-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1191
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
Oto przekazuję wam,
wśród grzmotu bzdury,
wśród litaurów nudy
— ubogi jarmarczny pisk
groszowej prawdy.
Oto przekazuję wam,
wśród grzmotu bzdury,
wśród litaurów nudy
— ubogi jarmarczny pisk
groszowej prawdy.
Autor napisał doniosłe dzieło, w którym dowodzi, że jeśli... w pewien szczególny sposób... ale szybko przestaliśmy go słuchać... Mimo wrzawy i nadmiaru (odznaczając się przy okazji osobliwym ubóstwem wydarzeń) powieść szybko realizuje swoje standardy doskonałości, nużąc czytelnika mdło górnolotnym jazgotem groszowej prawdy i duszną atmosferą tragedii filozofa zgłębiającego formułę absolutu (i wieloma jeszcze zdaniami w apokaliptyczno-apoplektycznym duchu, tak czy owak niczego niewyrażających), przedłużając tę mękę upokarzająco konsekutywnie snutą opowieścią obstawioną (nie wiadomo po co) zasiekami nawiasów zwykłych i kwadratowych oraz filisterską odmianą wydarzeń mających wzbudzać w czytelniku proste podniety — otoczone w tym dziele zabobonem, tak jakby były czymś wyższym od wszystkiego innego i mieściła się w nich już znaczna część dzieła sztuki. Słowna fioritura (puchar pełny perlistego kiczu) nie wystarczy, żeby uratować to dzieło przed modnymi banałami i banałami o nicości, których nie brakuje w banałach wymowy.
Autor napisał doniosłe dzieło, w którym dowodzi, że jeśli... w pewien szczególny sposób... ale szybko przestaliśmy go słuchać... Mimo wrzawy i nadmiaru (odznaczając się przy okazji osobliwym ubóstwem wydarzeń) powieść szybko realizuje swoje standardy doskonałości, nużąc czytelnika mdło górnolotnym jazgotem groszowej prawdy i duszną atmosferą tragedii filozofa zgłębiającego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKażda dobrze napisana powieść ma swoje niesamowite pierwsze zdanie: "Odpadki wysypały się z wiadra i z impetem wpadły do śmietnika". Logika autora i sposób, w jaki toczą się jego opowieści, zawsze zawierające wyrafinowaną parodię przezierającą skroś niesamowitego nagromadzenia banałów i rzeczy fałszywie ważnych oraz dysharmonię wydarzeń (Jacques l'Aumône jest marzycielem), pozbawionych orientowalnej powierzchni początkowej, w której prozaicznych i teatralnych przestrzeniach kryje się precyzyjnie skorelowany mechanizm dobrze naoliwionej nierzeczywistości, są intrygujące niczym nowe odkrycie podważające utarte zasady i zbijające z tropu leniwych dogmatyków.
