Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Macie tak czasami, że myślicie, że moglibyście osiągnąć tak wiele, ale coś was do tego zniechęca? Hamuje was? Prawdopodobnie to wy sami. Wasz wewnętrzny sabotażysta. Tak się nazywa ten głos, który mówi wam, że wam się nie uda i was deprecjonuje. Nie jestem w tym aspekcie lepsza, bo myślę, że mogłabym sięgać o wiele wyżej, gdyby nie ten mój własny sabotażysta. Tym razem biorę na tapetę poradnik, który faktycznie nim jest, ale nie serwuje nam steku bzdur, które nam się na nic nie przydaje.

Ta książka to jasna instrukcja, jak rozpoznać w sobie wewnętrznego sabotażystę, jak obnażyć jego podstępne metody i jak się przed nimi bronić. Czas raz na zawsze rozprawić się z wewnętrznym sabotażystą i rozwinąć skrzydła!

Bardzo lubię to, w jaki sposób jest napisana ta książka, bardzo urzekł mnie wstęp do książki, a później już było tylko lepiej. Bezpośrednie zwroty, każdy rozdział rozpoczynający się od małej, praktycznej inscenizacji tego, co nas czeka w środku, a także ćwiczenia do pracy ze swoim wewnętrznym sabotażystą. Lubię to, kiedy autor książki zwraca się bezpośrednio do mnie, jako do czytelnika. Bez zbędnych bełkotliwych mrzonek, z których niewiele wyniosę. Jestem pewna, że lekcje, które przeczytałam w tym poradniku zostaną ze mną na długo, a ja zmienię chociaż odrobinę swoje myślenie.

Macie tak czasami, że myślicie, że moglibyście osiągnąć tak wiele, ale coś was do tego zniechęca? Hamuje was? Prawdopodobnie to wy sami. Wasz wewnętrzny sabotażysta. Tak się nazywa ten głos, który mówi wam, że wam się nie uda i was deprecjonuje. Nie jestem w tym aspekcie lepsza, bo myślę, że mogłabym sięgać o wiele wyżej, gdyby nie ten mój własny sabotażysta. Tym razem...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Zawsze z dużą rezerwą podchodziłam do książek z historycznym tłem. Nie przepadam za nimi, bo zwyczajnie najczęściej bywają dość toporne, a język tak bardzo nie do przebrnięcia, że każde kolejne przeczytane zdanie wywołuje niekontrolowany odruch ziewania. Jednak coś mnie przyciągnęło do książki "Tron we krwi. Zdrada". Po przeczytaniu opisu pomyślałam, że to może być coś naprawdę wartego uwagi, coś co trafi idealnie w moje gusta, niezależnie od tego, ile faktów historycznych zawiera w sobie. Nie pomyliłam się, ta książka to prawdziwa perełka dla fanów polityki i wszelkiej maści intryg, a tło historyczne to jej dodatkowy atut (chociaż niekoniecznie dla mnie!).

Po wygnaniu Bolesława Szczodrego na tronie zasiada Władysław Herman. Jego władzę pomaga wzmacniać Sieciech, jednak ambicje wojewody wzbudzają niechęć możnowładców, w wyniku której wybucha bunt. Na jego czele staje Zbigniew, starszy syn Władysława uznany za pochodzącego z nieprawego łoża. Wspiera go Bolesław – następca tronu.

Pierwsze, na co zwróciłam uwagę - język, który nie jest niesamowicie toporny. Każdą stronę czytało się szybko i dość sprawnie, a to była największa moja obawa dotycząca tej książki. Szybko jednak zostałam wyprowadzona z błędu - czytanie tej książki to była wielka przyjemność. Również to tło historyczne nie było aż tak nachalne, postacie i historia są w końcu w głównej mierze inspirowane wydarzeniami historycznymi.

Jestem fanką seriali i książek o tematyce lekko politycznej, gdzie walczy się o władzę, gdzie się knuje intrygi. W końcu nie bez powodu jednym z moich ulubionych seriali jest Gra o Tron, dlatego jak sądzę - książka "Zdrada" tak bardzo mi się spodobała. Dodatkowym atutem, a wręcz powiedziałabym, że jej największym atutem, jest to, że książkę napisała kobieta i w dodatku Polka! Podziwiam niesamowicie!

Ta książka jest niesamowita, bawiłam się przy niej przednio. Trafiła w stu procentach w mój gust, a w końcu o to chodzi w książkach, żeby dostarczały rozrywkę, czyż nie? Mogę tylko polecać wszystkim, którzy kochają klimaty intryg i władzy!

Zawsze z dużą rezerwą podchodziłam do książek z historycznym tłem. Nie przepadam za nimi, bo zwyczajnie najczęściej bywają dość toporne, a język tak bardzo nie do przebrnięcia, że każde kolejne przeczytane zdanie wywołuje niekontrolowany odruch ziewania. Jednak coś mnie przyciągnęło do książki "Tron we krwi. Zdrada". Po przeczytaniu opisu pomyślałam, że to może być coś...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Zawsze wiedziałam, że stawianie własnych granic jest jedną z najważniejszych zasad w funkcjonowaniu w społeczeństwie i kontaktach międzyludzkich. Nie zdawałam sobie jednak sprawy, jak bardzo jest to ważne i jak wiele jeszcze muszę włożyć pracy w to, żeby wypracować własne granice, choć myślałam, że wcale nie mam z tym problemu. Myślę, że ta książka była mi po prostu potrzebna.

Czy zdarza ci się mówić „tak”, kiedy masz ochotę powiedzieć „nie”? Czy stawiasz potrzeby i pragnienia innych wyżej niż własne? Czy tak trudno ci prosić o pomoc, że ostatecznie robisz większość rzeczy sama? Jeśli na którekolwiek z powyższych pytań odpowiedziałaś „tak”, to jesteś, moja droga, jedną z moich funkcjonujących ponad siły, kompletnie wyczerpanych sióstr.

To nie jest typowy poradnik jak sobie radzić ze stawianiem granic. Nazwałabym tę książkę raczej małym przewodnikiem w drodze do pracy nad sobą i własnymi granicami. Nie zastąpi on terapii, ale wesprze w trudniejszych chwilach, bo autorka opisuje również własne doświadczenia w tym niezwykle trudnym procesie. Książka "wyposażona" jest również w przydatne wskazówki i ćwiczenia do samodzielnego wykonania. Jej największym atutem jest to, że jest napisana bardzo przystępnym językiem, a autorka zwraca się do czytelniczki bardzo bezpośrednio. Myślę, że każda z nas powinna sięgnąć po tę pozycję, myślę, że jest obowiązkowa, bo otwiera oczy na wiele spraw, pozwala sobie radzić z wieloma sytuacjami, które zaburzają nasze granice. Chciałabym podarować tę książkę młodszej sobie, aby mogła nauczyć się wielu rzeczy, które pozwolą uniknąć jej rozczarowania sobą. Zdecydowanie polubiłam tę pozycję i uważam, że jest świetna.

