Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Niewiedza i nieświadomość nie są niczym złym.
Ale ignorancja, zwłaszcza uporczywa i "betonowa" - jak najbardziej jest.

Boimy się tego, czego nie znamy i/albo nie rozumiemy. No to Pan Jacoń bardzo się postarał, żebyśmy zrozumieli. Od podstaw, na spokojnie, bardzo rzetelnie i z zaangażowaniem.

Książka godna polecenia wszystkim, którzy uważają, że "wiedzą", a jak "wiedzą, to powiedzą" i dlatego krytykują albo potępiają. Jeśli przeczytasz ją ze zrozumieniem i uwagą, przyznasz, że nigdy nie zamieniłbyś się miejscami z osobami transpłciowymi i może przestaniesz trzeszczeć o "fanaberii zmiany płci". Bo chyba naprawdę mało kto ma tak przekichane w tym kraju, jak bohaterowie tego reportażu.

Publikacja ma oczywiście podłoże osobiste, ale nie zabrakło też tutaj szerokiego podejścia do tematu - odniesień do prawa, medycyny, psychologii, religii. Rzucenie światła na tak istotną kwestię z tak wielu perspektyw powoduje, że mamy do czynienia z dziełem kompleksowym, a przez to tak ważnym i wartościowym.

Niewiedza i nieświadomość nie są niczym złym.
Ale ignorancja, zwłaszcza uporczywa i "betonowa" - jak najbardziej jest.

Boimy się tego, czego nie znamy i/albo nie rozumiemy. No to Pan Jacoń bardzo się postarał, żebyśmy zrozumieli. Od podstaw, na spokojnie, bardzo rzetelnie i z zaangażowaniem.

Książka godna polecenia wszystkim, którzy uważają, że "wiedzą", a jak "wiedzą, to...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Szara eminencja. Lojalny współpracownik. Kreator rzeczywistości. Kustosz i strażnik pamięci. A w ostatnim czasie, wobec zalewu doniesień medialnych, wpadek oraz wiejącego w Kościele "wiatru zmian" być może - niechcący i nieświadomie - grabarz budowanego przez lata wizerunku. Swojego, ale również tego, na którym najbardziej miało mu zależeć: papieża Jana Pawła II.
To, jak postrzegać będziemy postać kardynała Stanisława Dziwisza po lekturze reportażu Marcina Gutowskiego, zależy od tego, czy przemówią do nas wątpliwości wysuwane pod jego adresem na kartach tej książki. Tych wątpliwości jest wszakże tak wiele (i są one, jak sądzę, tak wyraźnie i solidnie udokumentowane oraz tak poważne), że trudno, by ostatecznie był to wizerunek czysto pozytywny.

Kwestia skandali pedofilskich w ramach Kościoła, a co się z tym wiąże - metod działania kurii watykańskiej oraz osób z nią związanych, jest już w zasadzie tematem powszednim i coraz mniej szokującym (co budzi grozę samo w sobie). W obliczu licznych raportów, filmów dokumentalnych i fabularnych oraz publikacji, które w ostatnich latach i miesiącach ujrzały światło dzienne, trudno znaleźć osobę, która nie miałaby pojęcia o tych problemach. W tym kontekście reportaż "Don Stanislao" odbieram jako swego rodzaju spin-off "Sodomy" Martela (2019), który Stanisława Dziwisza uczynił jednym z wielu (anty)bohaterów swej monumentalnej pracy. Marcin Gutowski, który zresztą Martela obficie cytuje, nieco zmienia perspektywę i czyni sekretarza papieskiego bohaterem głównym, w którego osobie jak w soczewce skupiają się liczne problemy współczesnego Kościoła polskiego, ale także - ze względu na niemal cztery dekady spędzone u boku Karola Wojtyły - Kościoła światowego. Mam też wrażenie, że postać kardynała Dziwisza jest tu w dużej mierze pretekstem do szerszego opowiedzenia o wielkich problemach trawiących dzisiejszy Kościół.

Na uwagę zasługuje fakt, że trudno znaleźć w omawianej publikacji podany wprost czysto subiektywny, autorski komentarz, choć trudno też uwierzyć, że Autor takowej opinii nie posiada. Przeciwnie, przebija się ona "między wierszami". Niemniej Gutowski, o czym informuje już w pierwszym akapicie, skąpi czytelnikowi osobistych przemyśleń i oddaje głos innym - dziennikarzom, duchownym itp., cytuje inne książki, artykuły prasowe, wypowiedzi. W ten sposób umożliwia odbiorcy wypracowanie samodzielnej opinii o kardynale Dziwiszu. I choć przeważają tu wypowiedzi krytyczne, za każdym razem osadzone w ramach omawianego akurat tematu (pochodzenie, finanse, osobisty stosunek do papieża, relikwie, kwestia nadużyć seksualnych wśród duchownych), to jednak zdarza się Autorowi cytować także inne komentarze - może nie tyle czysto pozytywne czy usprawiedliwiające, co przynajmniej w pewien sposób tłumaczące i umieszczające w konkretnym kontekście (historycznym, psychologicznym...) niektóre posunięcia kardynała. Z pewnością daje to poczucie pewnego obiektywizmu. Trudno nie docenić pracy i wysiłku włożonych przez Autora w merytoryczne przygotowanie i kwerendę, czego dowodem jest dość pokaźny wykaz przypisów.

Trudno także napisać, że tego typu książkę czyta się "lekko i przyjemnie", bo tematyka daleka jest od "lekkości", ale przyznać trzeba, że fragmenty niebędące cytatami i stanowiące komentarz samego Autora czyta się bardzo płynnie. Dzięki temu ciężar gatunkowy nie przekłada się na trudność w przebrnięciu przez ponad 300 stron reportażu. Styl zasługuje na pochwałę. Wobec tego tylko od wrażliwości czytelnika zależy, czy będzie on w stanie przyjąć i przetrawić informacje przekazywane wraz z treścią, zwłaszcza jeśli dotychczas nie miał styczności z publikacjami dotyczącymi nadużyć w Kościele.