Każda dobrze napisana powieść ma swoje niesamowite pierwsze zdanie: "Odpadki wysypały się z wiadra i z impetem wpadły do śmietnika". Logika autora i sposób, w jaki toczą się jego opowieści, zawsze zawierające wyrafinowaną parodię przezierającą skroś niesamowitego nagromadzenia banałów i rzeczy fałszywie ważnych oraz dysharmonię wydarzeń (Jacques l'Aumône jest marzycielem),...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toMamy przed sobą dzieło autora wielce wymownego, powyższego cytatu, którego, po namyśle, zdecydowaliśmy się nie przytaczać, zatytułowane po prostu "Petersburg". Poświęcone na pierwszy rzut oka zdaje się w całości jednemu tematowi — steatopygii ówczesnych wzburzeń społecznych i przemian ustrojowych (Rosja, Petersburg, styczeń 1905). Lecz nie jest to po prostu tego rodzaju zwyczajna frakowa liberia, dla większości równie obowiązkowa jak galony i kalesony w tamtych czasach. Zważywszy, że jest to dzieło niezwykle skomplikowane, wielowymiarowe, o potężnym, fantastycznie skotłowanym poetyckim tle, w stosunku do którego "rzeczywistość" zajmuje tyle miejsca ile, dajmy na to, jeden przecinek w "Don Kichocie". Tak więc "poważni czytelnicy" pragnący faktów, "prawdziwych uczuć", "zainteresowania człowiekiem" — biedaczyska! — nie mają tu czego szukać. Komponując swą powieść z nabożeństwem i konsekwentną pomysłowością, autor pozwala przeniknąć do powieści jedynie temu, co w pełni i bez żadnej przymieszki posiada literacką odrębność, własny wzór, wyjątkowe ubarwienie, indywidualność myśli przemieszkującej we własnym domu, ornament rządzony czymś głęboko zrymowanym: stąd szczególny poetycki sens i wyszukanie. (Nadmieńmy, że Andriej Bieły był twórcą monumentalnego studium o rytmach, które hipnotyzuje swym systemem oznaczania i podliczania pół akcentów). Zgódźmy się więc, że całe dzieło powstało według strategii natchnienia i taktyki rozumu, a nie według sejsmografii wstrząsów społecznych i teolatrii publicznego pożytku; że na szachownicy tej powieści lśni gwieździście cudowne dzieło sztuki i planetarium głębokiej myśli; że wszystko, co zostało w niej opisane, tchnie iście gogolowskim smakoszostwem i zamiłowaniem do niesamowitych szczegółów (niejako kontynuując budowę miasta z opowiadań Gogola); że autor dotrzymał wszystkich punktów artystycznej umowy, co mimowolnie sugerują czytelnikowi współbrzmienia detali rozmieszczonych i połączonych w anagramatyczny tok opowieści według swego rodzaju kosmicznej kombinatoryki i fonetycznej instrumentacji, trzymając się z dala od anachronicznej doniosłości epoki i opatentowanych obyczajów literackich. Ciało poezji i widmo przejrzystej prozy! Oto określenia, które naszym zdaniem oddają charakter twórczości autora dzieła zatytułowanego po prostu "Petersburg", którego wielce wymownych słów ośmieliliśmy się na początku nie przytaczać.
Mamy przed sobą dzieło autora wielce wymownego, powyższego cytatu, którego, po namyśle, zdecydowaliśmy się nie przytaczać, zatytułowane po prostu "Petersburg". Poświęcone na pierwszy rzut oka zdaje się w całości jednemu tematowi — steatopygii ówczesnych wzburzeń społecznych i przemian ustrojowych (Rosja, Petersburg, styczeń 1905). Lecz nie jest to po prostu tego rodzaju...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toTylko Proust umiał zrobić z błahej przechadzki suwerenny i imperialny poemat elegancji odziany w najsubtelniejszą strojność i najosobliwszy kwiat pogody — ucieleśnienie artystycznego dyktatu, od którego nie przysługuje żadna apelacja, gdzie wszelkie komplikacje rozbrzmiewają echem wcześniejszych rozterek, porzucając zwykłe splątanie na rzecz konopnej gmatwaniny. Miejsce, które z uwagi na szczególną topografię, skomponowane zgodnie z arogancką logiką zmory sennej, z wewnętrzną chronologią pozbawioną uświęconego liniału przestrzennego, i ontologiczne metamorfozy częstsze niż metafory w poezji, pozostaje nieosiągalne dla jakiegokolwiek przesłania, morału, diagnozy społecznej... Osaczony przez perpetuum mobile nieurozmaiconych rozczarowań, bawi się stanami ducha, które wypływają jeden z drugiego, jak spadające po progach wody kaskady, wyczarowując z płytkiej studni jakiegoś banału cały zaczarowany świat lakierowanych wrażeń, fascynując czytelnika szumem zdań i pianą metafor. Wyprzedając cały swój stylistyczny, a nie osobisty majątek, buduje dwa wznoszące się na sobie systemy, jeden myślowy, drugi metryczny, najlepiej jak umie nicuje i drąży rzeczywistość, widzi poetycko, chętnie nadaje banalnym faktom rangę wielkich wydarzeń, przeistacza najdrobniejszą błahostkę w eteryczny cud, jest skłonny do śmiechu, a w człowieku interesują go zwłaszcza funkcje fizjologiczne, mierząc jego wielkość i ciężar metaforami, a nie matematyką, słowem. Wszystko, co robi, czyni przez estetyczną ciekawość, a nie kult barwy lokalnej. To w wyobraźni autora kwitnie cała wiosna towarzyska tego Guermantoidalnego i eksterytorialnego dzieła.
