Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Powielanie schematów. Dublowanie wątków fabularnych. Imitowanie rozwiązań fabularnych. Coraz trudniej znaleźć powieść kryminalną, która swoja oryginalnością i świeżym konceptem, by zadowoliła większość czytelników. Nie ma co ukrywać, Polacy najchętniej sięgają po książki kryminalne. Na rynku pojawiają się nowi autorzy, którzy próbują swoich sił, przebicia przez tak wyeksploatowany rynek. Z mojej strony mogę zakomunikować, że nieco rzadziej sięgam po ten gatunek. Ale gdy już zdecyduję się na thriller, lub powieść sensacyjną, to moje oczekiwania i wymagania są bardzo wysokie. Czy powieść C.J. Tudor pod tytułem „Znikniecie Annie Thorne” wywarła na mnie pozytywne wrażenie? Czy autorce udało się uciec przed powtarzającymi się schematami? Czy kreacja głównego bohatera mi przypadła do gustu? I czy suspens i plot twist to wartość dodana książki? Zanim odpowiem na te pytania, chciałbym przybliżyć zarys fabularny powieści. Kiedy Joe Thorne miał piętnaście lat, jego młodsza siostra, Annie zniknęła. Jednak po dwóch dniach Annie wróciła. Wiele lat później Joe Thorne wraca do spokojnej miejscowości, w której spędził dzieciństwo, i rozpoczyna pracę jako nauczyciel. Mężczyzna tonie w długach i ukrywa się przed niebezpiecznymi gangsterami. Musi się równocześnie skonfrontować z trudną rzeczywistością. Wkrótce okaże się jednak, że czasami lepiej nie wracać… Na pierwszy rzut oka fabuła powieści brzmi, ciekawie, intersująco i intrygująco. A prolog książki, zwiastował „mięsisty” kryminał. Ale w tym momencie kończą się mocne strony powieści. Książka po prostu jest bardzo słaba. Narracja okazała się fatalna, i mało angażująca. Ale dalej brnąłem mając nadzieję, że finał powieści moje trudy wynagrodzi. Nic bardziej mylnego. Dialogi, opisy, styl to niestety, najsłabsze punkty powieści. Nie czułem klimatu angielskiej prowincji, gdzie rozgrywała się cała historia. Patrząc pod tym kątem, powieść ma wielkie rezerwy. Wszystkie elementy składowe powieści nie działały. Nawet kreacje bohaterów nie przekonuje. Główna persona mnie irytowała. Jego działania i zamierzania były dla mnie niepojęte. Notoryczny kłamca, który musi uciekać, przed lichwiarzami. Dramat rodzinny, który go spotkał, powinien wzbudzić choć trochę więcej emocji. Ale tak się nie stało. Postać Joe Thorne została tak słabo wykreowana, że trudno jej kibicować. Może to się okazać przygniatające dla fanów autorki, ale tak złej książki dawno nie czytałem. Co jest o tyle zdumiewające, że debiut autorki „Kredziarz”, przypadł mi do gustu. Ale to było parę ładnych lat temu, a od tej pory jestem jeszcze bardziej wymagającym koneserem literatury, więc w tym konkretnym przypadku moja optyka, mogłaby ulec zmianie. Jeśli zaś chodzi o poprowadzenie fabuły, to autorce nie udało się stworzyć niczego oryginalnego. Historia bardzo mi przypominała serial stworzony przez Marka Frosta i Davida Lyncha „Miasteczko Twin Peaks”. Ale tak nie udolnie przedstawiona, że zęby bolą. Natomiast jeśli chodzi o suspens, to tego elementu składowego było jak na lekarstwo. Pomimo, „mrocznych”, opisów, zupełnie nie wyczułem napięcia. Autorka bardzo się starała, aby stworzyć krwisty dreszczowiec, ale zupełnie ta sztuka jej się nie udała. Plot twist okazał się bardzo słaby, nie wynikający z fabuły, wzięty z „powietrza” Dla mnie rozwiązanie głównego wątku, było niezrozumiałe, mgliste i niewytłumaczalne. Po cichu liczyłem, że finał powieści, trochę zrekompensuje moje męczarnie, ale nic z tego. Dostałem danie, które okazało się ciężko strawne. Reasumując, powieść do totalnego zapomnienia. Muszę sobie zrobić szybki reset, chociaż to będzie naprawdę trudne. W mojej ocenie takie książki trzeba omijać szerokim łukiem. Jedyny plus jaki widzę, to, że dobrnąłem do końca. Ale oczywiście to moja subiektywna ocena, i nie wszyscy muszą się z nią zgadzać. Dla mnie to najsłabszy kryminał, jaki mi było dany przeczytać w tym roku. Nie polecam.