Dla osób krytycznie nastawionych do Kościoła i osoby kardynała Dziwisza książka Marcina Gutowskiego będzie najprawdopodobniej potwierdzeniem własnych odczuć i poglądów. Do wahających się lub dopiero wypracowujących własne zdanie - prawdopodobnie przemówi cytowana w jednym z ostatnich rozdziałów wypowiedź Zuzanny Radzik: "Nie czekajcie już na nic, porzućcie złudzenia". Będąca zresztą świetną parafrazą komunikatu witającego wkraczających w kręgi dantejskiego piekła: "Porzućcie nadzieję wszyscy, którzy tu wchodzicie".

Dziękuję Wydawnictwu Otwarte za przesłanie egzemplarza książki i propozycję napisania recenzji.

Szara eminencja. Lojalny współpracownik. Kreator rzeczywistości. Kustosz i strażnik pamięci. A w ostatnim czasie, wobec zalewu doniesień medialnych, wpadek oraz wiejącego w Kościele "wiatru zmian" być może - niechcący i nieświadomie - grabarz budowanego przez lata wizerunku. Swojego, ale również tego, na którym najbardziej miało mu zależeć: papieża Jana Pawła II.
To, jak...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka, którą współcześni kapłani coachingu i fanatycy nieustannej motywacji zapewne najchętniej spaliliby na stosie albo przynajmniej wpisali do indeksu ksiąg zakazanych. Odtrutka na wszechogarniające, wymuszane przez współczesną kulturę dążenie do doskonałości, ciągłego działania, nieustannego wykuwania własnego losu (Boże uchowaj, by kowadło i młot były pożyczone!), która jednak nie ma nic wspólnego z imposybilizmem i nawoływaniem do bierności. Przyczynek do refleksji nad sprawami fundamentalnymi, które prędzej czy później dotkną każdą i każdego z nas - z czego lepiej zdać sobie sprawę właśnie nie później, lecz prędzej. A najlepiej - najszybciej, jak to możliwe.

Tomasz Stawiszyński jak mało kto potrafi zadawać wielkie pytania i uświadamiać sprawy ważne, jednocześnie nie udzielając ostatecznych odpowiedzi i nie dając konkretnych recept. Śmierć, cierpienie i inne zjawiska/stany, których współczesna kultura nie chce zauważać, od których każe człowiekowi uciekać i z którymi najchętniej nie pozwoliłaby się zdrowo konfrontować, ale także współczesne schematy myślowe prowadzące do uproszczonych wizji świata czy wreszcie mechanizmy leżące u źródła tych schematów - to wszystko znajduje się na kartach tej niewielkiej książki. Ich gruntowna analiza, podlana "filozoficzno-psychologicznym" sosem z "ekonomicznymi" dodatkami, podana ze swadą, humorem i ironią w bardzo przystępnej formie zachęca do tego, by się na chwilę zatrzymać i skonfrontować z własnym postrzeganiem otaczającej nas rzeczywistości, kwestii trudnych i nieprzyjemnych oraz spróbować samemu ustosunkować się do poruszanych zagadnień.

Prawdziwa intelektualna uczta, podczas której posmakujemy nawiązań do nauki, historii, filozofii, psychologii/psychiatrii, ale także popkultury, co tylko pokazuje, jakim erudytą jest Autor i z jak wielką gracją porusza się pomiędzy wykładaniem zasad i podstaw psychoanalizy a nawiązywaniem do życiorysów superbohaterów z uniwersum Marvela.

Tomasza Stawiszyńskiego zdecydowanie warto czytać oraz słuchać - w formie podcastów czy wywiadów. A najlepiej połączyć jedno z drugim.

Książka, którą współcześni kapłani coachingu i fanatycy nieustannej motywacji zapewne najchętniej spaliliby na stosie albo przynajmniej wpisali do indeksu ksiąg zakazanych. Odtrutka na wszechogarniające, wymuszane przez współczesną kulturę dążenie do doskonałości, ciągłego działania, nieustannego wykuwania własnego losu (Boże uchowaj, by kowadło i młot były pożyczone!),...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka będąca "powieścią drogi" tak bardzo, że już bardziej się nie da.

Albo Cię zachwyci, albo śmiertelnie wynudzi (co prawdopodobnie poskutkuje odłożeniem jej na półkę na "wieczne nigdy"). Jeśli skupisz się tylko na warstwie fabularnej, prawdopodobnie zwycięży opcja numer dwa. Wydarzenia toczą się powoli, w gruncie rzeczy brak tu wartkiej akcji, jakiej można oczekiwać po westernie. Obserwujesz spęd bydła, opisany na 600 spośród ponad 800 stron usianych maczkiem. Plus trochę utarczek z rdzennymi Amerykanami i koniokradami, kilka wątków miłosnych, mniej lub bardziej archetypiczne postaci. Ot, co.
Ale jeśli wczujesz się w klimat, docenisz pewną filozofię i mądrość płynące z tej książki, a może nawet wyłuskasz kilka bądź kilkanaście wartych zapamiętana cytatów, to być może będzie to jedna z najwspanialszych książek, jakie przeczytasz w życiu.

"Na południe od Brazos" czytałem, z przerwami, przez ponad rok. Dobrą książkę poznaję między innymi po tym, że mogę odłożyć ją na półkę, a gdy wracam do lektury po kilku tygodniach albo miesiącach, to wiem, gdzie skończyłem, gdzie zostawiłem bohaterów i co się mniej więcej z nimi akurat działo/dzieje. W tym przypadku z takimi powrotami, a zaliczyłem ich kilka, nie miałem żadnego problemu. Nie zawsze czytało się łatwo, nie tylko ze względu na pewną monotonię, ale i gabaryty. Ale zdecydowanie było warto.

