Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Kolejna książka w mojej kawowej biblioteczce. Ciekawie wydana i przyjemna w czytaniu. Taka inna od czysto podręcznikowych, bardzo osobista, chociaż najróżniejszych informacji i instrukcji praktycznych też nie brakuje. Niektóre mają postać ikonograficzną, to pomaga lepiej zrozumieć wiele zagadnień. Widać pasję Autorki poprzez jej historię i oddanie swojej profesji. Jest nie tylko baristką, ale nauczycielem tej sztuki, sędzią konkursów. Uczy nas jak traktować kawę, jak ją przyrządzać. A jeśli mowa o sztuce, to jest w tej książce nuta poezji. Tak jak w samej kawie, w magii jej palenia i serwowania.
Dziękuję za zaakcentowanie trzeciej fali i wzmiankę o czwartej – ważnej.
Niektórzy ganią element autopromocji (?), ale przecież są i ciekawe wywiady, a kawa ... ma też zbliżać ludzi.
Co do spraw praktycznych, podzielę swoją opinię na dwie części.
Technicznie:
- brakuje mi dokładniejszego indeksu, ew. takiego dokładniejszego spisu treści, żeby móc szybko trafić do jasno określonej informacji
- przydałoby się więcej polecanej literatury, takiej dostępnej w Polsce - dla adeptów sztuki.
Merytorycznie:
- spodziewałem się więcej informacji o wykorzystaniu ekspresów, zwłaszcza takich bez wyszukanej automatyki - jak je opanować dla robienia dobrej kawy (bariści przecież mają z nimi codziennie do czynienia, a chyba nie było o tym jednego zdania). Na paru zdjęciach pokazano maszynę moccamaster, czytelnik może zapytać co to jest i jak to obsługiwać
- za mało o prozdrowotnych własnościach kawy (a jest o tym spora wiedza), sama wzmianka o akrylamidzie, ochratoksynie i złej wodzie jako czynnikach negatywnych to chyba za mało...
- za mało także o kawach eko
- a kawa po grecku/turecku, kowbojsku ... ? Jest jeszcze wiele innych sposobów na kawę. Każdy ma swój ulubiony - jaki pochwalić a jaki skrytykować?

Jednak polecam książkę amatorom kawy. A to, że kawa staje się coraz popularniejsza stwarza też ścieżkę zawodową dla nowych baristów.

Kolejna książka w mojej kawowej biblioteczce. Ciekawie wydana i przyjemna w czytaniu. Taka inna od czysto podręcznikowych, bardzo osobista, chociaż najróżniejszych informacji i instrukcji praktycznych też nie brakuje. Niektóre mają postać ikonograficzną, to pomaga lepiej zrozumieć wiele zagadnień. Widać pasję Autorki poprzez jej historię i oddanie swojej profesji. Jest nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Na stronie wydawcy i kowydawcy (3Dom) znajdziemy opis wydawniczy, elementy wstępu, dane o oryginale, autorze i spis treści tej obszernej pracy - ponad 500 stron obfitujących w argumenty, 453 przypisów - głównie do prac naukowych (a te odsyłają do dalszych), szczegółowy indeks (46 stron). Wygląda to poważnie i nawet formalnie stanowi o wartości książki.
Przede wszystkim jednak waży wartość merytoryczna.
Moja opinia o książce może wydawać się stronnicza, ale nie mam z tym problemu, ponieważ zagadnienie szczepień śledzę od dawna i w pełni zgadzam się z przesłaniem autora. Jego postawa jest wyważona, zgadza się z tą, jaką preferuję - szersze (interdyscyplinarne) spojrzenie na zagadnienia, włączenie empatii, słuchanie ludzi, w danym przypadku rodziców dzieci, którzy swoje dzieci znają i odczuwają najlepiej.
Książka odpowiada na pytanie z tytułu - wg autora wiemy jak zakończyć dramat autyzmu.
Krótkimi sześcioma recenzjami pracy są opinie znanych osób ze świata medycyny zawarte we wstępie. Dodatkowy dłuższy wstęp dr n. med. Piotra Witczaka sam w sobie jest małą rozprawką z 71 przypisami do źródeł.
Ponieważ oprócz wiedzy merytorycznej Witczak praktycznie zajmuje się autystykami, to jest upoważniony do zabrania głosu. I nie jest to głos większości lekarzy straszących, że mamy do czynienia z nieuleczalną chorobą o mało znanej etiologii - P. Witczak wspiera proaktywne metody leczenia, te same lub podobne do tych, które stosował autor książki.
I tu warto wspomnieć, że duża część książki jest poświęcona misji ojca, którego dziecko od wczesnego dzieciństwa cierpiało na autyzm, a w wieku 18 lat syn już prawie wyzdrowiał.
Droga była jednak długa, dramatyczna, pełna poświęceń i bólu, a jednocześnie dająca dużo pomocy wielkiej już części społeczeństwa borykającego się rodzinnie z tą chorobą. Jak wielką częścią? Wg autora w USA to już jeden chory na 36 osób (stan na 2018 r.), a wg dra Witczaka to 1 na 27 chłopców w wieku do 8 lat!
Stąd zasadność tytułu, w którym znajduje się słowo pandemia. To zatem większe zjawisko niż inne głośne epidemie. Znajdujemy się w samym środku niszczycielskiego kryzysu zdrowia publicznego – takiego, który odpowiada dość dokładnie stale rosnącemu harmonogramowi szczepień. Wiąże się to także ze wzrostem innych chorób somatycznych (u ponad 70% osób z ASD). To już staje się dużym problemem społecznym i ekonomicznym.
Co będzie gdy za kilkanaście lat, a nawet parę, duży odsetek dzieci a potem młodzieży to będą osoby autystyczne i z chorobami towarzyszącymi? Kto to udźwignie w sensie opieki, traum chorych i rodziców, kosztów, strat dla narodu?
I po co mają cierpieć same dzieci?
Pierwszy rozdział demaskuje kłamstwo, że nie ma żadnej epidemii autyzmu - na podstawie szeregu statystyk.
A także narrację, że tak zawsze było i że autyzm jest czymś normalnym. Właśnie te statystyki pokazują nagły wzrost zjawiska - 25-krotny wzrost w okresie ostatnich 35 lat z tendencją wykładniczą, a jego praktyczną nieobecność w przeszłości.
Jednym z zasadniczych zagadnień naukowych wokół autyzmu jest identyfikacja jego przyczyn.
Książka Handleya skupia się głównie na dwóch: komponent adiuwantu szczepionek zwierający aluminium (glin) oraz tzw. zaburzenia mitochondrialne.
Wspólnym mianownikiem jest określenie źródła choroby jako zagrożenie środowiskowe, głównie sztuczne (szczepienia, toksyny).
Natomiast dr Piotr Witczak w swoim wprowadzeniu akcentuje inny główny czynnik środowiskowy - rtęć. Jest to inny trop, wbrew opinii, że obecne szczepionki nie zawierają rtęci, wskazujący na efekt kumulacji i synergii - temat warty osobnego omówienia.
Podważony jest też czynnik genetyczny choroby jako zasadnicza jej przyczyna - nie istnieją badania, oprócz rozważań teoretycznych, które by uzasadniały takie podłoże choroby w jej gwałtownym wzroście.
Pokazano osoby odpowiedzialne za dominującą narrację zaprzeczania i manipulacje o podłożu korupcyjnym.
Po kolei obalone są główne argumenty osób negujących epidemię autyzmu.
Autor pokazuje w wielu rozdziałach szerszy schemat propagandy obecnej w ogóle w medycynie opanowanej przez farmację.
Jedną z metod jest oparcie tej propagandy na jakimś wyrywkowym i często nierzetelnym badaniu, potem nadaniu temu badaniu najwyższej rangi przez wysokie urzędy służby zdrowia i dalsze masowe powielanie tak określonego stanowiska przez urzędy podrzędne, media, uczelnie, lekarzy. W tych środowiskach utrwala się kłamstwo, potem już powtarzane z zasłyszenia przez niemal wszystkich.
Każde wychylenie się poza tę obowiązującą narracje prowadzi do ostracyzmu a nawet penalizacji. To przede wszystkim gra interesów producentów leków oraz ich agentów.
Ważny jest rozdział drugi "Szczepionki są bezpieczne i skuteczne". Ten tytuł wskazuje na wszechobecną mantrę medycyny, podobnie jak jest nią powtarzane hasło "powikłanie jedno na milion". Oba stwierdzenia nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, zwłaszcza jeśli odniesie się je do powikłań różnego rodzaju - nie tylko w kontekście autyzmu. To temat tak szeroki, że nie sposób omówić go w tej recenzji. Zachęcam do zajrzenia w spis treści, gdzie ważniejsze zagadnienia są wypunktowane. Dość powiedzieć, że w szeregu krajach stosuje się różne kalendarze szczepień, na ogól dużo bardziej ograniczone niż w USA, w wielu pewnych szczepionek w ogóle się nie podaje, a przecież dzieci nie są inne.
Wskazano jak ułomne są badania szczepionek, rozważono większość z nich po kolei.
W tym obszernym rozdziale (80 stron) autor rozprawia się merytorycznie jeszcze z paroma innymi mitami, np. że "szczepionki uratowały świat", odpornością zbiorową (stadną), polio jako straszakiem itd.
Powyższe hasła są chwytliwe, bo wykorzystują strach lub bagatelizują pewne zagrożenia oraz bazują na niedoinformowaniu społeczeństwa, co jest wykorzystane w propagandzie szczepionkowej. W tym kompleksie zagadnień niezwykle ważne stało się ustawowe zwolnienie w USA w 1986 r. producentów szczepionek z odpowiedzialności prawnej za ew. szkody w ich wyniku. Od tego czasu wzrosła produkcja - ilościowo i asortymentowo, zachęty do szczepień, a w wyniku i znacząco skala powikłań. Jeśli dochodziło do prawnych dochodzeń w sprawie szkód, co zostało bardzo utrudnione, i były wypłacane odszkodowania, to nie płacili za nie winni, a państwo - czyli podatnicy.
Rozumienie NOP-ów (niepożądanych odczynów poszczepiennych), ich kwalifikowanie i zgłaszanie - to wszystko mocno kuleje i zaciemnia obraz rzeczywistości. Gros przypadków w ogóle nie jest odnotowywanych, a późniejsze powikłania nie są kojarzone ze szczepieniami, co uderza w poszkodowanych, a jest bardzo na rękę zarówno producentom jak państwu, ponieważ oszczędza wiele środków. Baza powikłań VAERS odnotowuje prawdopodobnie mniej niż 1% rzeczywistych przypadków - autor podaje oficjalne źródła takiego stwierdzenia.
Kolejnym nośnym dla medycyny i polityków hasłem jest "Nauka jest rozwiązaniem" - tytuł rozdziału trzeciego.
O ile faktycznie powinniśmy polegać na nauce, to nie wolno widzieć jej wąsko i oddać w ręce ideologów poprawności politycznej. Nauka nie polega na konsensusie jakiejś grupy, często partykularnie zainteresowanej w jej ukierunkowaniu, ale na prawdzie, racji wynikającej z prawidłowo naukowo przeprowadzonego dowodu - choćby przez jednego tylko badacza.
Popularne ostatnio hasła "zaufaj nauce" oraz "medycyna oparta na dowodach" (EBM) to wytrychy mające zagłuszyć dyskusje i pytania. Mówiąc krótko - nauka też jest skorumpowana. Oraz spycha poza swoją domenę to, co jej włodarze uznają, że nauką nie jest.
Autor podaje szereg przykładów jak badania bywają obarczone złą metodologią (np. nie przestrzegano złotego standardu) i nieprawidłowymi wnioskami. Stawiane są złe pytania (np. pod tezę), badania bywają wybiórcze. Z drugiej strony zwracają uwagę badania porównawcze dzieci nieszczepionych i szczepionych. Tych pięć omówionych w książce, które pokazały znaczą przewagę niezaszczepionych, to nie wszystkie jakie były wykonane, nawet w Polsce.
Obszerny rozdział 4. pokazuje różne mechanizmy lobbingu i manipulacji. Przynoszą one fatalne skutki społeczne, a większość polega na konflikcie interesów. Czasem jest to jaskrawe łamanie lub naciąganie prawa. Niektóre postawy wynikają z niewiedzy lub złego wykształcenia, co jest wynikiem programu szkolenia narzuconego przez interesariuszy przemysłu.
Ciekawe jest nawiązanie do słynnego podręcznika przemysłu tytoniowego (Tobacco Playbook), który ukierunkował na dziesięciolecia propagandę tytoniu jako czegoś zdrowego i zalecanego. Autyzm nazwano przez analogię Tytoń 2.0. Utrwalono naiwne przekonanie społeczeństwa, że jeśli coś jest szkodliwe, to autorytety i władze na pewno powiedziałyby o tym (zagadnienie opisane w rozdziale 8).
Przeciwników aktualnej linii polityki zdrowotnej szykanowano, wręcz niszczono.
Część druga książki już konkretniej skupia się na autyzmie i prawdzie o szczepionkach.
Omówionych jest jedenaście kluczowych odkryć naukowych, które wyraźnie wskazują na powiązanie autyzmu ze szczepieniami.
Za duży i i zbyt naukowy temat by w popularnej a nie naukowej recenzji to dyskutować.
Poruszyła mnie zwłaszcza możliwość przekazywania toksyn przez matki swoim dzieciom, co jest aktualnym tematem w związku z nowymi "szczepieniami".
Oprócz wagi badań biologicznych, które były spychane na bok przez manipulowanie statystykami epidemiologicznymi, ważne są też uczciwe postępowania prawne.
Rozdział 6, podobnie jak 4.  pokazuje stosowane różne kruczki prawne, włącznie z przekupstwem, i przepychanki sądowe, aby tylko na wierzchu była "racja" władz i przemysłu.
Jednak ujawnione raporty o tym, że sądy w USA co najmniej 83 razy uznały medyczne podstawy twierdzenia, że szczepionki wywołały autyzm i na tej podstawie zostały wypłacone odszkodowania, zrobiły wyłom i dały nadzieję dla tysięcy rodzin z podobnymi problemami.
Ten aspekt jest podsumowany w ramach przeglądu książki zawartego w podrozdziale "Jak dotarliśmy do tego punktu – krótki przegląd".
Te ujawnienia i cała książka jest dla poszkodowanych i ich rodzin wielką pomocą w postępowaniach oraz w codziennych zmaganiach z chorobą. Prawda nie może być bez końca ukrywana. To uniwersalne przesłanie.
Jak opisano w rozdziale 7, ilość tych poszkodowanych i rodziców opisujących te same doświadczenia, osiągnęła masę krytyczną i jest mocnym głosem w sprawie. Nie tylko pomagają sobie wzajemnie, ale i będą siłą, którą zakończy pandemię autyzmu - jak w tytule książki.
Mają oni swoiste narzędzie zaproponowane przez autora w rozdziale 9. To konstruktywny 12-punktowy plan uzdrowienia sytuacji i poszkodowanych.
W ogólnym aspekcie zawiera przede wszystkim postulat natychmiastowej redukcji ilości szczepień dzieci. Inny ważny punkt to badania przesiewowe przed szczepieniami by odłączyć od nich dzieci z przeciwwskazaniami różnego rodzaju. Są też propozycje prawne.
Natomiast ostatni rozdział zawiera szereg praktycznych wskazówek leczenia, które już zdały egzamin. Można je ogólne nazwać biomedycznym. Ważne są wszystkie elementy zaproponowanego protokołu leczenia DAN (dieta, suplementacja, detoksykacja) i zastosowanie nowych leków.
Epilog książki jest optymistyczny - jest już potrzebna wiedza, są metody, są zdeterminowani ludzie, są pozytywne przykłady sukcesów.
Parę uwag formalnych.
Pomimo że nota wydawnicza mówi o roku 2021 jako czasie wydania oryginału, to znajduję że był to rok 2018 (wrzesień), co usprawiedliwia pominięcie zagadnienie "szczepionek" na SARS-CoV2. Ten temat uczyniłby książkę jeszcze bardziej aktualną.
Szkoda, że w polskim wstępie jest o tym tylko pół jednego zdania.
Mam też zastrzeżenie do czytelności zamieszczonych diagramów - skoro były opracowane na nowo ze wzorów źródłowych, to mogłyby być większe - szerokość stron na to zezwala.
W przyszłych wydaniach sugerowałbym też by główki stron wskazywały na tytuł danego rozdziału.
Może umieszczenie spisu treści na początku książki, a nie na jej końcu, byłoby właściwsze? To daje czytelnikowi "na starcie" lepszą orientację o jej zawartości. I dodałbym tam numery rozdziałów.
Komu polecam tę książkę? Oczywiście rodzicom poszkodowanych dzieci, których jest ich już niestety dużo. Będzie dla nich zarówno drogowskazem jak i otuchą. Ale nie tylko - zmodyfikuję nieco stanowisko dr n. med. Piotra Witczaka z przedmowy "...jest to książka, którą powinien przeczytać nie tylko każdy rodzic – dzieło J.B. Handleya powinien przeczytać dosłownie każdy!" A to dlatego, że są ludzie którzy będą rodzicami, albo byli i mogą swą wiedzą pomóc swoim dorosłym dzieciom. A dodatkowo każdemu, kto chce zrozumieć, co dzieje się w ogóle z medycyną i dlaczego ugrzęźliśmy w impasie jej skuteczności.

