Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Uwspółcześniona „lądowa” wersja Robinsona Crusoe z masą egzystencjalnych wątków i pochyleniem się nad miejscem człowieka w otaczającym świecie i jego roli wobec natury, zwierząt. Wydana w 1963 roku nie traci nic na aktualności. Warto.

Bardzo podobała mi się ciepła relacja, jaką bohaterka zawiązała ze zwierzętami, z którymi przyszło jej spędzać odosobnienie, psem, kotką, krową. Czułe, ale nie ckliwe. Może dlatego, że sam jestem psiarzem/kociarzem, ale ja to w pełni kupuję.

Uwspółcześniona „lądowa” wersja Robinsona Crusoe z masą egzystencjalnych wątków i pochyleniem się nad miejscem człowieka w otaczającym świecie i jego roli wobec natury, zwierząt. Wydana w 1963 roku nie traci nic na aktualności. Warto.

Bardzo podobała mi się ciepła relacja, jaką bohaterka zawiązała ze zwierzętami, z którymi przyszło jej spędzać odosobnienie, psem, kotką,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Po prostu arcydzieło. Nie potrafię opisać w słowach, jakie to jest dobre. Obłęd. Obłędne pisanie.

Po prostu arcydzieło. Nie potrafię opisać w słowach, jakie to jest dobre. Obłęd. Obłędne pisanie.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Arcydziełem tego bym nie nazwał. Solidna, bardzo dobra, czasami wybitna proza, ale są też gorsze fragmenty. Gęsty strumień świadomości, chłodny, mroczny i ciężki. Czasami mnie zachwycił, czasami mocno zmęczył. Tutaj nie ma miejsca na wytchnienie, gęste leje się od początku do końca. To nie jest lekka łatwa i przyjemna czytanka, jeśli ktoś takiej szuka. Mi akurat to odpowiada. Na pewno warte uwagi.

Arcydziełem tego bym nie nazwał. Solidna, bardzo dobra, czasami wybitna proza, ale są też gorsze fragmenty. Gęsty strumień świadomości, chłodny, mroczny i ciężki. Czasami mnie zachwycił, czasami mocno zmęczył. Tutaj nie ma miejsca na wytchnienie, gęste leje się od początku do końca. To nie jest lekka łatwa i przyjemna czytanka, jeśli ktoś takiej szuka. Mi akurat to...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Niezwykle uderzający obraz ostatnich dni i godzin Prus Wschodnich przed upadkiem i exodusem w styczniu 1945. Na podstawie losów jednej z rodzin szlacheckich. Wciągająca, wstrząsająca, bez taniego sentymentalizmu, acz niepozbawiona humoru. Wyraziste postaci, którym z miejsca zaczynamy kibicować. Pod koniec pierwotna doskonałość trochę "rozmywa się" w chaosie exodusu, ale generalnie jest to świetna rzecz.

Niezwykle uderzający obraz ostatnich dni i godzin Prus Wschodnich przed upadkiem i exodusem w styczniu 1945. Na podstawie losów jednej z rodzin szlacheckich. Wciągająca, wstrząsająca, bez taniego sentymentalizmu, acz niepozbawiona humoru. Wyraziste postaci, którym z miejsca zaczynamy kibicować. Pod koniec pierwotna doskonałość trochę "rozmywa się" w chaosie exodusu, ale...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

To mój mały prywatny hołd dla tego zmarłego w maju świetnego pisarza. Amis z błyskotliwością, polotem, dowcipem, erudycją i wielką kulturą słowa opisuje życie i ludzi, jakich napotkał na swojej drodze. Saul Bellow, antysemityzm, sny, religie, Jerozolima, Oz, holocaust, 11 września (to świetne fragmenty), uchodźctwo, Nabokov, Conrad, Larkin, choroba Alzheimera – czego tu nie ma. Amis swobodnie przechodzi z tematu na temat jak wprawiony gawędziarz. „Powieść samozadowolenia". Ale przede wszystkim to opowieść osnuta wokół choroby i umierania jego wielkiego przyjaciela, pisarza Christophera Hitchensa. To najbardziej przejmujące fragmenty, gdy Amis duma o śmierci. Były ciary. To również jego ostatnia książka i testament literacki. Doskonała rzecz.

