwnej. Szukamy w świecie jednak cały czas sprawiedliwości i właśnie w ręce sądów oddajemy nasze sprawy, choć potem z ich wyrokami niekoniecznie się zgadzamy a często je kontestujemy i krytykujemy. Bohaterowie Złodziejki szukają ludzkiej sprawiedliwości, na boską nie liczą, ale na tę w dostępnym im wymiarze tak. I szukają jej na wielu poziomach. Po pierwsze Susan odczuwa, że to niesprawiedliwe, że nie ma pieniędzy, za które mogłaby sobie kupić lepszą sukienkę i lepsze jedzenie, więc jest gotowa popełnić przestępstwo, które w jej oczach będzie próbą odzyskania blasku utraconego przez lata niesprawiedliwego życia jakie przyszło jej prowadzić. Maud czuje się niesprawiedliwie traktowana przez wuja i jego służbę, cierpi nie za swoje, ale za winy obłąkanej matki, która spowodowała rodzinny skandal, którego ona jest owocem jako nieślubne dziecko. Wuj nie ma w sobie litości, liczy sią jego korzyść a nie dziewczęce romantyczne pragnienia czy widzimisię. Pan Rivers zazdrości bogactwa i prestiżu innym, czuje, że mógłby więcej, choć los potraktował go niesprawiedliwie pozwalając mu przyjść na świat w rodzinie, która swym statusem daleka jest od jego obrazu chwały i wielkości. Chce więc ten status za wszelką cenę osiągnąć i robi wszystko, by tak się stało, nie mając żadnych wahań ani skrupułów. Wsłuchując się w opowieści innych postaci motyw niesprawiedliwości jest jednym z najczęściej poruszanych. Konkluzja jest smutna: życie jest niesprawiedliwe, nie jesteśmy w stanie przed jego niesprawiedliwą ręką się schronić ani uciec, wcześniej czy później nas dosięgnie. A każdy nasz czyn zostanie zmierzony i odpłacony. Nawet jeśli na jej pojawienie się trzeba poczekać wiele lat. Nic bowiem nie zostaje bez zapłaty. Dobro do nas wraca, ale zło wraca i to w dwójnasób, i o ile dobro wraca mimochodem, przypadkowo, cicho, i dlatego tak często go nie zauważamy a przez to i nie doceniamy, to zło uwielbia show i spektakularne powroty. Dla naszych bohaterów takie będą konsekwencje ich wyborów, wszystko prowadzi do finału, w którym to, co zbudowane na złu musi zaowocować złem. I tam usłyszymy że sprawiedliwości musiało się stać zadość, choć dosięgnęła dopiero uczestników wydarzeń po latach. I w potocznym odczuciu choć wszyscy powiedzą dobrze się stało, dobrze im tak, nikt nie będzie wnikał w indywidualne przeżycia i drogę przez mękę, która towarzyszyła określonym decyzjom naszym bohaterom, to już się nie liczy. Sprawiedliwość lubi przebierać się w szaty, które mają pokazać ją jako wyważoną, słuszną, rozsądną, ale też bez uczuć, bo twardą i surową ale i bezlitosną, bo chcącą wyważać racje. Nigdy nie ma pewności ich siły, bo to tylko własne przekonania a nie holistyczny ogląd, bo ten po ludzku nie jest możliwy. Złodziejka wciąga do refleksji nad kondycją moralną człowieka, nie zadaje ani łatwych pytań, i nie daje prostych odpowiedzi. Spaja wprawdzie wszystko niewidzialną nicią miłości, która wisi w powietrzu, unosi sie nad ziemia, ale nie przekracza żadnych granic, pluska się z niewinnością gestów, spojrzeń ale i tapla w błocie, a to błoto to tak naprawdę bagna. Można w nich utonąć, a jednak i Maud i Susan próbują z nich się wyciągnąć, ostatecznie, i może o to też chodziło Autorce, wychodząc z jednych topieli wpadają w inne, bo żeby żyć trzeba zarabiać pieniądze, a skoro można zarabiać na błocie, to czemu nie?

Idealnie by było, gdyby sprawiedliwość była zasadą, którą rządzą się wszyscy na ziemi, niezależnie od stanu, do którego przynależą, czy są bogaci czy biedni, czy na szczytach władzy czy wykonujący najbardziej przyziemne obowiązki. Sprawiedliwość. Marzenie czy iluzja, a raczej może jedno i drugie. Ale gdyby zapytać kogokolwiek o to czy ona istnieje to zdecydowana większość...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wybór, który otrzymujemy znajduje następujące uzasadnienie w ustach autora: Poezja to słońce, które czasem piękniej zabłyśnie w kropli rosy niż na otwartym niebie, i tak samo czasem mały wiersz urzeknie i zachwyci a wielki zostawi obojętnym. Stąd dokonany wybór jest nad wyraz subiektywny i własny. Przyglądamy się Ameryce od lat 40 i podziwiamy ją w jej bogactwie i różnorodności. To spotkanie ludzi, zwyczajów, kultur, grup wyznaniowych, etnicznych, przedstawicieli świata biznesu i rolników. Zatrzymujemy się nad pytaniami egzystencjalnymi i bawimy się frywolnością, walczymy ideowo i zmagamy sie z pełnym ironii i humoru obrazem otaczającego nas świata. Oglądamy Amerykę taką prawdziwą i nieskalaną, bo poeci nie chcą manipulować przekazem, oni za cel stawiają sobie rekonstrukcje tego, co ich dotyka , czego doświadczają, jak przeżywają emocje, w jaki sposób rozumieją innych. A przy jakże subiektywnym odbiorze tych wszystkich bodźców musimy mieć świadomość, że dostaniemy w prezencie kolaż, gdzie ścierać się będą różne wizje i sposoby postrzegania. Gdzie nic nie będzie już takie samo, a wszystko będzie inne, co jest najpiękniejszym wyrazem tego, że na tym polega bogactwo różnorodności, której często się boimy i dążymy do jakiejś dziwnej unifikacji czy jednolitości, podczas gdy prawdziwa pełnia jest wtedy kiedy mamy całą paletę kolorów. Przywołani twórcy wprowadzają nas w różne odcienie. Moja uwaga skupiła się na kilku, którzy dotykają ważnych i ciekawych według mnie wymiarów. Oto Tomasz Merton, znakomity kaznodzieja i pisarz, mnich, który mimo surowej reguły trapistowskiego życia prowadził odważny otwarty dialog ze światem i odkrywał dla laickiego świata nieprzebrane pokłady wiary i duchowości, która ubrana w odpowiednie słowa i idące za nimi świadectwo wiary była w stanie przekonać najbardziej zagorzałych i twardych ateistów czy antypapistów. Jego rozmyślania o sensie i celu życia trafiają w czuły punkt i skłaniają do refleksji, bo nie pozwalają nam przechodzić obojętnie obok pytań, które należą do kanonu, a wśród nich to jedno, jakże często przywoływane: po co żyć, po co to wszystko. Merton odpowiada, że warto i znajduje uzasadnienie dlaczego. Po drugiej stronie będzie Allan Ginsberg, czołowy bitnik, promotor tego ruchu, w którego poezji będzie przede wszystkim odzywał się życiowy hedonizm, radość z życia, przyjęcie jego trudów ale i przyjemności, które pozwalają pomyśleć o drugim człowieku nie tylko w duchowym ale i cielesnym wymiarze. I mimo tego często zmysłowego i bardzo żywiołowego charakteru, i one mają swoje zakorzenienie w religii, choć w tym wypadku w judaizmie. Ginsberg prowadzi spór z Bogiem, i o potyczkach pisze nie przebierając w słowach, bo to krwisty dialog, gdzie Bóg jest realnym partnerem tej nierealnej rozmowy. Robert Bly będzie z jednej strony wyrazicielem pacyfizmu tak mocno silnego w Ameryce od II wojny światowej poprzez wojnę w Korei a potem w wojnie w Wietnamie, ale poznajemy i jego drugą, jakby oderwaną od niego, stronę jego poezji, bardziej sielankową, bardziej sielską, nastawioną na zachwyt nad światem
i jego cudownością. Te dwie skrajne postawy pokazują wewnętrzną walkę poety i odzwierciedlają dylematy współczesnych Amerykanów. Z jednej strony śmierć, zniszczenie i wołanie o pokój, z drugiej piękno, które nas otacza a które depczemy, niszczymy, nie mamy czasu, by się nim zachwycać. W tym duchu tworzy Mark Stand, który zadziwił nas zachwytem nad detalami miejsc, do których nas prowadzi. To nie tylko podziw dla nieba, ziemi, ale dla każdego elementu tego obrazu, nad źdźbłem trawy, kwiatem przy drodze, ślimakiem. To powrót do poezji pełnej czci dla przyrody. A tymczasem Randall Jarred po przeżyciach wojennych, które bardzo go dotknęły, po wielu tragicznych wydarzeniach, które spotkały Amerykę, łącznie z zamachem na prezydenta Kennedy, prezentuje nam poezje, która bardziej wnika do wnętrza człowieka, do jego najbardziej głęboko schowanych pokładów, by wydobyć z nich niepokój i lęk przed śmiercią, przed przemijaniem, przed stratą. Analizuje te przeżycia i stosując swoistą wiwisekcję próbuje odsłonić nas, pokazać jacy jesteśmy tak naprawdę, nie zbudowani z masek, iluzji, tylko z narosłych w nas mechanizmów obronnych, które odrzucone dopiero odsłaniają nasze prawdziwe ja. A na podsumowania poetka oryginalna i kontrowersyjna Adrienne Rich, należąca do radykalnego feminizmu drugiej fali, która odrzuca utarte wzorce i normy i podważa je w imię wolności i dla szacunku dla człowieka, uważa, że są one wynikiem stereotypów, które niszczą człowieka i wprowadzają go do jaskini, z której nie ma wyjścia. Jednym z takich postulatów zmiany jest odzyskanie wolności macierzyństwa, wolności nad ciałem, wolności od męskiej kontroli i te motywy wyrażone w twardy, wręcz męski ostry sposób pokazuje w swej poezji. Ta krótka panorama pokazuje nam jak wielorakie jest to amerykańskie spojrzenie, i że wymaga ono pozytywnego nastawienia dla jego różnorodności, bo tylko wtedy widzimy Amerykę prawdziwą nie zafałszowaną, nie ukrytą. Autor dokonał niezwykle trafnego wyboru, zarówno, co do autorów, jak i ich utworów. To świetna antologia.