(Powyższa recenzja jest skrótem z mojego szerszego opisu książki zamieszczonego na osobistym blogu)

Na stronie wydawcy i kowydawcy (3Dom) znajdziemy opis wydawniczy, elementy wstępu, dane o oryginale, autorze i spis treści tej obszernej pracy - ponad 500 stron obfitujących w argumenty, 453 przypisów - głównie do prac naukowych (a te odsyłają do dalszych), szczegółowy indeks (46 stron). Wygląda to poważnie i nawet formalnie stanowi o wartości książki.
Przede wszystkim...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Pandemia zdemaskowana Sucharit Bhakdi, Karina Reiss
Ocena 8,0
Pandemia zdema... Sucharit Bhakdi, Ka...

Na półkach:

Pokuszę się na szerszą opinię.
Nie powtarzając informacji wydawniczej, którą znajdziemy np. na stronie współwydawcy 3DOM, wypada przynajmniej przedstawić autorów czyli Dr Karinę Reiss i Dr Sucharita Bhakdi (małżeństwo) - ze wstępu Mariusza Błochowiaka, który jest też redaktorem książki.

Prof. Reiss od 15 lat zajmuje się badaniami naukowymi w dziedzinie biochemii, biologii komórki i medycyny. Prowadzi również wykłady w tym zakresie. Jej zawodowe kwalifikacje są poświadczone przez wyróżnienia i ponad 50 oryginalnych artykułów w międzynarodowych czasopismach naukowych, które były cytowane ponad 3500 razy.
Natomiast prof. med. Sucharit Bhakdi jest naukowcem i lekarzem, wybitnym specjalistą w dziedzinie mikrobiologii i epidemiologii chorób zakaźnych. Przez 22 lata był dyrektorem Instytutu Mikrobiologii Medycznej i Higieny na Uniwersytecie w Moguncji w Niemczech. Jest autorem kilkuset publikacji naukowych i jednym z najczęściej cytowanych naukowców w dziedzinie medycyny w Niemczech. W latach 1990-2012 był redaktorem naczelnym czasopisma naukowego 'Medical Microbiology and Immunulogy'. Za swoją pracę pracę naukową otrzymał kilkanaście wyróżnień".

Autorzy (małżeństwo) w 2020 r. napisali książkę Koronawirus - fałszywy alarm? Liczby, konkrety, konteksty (wyd. Multibook, a S. Bhakdi był współautorem Fałszywa pandemia. Krytyka naukowców i lekarzy. Cz 1 oraz Fałszywa Pandemia. Część 4 Szczepionki.

Tu omawiana książka jest uzupełnieniem poprzedniej, stąd podtytuł Nowe fakty, dane, konteksty.