To mój mały prywatny hołd dla tego zmarłego w maju świetnego pisarza. Amis z błyskotliwością, polotem, dowcipem, erudycją i wielką kulturą słowa opisuje życie i ludzi, jakich napotkał na swojej drodze. Saul Bellow, antysemityzm, sny, religie, Jerozolima, Oz, holocaust, 11 września (to świetne fragmenty), uchodźctwo, Nabokov, Conrad, Larkin, choroba Alzheimera – czego tu nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie kończę czytać średnio jednej książki na dwa lata. To jest jedna z nich. Wówczas wystawiam najniższą ocenę, czego z reguły unikam. Ktoś mi podszepnął, że to jest świetne i niestety skusiłem się. Wymęczyłem do połowy i porzuciłem. Może kryminały nie są dla mnie, ale to jest tragedia. Serdecznie nie polecam.

Nie kończę czytać średnio jednej książki na dwa lata. To jest jedna z nich. Wówczas wystawiam najniższą ocenę, czego z reguły unikam. Ktoś mi podszepnął, że to jest świetne i niestety skusiłem się. Wymęczyłem do połowy i porzuciłem. Może kryminały nie są dla mnie, ale to jest tragedia. Serdecznie nie polecam.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Niełatwo jest zestroić się z rytmem narracji tego wymagającego nieustannego skupienia, pełnego przemyśleń, skierowanego do wewnątrz egzystencjalnego monologu, szeptu jaźni, bardzo poetyckiego strumienia świadomości. Niezła, choć moim zdaniem miejscami zbyt zmanieryzowana. W niektórych miejscach można by prościej o tym samym. Najbliżej temu do opowiadań Katherine Mansfield, trochę do "Szerokiego Morza Sargassowego" Jean Rhys, wreszcie do "Fal" Virginii Voolf, jeśli ktoś potrzebuje punktu odniesienia.

Niełatwo jest zestroić się z rytmem narracji tego wymagającego nieustannego skupienia, pełnego przemyśleń, skierowanego do wewnątrz egzystencjalnego monologu, szeptu jaźni, bardzo poetyckiego strumienia świadomości. Niezła, choć moim zdaniem miejscami zbyt zmanieryzowana. W niektórych miejscach można by prościej o tym samym. Najbliżej temu do opowiadań Katherine Mansfield,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie. No nie. To nie moja bajka jednak. Z początku miałem wrażenie, że to może będzie coś jak „TTT” Infantego, miało zadatki na taką literaturę. Później wydawało mi się, że może trochę jak Bolano, a właściwie prekursorskie pisanie dla chilijskiego autora? Nie, też nie. To poszło w zupełnie innych kierunkach. Dużo polityki, problemów społecznych, ale tak mocno osadzonych w danym kontekście czasowym i sytuacyjnym (Meksyku lat 50-tych), że albo nieczytelne, albo po prostu ciężkie i nudne. Nudziłem się. Nic mnie nie obchodziły losy bohaterów, drętwa akcja, przegadana, zero, totalne zero realizmu magicznego.

No dobra, może nie zero, bo jest Ixca Cienfuegos i babka Montezuma, ale liczyłem na coś więcej. Liczyłem, że Fuentes zabierze mnie chociaż na trochę wstecz w czasie, trochę do czasów Azteków, trochę tej magii wprowadzi stamtąd, krwawych rytuałów, nigdy niezaspokojonych bogów, piramid i złota. Nie, tego u Fuentesa nie ma. Jest głównie połowa XX wieku, nudne gadki o arystokracji, burżuazji i biedocie.