Tylko Proust umiał zrobić z błahej przechadzki suwerenny i imperialny poemat elegancji odziany w najsubtelniejszą strojność i najosobliwszy kwiat pogody — ucieleśnienie artystycznego dyktatu, od którego nie przysługuje żadna apelacja, gdzie wszelkie komplikacje rozbrzmiewają echem wcześniejszych rozterek, porzucając zwykłe splątanie na rzecz konopnej gmatwaniny. Miejsce,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toW pierwszym rozkwicie swojej awanturniczej kariery Mr. Plunkett był nie tylko dobrze zapowiadającym się pisarzem (jego znakomicie zapomniany "Sobowtór"), lecz również żałośnie konwencjonalnym hazardzistą. W dodatku cierpiał na żałosną żonę i na jakąś niejasną chorobę, było to coś zabawnego, dotyczyło... nie pamiętam i nie mogę wymyślić. Jego chłopięctwo było równie nieciekawe. Pewnie przebył typowe dla wieku choroby, ale nigdy nie wyleczył się z jednej, mianowicie pueritus scribendi. Kiedy przyłapano go na konszachtach z "ludźmi, których nie mógł zawieść", wtrącono go do więzienia. Otarł się o śmierć. Mierząc się z przeszłością za pomocą niemej i nieruchawej prozy, na wszelki wypadek, zmagając się ze swym (mającym pewną wyczuwalną nadwagę) sumieniem, stwórca Marmoladowa posuwa się łatwą i bezpieczną dla siebie ścieżką chwały przybierając ton wymijającej lakoniczności rzymskiego rabina chroniącego Barabasza (lecz któż nie zakrył rękoma twarzycy, kiedy łypnęła nań okiem oślepiająca przeszłości?). Wspomnienia są napisane jakby bez niego, ale dla siebie barwami z ubogiej palety ogólnego wrażenia jakby było tam za ciemno, żeby dostrzec wymowne szczegóły (z łatwą do spakowania i wysłania dalej dekoracją z nalepką "Piekło"), a miejscowe banały (a nie błyskotliwe banały), które ceduje, uderzają obliczoną na kulącego się kretyna retoryką i starą dobrą nudą. Od niechcenia kieruje reflektor retrospekcji w kazamaty upokarzającej przeszłości, nie omieszkując upokarzać innych, a przenikając więzienną rzeczywistość swoją autorską odmianą fumów i chłopskiego rozumu, piętnuje wszystko erudycją wozaka i elokwencją guwernantki regulując niedociągnięcia ceremoniałem małostkowej kaligrafii (a czytelnik zastanawia się, czy życie może być aż tak ślamazarne). Lata mijały. Jadł, pił i knuł. Po wyjściu z ostrokołu ("Kiedy w marcu wyjeżdżali z Tostes, pani Bovary była w ciąży"), jak każdy zakochany w sobie szuler z sentymentalnej powieści, zerwał z przeszłością, wrócił do wiary katolickiej swoich przodków i zaczął się bawić w pracę proroka-misjonarza, będąc wyraźnie brzemiennym w wiele powieściowych pomysłów i świeże wspomnienia, które zdetonował na oczach oszołomionego i po części zdegustowanego społeczeństwa. Napisał kilka książek w populistycznym duchu tawerny (traktierni), każąc odczytywać na głos swoje eseje o chorobach psychicznych walącym w stoły pijakom, i przeprowadził kilka rozwleczonych śledztw dla carskiej policji, budząc przy tym banalny aplauz i pospolitą zadumę nad zagadnieniami, które fabrykował na potrzeby swoich artystycznie drugorzędnych i akrobatycznie niedorzecznych chuligańskich fars. Oczywiście wszystko po to, aby spłacać swoje kolosalne i banalne długi. Dostojewskiemu, choć widział wiele i napisał za dużo, brakowało owego "trzeciego wzroku" (indywidualnej, magicznie szczegółowej wyobraźni), bez którego pamięć jest, spójrzmy prawdzie w oczy, stereotypem albo wyrwaną kartką z notesu.