Mimo że autorzy są naukowcami, to ich wypowiedź jest prosta i zrozumiała dla przeciętnego czytelnika. Można polecić wszystkim, najlepiej z poprzednią - by lepiej zrozumieć przesłanie autorów.
Od strony formalnej - zdania są krótkie, jasne. Profesorowie na wstępie zastrzegają się, że książka nie jest pracą naukową, ale są skromni - można ją potraktować jako przegląd naukowy, ponieważ podają niezliczoną ilość odnośników (uwzględniając dalsze odsyłacze) do prac naukowych, statystyk, oświadczeń rządów i ich instytucji. Zatem ew. krytycy nie powinni etykietować ich pracy jako prywatne zdanie autorów. Wykorzystują zwłaszcza źródła niemieckie. Wnoszą też swój własny wkład o charakterze naukowym.

Recenzja tego rodzaju pracy nie może być wartościowa jeśli przynajmniej w pewnym stopniu nie odnosi się do merytoryki, zatem włączam właśnie takie elementy i miejscami swoje komentarze.

Tytuł książki nie mówi wszystkiego, ponieważ nie chodzi tylko o demaskację samej pandemii, ale o wiele zjawisk jakie jej towarzyszyły oraz aspektów samej pandemii. Już z samego spisu treści (znajdziesz na stronie Wydawcy) widać jak szeroki zakres tematyczny poruszają - od zagadnień medycznych i biologicznych do społecznych i politycznych.

Samo słowo "zdemaskowana" przywołuje temat masek poruszony w rozdziale Maseczkowy obłęd.
Za zgodą wydawnictwa przedstawiam go w całości na swojej stronie www (info na życzenie) w osobnym artykule o takim właśnie tytule - różne aspekty zagadnienia masek ochronnych ze wskazaniem na podstawie badań, że maski nic nie dają, a mogą zagrażać zdrowiu i traumatyzować, zwłaszcza dzieci i osoby starsze.

Na początku książki zadano pytanie: Od czego zaczęła się światowa panika i dalsze działania? Od "testu" PCR odnośnie SARS-COV-2 opracowanego przez prof. Ch. Drostena, o którym to teście wiemy, że nie można go używać do stwierdzenia lub wykluczenia przypadków zakażenia, co zresztą było napisane nawet na opakowaniu od producenta.
WHO jednak go szybko uznała (bez walidacji) i propagowała. Autorzy wyjaśniają działanie tego testu, który wg oryginalnego wynalazcy prof. C. Mullisa jest tylko narzędziem badawczym w mikrobiologii, natomiast w praktykowanym zastosowaniu epidemiologicznym jest wysoce niewiarygodny. A szczególnie przy stosowaniu wysokiej wartości tzw. cykli replikacji, co niestety było zalecane w powszechnej praktyce. (O tym "teście" jest dużo informacji i w innych książkach ale widocznie nie dość tego powtarzać. Także w bezpłatnym urywku z książki na stronie wydawnictwa zamieszczono odnośny podrozdział).
I w ten sposób stwierdzano nierealne, zawyżone ilości zakażeń. Nadto, ewentualnej infekcji nie należy mylić z chorobą zakaźną, która wcale nie musi się rozwinąć. Zatem strach przed SARS-CoV-2 był sztucznie rozdmuchany i nieuzasadniony. To wywołało fatalne skutki w wielu wymiarach - obserwowaliśmy je przez ponad dwa lata.

Jak to się rozwijało na świecie opisuje rozdział Kronika pewnego kryzysu. Skracając - było wiele fałszywych alarmów, a statystyki były manipulowane, do czego wystarczyły niedopowiedzenia lub zła metodologia. Książka dyskutuje też z przyjętymi wskaźnikami epidemicznymi jak np. wskaźnik zapadalności, oraz pokazuje, że tzw. testy szybkie są jeszcze bardziej niewiarygodne i dodatkowo wypaczają obraz rzekomych zakażeń. Niestety "naukowcy dali się uwieść przez władzę i wyrzucili za burtę wszystkie standardy nauki wraz z jakąkolwiek odpowiedzialnością". Większość lekarzy poszło tą samą drogą.

Podobne fałszerstwa zostały opisane w rozdziale Stan nadzwyczajny w szpitalach? gdzie pokazano (statystyki i opinie personelu), że szpitale wcale nie były przeciążone, a nawet wskaźniki przyjęć były niższe niż w poprzednich latach.
Przez bezsensowne przepisy wielu naprawdę chorych, w tym na różne choroby, nie przyjmowano.
Budowano za to dodatkowe szpitale, które też były mało zapełnione lub wcale. Np. w Berlinie zbudowano za 40 miliony euro klinikę covidową, której nie oddano do użytku, ale samo jej utrzymanie kosztowało 13,1 miliona euro.
Wygląda na to, że nie tyle chodziło o zdrowie, a o pieniądze drenowane z budżetów służb zdrowia.
Podobnie było z respiratorami, których zbyt pospieszne lub niewłaściwe stosowanie było nawet przeciwskuteczne.

Tytuł rozdziału Pandemia stulecia bez podwyższonej śmiertelności dobrze oddaje konkluzję, że nie było pandemii, przynajmniej wg klasycznej definicji.

Rozdział Czy obostrzenia nas uratowały? wykazuje, że nie. Wykazują to statystyki, ale także badania naukowe. Niestety, spowodowały za to wiele szkód, o których dalej. Podano też dane z Afryki, co dla niektórych jest zaskoczeniem, dla innych kolejnym potwierdzeniem złych praktyk. Otóż wskaźnik zgonów na milion mieszkańców w porównaniu z Europą jest dużo niższy mimo na ogół słabej służby zdrowia, gorszych warunków sanitarnych i mniejszego przejmowania się zasadami higieny. Rzucam osobistą tezę: to potwierdza, że pandemia był w dużym stopniu tworem medialnym lub że bogatym społeczeństwom farmacja bardzie zaszkodziła niż pomogła. Medycyn ludowa, zioła, czystsze otoczenie dają lepsze wyniki.

Jednym z obostrzeń był nakaz noszenia maseczek. O tym we wspomnianym osobnym artykule Maseczkowy obłęd. Różne aspekty zagadnienia masek ochronnych ze wskazaniem na podstawie badań, że maski niemal nic nie dają, a mogą zagrażać zdrowiu i traumatyzować, zwłaszcza dzieci i osoby starsze.

Rozdział Mit bezobjawowego zakażania podaje argumenty, że taki przypadek jest niezwykle rzadki i uwarunkowany. Wynika to z przeprowadzonych badań i samej wiedzy autorów - z racji ich profesji.

W następnym rozdziale pokazano, że "zniknięcie" grypy w czasie Covid to po prostu kwalifikowanie jej jako coronawirusa, podobnie jak szeregu innych patogenów. Wg ulotki testu RT-PCR na SARS-Cov2 z firmy Biomol, test ten reaguje pozytywnie na wiele odmian grypy, ale także na wirus oddechowy RSV, adenowirusy (typ 3 i 7), bakterię Haemophylis infuenza, gronkowiec złocisty, streptotok zapalenia płuc itd.

Rozdział Gdzie jest analiza korzyści l zagrożeń? podsumowuje różne fatalne konsekwencje przyjętej strategii "obrony" społeczeństw przez pandemią. Cudzysłów jest zasłużony ponieważ w wyniku wielu błędów i braku oceny korzyści względem strat "lekarstwo było gorsze od choroby". Widzimy nienotowany wcześniej przyrost zgonów, które wcale nie były spowodowane przez Covid-19. Przykładowo przytoczono tabelę porównującą wiele przyczyn nadmiarowych zgonów z innych powodów, gdzie ważną rolę odegrały odroczone terapie, zamknięcie ludzi w domach (samotność, dystans społeczny, brak ruchu, słońca...) i strach ludzi przed zgłaszaniem chorób i hospitalizacją. Szpitale były przedstawiane jako miejsce masowych zgonów i tragedii ludzi. Wiemy też, że de facto tam często nie leczono lub leczono niewłaściwie.
Ważnym aspektem tragedii jest szkodzenie dzieciom - też zamkniętym, bez naturalnej socjalizacji, zastraszanym że mogą "zabić dziadków", zamaskowanym więc i niedotlenionym. To wszystko nie tylko fizycznie, ale i psychologicznie może obciążyć je na całe życie. Nawarstwiły się traumy, wystąpiło wiele samobójstw wśród młodzieży.
Osobiście uważam, że ten rozdział mógłby być dużo obszerniejszy w fakty, ponieważ te inne, oprócz śmierci, szkody - psychologiczne, neurologiczne, społeczne i gospodarcze z powodu złej polityki zdrowotnej, zwiedzenie przesadzonym zagrożeniem, były niespotykane w poprzednich pandemiach i to w takiej skali.

W dwóch następnych rozdziałach mamy uzasadnienie tezy, że straszono nas przesadzonym zagrożeniem oraz okłamywano.
Oceniono faktyczne wskaźniki epidemiologiczne IFR i CFR oraz zakwestionowano merytorycznie i statystycznie szereg medialnych i pseudomedycznych "straszaków". Np.: że obraz kliniczny Covid-19 był inny niż wcześniejszych chorób, że C-19 zabija nie tylko starych ale i młodych i że ma straszne następstwa długoterminowe, że może atakować wszystkie organy (co później okazało się powikłaniem po szczepieniach w związku z tzw. białkiem kolca.

Jedną z głównych manipulacji było nie rozróżnianie zgonu z koronawirusem od zgonu na koronawirusa, co jest przedmiotem i tytułem kolejnego rozdziału. Za winowajcę można uznać wytyczną WHO, w której napisano "Zgonu z powodu COVID-19 nie wolno sprowadzać do innej choroby (np. raka). COVID-19 należy wpisywać [w dokumentacji] jako wyjściową przyczynę zgonu u wszystkich zmarłych, u których choroba wywołała lub przypuszczalnie wywołała zgon lub przyczyniła się do zgonu".
Ta rekomendacja była stosowana globalnie w szpitalach, nawet gdy ewidentnie przyczyną zgonu był rak, atak serca itp. Tak postępowano zwłaszcza gdy lekarz nie miał pewności jaka była przyczyna zgonu, nawet gdy wynik testu RT-PCR był wielokrotnie ujemny, a tym bardziej gdy dodatni, co, jak widomo, nie determinuje choroby C-19. Skądinąd wiemy, że taka postawa była motywowana ekonomicznie co bezwstydnie wykorzystywano.