Książka będąca "powieścią drogi" tak bardzo, że już bardziej się nie da.

Albo Cię zachwyci, albo śmiertelnie wynudzi (co prawdopodobnie poskutkuje odłożeniem jej na półkę na "wieczne nigdy"). Jeśli skupisz się tylko na warstwie fabularnej, prawdopodobnie zwycięży opcja numer dwa. Wydarzenia toczą się powoli, w gruncie rzeczy brak tu wartkiej akcji, jakiej można oczekiwać...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dodaję ekstra jedną gwiazdkę za "puszczenie oka" do czytelnika polskiego i subtelne nawiązanie przez Autora do "Ogniem i mieczem" Sienkiewicza! :)

Dodaję ekstra jedną gwiazdkę za "puszczenie oka" do czytelnika polskiego i subtelne nawiązanie przez Autora do "Ogniem i mieczem" Sienkiewicza! :)

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wszelkie superlatywy, które można napisać o tej książce, będą po prostu banalne.

Do przeczytania przez każdego, kto wykaże się odpowiednio mocnymi nerwami i odpornością psychiczną na niewyobrażalne cierpienie i krzywdę dzieci oraz dorosłych. Wielki ukłon dla Autorki za to, że mimo wszystko tym ogromem cierpienia udaje się Jej nie epatować bez potrzeby. Oraz za olbrzymi takt i klasę, jakie wykazała swoją narracją.

Jest to reportaż, po przeczytaniu którego niewinne z pozoru zdjęcie pamiątkowe z wakacji w Ameryce Północnej przedstawiające uśmiechniętego europejskiego urlopowicza w założonym na potrzeby fotografii pióropuszu zawsze wywoła zgrzyt i niesmak.
Niewiedza nie jest niczym złym. Ale uporczywa ignorancja - jak najbardziej.

Wszelkie superlatywy, które można napisać o tej książce, będą po prostu banalne.

Do przeczytania przez każdego, kto wykaże się odpowiednio mocnymi nerwami i odpornością psychiczną na niewyobrażalne cierpienie i krzywdę dzieci oraz dorosłych. Wielki ukłon dla Autorki za to, że mimo wszystko tym ogromem cierpienia udaje się Jej nie epatować bez potrzeby. Oraz za olbrzymi...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Choć nie tak porywająca, jak "Anna Boleyn" Erica Ivesa i nie tak nowatorska oraz zmieniająca optykę, jak "Maria Tudor" Lindy Porter, to jednak wciąż znakomita i interesująca.

Książka Tremletta przybliża postać władczyni, której za sprawą popkultury do dziś trudno wyjść z cienia swojej rywalki o tron i względy Henryka VIII Tudora.
Wydawnictwu ASTRA należą się gratulacje za konsekwencję w trafnym doborze wydawanych pozycji biograficznych, co w połączeniu z fantastycznymi tłumaczeniami przynosi świetne efekty - prawdziwą czytelniczą ucztę dla wszystkich zainteresowanych historią Anglii i Europy średniowiecznej i wczesnonowożytnej.

Choć nie tak porywająca, jak "Anna Boleyn" Erica Ivesa i nie tak nowatorska oraz zmieniająca optykę, jak "Maria Tudor" Lindy Porter, to jednak wciąż znakomita i interesująca.

Książka Tremletta przybliża postać władczyni, której za sprawą popkultury do dziś trudno wyjść z cienia swojej rywalki o tron i względy Henryka VIII Tudora.
Wydawnictwu ASTRA należą się gratulacje...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ostatni tom tak wspaniałej sagi, jaką bez wątpienia jest "Zjednoczone Królestwo", powinien stanowić godne zwieńczenie całości. Mam jednak poczucie, że czegoś tej powieści na ostatniej prostej zabrakło. Być może to zbyt wiele postaci godnych uwagi i opowiadanie po trosze o nich wszystkich, co skutkuje tym, że o nikim tak naprawdę nie opowiada się wnikliwie i szczegółowo. Coś się tu rozmyło, coś rozproszyło. Może to efekt tego, że opowiadanie o jednoczeniu i walkach wewnątrzdynastycznych było po prostu ciekawsze od opowiadania o wysiłkach zmierzających do utrzymania zdobytej korony. Uważam, że najciekawsze były właśnie trzy pierwsze tomy (zwłaszcza pierwszy i trzeci), potem jest nieco gorzej. Niektóre wątki pozostają siłą rzeczy niedokończone, skoro dobrnęliśmy do kluczowego momentu, do którego dobrnąć należało (historia wszak toczyła się dalej). Ale to subiektywne wrażenie i tak nie zmienia faktu, że ostatni tom czyta się bardzo przyjemnie, szybko, a niekiedy nawet z wypiekami na twarzy.

Bezapelacyjnie Elżbiecie Cherezińskiej należą się niskie ukłony i wyrazy najwyższego uznania za coś, co chyba nie udało się w polskiej literaturze nikomu przed Nią - odczarowanie tak koszmarnie trudnego do ogarnięcia i zrozumienia w swej istocie zjawiska, jakim było rozbicie dzielnicowe w Polsce oraz skomplikowane próby zjednoczenia Królestwa Polskiego. Temat pobieżnie wspominany w szkole, po macoszemu traktowany niekiedy nawet na studiach historycznych, omijany szerokim łukiem z niewielkimi wyjątkami i kilkoma "słupami milowymi", o których wspomina się w podręcznikach - zyskał barwny opis, w bohaterów tchnięto życie i emocje, a każdy, kto da się porwać tej narracji (biorąc w nawias konwencję, która nie każdemu musi przypaść do gustu, uwzględniając daleko posunięty krytycyzm wraz z pełną świadomością, że mamy tu do czynienia w dużej mierze z fikcją literacką) będzie w stanie zapamiętać wiele szczegółów, nawet takich jak imię matki Łokietka albo żony Leszka Czarnego (odmalowanej w sposób wprost brawurowy, choć ledwie epizodyczny).