Wybór, który otrzymujemy znajduje następujące uzasadnienie w ustach autora: Poezja to słońce, które czasem piękniej zabłyśnie w kropli rosy niż na otwartym niebie, i tak samo czasem mały wiersz urzeknie i zachwyci a wielki zostawi obojętnym. Stąd dokonany wybór jest nad wyraz subiektywny i własny. Przyglądamy się Ameryce od lat 40 i podziwiamy ją w jej bogactwie i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Komunizm, który zawitał do naszych bram wprowadzany był siłą i na bagnetach. Za idącymi z kagankiem postępu maszerowało NKWD
i tworzona na szybko służba bezpieczeństwa, które bardzo dokładnie weryfikowały i sprawdzała jak przekazywane treści o nowym raju na ziemi są przyjmowane i jakie rodzą się postawy wśród tych, którzy zostali obdarzeni tym wielkim szczęściem. Co tak naprawdę sprawia,
i jest to pytanie, które dotyczy nie tylko tej lektury ale każdej, która ma charakter rozrachunkowy, że ludzie święcie wierzą w to, co im jest podawane jako jedyna obowiązująca prawda, i dla tej prawdy potrafią zatracić wszystkie swoje dotychczasowe wartości i normy, w których się ukształtowali i wychowali. Bo inaczej już podejdziemy do dzieci, które wychowane w nowych warunkach są niejako od razu nasączane trucizną, nie znają innej rzeczywistości i przyjmują, że to, co słyszą, co się im pokazuje, to jedyna prawda. Ale dorośli? Zwłaszcza ci, którzy mają już trochę doświadczeń za sobą, jak możliwe, że nabrali się na piękne słowa, a może na siłę i blichtr władzy. Możliwe, że to ukryta czy jawna propaganda, która stwarza wrażenie, ze oto jesteś częścią wielkiego dzieła, uczestniczysz w czymś, co sprawi, że świat, ludzkość staje się lepsza i tym masowym oddziaływaniom ulęgają niczym muchy wszyscy? Jak to sie stało, że trzeźwo myślący ludzie, którzy nie ulegli otumanieniu a jednak z jakichś powodów poddali się presji nowej rzeczywistości, zatracili swój świat wartości i poszli na daleko idące kompromisy i zgodzili się swym nazwiskiem firmować ten nowy ład. Czy to tylko słabość, strach, czy ludzkie namiętności, które wzięły górę, takie jak władza, sława, kariera za wszelką cenę. Hanna Arend mówiła o banalności zła kiedy próbowała zdiagnozować powody, dla których dobrzy Niemcy wybrali Hitlera i stali się częścią jego wielkiej maszyny zniszczenia. Obok siebie w parze często maszerowała wybitność i głupota, koniunktura z geniuszem, służalczość z maestria. To wszystko razem okazało się ze sobą sprzęgnięte a przyczyn było wiele. Niektórzy z twórców literatury zostali złamani, to złamanie to był szantaż, presja a czasem konieczność, by ratować siebie i najbliższych, inni nie chcieli być byle literatem a więc gotowi byli się sprzedać za synekury, które dawały im poczucie wolności, okupionej szeregiem zobowiązań ale jednak dającej wyższy poziom życia niż innym. Inni byli po prostu szmatami, dla których liczyła się kariera, po trupach i do celu Do najciekawszych rozmów należą te z Jerzym Andrzejewskim, Wiktorem Woroszylskim Zbigniewem Herbertem, Julianem Stryjkowskim, ale choć każda
z nich jest inna i każda pokazująca losy pisarza od momentu zahipnotyzowania do kontestacji, to łączy ich wspólna idea, idea,
w którą oni w większości naprawdę wierzyli. Choć Autor jest bardzo powściągliwy w ocenie, co wynika z faktu, że sam kiedyś na początku swej literackiej drogi też został ukąszony komunizmem, to mimo zrozumienia i daleko idącej próby usprawiedliwienia określonych zachowań i postaw, nie ucieka przed krytycznym i jednoznacznym przyznaniem się do popełnionych błędów i fascynacji, które jego i jemu podobnych młodych ambitnych twórców literatury wyprowadziły na manowce. Nie zwala całej winy na system, choć to w nim upatruje źródło zła, dostrzega jednak w nim element ludzki, bo to ludzie tworzą zło i piekło, w którym sie potem wzajemnie niszczą. Teza, że dla pieniędzy i sławy jedni drugich potrafią zabić, znajduje tu swoje pełne uzasadnienie, choć nie zawsze o śmierć cielesną chodzi, czasami jest to śmierć cywilna, o wiele gorsza i poważniejsza w skutkach. Wielu twórców tamtych czasów, popełniło dzieła, które wykluczyły ich dzisiaj z pamięci, bo zapisane trwają jako dowód ich zaprzedania i hipokryzji, jako wspomnienie sprzeniewierzenia się normom i zasadom konstytuującym godność człowieka, odsłaniający ich nieludzkie oblicze. To były czasy pogardy i zniewolenia, ale i wtedy znaleźli się odważni, którzy nie dali się zwabić w zastawioną na nich pułapkę, nawet za cenę utraty pieniędzy i sławy, możliwości bycia wydawanym, cenionym, zapraszanym. Zachowali twarz i sumienie. Inni polegli i nigdy się z kolan nie podnieśli. Prawdziwość tych historii poraża i zasmuca, odsłania obraz człowieka takim jakim jest naprawdę a nie jakim się prezentuje przed innymi. Ta dwoistość tkwi w każdym z nas. Jest w nas dobro i zło, które toczą nieustanną walkę o naszą dusze, o nas samych. Nie wszyscy ją wygrywają.

