-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
Myślałem, że to będzie jakiś quasi - reportaż, na co chyba wskazywałby tytuł. Nie miałem zamiaru czytać, bo nie kupiłem dla siebie. Mam kolegę budowlańca, ale spotkanie z nim nie doszło do skutku, więc nie przekazałem prezentu. Pomyślałem, - przeczytam co mi tam.
Moja refleksja jest taka, że historyjki, które oddzielnie przeczytalibyśmy może z jakimś zaciekawieniem, zlepione w całość będą tylko i aż takimi oddzielnymi historyjkami, które łączą bohaterzy i wspólny temat. Do stworzenia większego tematu o kryptonimie ,,książka" potrzeba jednak czegoś więcej. Czegoś ponad patologiczną budowlankę. Może własnych przemyśleń, garści statystyk, retrospekcji. Nie wiem czego jeszcze, w każdym bądź razie tego tu zabrakło. Kolejna historyjka prawie o tym samym po prostu nuży.
Prostota może być zaletą. Nie jednak w tym przypadku. Rozumiem, że budowlanka to nie salony, a ludzie nie posługują się tam kwiecistą polszczyzną. Czy jednak nawet narrator w osobie autora, przedstawiając swoje przemyślenia musi rzucać kurwami? To razi. Tak samo jak bardzo liczne powtórzenia.
Staram się kończyć zaczęte książki. W tym przypadku nie widzę sensu. Może w końcu spotkam się z tym kolegą, przekażę ten prezent i jemu się spodoba.
5 to chyba za dużo, ale daję tyle, przynajmniej za pomysł i próbę.
Myślałem, że to będzie jakiś quasi - reportaż, na co chyba wskazywałby tytuł. Nie miałem zamiaru czytać, bo nie kupiłem dla siebie. Mam kolegę budowlańca, ale spotkanie z nim nie doszło do skutku, więc nie przekazałem prezentu. Pomyślałem, - przeczytam co mi tam.
Moja refleksja jest taka, że historyjki, które oddzielnie przeczytalibyśmy może z jakimś zaciekawieniem,...
Wybitna biografia. Najlepsza jaką przeczytałem. Niewątpliwie jednak, czytelnika przyzwyczajonego do lekkiego, łatwego i szybkiego może przerażać swoją szczegółowością i objętością.
Trafiłem w sedno, bo miałem wcześniej wrażenie, że za szybko ostatnio czytam. Potrzebowałem czegoś sporego, wolniejszego, ale i poruszającego. Innego niż wszystko co dotychczas czytałem. Skusiły mnie dobre recenzje, objętość, moje zamiłowanie do sztuki i wspomnienie filmu ,,Twój Vincent”
Uwagi krytyczne mam w zasadzie kosmetyczne. Na początku trudno przyzwyczaić się do pewnej drobiazgowości, bo być może idzie ona nawet za daleko. W przeciwieństwie do okresu francuskiego, we wcześniejszym czasie życia Vincenta działo się naprawdę nie za wiele. Co prawda realizował jakieś hiper absurdalne pomysły i podróże, ale w gruncie rzeczy, przez lata siedział w jakiejś melinie na prowincji, czy mieście, ogarnięty swoimi obsesjami. Momentami nużyło mnie więc opisywanie koloru tapety, kondygnacji domu, czy roślin jakie zbierał Vincent. Wszystko to pewnie było na swój sposób potrzebne, bo inaczej doprowadziłoby do asymetrii w opisywaniu okresów życia. Przyznam jednak, że pewne wczesne rozdziały, czytałem z myślą ,,Czy tu się w końcu coś zadzieje?” i, że biografia tych samych autorów o jakimś bogatym malarzu (Rubens) byłaby chyba bardziej pociągająca. Przyznam się, że po ,,okresie holenderskim” zrobiłem sobie przerwę na ,,Wilka Morskiego” Londona. Rzadko mi się takie coś zdarza. Apeluję więc do was, że jeśli będziecie mieli jakiś problem z monotonnością, to dobrze jest czytać tę książkę na 2 raty.
Reszta moich uwag to absolutny zachwyt, a przyznam, że uważam siebie za dość surowego opiniodawcę. Idealnie naświetlono tło, prowincję, duże miasta (Londyn, Paryż, Amsterdam, Antwerpię, Hagę), prostytucję, choroby weneryczne, szpitale, stosunku społeczne. Wyczuwa się klimat epoki wiktoriańskiej i gorączkę kolonialną. Jest tego sporo i jest to ciekawe i tyle, aby główny bohater nie zszedł na dalszy plan. Świetnie oddane rożne inne postacie, w tym artystyczna elita.