Jeśli ktoś spyta, czy warto uczyć się szczegółowej historii z książek Elżbiety Cherezińskiej - odpowiem, że oczywiście nie. Ale jeśli ktoś będzie szukał powieści historycznej z elementami fantasy, która przybliży ważny okres w dziejach, która umożliwia poznanie arcyciekawych bohaterów, przeżywanie ich sukcesów, porażek i momentów tragicznych, która zapewni wspaniałą rozrywkę okraszoną pewną wiedzą na długie godziny - niechaj czyta "Odrodzone Królestwo" i niech towarzyszy Przemysłowi II, Henrykowi głogowskiemu, Władkowi i Ryksie w ich perypetiach. Niech śledzi losy Krzyżaków, Przemyślidów i intrygi Jana Luksemburskiego. Na pewno nie pożałuje!

Ostatni tom tak wspaniałej sagi, jaką bez wątpienia jest "Zjednoczone Królestwo", powinien stanowić godne zwieńczenie całości. Mam jednak poczucie, że czegoś tej powieści na ostatniej prostej zabrakło. Być może to zbyt wiele postaci godnych uwagi i opowiadanie po trosze o nich wszystkich, co skutkuje tym, że o nikim tak naprawdę nie opowiada się wnikliwie i szczegółowo. Coś...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie znoszę książek psychologicznych. Przede wszystkim dlatego, że kojarzą mi się z bezsensownym i naiwnym przekazywaniem niewiele wnoszących treści i pouczaniem. A jeśli dodatkowo podlane są tak modnym w ostatnich czasach sosem coachingowym w najtańszym wydaniu, dostaję białej gorączki. Tym bardziej cieszy to, że można trafić na przyjemny wyjątek od niechlubnej reguły.

Książce Pana Staronia daję 7 gwiazdek z oceną "bardzo dobrą", bo nie mam poczucia, by Autor próbował dawać proste recepty na skomplikowane problemy. "Szkoła..." ma wydźwięk uniwersalny - trafi i do licealisty, i do człowieka dorosłego i doświadczonego. Napisana jest w sposób bardzo lekki i przystępny, momentami zabawny, a jednocześnie nieinfantylny i traktuje o rzeczach ważnych. Dodatkowe plusy należą się za bardzo ładne wydanie oraz liczne nawiązania do popkultury - na tyle czytelne, że większość z nich jest dla odbiorcy zrozumiała, a jeśli mimo wszystko czytelnik nie zna któregoś z przytaczanych uniwersów - natrafi na wyjaśnienie (z tym też wiąże się minus - potencjalne spojlery, ale "coś za coś"; dlatego obejrzyjcie może przynajmniej, jeśli nie chcecie czytać, "Władcę Pierścieni" i "Harry'ego Pottera" - przyjemność płynąca z lektury będzie jeszcze większa, kiedy "włączą się" Wam skojarzenia i obrazy).

Dobra robota, Panie Staroń.

Nie znoszę książek psychologicznych. Przede wszystkim dlatego, że kojarzą mi się z bezsensownym i naiwnym przekazywaniem niewiele wnoszących treści i pouczaniem. A jeśli dodatkowo podlane są tak modnym w ostatnich czasach sosem coachingowym w najtańszym wydaniu, dostaję białej gorączki. Tym bardziej cieszy to, że można trafić na przyjemny wyjątek od niechlubnej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Bezcenny" czekał bardzo długo na swoją kolej, bez przerwy odkładany "na później". Zdecydowanie niezasłużenie.

W ramach swojego gatunku powieść jest po prostu świetna, czyta się ją rewelacyjnie. Wartka akcja, ciekawi bohaterowie, dobry temat - czego chcieć więcej? Idealna książka na wakacje.

Ogromne uznanie dla Autora za ogrom pracy, jaki musiał włożyć w przygotowanie. Historia sztuki to temat trudny i wymagający i chyba łatwo się na nim "wyłożyć". Miłoszewskiemu udało się zachować balans między powieścią stricte rozrywkową oraz taką, z której można wyciągnąć (przy daleko posuniętym krytycyzmie) garść ciekawych informacji przemyconych w interesujący sposób, tak by nie znużyć czytelnika czymś w rodzaju nudnego wykładu akademickiego. Dodatkowa gwiazdka należy się za umiejętnie i sensownie wpleciony "wątek tatrzański".

Powieść jest nieco nierówna, i tylko stąd "jedynie" 7 gwiazdek. Po bardzo obiecującym początku następuje, moim zdaniem, nieco "przekombinowany" środek - trochę za dużo akcji w stylu "zabili go i uciekł". Gdyby fabuła była nieco spokojniejsza, bardziej skupiona na intrydze i ciekawostkach historycznych, a mniej na szaleńczym pędzie (niekiedy dosłownym) bohaterów z punktu A do punktu B, "Bezcenny" byłby według mnie książką nieco spójniejszą i po prostu lepszą, ale to oczywiście tylko detal, który tylko nieznacznie wpływa na ocenę całości. Za to końcówka trzyma w napięciu jak w najlepszym thrillerze i naprawdę ciężko się od książki oderwać.

Czytajmy zatem Miłoszewskiego, zwłaszcza jeśli interesuje nas połączenie ciekawej fabuły, historii, historii sztuki i jeśli lubimy sobie od czasu do czasu posiedzieć na Kalatówkach z widokiem na Kasprowy! Dobrze wiedzieć, że Zofia Lorentz "udała" się Autorowi niemal tak samo, jak Teodor Szacki.

