-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1190
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
2024-06-02
2024-06-02
Wcześniej czytałem "Głowę" i nie czułem się przekonany. Tym razem jest ciekawiej, a sama historia wydaje się spójniejsza. Stopień niedopowiedzeń i niejednoznaczności taki, że całość nie balansuje już na granicy bełkotu, a raczej intryguje. Nadal momentami miałem wrażenie przerostu formy nad treścią, ale w granicach czytelniczej tolerancji. Dobry kierunek
Wcześniej czytałem "Głowę" i nie czułem się przekonany. Tym razem jest ciekawiej, a sama historia wydaje się spójniejsza. Stopień niedopowiedzeń i niejednoznaczności taki, że całość nie balansuje już na granicy bełkotu, a raczej intryguje. Nadal momentami miałem wrażenie przerostu formy nad treścią, ale w granicach czytelniczej tolerancji. Dobry kierunek
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-06-02
To dopiero początek i trudno ferować wyroki, ale trzeba przyznać, że tom pierwszy obiecuje naprawdę sporo. Ignacy Rybokoń to trochę filozof, trochę bohater w stylu Sapkowskiego, a jednocześnie wojownik o umiejętnościach godnych mangowych bohaterów. Całość całkiem zabawna i kapitalnie narysowana. Jest potencjał.
To dopiero początek i trudno ferować wyroki, ale trzeba przyznać, że tom pierwszy obiecuje naprawdę sporo. Ignacy Rybokoń to trochę filozof, trochę bohater w stylu Sapkowskiego, a jednocześnie wojownik o umiejętnościach godnych mangowych bohaterów. Całość całkiem zabawna i kapitalnie narysowana. Jest potencjał.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-29
Przy okazji recenzji o „SPA” uświadomiłem sobie, że praktycznie nie znam twórczości Von Triera, z kolei pisanie o Lynchu w notatkach o „dziwnych komiksach” jest jednym z najbardziej wyświechtanych zabiegów w historii świata. Dzieło Erika Svetofta wpisuje się za to świetnie w szerszy kontekst współczesnej krytyki branży wellness, z „Białym Lotosem” i wspaniałym „W trójkącie” – Rubena Ostlunda na czele. Są tu elementy body horroru w stylu Conenberga i trochę mangi Junji Ito, choć rysunkowo widzę chyba silniejsze nawiązania do surowego i statycznego stylu „Nejishiki” – Yoshiharu Tsuge.
Całość oczywiście może zaintrygować i po części tak się dzieje, problem jest jednak taki, że te wszystkie elementy i inspiracje nie składają się na jakąś sensowną fabułę. Prawdopodobnie poczujesz charakterystyczny niepokój, wynikający z mieszanki horroru i parodii, który sprawi, że uznasz „SPA” za coś większego, niż to, czym w istocie jest, ale paradoksalnie w całym tym ciągu okropieństw zabrakło pomysłu na większe zaangażowanie szarych komórek odbiorcy. Niby warto, choć lekki zawód
Przy okazji recenzji o „SPA” uświadomiłem sobie, że praktycznie nie znam twórczości Von Triera, z kolei pisanie o Lynchu w notatkach o „dziwnych komiksach” jest jednym z najbardziej wyświechtanych zabiegów w historii świata. Dzieło Erika Svetofta wpisuje się za to świetnie w szerszy kontekst współczesnej krytyki branży wellness, z „Białym Lotosem” i wspaniałym „W trójkącie”...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-26
Wiedziałem, że będzie dobrze, bo przecież "Trawa" to jedna z najlepszych realizacji komiksu reportażowego, jaki znam. "Czekanie" mówi o doświadczeniu pokolenia, które na skutek wojny koreańskiej zostało boleśnie odcięte od swoich najbliższych. Historia po części wzorowana na życiu matki autorki, przekształca ją i dodaje elementy opowieści innych uczestników zdarzeń. Nie jest to zatem dokument, ale jakaś próba syntezy doświadczeń całej generacji skumulowana w kilku postaciach. To ostatecznie rzecz cholernie poruszająca i wzruszająca. Zrealizowana tuszem, przy pomocy którego autorka tworzy często bardzo soczyste grafiki, czasem uderzające w bardziej metaforyczne tony i uciekające od stricte komiksowego układu kadrów.