Komunizm, który zawitał do naszych bram wprowadzany był siłą i na bagnetach. Za idącymi z kagankiem postępu maszerowało NKWD
i tworzona na szybko służba bezpieczeństwa, które bardzo dokładnie weryfikowały i sprawdzała jak przekazywane treści o nowym raju na ziemi są przyjmowane i jakie rodzą się postawy wśród tych, którzy zostali obdarzeni tym wielkim szczęściem. Co tak...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy Kościół może zmieniać swoją doktrynę. Czy toczące się w świecie wielkie zmiany mogą wpływać na próby aktualizowania treści, które od stuleci były traktowane jako nie podlegające zmianom. Czy w ogóle możliwa jest jakaś transformacja Kościoła, czy odwołując się do ewangelicznych zapisów Kościół jest jak skała, która nie ugnie się przed żadną burza ani nie ulegnie szalejącej wichurze. Pęknięcia jednak się zdarzają, i jak pokazuje jego wielowiekowa historia, wbrew różnych trudnościom Kościół trwa i ma się dobrze. Taką tezę stawia i uzasadnia Terlikowski odwołując się do doświadczenia Kościoła, który jest dla niego nie tylko instytucja, która zrzesza ludzi podejmujących różne, nie zawsze słuszne decyzje, ale jest sakramentalnym znakiem Boga, i tu nie ma mowy o żadnym odstępstwie czy rezygnacji z obowiązujących zasad czy norm prawnych, bo te zakorzenione są nie w ludzkim a w boskim autorytecie. I tu w zasadzie kończy się dyskusja, bo przy tak jednoznacznym podejściu każda ze stron sporu okopawszy się na stanowiskach, które nie podlegają dialogowi będzie trwała przy swoich racjach. Wszelkie próby innej niż ortodoksyjna wykładnia prawd wiary traktowane są przez Autora jako sianie zamętu, który wyrządza ogromne szkody w umysłach i sercach wiernych, a odpowiedzialność za te niepokoje spada w głównej mierze na część hierarchów, którzy wymienieni z imienia i nazwiska nazywani są flanką liberalizmu rozmiękczającą doktrynę moralną Kościoła prowadzącą do jego upadku i zniszczenia. Nie bez powodu cytowanym i przywoływanym autorem jest Hildebrand i jego niezwykle ciekawe dzieło Koń trojański w mieście Boga. W końcu jego sugestie stały się faktem więc coś jest na rzeczy. Tłem dla tych wydarzeń jest synod o rodzinie, na którym poruszane zostały tematy jakie nigdy w Kościele nie tylko nie pojawiały się w publicznej dyskusji ale natychmiast gdy były wywoływane były chowane jako niebezpieczne i szkodliwe. Synod zajął się nie tylko problemem koncepcji małżeństwa i jego problemów we współczesnym świecie ale podjął próbę innego duszpasterskiego spojrzenia na sytuacje osób rozwiedzionych, związków niesakramentalnych, konkubinatów i związków homoseksualnych. Liczne sugestie propozycji zmiany dyscypliny sakramentów ale i wprowadzenia bardzo nowatorskiej teorii kardynała Waltera Kaspera o teologii miłosierdzia, wywołało liczne sprzeciwy i przyniosło ostrą debatę, która zatoczyła o wiele szersze kręgi niż tylko te związane z ojcami synodalnymi. I choć ostateczna konkluzja pozostała niezmienna to wokół poruszanych zagadnień spadła zasłona milczenia. Autor bardzo radykalnie pokazuje istniejące w łonie samych hierarchów różnice zdań dotyczące tak duszpastersko ważnych kwestii i zwraca uwagę na fakt, że ten podział, mimo, że zażegnany tak naprawdę ciągle się pogłębia, bo wyniki ankiet, które zostały rozesłane przez papieża Franciszka przed synodem pokazały, że pomiędzy postawami katolików a oficjalną doktryną panuje przepaść i nie da się jej bez jakiś poważniejszych konsekwencji zasypać. Dla autora te konsekwencje to z jednej strony protestantyzacja Kościoła, z drugiej zwarcie doktryny i coraz większa elitarność Kościoła, i choć zmniejszy się liczba wiernych, to ci, co zostaną będą wierni doktrynie. Współczesny Kościół na co dzień zmaga się z duszpasterskimi wyzwaniami dotyczącymi osób rozwiedzionych, dzieci pochodzących z takich małżeństw, osób i małżeństw homoseksualnych, dzieci z tych związków. Nie bardzo może poradzić sobie z jednoznacznością wygłaszanych poglądów, bo kiedy z jednej strony, a tak jest w przypadku homoseksualizmu, zgodnie z nauczaniem Pisma Świętego i tradycji skłonności homoseksualne uznaje za nienaturalne, niegodne i niemoralne, to z drugiej strony wzywa do tego, by takie osoby traktować z szacunkiem, współczuciem i delikatnością, by uniknąć wszelkich form dyskryminacji, przy czym dyskryminacje przyjmuje w określonym znaczeniu, bo nadal odmawia im dostępu do pewnych zawodów, czy praw, uważając ze to godziłoby w dobro wspólne. Najbardziej ostrą tezą Autora jest stwierdzenie, że dwóch mężczyzn nigdy nie będzie mogło obdarzać się prawdziwa miłością małżeńską, co jest wynikiem antropologiczno-moralnej konkluzji doktryny Kościoła, która komplementarnością obdarza tylko relacje między kobietą i mężczyzną. Te i inne tematy pokazują jak liczne kontrowersje wchodzą do Kościoła wywołując dyskusje o nowym wymiarze i zasięgu, z którymi przyjdzie się zmierzyć Kościołowi w najbliższym czasie. Ciekawa lektura.

Czy Kościół może zmieniać swoją doktrynę. Czy toczące się w świecie wielkie zmiany mogą wpływać na próby aktualizowania treści, które od stuleci były traktowane jako nie podlegające zmianom. Czy w ogóle możliwa jest jakaś transformacja Kościoła, czy odwołując się do ewangelicznych zapisów Kościół jest jak skała, która nie ugnie się przed żadną burza ani nie ulegnie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dramatyczne wydarzenia nad wodospadem Reichenbach sprawiają, że nasza wiara w Sherlocka Holmesa, genialnego detektywa, jednak słabnie. Dać się tak zaskoczyć Moriartemu? On, mistrz dedukcji, zawsze o krok przewidujący poczynania przestępców, ulega geniuszowi zła, może więc Holmes nie był tak doskonały jak o nim mówiono i popełniał ludzkie błędy, bo uwierzył w swoją nieomylność. Trochę smutno i przykro, i oczywiście wielki żal po stracie sympatycznego śledczego. Tak wita nas początek lektury kolejnego tomu przygód Holmesa w nowej odsłonie autorskiej Horowitza. Szacunek dla twórcy postaci znakomitego detektywa Artur Conan Doyla sprawia, że z dużą ostrożnością podchodzimy do kontynuatorów opowieści o Holmesie zdając sobie sprawę, że będą oni tylko naśladowcami, a pytanie, który musi paść brzmi: czy kreatywnymi czy rozczarowującymi. Nie jest to przecież odosobniony przypadek, że wiele lat po śmierci autora stworzony przez niego bohater fascynując kolejne pokolenia domaga się twórczej kontynuacji i zmartwychwstania. Jedynym możliwym i akceptowalnym jego ponownym pojawieniem sie jest wkomponowania go w jego prawdziwe realia i osadzenie akcji jego przygód w miejscu i czasie, z którego pochodzi. A ponieważ fani są zawsze świetnie zorientowani w szczegółach wszystkich wydarzeń z życia ich bohatera, jest sztuką nie lada takie wejście, żeby nie zakłócić głównego toku narracji i wciąć się w ewentualne momenty nie zagospodarowane przez autora lub pominięte z jakichś przyczyn. Horowitz więc wygrywa już na starcie. Moment rozgrywki Holmesa z Moriartym kończy się zniknięciem ich obydwu. Wątpliwości
i niepokoje, co się z nimi stało, nie ujęte w dziennikarsko-kronikarskim zapisie doktora Watsona pozwalają na szereg domniemań i puszczenia wodzy wyobraźni, co jest doskonałym pretekstem do zainspirowania wydarzeń, które mogły się wtedy zdarzyć. Tym bardziej, że spotkanie dwóch przeciwników wzajemnie się zwalczających ale i szanujących swój intelekt, zachęca do wysnucia wielu nieprawdopodobnych teorii, co też z takiego spotkania mogło wyniknąć. A potem już mamy tylko wodospad, i to nie tylko w metaforycznym znaczeniu. To, co będzie sie działo dalej uderza w nas z siłą wodospadu. Zwroty akcji i tempo wydarzeń zaskakują i wprawiają w czytelnicze podniecenie. Jak to się skończy? Czy nowi, może mniej doskonali niż pierwowzory, do których cały czas dążą, i na których się wzorują, bohaterowie, będą w stanie pokonać niebezpieczeństwa jakie mogą grozić Anglii nieświadomej tego, że oto rozpoczęła się mordercza walka o wpływy
w gangsterskim przestępczym świecie pomiędzy starym lądem a Ameryką, a jej stawką jest brak kontroli nad gangami i totalny chaos i utrata bezpieczeństwa przeciętnych obywateli. Choć w książce Holmes nie pojawia się ani razu, jego duch czuwa nad wszystkim, co się tam dzieje. Poznajemy, a w zasadzie przypominamy sobie, choć tym razem rozłożone na części pierwsze metody jego pracy stosowane przez wiernego naśladowcę inspektora Jonsa, który w Holmesie widzi mistrza i artystę. Wracają też i uzyskują nowe życie inni bohaterowi, którzy w książkach Doyla pełnili tylko role tła, a tu dostają nowe życie i poświecony im czas pozwala lepiej poznać motywy ich postępowania i dokonywane wybory. To niesamowicie ubogaca cały obraz, który staje się zamkniętą księgą, w której niczego nie może zabraknąć, bo tylko wtedy jest ona pełna i kompletna. A dokonywana przez prowadzącego nas za rękę detektywa Chasa analiza wydarzeń, czyniona subtelnie i dyskretnie, bez zdradzania wszystkich asów w rękawie, sprawia, że czujemy się uczestnikami wydarzeń w pełni zaangażowanymi w akcję. Nic nam nie zostaje oszczędzone, nic nie zostaje przed nami schowane i ukryte, choć jak sie okazuje ulegamy iluzji i manipulacji, omamieniu, ze to, co widzimy jest prawdą, a w rzeczywistości złudzeniem i ma swoje drugie dno. I dlatego też docieramy do końca tej przygody totalnie zaskoczeni i zadziwieni, że jak to, przecież już dawno o powinniśmy się domyśleć, że to wszystko było oszustwem i kłamstwem, a my daliśmy sie wodzić za nos i wprowadzić w błąd. I na tym polega też ogromna wartość tej lektury. Mimo pozorów nic nie jest takie jakie się wydaje i patrząc na coś musimy zdawać siebie sprawę, że istnieje inna odpowiedź niż ta, którą tak łatwo chcielibyśmy przyjąć, bo wydaje sie tak oczywista. Dlatego koniec głęboko wgniata nas w fotel - co za niespodzianka.