Powielanie schematów. Dublowanie wątków fabularnych. Imitowanie rozwiązań fabularnych. Coraz trudniej znaleźć powieść kryminalną, która swoja oryginalnością i świeżym konceptem, by zadowoliła większość czytelników. Nie ma co ukrywać, Polacy najchętniej sięgają po książki kryminalne. Na rynku pojawiają się nowi autorzy, którzy próbują swoich sił, przebicia przez tak...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Miłość, honor i ojczyzna. To właśnie te aspekty są najważniejszymi elementami, które charakteryzują prawdziwego patriotę, który całym sercem i duszą kocha swój kawałek ziemi. Bowiem przynależność etniczna definiuje nas jako osoby, które cenią sobie wolność i niezależność. Jeśli chodzi o mieszkańców kwitnącej wiśni, ta materia jest jeszcze bardziej pogłębiona. Zwłaszcza w czasach opisywanych w powieści Jamesa Clavella, „Shogun”. Czy powieść, która jest niesamowicie obszerna mnie zachwyciła? Czy przypadła mi kreacja poszczególnych bohaterów? I czy niniejsza książka posiada w sobie „wartości”, aby ją nazwać ponad czasową? Zanim odpowiem na te ważkie pytania, chciałbym choć trochę rzucić światła na fabułę powieści. Główny bohater rozgrywającej się na przełomie XVI i XVII wieku opowieści - angielski żeglarz John Blackthorne trafia do Japonii. Zostaje on wmieszany w wojnę domową pomiędzy członkami Rady Regencyjnej. Walka o władzę się zaostrza. Stawka bowiem chodzi o zdobycie miana shoguna. Shogun był najwyższym stanowiskiem, jakie śmiertelnik mógł osiągnąć w Japonii. Ten tytuł oznaczał tytuł najwyższego wojskowego dyktatora. Powieść swoją wielowątkowością, szczegółami i detalami narracyjnymi, skradła mi serce. Książka została napisana niesamowicie plastycznym językiem. Od pierwszego akapitu, zdałem sobie sprawę, że mam do czynienia z historią, która na zawsze pozostanie w moim sercu. Przede wszystkim jestem oczarowany światem przedstawionym, który w swojej złożoności tak naprawdę jest trudny do zdefiniowania i określenia. Moje zachwyty nie są bezpodstawne, bowiem każdy najmniejszy niuans, szczegół, detal ma niebagatelny wpływ na fabułę. Czytelnik musi być niesamowicie skupiony, bowiem każde słowo, gest i znak mają swoją ukrytą wymowę. Składnikiem fabularnym, który determinuje i „popycha” „koło” fabularne to polityka, która jest nieodzownym elementem książki. Może ten aspekt, niektórych moli książkowych, może, znużyć i odstraszyć, ale zakulisowe rozgrywki, spiski, tajemnice pułapki i figury retoryczne, to wartość dodana powieści, która jednocześnie pogłębia „istotę” historii, która sama w sobie może na pierwszy rzut oka wydawać się mało skomplikowana, ale tak naprawdę jest na wielu poziomach i płaszczyznach wielopiętrową, szeroką i subtelną „mozaiką”. Kolejny elementem, który mnie zachwycił, a ma ścisłe powiązanie z polityką, to tło historyczne. Akcja powieści dzieje się w 1600 roku. Autorowi w sposób rewelacyjny udało się oddać realia, klimat i otoczkę tamtych czasów. Moim zdaniem „Shogun” to powieść, która jest niesamowicie realnie opowiedziana historią, która mogła naprawdę się wydarzyć. Zasługą tego faktu, jest niesamowicie dogłębny research Jamesa Clavella. Który w sposób rzetelny przygotowywał się do napisania tego dzieła. Atrakcyjność powieści przynosi, sama akcja, która może nie jest dominującym i częstym zjawiskiem, ale pełni ważną rolę i funkcję w konstrukcji fabularnej. Jest ona wykorzystywana przez autora w sposób umiejętny i właściwy, dzięki czemu całość czyta się jednym tchem. Wielkim atutem powieści są jej bohaterowie. To co nadaje powieści splendoru, prawdziwej „wielkości” to ewoluowanie poszczególnych postaci. Tylko nielicznym autorom udało się tak wykreować persony, które przebywając pewną drogę zmieniły się diametralnie. Nie tylko fizycznie, ale również duchowo. Taka przemiana zazwyczaj jest spowodowana, pewnymi szczególnymi okolicznościami, które mogą mieć nieprzewidziane skutki i konsekwencje. Co również wpływa na dalszy ciąg historii. Natomiast wątek miłosny to element, który został w tak subtelny sposób przedstawiony i rozpisany, że chwycił mnie za gardło i ścisnął za serce. A finał pozostawił we mnie nie tylko „pustkę” emocjonalną, ale wręcz ból fizyczny, który można porównać do straty czegoś naprawdę drogiego. Powieść niesie za sobą wartości, tak uniwersalne i ważne, że nie sposób ich wszystkich wymienić. Mogę jedynie napisać, że opisana przez autora kultura Japońska, to coś co scala wątki fabularne powieści nadając jej cechy arcydzieła literackiego. Bowiem wierzenia mieszkańców państwa kwitnącej wiśni, to nie tylko chrześcijaństwo, które w tamtych czasach raczkowało, ale mentalność shoguna, który dla wrogów był bezlitosny, ale dla przyjaciół wierny i oddany. Ważnym aspektem powieści jest również wiara w nirwanę , oraz w wędrówkę dusz, która po śmierci się odradza w innej formie fizycznej. Co jeszcze mną fabularnie urzekło w powieści ? To w jaki sposób ówcześni mieszkańcy Japonii okrywając się hańbą i wstydem w sposób odważny i śmiały, byli gotowi na śmierć przez tak ceremonialne popełnienie samobójstwa, czyli seppuku. Pewien fanatyzm w tym wszystkim dla nas dla Europejczyków, może się wydawać szalonym, ale dla mieszkańców wschodniej Azji, była to nieodłączna część życia. Powieść Jamesa Clavella w pewnym stopniu mnie wyedukowała i nauczyła o tych wszystkich prawach i tradycjach, który były święte dla mieszkańców kwitnącej wiśni, a które dla innych regionów świata mogą budzić politowanie i niesmak. Ale każdy kraj jest wyjątkowy, a ich prawa różnorodne. Co tylko nadaje wszystkim ludziom na świecie pewnej wyjątkowości i niepowtarzalności. Summa summarum, powieść „Shogun” to podroż, która uzmysłowiła mi, że jeszcze nie odkryłem wszystkich perełek literackich, co notabene bardzo mnie cieszy. Historia ponad czasowa i uniwersalna, która powinna przypaść do gustu bardzo szerokiemu przekrojowi czytelników. Dla mnie pod wieloma względami powieść , którą pokochałem, za idealna narrację, wielobarwny świat przedstawiony, ale przede wszystkim za bohaterów, którzy stali się dla mnie jak rodzina. Lektura wybitna, którą z całego serca rekomenduje. Gorąco Polecam!!!

Miłość, honor i ojczyzna. To właśnie te aspekty są najważniejszymi elementami, które charakteryzują prawdziwego patriotę, który całym sercem i duszą kocha swój kawałek ziemi. Bowiem przynależność etniczna definiuje nas jako osoby, które cenią sobie wolność i niezależność. Jeśli chodzi o mieszkańców kwitnącej wiśni, ta materia jest jeszcze bardziej pogłębiona. Zwłaszcza w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ognisty warkocz komety, która pojawia się na nieboskłonie, zwiastuje nad siedmioma królestwami nowe rozdanie. Bynajmniej nie pokojowe. Bowiem wielu jest kandydatów, pretendentów i chętnych, aby zasiąść na żelaznym tronie. Stawka jest bardzo wysoka, a nikt nie bawi się w konwenanse i ceregiele. Mieczem, toporem, sztyletem, buzdyganem, trucizną to tylko niektóre środki, które są wykorzystywane w walce o władzę. Wszystko spowija krew i mrok. Nie wiadomo, kto jest sojusznikiem, a kto wrogiem. Utarczki słowne, kalumnie, szepty spiski to chleb powszedni bohaterów, którzy biorą udział w grze o tron. Kto jest słaby i ma dobre serce, ten marnie skończy. Bowiem nie ma miejsca na dobro i empatie. Trzeba być sprytnym, aby przeżyć. Ale nawet najbardziej wytrawny gracz może ulec, a jego ciało stanie się ucztą dla wron. Czy mam nowe przemyślenia po kolejnym re- redzie „Starcia królów”? I czy nadal cykl „Pieśń Lodu Ognia” mnie zachwyca. Zanim przedstawię swoje argumenty, chciałbym przybliżyć zarys fabularny powieści. Żelazny Tron jednoczył Zachodnie Królestwa aż do śmierci króla Roberta. Wdowa jednak zdradziła królewskie ideały, bracia wszczęli wojnę, a Sansa została narzeczoną mordercy ojca, który okrzyknął się królem. Pewnego dnia z cytadeli przylatuje biały kruk, przynosząc zapowiedź końca lata - najdłuższego lata, jakie pamiętali żyjący ludzie. Najgroźniejszym wrogiem będzie jednak zima… Wiele zostało napisane o całym cyklu jak i poszczególnych tomach. Więc pewnie nic nowego ode mnie się nie dowiecie. Natomiast wróciłem do tej sagi, aby doświadczyć i poczuć kolejny raz wielką przyjemność jaką daje mi nadal ten cykl. Bowiem „Starcie królów” dało mi taką sama frajdę, jakbym czytał ją po raz pierwszy. Najbardziej w powieści uwielbiam jej wielowątkowość. Każdy rozdział to inna lokacja. To właśnie z perspektywy innych bohaterów śledzimy narracje, która notabene stoi na niebotycznym poziomie. Bohaterowie są wielowymiarowi. Każdy posiada wady i zalety. Są oni oczywiście mogłoby się wydawać podzieleni na tych dobrych i złych. Ale tak do końca nie jest. Bowiem cel, do którego dążą bohaterowie może okazać się moralnie niewłaściwy, a jednocześnie jedynie możliwy do zrealizowania, aby przeżyć w tym okrutnym świecie. George. R.R. Martin, daje czytelnikowi w „ręce” instrumenty, które maja na celu ocenienie poszczególnych postaci. Co jest sprawa nie łatwą. Bohaterowie ewoluują, co jeszcze bardziej sprawę komplikuje i gmatwa. Oczywiście z mojej perspektywy kibicuję niektórym personom bardziej, a niektórym mniej. Natomiast wszystkie wątki prowadzą do wielkiej bitwy morskiej „Na Czarnym Nurcie”. Jest ona przedstawiona i opisana w sposób niesamowicie atrakcyjny, i sugestywny. W najwyższym stopniu jest zachowany balans, pomiędzy scenami akcji, a samą narracją. Dzięki czemu czytelnik nie jest zmęczony, a bodźce znajdują się na równowadze fabularnej. Powieść stoi również świetnie rozpisanymi dialogami. To właśnie rozdziały perspektywy Tyriona , pokazują kunszt amerykańskiego powieściopisarza. Kalumnie, spiski, potyczki słowne, to nieodzowny element całego cyklu, który w „Starciu Królów” jest nad wyraz widoczny, odczuwalny i dominujący. To właśnie z tego „składnika” fabularnego wynikają późniejsze dramatyczne wydarzenia, które obracają o sto osiemdziesiąt stopni całą narrację. Ale co mi najbardziej urzeka w całej powieści, to nie do podrobienia klimat. Który jest mroczny i niepokojący. Bowiem wykreowany świat przez Georga R.R. Martina nie jest przyjaznym środowiskiem, wręcz brutalnym, ponieważ na każdym kroku czyha niebezpieczeństwo, zagrożenie i śmierć. A opisy krwawych scen są tak „namacalne, że przyprawiają o ciarki. Może w niniejszej powieści trochę jest mniej zwrotów akcji i dramatycznych zdarzeń, niż w pierwszym tomie, ale nadal jest to świetna część, która fabularnie i warsztatowo stoi na niesamowitym poziomie. Reasumując, „Starcie królów” to epicka fantastyka, która powinna fanów tego gatunku jak najbardziej zaspokoić. Bowiem jest to literacka uczta, którą smakuje się na wielu poziomach poznawczych. Dla mnie to bardzo udany re-read, który po raz kolejny mnie przeniósł w mityczną krainę Westeros. Nie bójcie się zanurzyć w ten cykl, bowiem profity czerpane z jego czytania, są nie do przecenienia i opisania. Gorąco Polecam!!!