Biografia jest mocno psychologiczna. Poznajemy skrajnie dokładnie charakter van Gogha. Na początku wydawało mi się, że był nierozumianym introwertykiem, wychowanym w rodzinie holenderskich Dulskich. To byłoby jednak skrajne spłaszczenie tego iście surrealistycznego indywiduum. W rzeczywistości rodzina zrobiła bardzo dużo żeby mu pomóc. Obserwujemy starania ojca i przede wszystkim brata, który do końca drżał o los Vincenta i chwytał się za głowę nie akceptując jego absurdalnych pomysłów. Tak naprawdę każdy kto zetknął się z van Goghiem uważał go, po jakimś czasie, co najmniej za dziwaka. Jawi się nam jako człowiek skrajnie nieprzystosowany do życia i relacji z ludźmi.
Książka jest w dużej mierze epistolograficzna, przedstawiając w większości korespondencję między braćmi van Gogh. Cytaty są dobrane w zgrabny sposób i nie zaburzają akcji. Sporo także o gustach literackich głównego bohatera, całkiem interesujących. Końcówka to trochę kryminał i dobrze.
Życie napisało tę poruszającą historię, której koniec znamy, choć nie miałem wiedzy o nieszczęściach, które się wydarzyły już po śmierci Vincenta. Z jednej strony ciężko to było zepsuć, z drugiej niełatwo napisać tak wysoce dopieszczone dzieło. Monumentalne wręcz.
Bardzo mnie to poruszyło. 9 na 10.
Wybitna biografia. Najlepsza jaką przeczytałem. Niewątpliwie jednak, czytelnika przyzwyczajonego do lekkiego, łatwego i szybkiego może przerażać swoją szczegółowością i objętością.
Trafiłem w sedno, bo miałem wcześniej wrażenie, że za szybko ostatnio czytam. Potrzebowałem czegoś sporego, wolniejszego, ale i poruszającego. Innego niż wszystko co dotychczas czytałem. Skusiły...
Przeczytane x lat temu. Fajne, choć czytałem lepsze tegoż autora.
Przeczytane x lat temu. Fajne, choć czytałem lepsze tegoż autora.
Pokaż mimo toFajna, chłopięca przygodówka. Czytałem wiele lat temu, ale pamiętam, że mi się podobała.
Fajna, chłopięca przygodówka. Czytałem wiele lat temu, ale pamiętam, że mi się podobała.
Pokaż mimo to
Dobra, nawet bardzo. Solidna. Nie tak prawdziwa jak ,,Martin Eden” i mniej naiwna niż ,,Księżycowa Dolina”. Książka, dość typowa dla Londona, zawierająca także elementy z tych 2 wymienionych pozycji.
Mamy dobrze ułożoną historię, fabułę, momentami trochę mi przypominała ,,Porwanego za młodu” Stevensona. Motyw rozbitka, porwania, droga, trochę robinsonady. Książka jest jednak bardziej psychologiczna niż przygodowa. Jej 60 % to swoisty pojedynek, konflikt osobowości, t.j. bohatera – narratora i psychopatycznego kapitana statku, który na początku ratuje, ale potem przybiera strój oprawcy. Narrację pierwszoosobową uważam za dobry pomysł, bardziej wczuwamy się wtedy w tragedię ,,uratowanego” rozbitka. Jest prawdziwie, wręcz naturalistycznie. Czuć, że London na niejednym statku płynął. Sporo tam także monotonnego życia na okręcie i dużo żeglarstwa. Liny, maszty, halsy, węzły itd. Dużo, ale nie na tyle by zanudzić czytelnika.
Zgodzę się z wcześniejszą opinią, że London serwuje nam bardzo podobne bohaterki. Eteryczne, delikatne, mądre, trochę otoczone światem mężczyzn. Nie zgodzę się jednak, że pojawienie się kobiety psuje książkę. Uważam wręcz, że wprowadza dużo kolorytu. Da się wyczuć charakterystyczny klimat pożądania, kiedy na statku pełnym wyposzczonych zabijaków pojawia się taka urokliwa dama.