Dramatyczne wydarzenia nad wodospadem Reichenbach sprawiają, że nasza wiara w Sherlocka Holmesa, genialnego detektywa, jednak słabnie. Dać się tak zaskoczyć Moriartemu? On, mistrz dedukcji, zawsze o krok przewidujący poczynania przestępców, ulega geniuszowi zła, może więc Holmes nie był tak doskonały jak o nim mówiono i popełniał ludzkie błędy, bo uwierzył w swoją...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Prawdziwy wojownik musi mieć miecz, świadczy on nie tylko o tym, że jest mężczyzną i umie się posługiwać tym narzędziem walki, ale że jest zawsze do niej przygotowany i można nie niego liczyć
w potrzebie, bo stanie w obronie, nie ucieknie, będzie mężnie walczył z przeciwnikiem. Musi to być miecz, który nie tylko dobrze leży w dłoni, bo jest idealnie dopasowany, ale pomiędzy nimi musi być łącząca ich nić porozumienia, iskra, która sprawia, że wojownik
i miecz to jedność, i kiedy wojownik walczy mieczem miecz jest jego integralną częścią i wypełnia wszystkie jego polecenia, słucha się go. Dlatego miecz musi być zrobiony z takiej materii, która nie podda się łatwo, nie złamie, nie ulegnie zniszczeniu, będzie twarda i trwała, wytrzymała i silna. Stworzenie takiego miecza jest więc zadaniem bardzo wymagającym, nie każdy może się go podjąć, a poza tym w świecie Eragona miecz musi być stworzony według określonego rytuału i nasączony całą ilością specyficznych, chroniących go zaklęć i magią, która da mu potrzebną moc. Każdy miecz musi mieć też swoje imię, imię odgrywa zresztą ogromną rolę. Nazwanie kogoś po imieniu, tym jego najprawdziwszym, ukrytym, zasłoniętym przed innymi, jest bowiem oznaką, że oto ktoś ma nad nami władzę, bo zna nasz najtajniejszy sekret. Jednocześnie miecz jest bardzo związany ze swoim właścicielem, rozumie go, czuje, w pełni z nim współgra, co podczas walki jest gwarancją, że nie zawiedzie. Miecz Eragona też otrzymuje swoje imię, które w pradawnej mowie oznacza ogień. I kiedy zostaje ono wypowiedziane miecz rozbłyska światłem i płonie a wtedy jego siła rażenia jest ogromna. Zbliża sie nieuchronna rozgrywka z Galbatorixem, wielkie przygotowania do wojny wiążą się jednak z wielką pracą. Sojusz ras jest zagrożony. Wybuchają zamieszki wśród urgali, żeby ich poskromić Roran musi stoczyć bój z ich przywódca, by udowodnić, że jest silniejszy i należy mu się posłuszeństwo. Nowa królowa Vardenów musi poddać się próbie ran, by pokazać, że jest niezłomna, gotowa na wszystko i jest odważną przywódczynią. Krasnoludy muszą wybrać swego nowego króla a ich wewnętrzne rozgrywki powodują niepokój, w czyje ręce trafi korona, czy to będzie sojusznik ludzi w wojnie czy ktoś kto się od sojuszu odetnie. Mediatorem staje się w tym sporze Eragon wspomagając w osiągnięciu władzy swego przyjaciela i obiecując mu wsparcie i posłuszeństwo. Zresztą to nie jedyny układ, który musi zawrzeć, by doprowadzić do jedności i pokoju wśród sojuszników. Przed Eragonem stanie wiele wyzwań. Bedzie musiał dokonać trudnych wyborów, skłamać i nie ujawnić prawdy, by osiągnąć cel, do którego zmierza. Wraca z Safirą do Ellesmery, siedziby elfów, by tam dokończyć swoją edukację i poznać prawdziwą historię o swoim pochodzeniu. Odkrywa prawdę o swym ojcu, matce i staje się powiernikiem serca serc smoka. Szybko staje sie dorosłym, który wie, że lata dzieciństwa odeszły już bezpowrotnie. Każde nowe doświadczenie, mimo, że trudne, często bolesne, jest jednak dla niego impulsem, by stawać się coraz silniejszym i nie poddawać się smutkowi czy rozpaczy. Wie, że to uczucia, które oznaczają nie tylko słabość ale odbierają nadzieję, a tej, ani jemu nie może zabraknąć, ani tym bardziej tym, którym ma służyć i opiekować się. Ten przyspieszony kurs dorastania zmienia go wewnętrznie. To kolejne spotkanie z Eragonem jest jak zawsze dla Autora okazją do wielu moralizatorskich uwag, które jednak nie są formą napuszonych
i patetycznych frazesów, ale głębokim apelem, wezwaniem do wiary, optymizmu i życia marzeniami, które się spełniają, o ile bardzo tego chcemy i nie poprzestajemy tylko na marudzeniu, że nie da sie, tylko angażujemy się w ich realizacje. Galbatorix jest ciągle daleko, ale jego żołnierze docierają już do zgromadzonej armii, atakują i są prawie niepokonani, bo pozbawieni możliwości odczuwania bólu nie poddają się aż zginą, zabijając nie mających magicznej osłony ludzi. Nasz bohater wie, że zwycięstwo nie będzie łatwe, a zanim ono nastąpi po drodze zginie wielu. To tragiczna ofiara, którą trzeba złożyć, by uwolnić się od znienawidzonego władcy, który zabił tak wiele smoków i ich jeźdźców i zniewolił tyle ras. Eragon jest gotowy do walki, ma miecz, ma potrzebną wiedzę magiczną i umiejętności, ma odwagę i siłę, by obronić swoich najbliższych i ma nadzieję, że zwycięży.