Ognisty warkocz komety, która pojawia się na nieboskłonie, zwiastuje nad siedmioma królestwami nowe rozdanie. Bynajmniej nie pokojowe. Bowiem wielu jest kandydatów, pretendentów i chętnych, aby zasiąść na żelaznym tronie. Stawka jest bardzo wysoka, a nikt nie bawi się w konwenanse i ceregiele. Mieczem, toporem, sztyletem, buzdyganem, trucizną to tylko niektóre środki, które...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kolumbia. Grupa Polaków wybranych do reklamy Coca- Coli spędza wakacje życia w luksusowym hotelu nad oceanem. Ale kiedy beztroscy turyści dostaną od Kolumbijczyków propozycję nie do odrzucenia, raj zamienia się w piekło… Warszawa sobota nad ranem, z mostu Gdańskiego zwisa ciało mężczyzny- rozpruty brzuch, ręce skrępowane na plecach, a w dłoni orzeszek ziemny. Śledztwo prowadzi komisarz Jakub Mortka. Czy powieść przypadła mi do gustu? Czy suspens i plot twist to wartość dodatnia kryminału? I czy podobały mi się sylwetki psychologiczne poszczególnych bohaterów? „Przejęcie” to naprawdę dobry kryminał. Narracja i poprowadzenie głównych wątków, na niezłym poziomie. Zdaje sobie sprawę, że wszystkie elementy i składowe, które charakteryzują i wyróżniają rasowy kryminał, niniejsza książka posiada. Ale w tym wszystkim zabrakło mi „ognia”, błysku i polotu. „Przejście” niczym się nie wyróżnia, na tle innych gatunkowo „spokrewnionych” pozycji. Z umiarkowanym zainteresowaniem pochłaniałem kolejne rozdziały. Wadą powieści jest zbyt duże nagromadzenie wątków. Notabene jestem jak najbardziej za takim poprowadzeniem narracji, ale w tym razem, za dużo grzybów w tym barszczu. Fabuła po prostu się rozjechała. Na czym ucierpiała „przejrzystość”, głównych wątków. Natomiast jeśli chodzi o sam suspens i plot twist. Tu również wyczuwam pewien deficyt. Nie czułem większego napięcia, pomimo paru brutalnych scen. Opisy nie działały inwazyjnie na moją wyobraźnię. A plot twist tak został „rozcieńczony” przez inne „zabiegi” autora, że mnie usatysfakcjonował. Natomiast w mojej ocenie najmocniejszą stroną powieści są jej bohaterowie. Prowadzący śledztwo komisarz Jakub Mortka, musi się nie tylko zmierzyć ze skomplikowanym śledztwem, ale również z nawarstwiającymi się problemami prywatnymi. Z jednej strony nie poruszył mnie pokręcony umysł mordercy, ale za to główny protagonista to postać, która dźwiga na barkach całą fabułę. Jakub Mortka to postać, która nie jest krystalicznie czysta. Jest upaprany w bagno układów, pomówień i kalumnii. A jak dobrze wiemy nie ma krystalicznie czystej postawy społecznej, która by była na wskroś nieskazitelna. Każdy z nas posiada wady i zalety. Niektóre decyzje mogą być moralnie nie w porządku. Ale w tym wszystkim nie można sobie pozwolić, aby te skazy na naszym charakterze odrywały i miały decydujące znaczenie. Podsumowując, „Przejście” mniej mi się podobało jako przedstawiciel gatunku stricte zagadki, łamigłówki i szarady, a bardziej jako przedstawienie stadium zgnilizny społeczeństwa, której doskwierają choroby cywilizacyjne. Ponad to powieść, bardziej się wyróżnia zarysem sylwetek psychologicznych, niż samymi wydarzeniami, które powinny napędzić fabułę. Wiem, że Wojciecha Chmielarza stać na więcej. Ale nadal jest do dobra pozycja, którą z ręką na sercu polecam.

Kolumbia. Grupa Polaków wybranych do reklamy Coca- Coli spędza wakacje życia w luksusowym hotelu nad oceanem. Ale kiedy beztroscy turyści dostaną od Kolumbijczyków propozycję nie do odrzucenia, raj zamienia się w piekło… Warszawa sobota nad ranem, z mostu Gdańskiego zwisa ciało mężczyzny- rozpruty brzuch, ręce skrępowane na plecach, a w dłoni orzeszek ziemny. Śledztwo...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czasem gonimy za czymś nieoczywistym. Za marzeniem, któremu poświęcamy cały swój wolny czas. Jest to zazwyczaj okupione wielkimi wyrzeczeniami i poświęceniem. Ale nawet te przymioty nie gwarantują sukcesu. Nasze plany mogą się rozlecieć jak domek z kart. Los może spłatać figla, a nasze nadzieje okazać się płonne. Ale w tym wszystkim warto się nie poddawać. Pomimo, zakrętów w życiu, być konsekwentnym, w tym co się robi. Bowiem marzenia nawet najbardziej w nieoczekiwanym momencie mogą się ziścić i spełnić. Te ważne kwestie porusza między innymi powieść Wilbura Smitha. Niewątpliwie jest to jedne z moich ulubionych autorów, i zdarza mi się regularnie sięgać po jego książki. Czy „Ostatnie polowanie”, mnie porwało? Czy przygoda na dzikiej sawannie zaparła mi dech w piersiach? I czy powieść zachęciła mnie do dalszego poznawania dzieł brytyjskiego pisarza? Zanim odpowiem na te naglące pytania, chciałbym pokrótce opowiedzieć o fabule powieści. Afryka Południowa, lata 70. Syn Shasy Courtneya, Sean weteran wojny domowej zajmuje się organizowaniem safari. Do Zimbabwe przyjeżdża na ostatnie polowanie śmiertelnie chory bogaty Amerykanin, Riccardo Monterrro. Towarzyszy mu córka - piękna Claudia. Ich przewodnikiem zostaje Sean. W pościgu za słoniem grupa myśliwych przekracza nielegalnie granice ogarniętego wojennym chaosem Mozambiku. I w tym momencie atmosfera się zagęszcza i zagrożenie okazuje się wręcz namacalne. „Ostatnie polowanie” to powieść o wielu obliczach. Najbardziej mi się podobała pierwsza część powieści. Bowiem bardziej do mnie przemówiły wątki, które zostały oparte na przedstawieniu i zarysie piękna afrykańskiego buszu. Było w niej więcej przygody, zdarzeń i momentów, które zapadły mi w pamięci . Natomiast druga część powieści, w swojej narracji i w eksponowaniu fabularnym , była oparta na brutalnych opisach. Oczywiście ten fakt nie był dla mnie zaskoczeniem, bowiem proza Wilbura Smitha z tego słynie. Ale powieść przygodowa zamieniła się w książkę pełną akcji, która odebrała powieści pewnego blasku i czaru. Wielkim minusem powieści, okazało się przedstawienie i opisanie relacji damsko- męskich. Książka okazała się przesycona szowinistycznymi wstawkami, które bardzo zakłóciły ogólny odbiór. Autor nigdy nie był mistrzem w kreowaniu postaci. W ich ewoluowaniu i rozwijaniu. W „Ostatnim polowaniu”, było to aż nadto widoczne. Co o tyle jest smutne i zaskakujące, że powieść napisana w 1989 roku, czyli w okresie kiedy pisarz wydawał dobre powieści, tym razem przytrafiła mu się słabsza. Również wątki makabry i okrucieństwa okazały się momentami nie potrzebne. Zamiast nadać powieści pewnego mroku i dramatyzmu, okazały się tanim chwytem, który zamiast przyciągać kolejne rzesze czytelników w mojej ocenie mógł tylko odstraszyć. Miałem podczas czytania nieodparte wrażenie, że pisarza ten aspekt bawił, i czerpał z niego perwersyjną przyjemność. Co można nazwać „sytuacją”, nie co dziwną i niespotykaną na tym poziomie. Natomiast powieść ratuje, pewien element, który jednak doceniam w powieściach Wilbura Smitha. To przede wszystkim opisy flory i fauny Afryki. Przedstawienie roli człowieka w środowisku, w którym był w zamierzchłych czasach jedynie, gościem , widzem i biernym obserwatorem. A przemienił się w istotę niemal „boską”. Której nic nie powstrzyma przed zniszczeniem tego co najpiękniejsze, niepowtarzalne i unikatowe na Czarnym Lądzie. Summa summarum powieść nieco mnie rozczarowała. Jest to kolejna pozycja Wilbura Smitha, która mogła być narracyjnie bardziej dopracowana i dopieszczona. Ale jednak posiada walory i zalety, które pozwoliły mi jednak na ukończenie tej cegiełki. Powieść przeznaczona dla czytelników o dużej tolerancji „przemocy”. Pozycja, która jednak powinna zainteresować fanów pisarza. Dla mnie pozycja, która momentami zachwyca, a jednocześnie odstrasza. Nie zachęcam, ani odradzam. Czytelnik musi się sam przekonać, czy „Ostatnie polowanie” jest warte uwagi i drogocennego czasu.