Widoczne także, charakterystyczne dla Londona, akcenty socjalistyczne, ale i nie do końca, a jeśli już to w strawnej dawce. Nasz ,,więzień” ciężko, ponad siły, pracuje na statku i zdaje sobie, w pewnym momencie, sprawę z niesprawiedliwości społecznej i trudnego losu pracowników fizycznych. Wcześniej nie miał o tym pojęcia, zajmując się zajęciami charakterystycznymi dla inteligenta. Niemniej jednak, Humprey także wielokrotnie podziwia kapitana statku. Jest zafascynowany jego przedsiębiorczością, charyzmą. Jawi się tu nam jako jakiś szef w korporacji, który wprowadza nowicjusza w tajniki swojego rzemiosła. Czyli jest, jakby do pewnego momentu, pochwała kapitalizmu.
Mamy tutaj też kult ciała i kulturystyki. Wystarczyłoby mi napisać raz, że wszyscy są silni i umięśnieni. Autor powtarza to jednak do znudzenia. To też jednak charakterystyczne dla jego utworów.
Mogę się przyczepić do tego, że akcja pod koniec robi się nieco naiwna i bajkowa. Bardziej jestem w stanie uwierzyć, że gdy 2 ludzi znajdzie się w niegościnnym, odległym środowisku to będzie się zachowywać jak bohaterowie ,,Terroru” Simmonsa, czy ,,Rękopisu z księżyca” Żuławskiego. Tymczasem nasza ,,para” spija sobie z dziubków, odbudowuje statek, będąc totalnymi żeglarskimi neofitami i śmieje się, zastanawiając nad sensem słów ,,mała kobietka”. No, ale takie bajki London nam już serwował (,,Księżycowa Dolina”).
Generalnie jednak powieść się broni. Psychologiczna, trochę przygodówka, 7/10 (tym razem nie trzeba było naciągać oceny).
Dobra, nawet bardzo. Solidna. Nie tak prawdziwa jak ,,Martin Eden” i mniej naiwna niż ,,Księżycowa Dolina”. Książka, dość typowa dla Londona, zawierająca także elementy z tych 2 wymienionych pozycji.
Mamy dobrze ułożoną historię, fabułę, momentami trochę mi przypominała ,,Porwanego za młodu” Stevensona. Motyw rozbitka, porwania, droga, trochę robinsonady. Książka jest...
O matko! Czego tam nie było.
Coraz rzadziej czytam kryminały, zwłaszcza polskie, tym bardziej nowsze polskie. Zazwyczaj nie ma w nich prostoty, everymena jak np. w ,,Ognisku próżności" Wolfe'a. Wprost przeciwnie. Mamy jakieś totalne przekombinowania, historie, które nigdy nie mogłyby się wydarzyć w normalnym życiu i wyścigi autorów, by przebić film ,,Siedem" Finchera. Co do zasady więc, ciężko mi dać kryminałowi więcej niż 6 na 10.
W dużym skrócie rzeczona książka niestety, stety dla innych, wpisuje się w ten schemat. Tak naprawdę, nigdy sam bym po nią nie sięgnął. Z jej odkryciem wiąże się jednak ciekawa historia. Znalazłem ją w dziupli drzewa, na rekreacyjnej wyspie jednego z wielkopolskich jezior. Dzień po tym znalezisku, zarwał się most łączący ją z brzegiem. Pomyślałem - ,,Hmmm, ładnie wydane, co mi tam, przeczytam".
Książka podobna do ,,Dobrego Miasta" Zielkego, ale lepsza oraz do ,,Ziarna prawdy" Miłoszewskiego, ale gorsza. Momentami lektura wznosi się ponad mój ,,kryminalny, szóstkowy schemat", by w następnym rozdziale boleśnie do niego powrócić, wzbudzając moją irytację.
Generalnie, jest to literatura kobieca. Widać choćby po osobach opiniujących. Ja osobiście wolę męskich bohaterów. Narracja pierwszoosobowa. Poznajemy Wałbrzych oczami i umysłem Alicji. Wbrew wielu poniższym opiniom, uważam, ze babka jest spoko. Lubię ją, a ona chyba polubiłaby mnie. Rzeczywiście, ocenia ludzi. Czasem bardzo nieprzyjemnie. Ale któż z nas tego nie robi? Ja bezustannie. Nikt nie jest neutralny w swoich myślach, - jak mawiał F. D. Roosevelt. Podoba mi się podejście Alicji do seksu i ..... nie golenia.