W tego typu komiksach często równie ważny jest wątek relacji między opowiadającym, a słuchaczem. Tutaj jest podobnie - zachowanie matki wobec dzieci także jest świadectwem jej przejść i objawia się choćby w tym, jak przybiera maski kobiety niewzruszonej czy nieczułej. Przy całym ciężarze, jaki dźwiga ta historia, udało się ją opowiedzieć w taki sposób, że nie nuży, nie popada w sentymentalne tony, nie przytłacza, a jedynie ciekawi i niestety bardzo zasmuca. Mocna rzecz, na pewno czołówka roku na naszym rynku
Wiedziałem, że będzie dobrze, bo przecież "Trawa" to jedna z najlepszych realizacji komiksu reportażowego, jaki znam. "Czekanie" mówi o doświadczeniu pokolenia, które na skutek wojny koreańskiej zostało boleśnie odcięte od swoich najbliższych. Historia po części wzorowana na życiu matki autorki, przekształca ją i dodaje elementy opowieści innych uczestników zdarzeń. Nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-26
Kolejny komiks Marcello Quintanilhy i kolejny trochę inny. To już nie jest symultanicznie poprowadzony thriller z drugim dnem o nakręcaniu spirali zła ("Wolfram"), ani mocno trzymająca się ziemi obyczajówka z bohaterką z krwi i kości ("Nadstaw ucha, śliczna Marcio"). "Modlitewnik" jest zbiorem sześciu miniatur, które cechuje enigmatyczność, impresyjność czy wręcz poetyckość. Więcej tu miejsca do przepracowania przez czytelnika, więcej domysłów i niejasności, ale przez to całość wydaje się jeszcze bardziej intrygująca. Komiks, w którym każdy coś udaje i skrywa mroczną tajemnicę z przeszłości. Jest duszno, choć niepokój łagodzi dosyć luźna forma. Świetny autor, szkoda, że w momencie wydania tego komiksu w Polsce, jeszcze mocno niedoceniany.
Kolejny komiks Marcello Quintanilhy i kolejny trochę inny. To już nie jest symultanicznie poprowadzony thriller z drugim dnem o nakręcaniu spirali zła ("Wolfram"), ani mocno trzymająca się ziemi obyczajówka z bohaterką z krwi i kości ("Nadstaw ucha, śliczna Marcio"). "Modlitewnik" jest zbiorem sześciu miniatur, które cechuje enigmatyczność, impresyjność czy wręcz...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-21
Ech... I co począć z tymi misiami-pysiami, gdy ukazuje się taki album? Poprzednie zbiory były rozbudowanymi historiami z mocnym drugim dnem, a ta funkcjonuje właściwie tylko w ich otoczeniu. Jako samodzielna pozycja, jest jedynie obrzydliwością na poziomie nagryzmolonych rozmazaną kupą obrazków w szkolnej toalecie. Hanselmann nie ukrywa, że redukuje bazę fanów, dostarczając tworzone na marginesie zinowe opowieści i nie spodziewa się ani jednej pozytywnej recenzji. Wielki fuck w kierunku tych, którzy doszukiwali się głębi i przyznawali nagrody. Wszyscy jesteście do dupy...
No tak, ale właśnie w tej swojej przewrotności nadal jest wiarygodny jak cholera i to chyba cały sens wydania tego komiksu. Tradycyjnie nie polecam, ale jeśli już chcecie to najpierw cztery wcześniejsze tomy. Kategora 40+.