Czasem gonimy za czymś nieoczywistym. Za marzeniem, któremu poświęcamy cały swój wolny czas. Jest to zazwyczaj okupione wielkimi wyrzeczeniami i poświęceniem. Ale nawet te przymioty nie gwarantują sukcesu. Nasze plany mogą się rozlecieć jak domek z kart. Los może spłatać figla, a nasze nadzieje okazać się płonne. Ale w tym wszystkim warto się nie poddawać. Pomimo, zakrętów...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czasem nawet Śmierć potrzebuje wakacji. Tylko jedno może mu dać chwilę wytchnienia: Wybiera więc sobie Morta – chłopca gorliwie pragnącego zdobyć wiedzę, której stanowczo posiadać nie powinien. Wprawdzie Mort szybko opanowuje techniki nowego fachu, to jednak sprawa się komplikuje, kiedy zostaje wysłany po „życie”, pięknej młodej księżniczki. Czy niniejsza powieść dała mi frajdę z czytania? Czy fabularnie powieść jest błyskotliwa? I czy podobała mi się kreacja głównych bohaterów? Muszę na wstępie przyznać, że moja relacja z twórczością brytyjskiego pisarza Terrego Pratchrtta, znacząco się ochłodziła. Nie wiem czy to jest spowodowane. Może pewnym zmęczeniem materiału. Bowiem początek mojej przygody z Światem Dysku, był pełen entuzjazmu, pasji, i apetytu na więcej. Jednak to się zmieniło, i w pewnym sensie już z takim zainteresowaniem i przyjemnością nie zanurzam się w fabułę. „Mort” to powieść, która dla mnie miała pewne fazy. Zwłaszcza pierwsza część powieści bardzo przypadła mi do gustu. Jednak z biegiem czasu, powieść fabularnie się rozjechała. Oczywiście nadal doceniam bogactwo uniwersum. Jej wyjątkowość, niepowtarzalność, i unikatowość. Ale w tym wszystkim wkradł się pewien fałsz, który sprawił, że czytanie niniejszej powieści nie sprawiało mi przyjemności. Nawet humor z którego znany jest cykl, tym razem nie trafił do mojego przekonania. Chciałbym zaznaczyć, że to typowy brytyjski humor, który jest dość skomplikowany i specyficzny. Który może nie przypaść wszystkim do gustu. Natomiast, powieść w pewnym sensie ratuje kreacja bohaterów. Zwłaszcza personifikacja Śmierci to element powieści, która w pewnym stopniu powinien okazać się dla czytelnika atrakcyjna. Terry Pratchett przedstawił i wykreował to indywiduum w sposób bardzo ciekawy, złożony i pomysłowy. Jej rola w Świecie Dysku jest nieodzowna i ostateczna. W mojej ocenie fabuła oparta na tym aspekcie trzyma się stabilnie, a książka w odbiorze jest całkiem niezła. Ale dla najważniejszą postacią książki jest oczywiście terminator Śmierci Mort. Jego postać wręcz ewoluuje. W sposób widowiskowy, niepowtarzalny, i popisowy. Ale czy rozwój postaci głównego bohatera, podążył w dobrym kierunku? To właśnie ten motyw definiuje powieść, która powinna być wysoko oceniona, przez zagorzałych fanów, i nie tylko . Również nieodłącznym elementem cyklu brytyjskiego pisarza jest oczywiście wątek romantyczny. Nie chce za dużo zdradzać, ale kierunek w jakim rozwinie się ten wątek, może nie jednego mola książkowego zaskoczyć. Reasumując, „Mort”, to nie będzie ulubiona pozycja z cyklu, ale też nie zaliczę jej, też do nieudanej. Pozycja obowiązkowa dla fanów serii, ale również dla tych czytelników, którzy chcą zacząć przygodę z cyklem. Dla mnie trochę zabrakło błysku, ale to zmienia faktu, że na pewno kolejne książki ze Świata Dysku, będą przeze mnie pochłaniane i czytane.

Czasem nawet Śmierć potrzebuje wakacji. Tylko jedno może mu dać chwilę wytchnienia: Wybiera więc sobie Morta – chłopca gorliwie pragnącego zdobyć wiedzę, której stanowczo posiadać nie powinien. Wprawdzie Mort szybko opanowuje techniki nowego fachu, to jednak sprawa się komplikuje, kiedy zostaje wysłany po „życie”, pięknej młodej księżniczki. Czy niniejsza powieść dała mi...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Tajemnica zamku grozy Robert Arthur, Alfred Hitchcock
Ocena 6,9
Tajemnica zamk... Robert Arthur, Alfr...