W rozdziale W kwestii odporności na COVID-19 autorzy przedstawiają merytorycznie odnośne mechanizmy mikrobiologiczne, co sprowadza się do następujący ważnych wniosków:

1. Podnoszenie "statusu odpornościowego" opartego na przeciwciałach nie ma żadnego sensu

2. Szanse na sukces szczepienia są nie do przewidzenia z góry.

Nie wchodzę tutaj w specjalistyczne rozważania autorów, ale mają one konsekwencje w zakresie metod leczenia oraz roli szczepień, co jest przedmiotem kolejnego rozdziału - Szczepionka jako uniwersalne remedium?

Wg autorów masowe szczepienia nie mają sensu, gdy znaczna część populacji jest już w sporym stopniu dostatecznie zabezpieczona przed ciężkim zachorowaniem, co ma miejsce w przypadku SARS-CoV-2. Oraz, że "światowy program szczepień przeciw SARS-CoV-2 nie ma sensu i z góry skazany jest na niepowodzenie".
Dalej przedstawiono znane główne szczepionki i ich działanie od strony biologicznej i założeń strategicznych jakie przyświecały producentom. Wspomniano o błędach i fatalnych skutkach innych szczepień w przeszłości oraz o szczególnych zagrożeniach na bazie preparatów z DNA z tytułu zapaleń systemowych oraz możliwych oddziaływań toksycznych. Przypomniano ważne i znane zastrzeżenia, że żadna szczepionka oparta na genach nie była nigdy wcześniej dopuszczona do stosowania na ludziach, a obecnie szczepionki na koronawirusa nie zostały poddane dostatecznym testom przedklinicznym, jak to przewidują w normalnych warunkach przepisy międzynarodowe. Nastąpiło tylko warunkowe dopuszczenie do użycia, zatem przeprowadza się eksperyment na ludziach - na olbrzymią skalę, bez znajomości ew. niepożądanych skutków. A te już licznie się pojawiają.

Uzasadniony jest więc tytuł kolejnego rozdziału Odurzenie szczepionkowe.

W zakresie krytyki obecnych szczepionek przypomniano, że dobre produkty wymagają czasu. W szczególności amerykańska operacja Warp Speed mająca radykalnie przyspieszyć produkcję i dystrybucję szczepionki na SARS-CoV-2, oprócz afery korupcyjnej i lobbystycznej nie mogła spowodować powstania czegoś bezpiecznego i skutecznego. Argument, że prace nad szczepionkami genetycznymi trwały od wielu lat, pomija że żadna poprzednia próba nie odniosła sukcesu nawet na zwierzętach, a na ludziach nie była zastosowana.
Autorzy zadają dwa pytania:
- czy wyszczepienie (jak nie lubię tego określenia z żargonu weterynarii!) całej ludzkości ma sens?
- czy zaszczepienie w ogóle może zapobiec infekcji?
Po obszernym wyjaśnieniu swojego stanowiska odpowiadają odpowiednio: to nie ma sensu, a na na pytanie drugie - nie może przeszkodzić w zainfekowaniu płuc, chociaż w pewnych przypadkach może zatrzymać rozsianie i proliferację bakterii (?).

Natomiast ważniejsze są skutki uboczne (NOPy). Tuszowane ich objawów środkami przeciwbólowymi czy paracetamolem, autorzy określają jako równoznaczne z przestępstwem.
Najpoważniejsze zagrożenie powodowane jest biodystrybucją preparatu do wielu miejsc ciała poprzez krążącą krew i limfę, w tym z możliwością przekraczania bariery krew-mózg. Założenie, że spakowane geny nie wykraczają poza mięsień, gdzie dokonano iniekcji, jest błędne. Kolejnym zagrożeniem jest tzw. efekt wzmocnienia zależnego od przeciwciał - ADE. W uproszczeniu powoduje ono że nieneutralizujące przeciwciała wytworzone w wyniku szczepienia nasilają infekcję wirusową, a np. że limfocyty T wzmacniają swoją aktywność do stopnia w którym atakują inne limfocyty. Nie wnikając dalej w możliwe mechanizmy (naszkicowane w książce) mamy do czynienia z szeregiem zagrożeń, które w praktyce powodowały skrzepy w naczyniach, także w mózgu, a to doprowadzało do udarów i innych groźnych następstw ze śmiercią włącznie. Nie należy łatwo propagować że szczepionki genetyczne są bezpieczne.
Jednym z dowodów jest stan przedstawiony w rozdziale Państwo wzorcowe: Izrael.
Pomimo różnych obostrzeń, zaszczepienia społeczeństwa w wysokim odsetku, ponawianiu dawek, odnotowano tam niepokojąco dużo powikłań, zakażeń i zgonów. Wskaźnik śmiertelności 0,7 procenta nie spadł. Mimo szczepień tam i w innych rejonach świata utrzymano zatem noszenie masek, zaleca sie dystans społeczny (co, jak wykazano, ma minimalny efekt) oraz prowadzi się dalsze kampanie proszczepionkowe.

W następnych rozdziałach wskazano na ruch lekarzy i badaczy, którzy wołają o rozsądek.
W świetle danych z baz skutków ubocznych (VAERS, EUDRA, MHRA itp.), gdzie odnotowuje się tysiące zgonów po szczepieniach, a to i tak tylko część zgłaszanych wydarzeń, obrana polityka szczepień oraz całego działania przeciw pandemii budzi opozycję i głosy przedstawiające inne strategie. Autorzy przywołują akcje podjęte wspólnie z innymi naukowcami z Niemiec i międzynarodowo. Oprócz zaleceń ogólnych, podali konkretne propozycje dotyczące przynajmniej rozpoznania zakrzepic i ich prewencji przez swoiste testy. Te działania, chociaż poparte przez innych naukowców nie zainteresowały jednak EMA (Europejska Agencja Leków), która brnie w swoich zaleceniach stosując przy tym merytoryczne manipulacje, co autorzy pokazali wyraźnie na przykładzie.
Oceniam, że za mało tu powiedziano o skutecznych lekach i ich blokowaniu w praktyce szpitalnej i w prewencji, oraz o metodach terapii naturalnych, które dobrze się sprawdzają w pierwszej fazie choroby, a wzmacniając odporność mogą nie dopuścić do jej zaistnienia.

Krótki rozdział Stracone lata odnosi się do błędnej oceny ze strony niektórych propagandzistów, że szczepienia podarowało wielu ludziom dodatkowe lata. Niezależnie od złej interpretacji wskaźników długości życia, wychodzi na to, że liczne zgony i powikłania pokazują wprost coś odwrotnego. Dodajmy do tego zgony związane z zaniedbaniem leczenia i obraz całkowicie się zmienia.

Tytuł rozdziału Fala za falą i tak bez końca dobrze oddaje sytuację, z jaką mamy stale do czynienia - przynajmniej medialnie i wg służb zdrowia. Autorzy podważają zasadność takiej narracji, pokazując między innymi wykorzystywanie naturalnych fal zachorowań w sezonach roku i wskazując, że w żadnej epidemii w historii nie wystąpiła nawet tylko druga jej fala, oprócz słynnej epidemii "hiszpanki" z 1918 roku. Przy okazji pokazują w skrócie przyczynę i przebieg tamtej pandemii.
Do straszenia falami, zagrożeniami epidemii i samą chorobą nawiązuje krótki rozdział Nachalne tytuły na wszystkich kanałach. Komu wierzyć? Nazywają to powodzią dezinformacyjną, co łatwiej zrozumieć znając już konstatacje niniejszej książki i jej podobnych (jest ok. setki wg mojej wiedzy). Siła propagandy jest wielka, ponieważ idzie z samej góry i jest mocno dotowana. Natomiast wiedza przeciętnych ludzi na te tematy jest mała. Dodatkowym zjawiskiem są samozwańczy "weryfikatorzy" i serwisy ich zatrudniające w imieniu koncernów szczepionkowych, na ogół bez dostatecznych kwalifikacji oraz wszechobecna cenzura wykluczająca inne niż oficjalne głosy i zwalczające dyskusję.

I tak Strach jako narzędzie władzy (tytuł kolejnego rozdziału) spełnia swoją destrukcyjną rolę. To stara wypróbowana metoda stosowana przez władze w wielu dziadzinach życia społecznego i polityce. Przytoczono przykładowe scenariusze, liczne metody manipulacji danymi i działaniami. Przykładowo, bodajże najbardziej znaną manipulacją jest nie rozróżnianie zakażeń wirusem od zachorowania. Autorzy oskarżają nawet skądinąd renomowane instytucje jak Instytut Roberta Kocha (RKI) za stosowanie takich praktyk, podporządkowanie władzom, zapewne w imię politycznej poprawności i ciągłości dotacji.
Za urywkiem książki w jej opisie wydawniczym zacytuję następujący jej fragment:
"Już w maju 2020 roku ekonomista Stefan Homburg zwrócił uwagę, że politycy mogą zastosować strach jako instrument dominacji, aby przepchnąć nieuzasadnione naukowo zabiegi. Fachowi siewcy paniki stosują bardzo skuteczną metodę gruntowania i rozszerzania swojej władzy. Strach prowadzi do zawężenia pola widzenia i myślenia, dlatego zbiorowo wygenerowany można wykorzystać, aby wedle potrzeby ukryć przed opinią publiczną procesy decyzyjne. Niepokój blokuje też zdolność do wyciągania racjonalnych wniosków. Politycy z pomocą mediów wykonali kawał roboty, aby zamknąć ludzi w zbiorowej paranoi. Czy taki był zamiar?"

To wszystko budzi głębokie zaniepokojenie i troskę o dokonujący się demontaż demokracji (tytuł rozdziału).

Milczą instytucje wymiaru sprawiedliwości, milczą i manipulują politycy, za nimi media, a stan lekarski i nauka dały się owładnąć i skorumpować, obowiązuje konformizm a nawet oportunizm spowodowany opłacaniem złych praktyk.
Na szczęście budzą się głosy protestu i orędowników praktyk dobrych. Autorzy wymieniają takie niemieckie i międzynarodowe inicjatywy. Także wśród zwykłych obywateli wzrasta świadomość - coraz więcej ludzi widzi że "król jest nagi" - by użyć zacytowanej opowieści Andersena. Potrzebna jest mobilizacja wobec wciąż kolejnych zakusów globalnego podporządkowania społeczeństwa, uzurpacji WHO do ponadnarodowej omnipotencji, zwoływania decydentów na symulacje kolejnych pandemii, co - jak pokazuje historia, jest raczej ich planowaniem.
Ostatni rozdział Quo vadis? Czyli dokąd właściwie maszerujemy? i Zakończenie oprócz jeszcze innych opisanych sygnałów stymulowanych zagrożeń przekazują też mini-manifest pozytywny, wzywający do porzucenia lęków, położenia kresu obłędowi i by zacząć żyć na nowo. Pokazuje nowe postawy i rozwiązania.
Ten przegląd zakończę kolejnym małym fragmentem z opisu wydawniczego:
"CO NAS CZEKA W PRZYSZŁOŚCI? Co nam pozostanie, gdy ze strachu przed śmiercią przestaniemy żyć? Niezależnie od wszystkich ryzyk, jakie ze sobą niesie życie, nie możemy tracić perspektywy całości. Mamy nadzieję, że niniejsza książka w tym pomoże".