Ech... I co począć z tymi misiami-pysiami, gdy ukazuje się taki album? Poprzednie zbiory były rozbudowanymi historiami z mocnym drugim dnem, a ta funkcjonuje właściwie tylko w ich otoczeniu. Jako samodzielna pozycja, jest jedynie obrzydliwością na poziomie nagryzmolonych rozmazaną kupą obrazków w szkolnej toalecie. Hanselmann nie ukrywa, że redukuje bazę fanów, dostarczając...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-20
Bardzo sympatyczna historia, z mocnym historycznym umocowaniem. Z pozoru zabawna i lekka opowieść, a w tle refleksja nad naszym kulturowym i naukowym dziedzictwem, rozdźwiękiem między nauką, a wiarą i tym jak łatwo zaprzepaszczamy wysiłek poprzednich pokoleń. Grafika przyjazna, całość dosyć uniwersalna, jeśli chodzi o grupę docelową. Poleca się
Bardzo sympatyczna historia, z mocnym historycznym umocowaniem. Z pozoru zabawna i lekka opowieść, a w tle refleksja nad naszym kulturowym i naukowym dziedzictwem, rozdźwiękiem między nauką, a wiarą i tym jak łatwo zaprzepaszczamy wysiłek poprzednich pokoleń. Grafika przyjazna, całość dosyć uniwersalna, jeśli chodzi o grupę docelową. Poleca się
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-03
W całej tej opowieści o kształtowaniu się istoty ludzkiej brakowało mi najbardziej głosu Krystyny Czubówny w roli narratora. Obawiałem się rysunków, bo tego typu realizm wybitnie mi nie leży, ale tu o dziwo pasuje i ma uzasadnienie, sprzyjając wiarygodności. "Lucy" to ciekawa i poruszająca fabuła, która pokazuje, że w bardzo długim przedziale czasu, każdy z nas jest małym trybikiem tworzącym wielką historię i nigdy do końca nie mamy pewności, jak dużą odgrywamy w niej rolę. W tym przypadku autorzy chcieli uchwycić ten charakterystyczny moment budzenia się świadomości i mam wrażenie, że cel został osiągnięty.
W całej tej opowieści o kształtowaniu się istoty ludzkiej brakowało mi najbardziej głosu Krystyny Czubówny w roli narratora. Obawiałem się rysunków, bo tego typu realizm wybitnie mi nie leży, ale tu o dziwo pasuje i ma uzasadnienie, sprzyjając wiarygodności. "Lucy" to ciekawa i poruszająca fabuła, która pokazuje, że w bardzo długim przedziale czasu, każdy z nas jest małym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-01
"Wszyscy, którym ufam", podobnie jak "Kłamstwo i jak to robimy", jest przede wszystkim komiksem o relacjach. Trochę mi się te historie kojarzą z filmami Almodovara, ale Parrish nie poświęca tyle miejsca samej fabule; całość opiera raczej na bardzo naturalnych dialogach i tym, co dzieje się pomiędzy poszczególnymi postaciami. Graficznie jest wspaniale, ale gdyby było zupełnie inaczej, sens zawsze pozostałby ten sam, bo cała ta opowieść stoi właśnie na wzajemnych zależnościach bohaterów. Delektuję się przestrzenią, którą autor zostawia odbiorcy, co sprawia, że czytelnik wiele kwestii musi sam uzupełnić i dookreślić. To świetnie oddaje rzeczywistość powiązań, do opisania których język nie wystarcza. Pociąga mnie niejednoznaczność postaci, fakt, że ostatecznie nie wiesz, kto tak naprawdę jest pozytywnym, a kto negatywnym bohaterem. Cenię za odcienie szarości i to coś, co każe mi do tej lektury wracać
"Wszyscy, którym ufam", podobnie jak "Kłamstwo i jak to robimy", jest przede wszystkim komiksem o relacjach. Trochę mi się te historie kojarzą z filmami Almodovara, ale Parrish nie poświęca tyle miejsca samej fabule; całość opiera raczej na bardzo naturalnych dialogach i tym, co dzieje się pomiędzy poszczególnymi postaciami. Graficznie jest wspaniale, ale gdyby było...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-23
Trochę się na tym przejechałem. W założeniu to był wymarzony dla mnie komiks. Gdy oglądałem przykładowe plansze, zachwycałem się grafikami, psychodelicznymi kolorami oraz mnogością stylów i pomysłów. To wszystko zostaje, Musturi faktycznie popisuje się tu wszechstronnością, odwołując się z jednej strony do amerykańskiego undergroundu z pod znaku Crumba czy Garego Pantera, a z drugiej do klasyków francuskiego komiksu jak Moebius czy Caza. Całość niemal narkotyczna, zachwycająca feerią barw i stylów.