Rozumiem zamysł i rozumiem ideę Fuentesa, ale dzisiaj to wszystko już drętwe, ciężkie, przeterminowane. Też mało zmysłowe, toporne, takie jakieś ociężałe, jakby pokryte patyną czasu. To jest meksykański odpowiednik „Lunatyków” Brocha, chociaż w założeniu o czymś innym, ale tak samo dziś ociężały, tak samo dziś gdzieś bez polotu, tak samo dziś ciężkostrawny. Po prostu taka sama wzniosła ramota, bez życia prosto do muzeum. To dzisiaj powinno nazywać się „Kraina najduszniejszego powietrza”. Bez szans na stanie się ponadczasową i uniwersalną powieścią.

Nie. No nie. To nie moja bajka jednak. Z początku miałem wrażenie, że to może będzie coś jak „TTT” Infantego, miało zadatki na taką literaturę. Później wydawało mi się, że może trochę jak Bolano, a właściwie prekursorskie pisanie dla chilijskiego autora? Nie, też nie. To poszło w zupełnie innych kierunkach. Dużo polityki, problemów społecznych, ale tak mocno osadzonych w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Niestety, rozczarowanie. W „Ruchomym święcie” młody Hemingway pisze: „Wstawałem i patrzyłem ponad dachami Paryża, i myślałem: Musisz tylko zapisać jedno prawdziwe zdanie. Napisz najprawdziwsze zdanie, jakie znasz”. Cóż, tutaj w „Pożegnaniu” takich prawdziwych zdań niewiele mu wyszło. Wszystko jest drewniane, sprawia wrażenie sztuczności, jakiejś takiej teatralności, w złym znaczeniu tego słowa. Dialogi sztuczne, drewniane, w sumie nudna fabuła, te wszystkie działania wojenne na froncie I Wojny mało ciekawe, jakieś lokalne potyczki. Mało emocji w tym wszystkim, poza kilkoma lepszymi momentami. Ale kiedy bohaterowie wchodzą w dialogi, to jest niestety słabo. Strasznie się zestarzało. No szkoda, bo liczyłem na więcej, bo całkiem dobrych „Słońce też wschodzi” i „Ruchomym święcie” (mam na myśli wznowienia Marginesów), liczyłem na zwyżkę formy, a tu spadek. Szkoda. Może następna będzie lepsza.

Niestety, rozczarowanie. W „Ruchomym święcie” młody Hemingway pisze: „Wstawałem i patrzyłem ponad dachami Paryża, i myślałem: Musisz tylko zapisać jedno prawdziwe zdanie. Napisz najprawdziwsze zdanie, jakie znasz”. Cóż, tutaj w „Pożegnaniu” takich prawdziwych zdań niewiele mu wyszło. Wszystko jest drewniane, sprawia wrażenie sztuczności, jakiejś takiej teatralności, w złym...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Javier Marias wciąga bez reszty swoją hipnotyzującą frazą i fabułą niczym z filmów Almodovara. Początkowe wrażenie pewnego poszatkowania wątków ustępuje z czasem na rzecz odczucia, że wszystko splata się ze wszystkim.

Wszystkie te rzeczy, które robią postaci Mariasa zdają się być nieskończenie ważne, nawet te najbłahsze, zapalenie papierosa, odłożenie walizki, spojrzenie w lustro, dotyk innej osoby, rozmowa, muśnięcie, wszystko zdaje się mieć niesłychaną wagę i to jest takie satysfakcjonujące dla czytelnika.

Jedyny zarzut jaki przychodzi mi na myśl to to, że miejscami odrobinę jakby zbyt zmanieryzowana, jakby Marias zapędził się gdzieś w swoich odniesieniach i porównaniach, skojarzeniach wszystkiego ze wszystkim. Odrobinę, to niewielka plamka na doskonałym płótnie. Generalnie jest to pozycja niesamowita.

https://twitter.com/poldy_b/status/1653405098725318666

Javier Marias wciąga bez reszty swoją hipnotyzującą frazą i fabułą niczym z filmów Almodovara. Początkowe wrażenie pewnego poszatkowania wątków ustępuje z czasem na rzecz odczucia, że wszystko splata się ze wszystkim.