W pierwszym rozkwicie swojej awanturniczej kariery Mr. Plunkett był nie tylko dobrze zapowiadającym się pisarzem (jego znakomicie zapomniany "Sobowtór"), lecz również żałośnie konwencjonalnym hazardzistą. W dodatku cierpiał na żałosną żonę i na jakąś niejasną chorobę, było to coś zabawnego, dotyczyło... nie pamiętam i nie mogę wymyślić. Jego chłopięctwo było równie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Dolina Salinas leży w północnej Kalifornii. To brzmi jak początek wypracowania z piątej klasy, a nie kawał dobrej literatury. Właściwie Steinbeck sterczy przed czymś takim zimny jak marmur i głupi jak but. Żeby cała ta przyciężkawa porcja pierdololo między "największym", "najmądrzejszym" i "najmilszym", przemówiła do czytelnika, trzeba formatu intelektualnego, jakiego Steinbeck po prostu nie miał; i aby opanować chaos forsownych idei i zrekompensować zgrzebność swej naszpikowanej truizmami i fałszem sztuki (i dać coś do roboty swojej banalnej lalce z burym kokiem), epatuje efektami gwałtownymi i brutalnymi w kategorii największego prostactwa, serwując kolejną pozbawioną smaku i artystycznej sprawiedliwości "powerful story" z banalną alegorią i kretyńską moralnością, beletryzując wszystko na potrzeby czytelnika, który obdarza powieść płytką adoracją.
Poza tym, jak oznajmia Wikipedia, powieść nie zatrzymuje się przed takim czy innym tabu jak molestowanie uśpionej panny. Ukazane zostały seks, morderstwo, rywalizacja, niewierność, zdrada, miłość i chciwość. Zbrodnie przesuwają się przed naszymi oczami. U Steinbecka krajobrazy, czyny i myśli ludzkie dzieją się [dzieją się!]. Życie dzieje się w czasie. Ukazany jest kierunek. Ukazany jest ruch zjawisk. Wszystko to są konsekwencje dramatyzmu powieści Steinbecka, który najlepiej widoczny jest w wyglądzie graficznym – duża liczba dialogów.
Dolina Salinas leży w północnej Kalifornii. To brzmi jak początek wypracowania z piątej klasy, a nie kawał dobrej literatury. Właściwie Steinbeck sterczy przed czymś takim zimny jak marmur i głupi jak but. Żeby cała ta przyciężkawa porcja pierdololo między "największym", "najmądrzejszym" i "najmilszym", przemówiła do czytelnika, trzeba formatu intelektualnego, jakiego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toMoże i to urocze dziełko obciążone jest piętnem prymitywnego pisarstwa, może i zaaranżowane jest na harmoszkę wszelkich gatunkowych kakofonii, może i jest pełne potoczystych literackich instrukcji i otępiającego mydlenia oczu, i nie idzie zbyt daleko, jeśli chodzi o odkrycie opisu (z drobnymi wyjątkami), dialogu, narracji; jednak wszelkie wahania profana powinny ustąpić miejsca elastycznej empatii, kiedy po dziecięcemu uzmysłowimy sobie, że ludzka fantazja nie wymyśliła nic bardziej poetycznego i otoczonego nimbem promienistego braku znaczenia w codziennej eksploatacji niż (wściekły, nagi i kichający) niewidzialny albinos.