Na półkach: ,

Większość z nas z sentymentem i nostalgią wraca do czasów dzieciństwa. Gdzie wszystko wydawało się łatwiejsze i prostsze. Początki naszej przygody z literaturą, którą zapamiętamy do końca życia. To wtedy życie wielu z nas bezpowrotnie się zmieniło. Był to moment, który ukształtował nas jako ludzi. Można z pewną swobodą wysnuć tezę, że mole książkowe odbierają rzeczywistość, w inny sposób. Z większą empatią i wrażliwością. Nasze synapsy, a przede wszystkim wyobraźnia to beneficjent, niesamowitej pasji jaką jest czytanie. Czasem wracamy myślami do lektur, które zrobiły na nas wrażenie. Często sięgamy po nie jeszcze raz, aby sobie przypomnieć i poczuć jak kiedyś było się dzieckiem. Porwać się ponownie przygodzie. Która powinna nieść za sobą pewną intensywność, magię i urok. W moim przypadku, tak sprawa się ma między innymi z niniejszym cyklem, opowiadającym o trójce przyjaciół: Jupiterze, Peterze i Bobie. Jakie są moje wrażenia po moim powrocie do serii ? Czy inaczej odbieram niniejsza pozycję? I czy mogę polecić tą powieść młodszym czytelnikom? Mała książeczka pod tytułem „Tajemnica zamku grozy”, to przede wszystkim literatura dziecięca, w której nie można się dopatrywać większej logiki. Podczas ponownej lektury uzmysłowiłem sobie, że konstrukcja fabularna opowiadania jest bardzo prosta, banalna i nieskomplikowana. Nawet bym powiedział, że infantylna. Dialogi nie są najmocniejszą stroną książki. Pierwsza część powieści nie dała mi większej przyjemności. Wykreowane postacie, a zwłaszcza trójka nastolatków, którzy samozwańczo nazwali się detektywami, okazały się płytkie, karykaturalne i sztampowe. Również narracja nie stała na najwyższym poziomie. Ale te wszystkie elementy, niedociągnięcia i negatywy tak naprawdę nie grają decydującej roli. Bowiem książka jest przeznaczona przede wszystkim dla młodszych czytelników. Jako trzydziestolatek nie mam prawa w pełni oceniać książeczki zbyt surowo. Moja opinia na dobrą sprawę nie jest obiektywna. Ale muszę przyznać, że jednak druga część książki, i jej rozwój fabularny, zawiązywanie się wątków, i rozwiązanie szarady, to wartość dodatnia powieści. Smaczku opowiadania dodaje niewątpliwie, element dreszczyku, który momentami pojawiał się w opowiadaniu. Książeczkę bardzo szybko się czyta. Krótkie rozdziały mają niewątpliwie na to wpływ. Może trochę dla mnie seria straciła blask, i raczej nie będę jej kontynuował, ale warto było na nowo zanurzyć się w świat zagadek, łamigłówek i szarad. Podsumowując, opowiadanie przeznaczone przede wszystkim dla najmłodszych. Uspokajam rodziców, w powieści nie ma nadmiernej przemocy, ani treści, które nie były by przeznaczone dla naszych pociech. Pozycja może nie okazała się wielką ucztą czytelniczą, ale nie żałuje czasu spędzonego przy lekturze. Miła odmiana od poważniejszych pozycji.

Większość z nas z sentymentem i nostalgią wraca do czasów dzieciństwa. Gdzie wszystko wydawało się łatwiejsze i prostsze. Początki naszej przygody z literaturą, którą zapamiętamy do końca życia. To wtedy życie wielu z nas bezpowrotnie się zmieniło. Był to moment, który ukształtował nas jako ludzi. Można z pewną swobodą wysnuć tezę, że mole książkowe odbierają rzeczywistość,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Panna Marple. 12 nowych historii Naomi Alderman, Leigh Bardugo, Alyssa Cole, Lucy Foley, Elly Griffiths, Natalie Haynes, Jean Kwok, Val McDermid, Karen M. McManus, Dreda Say Mitchell, Kate Mosse, Ruth Ware
Ocena 7,1
Panna Marple. ... Naomi Alderman, Lei...

Na półkach: ,

Panna Marple. Błyskotliwa starsza pani, która jako detektyw amator pomagała stróżom prawa rozwiązywać nawet najbardziej zawiłe i skomplikowane sprawy. Postać stworzona przez brytyjską królową kryminału Agatę Christie, wystąpiła w dwunastu powieściach. Jej intelekt nie jednego inspektora by zawstydził. Bowiem ta niepozorna staruszka, przeważnie na pierwszej linii ognia walczyła z przestępcami. Dla niektórych fanów pisarki, to właśnie postać panny Marple jest najbardziej lubiana. W pewnym sensie nie jest to dla mnie zaskoczeniem. Oczywiście mam inny typ głównego protagonisty, pewnego pana z wąsikiem i jajowatą głową. Ale to kwestia gustu i perspektywy. Mam dla was do zrecenzowania, zbiór dwunastu nowych historii w roli głównej występuje panna Marple. Napisanych przez dwanaście różnych autorek, które podjęły się tego wyzwania. Z jakim rezultatem? Czy czuć ducha brytyjskiej pisarki? I czy zapadły mi w pamięć niektóre z opowiadań w powyższym zbiorze. Na wstępie muszę przyznać, że pisarki bardzo się starały, aby oddać ducha dawnym powieściom pisarki. Jednak muszę przyznać, że z marnym efektem. Podstawowym problemem większości opowiadań, okazała się słaba narracja, która nie przykuła w sposób dostateczny mojej atencji i uwagi. Nie czułem w żadnym pierwiastku sztuki pisarskiej elementu, który by przeczył że to nie był skok na kasę. Niestety tak w istocie sprawa się przedstawia. Trzy, cztery opowiadania stały na niezłym poziomie, ale to za mało, abym ocenił ten zbiór pozytywnie. Te „twory”, bo nie nazwę tego opowiadaniami, były dla mnie drogą przez mękę. Przeważnie bardzo słaba intryga kryminalna, która przeważnie została zbyt płytko przedstawiona, lub zbyt rozciągnięta, nie ułatwiła płynnego czytania. Same postacie, również dalekie od standardów, które powinny być zachowane. Zwłaszcza postać głównej bohaterki panny Marple, okazała się karykaturalna. Może dla innych czytelników, którzy jeszcze nie mieli przyjemności zapoznać się twórczością Agaty Christie, niniejszy zbiór okaże się atrakcyjny. Dla mnie to tani chwyt marketingowy, i wykorzystanie marki. Zauważyłem, że takie podejścia hobbystyczne, do spuścizny znanych autorów są przeważnie chybione, niepotrzebne i bezsensowne. Może jestem zbyt rygorystyczny w swoim osądzie, ale mam nieodparte wrażenie, że takiego typu inicjatywy są z góry skazane na porażkę. Bowiem jak można imitować coś, co jest unikatowe niepowtarzalne i wyjątkowe. Niektórych rzeczy się nie rusza, i nie tyka. Oczywiście czasem, udaje się z tego typu projektach stworzyć coś sensownego i rzetelnego, ale jak historia i doświadczenie uczy, jest do bardzo trudne do zrealizowania. Summa summarum, niniejszy zbiór okazał się przeciętny, z paroma dobrymi rozwiązaniami fabularnymi, ale przeważnie zdominowanymi tanimi sztuczkami, które burzą ogólny obraz. Co o tyle jest smutne, że takie pozycje, maja rację bytu na rynku wydawniczym. Ten zbiór opowiadań daje nam fanom brytyjskiej pisarki do rąk argument, że tylko jedna jest królowa kryminału. Niniejszy zbiór omijać szerokim łukiem. Szkoda czasu.