Wszystkie te rzeczy, które robią postaci Mariasa zdają się być nieskończenie ważne, nawet te najbłahsze, zapalenie papierosa, odłożenie walizki, spojrzenie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Debiut Radka Raka jest rzeczywiście „naiwny i rozgorączkowany”, jak czytamy na okładce. To zupełnie inne pisanie, niż te znane z „Baśni...” czy nawet „Pustego Nieba”. Próżno tu szukać tamtej hipnotyzującej aury.

„Napisana przepięknym językiem” (z okładki) to po prostu nadużycie. Styl jest prosty, panuje dziwna i czasami niekonsekwentna maniera czasu teraźniejszego, wprowadza wrażenie nerwowości. Rozchwiana narracja i fabuła prowadzące nie wiadomo ku czemu.

Pierwsza myśl: „Czarodziejska góra” dla ubogich (bo zaczyna się podobnie, jak dzieło Manna). Później skręca w zupełnie inne rejony, fantazji, snu, halucynacji. Postaci zmieniają tożsamość. Podobały mi się quasi-biblijne fragmenty o Lilith, pierwszej żonie Adama.

Dużo erotyki, ale sprawiającej wrażenie mokrego snu nastolatka. Czyta się łatwo, nawet przyjemnie, ale czy coś wnosi? Czuć, że pisana przez młodą osobę, często brakuje tej głębi, dialogi sztywnawe. Mam mieszane odczucia. W wieku 20 lat - śmiało, koło 40tki – niekoniecznie.

https://twitter.com/poldy_b/status/1647142304107331585

Debiut Radka Raka jest rzeczywiście „naiwny i rozgorączkowany”, jak czytamy na okładce. To zupełnie inne pisanie, niż te znane z „Baśni...” czy nawet „Pustego Nieba”. Próżno tu szukać tamtej hipnotyzującej aury.

„Napisana przepięknym językiem” (z okładki) to po prostu nadużycie. Styl jest prosty, panuje dziwna i czasami niekonsekwentna maniera czasu teraźniejszego,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Byłem sceptyczny co do tej najwcześniejszej książki Mariasa, jaka została przetłumaczona na polski. Zwykle takie „początki” nie wyglądają zbyt dobrze, wypadają blado w porównaniu z późniejszymi wielkimi dziełami, w porównaniu z opus magnum (oczywiście są wyjątki i wyjątki w wyjątkach). No ale okazało się, że to jest naprawdę dobre. Może i początki, ale od razu czuć ten klimat i ten niepowtarzalny vibe z jego późniejszych wielkich książek. To nie zostało wydane „na siłę”, jak czasem zdarza się z twórczością tych największych, wydaje się wszystko, jak leci; Marias jednak umiał pisać od samego początku. To naprawdę świetnie mi to weszło już od samego początku.

Podobało mi się nawet bardziej, niż, dajmy na to, takie „Wszystkie dusze” (które są jakieś inne, jakby „niepasujące” do reszty Mariasa). W pewnym momencie miałem też skojarzenia z prozą Henry’ego Jamesa, jakby Marias trochę inspirował się „Ambasadorami”, albo „Portretem Damy”, albo „Złotą czarą”. Nie w sensie fabuły, ale pewnego klimatu, szczególnie podczas w kulminacyjnej scenie rozmowy, wyjętej jakby żywcem z Jamesa.

Zapraszam do śledzenia mojego profilu (głównie) książkowego na TT
https://twitter.com/poldy_b

Byłem sceptyczny co do tej najwcześniejszej książki Mariasa, jaka została przetłumaczona na polski. Zwykle takie „początki” nie wyglądają zbyt dobrze, wypadają blado w porównaniu z późniejszymi wielkimi dziełami, w porównaniu z opus magnum (oczywiście są wyjątki i wyjątki w wyjątkach). No ale okazało się, że to jest naprawdę dobre. Może i początki, ale od razu czuć ten...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

O ucieczce od odpowiedzialności w obliczu fatum. Ale także o stawianiu jej czoła, stawianiu czoła kłodom, rzucanym pod nogi przez życie. O dojrzewaniu do dorosłego życia, o braniu się z nim za bary. Trochę, jak „Uciekaj, Króliku!” Updike’a (w sensie motywu, nie stylu). Stylowo jest krótko, ostro i twardo, bez słodzenia. Niby wszystko na swoim miejscu, ale trochę mnie jednak zmęczyło.