Osobiście brak mi dokładniejszego wskazania na element, którzy niektórzy interpretują jako teorię spiskową, a który coraz wyraźniej się uwidacznia nie jako teoria a praktyka i celowe działanie. Na odgórny plan przygotowywany i realizowany by wprowadzić "nową normalność" zniewolenia i dehumanizacji - wg zamierzeń ukrytej władzy garstki psychopatów i bezwzględnego biznesu. Nie tylko ja tak to widzę.
Wprowadzony w tym celu drakoński sanitaryzm przyczynił się także do wielkich strat gospodarczych i transferu dóbr w kierunku oligarchii i różnych cwaniaków. Ten wątek też nie był dostatecznie zaakcentowany.
Rozumiem jednak, że to nie rola naukowców od biotechnologii i medycyny - zastawmy to komisjom śledczym i innym organizacjom obywatelskim.
Ktoś mógłby zarzucić autorom, że pewne tematy uprościli, ale jak w zastrzeżeniu - to nie jest elaborat naukowy. Zainteresowani szczegółami mogą sięgnąć do naukowych przypisów.
Trudno mi zaleźć jakieś ew. inne "punkty zaczepienia".
Na koniec chciałbym wyrazić swoje uznanie tłumaczowi - Marcinowi Masnemu, który po raz kolejny zaangażował się w sprawę rozsądku i prawdy, co pokazuje i na innych polach swej publicystyki.

Pokuszę się na szerszą opinię.
Nie powtarzając informacji wydawniczej, którą znajdziemy np. na stronie współwydawcy 3DOM, wypada przynajmniej przedstawić autorów czyli Dr Karinę Reiss i Dr Sucharita Bhakdi (małżeństwo) - ze wstępu Mariusza Błochowiaka, który jest też redaktorem książki.

Prof. Reiss od 15 lat zajmuje się badaniami naukowymi w dziedzinie biochemii,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Fałszywa pandemia. Krytyka naukowców i lekarzy [cz. 5] Urszula Domańska, Andrzej Domański, Leemon McHenry, Katarzyna Tarnawa-Gwóźdź, Wolfgang Wodarg
Ocena 4,8
Fałszywa pande... Urszula Domańska, A...

Na półkach:

Niniejsze omówienie dotyczy pracy zbiorowej pod redakcją dra Marusza Błochowiaka, który opracował i opatrzył wstępem tę i poprzednie 4 części tytułowej serii. Ta część (282 strony) wydana była pod koniec maja 2022 przez Ordo Medicus razem z wydawnictwem 3DOM.
Na stronie sprzedażowej współwydawcy https://3dom.pro/19053-falszywa-pandemia-krytyka-naukowcow-i-lekarzy-5.html ... znajdziemy opis książki, charakterystykę autorów i dokładny spis treści. Pełny wstęp redaktora (dość długi) dostępny jest w pliku PDF np. tuta
https://locusmind.com/content/uploads/files/2022/06/locusmind_2a84bcd1d3bb71e0f11844aecb9b4a57.pdfj.
Ten spis oraz wstęp dają potencjalnemu czytelnikowi dobry obraz zawartości i mogłyby już być namiastką recenzji.
Jednak można słusznie powiedzieć, że recenzję powinien pisać ktoś bezstronny. Podejmując się jej mam z tym kłopot, ponieważ, chociaż jestem formalnie całkowicie niezależny (freelacer, bloger bez powiązań i niezależny finansowo), to śledząc tematy poruszane w serii "Fałszywa pandemia" już od wielu lat i to w szerszym kontekście, trudno mi być zupełnie bezstronnym.
Zgadzam się bowiem z większością tez tych książek. Podobnie jak z tymi przedstawionymi w prawie 60 innych podobnych (polskich i zagranicznych), które omawiałem na jednej ze swoich stron internetowych. (W tej recenzji nie chcę jednak się odwoływać ani do strony ani do tych omówień - nie chodzi tutaj o promowanie ich ani siebie).
Wniosek z tych lektur jest jednoznaczny - faktycznie mamy do czynienia z fałszywą pandemią, szeregiem oszustw a także bardzo poważnymi naruszeniami prawa, zasad demokratycznych, etyki naukowej i lekarskiej oraz innymi zjawiskami, których konsekwencje wykroczą poza przeciętną świadomość w społeczeństwach.
Używając powiedzenia Grzegorza Płaczka - to się samo komentuje. Zatem to omówienie zawiera osobisty stosunek do sprawy, zresztą jak zwyczajowo wiele innych recenzji.
W takim układzie mógłbym skupić się na takich zagadnieniach, jak wiarygodność przedstawionych faktów, kompletność informacji, styl wypowiedzi...
Trudno jednak do tych aspektów się przyczepić. Wszystkie rozdziały obfitują w odnośniki do źródeł (oficjalne dokumenty, prace naukowe i wypowiedzi specjalistów), wyjaśnienia pojęć (przypisy pod tekstem), notki redakcyjne. Co do stylu, to także nie mam uwag, przy czym transkrypcje i tłumaczenie wywiadów oddają to, co było w oryginale, a wywiady w postaci ustnych wypowiedzi mają swój swobodny styl.
Część piąta serii - nie wiem czy będzie ostatnia, może być traktowana jako podsumowanie tematów poruszanych w częściach poprzednich.
W szczególności dotyczy to obszernego wywiadu z doktorem Wolfgangiem Wodargiem, którego artykuły i wypowiedzi były cytowane także w tych poprzednich częściach. Tutaj poświęcony jest świńskiej grypie, kulisom ogłoszenia „pandemii” H1N1 (tj. właśnie świńska grypa) oraz zmianie definicji kluczowego w tym kontekście terminu, tj. pandemii. Z tamtej "pandemii" możemy czerpać lekcję jak reagować na takie oszustwa i na czym one polegają. Wygląda na to, że politycy i władze sanitarne takiej merytorycznej, tj. medycznej i epidemicznej, lekcji nie przerobiły, a raczej przeciwnie - wykorzystały i udoskonaliły ówczesne metody oszukiwania społeczeństw.
Warto przypomnieć, że W. Wodarg - internista i pulmonolog, specjalista w zakresie higieny i medycyny środowiskowej, a także zdrowia publicznego i medycyny społecznej, był i jest też wykładowcą uniwersyteckim. Był przewodniczącym Komitetu Ekspertów ds. powiązanych z medycyną Ochrony Środowiska przy Izbie Lekarskiej Szlezwiku-Holsztynu, członkiem Bundestagu (1994-2009), inicjatorem i rzecznikiem Komisji "Etyka i prawo współczesnej medycyny", członkiem Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, gdzie przewodniczył Podkomisji ds. zdrowia i wiceprzewodniczącym Komisji Kultury, Edukacji i Nauki. W 2009 zainicjował powstanie komisji śledczej w Strasburgu do zbadania roli WHO w fałszywej pandemii H1N1 gdzie był ekspertem ds. naukowych. a w 2020 powołał z prawnikami oddolną Komisję śledczą ds. koronawirusa. Zatem jest kompetentny w ocenie "pandemii" i świata polityki medycznej jak mało kto. Był w środku wydarzeń - jako działacz na różnych szczeblach i bezpośredni świadek.
Ordo Medicus wydało książkę dra Wodarga pt. "Fałszywe pandemie. Argumenty przeciwko rządom strachu" oraz zorganizowało szereg konferencji z doktorem Wodargiem w Polsce.
Przytoczyłem te dane o doktorze jako przykład, że osoby prezentowane w książkach omawianej serii zasługują na wysłuchanie - każda z nich ma odpowiedni dorobek kierunkowy.
Nie da się krótko przedstawić bogactwa faktów pokazanych przez dra Wodarga - są to liczne i miejscami drastyczne dowody braku przejrzystości i logiki w działaniu, korupcji, konfliktów interesu, utajniania badań, umów i dotacji, sprzeniewierzeń służbie publicznej, przemilczeń i przekłamań w oficjalnej narracji, niekompetencji, nacisków politycznych, marnotrawstwa... Sprawy, którymi powinny zająć się prokuratury.
Ogólnie podczas lektury zaznaczyłem w całej książce bardzo dużo ciekawych fragmentów, godnych zacytowania. Ich przestawienie wydłużyłoby to omówienie niepomiernie (może kiedy indziej, osobno?). W tej sytuacji wskażę tylko problemy i względnie nowe pojęcia, jakie pojawiły się w pracach naukowców, w tym szczególnie socjologów, w związku ze zjawiskami ostatnich lat.
Tutaj nawiązuję do rozdziałów 5. i 6. napisanych przez dr Urszulę i dr Andrzej Domańskich: "Społeczno-kulturowy wymiar współczesnych pandemii" oraz "Biopolityka i biowładza w czasie 'pandemii', czyli jak medycyna staje się narzędziem kontroli społecznej".
Te sprawy znałem mniej i tym bardziej doceniam dużą ilość zacytowanych prac oraz autorów, którzy dostrzegają te nowe problemy.
Przytoczę sporo mówiące tytuły podrozdziałów:
- Społeczno-kulturowy wymiar współczesnych pandemii
- Pandemie: społeczny konstrukt
- Socjologia medycyny, farmacji i przemysłu biotechnologicznego
- Biopolityka i biowładza w czasie „pandemii”, czyli jak medycyna staje się narzędziem kontroli społecznej
- Problem autorytetów
- Język biowładzy i rodzaje dyskursów
- Konstruowanie „prawdy” o ludzkiej cielesności, zdrowiu i chorobie. Media narzędziem biowładzy
- Strategie biopolityki w czasie „pandemii”
- Odbiór społeczny strategii biopolityki
- Selekcja. Komu i jakim obszarom życia społecznego nie poświęca uwagi biowładza w czasie „pandemii”? 250
- Wykluczenie. Homines sacri – społeczność nowych wykluczonych
- Urządzanie życia (regulacja) przez strategie biopolityki.
- Zyski i straty
- Hierarchie wartości. Akcenty strategii biowładzy?
W tych paragrafach oprócz "biowładza", "biopolityka" znajdujemy takie nowsze pojęcia jak:
medyczny imperlializm, biotyrania, anatomopolityka, rządomyślność, farmokracja, medykalizacja, podżeganie chorobowe (disease mongering), społeczeństwo terapeutyczne, choroby medialne, niewidzialne getto, anomia pandemiczna, kultura lęku, hipochondryzacja społeczeństwa, farmaceutykalizacja społeczeństwa, Homines sacri, genetyzacja,...
Jeśli chcesz poznać znaczenie i omówienie tych terminów - zajrzyj do rozdziałów 5. i 6. Można się spierać o nazewnictwo, pewnego rodzaju nowomowę środowisk naukowych, ale póki nie ma lepszych określeń, opisują one realne zjawiska.
Ten interesujący materiał obnaża różnorodne socjotechniki władzy i propagandy oraz już widoczne i długofalowe, różnorodne niszczące skutki ich stosowania.
Osobiście najbardziej zainteresował mnie rozdział "Iluzja medycyny opartej na dowodach", w którym dr Leemon McHenry - bioetyk i emerytowany profesor filozofii na California State University w Stanach Zjednoczonych, przedstawia na bazie swojej książki o takimż tytule, całą tę iluzję przytaczając szereg dowodów ze śledztw. Ujawnia różne mechanizmy fałszowania prac naukowych i wpływania na piśmiennictwo medyczne oraz prace instytutów.
Temat "Evidence Based Medicine" (EBM) podejmowałem wielokrotnie* świadom wielu nadużyć jakie z tym terminem są związane.
To pojęcie - wytrych, nadużywane hasło, które ma przykryć wszelkie błędy jakie popełniają naukowcy i medycy, a za nimi politycy i dziennikarze, na podobieństwo używanego sloganu "Zaufaj nauce".
Konstatacje profesora McHenry'go w pełni potwierdzają te zastrzeżenia. Szkoda, że powołując redaktora wydawnictwa Lancet Richarda Hortona, nie znajdujemy jego głośnego oświadczenia, że około połowa prac naukowych tam umieszczanych była niewiarygodna, napisana pod tezy i sponsorowana przez przemysł farmaceutyczny. Podobnie wypowiedziała się Arnold Seymour Relman, profesor medycyny Uniwersytetu Harvard i były redaktor naczelny równie poważanego The New England Journal of Medicine”: „Zawody medyczne są kupowane przez przemysł medyczny, nie tylko w kwestiach praktyki medycznej, ale także nauczania i badań. Instytucje akademickie tego kraju godzą się na to, by stawać się płatnymi agentami przemysłu farmaceutycznego. Uważam to za niegodne.”
Ale mamy na to i inne ważkie świadectwa - zarówno w podanej wypowiedzi dra Leemona McHenry, jak i z innych źródeł (np. od Roberta Malone, American Frontline Doctors, itd.).
Książki serii "Fałszywa pandemia" czyta się niemal jak powieści sensacyjne, z tym, że nie są to powieści, a dobrze udokumentowane relacje. To, że są w nich fakty dla wielu będące sensacjami, to cenny przyczynek do poruszenia opinii publicznej przez emocje, jako że jest ona czuła na takie podejście, co zresztą było szeroko wykorzystywane przez propagandę szczepień czy inne rządowe metody w duchu zastraszania społeczeństwa i jego dzielenia na prawomyślnych i odSZCZEPIEŃCÓW.
Zatem, kto lubi element sensacji, ten chętnie zobaczy film dokumentalny Trust WHO (Czy wierzyć WHO?), przez redakcję włączony jako część publikacji (dostępny za darmo pod wskazanym w książce adresem). Jego tytuł dobrze oddaje istotę źródła powstałego zagrożenia, które zostało rozwinięte w ostatnim rozdziale książki - "Charakterystyka i ocena prawna Międzynarodowego traktatu antypandemicznego negocjowanego w ramach WHO", pióra mec. Katarzyny Tarnawy-Gwóźdź.
Przytacza kilkanaście poważnych uzurpacji WHO i płynących z tego zagrożeń dla suwerenności krajów, ich praw, w tym wywyższając się ponad ich konstytucje, wolności osobistych, ograniczanie wolności słowa i badań naukowych, drenowanie budżetów na wyimaginowane cele, zabranianie leczenia innego niż wynikające z interesów farmacji - a zatem jest to prawo pisane pod dyktando korporacji i totalitarnej władzy.
Czytamy: "Decyzją Zgromadzenia Ogólnego WHO spółki handlowe mogą od maja 2016 r. wpływać na decyzje strategiczne tych organów, co pozostaje w oczywistym i rzeczywistym konflikcie interesów, a przekazanie na podstawie art. 89 lub art. 90 Konstytucji RP jakichkolwiek uprawnień Organów naszego Państwa na rzecz WHO będzie nosiło znamiona wyczerpujące czyn stypizowany, przedstawiony w art. 127 Kodeksu Karnego (zamach stanu).”
To, co wiemy o WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) to nie tylko przedstawione zarzuty z projektu "Traktatu antypandemicznego", ale także mało chwalebne zaszłości z polityki kowidowej i dawniejsze nieodpowiedzialne i wręcz szkodliwe działania, które czynią tę organizację niebezpieczną.
Jeśli miałbym uwagi krytyczne do książki jako całości, to dotyczyłyby one - przy całej zasłudze autorów, braku wyraźnego wskazania odgórnego planu, który stał za ostatnimi "pandemiami". Nie uważam osobiście, że wkracza to w "teorie spiskowe" - to spisek w praktyce - jeśli spojrzy się na to z wyższej perspektywy i z rozeznaniem, zresztą jak wiele z tego, co dzieje się obecnie na świecie za sprawą ukrytej władzy.
Z drugiej strony rozumiem, że redaktor i autorzy nie chcieli posunąć się dalej, bo naraziliby się na atak i oskarżenia, które mogłyby utrudnić ich misję dalszego przedstawiania tej ciemnej strony medycyny, nauki i polityki. Inteligentny czytelnik sam wyciągnie wnioski a przynajmniej poszerzy swój "horyzont poznawczy".
Książkę polecam wszystkim poszukującym prawdy o pandemii koronawirusa - jest napisana przystępne i starannie. Na stronach wydawców można znaleźć więcej podobnych informacji.
Życzę fundacji Ordo Medicus dalszego badania tych niepokojących zjawisk i zgromadzenia takiego dossier, które będzie podstawą do sformułowania formalnych oskarżeń i otwarcia drogi do oczyszczenia życia społecznego z przedstawionych patologii.
Niektórzy komentują, że co to za komisja w której nie ma ani jednego lekarza. I dobrze, że nie ma. W Ordo Medicus nie mieli by życia za sprawą izb lekarskich i mediów, co byłoby i ze szkodą dla wspomnianej misji jaką komisja podjęła. Zwróćmy uwagę, że np. nie trzeba być wojskowym by być ministrem obrony, pisarzem by być krytykiem literackim itd. A komisja przesłuchuje i lekarzy, tych, którzy wykazali się odwagą i i uczciwością zawodową. Część z nich pojawiła się w omawianych książkach.
Na szczęście nie są sami, świadomość i opór społeczny rośnie, tworzą się podobne inicjatywy - oddolne i z ramienia organizacji lekarzy, naukowców i prawników.

Leszek Korolkiewicz
----
* Planuję szerszą recenzję na jednej ze swoich stron poświęconych zdrowiu - z odwołaniami do wcześniejszych artykułów i innych własnych przyczynków.

Niniejsze omówienie dotyczy pracy zbiorowej pod redakcją dra Marusza Błochowiaka, który opracował i opatrzył wstępem tę i poprzednie 4 części tytułowej serii. Ta część (282 strony) wydana była pod koniec maja 2022 przez Ordo Medicus razem z wydawnictwem 3DOM.
Na stronie sprzedażowej współwydawcy https://3dom.pro/19053-falszywa-pandemia-krytyka-naukowcow-i-lekarzy-5.html ......

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

To pokaźna (448 stron) i doniosła praca. Mimo popularno-naukowej formy, ma też charakter przeglądowej pracy naukowej ponieważ powołuje w 580 przypisach dużą ilość badań źródłowych, wśród których wiele jest kwerendą i wynikiem kolejnych metaanaliz.
Przy takim bogactwie zawartości, co widać już z zakresu spisu treści, trudno jest krótko scharakteryzować dzieło autora. Trudno też być recenzentem merytorycznym nie mając kwalifikacji przynajmniej zbliżonych do tych autora i powołanych naukowców. Zatem ocena może być subiektywna - zostawiam ją na koniec. Charakterystykę syntetyczną znajdujemy w opisie wydawniczym, którego nie będę powielał (przeczytaj).
Jeśli zacząć od definicji epigenetyki, to jest to nauka zajmująca się badaniem zmian działania genów, które nie są związane ze zmianami w sekwencji nukleotydów w DNA a tzw. ekspresją genów. Ta może być modyfikowana przez czynniki zewnętrzne i podlegać dziedziczeniu.
O ile ta encyklopedyczna definicja jest dobra w odniesieniu do przekazywania zmian z pokolenia na pokolenie, co jest uważane za podstawową rolę genów w dziedziczeniu, to nie oddaje potencjału pozytywnych zmian genetycznych, jakich człowiek może dokonać od razu w swoim ciele, umyślnie zmieniając swoją własną świadomość, co jest bodźcem epigenetycznym.
Przedrostek "epi" z łaciny oznacza "ponad" lub "poza". W danym przypadku odnosi się do zjawisk które stoją ponad samą rolą genów i dotyczy mechanizmu ich ekspresji. W podtytule książki jest wspomniana biologia intencji. To jeszcze bardziej rewolucyjny aspekt niż rola myśli i uczuć - rola intencji wspominana jest w książce wielokrotnie.
Pomimo, że na rozwój pojęcia epigenetyki złożyło się już wiele osób, które autor obszernie wymienia we wstępnych Podziękowaniach, to słusznie będzie odwołać się do dobrze znanej w Polsce pionierskiej pracy z 2005 r. (aktualizacja w 2018, a polskie wydanie z 2019)Bruce H. Liptona "Biologia przekonań". Zawierała ona konkretne dowody obalające determinizm genetyczny, który wciąż pokutuje w nauczaniu genetyki.
Dogmatyka klasycznej genetyki zawierała m.in. następujące stwierdzenia:
Geny zarządzają tym, kim jesteśmy
Geny są wzornikiem (planem) wg którego organizm buduje prawidłowe białka
Każdy gen odpowiada za stworzenie konkretnego białka.