Panna Marple. Błyskotliwa starsza pani, która jako detektyw amator pomagała stróżom prawa rozwiązywać nawet najbardziej zawiłe i skomplikowane sprawy. Postać stworzona przez brytyjską królową kryminału Agatę Christie, wystąpiła w dwunastu powieściach. Jej intelekt nie jednego inspektora by zawstydził. Bowiem ta niepozorna staruszka, przeważnie na pierwszej linii ognia...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czym może jeszcze zaskoczyć powieść fantastyczna ? Jakie „składniki”, są potrzebne, aby powieść zdobyła uznanie? Na jakie akcenty fabularne warto położyć nacisk, aby książka „zaskoczyła”, tworząc zadowalającą całość? Wiele jest odpowiedzi na te pytania. Ale znaleźć złoty środek to już rzecz wymagająca wielkiego warsztatu pisarskiego. Jako fan powieści fantastycznych, najbardziej sobie cenię, kiedy książka posiada balans. Na pewno są ważni sami bohaterowie. Ich kreacja powinna być wyrazista, i zbiegiem czasu ewoluująca. Kolejnym ważny punktem jest wykreowany świat, który powinien swoją głębią i złożonością, przyciągać jak największe grono czytelników. I oczywiście akcja, bowiem czytelnik nie może się zanudzić. Jakie akcenty dominują w powieści Joe Abercrombie „Ostateczny argument”? Czy trzecia część okazała się fantastyką na najwyższym poziomie? I czy w książce są ukryte pewne wartości? Zanim odpowiem na te pytania, chciałbym pokrótce opowiedzieć o fabule pozycji. Logen Dziewięciopalcy musi stoczyć jeszcze jedną walkę. Poprzysiągł sobie, że będą o niej kiedyś rozprawiać i zapisze się ona na kartach historii. Na Północy kraju szaleje wojna. Tylko jeden człowiek może powstrzymać Króla Północy- jego dawny przyjaciel i dawny wróg. Jezal dan Luthar doszedł do wniosku, że ma dosyć ciągłej wojny i walki. Więc porzuca wojaczkę na rzecz życia z kobietą, którą darzy głębokim uczuciem. Okaże się jednak, że miłość także potrafi sprawić ból, a chwała ma w zwyczaju dopadać człowieka wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewa… Trzecia część z cyklu „Pierwsze prawo”, to najbardziej napakowana akcją powieść z całej trylogii. Zwłaszcza pierwsza faza „Ostatecznego argumentu”, to jazda bez trzymanki. Powieść sama w sobie jest bardzo brutalna. Dla wrażliwych czytelników, może być nie do przejścia. Autor w sposób bezwzględny opisuje potyczki, bitwy i pojedynki. Co nadaje powieści pewnego perwersyjnego błysku i polotu. Można dywagować, czy pozycja oparta jedynie na akcji, może być uznawana za klasykę gatunku ? Moim zdaniem niekoniecznie. Trochę zabrakło mi balansu, który tak lubię w tego typu powieściach. Ale skupię się na zaletach, bowiem przesłaniają niedostatki powieści. To co najbardziej mi się podobało to kreacja bohaterów. Mogłoby się wydawać, że poziom i częstotliwość opisywanych scen batalistycznych, może ten aspekt przypudrować, ukryć. Powieść broni się ciekawymi kreacjami. Braterstwo, honor, miłość to ważne elementy, które są poruszane w powieści. Bohaterowie są przedstawieni jako persony, których nie oszczędzał los. Gdy, mogłoby się wydawać. że marzenia, plany i pragnienia zostaną ziszczone i spełnione, to jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko zamienia się w pył, gruz i ruinę. Autor nie boi się rzucać swoich bohaterów na głęboką wodę. A skomasowane przeciwności losu nie jednego by przytłoczyły i załamały. Ale w tym wszystkim pisarz przemyca pozytywne emocje, i daje pewien promyk nadziei, który jak wiosenna jutrzenka, może być zwiastunem czegoś dobrego i zgoła odmiennego. W niniejszej powieści, świetnie jest zarysowany konflikt. To właśnie pod tym względem powieść wybija się nad tego typu pozycjami. Na taki stan rzeczy niewątpliwie ma wpływ zabieg wykorzystany przez pisarza. Chodzi mi o wykorzystanie w konstrukcji fabularnej elementu: polityki. Dla niektórych czytelników ten aspekt w powieściach fantastycznych jest najmniej lubiany, ale doceniam tą sferę fabularną, która nadaje historii pewnej głębi, wielowątkowości i złożoności. Reasumując, „Ostateczny argument”, to najlepsza cześć z całego zbioru. Autor jednak nie dokończył wszystkich wątków, zostawiając furtkę na kolejne części. Może nie pokochałem tejże serii, ale powieści, z cyklu „Pierwsze prawo”, dały mi rozrywką na naprawdę niezłym poziomie. Pozycja obowiązkowa dla fanów pisarza, ale również miłośników opisów batalistycznych i poprowadzonej „mocno” narracji. Gorąco Polecam.

Czym może jeszcze zaskoczyć powieść fantastyczna ? Jakie „składniki”, są potrzebne, aby powieść zdobyła uznanie? Na jakie akcenty fabularne warto położyć nacisk, aby książka „zaskoczyła”, tworząc zadowalającą całość? Wiele jest odpowiedzi na te pytania. Ale znaleźć złoty środek to już rzecz wymagająca wielkiego warsztatu pisarskiego. Jako fan powieści fantastycznych,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czasami mamy chwilę zwątpienia. Moment gdy tracimy kontrolę nad tym co jest nam drogie i ważne. Wtedy szukamy drogi na skróty, co zazwyczaj prowadzi na manowce. Podejmujemy decyzje kierowani impulsem. Pośpiech nie jest dobrym doradcą. Zdarza się, że wpadamy w złe towarzystwo. Nie mamy sił, ani odwagi, aby wyjść z otoczenia, które może doprowadzić nas do destrukcji. Czujemy się rozdarci co jest dobre, a co złe. Nasze zasady moralne, nie funkcjonują zostawiając nas z tym bałaganem, który sami stworzyliśmy. Wtedy łatwo o błąd i pomyłkę. Jedynym ratunkiem dla nas może się okazać drugi człowiek, który dobrze nam życzy. Wesprze dobrym słowem i radą. To właśnie te wszystkie aspekty poruszone są w monumentalnej powieści „Shantaram” pióra Gregoriego Davida Robertsa. Czy powieść, która swojego czasu była bardzo popularna, również na mnie wywarła piorunujące wrażenie? Czy powieść jest wartościowa Czy kryje w sobie ukryte przesłanie? I czy podobała mi się kreacja głównego bohatera? Zanim odpowiem na te pytania, przybliżę zarys fabularny powieści. Książka opowiada historię młodego Australijczyka, który porzucony przez żonę znalazł pocieszenie w heroinie. Zaczął napadać na banki. Schwytany, został skazany na dwadzieścia lat . W biały dzień uciekł z więzienia i przedostał się do Indii. I tam zaczął nowe życie. Powieść jest oparta na prawdziwych faktach. Co nadaje powieści niesamowitej głębi, a wydarzenia, które na pierwszy rzut oka opisane w książce mogą wydawać się nieprawdopodobne. „Shantaram” to powieść, która wymyka się wszelkim schematom. Przyznaję długo mi zajęło pokonać tę „cegłę”. Nie wynika to bynajmniej z „słabości” powieści, ale z pewnego pietyzmu jaki miałem do pozycji. Każde słowo pochłaniałem z niespotykana estymą. Bowiem zawarte w powieści przesłanie jest nad wyraz „potężne” i obliguje do zapoznania się z lekturą. Ale zanim przejdę płynnie do tego punktu recenzji, chciałbym się zatrzymać nad naszym głównym bohaterem. Jest to postać nietuzinkowa. Powieść można nazwać i potraktować jako swojego rodzaju spowiedź. Nie pełni jednak w tym konkretnym przypadku funkcji oczyszczenia, lub wybielenia. A jest rzetelnym przedstawieniem faktów. Dla niektórych czytelników może być to niewystarczające i płytkie. Ale w mojej interpretacji główny bohater pomimo swego przestępczego życia zyskał moich w oczach. Ktoś mógłby zadać sobie pytanie jak można kibicować człowiekowi, który jest na bakier z prawem, jest uzależniony od heroiny, a jego postawa moralna jest wątpliwa? W literaturze dla mnie jest najważniejsza wiarygodność. Bowiem każdy z nas posiada mocne strony charakteru oraz solidny kręgosłup moralny, ale czasem w naszym życiu, może nastąpić moment, który może nas „skruszyć” i obnażyć. Bowiem nasz charakter, jest tak skonstruowany, że nasze wybory mogą się okazać nie zawsze do końca krystalicznie czyste. Ponieważ, uważam, że w naszym życiu i zasadach moralnych wiele jest odcieni szarości. Ale czy nas ten fakt degraduje nas w hierarchii społecznej? Czy to zamienia nas w złych ludzi? Musimy sobie na te pytania sami odpowiedzieć. Taką postawę reprezentuje główny narrator. Który żył pełnią życia, a jego przygody, można było by obdzielić sporą ilość książek. Powieść niesie ze sobą bardzo ważne wartości. Miłość, przyjaźń i braterstwo to jedne z nich. Kto już raz kogoś pokochał, to wie czym jest to intymne wrażenie. W swojej wyjątkowej konstrukcji jest to silne uczucie, które potrafi wzmacniać, ale również zniszczyć. Miłość nie szuka poklasku, splendoru ani uwagi. To wyjątkowy stan ducha, który definiuje nas jako istoty myślące i czujące. „Shantaram” to powieść , która uczy, jak być cierpliwym. Bowiem jest to cnota, która jest ważna w naszym życiu. Gdy już myślimy, że nic nie wydarzy się w naszym życiu nic dobrego, to dzięki determinacji, która notabene przejawia się na wiele sposobów, może być finalnie wynagrodzona. Ostatnim akordem, który mam w zanadrzu, a który udowadnia, że powieść Gregorego Davida Robertsa jest wyjątkowa, to miejsce akcji powieści, którym jest Bombaj. Miasto w Indiach, pełne kontrastów. Samo w sobie metropolia to jeden z „bohaterów” powieści, który ma wielki wpływ na losy naszych bohaterów. Pełen rozmachu, splendoru i majestatu i różnorodności, a zarazem „Dramatów” przede wszystkim slamsów z ich przepełnieniem, chorobami i przestępczością. Autor w sposób plastyczny ukazał blaski i cienie miasta, w sposób rzetelny bez pudru. Opisał realia życia w tym wielkim mieście. Dzięki czemu czułem się jakbym był na miejscu wydarzeń i jako naoczny świadek poznawał historie bohaterów. Reasumując. „Shantaram” to powieść, która zrobiła w na mnie niesamowite wrażenie. Jej „Wielkość” to nie tylko bezbłędna narracja, ciekawi bohaterowie, oraz egzotyczna otoczka, ale przede wszystkim pewien mistycyzm, który definiuje nasz sens egzystencjalny. Powieść przeznaczona dla szerokiego grona czytelników, którym powinna przypaść do gustu jej wyjątkowość, wielowątkowość i niepowtarzalność. Marcin Meller napisał: „Shantaram to czytelniczy Święty Graal”. I pod tymi słowami jak najbardziej się podpisuje. Bowiem dla mnie niniejsza powieść była intymną podróżą w głąb duszy, która na zawsze odmieniła moje czytelnicze życie. Gorąco Polecam!!!