O ucieczce od odpowiedzialności w obliczu fatum. Ale także o stawianiu jej czoła, stawianiu czoła kłodom, rzucanym pod nogi przez życie. O dojrzewaniu do dorosłego życia, o braniu się z nim za bary. Trochę, jak „Uciekaj, Króliku!” Updike’a (w sensie motywu, nie stylu). Stylowo jest krótko, ostro i twardo, bez słodzenia. Niby wszystko na swoim miejscu, ale trochę mnie jednak...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejna niebeletrystyczna książka mojego ostatnio najbardziej ulubionego pisarza. Marias niby to tłumaczy trochę swoje „Wszystkie dusze” nawiązuje do nich, ale dość luźno, więcej z początku, później już sporadycznie. Nie jestem pewien, czy konieczna była znajomość „Wszystkich dusz”, możliwe.

W każdym razie w drugiej części wędruje ku czemu innemu i chyba robi się nawet lepsza? Opowieści o tych wszystkich zapomnianych pisarzach, poetach, awanturnikach czasów wojen. Marias snuje bogate, barokowe anegdoty, które rozrastają się jak kłącze, szeroko, meandrują, sięgają swymi korzeniami coraz głębiej i głębiej. Trochę jak Sebald, tkając ten swój gobelin, snując powolną, płynącą jak rzeka, czasami oniryczną opowieść, ale jednak po swojemu. Marias pełen erudycji, jednak nienachalnej, nie popisowej, przeskakuje z gałęzi na gałąź w tym snuciu, obiera coraz to nowe odnogi dla swojej opowieści tak, że można się już zgubić w tym, o czym tak naprawdę opowiada i w jakim celu, gdzie zaczęła się ta wędrówka i w jaki sposób w ogóle tutaj się znaleźliśmy: a to w Meksyku z Wilfridem Ewarsem, a to Londynie z Johnem Gawsworthem, a to w gabinecie Franco z Olafem de Wetem. Lubię takie rzeczy, chociaż czasami rzeczywiście miałem wrażenie, że Marias lekko przynudza. Czasami, niedużo. Przyjemna lektura.

Kolejna niebeletrystyczna książka mojego ostatnio najbardziej ulubionego pisarza. Marias niby to tłumaczy trochę swoje „Wszystkie dusze” nawiązuje do nich, ale dość luźno, więcej z początku, później już sporadycznie. Nie jestem pewien, czy konieczna była znajomość „Wszystkich dusz”, możliwe.

W każdym razie w drugiej części wędruje ku czemu innemu i chyba robi się nawet...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Początkowo byłem trochę zawiedziony stylem, przeszkadzał mi ten taki uczesany, ugrzeczniony sposób narracji. Ciągle gdzieś z tyłu głowy referencją dla niego były książki D.F.Wallace’a, no bo to i to niby amerykański postmodernizm, pisarze tego samego pokolenia, zdaje się, że z podobnych kręgów kulturowych (liberalne, nowojorskie, uniwersyteckie, WASP, etc…), panowie chyba nawet się znali… No ale Franzen proponuje zupełnie coś innego, grzeczne, wypolerowane pisanie, zupełnie inne od tego nerwowego, czasami szaleńczego stylu Wallace’a.