"Bezcenny" czekał bardzo długo na swoją kolej, bez przerwy odkładany "na później". Zdecydowanie niezasłużenie.

W ramach swojego gatunku powieść jest po prostu świetna, czyta się ją rewelacyjnie. Wartka akcja, ciekawi bohaterowie, dobry temat - czego chcieć więcej? Idealna książka na wakacje.

Ogromne uznanie dla Autora za ogrom pracy, jaki musiał włożyć w przygotowanie....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dobra książka, ale przede wszystkim dla entuzjastów himalaizmu, alpinizmu, wspinaczki i gór w ogóle. Oraz dla tych choć trochę zainteresowanych kontekstem historycznym i politycznym. Dla tych, którzy z górami nie mieli nigdy nic wspólnego, może się okazać ciężkostrawna i zbyt szczegółowa.

Mam pewien problem z tym, na ile uznać autorstwo Simmonsa, a na ile Perry'ego. Stąd też nie wiem, na ile uzasadnione będą porównania z "Terrorem", który uważam za książkę absolutnie rewelacyjną. Jeśli faktycznie porównywać, to jeśli "Terror" absolutnie zasłużenie dostał ode mnie 9 gwiazdek, "Abominacja" dostaje ich 7. To wciąż książka dobra, ale jednak o klasę niżej przeze mnie sytuowana.

Szkoda, że Wydawnictwo Vesper nie zdecydowało się zamieścić w tym wydaniu, tak jak w "Terrorze", wklejki z ilustracjami i zdjęciami, które mogłyby być solidnym urozmaiceniem, ale i pomocą dla czytelnika. Zabrakło mi np. zdjęć Everestu, fotografii Mallory'ego, map okolic Czomolungmy itp.

Czytanie "Abominacji" sprawiło mi osobiście mnóstwo frajdy, ale nie każdemu zdecyduję się ją polecić.

Dobra książka, ale przede wszystkim dla entuzjastów himalaizmu, alpinizmu, wspinaczki i gór w ogóle. Oraz dla tych choć trochę zainteresowanych kontekstem historycznym i politycznym. Dla tych, którzy z górami nie mieli nigdy nic wspólnego, może się okazać ciężkostrawna i zbyt szczegółowa.

Mam pewien problem z tym, na ile uznać autorstwo Simmonsa, a na ile Perry'ego. Stąd...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Są książki, które muszą się niejako "wstrzelić" we właściwy czas. Albo takie, które są generalnie "przeciętne" i nie powalają podczas lektury, ale które trafiają z jakimś cytatem w odpowiednim momencie życia czytelnika i tak "chwytają", że ocena może podskoczyć o gwiazdkę czy dwie.

"Msza za miasto Arras" jest świetnym przykładem takiej książki.

Idealnie wpasowująca się w rzeczywistość pandemii, opowiadająca o lękach, które muszą znaleźć ujście, sposobach złudnej racjonalizacji, fenomenie zbiorowej histerii, wiwisekcji pogromu. O sposobach radzenia sobie z bolesną i dokuczliwą rzeczywistością, o szukaniu winnych (a raczej kozła ofiarnego). O wierze, niewierze i wątpliwościach. Może nie wybitna, ale godna uwagi i interesująca. Z kilkoma głęboko humanistycznymi refleksjami, które mogą zostać w odbiorcy na dłużej.

Są książki, które muszą się niejako "wstrzelić" we właściwy czas. Albo takie, które są generalnie "przeciętne" i nie powalają podczas lektury, ale które trafiają z jakimś cytatem w odpowiednim momencie życia czytelnika i tak "chwytają", że ocena może podskoczyć o gwiazdkę czy dwie.

"Msza za miasto Arras" jest świetnym przykładem takiej książki.

Idealnie wpasowująca się w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ten moment, w którym z pękniętym serduchem kończysz czytać coś tak wspaniałego i zdajesz sobie sprawę, że prawdopodobnie w najbliższej przyszłości nic nie zachwyci Cię tak bardzo, jak wielki, uniwersalny, dziewiętnastowieczny traktat o "człowieku" i jego kondycji - traktat, którego dziś już nie czyta prawie nikt...

Ten moment, w którym z pękniętym serduchem kończysz czytać coś tak wspaniałego i zdajesz sobie sprawę, że prawdopodobnie w najbliższej przyszłości nic nie zachwyci Cię tak bardzo, jak wielki, uniwersalny, dziewiętnastowieczny traktat o "człowieku" i jego kondycji - traktat, którego dziś już nie czyta prawie nikt...

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Sięgnąłem po tę książkę zachęcony powszechnie dostępnymi recenzjami i opiniami - bo wybitna, bo wspaniała polszczyzna, bo wielopłaszczyznowa, bo wzruszająca i nostalgiczna. Sięgnąłem, męczyłem się z przerwami kilka miesięcy - i doznałem jednego z największych czytelniczych zawodów w ostatnim czasie.