Zawsze wiedziałam, że stawianie własnych granic jest jedną z najważniejszych zasad w funkcjonowaniu w społeczeństwie i kontaktach międzyludzkich. Nie zdawałam sobie jednak sprawy, jak bardzo jest to ważne i jak wiele jeszcze muszę włożyć pracy w to, żeby wypracować własne granice, choć myślałam, że wcale nie mam z tym problemu. Myślę, że ta książka była mi po prostu...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Daleko tej książce do tego, że jest bardzo dobra, a tym bardziej do tego, że jest doskonała. Nie oznacza to jednak, że jest beznadziejna i w ogóle nie warta uwagi. Uważam, że jest dobra i bardzo przyjemna w odbiorze, ale ma wiele mankamentów, których nie dało się nie zauważyć i nie da się o nich nic nie wspomnieć. W ogólnym rozrachunku jestem pozytywnie zaskoczona tą książką, ale w ogóle nie czułam tego, że to część serii i miałam wrażenie, że książka zakończyła się na dobre.

Po nieudanym małżeństwie Michał porzuca swoje życie w wielkomiejskiej cywilizacji, przenosi się na wieś i zaczyna budować malowniczy dom. Na swojej drodze spotyka tajemniczą, wyobcowaną kobietę. Choć mieszkańcy wioski nie pałają do niej sympatią, Michał postanawia się do niej zbliżyć.

Przyznam, że przez chwilę myślałam, że to książka opierająca się o fantasy, może jakaś obyczajówka z elementami fantasy. Jak tylko zaczęłam lekturę, to szybko okazało się, że nie do końca jest to książka fantasy, to pełnowymiarowa obyczajówka, która z fantasy nie ma nic wspólnego, ale myślę, że wiele osób mogłoby tak pomyśleć widząc sam tytuł. Nie jestem wielką fanką tej książki, przyznam to bez bicia. Nie będzie miała ta książka specjalnego miejsca w moim sercu, ale mimo wszystko, uważam ją za fajną obyczajówkę. Może trochę przygodową.

Akcja przybierała wręcz zawrotne tempo, nie byłam w stanie wprost nadążyć za wydarzeniami. Przeskok między poszczególnymi elementami fabuły był niewyobrażalny, może gdyby było to rozdzielone rozdziałami i każde odleglejsze wydarzenie rozpoczynało nowy rozdział, byłoby to zdecydowanie lepsze. Drażnił mnie troszkę główny bohater. Tak zawziętego i lekkomyślnego głównego bohatera ciężko spotkać, ale przyznam, że jednocześnie był nieco zabawny!

Na wielkie pochwały zasługuje to, z jak wielkim szacunkiem i uznaniem autorka pisze o naturze, z którą nie ma żartów, a my, ludzie, nie jesteśmy w stanie z nią wygrać. To jest największy atut tej powieści. Ostatecznie, jestem bardzo ciekawa kolejnych części!

Daleko tej książce do tego, że jest bardzo dobra, a tym bardziej do tego, że jest doskonała. Nie oznacza to jednak, że jest beznadziejna i w ogóle nie warta uwagi. Uważam, że jest dobra i bardzo przyjemna w odbiorze, ale ma wiele mankamentów, których nie dało się nie zauważyć i nie da się o nich nic nie wspomnieć. W ogólnym rozrachunku jestem pozytywnie zaskoczona tą...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Rzadko zaczynam od estetycznych aspektów książki, zazwyczaj w ogóle już nie wspominam o tym. Nie w przypadku "Siostrzanych dzwonów". To najpiękniejsza książka jaką miałam w dłoniach, jest przepięknie wydana i uwierzcie mi, zwiastuje równie piękne wnętrze. To bardzo nieszablonowa powieść. Jestem nią zauroczona i zachwycona do granic możliwości. Choć mam do niej pewne zastrzeżenia, są to dla mnie niewielkie szczegóły, które w żaden sposób nie wpływają na moje ogólne wrażenie o tej książce, bo nadal stoję twardo przy tym, że to niezwykła i przepiękna książka. Zupełnie inna niż wszystkie te, które czytałam do tej pory. Wyjątkowa.

Odkąd najstarsi mieszkańcy Butangen sięgają pamięcią, nad wioską rozbrzmiewały Siostrzane Dzwony. Mówiono, że kryją w sobie pradawną moc i ostrzegają ludzi przed niebezpieczeństwem. Zostały odlane na pamiątkę dwóch sióstr, przez ich ojca, pogrążonego w żałobie po ich śmierci.

Pierwsze co mnie uderzyło w tej powieści od pierwszych stron, to niebywały spokój. Spokój i ciszę, ale również zimno. Prawdziwą Norwegię. Nie jest to książka dostarczająca olbrzymią ilość emocji, raczej powiedziałabym, że to książka, która ma za zadanie uspokoić czytelnika, ostudzić emocje. Rzadko też sięgam po książki, których akcja sięga aż tak w przeszłość, bo po prostu za nimi nie przepadam, ale w tym przypadku absolutnie nie żałuję, że przeczytałam tę książkę. Lubię na co dzień książki z dreszczykiem i dużymi plot twistami, choć w "Siostrzanych dzwonach" zaskakujące może być tylko zakończenie, to nie przeszkadzało mi to. To powieść, w której czas niemal płynie wolniej, swoim tempem.

Jestem oczarowana tym zimnem, spokojem i pięknem, wewnątrz i z zewnątrz. Są jednak szczegóły, do których muszę się przyczepić. Jest to zdecydowanie (ale widziałam, że nie tylko ja tak miałam!) momentami zbyt toporny język, przez co czytanie szło chwilami dość ciężko i mozolnie. Myślę jednak, że to nie ma żadnego wpływu na mój odbiór tej powieści, bo fabuła mi to wszystko wynagrodziła.

Myślę, że każdy, kto kocha zimno, spokój i przede wszystkim przeróżne legendy - znajdzie w tej książce wszystko i ją pokocha równie mocno, jak ja.

Rzadko zaczynam od estetycznych aspektów książki, zazwyczaj w ogóle już nie wspominam o tym. Nie w przypadku "Siostrzanych dzwonów". To najpiękniejsza książka jaką miałam w dłoniach, jest przepięknie wydana i uwierzcie mi, zwiastuje równie piękne wnętrze. To bardzo nieszablonowa powieść. Jestem nią zauroczona i zachwycona do granic możliwości. Choć mam do niej pewne...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeśli myślałam, że "Pięć lat z życia Dannie Kohan" jest jedną z najpiękniejszych książek na świecie, to chyba tylko dlatego, że nie miałam w rękach "Mojej listy gości". Okładka zapewniała mnie, że to słodko-gorzka opowieść, ale w żadnym wypadku nie jest to słodka książka. Powiedziałabym, że od początku jest wypełniona goryczą i niewyobrażalnym smutkiem, który wyczuwałam już od pierwszej strony. Ten smutek był niemal namacalny i wisiał w powietrzu jak siekiera, która za moment miała spaść i coś rozbić. To wyjątkowa pozycja, o której śmiało mogę zacząć mówić, że to książka mojego życia. Jeszcze tyle miesięcy roku przed nami, a czuję, że to będzie jeden z ulubieńców roku, o ile nie ulubieniec i tak, jak wspominam - to książka mojego życia. Każdy chyba taką ma.