Szczerze, to nie dziwię się, że główna bohaterka negatywnie odnosi się do wałbrzyszan i samego miasta. Oczywiście, może się tu odezwać chór mieszkańców, że to niesprawiedliwe. Ja powiem ze swojego punktu widzenia. W Wałbrzychu byłem raz, jadąc do zamku Książ. Miasto robiło koszmarne wrażenie. Stare, ,,ośrupane", poniemieckie kamienice, dziurawe drogi, syf, brud, ludzie mający wypisane na twarzy ,,jestem patologią". Jak się okazuje, książkowa Alicja miała podobny pogląd. Mnie to nie razi, a wprost przeciwnie, dodaje wyrazistości.
Najbardziej podobał mi się wątek obyczajowy. Zwłaszcza Ewy. To dziewczyna, w której każdy zobaczy jakieś swoje wspomnienie, traumę, młodość. Dobrze pokazano retrospekcje na tle powikłanych losów ,,repatriantów" którzy przybyli na Ziemie Odzyskane i albo wygonili Niemców albo się z nimi ,,pomieszali". Smaczku dodają tajemnice zamku Książ. W tej kwestii duże ukłony dla autorki.
Im dalej jednak w las, im bardziej tajemnice zaczynają się wyjaśniać, tym przed moimi oczami ukazywało się wielkie ,,WTF!?" Po pierwsze, od nastu lat tworzę i ocieram się o Wymiar Sprawiedliwości. Od lat, w naszym kraju, nikt seryjnie nie ginie. Takie historie się nie zdarzają. Jeśli giną dzieci to pojedynczo.
Po drugie. Wątek wojny polsko-polskiej jest ukazany konkretnie i realistycznie, ale ,,wejście" głównej bohaterki w ten rozgardiasz za bardzo rozbija akcję. Za dużo tego się robi.
Po trzecie. Zbyt wiele postaci, bohaterów. Wątku z bibliotekarką nie kumam. Oczywiście nic nie mam do takich osób. Trudno jednak nie pomyśleć, że to jakiś ukłon w kierunku poprawności politycznej.
Po czwarte. Wątek romansowy jest z moich klimatów. Niemniej okazuje się na końcu, że kochanek jest... Co to ma w ogóle być?
Po piąte. Już w zasadzie, na początku, napisałem, że wątek kryminalny jest ,,przekozaczony".
Po szóste. Elementy magiczne, fantasy niemal, nie bardzo mnie przekonały. Są jak z książki Kinga, ale takiej za bardzo ,,odjechanej" np. ,,Bezsenność".
Reasumując, literatura kobieca, w której super- bohaterzy biegają po Wałbrzychu i pod nim, łapiąc złych ludzi, spotykając po drodze jakieś czarodziejskie baby. Według mnie, książka warta przeczytania dla wątku obyczajowego, opisów i retrospekcji. Sami oceńcie.
O matko! Czego tam nie było.
Coraz rzadziej czytam kryminały, zwłaszcza polskie, tym bardziej nowsze polskie. Zazwyczaj nie ma w nich prostoty, everymena jak np. w ,,Ognisku próżności" Wolfe'a. Wprost przeciwnie. Mamy jakieś totalne przekombinowania, historie, które nigdy nie mogłyby się wydarzyć w normalnym życiu i wyścigi autorów, by przebić film ,,Siedem" Finchera. Co...
Po ostatnich eksperymentach dobrze było odnaleźć się znowu w swoich starych, dobrych klimatach. Biografia ważnej XVII-wiecznej osobistości. To jest to.
Przyjemna książka, autor jest niewątpliwie erudytą i bardzo ciekawie przedstawia losy ojca Jana III Sobieskiego. Lubię historię, ale jeśli czytam coś polskiego, to opisującego dzieje nie późniejsze niż czasy saskie. Potem już za dużo martyrologii , mesjanizmu, darcia szat. Tu tak nie jest. Autor, piłsudczyk unika pisania o gromieniu sąsiadów przez dumną husarię i rozprawia się z mitem rzekomej wiktorii chocimskiej z 1621 r.
Mamy tu dużo ciekawych informacji z czasów pierwszych, polskich Wazów. Sporo smaczków, bo też i bystrym obserwatorem był Jakub Sobieski, wykorzystywany wielokrotnie jako ważny mediator, poseł, senator, pełnomocnik w ważnych konferencjach pokojowych. Główny bohater poznał osobiście niejedną koronowaną głowę, od angielskiego króla do sułtana.