Co z tego skoro czuję się przytłoczony treścią. „Future” oszałamia mnogością alternatywnych światów. Od utopii w stylu New Age, po katastroficzne futurystyczne wizje rodem z „Incala”. Autor serwuje całe ściany tekstu o specyfice przyszłych światów, w których człowiek jest nic nieznaczącym trybikiem, rządzi „Firma”, rzeczywistość kreuje sztuczna inteligencja, a największym zagrożeniem staje się artysta. Odwrót od natury na rzecz zgubnego kapitalizmu, materializmu, hedonizmu i innych izmów staje się przyczyną całkowitej dehumanizacji i ekologicznej katastrofy. W efekcie nasze wybory nie mają już żadnego sensu i znaczenia.
Niestety to, co być może nieźle działało w formie pojedynczych zinów, zebrane razem zmienia się w bardzo ciężkostrawną, przegadaną i nużącą całość. Naprawdę nie chcę pisać banałów o przyjemności płynącej tekstu, bo nie tego oczekuję od komiksu, ale „Future” mnie pokonało. Chciałem ciekawego czytelniczego wyzwania, dostałem nudne, ciągnące się w nieskończoność kosmiczne wodolejstwo, w którym zbytnie nagromadzenie wszystkiego, osłabia siłę przekazu
Trochę się na tym przejechałem. W założeniu to był wymarzony dla mnie komiks. Gdy oglądałem przykładowe plansze, zachwycałem się grafikami, psychodelicznymi kolorami oraz mnogością stylów i pomysłów. To wszystko zostaje, Musturi faktycznie popisuje się tu wszechstronnością, odwołując się z jednej strony do amerykańskiego undergroundu z pod znaku Crumba czy Garego Pantera, a...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-22
Nic mi to nie zrobiło. Niby jestem wyrozumiały dla idei całego tego ewolucyjno-rewolucyjnego chaosu i ciągu wypływających z siebie przypadkowych zdarzeń, ale ani nie poczułem się tym dotknięty, ani mnie to w żadnym momencie nie zadziwiło błyskotliwością, za to momentami drażniło nagromadzeniem nieczytelnych rozwiązań fabularnych. Lubię przybrudzone grafiki z tego zbioru, ale na tym się moja sympatia niestety kończy
Nic mi to nie zrobiło. Niby jestem wyrozumiały dla idei całego tego ewolucyjno-rewolucyjnego chaosu i ciągu wypływających z siebie przypadkowych zdarzeń, ale ani nie poczułem się tym dotknięty, ani mnie to w żadnym momencie nie zadziwiło błyskotliwością, za to momentami drażniło nagromadzeniem nieczytelnych rozwiązań fabularnych. Lubię przybrudzone grafiki z tego zbioru,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-21
Coś mnie przyciągało do "Alacka Sinnera". Być może dlatego, że Munoz wśród swoich mistrzów wymienia tak cenionych przeze mnie Hugo Pratta i Alberto Breccię, a może zadziałał marketing, status artystów, samego tytułu i jego znaczenie dla współczesnego komiksowego kryminału. Strona graficzna kusiła niejednoznacznością. Z jednej strony całość zachwyca grą czerni z bielą, której źródeł faktycznie warto szukać w twórczości autora „Corto Maltese”, z drugiej widać ciągoty w kierunku karykatury, które nadają całości nieco satyrycznego wydźwięku, często kolidującego z samopoczuciem bohatera i przygnębiającym kontekstem Nowego Jorku lat 70. Te niejednoznaczności stają się wyzwaniem, jakie w komiksie uwielbiam.