Swoje trzydzieste urodziny Sabrina planowała świętować standardowo i bez fajerwerków. Każdego roku razem ze swoją przyjaciółką Jessicą spotykały się na urodzinowej kolacji, na której wspominały studenckie życie, plotkowały i wypijały morze wina. Tak miało być i tym razem…

Rzadko mi się zdarza, żebym wylała takie morze łez przy czytaniu jakiejkolwiek książki. Nie mogłam ich opanować. Ta książka jest tak smutna, ale jednocześnie mocno wzruszająca i poruszająca każdą komórkę ciała. Przysięgam, że ta książka to chyba najlepsze co mnie spotkało w ostatnim czasie. To moje drugie spotkanie z autorką i drugi raz mnie tak bardzo pozytywnie zaskoczyła. Nie ukrywam, że jednym z większych atutów jest jej styl. Autorka pisze lekko o tematach niezwykle bolesnych i trudnych, dlatego myślę, że te książki mają w sobie tyle magii i tak mocno je sobie ukochałam.

"Moja lista gości" pokazała mi jak bardzo muszę przewartościować własne życie. Jak bardzo przejmuję się rzeczami maleńkimi, które nie mają żadnego znaczenia w kontekście całego życia, że jeszcze niewiele się stało, żebym mogła się tym przejmować. To nie jest najwybitniejsza na świecie książka, ale jej wartość tkwi zupełnie w czym innym. Jest niesamowicie wartościowa i wielka, odmieniająca życie.

Jeśli myślałam, że "Pięć lat z życia Dannie Kohan" jest jedną z najpiękniejszych książek na świecie, to chyba tylko dlatego, że nie miałam w rękach "Mojej listy gości". Okładka zapewniała mnie, że to słodko-gorzka opowieść, ale w żadnym wypadku nie jest to słodka książka. Powiedziałabym, że od początku jest wypełniona goryczą i niewyobrażalnym smutkiem, który wyczuwałam już...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie potrzebowałam 5 minut, żeby zakochać się w tej historii. Pokochałam ją od pierwszych stron. Na początku myślałam, że to obyczajówka o zabarwieniu lekko komediowym, ale nic bardziej mylnego. To książka niemal rozrywająca serce, rozbijająca serce na maleńkie kawałeczki. To była jedna z najlepszych, najlepiej skonstruowanych, ale jednocześnie najbardziej bolesnych historii, jakie miałam okazję przeczytać. Jedyne, czego żałuję w związku z tą powieścią to jest to, że sięgnęłam po nią tak późno.

Dannie Cohan żyje według ścisłego planu. Wie, że poranny prysznic i makijaż zajmują jej równo trzydzieści sześć minut. Jeśli dodatkowo myje włosy – czterdzieści trzy minuty. Uważa, że związek powinien trwać dwadzieścia cztery miesiące nim para ze sobą zamieszka, a trzydziestka to idealny wiek na ślub.

Przez pierwsze strony miałam wrażenie, że oglądam jakąś komedię romantyczną, tak sobie ją wyobrażałam. Od początku czytało się lekko i przyjemnie, czułam jak autorka powoli rozkochuje mnie w swojej umiejętności opowiadania historii, nie zepsuł tego nawet ten zwrot akcji, który powolutku i po kawałeczku wyrywał mi serce. Uwierzcie mi, to książka kompletnie nieprzewidywalna, bardzo emocjonalna, bardzo głęboka i skłaniająca do refleksji nad własnym życiem. Nie umiem ująć w słowa tego, co czułam czytając tę książkę. To moje pierwsze spotkanie z autorką i chcę jeszcze i jeszcze.

Może fabularnie nie jest to arcydzieło, ale myślę, że to absolutnie nie stanowi żadnej przeszkody, żeby polubić się z tą książką, o ile można w ogóle to tak nazwać. Naprawdę bardzo pokochałam tę historię i styl autorki, książka nie jest zbyt lekka, nie należy do najlżejszych, ale jej styl jest niesamowicie lekki i przyjemny w odbiorze, dzięki czemu książki czyta się z niesamowitą lekkością.

Poczułam niemożliwą do zdefiniowania więź z tą historią i bohaterami. Autorka zamknęła mnie w swoim świecie, który stworzyła i wypuściła dopiero po zamknięciu. To naprawdę wyjątkowe uczucie, które doświadczam bardzo rzadko sięgając po książki. Jestem w niej szczerze zakochana.

Nie potrzebowałam 5 minut, żeby zakochać się w tej historii. Pokochałam ją od pierwszych stron. Na początku myślałam, że to obyczajówka o zabarwieniu lekko komediowym, ale nic bardziej mylnego. To książka niemal rozrywająca serce, rozbijająca serce na maleńkie kawałeczki. To była jedna z najlepszych, najlepiej skonstruowanych, ale jednocześnie najbardziej bolesnych...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Szacunek ma olbrzymią moc. Ma olbrzymie znaczenie w naszym życiu codziennym, bez szacunku relacje międzyludzkie nie istnieją. Wychodzę z założenia, że to właśnie szacunek jest podstawą funkcjonowania w społeczeństwie i tego, jak wyglądają nasze relacje z innymi. Dlatego kiedy powstała okazja, aby sięgnąć po "Moc szacunku" - nie zawahałam się ani chwili, wiedziałam, że muszę przeczytać tę książkę.

Dziś, gdy żyjemy w świecie emocjonalnego chłodu, coraz bardziej naznaczonym egocentryzmem, tęsknimy za życzliwym zainteresowaniem ze strony innych ludzi. Potrzebujemy miłości i pochwały.

Sama okładka sugeruje nam to, że "Moc szacunku" to poradnik, ale nie nazwałabym tego poradnikiem. Raczej książką, która stwierdza fakty, jest wielkim wsparciem dla nas, zwykłych ludzi, niż radzi nam jak żyć, jak robią to zwyczajowe poradniki. Mamy tu przepiękną okładkę, z równie pięknym wnętrzem. Bardzo cenię to, że autor, choć sam jest cenionym psychoterapeuty, nie odnosił się jedynie do siebie, swojej perspektywy i swojej wiedzy, ale również do badań innych cenionych specjalistów. Wyniosłam z niej wiele mądrych lekcji dotyczących szacunku, nie tylko do innych, ale również do siebie, co jest najważniejsze. Jest to bardzo pokrzepiająca i motywująca książka, napisana prostym i bardzo przystępnym językiem, dzięki czemu każdy z nas może po nią sięgnąć i myślę, że każdy powinien.