Przypomniały mi się książki Kerstena, Besali, Wójcika, Anusika, wybitnych biografów jednym słowem. Im dalej jednak w las, tym bardziej okazywało się jednak, że rzeczona książka ustępuje dziełom tych pisarzy. Może nie jakoś skrajnie, ale jednak.
Po pierwsze, książka nie ma żadnej bibliografii. Pojawia się pytanie, co to właściwie jest. Biografia? Biografia zbeletryzowana? Coś pomiędzy tym a tym. Autor bardzo obszernie cytuje pamiętniki Jakuba Sobieskiego, czasami całymi stronami. Momentami ma się wtedy wrażenie, że czyta się streszczenie ów diariusza. Potem pojawiają się cytaty, równie obszerne, z Albrychta Radziwiłła. Wydaje się więc, że autor streścił ów 2 diariusze, dodał trochę od siebie. Jest to jednak wrażenie mylne, bo treść książki wskazuje, że autor musiał przestudiować protokoły sejmowe (które? jakie?, no właśnie).
Po drugie, autor bardzo lubi swojego bohatera. Nie twierdzę, że mamy do czynienia z hagiografią. Nie przytacza jednak żadnej, choćby nieprzyjemnej plotki jego oponenta. Czy to problem za małej ilości źródeł, w dodatku mało obiektywnych? Być może.
Po trzecie, asymetryczność. Jeśli ,,akcja" opiera się na diariuszu Jakuba, to mamy bardzo szczegółowy opis jego działania. Jeśli pamiętnik o czymś milczy, to mamy cały rozdział i 3 zdania o związku z nim Jakuba Sobieskiego.
Minusy jednak nie obniżają mojej oceny jakoś znacznie. Czyta się to płynnie, z zainteresowaniem, wyczuwa się włożone serce. Cóż, autor był bardziej pasjonatem niż historykiem. Słabsze 7, choć myślę, że fanom historii przypadnie do gustu
Po ostatnich eksperymentach dobrze było odnaleźć się znowu w swoich starych, dobrych klimatach. Biografia ważnej XVII-wiecznej osobistości. To jest to.
Przyjemna książka, autor jest niewątpliwie erudytą i bardzo ciekawie przedstawia losy ojca Jana III Sobieskiego. Lubię historię, ale jeśli czytam coś polskiego, to opisującego dzieje nie późniejsze niż czasy saskie. Potem...
Od dawna chciałem coś przeczytać o Stanach. I o prowincji i o wielkich aglomeracjach, o podróży wszerz. Podobnego do Fiedlera, może z nutą imigranckiego Remarque. Jak się zdaje, coś, mniej więcej w tym stylu, znalazłem u rodziców na półce.
Książka składa się jakby z 2 części. Pierwsza, to podróż przez USA, od oceanu do oceanu. Tu się odnalazłem. Autor jedzie z żoną samochodem. Mija różne miasta, tereny. Spotyka ciekawych ludzi, podaje dużo ciekawych informacji, o Polakach, o lokalnych bohaterach jest garść statystyk. Może przydałoby się trochę więcej opisów przyrody. Autor mocno podjarany amerykańskimi nowinkami. Ale trudno się dziwić, to były wszak czasy głębokiej komuny w Polsce. Trochę mi to przypomina ten film z Kargulem i Pawlakiem za oceanem. Rzeczywiście, pióro Wańkowicza jest celne i ostre, pewnie też, z punktu widzenia dzisiejszych czasów, mało poprawne politycznie. Tak to jednak wówczas było, mało feministycznie i niekiedy mocno segregująco rasowo.
Druga część to pobyt w LA, opis życia tamtejszej bohemy artystycznej, wizyt w zoo, Disneylandzie itd. Trochę znowu historii znajomych Polaków. Takie pomieszanie z poplątaniem.
Jest to ciekawy reportaż, z pozoru tylko stanowiący spójną całość. Irytuje jednak duża ilość dygresji, retrospekcji. Pół biedy jak to jeszcze o Ameryce. Autor wspomina jednak jak to robił przed laty prawo jazdy, coś tam o wojnie. Mocno rozbija to akcję, sprawia niekiedy wrażenie chaosu. Jakby pisał to jakiś wszystkowiedzący pan, który zawsze musi coś wtrącić, bo co on to nie widział, czego on to nie wie.