Czasami mamy chwilę zwątpienia. Moment gdy tracimy kontrolę nad tym co jest nam drogie i ważne. Wtedy szukamy drogi na skróty, co zazwyczaj prowadzi na manowce. Podejmujemy decyzje kierowani impulsem. Pośpiech nie jest dobrym doradcą. Zdarza się, że wpadamy w złe towarzystwo. Nie mamy sił, ani odwagi, aby wyjść z otoczenia, które może doprowadzić nas do destrukcji. Czujemy...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Hal, młoda tarocistka, rozpaczliwie potrzebuje pieniędzy. Nadal nie może pogodzić się ze śmiercią matki. Ponadto, człowiek, od którego pożyczyła sporą sumę, chce odzyskać swoje należności. Gdy Hal otrzymuje tajemniczy list, wydaje się, że jej sytuacja może się poprawić. Dowiaduje się z niego, że jej babcia - Hester Westaway, zmarła. Ale szkopuł w tym, że dziewczyna jest przekonana, że jej dziadkowie dawno zmarli. Hal podejmuje niebezpieczną grę. Czy książka przypadła mi do gustu? Czy suspens i plot twist to wartość dodana powieści? Czy podobała mi się kreacja głównej bohaterki? I czy podobała mi się otoczka powieści? Może zacznę od tego, że to moje drugie spotkanie z brytyjską autorką. „Pod kluczem” delikatnie rzec ujmując nie przypadła mi do gustu. Ale dałem autorce drugą szansę. Z jakim skutkiem? Jeśli chodzi o zarys psychologiczny sylwetki głównej persony, to powieść stoi na naprawdę wysokim poziomie. Hal wiele przeżyła. Kolejne zawirowania życiowe, nie ułatwiły materialnej sytuacji bohaterki. Również jej życie uczuciowe daleko odbiega od normy. Jej defensywna postawa wobec otoczenia, jej brak pewności wynika z trudnych przeżyć, które ukształtowały jej charakter. Podjęła jednak wyzwanie, i wyszła ze swojej strefy komfortu. Wszystko postawiła na jedną kartę. I to dosłownie. Motyw czytanie przyszłości z tarota, nieodparcie kojarzył mi się z powieścią Williama Lindsaya Greshama „Zaułek koszmarów”. Podobieństwa nad wyraz są widoczne. Mogłoby się wydawać, że „Śmierć pani Westaway” to gatunek, który reprezentuje typ literatury, który powinien być napędzany wydarzeniami. Ale sprawa ma się zgoła inaczej. Bowiem akcenty zostały bardziej uwypuklone na obyczaj i kreacje bohaterów. Na czym jednak trochę cierpi suspens. Pierwsza część książki to wstęp i podwalina do wydarzeń, które co prawda przyspieszają, ale jeśli chodzi o napięcie to trochę, tego elementu zabrakło. Natomiast plot twist w sposób umiarkowany mnie zadowolił. Byłem zaskoczony finałem powieści. Ale nie przyprawił mnie o większe emocje. Natomiast było czuć ducha powieści Agaty Christie i Daphne du Maurier . Otoczka powieści bardzo przypadła mi do gustu. Wiktoriańskie klimaty był wyczuwalny w każdym aspekcie książki. Posępna, groteskowa i złowroga posiadłość na szczerych polach, która skrywa swoje tajemnice. Wrzosowiska, torfowiska, bagna. Mgła gęsta jak zsiadłe mleko. To wszystko tworzy klimat, który w pewnym stopniu nadaje powieści pewnych walorów, które powinny przykuć uwagę czytelnika. Sama narracja, miała coś w sobie, hipnotyzującego, bowiem z dużym zaangażowaniem, zainteresowaniem i przejęciem pochłaniałem kolejne strony. Konstrukcja fabuły sama w sobie była ciekawa. Bowiem autorka wplotła w główną treść, krótkie retrospekcje z przeszłości, które dopełniły główny wątek, nadając mu pewnej tajemniczości, niepokoju oraz nieprzewidywalności. Reasumując, „Śmierć pani Westaway”, to może nie kryminał, najwyższych lotów, który by przyprawiał o gęsią skórkę. Ale tak naprawdę zalet powieści, gdzie indziej trzeba upatrywać. Nie mrocznego suspensu i niesamowitego plot twistu, ale przesłania, że nawet gdy wydaje nam, że jesteśmy zagonieni w kozi róg, to jednak czynione dobro, może do nas wrócić z podwójną siłą, w najmniej oczekiwanym momencie. Chociaż takich walorów w powieściach kryminalnych nie szukam, ale szanuje formę i koncept autorki na książkę. Ogółem dobra powieść.