To, co mi się w tej pozycji nie podobało i co mnie odrzucało, to styl, który polegał na tym, że Autor postanowił - nie wiedzieć czemu - ukształtować swoje dzieło na nowe "Nad Niemnem" i nieudanie nawiązać do klimatu powieści Orzeszkowej nie tylko tematyką, ale i manierą, co niestety przyniosło zły efekt. Bo o ile dla Orzeszkowej, piszącej swe dzieło sto lat temu, taki a nie inny styl (bardzo charakterystyczny zresztą i powszechnie raczej niezbyt lubiany) był naturalny, o tyle tutaj sprawia poczucie sztuczności. Można nie uwielbiać stylu autorki "Gloria victis", ale prawdą jest, że kiedy już wsiąknie się w lekturę, poczuje się klimat dworu i ówczesnych realiów, można przepaść - choć jest to niewątpliwie dla dzisiejszego czytelnika lektura trudna. To samo zresztą dotyczy np. "Chłopów" Reymonta - są to książki, do których trzeba dojrzeć (nie dorosnąć - dojrzeć właśnie), by je docenić w całej rozciągłości i czerpać niekłamaną radość z zanurzenia się w lekturze. Teraz jednak mamy do czynienia z powieścią współczesną, napisaną przez współczesnego pisarza, który polszczyzną co prawda posługuje się piękną, co z tego jednak, skoro nie byłem w stanie cieszyć się obcowaniem z nią z powodu poczucia sztuczności? Autor niestety nie jest Orzeszkową, Reymontem ani Dąbrowską. Można było ten arcyciekawy i arcyważny temat ująć w formę i stylistykę niewydumaną i niejako "bardziej naturalną, współczesną". Zdaję sobie sprawę z tego, że to, co mnie odrzuciło, innym może się właśnie bardzo spodobać. Ja jednak, jeśli będę chciał "pokatować się dla przyjemności" polską literaturą poruszającą tematykę "ziemiańską", sięgnę po "Noce i dnie" albo "Nad Niemnem" - będę miał przynajmniej poczucie, że mam do czynienia z klasyką, a nie z naśladownictwem.

Bohaterowie powieści są tak płascy, jednowymiarowi i szablonowi, że ich losy w ogóle mnie nie obeszły. Są po prostu nudni. Konstanty od samego początku jest irytujący, dopiero pod koniec jego postać staje się nieco zniuansowana, ale generalnie wszyscy bohaterowie rysowani są grubą kreską. Nie ma tu miejsca na światłocienie, wszystko jest czarne albo białe, z grubsza ciosane, a przez to, niestety, przewidywalne. Autor ma oczywiście prawo do takiej wizji świata, wszak sama książka przedstawiana jest jako dzieło nawiązujące do katolicyzmu, tradycjonalizmu, pewnego twórczego i ideowego konserwatyzmu, i zapewne, jak wyżej - części czytelników może się podobać. Znowu jednak - o ile tak przedstawiony świat i bohaterowie nie drażnią w powieściach "z epoki", choćby były nawet najbardziej tendencyjne (bo zakładamy i mamy świadomość, że są to właśnie powieści "z epoki", która się takimi prawami konstrukcji powieści charakteryzowała), o tyle pod piórem pisarza współczesnego wypada to nieprzekonywająco. Przynajmniej dla mnie.

Wspaniały pozostaje temat powieści - przełom epok, odejście w niebyt świata, który istniał "od zawsze", co jest tym trudniejsze dla bohaterów, wielkie zmiany społeczne, kres ziemiaństwa, kwestia pewnego kanonu zachowań i wartości, o przetrwanie którego próbuje się rozpaczliwie walczyć. Niestety, moim zdaniem w tym przypadku jest to potencjał zmarnowany i niewykorzystany.

Odniosłem również wrażenie, że niektóre wątki są "rwane" i kończą się nagle, choć zasługiwałyby na rozwinięcie i nieco więcej miejsca. Paradoksalnie, gdyby uczynić tę powieść nieco bardziej "rozwlekłą", spokojną, płynącą, stonowaną, mniej "zaangażowaną" ideowo, wyszłoby jej to na dobre.

Bardzo podobało mi się samo zakończenie, dosłownie kilka ostatnich stron, gdy Konstanty robi to, co robi, a także to, jak zostało to odmalowane przez Autora. To jednak za mało, bym zapamiętał pozytywnie całość na dłużej.

Bardzo chciałbym wystawić ocenę znacznie wyższą, niemniej - nie mogę. Być może właśnie dlatego, że miałem wobec powieści Pana Wiesława Helaka tak wielkie oczekiwania i dlatego, że tym boleśniejszy jest zawód, jaki mi ta książka sprawiła. A że bardzo cenię polską klasykę za formę oraz tematy, które poruszała, nie mogę wykazać większego entuzjazmu.

Sięgnąłem po tę książkę zachęcony powszechnie dostępnymi recenzjami i opiniami - bo wybitna, bo wspaniała polszczyzna, bo wielopłaszczyznowa, bo wzruszająca i nostalgiczna. Sięgnąłem, męczyłem się z przerwami kilka miesięcy - i doznałem jednego z największych czytelniczych zawodów w ostatnim czasie.

To, co mi się w tej pozycji nie podobało i co mnie odrzucało, to styl,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niby wiemy, że takie sytuacje mają miejsce. Ale kiedy ofiara (ofiary?) dostają konkretne imię (imiona?), tło społeczne, kontekst i okoliczności, przestaje być anonimowo, a robi się zatrważająco.

Szalenie doceniam trud, jaki włożyła Autorka w to, by ta książka ujrzała światło dzienne, jak również ryzyko, jakie podjęła. Wierzę, gdy przyznaje, że dołożyła wszelkich starań, by zachować dziennikarski obiektywizm i rzetelność, o co wyjątkowo trudno osobie wywodzącej się w tej sytuacji z szeroko rozumianej kultury zachodnioeuropejskiej, zwłaszcza w sprawach takich, jak religia i prawa kobiet. Co nie oznacza oczywiście, że nie opowiada się mimo wszystko po jednej ze stron - choć obu stronom oddaje głos. "Honor" nie stanowi sztampowego oskarżenia konkretnej religii - jest raczej socjologicznym i psychologicznym studium tego, jak na rzeczywistość jordańskich kobiet (i mężczyzn) wpływają zastane od stuleci struktury społeczne, tradycja, obyczaje, mentalność, specyficzne podejście do konkretnych wartości oraz religia, która jest tylko jednym z elementów całości.

Mimo wszystko mrozi krew w żyłach, przeraża i zadziwia nas, mieszkańców Europy żyjących na przełomie drugiej i trzeciej dekady XXI wieku, że "takie coś" nadal ma miejsce gdzieś na świecie.