Szacunek ma olbrzymią moc. Ma olbrzymie znaczenie w naszym życiu codziennym, bez szacunku relacje międzyludzkie nie istnieją. Wychodzę z założenia, że to właśnie szacunek jest podstawą funkcjonowania w społeczeństwie i tego, jak wyglądają nasze relacje z innymi. Dlatego kiedy powstała okazja, aby sięgnąć po "Moc szacunku" - nie zawahałam się ani chwili, wiedziałam, że muszę...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Niejednokrotnie zderzyłam się ze ścianą pisząc o książkach, które wzbudziły we mnie tak wielki zachwyt, że jest niemal namacalny. Chciałabym tyle słów napisać, ale czuję, że będę się kręcić w kółko. Tym razem nie jest inaczej, to prawdziwy fenomen, prawdziwa perełka na rynku wydawniczym, coś, na co czekałam bardzo długo. Uwierzcie mi, naprawdę ciężko powiedzieć, że to jest debiut literacki! To była tak doskonała na różnych płaszczyznach książka, tak rozbudowana. To niekwestionowany ulubieniec, który śmiało mogę powiedzieć, że będzie kandydował do rangi ulubieńca roku, chociaż mamy dopiero styczeń!

W listopadzie 2004 roku w angielskim hrabstwie West Sussex dochodzi do zaginięcia dwudziestodwuletniej Julie Pearson, partnerki wschodzącej gwiazdy kina, Jacka Harforda. Przez piętnaście lat sprawa pozostaje niewyjaśniona.

Powieść osadzona jest w najpiękniejszym na świecie (przynajmniej w moich oczach!) Zurychu, który chciałabym odwiedzić. To już od początku wzbudziło we mnie sympatię i ciepłe uczucia. Czułam, jakbym oglądała jakiś zachodni serial sensacyjny albo kryminalny, co jest na olbrzymi plus. Od początku też czułam narastające napięcie. Przyznam, że już od pierwszych stron czułam, że ta powieść będzie po prostu doskonała, chociaż to poważna cegiełka (ponad 600 stron dobroci!), to jednak każda strona jest potrzebna i nie czułam, że coś w niej jest zbędnego.

Na pewno największym zaskoczeniem w całej tej książce jest jej finał. Podejrzewałam mnóstwo osób, każdy dla mnie wyglądał podejrzanie, ale jak czytałam finałowe sceny, to byłam niesamowicie zszokowana! To chyba doskonale świadczy o tym, jaka jest to książka. Jak już wspominałam na samym początku - nie jest to debiut kryminalny, to debiut całkowicie literacki i nie czuć tego ani na jednej stronie, bo książka jest tak zbudowana, jakby napisał ją ktoś niezwykle doświadczony na tym polu, dlatego chylę czoła przed autorką. Chapeau bas!

Liczę, że to dobry początek wspaniałej drogi autorki i spotkam jeszcze nie raz nie tylko Piotra Sauera, ale również innych bohaterów!

Niejednokrotnie zderzyłam się ze ścianą pisząc o książkach, które wzbudziły we mnie tak wielki zachwyt, że jest niemal namacalny. Chciałabym tyle słów napisać, ale czuję, że będę się kręcić w kółko. Tym razem nie jest inaczej, to prawdziwy fenomen, prawdziwa perełka na rynku wydawniczym, coś, na co czekałam bardzo długo. Uwierzcie mi, naprawdę ciężko powiedzieć, że to jest...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam bardzo mieszane uczucia wobec tej książki, bo bardzo ją lubię, ale jednocześnie mam poczucie, że wcale nie była fantastyczna. Choć książki bardziej młodzieżowe nie są mi obce i czytam ich więcej niż wtedy, kiedy rzeczywiście byłam wśród docelowej grupy wiekowej, to mam wrażenie, że "Dziewczyna o perłowych włosach" jest książką zdecydowanie dla czytelnika dużo młodszego niż ja w tym momencie. Nie twierdzę jednak, że to zła książka, mamy po prostu dość duży love/hate relationship, a to nie do końca jest książka dla mnie.

Dziewiętnastoletnia Sylwia i szesnastoletnia Zuzanna mieszkają tylko z ojcem i niepełnosprawną babcią. Siostry są jak ogień i woda. Pewnego ranka ojciec wychodzi z psem i znika. I wszyscy muszą nagle szybko dorosnąć.

Po przeczytaniu opisu miałam olbrzymie nadzieje w stosunku do tej książki. Nie czytałam nigdy książek z takim motywem, dlatego byłam tak szalenie ciekawa tej lektury, w końcu mogła okazać się strzałem w dziesiątkę, jednym z ulubieńców. Od pierwszych stron nadzieja wzrosła, ale potem jakoś tak... Zapał opadł. Przy każdej kolejnej stronie coraz mniej chciałam ją dalej czytać. Widziałam, że książka zdobywa wiele pozytywnych opinii i myślałam, że ja również złapię bakcyla, ale nie tym razem, przez co jest mi niesamowicie przykro.

To książka poruszająca bardzo trudny temat dorastania, zwłaszcza tego przyspieszonego. Główne bohaterki nie miały łatwo w życiu, pewnego dnia zostawiła je mama, wychowywał je tylko i wyłącznie tata, w końcu on również znika. Być może największym problemem były główne bohaterki, które były dość drażniące i zachowywały się dość irracjonalnie w obliczu wydarzeń z ich życia. Temat jest przedstawiony bardzo lekko, aby książka nie przytłoczyła młodego czytelnika, co uważam za największy atut tej powieści. Autorka ma przewspaniałe pióro, każde słowo czytało się z niewyobrażalną lekkością.

Chciałabym móc ocenić tę książkę znacznie lepiej, ale to chyba właśnie te dwie nastolatki, które były głównymi bohaterkami, dość mocno zepsuły mi radość z czytania, o ile można to tak ująć. Uważam jednak, że to dobra książka, ale dla dużo młodszego czytelnika niż ja.

Mam bardzo mieszane uczucia wobec tej książki, bo bardzo ją lubię, ale jednocześnie mam poczucie, że wcale nie była fantastyczna. Choć książki bardziej młodzieżowe nie są mi obce i czytam ich więcej niż wtedy, kiedy rzeczywiście byłam wśród docelowej grupy wiekowej, to mam wrażenie, że "Dziewczyna o perłowych włosach" jest książką zdecydowanie dla czytelnika dużo młodszego...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam bardzo mieszane uczucia wobec tej książki. Uwielbiam styl, jakim się posługuje pani Hanna Greń, więc zdawałoby się, że jestem mało obiektywna wobec kolejnych książek, które czytam właśnie spod jej pióra. Nie bez powodu nazywałam ją damą polskiego kryminału. Tu jednak coś mi nie gra, choć nie sądzę, że "Sam w dolinie" jest złą pozycją. Powiedziałabym, że jest bardzo dobrą pozycją, bardzo zaskakującą, dość nieprzewidywalną, ale coś nie pozwoliło mi się wkręcić w nią tak w stu procentach. Być może to seria z Dionizą Remańską, która jest detektywem, przyzwyczaiła mnie do czego innego? Tu dostałam kryminał oparty na pracy policji, co jest dla mnie nowością w wydaniu autorki.