Prawdziwy wojownik musi mieć miecz, świadczy on nie tylko o tym, że jest mężczyzną i umie się posługiwać tym narzędziem walki, ale że jest zawsze do niej przygotowany i można nie niego liczyć
w potrzebie, bo stanie w obronie, nie ucieknie, będzie mężnie walczył z przeciwnikiem. Musi to być miecz, który nie tylko dobrze leży w dłoni, bo jest idealnie dopasowany, ale...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Magia nie jest czymś wrodzonym, raz na zawsze danym. Magii, tak jak każdej innej czynności życiowej trzeba się uczyć, i jest to nauka długotrwała i trudna, sprzężona z nabyciem innych umiejętności. Nie można jej także zrozumieć jeśli się nie uchwyci wszystkich związanych z nią kontekstów, istotnym jest dotarcie do jej źródeł, poznanie historii, rytuałów i wielu znaków, którymi później trzeba właściwie się posługiwać, bo jeden błąd, jedno źle wypowiedziane zaklęcie może skutkować poważnymi konsekwencjami, bo magia to nie zabawa, to dar, którym żeby dobrze władać trzeba go ćwiczyć i cały czas nad nim pracować. Nasi bohaterowie Eragon i jego smoczyca Safira mają już za sobą pierwsze bardzo ważne doświadczenie bitewne. Eragon otrzymuje nowy tytuł Cieniobójca, który wyraża nie tylko uznanie za dokonany przez niego czyn, jakim było pokonanie Durzy, niezwykle niebezpiecznego wojownika, ale jest też ostrzeżeniem dla jego przeciwników, że posiada już odpowiednią wiedzę i umiejętności, by pokonać kogoś, kto do tej pory uchodził za niepokonanego i groźnego - Galbatorixa. Mimo tych sukcesów i ogromnego splendoru, który stał się jego udziałem pozostaje skromnym chłopcem, świadomym wielkości zadań, które zostały przed nim postawione. Po szkoleniu w siedzibie elfów jego więź mentalna z Safirą staje się jeszcze większa, a on sam przyjmuje zmienioną postać stając się smoczym jeźdźcem. Do Vardenów dociera też kuzyn Eragona Roran. Mimo, że nie znał on tajemnicy Eragona
i oskarżał go o spowodowanie śmierci swego ojca, kiedy poznaje całą prawdę o nim, wybacza mu i postanawia wspólnie walczyć przeciw Galbatorixowi, i odnaleźć porwaną przez Razaców, sługi Czarnego Jeźdźca, Katrinę, swoją narzeczoną. I choćby się mogło wydawać, że historia ta jest jedną z wielu jakie już kiedyś mieliśmy okazję usłyszeć, to rozłożone w niej akcenty układają się całkiem inaczej. Świat Eragona jest światem, w którym żyją różne ludy: ludzie, elfy, krasnoludy i urgale. Każda z ras nosi w sobie zadawnione urazy względem pozostałych. Mimo, że żadna też jest nie bez winy. To, co próbuje przemycać Autor w swej opowieści to wielka lekcja otwartości i tolerancji względem inności, którą muszą odrobić dziś wszyscy, zwłaszcza kiedy na co dzień wielokulturowość jest naszym udziałem. Nie wystarczy tylko uznać faktu, że są inni, żeby z nimi współegzystować, trzeba ich zrozumieć i poznać, nie można przyjąć założenia, że mnie nie interesują, bo tu nie chodzi o ciekawość, ale o znajomość otaczających mnie postaci i świata, który przynoszą. Wszelkie konflikty, nieporozumienia i złości wynikają z tego, że każda ze stron pamięta uczynione zło, przechowuje je, karmiąc się nim, a nie szuka dróg porozumienia i nie dąży do wyjaśnienia dlaczego tak się stało. To, co jest też niezwykle trudne, to pokora i przyznanie, że wina nie leży tylko po drugiej stronie, ale także może być i po mojej, że to ja czegoś nie dopełniłem, źle zrozumiałem, przeinaczyłem, i pełen niechęci i stereotypów zrobiłem coś w gniewie i złości, z krzywdą dla kogoś. Kiedy miedzy rasami musi dojść do sojuszu na jaw wychodzą wszelkie animozje i pielęgnowane przez lata rany, które aby uleczyć trzeba przebaczyć i próbować zapomnieć, nawet jeśli bardzo bolą, bo inaczej nie będzie szans na porozumienie i wcześniej czy później stare błędy odżyją na nowo. Eragon staje przed niełatwym zadaniem, nie tylko musi walczyć z wrogiem zewnętrznym, musi też pokonać o wiele groźniejszego wroga wewnętrznego jakim jest nieufność swoich współpracowników. Sam jest jeszcze młodym, nieopierzonym i niedoświadczonym człowiekiem, to, co musi zrobić często przekracza jego możliwości, ale pracuje nad tym i nie waha się podejmować ryzyka, które ma służyć wspólnej sprawie, wiedząc, że tylko tak osiągnie sukces. Barwna opowieść o jego przygodach połączona z głębokim przesłaniem jest doskonałą lekturą dla młodego odbiorcy, który szuka dobrych wzorów i autorytetów w takiej ludzkiej, zwyczajnej postaci, gdzie bohater odczuwa te same leki i staje przed takimi samymi wyzwaniami jakie są udziałem czytelników. To nadaje mu autentyzmu i wzbudza sympatię. A takich bohaterów bardzo potrzebujemy.

Magia nie jest czymś wrodzonym, raz na zawsze danym. Magii, tak jak każdej innej czynności życiowej trzeba się uczyć, i jest to nauka długotrwała i trudna, sprzężona z nabyciem innych umiejętności. Nie można jej także zrozumieć jeśli się nie uchwyci wszystkich związanych z nią kontekstów, istotnym jest dotarcie do jej źródeł, poznanie historii, rytuałów i wielu znaków,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Tani drań Marcin Michnikowski, Wiesław Michnikowski
Ocena 6,1
Tani drań Marcin Michnikowski...

Na półkach: ,

Genialny i zabawny, fascynujący i inteligentny, z ogromnym poczuciem humoru i taktem, dżentelmen w każdym calu. Takimi epitetami, a to tylko nieliczne, można by jeszcze dłużej obdarzać bohatera niniejszego wywiadu, jedynego w swoim rodzaju Wiesława Michnikowskiego. Jestem zdecydowany jednoznacznie uznać, że bez wątpienia jest Michnikowski ikoną polskiego kabaretu i mistrzem sceny, choć niezwykle skromnym i zdystansowanym, dalekim od wszelkich blichtrów, bo bardzo świadomym tego, że aktorstwo to sztuka a nie tylko zawód, który się uprawia dla pieniędzy. To powołanie, które się wybiera i za nim podąża, nawet jeśli nie przynosi ono profitów czy sławy, tylko wymaga nieustannych ćwiczeń i ciężkiej pracy. To oczywiście bardzo mocno kontrastuje z dzisiejszym, współczesnym rozumieniem roli aktora, i o tym Michnikowski dobrze wie, zachowuje jednak klasę i dyplomatycznie nie pozwala sobie na krytykę żadnego ze swoich kolegów ani rówieśników, ani tym bardziej tej młodszej grupy, bo uważa, że nie jest do takiej roli predysponowany, a poza tym dziś obowiązują inne standardy. Takie podejście wymaga uznania i szacunku, bo świadczy nie tylko o dobrym wychowaniu i kulturze, ale również odsłania nam osobowość i charakter aktora, który ma ogromną samoświadomość swych niedoskonałości i braków, i dystans do tego, co aktorsko stworzył, i w poczuciu odpowiedzialności za to, czym jest aktorstwo nie pozwala sobie na żadne prztyczki czy krytyczne uwagi, uważając, że każdy ma swoją ścieżkę, swoją drogę rozwoju, i jeśli tylko chce nią kroczyć i cały czas poszerza i rozbudowuje swój warsztat to należy to docenić i dopingować a nie krytykować. Do sławy też zresztą podchodzi z ostrożnością, bo jak sam mógł się przekonać na własnej skórze, w swojej aktorskiej karierze wielokrotnie spotkał się z jej humorami i kaprysami, często negatywną i niesprawiedliwą reakcją. Prostowanie oczywistych nieprawd, jak wie z doświadczenia, nie wchodzi w ogóle w grę, bo jest zaproszeniem do dalszej wymiany poglądów a te skutkują tylko jeszcze większym zamieszaniem i niepokojem, a nic nie wyjaśniają. Sława to blaski i cienie zawodu aktora. Barwne i długie życie aktora 92-letniego staruszka obfitowało w wiele doświadczeń. Dzięki świetnie opracowanej chronologii możemy prześledzić wszystkie zawodowe sukcesy aktora, zapoznać się z jego wszechstronnymi rolami filmowymi, teatralnymi, i co istotne w jego przypadku, z kabaretowymi. Bo któż z nas nie kojarzy słynnego dialogu z Edwardem Dziewońskim „Sęk”, który wszedł na stałe do kanonu polskich skeczy, a którego kulisy i liczne, jak się okazało przygody, zdradza nam Michnikowski w swojej opowieści. Te właśnie niuanse, owe barwne szczegóły, nadają tej biografii moc, bo tylko taka prezentacja postaci odziera ja z nimbu, w który został ubrany i odsłania nam człowieka z krwi i kości, którego życie nabiera ludzkiego wymiaru, pozwala na odbrązowienie. Każda z przywołanych anegdot czy historii jest takim cennym kamyczkiem do ogródka pana Wiesława. A ponieważ jest człowiekiem, który jest niesamowitym gawędziarzem, który może snuć swoje opowieści bez końca, otrzymujemy portret człowieka, którego droga na szczyty aktorskiej kariery okupiona była wytrwałą i systematyczną pracą, uwarunkowaną doświadczeniem wojennym i zmaganiem się z codziennością, ale przyjmowaną zawsze z pogodą ducha i uporem, który przynosił zwycięstwo. Takim też jest aktorem, profesjonalnym i odpowiedzialnym, starannie wybierającym role i przygotowującym się do nich z pełnym zaangażowaniem i poświęceniem, bo chce, i to było jego życiowe motto, być tym, który kreując postać i nadając jej swoją interpretację, chce z niej wydobyć prawdę o niej, i tę prawdę zawsze widzowi przekazać. Tylko wtedy jest to sztuka, a nie tylko rzemiosło. Takim go też zawsze widziałem. Od zasłuchania się śpiewanymi przez niego piosenkami z Kabaretu Starszych Panów od Addio pomidory poprzez Tanie dranie czy Już kąpiesz się nie dla mnie. Poprzez rewelacyjne role filmowe z najbardziej rozpoznawalną czyli Ekscelencją z Seksmisji, ale także poprzez liczne role teatralne pokazujące maestrie i wirtuozerie jego aktorskich możliwości. Konwencja wywiadu jest idealna do takiej formy spotkania z żyjącym artystą. Ubogacona zdjęciami z domowych albumów staje się opowieścią, która pozwala choć na chwilę wniknąć nam do świata naszego mistrza. A jest to rozmowa też inna, bo pytającym jest syn aktora, może zapytać o wiele kwestii bez lęku, więc i pytania często są bardzo osobiste i wiele informacji z życia prywatnego w tym rodzinnym ping pongu zostaje ujawnionych, co sprawia, że lektura jest bardziej prawdziwa i autentyczna, a obraz który wyłania sie z niej pokazuje nam niezwykle ciepłego, fascynującego człowieka, który puszcza do nas oko i z wdziękiem uśmiecha się do nas czekających na jego kolejną genialną interpretację.