Co na mnie najbardziej działa w całym zbiorze? Możliwość obserwowania rozwoju bohatera, który z detektywa działającego w paradygmacie noir, przeobraża się w postać tragiczną, targaną wewnętrznymi rozterkami, niosącego za sobą ciężar własnej przeszłości i borykającego się z depresją. Śmiem twierdzić, że ostatnie historie z tej części cyklu to bardziej rzecz o upadku głównej postaci, niż stricte kryminalne opowieści. Towarzyszy temu odpowiednia forma. Z przyziemnych fabuł, przechodzimy w bardziej lakoniczne, poszatkowane i momentami oniryczne. Za tym podążają również przesunięcia akcentów w samej grafice.
Dodajcie do tego tło. Tak naprawdę historie z Sinnerem w roli głównej są pretekstem do pokazania barwnego, ale również pełnego niebezpieczeństw i grozy Nowego Jorku lat 70 i 80. Autorom udaje się znakomicie uchwycić poetykę tamtych dni i otoczenia, poruszając jednocześnie ważne kwestie społeczne związane z rasizmem, nierównościami społecznymi i asymilacją imigrantów na czele. Mafia, jazz, boks, hippisi, mniejszości seksualne i religijne, śmierdzące ulice i zdemoralizowani mieszkańcy...
Przy tym wszystkim autorzy świetnie pogrywają z czytelnikiem, gdy wprowadzają siebie, jako bohaterów jednego z opowiadań, gdzie odwiedzają Alacka w poszukiwaniu inspiracji dla swojej postaci. Ale te mrugnięcia okiem uwidaczniają się również w nawiązaniach do popkultury. Ja wyłapałem kadr z bohaterem „Taksówkarza”, gwiazdę rocka do złudzenia przypominającą Davida Bowiego z jego kreację Starmana, postać nawiązującą do Corto, czy saksofonistę Gato Barbieri. Wydaje się, że różnych odniesień jest znacznie więcej i wszystko zależy od kompetencji czytelnika.
W „Alacku Sinnerze” na równych prawach funkcjonuje naturalizm związany z trudną codziennością amerykańskiej metropolii, jak i jakaś forma szaleństwa, łącząca dzieło Argentyńczyków z twórczością ich mistrzów. Zdecydowanie jedno z najważniejszych wydawnictw w tym roku nad Wisłą
Coś mnie przyciągało do "Alacka Sinnera". Być może dlatego, że Munoz wśród swoich mistrzów wymienia tak cenionych przeze mnie Hugo Pratta i Alberto Breccię, a może zadziałał marketing, status artystów, samego tytułu i jego znaczenie dla współczesnego komiksowego kryminału. Strona graficzna kusiła niejednoznacznością. Z jednej strony całość zachwyca grą czerni z bielą,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-20
Opasłe tomisko, które być może niewiele nowego wnosi, jako kolejne odczytanie dzieła Lovecrafta, ale prezentuje je w bardzo strawnej i dynamicznej formie. Dodatkowo rzecz ciekawa graficznie. Bez zobowiązań, w ramach popołudniowej rozrywki
Opasłe tomisko, które być może niewiele nowego wnosi, jako kolejne odczytanie dzieła Lovecrafta, ale prezentuje je w bardzo strawnej i dynamicznej formie. Dodatkowo rzecz ciekawa graficznie. Bez zobowiązań, w ramach popołudniowej rozrywki
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-15
Cała ta seria jest trochę taka, jakby nas ktoś zaprosił do obrazu Chagalla, a w tej części widać to chyba najbardziej. Praktycznie brak tu fabuły, większość rozgrywa się w sferze rozterek duchowych. Miłość jako główny temat okraszony tak charakterystycznym dla serii nostalgiczno-marzycielskim tonem. Więcej tu całostronicowych malarskich kadrów i wrażenia zatrzymanego czasu. Oczko niżej niż poprzedniczki, ale lepiej patrzeć na cykl całościowo, a ten nadal prezentuje się znakomicie.