Może później przywykłem, może to kwestia przyzwyczajenia do tego, co proponuje Franzen, ale w pewnym momencie styl stał się przezroczysty, niezauważalny. I wówczas sama historia, sama fabuła przejęła stery. A to historia w gruncie rzeczy smutna, o samotności, o przemijaniu, o starości, o poszukiwaniu szczęścia i niemożności znalezienia go w naszym życiu, o tym, że finalnie wszyscy na końcu gdzieś jesteśmy skazani na porażkę. Franzen w przejmujący i poruszający (ale nie tani, tandetny ckliwy) sposób pokazuje starość, powolną dekadencję, tracenie sił, uwiąd. I zmaganie się z tym całej rodziny. Denise, najmłodsza z rodzeństwa, w pewnym momencie myśli takie słowa, że nagle jesteś w domu jakby z dwojgiem małych dzieci, myśląc o swoich rodzicach. Zdemenciały Alfred natomiast: „Ulga nieodpowiedzialności. Im mniej wiedział, tym był szczęśliwszy. Nie wiedzieć nic, to jakby znaleźć się w raju”.

Wszystko to u Franzena jest prawdziwe. Przez całą książkę wierzyłem Franzenowi w to, co pisze, co chce mi powiedzieć. Ani razu nic nie wydawało mi się sztuczne i na siłę. Dużą kulturą języka wykazuje się Franzen i dużym wyczuciem. Wsiąknąłem w to z przyjemnością.

Początkowo byłem trochę zawiedziony stylem, przeszkadzał mi ten taki uczesany, ugrzeczniony sposób narracji. Ciągle gdzieś z tyłu głowy referencją dla niego były książki D.F.Wallace’a, no bo to i to niby amerykański postmodernizm, pisarze tego samego pokolenia, zdaje się, że z podobnych kręgów kulturowych (liberalne, nowojorskie, uniwersyteckie, WASP, etc…), panowie chyba...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Uwielbiam takie klimaty. Jest tu i wielopokoleniowa historia z nazizmem w tle, i jest tu dużo muzyki dodekafonicznej, dużo Schonberga, Berga, Mahlera (miałem wręcz miejscami skojarzenia z „Doktorem Faustusem” Tomasza Manna, troszkę podobny klimat, mroczny, ciężki, wokół śmierci), jest też i tajemnica, powoli odkrywana przed naszymi i głównego bohatera oczami, jest też trochę mistycyzmu i gnozy (ale nie za dużo i nie za głupio, ledwie zarysowane, nie robi się z tego jakiś stek bzdur), jest też trochę klimacik jak u Pynchona (Tęcza grawitacji), jak u Sebalda (Austerlitz). Dzięki tej książce znowu odpalam swoje płyty z muzyką seryjną, odpalam Mahlera. Bardzo mi podeszła ta pozycja. Niegłupie, bardzo inteligentne pisanie. Kilka wątków trochę denerwujących i trochę przesadnie poprowadzonych ale można przymknąć oko. Mocne „dziewięć”.

Uwielbiam takie klimaty. Jest tu i wielopokoleniowa historia z nazizmem w tle, i jest tu dużo muzyki dodekafonicznej, dużo Schonberga, Berga, Mahlera (miałem wręcz miejscami skojarzenia z „Doktorem Faustusem” Tomasza Manna, troszkę podobny klimat, mroczny, ciężki, wokół śmierci), jest też i tajemnica, powoli odkrywana przed naszymi i głównego bohatera oczami, jest też...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam wrażenie, że Hen jakby nie mógł się zdecydować, o czym chce napisać książkę: czy o emancypacji kobiet w średniowieczu (o tym jest właściwie tyle, co nic), czy o tolerancji dla LGBT w tamtych czasach, czy o prześladowaniach Żydów, czy o wielkiej romantycznej miłości rodem z romancy rycerskich właśnie, czy o zarazie pustoszącej miasto, czy o tułaczce Kallimacha po basenie Morza Śródziemnego, czy o upadku Konstantynopola, czy jeszcze o czym? Książka raz po raz dryfuje w rożnych tych kierunkach i ja właściwie nie wiem, co jest głównym jej wątkiem, a co tylko pobocznymi dygresjami. W dodatku Hen nie tworzy typowej „powieści szkatułkowej” tak, jak to zrobił w „Solfatarze”, ale tworzy jakiś dziwny twór, niby to opowieść w opowieści, ale nie do końca. Jakby zatrzymał się w pół kroku i z wahaniem zastygł w rozkroku, sam nie wiedząc, co chce stworzyć.