Nie jest to lektura "przyjemna". Co nie znaczy, że nie wciąga od pierwszej do ostatniej strony. Ponad wszystko jest jednak potrzebna i wartościowa. Można ją odczytać jako aktualne ostrzeżenie przed fundamentalizmem, a taki cel nigdy i nigdzie nie straci na aktualności.

Niby wiemy, że takie sytuacje mają miejsce. Ale kiedy ofiara (ofiary?) dostają konkretne imię (imiona?), tło społeczne, kontekst i okoliczności, przestaje być anonimowo, a robi się zatrważająco.

Szalenie doceniam trud, jaki włożyła Autorka w to, by ta książka ujrzała światło dzienne, jak również ryzyko, jakie podjęła. Wierzę, gdy przyznaje, że dołożyła wszelkich starań, by...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Trochę nie rozumiem, jaki zamysł przyświecał Autorce tej książki. Niniejsza pozycja, reklamowana jako "wybitny reportaż", w moim przekonaniu sama nie do końca wie, czym chce być - pasjonującym reportażem pokazującym tło społeczne trzech kobiet-bohaterek, studium psychologicznym albo psychospołecznym, herstorią, książką o pożądaniu i jego fizjologiczno-psychologicznych aspektach, publikacją w przystępny sposób mającą poruszać ważne sprawy z dziedziny seksuologii czy też (nie mogę nie odnieść takiego wrażenia) bazującym na pikantnych opisach nawiązaniem do taniego literackiego porno w stylu Greya (który z czytelników/czytelniczek znających książki E.L. James nie pomyślał o Anastazji Steele w momentach, kiedy bohaterka reportażu "rozpada się na kawałki" - ręka w górę! Jeśli dobrze zapamiętałem - w książce takie określenie pojawia się chyba 2 razy.). Nie czyta się tego źle, ale momentami, gdy czytelnika ogarnia niesmak, ciężko nie zadać sobie pytania "po co"? Bo ja nie do końca rozumiem, jaki główny cel miała Autorka.
Być może na odbiór "Trzech kobiet" wpływ ma płeć czytelnika, być może do kobiet ta książka trafi i przemówi lepiej i bardziej. Ja za chwilę o niej zapomnę, do mnie nie trafiła, jest trochę zmarnowanym potencjałem. Bo niezwykle istotne kwestie, które próbują się tutaj wybić na pierwszy plan (rola kobiety w związku i w rodzinie w kontekście drobnomieszczańskiej amerykańskiej mentalności, wykorzystywanie seksualne, niespełnienie emocjonalne i psychoseksualne i jego wpływ na życie, modele życia seksualnego) zostały gdzieś-jakoś dziwnie rozmyte. Chyba po prostu liczyłem na nieco bardziej pogłębione studium tych problemów, bo tematy tak ważne nie zasługują na to, by zostać potraktowane jako "lekkie" i ubrane w formę odmóżdżacza podlanego pikantnymi opisami. Stąd też pewne rozczarowanie i stosunkowo niska ocena.

Trochę nie rozumiem, jaki zamysł przyświecał Autorce tej książki. Niniejsza pozycja, reklamowana jako "wybitny reportaż", w moim przekonaniu sama nie do końca wie, czym chce być - pasjonującym reportażem pokazującym tło społeczne trzech kobiet-bohaterek, studium psychologicznym albo psychospołecznym, herstorią, książką o pożądaniu i jego fizjologiczno-psychologicznych...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

O "Krwawej Lunie" słyszał każdy, kto choć trochę interesuje się okresem komunizmu w Polsce. Niniejsza praca z jednej strony w pewnym stopniu odziera postać Julii Brystygier z warstwy mitów i legend, z drugiej - stawia kolejne pytania i zostawia czytelnika z wieloma wątpliwościami i niewiadomymi. Analiza i interpretacja źródeł historycznych dotyczących "Luny" w kontekście czasów, w których przyszło jej żyć, nie dają jasnych odpowiedzi na wiele z nich. Można odnieść wrażenie, że Autorka nie tyle próbuje usprawiedliwiać swoją bohaterkę (o to raczej trudno w świetle dzisiejszej wiedzy), co przynajmniej ją zrozumieć. W pewnym sensie może ją nawet lubi i dostrzega w niej człowieka, co można uznać z jednej strony za kontrowersyjne, ale również odważne - lepiej, by czytelnik sam podjął trud wypracowania własnego zdania, niż bazował na jasnej wykładni. Niektóre wątki zostały potraktowane, można przynajmniej odnieść takie wrażenie, po macoszemu. Trudno stwierdzić, czy jest to skutek ograniczonego, mimo wszystko, materiału źródłowego, czy tez taki był zamysł. Książka może nie wybitna, ale na pewno interesująca.

O "Krwawej Lunie" słyszał każdy, kto choć trochę interesuje się okresem komunizmu w Polsce. Niniejsza praca z jednej strony w pewnym stopniu odziera postać Julii Brystygier z warstwy mitów i legend, z drugiej - stawia kolejne pytania i zostawia czytelnika z wieloma wątpliwościami i niewiadomymi. Analiza i interpretacja źródeł historycznych dotyczących "Luny" w kontekście...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tak jak lubię czytać książki Szymona Hołowni, tak tutaj coś się niestety nie do końca udało. Pozycja zdecydowanie przegadana, rozwlekła, nader kwiecista, przesadzona. Mogłaby być spokojnie o połowę krótsza, bardziej konkretna, pozbawiona wielu powtórzeń i niepotrzebnych niekiedy odniesień, denerwującej teologicznej egzaltacji i nic by nie straciła, przeciwnie, zapewne by zyskała. Po raz pierwszy pozycja tego Autora po prostu mnie zmęczyła i chciałem jak najszybciej dobrnąć do końca. Szkoda, bo temat jest bardzo ważny i aktualny i powyższe zarzuty nie oznaczają, że umniejszone zostaje przesłanie książki.
Na plus - zdecydowanie oryginalne podejście do tematu, podjęcie ważnych kwestii, uświadomienie nieświadomym, jak można ciekawie połączyć temat szacunku do wszelkiego stworzenia z podejściem do wiary i tego, co na talerzu.