Może i to urocze dziełko obciążone jest piętnem prymitywnego pisarstwa, może i zaaranżowane jest na harmoszkę wszelkich gatunkowych kakofonii, może i jest pełne potoczystych literackich instrukcji i otępiającego mydlenia oczu, i nie idzie zbyt daleko, jeśli chodzi o odkrycie opisu (z drobnymi wyjątkami), dialogu, narracji; jednak wszelkie wahania profana powinny ustąpić...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toAutor stara się przydać swej nudnej wyprawie pozory naukowego zwierzchnictwa, a jest w stanie wznieść się co najwyżej do literackiej defensywy, plącząc się w sieci ordynarnie oczywistych obyczajów pozwalających mu uniknąć co bardziej skomplikowanego pisarskiego zaangażowania. Cały technobełkot tej powieści i upokarzająco bezcelowe opisy, to jedynie ślamazarna przykrywka dla świadomej ciemnoty — nie głęboka literacka strategia, tylko płytki fortel, fasada dziecinnej słabowitości.
Autor stara się przydać swej nudnej wyprawie pozory naukowego zwierzchnictwa, a jest w stanie wznieść się co najwyżej do literackiej defensywy, plącząc się w sieci ordynarnie oczywistych obyczajów pozwalających mu uniknąć co bardziej skomplikowanego pisarskiego zaangażowania. Cały technobełkot tej powieści i upokarzająco bezcelowe opisy, to jedynie ślamazarna przykrywka dla...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toOpowiadania są szerokie i głębokie jak przestrzeń między wschodami i zachodami słońca na pełnym morzu. Wszelkiego rodzaju wydarzenia, "wątki Życia" (poddane odwiecznemu dążeniu pisarstwa do pewnego typu konwencjonalnej harmonii, pewnego rodzaju artystycznej zwięzłości) wypełnione zostały księżycowymi i solarnymi tęczami, spadającymi gwiazdami oraz innymi fajerwerkami i efektami pirotechnicznymi wzmagającymi wspaniałą ekskluzywność tego ruchliwego literackiego spektaklu rozgrywającego się w przepysznym sanktuarium miodopłynnej narracji, ekstatycznego wzburzenia, soczystej spontaniczności, afektacji ścisłości, akcentu lekce sobie ważenia, bogactwa percepcji mając za system — dla trąb, armat i dzwonnic wymowy pierwszego planu iluzję, a za manię — spod której grubych krech przeziera coś monstrualnego i wiecznego, aluzję.
Opowiadania są szerokie i głębokie jak przestrzeń między wschodami i zachodami słońca na pełnym morzu. Wszelkiego rodzaju wydarzenia, "wątki Życia" (poddane odwiecznemu dążeniu pisarstwa do pewnego typu konwencjonalnej harmonii, pewnego rodzaju artystycznej zwięzłości) wypełnione zostały księżycowymi i solarnymi tęczami, spadającymi gwiazdami oraz innymi fajerwerkami i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toŻadnych potworów i bohaterów. Autor naruszyłby reguły dobrego smaku, ujawniając swe myśli i cel swego literackiego przedsięwzięcia. Dociera do istoty rzeczy, zatrzymując się na prawdach ogólnych, umyślnie odwracając się od tego, co przypadkowe i dramatyczne, zgłębiając specyfikę słów, melodię zdań i harmonię obrazów, a nie koloryt lokalny, całkowicie powstrzymując się od osobistych interwencji i komentarzy, pisząc chłodnie, nie ufając podnieceniu, wylewy serca, liryzm, opisy, wszystko ukrywając w stylu. Może wydawać się, że kontekst historyczny powieści, że warunki społeczne i socjalne, z jakimi przyszło borykać się, że... Tak czy owak, będąc pisarzem wymownym, a nie wielosłownym, Flaubert wolał dobrze zbudowane zdanie od całej metafizyki. Jakkolwiek ukazane obrazy są często nieusankcjonowanego pochodzenia i nie są czymś, w czym można by widzieć proroczą prefigurację nadchodzących wydarzeń, tak skrupulatnie skorelowanych według artystycznej systematyki w "Pani Bovary".