Upraszczając, Lipton wskazał na kluczowe pytanie:
Skoro każdy gen jest odpowiedzialny za JEDNO białko, to jak to się dzieje, że mając ok. 30 000 genów, organizm człowieka wytwarza ok. 200 000 białek?
Musi występować jaki dodatkowy czynnik lub mechanizm. Tym czynnikiem jest oddziaływanie myśli, intencji i uczuć, które determinują to, co na podstawie planu genowego jest dalej różnicowane i tworzone. W uproszeniu nazywamy to ekspresją genów. Lipton pokazał, że "mózgiem" komórki jest jej błona a nie DNA.
Dodatkowo obalony jest redukcjonistyczny modny pogląd, że jakiś gen jest "od tego" albo "od tamtego", co jest tematem wielu prasowych rewelacji o odkryciach winowajców różnych chorób.
Książka Dawsona Churcha pokazuje różne aspekty zjawiska ekspresji genów.
Znaczenie książki "Geniusz w genach" jest olbrzymie.
Podejście epigenetyczne godzi ze sobą klasyczną biologię i medycynę z aspektami psychologicznymi i duchowymi.
Idąc dalej można powiedzieć, że toruje drogę medycynie przyszłości, w której farmacja (podejście alopatyczne) będzie stosowana tylko w szczególnych przypadkach, a coraz szerzej będzie się wykorzystywać naturalne moce człowieka.
W rozdz. 16 autor pisze:
 "Koncepcja, że człowiek może aktywować swoje DNA za pomocą uczuć i myśli, a w jego polach energetycznych mogą istnieć aktywne intencje, może być równie oczywiste dla następnego pokolenia profesjonalistów zajmujących się uzdrawianiem, jak obecna wiedza o tym, że zażywanie aspiryny powoduje rozrzedzenie krwi. W trakcie badania i rozwijanie tej koncepcji może zrodzić się zupełnie nowa medycyna. Może ona być zupełnie inna od dzisiejszej. Złączenie nurtów medycyny komplementarnej i alternatywnej wraz z osiągnięciami technologii medycznej może zmienić stan osobistego i społecznego dobrostanu w stopniu jaki nawet trudno nam sobie wyobrazić."
I refleksja - czyż uzdrowiciele i szamani nie wskazywali na to od wieków?
To, że jeszcze nie rozumiemy pewnych mechanizmów, jakie stoją za nową biologią, nie przeszkadza stosować jej w praktyce, podobnie jak większość ludzi nie rozumiejąc szczegółów np. działania elektroniki powszechnie jej używa.

Przechodzę do krótkiego omówienia wybranych rozdziałów. Dokładniejszy przegląd wszystkich byłby bardzo rozbudowany, ale już same ich tytuły dają pogląd na zawartość książki. Niektóre użyte terminy zachęcą Czytelnika do sprawdzenia o co chodzi. Autor sypie odniesieniami do badań i ciekawych konstatacji ich autorów.
Warto wspomnieć, że rozdziały zawierają szereg tematycznych podrozdziałów.

W Przedmowie do wydania trzeciego
autor podkreśla wielki postęp w stosunku do stanu opisywanego w wydaniu pierwszym, zarówno w badaniach, jak i w licznych zastosowaniach praktycznych, które odmieniły życie tysiącom ludzi.

Rozdział 1. Uzdrawianie epigenetyczne
rozprawia się najpierw z centralny dogmatem biologii genów, po czym podkreśla rosnącą wagę szeroko pojętej medycyny środowiskowej, gdzie chodzi nie tylko o znany wpływ fizyczny środowiska zewnętrznego, ale i o środowisko wewnętrzne w sensie naszych emocji i myśli. Zacytował pewnego badacza "Przekonania stają się biologią", co jest hasłem wspomnianej książki Liptona. Ale już Budda powiedział "Człowieka kształtują jego myśli" (a James Allen 100 lat temu ładnie to ujął w swojej książeczce " Tak, jak człowiek myśli").
Pokazane są etapy ekspresji genów i inne mechanizmy wspomagające tytułowe uzdrawianie, a rozdział kończy się wizją przyszłej medycyny epigenetycznej.

Rozdział 2. Człowiek - ostateczny epigenetyczny mechanik
zaczyna się ciekawym przykładem radykalnego zróżnicowania losów dwójki jednojajowych bliźniąt przez wpływ środowiska i postaw - pokazuje jak to człowiek, a nie geny, decydują o jego życiu, przytoczone są też inne przykłady, w tym doświadczenia na zwierzętach, co pokazuje szersze działanie epigenetyki.
Dalej pokazane są z przykładami różne elementy ludzkich działań, które zmieniają ekspresję genów jak: doświadczenia dzieciństwa, przekonania, modlitwa, dobre uczynki, medytacja, wizualizacja, stres.

Rozdział 3. Elastyczny genom
traktuje o nowych technikach badawczych, genach wczesnej odpowiedzi (reagujące już w 2 sekundy), neurogenezie, projektowaniu szczęścia i wiele więcej.

Rozdział 4. Piezoelektryczne ciało
podejmuje zadania działania elektryczności i pól elektromagnetycznych na komórki i narządy, ich zastosowanie w diagnostyce i leczeniu. Na tropie odkrytych fizycznych kanałów meridianowych (tzw. kanały Bonghana), nawiązuje do starożytnych metod akupunktury i uzasadnia stosowanie współcześnie takich środków jak TENS, obrazowanie elektrodermalne, PEMS itp.

Rozdział 5. Tkanka łączna jako półprzewodnikowy kryształ
- odkrycie nowej roli tkanki łącznej i jej budowy było bodajże tak ważne jak sama epigenetyka. Półprzewodnikowa natura tej olbrzymiej tkanki stanowi magistralę szybkiej komunikacji i synchronizacji wewnątrz ciała, nieporównywalnie szybszej od układu nerwowego. Jest też sporo o tajemniczych mikrotubulach - elementach budowy komórek, które okazują się "rezonatorem świadomości". Łącznie z rozdziałem poprzednim uzyskujemy współczesny wgląd w koncepcję człowieka elektrycznego, co dawno temu było jedną z idei profesora W. Sedlaka. Na zakończenie rozdziału autor pisze:
"Każda powstała myśl odbija się echem w komunikacyjnym układzie tkanki łącznej, włączając i wyłączając geny oraz generując reakcje stresowe lub uzdrawiające. Zrozumienie tego uruchamia ogromny potencjał samouzdrawiania w szerokim zakresie."

Rozdział 6. Terapia wiarą i przekonaniami
- rozdział nawiązuje do prac B. Liptona nad zastosowaniem mechaniki kwantowej w biologii komórek, Jasno wytłumaczył jak nikłe pole zbyt słabe, aby pobudzić jakakolwiek aktywność komórki, zapoczątkowuje zmiany na poziomie regulatorowym, co potem prowadzi do znaczącej reakcji fizjologicznej.
Analiza rodzajów pól o takich właściwościach jest prowadzona w Instytucie Matematyki Serca w Boulder Creek. Badania tzw. koherencji serca pokazały wyraźny wpływ złych i dobrych emocji na jego rytm. Badacze sugerowali również, że pozytywne emocje mające wpływ na budowę cząstki DNA mogą odgrywać rolę w takich zjawiskach, jak spontaniczna remisja choroby, pozytywne działanie wiary na stan zdrowia i długość życia człowieka. Osobiście zabrakło mi odniesienia do wpływu uczuć na wodę, a zatem i na organizm, jak to badał i wykazał Masaru Emoto.
Rozdział zawiera dość obszerną analizę obecnego stanu medycyny ze wskazaniem skali powodowanych przez nią szkód jatrogennych. Tym bardziej ważne jest zobaczenie szans samouzdrawiania.

Rozdział 7. Splątane struny
- autor wkracza w rejony współczesnej fizyki, gdzie też łamane są stare paradygmaty. Chodzi m.in. o wyjaśnienie zjawiska zdalnego oddziaływania, w tym uzdrawiania na odległość. Tytuł nawiązuje do jednej z teorii fizycznych. Jednak prawdopodobnie to tylko pewien krok w nieznane - są i inne teorie działań subatomowych, w tym poza przestrzenią i czasem - splątanie kwantowe, telepatia, działanie neuronów lustrzanych itp.

Rozdział 8. Skanowanie przyszłości
- tytuł nawiązuje do tajemniczych zjawisk reagowania serca na zjawiska zewnętrzne zanim zareaguje na nie mózg, co więcej - doświadczenia z generowaniem zjawisk losowych pokazało, że te reakcje następowały nawet przed pojawieniem się takiego losowego zdarzenia. To może wskazywać na ponadczasowe możliwości organizmu, na elementy prekognicji, na tytułowe skanowanie przyszłości. Jakkolwiek fantastycznie to brzmi - doświadczenia potwierdzają to zjawisko. Szczegóły znajdziesz w rozdziale.

Rozdział 9. Przepisywanie „cudów" na receptę.
Lekarz często widują cuda, np. tajemnicze uzdrowienia w stanach, gdy wydaje się że już wszystkie środki i nadzieje zawiodły. Poprzednie rozdziały uzasadniają nietypowe działania. Liczne przykłady sprowadzają się do zmiany przekonań, zaufania modlitwie i wierze. Można tę postawę zapisywać na receptę, jeśli pacjent wierzy w recepty...