Genialny i zabawny, fascynujący i inteligentny, z ogromnym poczuciem humoru i taktem, dżentelmen w każdym calu. Takimi epitetami, a to tylko nieliczne, można by jeszcze dłużej obdarzać bohatera niniejszego wywiadu, jedynego w swoim rodzaju Wiesława Michnikowskiego. Jestem zdecydowany jednoznacznie uznać, że bez wątpienia jest Michnikowski ikoną polskiego kabaretu i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Świat, który minął i odszedł w niepamięć, świat, do którego nie mamy ochoty wracać, choć sentyment za nim jest w nas ciągle żywy. Witkowski wie, że możemy się zarzekać, marudzić, głośno krytykować, jak to źle było za czasów komuny, jak niczego nie było w sklepach, za wszystkim sie stało w długich kolejkach, ludzie byli nijacy, szarzy, smutni, przygaszeni, a jednak to był dla ogromnej rzeszy ludzi ich radosny czas dzieciństwa i młodości, który był beztroski i pełen niezapomnianych wrażeń, i wcale nie kojarzył się z czymś, co dziś tak łatwo jest potępić czy odrzucić. Przywracanie pamięci o przeszłości nie może być wybiórcze, nie może dokonywać się tylko tam, gdzie chodzi o prawdę historyczną, ale musi również obejmować tę zwykłą, normalną rzeczywistość, wspomnienia, które nie niosą ze sobą wielkich martyrologicznych dokonań i pełnych szacunku patriotycznych postaw, oporu wobec władzy depczącej człowieka. Przeciętny Kowalski był bardzo daleki od tego wszystkiego. On nie podejmował głębokiej refleksji nad wielkimi problemami, nie tylko świata, ale i ojczyzny, on skupiał się na pracy, na rodzinie, na obowiązkach, które były sednem jego życia. Czy był przez to gorszy? Pewnie, że nie, choć dzisiaj może usłyszeć, że to inni, by jemu i jego dzieciom żyło się lepiej, wywalczyli to wszystko, a on nawet jednym gestem do tego się nie przyczynił. Kiedy był dzieckiem nie interesowało go nic poza tym, żeby miał kolegów i mógł z nimi chodzić i grać w kapsle, posiedzieć na trzepaku, założyć klub, podwórkowy gang, szukać skarbów, angażować się w różne akcje społeczne. Szkoła, nauka były istotnymi i jedynymi zadaniami, którym poświęcał swój czas i energię, cieszyło go chodzenie tam, bo to było miejsce spędzania czasu i towarzyskich spotkań. Zdobycie gumy balonowej czy banana było osiągnięciem na miarę odkrycia Ameryki, ale dawało ogromną satysfakcję i powód do dumy wśród kolegów i znajomych i miało swój nieodparty urok. Polityczny wymiar był mimo swego ogromnego przecież wpływu nieobecny.
Dla Autora te migawki z przeszłości, obecne w tych kilku opowiadaniach, mają także wartość emocjonalną, to nie tylko wspomnienia z dzieciństwa i okresu dorastania, to także zapisane karty osobowości, każde z tych zdarzeń wycisnęło swoje piętno na postawach i późniejszych zachowaniach i wyborach, tak jest przecież z każdym z nas. Nie ma neutralnych bodźców, to oznacza, że każdy bodziec, który nas dotyka, zostawia swój trwały ślad, nie wiemy wprawdzie, czy zareagujemy na niego od razu, czy w ogóle uświadomimy sobie jego wpływ, czasem trzeba wielu lat, by coś odezwało się w nas, i wtedy nagle coś się w nas dzieje, co nas zaskakuje, czasem przeraża, a co psychologowie określają jako odbicie. Odzywa się w nas a my szukając źródeł odkrywamy, że może mieć on swe korzenie w odległym dla nas czasie, w dalekich dla psychiki obrazach. Ja sam noszę takie wspomnienia związane z wprowadzeniem stanu wojennego. Na własne oczy widziałem jadące ulicami czołgi, które zmierzały do Huty „Katowice”. To była ogromna kawalkada, stałem i patrzyłem zafascynowany licząc ile ich jest, a pogubiłem się jak było ich 20. Patrzyłem na nie nie z lękiem i niepokojem, choć taką grozę wywoływały w moich rodzicach, ale z taką dziecięcą ciekawością, oto na żywo widzę prawdziwe czołgi. Nie wiedziałem, co to stan wojenny ale widziałem czołgi. Nie wiedziałem, że są groźne dla mnie i innych osób, ja widziałem czołgi, a przecież dla dziecka czołgi to okazja do zabawy w wojnę a czy wojna jest zła, czy niesie jakieś problemy? Wtedy myślałem, że nie, że to zawsze jest tylko gra na niby. Ale ten obraz prześladował mnie bardzo długo, nim jego, skądinąd czytelne przesłanie wyjaśniło mi okoliczności związane z tym doświadczeniem. Podobne traumy opisuje Witkowski, czyni to ze swoją charakterystyczną złośliwością i ironiczną nutą, i właściwym sobie dystansem, choć wie, że nie zafałszuje prawdy, ale chce pokazać, że może mieć ona inny odbiór, inne spojrzenie, tym bardziej, że jej odbiorcą jest dziecko, niewinne w swym postrzeganiu świata i odbieraniu docierających do niego bodźców. I ta prawda dziecka zmienia też ocenę zjawisk, choć tylko na poziomie ich opisu a nie całej ideologicznej niewidocznej otoczki, która dopiero poznana, jest właściwą osią oceny sporów toczących się o tamten czas i o tamte wydarzenia. Dla mnie ważniejszym jest przywołanie i przypomnienie tego, co się wtedy działo, oczyma dziecka, bo daje to szansę na głębszą refleksje i analizę z dzisiejszej perspektywy. To, z czym mamy do czynienia, choć pewnie tak często byśmy chcieli, nie jest niestety czarno białe, i nie da się jednoznacznie wszystkiego zaszufladkować i opisać, bo tak by nam było wygodnie. Pamięć to omylny przyjaciel. Ufajmy mu z ostrożnością.