Żadnych potworów i bohaterów. Autor naruszyłby reguły dobrego smaku, ujawniając swe myśli i cel swego literackiego przedsięwzięcia. Dociera do istoty rzeczy, zatrzymując się na prawdach ogólnych, umyślnie odwracając się od tego, co przypadkowe i dramatyczne, zgłębiając specyfikę słów, melodię zdań i harmonię obrazów, a nie koloryt lokalny, całkowicie powstrzymując się od...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toArystofanes tworzył piękne, musujące i frenetyczne dzieła. Ani przyzwoite, ani moralne, czy choćby stosowne; i dlatego wspaniałe.
Arystofanes tworzył piękne, musujące i frenetyczne dzieła. Ani przyzwoite, ani moralne, czy choćby stosowne; i dlatego wspaniałe.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toGeometria tej powieści, jej delikatny, niedostrzegalny splot tysiąca banalnych zdarzeń i drobnych szczegółów, jest równie precyzyjna jak poezja. Cóż z tego, że nie jest to piękna proza! Wylewy serca, podniosłe cnoty — po co to komu! Liryzm, mnogość metafor — tego tu nie ma. Poza tym termin "objaśnia" nie ma tu żadnego zastosowania. Należy polegać wyłącznie na "buduje", zachwycając się ogólną zasadą wyciągniętą z gramatyki snu i euforii baśni — na wspak pojęciom, jakie ma się na jawie.
Geometria tej powieści, jej delikatny, niedostrzegalny splot tysiąca banalnych zdarzeń i drobnych szczegółów, jest równie precyzyjna jak poezja. Cóż z tego, że nie jest to piękna proza! Wylewy serca, podniosłe cnoty — po co to komu! Liryzm, mnogość metafor — tego tu nie ma. Poza tym termin "objaśnia" nie ma tu żadnego zastosowania. Należy polegać wyłącznie na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toCałe to zewnętrzne piękno, które jest tu jedyną metodą, jakież ma zatrudnienie? Przydaje blasku — jak koraliki łańcuszkowi, i harmonii wspaniałym obrzędom. Autor, kiedy odkryje brzydki asonans czy powtórzenie w którymś ze zdań, miał pewność, że zabrnął w fałsz. Starał się wtedy odnaleźć jedyne właściwe sformułowanie, dzięki któremu zdanie staje się majestatyczne jak Prawo i precyzyjne jak Nauka. Jest coś chwalebnego, niemal wzruszającego w tej bezcelowości, coś niby erudycja w starożytnościach fenickich u męża stanu lub u lekarza.
Całe to zewnętrzne piękno, które jest tu jedyną metodą, jakież ma zatrudnienie? Przydaje blasku — jak koraliki łańcuszkowi, i harmonii wspaniałym obrzędom. Autor, kiedy odkryje brzydki asonans czy powtórzenie w którymś ze zdań, miał pewność, że zabrnął w fałsz. Starał się wtedy odnaleźć jedyne właściwe sformułowanie, dzięki któremu zdanie staje się majestatyczne jak Prawo i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toAutor rozpostarł nad powieścią szeroki baldachim przepastnej aluzji, którą później powtórzyły tylko, ale po co to komu. Kilka niedogmatycznych prawd o sztuce pisania, każe podejrzewać, że dziełem rządzi jakaś bardziej tajemna poetyka, niż zwykła chęć podejmowania aktualnych problemów i przemawiania językiem dostępnym dla wszystkich (choć wymowa moralna, a raczej ludzka podszewka tego dzieła sprawi mieszczuchom wiele przyjemności). Powieść nieco ugina się pod nadmiarem dialogów, i owszem, aczkolwiek słychać w nich jednocześnie ryk, westchnienia i frazesy! Summa summarum, urągając wszelkim receptom literackim, stworzył dzieło wielce nielukratywne, nad którym unosi się aura kamienia wiecznie sposobionego do strzału z procy.