Generalnie ok.
Od dawna chciałem coś przeczytać o Stanach. I o prowincji i o wielkich aglomeracjach, o podróży wszerz. Podobnego do Fiedlera, może z nutą imigranckiego Remarque. Jak się zdaje, coś, mniej więcej w tym stylu, znalazłem u rodziców na półce.
Książka składa się jakby z 2 części. Pierwsza, to podróż przez USA, od oceanu do oceanu. Tu się odnalazłem. Autor jedzie z żoną...
Trochę się wymęczyłem, ale na własne życzenie.
Książka jest w 60% techniczna, chemiczna i fizyczna. W 20 % szpiegowsko - wojskowa i w 20 % biograficzna. Liczyłem się z dużym nakładem nauki, ale myślałem, że proporcje będą równe. Po kilkuset stronach wykresów, opisów doświadczeń, pierwiastków itd. niemal odłożyłem lekturę na półkę. Nigdy bowiem nie byłem fanem przedmiotów ścisłych. Niemniej, tak chyba powinno być. Powstawanie bomby to pół dekady skomplikowanych badań, które na sam koniec zbratały się z wojskiem i polityką. Jest to ciekawe, interesujące, ale humanista odczuje przesyt, choć niewątpliwie potrzebny, by to wszystko ująć do kupy.
Opis Hiroszimy niewątpliwie bardzo poruszający i zapadający w pamięć. Dla odmiany, Nagasaki to tylko notka jak z wikipedii. Nie na to liczyłem. Już miałem dać 7, ale ta asymetryczność razi. Epilog to już pomieszanie z poplątaniem, od bomby wodorowej do feudalizmu.
Jeśli chcecie dowiedzieć się jak powstała bomba atomowa, z czego ją zbudowano, dlaczego zrzucono, jakie były tego skutki, to czytajcie. Przygotujcie się jednak na kilkaset stron wykładu z fizyki i niedosyt Nagasaki po wciągającej Hiroszimie. Jestem szczerze pełen podziwu dla takiej pracy autora, który bezkompromisowo ujął tu wkład każdego naukowca, a było ich setki. To jednak książka bardziej dla pasjonatów tematu. Ja jestem na to za krótki.
Trochę się wymęczyłem, ale na własne życzenie.
Książka jest w 60% techniczna, chemiczna i fizyczna. W 20 % szpiegowsko - wojskowa i w 20 % biograficzna. Liczyłem się z dużym nakładem nauki, ale myślałem, że proporcje będą równe. Po kilkuset stronach wykresów, opisów doświadczeń, pierwiastków itd. niemal odłożyłem lekturę na półkę. Nigdy bowiem nie byłem fanem przedmiotów...
Przygodę z Harrym Hole zacząłem gdzieś od środka, sięgając po ,,Policję". Dużo, dużo lepsze niż początkowy ,,Człowiek nietoperz". Są wyraziści bohaterowie, jest intryga, zagadka, ciekawe wątki poboczne. Watki erotyczne w moim stylu. Co prawda, nie uniknięto tu schematów charakterystycznych dla dzisiejszych kryminałów typu: policjant po przejściach, inteligentny zabójca, ale taka domena naszych czasów.
Dziś pewnie dał bym mniej. Ocena 8 z punktu widzenia wrażeń, gdy czytałem, a czytałem dobre kilka lat temu.
Przygodę z Harrym Hole zacząłem gdzieś od środka, sięgając po ,,Policję". Dużo, dużo lepsze niż początkowy ,,Człowiek nietoperz". Są wyraziści bohaterowie, jest intryga, zagadka, ciekawe wątki poboczne. Watki erotyczne w moim stylu. Co prawda, nie uniknięto tu schematów charakterystycznych dla dzisiejszych kryminałów typu: policjant po przejściach, inteligentny zabójca, ale...
więcej mniej Pokaż mimo toJeśli chodzi o ilustracje i notki, to bardziej cenię sobie polski odpowiednik. Niemniej, pozycję wyróżnia opis dźwięków ptaków i kolorów jajek.
Jeśli chodzi o ilustracje i notki, to bardziej cenię sobie polski odpowiednik. Niemniej, pozycję wyróżnia opis dźwięków ptaków i kolorów jajek.