Cała ta seria jest trochę taka, jakby nas ktoś zaprosił do obrazu Chagalla, a w tej części widać to chyba najbardziej. Praktycznie brak tu fabuły, większość rozgrywa się w sferze rozterek duchowych. Miłość jako główny temat okraszony tak charakterystycznym dla serii nostalgiczno-marzycielskim tonem. Więcej tu całostronicowych malarskich kadrów i wrażenia zatrzymanego czasu....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-07
Żałuję, że póki co nikt u nas nie pokusił się o wydanie komiksów Rupperta i Mulota. Wcześniej czytałem „Portrait of a Drunk” zobrazowany przez Oliviera Schrauwena i był znakomity. Coś co mogłoby pogodzić fanów historii marynistycznych i miłośników nieco bardziej niezależnych produkcji. Wierzę, że ten komiks przyjąłby się u nas bez problemu. Z „Perineum Technique” jest trochę inaczej. Czytam o nim bardzo różne opinie, ale zdecydowanie ustawiam się po stronie entuzjastów.
On jest uznanym artystą, ona nie chce ujawniać swej profesji. Łączą się zdalnie poprzez aplikację, by uprawiać wirtualny sex. Już w tym momencie jest ciekawie, bo autorzy mają dosyć oryginalną wizję, jak taka apka mogłaby wyglądać i umieszczają parę w dosyć nietypowych przestrzeniach. Siłą rzeczy musi się to skończyć w realu, ale i tu wydarzenia nie toczą się gładko, bo on nalega na spotkanie, a ona stawia mu dosyć nietypowy warunek związany z seksualnością
”The Perineum Technique” to trochę romans, a trochę jego zaprzeczenie. Mówi sporo o świecie, w którym do prawdziwego uczucia trzeba się przebić z poziomu nowych technologii, ale robi to w sposób zabawny i pomysłowy. Metafory związane z aktem seksualnym i wplątanie w całość awangardowej sztuki tworzonej przez bohatera przenoszą czytelnika na trochę wyższy poziom odbioru, ale w żadnym momencie nie miałem poczucia przekroczenia granicy smaku czy artystowskiej przesady. Mam za to wielką ochotę, by zostać przy bibliografii obu artystów trochę dłużej
Żałuję, że póki co nikt u nas nie pokusił się o wydanie komiksów Rupperta i Mulota. Wcześniej czytałem „Portrait of a Drunk” zobrazowany przez Oliviera Schrauwena i był znakomity. Coś co mogłoby pogodzić fanów historii marynistycznych i miłośników nieco bardziej niezależnych produkcji. Wierzę, że ten komiks przyjąłby się u nas bez problemu. Z „Perineum Technique” jest...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-06
Idealny komiks środka. Ze świetną szatą graficzną, oszczędnymi dialogami i sprawdzonym patentem na narracyjnym, w którym bohater u kresu życia opowiada swoją historię dziennikarzowi/synowi/wnukowi (niepotrzebne skreślić). Końcowy twist jest fajny, a całość, mimo delikatnej metaforyki (latające fortepiany, postać kozła, narkotyczne odloty), wydaje się świetnym materiałem na scenariusz filmowy
No i niestety jest to jednocześnie komiks całkowicie jednoznaczny i dookreślony, nie zostawiający czytelnikowi wiele przestrzeni do interpretacji czy wyjaśnienia. Przeczytasz, zachwycisz się, ale nie będziesz miał potrzeby, by do tego wracać
Idealny komiks środka. Ze świetną szatą graficzną, oszczędnymi dialogami i sprawdzonym patentem na narracyjnym, w którym bohater u kresu życia opowiada swoją historię dziennikarzowi/synowi/wnukowi (niepotrzebne skreślić). Końcowy twist jest fajny, a całość, mimo delikatnej metaforyki (latające fortepiany, postać kozła, narkotyczne odloty), wydaje się świetnym materiałem na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-02