Świat, który minął i odszedł w niepamięć, świat, do którego nie mamy ochoty wracać, choć sentyment za nim jest w nas ciągle żywy. Witkowski wie, że możemy się zarzekać, marudzić, głośno krytykować, jak to źle było za czasów komuny, jak niczego nie było w sklepach, za wszystkim sie stało w długich kolejkach, ludzie byli nijacy, szarzy, smutni, przygaszeni, a jednak to był...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy piekielny świat jest odbiciem tego, co dzieje się na ziemi, czy to raczej, tłumacząc nasz świat usprawiedliwiamy się mówiąc, że przecież nic, co się u nas dzieje, nie byłoby możliwe gdyby wcześniej nie zaistniało w otchłani? A może jednak to my kreujemy rzeczywistość piekła, a diabeł, tylko niczym papuga, zgapia to, co wymyślił człowiek. Egzystencjalne pytania o zło w człowieku, i w ogóle o istnienie zła, na pewno nie zostanie rozstrzygnięte za naszego życia, a pewnie i po, bo któż z nas wie lub choćby trochę jest pewien czy to, co po, istnieje. To nie ogranicza nas jednak w różnego rodzaju domysłach i spekulacjach, bo i te są o wiele ciekawsze i bardziej twórcze. Zresztą, tak naprawdę, to dopiero dzisiaj, w XXI wieku, możliwe i dopuszczalne jest takie wątpienie i dyskusja, bo jeszcze sto lat temu za kwestionowanie piekła, nawet tylko w dyskursie akademickim, można było zostać wyklętym, ekskomunikowanym i wykluczonym ze społeczności wierzących. Dziś rozważania na temat jego istnienia czy nie istnienia, zapełnienia go duszami ludzkimi lub panującej w nim pustki, są wręcz pożądane i traktowane jako objaw rozwoju myśli teologicznej, która zamknięta do tej pory w krużgankach postanowiła uwolnić się i wyfrunąć, wprawdzie tylko do wirydarza, ale zawsze to coś. I nie od razu ta refleksja musi nam pachnieć piekłem, dosłownie i w przenośni, bo warto wspomnieć, że w historii chrześcijaństwa za twierdzenia kwestionujace jego istnienie sceptyków spotykała kara, jaka czekała, według ówczesnej teologii, każdego potępionego czyli wieczne męki w ognistym kotle, a spalenie na stosie było tylko namiastką, przedsmakiem, w końcu zresztą czynionym dla dobra samego zainteresowanego, bo dające mu szanse, że odrzuciwszy grzeszny odwłok wyzwoli się i w chwili śmierci westchnie o miłosierdzie do Boga, i zostanie mu ono zapewnione. Taki porządek cieszył, bo wszystko było jasne. Ale co się dzieje, gdy piekielna rzeczywistość wygląda inaczej? Filip przywyczaił nas już do tego, że najbardziej znane oczywistości są niepewne. Nie można też odmówić Autorowi, że zaprosił nas na rollercoaster, który mknie jak szalony i dostarcza nam wielu wrażeń, a pytanie, co z hamulcami wydaje się zawieszone w próżni, bo dynamika toczących się przed naszymi oczami zdarzeń ani na chwile nie daje nam szansy na zwolnienie. Jesteśmy nie tylko obserwatorami piekielnych zmagań w walce o władzę w piekle, czegóż innego moglibyśmy się spodziewać, w końcu jeśli ktoś raz się zbuntował i odrzucił zwierzchność, to wcześniej czy później i ci, którzy z nim poszli też prawdopodobnie to zrobią, bo to działa niczym koło, wydarzenia lubią się powtarzać, a tym bardziej w piekle, miejscu, które kreuje wszystkie złe zachowania. I w konsekwencji otrzymujemy przesłanie, że nawet Lucyfer, pierwszy buntownik i aktualny władca piekła, wcale nie jest pewien swojej pozycji i uzyskanej władzy, i to na jego własnym terenie zrodził się kolejny buntownik, tylko tym razem nie przeciw Bogu a przeciw niemu. Ta historycznie, w ludzkim wymiarze, uzasadniona konieczność jest potwierdzeniem powiedzenia, że nic nie trwa wiecznie, nawet piekło, co z jednej strony w kontekście przygód Filipa napawa nas radoscią, bo i chcąc nie chcąc kibicujemy mu w jego zmaganiach, a więc kibicujemy Lucyferowi jako reprezentantowi starego porządku piekielnego, a po drugie, i to jest bardziej optymistyczne dla nas ludzi przesłanie, że piekło też nie jest wieczne, nic nie jest wieczne, wszystko podlega zmianom i możemy odwrócić niewzruszone do tej pory wyroki boskie. Zresztą i Bóg, przez chwilę pojwiający się w tej opowieści, wydaje się nad wyraz ludzki, mimo swej wszechpotężności. Może to okazja i właściwy czas na daleko idącą transformację pojęć i kryjących się pod nimi treści, które odsłonią, niejako na nowo odkryją, nam nowe oblicze życia pozagrobowego. Oczywiście, książka nie rości sobie takich pretensji, by być nowym traktatem, interpretacją teologiczych prawd, ale trochę mimochodem, tak po drodze wprowadza sporo zamieszania w utarte koncepcje i schematy religijne, co akurat jest bardzo ciekawym elementem zachecającym do akademickich dyskusji i refleksji nad innym postrzeganiem prawd ostatecznych. Pikanterii całej opowieści dodaje fakt, że Filip sam dokonuje wyboru pozostania w piekle, by odnaleźć swą ulubioną koleżankę i przyjaciółkę, jego wybór jest świadomy i dobrowolny, i przyjmuje wszystkie związane z nim konsekwencje, zwłaszcza zewnętrzne atrybuty w postaci rogów czy ogona, ale w końcu, czy to tak naprawdę najważniejsze jak wygląda diabeł? Filip rozdarty pomiędzy piekło i ziemskie życie jest tylko metaforą każdego z nas dokonującego na co dzień takich wyborów. Może od teraz będą one miały jednak inny wymiar, kiedy w pamięci będziemy mieć ten nowy model piekielnej rzeczywistości. Może nas zaskoczą?

Czy piekielny świat jest odbiciem tego, co dzieje się na ziemi, czy to raczej, tłumacząc nasz świat usprawiedliwiamy się mówiąc, że przecież nic, co się u nas dzieje, nie byłoby możliwe gdyby wcześniej nie zaistniało w otchłani? A może jednak to my kreujemy rzeczywistość piekła, a diabeł, tylko niczym papuga, zgapia to, co wymyślił człowiek. Egzystencjalne pytania o zło w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Świat widziany oczyma rasowego złodzieja wygląda całkiem inaczej niż z perspektywy uczciwego człowieka. Mrzonką są opowieści o obowiązującym złodziei kodeksie postępowania, a zwłaszcza do mitów należy zapisać zasadę, że prawdziwy złodziej nigdy nie okrada swoich najbliższych tylko obcych. Tego typu stwierdzenia mają charakter typowo apologetycznego opisu tego światka, gdzie wśród braku zasad można by było jednak znaleźć tak „szczytne” zasady jak wzajemny szacunek i lojalność tych, którzy parają się tego typu pracą. Trochę ten romantyczny obraz złodzieja wykreowały media. Oto złodziej to ktoś lepszego gatunku, człowiek skrzywdzony przez los, mocno doświadczony, który będąc jednak moralnym postanawia odegrać się, by wprost nie powiedzieć, zemścić się na tych, którzy zrobili mu krzywdę. I na tym skupia się często nasza uwaga. Warto przywołać w tym miejscu postać Kwinty z kultowego dyptyku Machulskiego „Vabank”, w którym bycie złodziejem to ceniony fach, a idealny złodziej jest człowiekiem honoru i wszelkich zasad, poza tą tylko, że zarabia na życie kradnąc. Żeby ten ideał nie został skażony podkreśla się, że tylko bogaczy i to złych, bo, co jak co, ale bogactwa u innych nie lubimy i wcale się nie będziemy rozczulać nad tym, że ktoś im coś z tego ich nadmiaru im skubnie, ba, będziemy się cieszyć, że to ich spotkało, bo się im należy z samego faktu, że są bogaci. Tym bardziej, że od razu włączamy szereg usprawiedliwień dla takiego postępowania, z główną tezą, że pewnie tego bogactwa dorobili się nieuczciwie, więc zasłużyli na to, co ich spotkało. Genet swoją karierę złodzieja zaczyna w tym samym czasie, w którym toczy się akcja „Vabanku”, skądinąd warto pamiętać, że film, który częściowo opiera się na prawdziwej opowieści o znanym warszawskim przestępcy złodzieju – kasiarzu, który swój niecny proceder uprawiał w Warszawie i długo udawało mu się grać na nosie organom ścigania. Jest pewien moment wspólny tych wydarzeń, a mianowicie młody Genet w ramach swych rozliczny podróży dociera na początku lat 30 do Polski i ląduje w więzieniu w Katowicach. To pewnie jedyny opis systemu więziennictwa z tamtych czasów z jakim mamy do czynienia od tej drugiej strony czyli z opisu samego przestępcy, który w nim ląduje. Ten fragment zasługuje na pewnie dalsze sprawdzenie, bo ciekawym jest czy w katowickim więzieniu zachował się w dokumentach jakikolwiek ślad po obecności więźnia Geneta, złodzieja –pisarza, który w swej rodzinnej Francji doczekał się wielu pamiątkowych tablic i wpisał się do kanonu cenionych literatów, którego wspomnienia i książki wydawane są na całym świecie budząc zainteresowanie publiczności i uznanie krytyków zafascynowanych tak bardzo wulgarnie prawdziwym uzewnętrznieniem przeżyć nie ukrywającego niczego człowieka, który nie tylko, że się nie wstydził tego, co robił, ale przez swe literackie osiągnięcia z jednej strony odmitologizował negatywnie złodziei, a z drugiej strony wyniósł na piedestał ich zachowania nadając im niespotykaną wcześniej emocjonalną i wyrafinowaną barwę, odsłaniającą skomplikowane doświadczenia i głębie uczuć jakich byśmy się nawet nie spodziewali. Inaczej mówiąc, choć zbyt może dosadnie, oto patrzymy na brudną kałużę, wiemy, że to jest brudna kałuża, ale zostaje ona opisana takimi słowami i tak zinterioryzowana, że nagle wydaje się nam najpiękniejszą kałużą o cudownym zapachu i barwie i takim bogactwie wnętrza, że chcemy się w nie zanurzyć a ona wciąga nas. Zapominamy, że to wszystko pozory i jesteśmy w szambie. To jednak Genetowi udaje się genialnie. Uczestnicząc w jego przygodach, i oglądając świat jego oczyma, widzimy go naprawdę inaczej, zostawiając na boku ocenę jak, warto raczej popatrzeć na ten element inności, bo tylko to, że jest to inne, może wzbudzić nasze zainteresowanie i pokazać jego specyficzną oryginalność, nieznaną nam a nawet wręcz nieprawdopodobną. Genet odsłania rzeczywistość istniejącą, wzbraniamy się przed jej akceptacją, bo wyrastamy z diametralnie różnych doświadczeń i systemów wartości. Tam nie ma żadnego kodeksu, zasad, norm. Liczy się własna korzyść i przyjemność, a wszelkie odstępstwa sugerujące istnienie koleżeństwa i zaufania są tylko próbą zatuszowania, że ten egoistyczny brutalny świat, często pochodzący z wyboru a nie z życiowej konieczności, nie ma w sobie nic urokliwego, i apoteozowanie go, to próba wybielania czegoś, co w istocie jest złe i zło rodzi. U Geneta ma to jeszcze podwójny wymiar. Jeden dotyczy działalności przestępczej, a drugi realizacji jego homoseksualnych pragnień. Takie zestawienie, choć przecież prawdziwe, bo mające faktycznie miejsce, upublicznione budzi niesmak i sprzeciw, nawet nie w sensie moralnym, ale w sensie czysto ludzkim, że to zatarcie wszelkich granic niszczy i degraduje człowieka, odczłowiecza go. A może właśnie, i to jest chyba przesłanie Geneta, pokazuje nam jacy naprawdę jesteśmy, i że to my wkładając na siebie różne maski oszukujemy, a on i jemu podobni są prawdziwi?