Pokaż mimo toKlasyka domorosłych ornitologów. Dobre rysunki, sylwetki w locie. Używane wielokrotnie w roku, bo zawsze coś tam się nowego przyuważy.
Klasyka domorosłych ornitologów. Dobre rysunki, sylwetki w locie. Używane wielokrotnie w roku, bo zawsze coś tam się nowego przyuważy.
Pokaż mimo to
To bardzo dobra książka. Mam ją od dobrych 20 lat. Szczegółowe opracowanie wszystkich możliwych śladów (tropy, odchody, resztki pożywienia, gniazda itd.) jakie mogą zostawić dzikie zwierzęta. Wielokrotnie widziałem coś w lesie i dumałem ,,co to mogło być?", wracałem do domu i już wiedziałem.
Polecam wszystkim, którzy lubią dziką naturę.
To bardzo dobra książka. Mam ją od dobrych 20 lat. Szczegółowe opracowanie wszystkich możliwych śladów (tropy, odchody, resztki pożywienia, gniazda itd.) jakie mogą zostawić dzikie zwierzęta. Wielokrotnie widziałem coś w lesie i dumałem ,,co to mogło być?", wracałem do domu i już wiedziałem.
Polecam wszystkim, którzy lubią dziką naturę.
Zawsze trochę średnio się czuję opiniując, coś, co już zostało miliony razy omówione i jest takim opus magnum, że trudno wymyśleć coś nowego.
Podpisuję się więc pod wszystkimi ochami i achami dotyczącymi opisu dyktatury. Tak naprawdę chyba każda dystopijna książka, serial zawiera coś z ,,1984". Z jednej strony, z jakąś anty - nostalgią przypominają mi się programy i książki o ZSRR i III Rzeszy. Z drugiej, cóż, powiedzmy sobie szczerze, tak żyją dziś ludzie w Korei Północnej.
To jednak byłoby samo w sobie za mało abym mógł dać tak wysoką ocenę. Po pierwsze, mamy tu bohatera everymena, mężczyznę, z którym trudno się nie utożsamić. Jest normalny, ludzki, ma wady , zalety, ocenia. Bardzo prawdziwie opisane są sfery z związane z popędem seksualnym. Niedopasowanie z żoną, pragnienia, marzenia, fantazje, frustrująco skonfrontowane z aktualnym brakiem partnerki. Jeśli dodamy zwalczanie przez partię seksu jako przyjemności, to zrobi nam się ciekawa, psychologiczna opowieść.
Po drugie, odnajduję tu mnóstwo elementów z powieści Remarque'a. Jednego z moich ulubionych pisarzy. Wątek romansowy z ,,1984" jest wręcz bliźniaczo podobny do tego z ,,Czasu życia i czasu śmierci". Bomby, wojna, lęk przed denuncjacją i dwoje młodych ludzi, którzy...
Po trzecie, opis pierwszej randki to po prostu mistrzostwo. Szczegółowo przypomniała mi się moja, pandemiczna, bo czyż ludzie w maskach i zamknięte knajpy to nie dystopia? Myśl Winstona, który stwierdza, że jego dziewczyna to żadna tam piękność, ale ma wspaniałe usta jest chyba żywcem wyjęta z mojej głowy.
Po czwarte. Zawsze daję dodatkowego plusa za senny oniryzm i retrospekcje z dzieciństwa. Takie rzeczy zawsze kształtują człowieka i dzięki temu możemy lepiej poznać strukturę Winstona.
Po piąte. Opis proli z pozoru nie pasuje do autorytarnego społeczeństwa. Wszystko to ma jednak swoje bardzo stabilne ręce i nogi. Ludzi bez ambicji, kochających proste rozrywki, filistrów, zadowolonych z ,,ciepłej wody w kranie" posiada każde społeczeństwo. Sęk (dla rządzących) w tym, by taką grupę zjednać, choćby populizmem. Skąd my to znamy?
Koniecznie muszę coś jeszcze przeczytać tegoż autora.
Zawsze trochę średnio się czuję opiniując, coś, co już zostało miliony razy omówione i jest takim opus magnum, że trudno wymyśleć coś nowego.
więcej Pokaż mimo toPodpisuję się więc pod wszystkimi ochami i achami dotyczącymi opisu dyktatury. Tak naprawdę chyba każda dystopijna książka, serial zawiera coś z ,,1984". Z jednej strony, z jakąś anty - nostalgią przypominają mi się programy i książki...