W budynku mieszkalnym w dolinie Kromparku znaleziono zwłoki Szymona Klisia. O mężczyźnie i jego bujnym życiu erotycznym w okolicy krąży wiele plotek. Czyżby otrucie rolnika miało okazać się zemstą odrzuconej kochanki? Wkrótce podkomisarz Konstanty Nakański typuje pierwszych podejrzanych.

Nie mogłam się w nią wkręcić od samego początku, coś mi w niej nie pasowało, już miałam nawet ją rzucać, ale coś mnie tknęło, że dalej może być znacznie lepiej. Nie pomyliłam się. Im dalej byłam, tym bardziej wkręcałam się w książkę. Ostatnie 150 stron pochłonęłam praktycznie na raz. Nie mogłam się oderwać dopóki jej nie skończyłam. Nie zawsze książka musi porwać od pierwszej strony, żeby można ją było uznać za dobrą. Ponadto, uważam, że niesie ze sobą naprawdę ważne przesłanie. Każda plotka puszczona w świat może przynieść wiele tragicznych w skutkach wydarzeń. Nie powiem nic więcej, żeby przypadkiem nie zaspoilerować!

Gdybym miała podsumować tę książkę, uważam, że jest dobra, fabuła jest w niej spójna, stopniowo się rozkręca. Ja jestem w zasadzie, mimo mieszanych uczuć, usatysfakcjonowana. Było fajnie rozwiązywać te kryminalne zagadki razem z policjantami. To książka o tym, że zło może znaleźć się w każdym i wyprać w człowieku każdy ludzki odruch, a także o tym, że plotka może być naprawdę szkodliwa i niszczyć życia.

Mam bardzo mieszane uczucia wobec tej książki. Uwielbiam styl, jakim się posługuje pani Hanna Greń, więc zdawałoby się, że jestem mało obiektywna wobec kolejnych książek, które czytam właśnie spod jej pióra. Nie bez powodu nazywałam ją damą polskiego kryminału. Tu jednak coś mi nie gra, choć nie sądzę, że "Sam w dolinie" jest złą pozycją. Powiedziałabym, że jest bardzo...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Pokochałam cykl Żuławski już od pierwszego tomu. Pochłonięta i bez reszty oddana historii Ewy, której kibicowałam od pierwszych stron, czekałam na kolejne tomy. Wiedziałam, że po burzy musi wyjść słońce. Nie sądziłam jednak, że ostatni tom cyklu wyciśnie ze mnie tyle łez wzruszenia i szczęścia. To była niezwykle poruszająca lektura, wyjaśniła wiele trapiących kwestii z poprzednich części. Niestety, a może stety, nie da się jej czytać oddzielnie do poprzednich części. Wszystkie stanowią nierozerwalną całość.

W końcu nadeszło lato pachnące sianem i zbożem. Dla jednych czas odpoczynku i zabawy, dla innych ciężkiej pracy – i zmierzenia się z problemami. Ewa przekonała się, że uciekanie przed przeszłością sprowadza na nią tylko nieszczęścia. Jej marzenia posypały się jak domek z kart.

To jedna z tych lektur, których nie byłam w stanie, a może po prostu nie chciałam czytać na raz. Musiałam ją sobie dawkować, nie chciałam jej zbyt szybko kończyć. Była zbyt doskonała, zbyt emocjonalna, zbyt poruszająca. Nie znalazłam chyba w żadnej z serii tak wiele życiowej prawdy, tak wielkiego bagażu emocjonalnego, tak wiele mądrości. Śmiałam się, płakałam ze szczęścia, ze wzruszenia. Nie mogłabym sobie wyobrazić lepszego zakończenia tej serii. Tak tylko mi przeogromnie żal, że to już koniec. Tak bardzo chciałabym przeczytać jeszcze jakieś późniejsze losy Ewy, Kamila i ich rodzin.

Będę niemożliwie tęsknić do tego niezwykle klimatycznego świata. Chociaż sama seria porusza bardzo trudny temat przemocy domowej (za co bardzo dziękuję autorce, że podeszła do sprawy bardzo, bardzo poważnie i problem jest przedstawiony naprawdę realnie, bez kolorowania!), to klimat Żuławski jest niepowtarzalny i chciałabym się w nim zatopić bez reszty i stamtąd w ogóle nie wyjeżdżać, chociaż nigdy tam naprawdę nie byłam.

To przepiękna opowieść o sile miłości, marzeń i rodziny. O tym, jak silna może być kobieta, mimo tego, co ją spotyka. O tym, że zawsze warto zawalczyć o siebie, choćby los rzucał kłody pod nogi. Będę tęsknić, Ewo, niech Ci się wiedzie.

Pokochałam cykl Żuławski już od pierwszego tomu. Pochłonięta i bez reszty oddana historii Ewy, której kibicowałam od pierwszych stron, czekałam na kolejne tomy. Wiedziałam, że po burzy musi wyjść słońce. Nie sądziłam jednak, że ostatni tom cyklu wyciśnie ze mnie tyle łez wzruszenia i szczęścia. To była niezwykle poruszająca lektura, wyjaśniła wiele trapiących kwestii z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Świąteczne książki Klaudii Bianek nie są mi obce. W ogóle jej książki nie są mi obce. Dlatego podeszłam do "Promyczka na święta" z wielką otwartością, z gotowością do wzruszeń, do ukochania sobie wszystkich bohaterów. Nie przeczę, że to nie jest cudowna książka, pełna miłości i ciepła, ale czegoś mi w niej brakuje. Nie umiem określić tego, co w niej zabrakło, ale to nie była tak przejmująca opowieść, z jaką miałam do czynienia do tej pory. Jednak za te zwierzaki i całą miłość do nich, będę kochać tę książkę niezmiernie!

W grudniu, najbardziej magicznym z miesięcy w roku, wszystko wydaje się możliwe. A przecież zwykle nie potrzeba wiele, by być szczęśliwym… Czasem wystarczy tylko zasiąść przy jednym stole. Bohaterowie próbują mierzyć się ze swoimi problemami, ale aura za oknem i świąteczna atmsfera sprawia, że zbliżają się do siebie.

Nie przeczę i nie ukrywam, że to książka pełna miłości, ciepła i cudów. To właśnie sprawiło, że pochłonęłam tę książkę w kilka godzin. Nie zostawiła mnie jednak z wyrwą w sercu ani z głową pełną myśli. Nie uważam jednak, że to coś złego, bo świąteczne książki kojarzą mi się właśnie z niebywałą lekkością i radością z każdej przeczytanej strony. Kojarzą mi się również z pozostawioną w sercu nadzieją, miłością i ciepłem. Co prawda "Promyczek..." spełnia wszystkie te warunki, ale czegoś mi w niej zabrakło i tak, jak wspomniałam na początku - nie do końca wiem czego. Nie mówię, że to zła książka, bo uważam, że bardzo dobra, ale chyba nie do końca w stylu, którym lubię.

Moje serce z pewnością podbiło to, że bohaterowie tak bardzo kochają zwierzęta, że poświęciliby dla nich wszystko. To najcudowniejszy wątek tej książki, z pewnością bardzo nieszablonowy i ja jeszcze nie czytałam tego typu książki.