Tak jak lubię czytać książki Szymona Hołowni, tak tutaj coś się niestety nie do końca udało. Pozycja zdecydowanie przegadana, rozwlekła, nader kwiecista, przesadzona. Mogłaby być spokojnie o połowę krótsza, bardziej konkretna, pozbawiona wielu powtórzeń i niepotrzebnych niekiedy odniesień, denerwującej teologicznej egzaltacji i nic by nie straciła, przeciwnie, zapewne by...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powieść - paradoks.

Na początek uwaga - opinia dotyczy pierwszego z czterech tomów nieokrojonej powieści Victora Hugo w przekładzie Krystyny Byczewskiej, wydanej nakładem PIW w 1972 roku.

Moje odkrycie czytelnicze roku, tyleż irytujące (momentami), co powalające i olśniewające głębią treści. Jest to tak naprawdę bardziej traktat społeczno-historyczno-filozoficzny niż standardowa powieść - losy poszczególnych bohaterów (skonstruowanych, co prawda, interesująco) są dla Autora jedynie pretekstem do tego, by przedstawić szerokie tło ucisku, biedy, nędzy, niesprawiedliwości, bezduszności surowego prawa i jego wpływu tak na jednostki, jak i całe grupy społeczne w ponapoleońskiej Francji.

Gdyby ograniczyć "Nędzników" do samych fragmentów "akcyjnych", książkę należałoby okroić rzeczywiście mniej więcej o 2/3. Bo tak naprawdę nie o akcję tu chodzi. Jest to jeden z powodów, dla których książka ta dla znacznego grona odbiorców może okazać się niestrawna. Kolejnym powodem jest styl - prawdziwie rozwlekły, rozbudowany, kwiecisty, można powiedzieć - przegadany, z szeregiem dygresji, wątków pobocznych, opisów (kilkadziesiąt stron opisu bitwy pod Waterloo albo "opis" życia biskupa Digne), czyli wszystkim tym, czym może charakteryzować się klasyczna powieść dziewiętnastowieczna. Liczba detali (wspominane postaci historyczne, nawiązania do specyficznych, bardzo konkretnych tekstów kultury, interesujących i czytelnych być może dla dziewiętnastowiecznego francuskiego inteligenta, a dla polskiego czytelnika żyjącego ponad 150 lat później niewiele znaczących) może przyprawić o zawrót głowy.

Skąd zatem tak wysoka ocena? Przede wszystkim ze względu na treść, przesłanie, mądre uwagi o charakterze niemal sentencyjnym, dalekie jednak od miałkości i płycizny, które Autor wplótł w narrację, oraz niezwykle ciekawie zarysowanych bohaterów, przeżywających wielkie konflikty wewnętrzne, doznających katharsis, zmieniających swoje życie, odnajdujących swoją drogę. Za to, że "Nędznicy" stanowią świetną rozrywkę, są lekturą naprawdę wciągającą, a jednocześnie stanowią pewne wyzwanie intelektualne i, nie przesadzając, duchowe. Można do tej książki podejść jak do opisu wydarzeń i szybko się znudzić. Można również, śledząc losy Jana Valjean, Fantyny, księdza Myriel i Javerta, przemyśleć na nowo swoje życie i spróbować się z którymś z bohaterów utożsamić. Zdecydowanie polecam tę drugą opcję.

Powieść - paradoks.

Na początek uwaga - opinia dotyczy pierwszego z czterech tomów nieokrojonej powieści Victora Hugo w przekładzie Krystyny Byczewskiej, wydanej nakładem PIW w 1972 roku.

Moje odkrycie czytelnicze roku, tyleż irytujące (momentami), co powalające i olśniewające głębią treści. Jest to tak naprawdę bardziej traktat społeczno-historyczno-filozoficzny niż...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Do lektury tego reportażu podszedłem z olbrzymim kredytem zaufania ze względu na osobę Autora, związanego m.in. z "Tygodnikiem Powszechnym" i "Polityką". Nie mam najmniejszych wątpliwości co do rzetelności Pawła Reszki po tym, jak przeczytałem wiele jego reportaży prasowych oraz obie części "Małych bogów". Stąd też pewność, że "Czarni" okażą się lekturą co najmniej dobrą.

Oczywiście, nie zawiodłem się. Publikacja przedstawia różne punkty widzenia, mnóstwo perspektyw, komentarz autorski jest ograniczony do minimum, co pozwala czytelnikowi na samodzielne wypracowanie własnego zdania i wysnucie wniosków. Głos oddano bohaterom, co pokazuje, jak różne osoby reprezentują stan duchowny w Polsce.

Zawiedzie się ten, kto sugerując się tytułem spodziewa się bomby, skandalu i paszkwilu. Zadowoleni za to będą Ci czytelnicy, którzy poszukują rzetelności, umiaru i chcą samodzielnie budować swoje opinie o otaczającym ich świecie.

Do lektury tego reportażu podszedłem z olbrzymim kredytem zaufania ze względu na osobę Autora, związanego m.in. z "Tygodnikiem Powszechnym" i "Polityką". Nie mam najmniejszych wątpliwości co do rzetelności Pawła Reszki po tym, jak przeczytałem wiele jego reportaży prasowych oraz obie części "Małych bogów". Stąd też pewność, że "Czarni" okażą się lekturą co najmniej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to