Tak, jakby Hen chciał stworzyć powieść totalną, o wszystkim, ale chyba niefortunnie obrał za formę powieść epistolarną i to nie może się udać. O wiele lepiej i przejrzyściej zrobiła to Olga Tokarczuk w „Księgach jakubowych”, wprowadzając po prostu kilka równoległych wątków (bodaj prowadzonych przez równoległych narratorów) i opowieść o Jakubie Franku, mimo ogromnej objętości, zdaje mi się (przynajmniej jak cofnę się pamięcią) o wiele bardziej klarowna.

Końcówka lepsza. Zaskakujące zakończenie, które daje do myślenia. Generalnie wyszło w porządku.

Mam wrażenie, że Hen jakby nie mógł się zdecydować, o czym chce napisać książkę: czy o emancypacji kobiet w średniowieczu (o tym jest właściwie tyle, co nic), czy o tolerancji dla LGBT w tamtych czasach, czy o prześladowaniach Żydów, czy o wielkiej romantycznej miłości rodem z romancy rycerskich właśnie, czy o zarazie pustoszącej miasto, czy o tułaczce Kallimacha po basenie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Totalnie nie rozumiem fenomenu i zachwytów na tą książką. Dla mnie to odpychająca komunistyczna propaganda i niemalże apoteoza czerwonej ideologii, w dodatku słabo napisana (język i styl na poziomie wypracowania z końca podstawówki, początku liceum) Ledwo przebrnąłem.

Totalnie nie rozumiem fenomenu i zachwytów na tą książką. Dla mnie to odpychająca komunistyczna propaganda i niemalże apoteoza czerwonej ideologii, w dodatku słabo napisana (język i styl na poziomie wypracowania z końca podstawówki, początku liceum) Ledwo przebrnąłem.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Marias w drugiej połowie trzeciego tomu przyspiesza narrację, jakby przestraszył się, że jego dzieło rozrasta się do zbyt dużych rozmiarów, jakby bał się, że nigdy tego nie skończy, nie dobije do brzegu, i jakby z tego powodu skracał pewne rzeczy, pomijał. Wcześniej potrafił rozwodzić się nad czymś całymi stronami, teraz często zamyka tygodnie i miesiące w jednym akapicie, w jednym zdaniu. Rozumiem, że pomija nieważny czas, ale pozostaje wrażenie lekkiego przyspieszenia narracji, pewnej nierówności.

Przy tej okazji przypomina mi się „2666” Bolano i fragment o farmaceucie, który przedkłada opowiadania Kafki nad jego powieści: „Już nawet oświeceni farmaceuci nie mają odwagi sięgnąć po wielkie dzieła, niedoskonałe, gwałtowne, te, które otwierają drogę w nieznane. Wybierają doskonałe wprawki wielkich mistrzów. Albo, by powiedzieć innymi słowy to samo: chcą widzieć wielkich mistrzów podczas szermierczych sesji treningowych, ale nie obchodzą ich prawdziwe batalie, gdzie wielcy mistrzowie walczą z czymś, z tym czymś, co przeraża nas wszystkich, czymś, co nas paraliżuje i bierze na rogi, i jest krew, i śmiertelne rany, i smród”.

I tak też właśnie jest z „Twoją twarzą” Mariasa: to taka prawdziwa batalia, wielkie dzieło, które przerasta w pewien sposób swojego autora, przeraża i paraliżuje, może wymyka się mu spod kontroli, dlatego może czasem wydawać się nierówne i niedoskonałe w kilku miejscach. Ale jest zarazem próbą wypłynięcia na wielkie wody, zmierzenia się z czymś ogromnym, a nie tylko szermierczą wprawką. Coraz bardziej uczę się doceniać takie właśnie wielkie dzieła, może nie totalnie doskonałe, ale porywające się na Absolut. „Moby Dick” Melville’a, „2666” Bolano właśnie, „Niewyczerpany żart” Wallace’a, i teraz też „Twoją twarz jutro” Mariasa.