Cudnym jest to, że akcja dzieje się przez cały grudzień i może poniekąd pełnić funkcję kalendarza adwentowego, co w przyszłym roku myślę, że wypróbuję, a być może książka spodoba mi się bardziej niż teraz? Kto wie!

Świąteczne książki Klaudii Bianek nie są mi obce. W ogóle jej książki nie są mi obce. Dlatego podeszłam do "Promyczka na święta" z wielką otwartością, z gotowością do wzruszeń, do ukochania sobie wszystkich bohaterów. Nie przeczę, że to nie jest cudowna książka, pełna miłości i ciepła, ale czegoś mi w niej brakuje. Nie umiem określić tego, co w niej zabrakło, ale to nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

W zeszłym roku "Zostań moim aniołem" poruszyło mnie dogłębnie, do tej pory uważam, że to jedna z najlepszych świątecznych powieści jakie czytałam. Myślałam, że nie da się przebić tej powieści, a jednak się udało, no i zrobiła to ta sama, niezastąpiona Gabrysia Gargaś! Napisała najpiękniejszą i najbardziej bolesną powieść świąteczną, jaką czytałam. Było jednak warto zatopić się w tej lekturze, pochłonęłam ją prawie na raz, bo ciężko było tak bez emocji ją odłożyć.

W mroźny, grudniowy wieczór ulice Warszawy wypełnia gwar świątecznych przygotowań, a gwiazdkowy nastrój rozgrzewa wszystkie serca. Wśród zabieganych mieszkańców stolicy jest też ona – dziewczyna, która tęskni. Dobrze, że jesteś to zimowa, nostalgiczna opowieść, która otuli wasze serca.

Sama historia tak mocno chwyciła mnie za serce, że poza tym, że myślałam o książce, to myślałam również o własnym życiu. "Dobrze, że jesteś" to książka, dzięki której można usiąść i nie tylko żyć problemami bohaterów, ale i przemyśleć i przewartościować własne życie. Ta książka zabierała moje serce kawałeczek po kawałeczku, aż w końcu zabrała je w całości. To było coś magicznego, ale i coś niemożliwie bolesnego. Myślałam, że to będzie typowe słodkie love story, ale zdecydowanie tak nie było, bardzo trudna powieść.

To opowieść o sile miłości, o sile przyjaźni i najgorszym, co może nas w życiu spotkać, czyli stracie najbliższej osoby. Ta książka pozwala wyzwolić w sobie wiele emocji, pozwala zastanowić się nad relacjami z osobami, które niegdyś były nam bliskie, bo to właśnie niedopowiedzenia sprawiają, że oddalamy się z najbliższymi. Strata zawsze boli tak samo.

To bezapelacyjnie najlepsza świąteczna pozycja, po jaką miałam okazję sięgnąć. Miałam uczucie, jakbym się rozpadała, ale to książka, która zajmuje specjalne miejsce w moim sercu już teraz. Nauczyła mnie naprawdę wiele, a wciąż o niej myślę i wyciągam z niej nowe lekcje. Autorce mogę jedynie podziękować, że napisała tak piękną lekcję w zwykłej obyczajówce obsadzonej w moim ukochanym, świątecznym czasie.

W zeszłym roku "Zostań moim aniołem" poruszyło mnie dogłębnie, do tej pory uważam, że to jedna z najlepszych świątecznych powieści jakie czytałam. Myślałam, że nie da się przebić tej powieści, a jednak się udało, no i zrobiła to ta sama, niezastąpiona Gabrysia Gargaś! Napisała najpiękniejszą i najbardziej bolesną powieść świąteczną, jaką czytałam. Było jednak warto zatopić...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie pamiętam, kiedy tak bardzo mocno kibicowałam głównej bohaterce powieści jak w "Zaufaj swoim marzeniom". Ta dziewczyna od początku wzbudziła we mnie mnóstwo ciepłych i pozytywnych uczuć, a jej droga do wyjścia na prostą nie była tak po prostu usłana różami. Sama powieść - przecudna, klimatyczna, zimowa, świąteczna, choć nie od początku. Chociaż same święta pojawiają się dopiero dalej, a nie na samym początku książki, to uwierzcie mi, ten klimat świąteczny tworzą tu bohaterowie - bo czym jest klimat świąt, jak nie atmosferą miłości i nadziei, że jutro będzie lepiej?

Gdy nadarza się okazja wspólnego wyjazdu do Zakopanego, w sercu Pauliny pojawia się iskierka nadziei. Uwielbia jeździć na nartach i od dawna tego nie robiła; co jednak ważniejsze, firma, w której pracuje wraz z partnerem, ma realizować duże zlecenie. Wkrótce przekona się, jak wiele może kosztować rezygnowanie z własnych marzeń.

Z serią zakopiańską spotkałam się już w zeszłym roku przy okazji czytania świątecznych propozycji. Kolejna odsłona Zakopanego w książce Natalii Sońskiej po raz kolejny mnie zachwyciła już od pierwszych stron, chociaż nie było kolorowo i dość długo było bardzo gorzką opowieścią w otoczeniu przepięknych gór. Uwierzcie mi, jest tam tak klimatycznie, chociaż nigdy tam nie byłam, to czułam się dzięki tej książce, jakbym po prostu się tam przeniosła. Poza głównymi bohaterami, swoje miejsce nieprzerwanie udostępnia nam pani Aniela, która jest aniołem, a nie kobietą i wszyscy chcieliby mieć taką babcię jak ona!

To opowieść o sile przyjaźni i miłości, o tym, że warto czasami rzucić to, co dawało nam jakieś względne poczucie bezpieczeństwa, chociaż nie jesteśmy w tym szczęśliwi na rzecz tego, co da nam prawdziwą wolność i realne szczęście. O tym, że po każdej burzy wychodzi słońce, a jeśli chcemy i marzymy o czymś wyjątkowo mocno, to możemy to osiągnąć.

Tak mi żal, że to już koniec tej serii, bo czułam się w niej jak w domu. Otulała mnie swoim ciepłem i miłością, przenosiła mnie w przepiękne Zakopane, które mogłam odwiedzić choćby w wyobraźni. Dla mnie to przewspaniała opowieść, która ogrzała moje serce i rozkochała bez reszty.

Nie pamiętam, kiedy tak bardzo mocno kibicowałam głównej bohaterce powieści jak w "Zaufaj swoim marzeniom". Ta dziewczyna od początku wzbudziła we mnie mnóstwo ciepłych i pozytywnych uczuć, a jej droga do wyjścia na prostą nie była tak po prostu usłana różami. Sama powieść - przecudna, klimatyczna, zimowa, świąteczna, choć nie od początku. Chociaż same święta pojawiają się...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie byłam rozczarowana tym, że to nie jest typowo świąteczna książka. Widziałam w recenzjach spoilery, że ta książka nie ma zbyt wiele wspólnego ze świętami. Jednak według mnie ma - jest mocno gorzka, ale jednocześnie słodka, niemal idealna. Nie da się obok niej przejść obojętnie. Zakochałam się od pierwszych stron. Wzięłam tę książkę na pierwszy ogień, ale gdybym wiedziała, że tak się zakocham, to zostawiłabym ją na sam koniec i delektowała się każdą stroną jak najdłużej.