Świat widziany oczyma rasowego złodzieja wygląda całkiem inaczej niż z perspektywy uczciwego człowieka. Mrzonką są opowieści o obowiązującym złodziei kodeksie postępowania, a zwłaszcza do mitów należy zapisać zasadę, że prawdziwy złodziej nigdy nie okrada swoich najbliższych tylko obcych. Tego typu stwierdzenia mają charakter typowo apologetycznego opisu tego światka, gdzie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Postać Autora jest dobrze znana w medialnym świecie a jego wyraziste poglądy już wiele razy wywoływały liczne komentarze i kontrowersje, choć, co uczciwie trzeba przyznać, są nad wyraz zgodne i jednoznaczne z nauczaniem Kościoła, z którym się w pełni utożsamia, i który jako osoba świecka, doktor filozofii, broni, mimo, że jego ortodoksja wzbudza sprzeciw nawet wśród hierarchów. Jest też postacią, która wzbudza fale hejtu na portalach internetowych właśnie za swoją nieprzejednaną i bezkompromisową postawę, co oczywiście u jednych wywołuje irytację, złość, a u innych szacunek i uznanie za takie świadectwo wiary. Gdyby więc za powyższy temat wziął się ktoś inny moglibyśmy doszukiwać się różnych intencji powstania książki o tak mocno krytycznie brzmiącym tytule, kiedy jednak jej Autorem jest człowiek, którego poglądy i postawę znamy i wiemy jak bardzo szczerze i autentycznie wierzy w to, co mówi, i tak też postępuje, warto się nad poniższą lekturą chwilę zastanowić. Nie pisze jej bowiem ani wróg Kościoła ani złośliwy krytyk, ale ktoś dla kogo wiara i Kościół to codzienna treść życia i jest w nim zanurzony głęboko. Chce nam pokazać, że obowiązkiem prawdziwie wierzącego katolika jest troska o Kościół i o to, co się w nim dzieje, bo każdy katolik jest integralną częścią Kościoła i to ma być jego Kościół, i jeśli zauważa rzeczy, które wymagają poprawy i zmiany, to ma o nich głośno mówić , nie zamiatać pod dywan i nie chować głowy w piasek. Jednocześnie na tym też polega dojrzała wiara, że nikt nie powinien oburzać się i udawać świętego, widząc, że coś złego dzieje się w Kościele, nawet jeśli dotyka to pasterzy Kościoła. Kościół jest żywą tkanką, to nie jest tak, że wszystko, co ma w nim miejsce jest tylko złe, byłoby to duże uproszczenie a przede wszystkim wielka niesprawiedliwość w takim zaprezentowaniu tego, czym on jest. Nie oznacza to, że mamy bezkrytycznie patrzeć na dziejące się w nim zło, bo ono jest wynikiem ludzkiego działania. To, do czego zachęca Autor to umiejętność właściwego i prawidłowego rozłożenia akcentów. Media goniące za sensacją bardzo szybko przestają troszczyć się o prezentacje problemu w całościowym ujęciu i często przyjmują określony punkt widzenia a nawet dopuszczają się manipulacji, by udowodnić tezę, która będzie im odpowiadała. W ten sposób skrzywdzono już wiele osób w imię dobra, zapominając, że wszelkie dogmatyczne zachowania są zawsze bardzo niebezpieczne i szkodliwe, i że porządek miłości zakłada miłosierdzie przed sprawiedliwością. I choć Autor jednoznacznie sytuuje się często po stronie tych, dla których czarne jest czarne a białe białe, to nie można mu odmówić, ze dążąc do takiej wyrazistości szuka prawdy a nie sensacji i waży racje, by jak najbardziej obiektywnie ocenić daną sytuację czy zjawisko. Nie staje się reprezentantem jednej ze stron, mimo, że z jedną się utożsamia, bo wie, że Kościół to ludzie, a ci często są grzeszni i błądzą i popełniają wiele wykroczeń, które nie znajdują żadnego usprawiedliwienia. Jednocześnie też wie, że łatwo jest wszystkich wrzucić do jednego worka i zaszufladkować, by obronić wygodną dla kogoś tezę próbującą całościowo dla jakichś ideologicznych celów ocenić czy podważyć wiarygodność Kościoła. To, co jest niewątpliwą zasługą Autora, to odważne i nie skrępowane podejście do wielu trudnych problemów i wyzwań w Kościele, o których sam Kościół mówi szeptem, w lęku by nie zwrócić na siebie uwagi a krytyczne media wyciągają na światło dzienne, traktując to jako okazje do ataku na wszystko, co z Kościołem jest związane. Naraża się więc i hierarchom i owym mediom, a jednak w imię prawdy i dobra chce pokazać jak jest naprawdę. Próbuje pokazać nam inne, nowe spojrzenie na Kościół, który musi przestać myśleć o sobie jako o twierdzy, którą wszyscy atakują kiedy piszą krytycznie, podczas gdy ta krytyka wypływa ze szczerej troski i serca, bo widząc zło nie można milczeć i przymykać na nie oko. Podjęte przez Autora zadanie ani w diagnozie ani w opisie grzesznych zjawisk Kościoła na pewno nie usatysfakcjonuje wszystkich, ale próbę trzeba docenić, bo książka napisana przez gorliwego i praktykującego katolika o grzechach Kościoła jest inaczej mimo wszystko odebrana niż gdyby jej autorem był dziennikarz TVN. A ta nowa jakość jest szansą na zmiany służące samemu Kościołowi a nie szukaniem taniej sensacji, i oto przede wszystkim Autorowi chodziło. W prawdzie i prawdziwie, dla dobra, a nie dla zysku i ukrytych celów, bo dzięki temu skorzystają na tym wszyscy.

Postać Autora jest dobrze znana w medialnym świecie a jego wyraziste poglądy już wiele razy wywoływały liczne komentarze i kontrowersje, choć, co uczciwie trzeba przyznać, są nad wyraz zgodne i jednoznaczne z nauczaniem Kościoła, z którym się w pełni utożsamia, i który jako osoba świecka, doktor filozofii, broni, mimo, że jego ortodoksja wzbudza sprzeciw nawet wśród...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to