Rozdział 10. Psychologia energetyczna.
Oprócz wymienionych postaw istnieją też różne metody praktyczne. Autor przytacza zwłaszcza te, które sam praktykuje wraz z wieloma innymi specjalistami. Metody te ogólnie nazwano psychologią energetyczną, a w jej ramach opisuje Terapię Polem Myślowym (TFT) wg Rogera Callahana oraz jej wersję uproszczoną wg Gary Craiga - Metodę Wolności Emocjonalnej (EFT). Metodę tę nazywa się też tappingiem lub opukiwaniem. Jest prosta i dostępna dla każdego. Chociaż wykpiwana jako dziwaczna, zaskakująco okazała się niezwykle skuteczna w redukcji strachu, traum, zahamowań. Ponieważ te psychologiczne zjawiska, często w ukryciu, warunkują też wiele chorób somatycznych, to przy okazji i one bywają usuwane. Potrafią przynieść ulgę w chorobach chronicznych, zredukować objawy chorób autoimmunologicznych oraz eliminować traumy psychiczne ze skutecznością i szybkością, o jakich konwencjonalne metody leczenia mogą zaledwie pomarzyć. Praktyka jednak nie wystarczała środowisku medycznemu by zaakceptować takie rozwiązanie. Przeprowadzono szereg badań klinicznych, które udowodniły skuteczność metody. Istnieją jej odmiany wprowadzane przez poszczególnych praktyków. W książce przedstawiono jeszcze metodę TAT, PSYCH-K, T EMDR.
Rozdział 11. Szczęśliwe geny.
Ujmując skrótowo - rozdział traktuje o szczęściu i długim życiu, które mogą być wsparte odpowiednią ekspresja genów.

Rozdział 12. Medycyna duchowa jako medycyna konwencjonalna.
Ten i następne rozdziały traktują o masowym wykorzystywaniu przedstawionych metod, co zwłaszcza w USA zostało zrealizowane na już poważną skalę. Włączyło się szereg instytucji i towarzystw medycznych. Zarysowano właściwe rozwiązania organizacyjne.

Rozdział 13. Uzdrowić tych, którzy uzdrawiają.  
By szerzej wdrożyć omawiane podejście i metody należy "uleczyć" służbę zdrowia. W szczególności nie sprawdziła się ona w opiece nad pacjentami ze stresem pourazowym (PTSD), zwłaszcza z wieloma dramatycznymi przypadkami weteranów wojennych. Tu trzeba oddać honor autorowi, który nie tylko jest autorem licznych książek i badań własnych, ale założył National Institute for Integrative Healthcare (Narodowy Instytut Integracyjnej Opieki Zdrowotnej), aby promować nowe, przełomowe terapie. Poprzez swój program Veterans Stress Project, w ciągu ostatniej dekady zaoferował bezpłatne leczenie ponad 20 000 weteranów wojennych z PTSD. Staje się możliwe urzeczywistnienie hasła "Uzdrawianie dla milionów" a także poprawa zdrowia u osób zdrowych.

Rozdział 14. Medycyna dla społeczeństwa i państwa.
Autor widzi szerokie i ważne zastosowanie wiedzy o epigenetyce w działaniach społecznych. Tak jak możliwe jest cudowne uzdrowienie ciała, tak i uzdrowienie na poziomie społecznym i kulturowym. Odnosi to zwłaszcza do wojen i innych poważnych konfliktów.

Dalsze rozdziały i dodatki dają praktyczne podsumowania i zalecenia.
Rozdział 15. Dziesięć zasad medycyny epigenetycznej
Rozdział 16. Praktykowanie medycyny epigenetycznej Przekraczać granice postrzegania.
Dodatek A. Podstawowa procedura EFT
Dodatek B. Pięciominutowa procedura energetyczna
Dodatek C. O amerykańskim Narodowym Instytucie Integracyjnej Opieki Zdrowotnej
Wykaz odnośników
Bibliografia

W tutejszym podsumowaniu, oprócz zasłużonej pozytywnej oceny, zwrócę uwagę na brak w książce terminu "medycyna informacyjna", który wydaje się właściwszy od "medycyny energetycznej" w przypadkach, gdy to informacja a nie energia jest istotą zmiany. Jednocześnie zabrakło odniesienia do pól torsyjnych, które prawdopodobnie są podstawowym nośnikiem informacji. Może to wynikać z faktu że to wiedza jeszcze mało popularna i nie pasująca do obecnej fizyki.
Także osobiście mam problem z tym, że w metodzie EFT używa się oprócz samego opukiwania wciąż powtarzanych fraz "mimo, że zmagam się z ...". Czy wielokrotne powtórki tej deklaracji, nawet wobec postępu terapii, nie są jakimś przeciwskutecznym budowaniem w sobie złego przekonania?
Zachodzi pytanie czy w ogóle ta oprawa słowna jest potrzebna, gdy już raz na początku zdefiniowaliśmy swój problem?
Dzięki przykładom z życia książka, mimo tematyki naukowej, jest bardzo ciekawa i pouczająca i można polecić ją wszystkim, ale przede wszystkim terapeutom, którzy mogą odkryć nowe cenne narzędzie swojej pracy i je doskonalić pod swoje potrzeby.
Należy się uznanie wydawnictwu Virgo za konsekwentne wieloletnie udostępnianie tak ważnych pozycji poszerzających wiedzę o człowieku i najnowszych odkryciach wychodzących poza rutynowe tematy.

To pokaźna (448 stron) i doniosła praca. Mimo popularno-naukowej formy, ma też charakter przeglądowej pracy naukowej ponieważ powołuje w 580 przypisach dużą ilość badań źródłowych, wśród których wiele jest kwerendą i wynikiem kolejnych metaanaliz.
Przy takim bogactwie zawartości, co widać już z zakresu spisu treści, trudno jest krótko scharakteryzować dzieło autora....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta niewielka książeczka jest psychologiczną rozprawką spełniającą prawie rygory naukowe – systematycznie rozpatruje najróżniejsze aspekty tematu i powołuje liczne źródła, w tym naukowe. Jest doskonałym materiałem pomocniczym dla studentów i uczniów, którym przyjdzie zająć się tematem cnót altruizmu, skromności, współodczuwania, uczynności, dobrych manier itd.

Ta niewielka książeczka jest psychologiczną rozprawką spełniającą prawie rygory naukowe – systematycznie rozpatruje najróżniejsze aspekty tematu i powołuje liczne źródła, w tym naukowe. Jest doskonałym materiałem pomocniczym dla studentów i uczniów, którym przyjdzie zająć się tematem cnót altruizmu, skromności, współodczuwania, uczynności, dobrych manier itd.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„O radości” to jedna z serii niezapomnianych książek Stefana Garczyńskiego, które chcę wskrzesić z niepamięci, a po dłuższej przerwie wydawniczej na nowo szerzej udostępnić w postaci ebooków - patrz dedykowana Autorowi strona.

Książki te niewątpliwie na to zasługują.
Autor dotyka w nich problemów istotnych dla każdego człowieka: jak dobrze żyć, jak układać poprawnie relacje w rodzinie i w społeczeństwie, jak się uczyć, jak dyskutować itd. – wszystkie te tematy przedstawiając w popularnej i lekkiej formie, przesyconej humorem i błyskotliwością.

Niniejsza książka przypomina spotykane ostatnio pozycje z serii "Balsam dla duszy", ale chronologicznie je wyprzedza i jest polskim dziełem, nawiązującym często do realiów i problemów naszej rzeczywistości i to tej najcięższej – wojennej i komunistycznej. Wziąwszy pod uwagę okres powstania (stan wojenny), jej optymizm i ładunek ciepła powoduje, że jesteśmy pełni podziwu dla autora.
Sporo w niej poezji w postaci cytatów, ale w ogóle jest to miejscami poezja – chociaż pisana prozą. Mimo podobieństwa tytułu do książki W. Tatarkiewicza „O szczęściu„, i mimo pewnych aspiracji przeglądu całości tematu, nie jest to książka naukowa ani mentorska – jest to raczej relacja prosto z życia i od serca.

Dzisiejsze młode pokolenie bywa sfrustrowane, zagubione, czasem zatraca umiejętność cieszenia się powszednimi sprawami, ale na pewno jest wrażliwe i potrafi, jak sądzę, pomimo różnicy w języku i „czasach”, dostrzec wartość radości i tej pozycji „O radości”.
Z tego względu pragniemy dedykować ją zwłaszcza młodzieży.

Spis treści:

BY NIE PRZEMINĄĆ BEZ RADOŚCI
AUTOBIOGRAFIA RADOŚCI
RÓŻNORODNOŚĆ
ZNACZENIE SŁÓW
NAJWCZEŚNIEJSZE
WCZESNA MŁODOŚĆ
DOJRZAŁOŚĆ
MŁODZI… STARZY…
OCZEKIWANE…
NIESPODZIEWANE
RADOŚĆ ULGI
MIESZANE Z CIERPIENIEM I CZYSTE
PIERWOTNE I POCHODNE
ZMYSŁOWE I UMYSŁOWE
ANTYSPOŁECZNE
PROSPOŁECZNE
UWARUNKOWANIA
WARUNKI ZEWNĘTRZNE I WEWNĘTRZNE
POTRZEBY
ZŁOŻONOŚĆ ŹRÓDEŁ
W PUNKCIE NAJSILNIEJSZEGO PRAGNIENIA
KOSZTY
KONCEPCJA MAKSIMUM I KONCEPCJA REZYGNACJI
AKTYWNOŚĆ
ZABAWA I ROZRYWKA
HOBBY
POZNAWANIE
CELE
PRACA
OSIĄGNIĘCIA .
POSTĘPY I PRZEZWYCIĘŻANIA
LUDZIE
Razem – Rozmowy – Przyjazd i miłość – Dom – Dzieci – Rodzice – Co psuje
DROBNOSTKI I NIEDROBNOSTKI
Przyroda – Piękno – Dobro – Mądrość – Ekstaza
ŹRÓDŁA CYTATÓW

„O radości” to jedna z serii niezapomnianych książek Stefana Garczyńskiego, które chcę wskrzesić z niepamięci, a po dłuższej przerwie wydawniczej na nowo szerzej udostępnić w postaci ebooków - patrz dedykowana Autorowi strona.

Książki te niewątpliwie na to zasługują.
Autor dotyka w nich problemów istotnych dla każdego człowieka: jak dobrze żyć, jak układać poprawnie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to