Hania, młoda i ambitna studentka architektury krajobrazu, pracuje w urokliwej warszawskiej kawiarni. Tego dnia, gdy zaczyna zmianę, nie spodziewa się, że nadchodzące godziny całkowicie odmienią jej życie. W końcu mała, senna kawiarenka to ostatnie miejsce, w którym ktokolwiek spodziewałby się napadu…

Nie czytałam poprzedniej części i miałam lekkie obawy czy będę potrafiła wczuć się w akcję. Na szczęście, tę serię można czytać śmiało oddzielnie, ale nie ukrywam, że po przeczytaniu "Jak oddech", muszę sięgnąć koniecznie po "Jak powietrze". Autorka ma niesamowity dar do opowiadania słodko-gorzkich historii, tak bardzo docierających do samej głębi duszy, do najgłębszych zakamarków serca.

Nie zgodzę się jednak, że ta książka nie ma absolutnie nic wspólnego ze świętami. Poza oczywistym, czyli śniegiem, mrozem i zimą, czyli tym, co najbardziej kojarzy się ze świętami, mamy zupełnie inne elementy, które kojarzą się ze świątecznym czasem. Mamy ciepło, nadzieję, atmosferę miłości, ale też to, co ludzkie - cierpienie, żałobę i znajdowanie się na życiowym zakręcie. To nadaje tej książce takiej ludzkiej autentyczności, tego, że takie rzeczy mogą zdarzać się każdemu z nas.

Myślę, że to początek mojej drogi z twórczością autorki, jej styl jest wspaniały, a także tak, jak wspomniałam wcześniej - ma niezwykły dar do opowiadania słodko-gorzkich historii, takich bardzo życiowych.

Osoby, które szukają typowo świątecznej opowieści - nie do końca można tu znaleźć elementy świąteczne i atmosferę świąt. Nie szkodzi to jednak, aby pokochać tę książkę całym sercem.

Nie byłam rozczarowana tym, że to nie jest typowo świąteczna książka. Widziałam w recenzjach spoilery, że ta książka nie ma zbyt wiele wspólnego ze świętami. Jednak według mnie ma - jest mocno gorzka, ale jednocześnie słodka, niemal idealna. Nie da się obok niej przejść obojętnie. Zakochałam się od pierwszych stron. Wzięłam tę książkę na pierwszy ogień, ale gdybym...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Mimo, że już pierwsze świąteczne propozycje za mną, to mogę powiedzieć śmiało, że to pierwsza konkretnie świąteczna książka, którą przeczytałam w tym roku. Jaka to była cudowna książka, jak bardzo potrzebowałam takiej przeprawy! To była bardzo urocza książka, absolutnie oddała klimat świąt, jest ciepła i otuliła mnie swoją atmosferą jak najcieplejszy koc. Na takie książki czeka się cały rok.

Przedświąteczny czas to nie jest dobry moment, żeby zostać porzuconą przez ukochanego, zwłaszcza kiedy już planuje się ślub. Co wyniknie z tego przypadkowego spotkania dwójki zranionych ludzi? Czy będą umieli otworzyć się na nową miłość? A może święta to naprawdę czas cudów?

To książka jak wiele innych, opowiada o losach rodziny, w której najważniejsze jest to, że trzeba się pogodzić, trzeba odbudować relacje. O tym, jak ważna jest miłość, wybaczenie. To wszystko dzieje się w cieple świąt, okresie, który w końcu ma nam się kojarzyć z dobrem, wybaczaniem, miłością i ciepłem rodziny. Mimo otoczki, to nie jest najłatwiejsza na świecie lektura. To książka, która może nauczyć wiele pokory i tego, że sztuka wybaczania nie jest łatwa, to trzeba to robić.

Od pierwszych stron wyczułam, że to będzie cudna książka, że zatracę się w niej bez reszty i będę ją kochać całym sercem. Bardzo ciężko pisze mi się o książkach, które tak mi się podobają, ten zachwyt przelewam w kilku prostych słowach, a chciałabym o nich mówić i mówić! Uwierzcie mi, trzeba tę książkę przeczytać, niezależnie czy w grudniu, w okołoświątecznym czasie, czy w trakcie reszty roku. To książka, która daje nadzieję, że cuda się zdarzają, bo wystarczy się na nie tylko otworzyć.

Jestem oczarowana tą książką i bohaterami, których poznałam w "Cudach cichej nocy" (poza Szymonem oczywiście, żeby jego poduszka była z obu stron ciepła!), czułam się jakbym była i mieszkała między nimi, żyła ich problemami, jakbym mogła, rozwiązywałabym z nimi te problemy. Myślę, że to będzie jedna z moich ulubionych świątecznych pozycji. Takie ciepło i nadzieję spotyka się niesłychanie rzadko.

Mimo, że już pierwsze świąteczne propozycje za mną, to mogę powiedzieć śmiało, że to pierwsza konkretnie świąteczna książka, którą przeczytałam w tym roku. Jaka to była cudowna książka, jak bardzo potrzebowałam takiej przeprawy! To była bardzo urocza książka, absolutnie oddała klimat świąt, jest ciepła i otuliła mnie swoją atmosferą jak najcieplejszy koc. Na takie książki...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak ja uwielbiam thrillery pisane przez kobiety, to nawet sobie nie jesteście w stanie wyobrazić! Dlatego moje oczekiwania wobec tej lektury były maksymalnie wysokie. Mogę śmiało powiedzieć, że moje oczekiwania nie tylko zostały spełnione, ale to, co dostałam w tej książce - znacznie przewyższyło moje oczekiwania. To powieść o tym, że jeśli wyrządziłeś komuś zło w przeszłości, to przeszłość po Ciebie wróci. I odda Ci to, co sam dałeś.

Pewnego dnia ofiary dawnych zbrodni znów zapukają do drzwi… Sielską atmosferę letniego poranka w dworku w Pochyliszkach, który pełni rolę gospodarstwa agroturystycznego, burzy krzyk jednej z właścicielek. Zostaje ona dotkliwie pogryziona przez własnego psa.

Ja nie miałam okazji zapoznać się z twórczością Magdaleny Chrzanowskiej. Wiem, że dotychczas pisała jedynie powieści obyczajowe i jest to jej debiut kryminalny. Jakże doskonałym jest ten debiut! To naprawdę nieoczywista książka, choć nie ma zawiłej fabuły. Nie da się jednak jednoznacznie obstawić "winnego", o ile można to w przypadku tej książki tak mówić.