Ta książka kojarzy mi się z „2666” Bolano. Podobna konstrukcja, podobna narracja (u Bolano jednak chłodniejsza, oszczędniejsza), podobne reminiscencje z czasów wojny i odleglejszych. Taka podobna „hiszpańskość” bijąca z tych książek. Chociaż u Mariasa ta hiszpańskość to co innego, to coś tak charakterystycznego dla twórców z półwyspu iberyjskiego, coś, czego tchnienie odczuwam w dziełach Cabrego, w filmach Almodovara. Jakaś taka ciepłokrwistość, żar, moc uczuć, ale też upodobanie do powtórzeń i tworzenia może czasem – wydawałoby się - naiwnych zbiegów okoliczności. U Mariasa wszystko łączy się ze wszystkim, cytaty, koincydencje, wydarzenia odległe od siebie o 60 lat. Marias jakby lubuje się w snuciu takich porównań i koincydencji, jest to wyczuwalne, ale bez przekraczania granicy dobrego smaku.

Poprzez fragment z „2666” Bolano zakwalifikowałem dzieło Mariasa do kategorii książek, które porywają się na coś wielkiego, na coś większego, niż są same. Kiedy w naturalny sposób ustawiłem ją sobie w jednym rzędzie z „Moby Dickiem”, „2666”, „Niewyczerpanym żartem”, może nawet z „Ulisessem”, zauważyłem, że jest to rzecz tej samej miary, rzecz, której nagle w naturalny i niewymuszony sposób chcę wystawić, i wystawiam najwyższą ocenę. Mimo niedociągnięć, mimo pewnych nierówności, mimo może braku (póki co) wielkiej potrzeby do powrotu do świata przedstawionego (to pewnie dopiero przyjdzie), mimo tych wszystkich skaz na doskonałości, czuję, że to dla mnie jest w tym momencie „dycha”.

Marias w drugiej połowie trzeciego tomu przyspiesza narrację, jakby przestraszył się, że jego dzieło rozrasta się do zbyt dużych rozmiarów, jakby bał się, że nigdy tego nie skończy, nie dobije do brzegu, i jakby z tego powodu skracał pewne rzeczy, pomijał. Wcześniej potrafił rozwodzić się nad czymś całymi stronami, teraz często zamyka tygodnie i miesiące w jednym akapicie,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Świetna rzecz, zupełnie nie spodziewałem się. Po Mariasa sięgnąłem dopiero po wieści o jego śmierci, i ta przykra okoliczność zrodziła coś pozytywnego, mianowicie odkryłem dla siebie kolejnego wspaniałego autora. To moje odkrycie końca 2022 roku, niespodziewane, a tak wybitne. Wspaniale się czyta tę prozę, niezwykle inteligentną, spokojną i wyważoną, nieskandalizującą, płynącą i szemrzącą, jak ta rzeka za rezydencją Petera Wheelera. Marias z miejsca stał się jednym z moim ulubionych autorów. Staram się nie nadużywać najwyżej oceny, ale tutaj bez wahania wystawiam „dyszkę” i już za chwilę sięgam po kolejne tomy „Twojej twarzy jutro”.

Świetna rzecz, zupełnie nie spodziewałem się. Po Mariasa sięgnąłem dopiero po wieści o jego śmierci, i ta przykra okoliczność zrodziła coś pozytywnego, mianowicie odkryłem dla siebie kolejnego wspaniałego autora. To moje odkrycie końca 2022 roku, niespodziewane, a tak wybitne. Wspaniale się czyta tę prozę, niezwykle inteligentną, spokojną i wyważoną, nieskandalizującą,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to