Autor rozpostarł nad powieścią szeroki baldachim przepastnej aluzji, którą później powtórzyły tylko, ale po co to komu. Kilka niedogmatycznych prawd o sztuce pisania, każe podejrzewać, że dziełem rządzi jakaś bardziej tajemna poetyka, niż zwykła chęć podejmowania aktualnych problemów i przemawiania językiem dostępnym dla wszystkich (choć wymowa moralna, a raczej ludzka...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toWielki renegat protestantyzmu platonizuje germańską modą dla prehistorycznie sentymentalnych i aulicznych Niemiec w rezultacie ad usum pomorskiego mistycyzmu po sto drachm za godzinę. To jeszcze wciąż platońska "Uczta", ale tym razem z Królewca, z tamtejszą niestrawną kuchnią, z kapustą, ale bez żigolaków.
Wielki renegat protestantyzmu platonizuje germańską modą dla prehistorycznie sentymentalnych i aulicznych Niemiec w rezultacie ad usum pomorskiego mistycyzmu po sto drachm za godzinę. To jeszcze wciąż platońska "Uczta", ale tym razem z Królewca, z tamtejszą niestrawną kuchnią, z kapustą, ale bez żigolaków.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toCudowne i swoiste wirtuozerstwo, bez oglądania się na boki i trzymania z czytelnikiem za ręce, poddane rygorowi artystycznego smaku, którego energia wyzwala wizje niedostępne obiektywnej i zbeletryzowanej rzeczywistości.
Cudowne i swoiste wirtuozerstwo, bez oglądania się na boki i trzymania z czytelnikiem za ręce, poddane rygorowi artystycznego smaku, którego energia wyzwala wizje niedostępne obiektywnej i zbeletryzowanej rzeczywistości.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toRzecz jest arcybanalna i nuży jak cymbały.
Rzecz jest arcybanalna i nuży jak cymbały.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
"Oczywiście właściwe naszej klasie opanowanie nie pozwala na taką wylewność — mimo to dalej myślał już głośno. — Jednostka jest zaś dokładnie tak samo nieśmiertelna jak jej klasa, a naszej wielkiej klasie, czyli burżuazji, naszej wielkiej i potężnej klasie uda się pokonać hydrę proletariatu (naburmuszony, ogorzały, rozczochrany, zaciskający zęby lud), bo my także, właściciele niewolników (co to kupujemy sobie córki biedaków), kupcy zbożowi, posiadacze wszystkich waszych pieniędzy, musimy wstąpić na podium swojej klasy (więcej werwy, proszę), my wszyscy, burżuje wszystkich krajów, burżuje wszystkich ziem... i narodów, powstańmy, niechaj powstanie nasz kollektiv, złotem (złożem, zbożem?) pijany, precz z plebejskimi herezjami — a teraz do rymu wystarczy dowolny rzeczownik z końcówką "yw" (zryw, grzyw?); potem jeszcze dwie zwrotki i znowu: powstańcie, burżuje wszystkich ziem i narodów! Niech żyje nasz święty kapitał! Tra-ta-ta (cokolwiek z końcówką "odów"), burżujska międzynarodówka nam świta! Czy aby wyszło dowcipnie? Zabawnie?"
"Oczywiście właściwe naszej klasie opanowanie nie pozwala na taką wylewność — mimo to dalej myślał już głośno. — Jednostka jest zaś dokładnie tak samo nieśmiertelna jak jej klasa, a naszej wielkiej klasie, czyli burżuazji, naszej wielkiej i potężnej klasie uda się pokonać hydrę proletariatu (naburmuszony, ogorzały, rozczochrany, zaciskający zęby lud), bo my także,...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to