To, w jaki sposób jest napisana ta książka, sprawia, że nie da się tej książki tak po prostu odłożyć. Ciągle coś się dzieje, akcja jest dynamiczna, a na dodatek cofamy się w czasie, do źródła tego całego problemu. Dla mnie to książka niemal idealna, nieskazitelna. Jest to jednak typowa jednotomówka z zamkniętym zakończeniem, choć przyznam, że przeczytałabym z miłą chęcią dalsze losy młodszych pokoleń z dworku. Myślę, że mogłoby to być bardzo ciekawe, gdyby kara za złe uczynki starszych pokoleń miała wpływ na życie tych młodszych... Nie będę już dalej nic mówić!

Czytanie "Zanim umrzesz" to była czysta przyjemność, przeczytanie jej zajęło mi niewiele czasu, bo ciężko było się oderwać. Myślę, że może to być jeden z ulubieńców tego roku, bo ta książka naprawdę mnie zachwyciła. Pamiętajcie też, że to, co dajecie innym, to samo dostaniecie w zamian, kara za złe uczynki zawsze wróci...

Jak ja uwielbiam thrillery pisane przez kobiety, to nawet sobie nie jesteście w stanie wyobrazić! Dlatego moje oczekiwania wobec tej lektury były maksymalnie wysokie. Mogę śmiało powiedzieć, że moje oczekiwania nie tylko zostały spełnione, ale to, co dostałam w tej książce - znacznie przewyższyło moje oczekiwania. To powieść o tym, że jeśli wyrządziłeś komuś zło w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

To nie jest typowo świąteczna pozycja, niech was to nie zmyli. Nie jest to też słodziutka historia o ludziach i aniołach. Na pewno jest to wyjątkowa pozycja wśród świątecznych propozycji i myślę, że wiele miłośniczek i miłośników słodko-gorzkich opowieści obyczajowych znajdzie w tej książce coś dla siebie. Żałuję tylko tego, że ta książka nie kręci stricte wokół świąt, ale tego ciepła, które czujemy przy okazji świąt - zupełnie nie brakuje.

Mieszkańcy bloku na warszawskim Mokotowie lubią przesiadywać w kawiarni na parterze. Nie wiedzą jednak, że późnym wieczorem lokal zajmują aniołowie. „Dzień dobry!” zmienia się w „Dobranoc!”, a opiekunowie lokatorów zawzięcie dyskutują o swoich sprawach. O czym mogą rozmawiać? Przecież wszystko dobrze się układa… A może jednak nie?

Mimo tego, że zapowiadało się na bardzo doskonałą lekturę od pierwszych stron, to jakoś nie mogłam się wciągnąć. Chociaż miałam najszczersze chęci i bardzo podobał mi się zamysł - bardzo mozolnie szło mi czytanie, nad czym bardzo, ale to bardzo ubolewam. To historia z olbrzymim potencjałem, wielkim ciepłem, odrobiną tajemnic i anomaliami, no i ta szczypta anielskiej rzeczywistości. Mam wrażenie, że jej głównym problemem było to, że jest zbyt długa, a wątki są bardzo pomieszane. Nie zmienia to faktu, że nadal myślę o tej historii, bo po prostu jest wyjątkowa.

Lubię takie mieszanie światów, twarda rzeczywistość razem z istotami pozaziemskimi. Myślę, że to właśnie tu leży ta wyjątkowość tej powieści. To pomieszanie tych dwóch światów sprawia, że nie mogę przestać myśleć o tej książce, chociaż odłożyłam ją już jakiś czas temu. Gdyby nie mankamenty, o których już wspomniałam wcześniej - to mogłaby być naprawdę doskonała lektura. Byłby z tego materiał na ulubieńca tego roku.

Mimo wszystko, cieszę się, że mogłam sięgnąć po tę powieść, bo przyniosła mi wiele radości z czytania. To ciepło, jakim mnie otoczyła, zgrywa się ze świątecznym klimatem, choć w środku znajdziemy klimat bliżej zimowy niż świąteczny. Po prostu uważam, że ta książka jest w porządku.

To nie jest typowo świąteczna pozycja, niech was to nie zmyli. Nie jest to też słodziutka historia o ludziach i aniołach. Na pewno jest to wyjątkowa pozycja wśród świątecznych propozycji i myślę, że wiele miłośniczek i miłośników słodko-gorzkich opowieści obyczajowych znajdzie w tej książce coś dla siebie. Żałuję tylko tego, że ta książka nie kręci stricte wokół świąt, ale...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

To była jedna z najbardziej przytłaczających książek, jakie kiedykolwiek miałam okazję przeczytać. Czytałam już w tym roku jeden reportaż o życiu w stanie wojennym, ale tu miałam do czynienia z nastrojami, jakie panowały tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego. Mimo, że to lektura bardzo wpływająca na emocje, to jest to bardzo wartościowy kawał reportażu. Pokazuje to, czym żyli Polacy w różnych przedziałach wiekowych, z różnych środowisk. Pokazuje też to, że w obliczu wprowadzenia stanu wyjątkowego, wiek i status społeczny nie miały żadnego znaczenia.

Dziennikarz historyczny Igor Rakowski-Kłos z zacięciem detektywa godzina po godzinie rekonstruuje, co wydarzyło się 12 grudnia 1981 roku. Sięga do źródeł (także dotychczas nieznanych), ale przede wszystkim udziela głosu osobom, dla których ten dzień był z jakiegoś powodu szczególny.

Za tydzień mija równo 40 lat od wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. Jestem już kolejnym pokoleniem urodzonym już po wydarzeniach z 13 grudnia 1981 roku. Jestem stosunkowo młodą osobą, która nie umie sobie do końca wyobrazić, co wtedy czuli ludzie w moim wieku. Mam 23 lata i nie potrafię sobie wyobrazić, że ktoś ogranicza moją wolność, że nie jest tak, że idę do sklepu i nie mogę czegoś kupić, bo tego nie ma. Przeczytanie tego reportażu było niezwykle pouczającą lekcją życia.

Żeby nie było też, że smęcę i ta książka jest tylko i wyłącznie przytłaczająca i przerażająco smutna. Nie jest! Absolutnie nie jest. Jest też dość barwną opowieścią o życiu w PRL. Merytoryczną opowieścią o czasach nie tak odległych od naszych. To książka, w której narrację dostali rozmówcy autora, przedstawili swój punkt widzenia i opowiedzieli o tym, co robili i jak żyli w przeddzień jednego z czarniejszych dni w naszej historii współczesnej.

Ta książka to przede wszystkim przystępnie napisany reportaż, w krótkiej formie, który powinien przeczytać każdy młody człowiek. Nie tylko młody. To doskonała książka o tym, że powinniśmy doceniać wolność, jaką teraz mamy, że żyjemy w wolnym, demokratycznym kraju i mamy wszystko, czego dusza zapragnie.

To była jedna z najbardziej przytłaczających książek, jakie kiedykolwiek miałam okazję przeczytać. Czytałam już w tym roku jeden reportaż o życiu w stanie wojennym, ale tu miałam do czynienia z nastrojami, jakie panowały tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego. Mimo, że to lektura bardzo wpływająca na emocje, to jest to bardzo wartościowy kawał reportażu. Pokazuje to, czym...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to