Jeśli stawiasz sobie za cel opowiedzenie historii, zawierającej wielkie objawione prawdy o życiu, to masz spore szanse, że wyjdzie z tego taki napuszony i pretensjonalny komiks, który przez 3/4 lektury będzie sprawiał wrażenie patetycznego finału taniej filmowej produkcji z mądrościami cytowanymi przez głównego bohatera na tle obrazów slow motion. Cała ta wędrówka bohatera, od trudnego dzieciństwa, przez sukces i upadek, jest tak przewidywalna i oklepana, że nie pomoże jej nawet coś tak absurdalnego, jak matematyka w służbie szczęścia. Nie rozumiem tych artystycznych wyborów. Nie lubię i nie polecam
Jeśli stawiasz sobie za cel opowiedzenie historii, zawierającej wielkie objawione prawdy o życiu, to masz spore szanse, że wyjdzie z tego taki napuszony i pretensjonalny komiks, który przez 3/4 lektury będzie sprawiał wrażenie patetycznego finału taniej filmowej produkcji z mądrościami cytowanymi przez głównego bohatera na tle obrazów slow motion. Cała ta wędrówka bohatera,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-03-30
Znam literacki pierwowzór, więc w temacie fabuły zaskoczenia nie było, za to Larcenet pięknie rozpracował „Drogę” w kwestii dialogów, które ograniczył do minimum, potęgując grozę i przerażającą ciszę bijącą z kadrów. Ciszę, która nie zwiastuje spokoju i symbiozy z otoczeniem, stanowi raczej główny element nerwowego oczekiwania na kolejną katastrofę. To znamienne, że „Droga”, która u nas wychodzi po mocno naładowanej tekstem „Terapii grupowej”, tak oszczędnie operuje słowem. W obu przypadkach wybór strategii opowiadania ma decydujące wpływ na odbiór.
Ten album uderza rysunkiem i na stronę wizualną kładzie największy nacisk. Manu balansuje między realizmem z wielością detali, a impresją genialnie oddającą grozę otoczenia, z jego mglistym, pełnym pyłu i brudu krajobrazem. Często są to zaledwie cienie sylwetek w deszczowej, śnieżnej czy smogowej aurze. Jako czytelnik lubujący się raczej w tym co karykaturalne, brzydkie i dziwne, muszę jednak przyznać, że w swojej kategorii twórca „Codziennej walki” jest arcymistrzem. W mojej wersji dodatkowe wrażenie robią kolory, bazujące na delikatnych odcieniach beżu i szarości, co w tym przypadku dało kapitalny efekt.
Nie chcę używać wielkich słów, ale ta adaptacja okazała się lepsza, niż oczekiwałem, mimo że możliwości Larceneta znam bardzo dobrze. Myślę, że bez zbędnej przesady można stwierdzić, że ten gość „znowu to zrobił”
Znam literacki pierwowzór, więc w temacie fabuły zaskoczenia nie było, za to Larcenet pięknie rozpracował „Drogę” w kwestii dialogów, które ograniczył do minimum, potęgując grozę i przerażającą ciszę bijącą z kadrów. Ciszę, która nie zwiastuje spokoju i symbiozy z otoczeniem, stanowi raczej główny element nerwowego oczekiwania na kolejną katastrofę. To znamienne, że...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Być może taka postać potrzebowała komiksu, ale chyba nie do końca w tej formie. Miałem wrażenie czytania skryptu, w którym żaden aspekt życia Gray nie został dostatecznie pogłębiony. Czy to relacje i życie prywatne, czy zawodowe dokoniania - przeważa wrażenie obcowania z czymś tak nieangażującym, że treść zapominałem jeszcze w trakcie lektury. Podobnie przeźroczysty jest ten komiks w swojej formie, a przecież gdy główną bohaterką czyni się artystkę, można również na tej płaszczyźnie poszaleć. Do bólu poprawne
Być może taka postać potrzebowała komiksu, ale chyba nie do końca w tej formie. Miałem wrażenie czytania skryptu, w którym żaden aspekt życia Gray nie został dostatecznie pogłębiony. Czy to relacje i życie prywatne, czy zawodowe dokoniania - przeważa wrażenie obcowania z czymś tak nieangażującym, że treść zapominałem jeszcze w trakcie lektury. Podobnie przeźroczysty jest...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to