Hal, młoda tarocistka, rozpaczliwie potrzebuje pieniędzy. Nadal nie może pogodzić się ze śmiercią matki. Ponadto, człowiek, od którego pożyczyła sporą sumę, chce odzyskać swoje należności. Gdy Hal otrzymuje tajemniczy list, wydaje się, że jej sytuacja może się poprawić. Dowiaduje się z niego, że jej babcia - Hester Westaway, zmarła. Ale szkopuł w tym, że dziewczyna jest...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Filozofia. Nauka, która uczy samodzielnego myślenia. Przytaczania faktów, interpretowania i analizowania. Wywodzi się ze starożytnej Gracji. Pierwsi filozofowie koncentrowali swoje zainteresowania na przyrodzie i genezie powstania świata. Wśród najwybitniejszych uczonych możemy wyróżnić: Talesa z Miletu, Platona czy Kartezjusza. Wśród pisarzy moim ulubionym autorem, który w swoich powieściach przemycał i przytaczał zagwozdki filozoficzne, jest Umberto Eco. Więc z otwartą głową podchodziłem do niniejszej powieści francuskiego filozofa i pisarza Denisa Diderota. Czy powieść mi się spodobała? Czy w swojej treści była dla mnie zrozumiała? Czy czuć klimat dawnej epoki? I czy podobała mi się kreacja dwójki bohaterów? „Kubuś fatalista i jego pan” to powiastka filozoficzna wydana w 1796 roku. Która składa się głównie z dialogów. Może zacznę od tego, że mam ambiwalentne odczucie jeśli chodzi o lekturę. Niestety dla mnie nie była to satysfakcjonująca i przyjemna przeprawa. Oczywiście szanuje ambitny zamysł autora. Zabawa konwencją. Puszczanie oka do czytelnika. Niezłe oddanie realiów XVIII wiecznej Francji. Przyzwoite nakreślenie dwójki bohaterów, ale miejscami powieść była dla mnie zupełnie nie zrozumiała. Lubię w powieściach wstawki filozoficzne pod tym kątem nie jestem ignorantem. Nie stronie od zagmatwanych fabuł oraz pomysłów na ich realizowanie. Lubuje się w niejednoznacznej narracji. Ale „Kubuś Fatalista i jego pan” w pewnym stopniu okazał się ciężkim orzechem do zgryzienia. Jedynym punktem, który mój umysł mógł się zaczepić w meandry fabularne, to główne przesłanie autora. A mianowicie, że nasz los jest spisany i przesądzony z góry. Podejmujemy decyzje, które determinują nasze poczynania. Spotykamy osoby na swojej drodze, które mogą odmienić nasze życie. Można snuć teorie nad naszym życiem oraz interpretowaniem światopoglądu, który w sposób detaliczny przedstawił w swej opowiastce francuski filozof. Pisarz prowokuje odbiorcę do samodzielnego interpretowania faktów. Co samo w sobie jest wartością dodaną powieści. Najważniejsze to myśleć podczas czytania, i analizować co w danym fragmencie ma na myśli autor. Natomiast dwójka bohaterów to duet indywiduum, który pomimo mało atrakcyjnej fabuły sprawdził się jako pewna równowaga nad optyką ówczesnego świata. To dźwignia, która ma uzmysłowić czytelnikowi, jaki dany bohater reprezentuje nurt myślowy, który „uzbraja” nas w przemyślenia nad sensem co nas wokół otacza, oraz co się znajduje po drugiej stronie. Oczywiście to wszystko trzeba przesiać przez cienkie sitko, bowiem nie każdy przedstawiony światopogląd w literaturze jest nam bliski i w niego wierzymy. Najważniejsze to być zgodnym z samym sobą, i mieć pewien kodeks moralny, którym się kierujemy i trzymamy przez całe życie. Natomiast wątek miłosny również pojawia się w powieści. Jest to parabola szukania w życiu szczęścia, oszukania przeznaczenia i znalezienia własnej drogi. W tej materii nie tylko jest najważniejsza namiętność, ale dokładne poznania swojej połówki. Nie tylko jej pragnień, ale również marzeń i pełnego zrozumienia. Trochę mi przykro, że w pełni nie zrozumiałem powieści. Po części to moja wina, bowiem nie posiadam instrumentów, lub przymiotów, aby wszystkie niuanse wyłapać, i zrozumieć w tej „Studni mądrości” jaką reprezentował Denis Diderot. Ale pocieszam się tym, że większość moich wyborów czytelniczych jest trafiona, a różne meandry potrafię dobrze zinterpretować i zrozumieć. Summa summarum, klasyka, która tym razem nie trafiła do mojego serca i przekonania. Ale nie traktuje tej powieści jako straconego czasu, ale swego rodzaju nauki, która pomimo wszystko poszerzyła moje horyzonty. Pozycja moim zdaniem dla wąskiego grona. Dla mnie książka, która jednak nie dało mi tego, czego się spodziewałem.

Filozofia. Nauka, która uczy samodzielnego myślenia. Przytaczania faktów, interpretowania i analizowania. Wywodzi się ze starożytnej Gracji. Pierwsi filozofowie koncentrowali swoje zainteresowania na przyrodzie i genezie powstania świata. Wśród najwybitniejszych uczonych możemy wyróżnić: Talesa z Miletu, Platona czy Kartezjusza. Wśród pisarzy moim ulubionym autorem, który w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

14 lipca 1789 roku. Data wybuchu rewolucji francuskiej. Odgłos opadającego ostrza. Gilotyna jako narzędzie ostatecznego rozwiązania. Tłum mieszczan nie okazał litości dla elit. Burżuazja francuska była pacyfikowana w sposób brutalny, okrutny i bezlitosny. Zdobycie bastylii i ścięcie króla Ludwika XVI, to kulminacyjne wydarzenia krwawych rozruchów. Tak obalono dynastię Burbonów. Na tym tle wydarzeń rozpoczęła się wielka kariera Napoleona Bonaparte, który jako pierwszy konsul zakończył działanie Dyrektoriatu. Czy Biografia tego najsławniejszego francuza w historii mnie porwała? Czy dużo informacji i wiedzy z niej wyniosłem? I czy niniejsza pozycja oddała klimat tamtych czasów? Na początku chciałbym poruszyć pewną kwestię. Byłem przygotowany na trochę inna formę narracji. Myślałem, że to będzie bardziej literatura faktu. A dostałem co innego. Bowiem książka Maxa Gallo to biografia bestsellowana. Pierwszy tom dzieła francuskiego pisarza obejmuje młodzieńcze lata głównego bohatera. Jego awans w armii, aż do momentu namaszczenie go jako Cesarza Francji. Pozycje wieńczy słynna bitwa pod Austerlitz. Książka stricte jest dobra i pomimo sporego materiału szybko się czyta. Ale są pewne potknięcia i niedociągnięcia, jakie zaliczył autor. Może zacznę od negatywów. Pisarza w sposób zbyt aptekarski i skrupulatny podszedł do tematu. Pozycja jest zalana datami, co powodowało u mnie pewien mętlik. W niektórych momentach powieść jest trochę nużąca. Niektóre wątki zostały za bardzo rozwleczone i, słabo opisane. Pierwsza część pozycji okazała się w mojej ocenie trochę niedopracowana . Jednak druga część tomu pierwszego zatytułowana „Słońce Austerlitz”, wynagrodziła moją cierpliwość. Pozycja stała się bardziej przejrzystsza, atrakcyjniejsza i płynniejsza. Wątki się zazębiały, a czytanie sprawiało przyjemność. Maxowi Gallo udało się w pewnym stopniu oddać wielkość Napoleona Bonaparte, który wyprzedzał swoje czasy. Był on postacią nietuzinkową, wyjątkową i niepowtarzalną. Mistrz sztuki wojennej musiał stawić czoła obcym mocarstwom, które chciały zdetronizować jego osobę , i sprowadzić państwo francuskie do podmiotu marionetkowego. Silny charakter naszego bohatera nie mógł pozwolić na taki obrót spraw. Czytelnik jest świadkiem wielu bitew, które miały wpływ na dalsze losy Francji. Ale kim naprawdę był Napoleon Bonaparte? Interpretacja pisarza jest niejednoznaczna. Czytelnik musi sam wyciągnąć wnioski. Czy był tyranem, który niszczył swoich wrogów? Czy zbawicielem, który patrząc, z perspektywy naszej ówczesnej historii, mógł nasz naród wyzwolić z jarzma zaborów. Natomiast dla mnie największe wrażenie zrobiła, relacja Bonaparte z jego żoną Józefiną. Ich interpersonalne stosunki były bardzo złożone, niejednoznaczne i trudne. Nazywając rzecz po imieniu, ich związek był toksyczny. Przez fakt, że Józefina nie mogła dać potomka Napoleonowi ich małżeństwo było nie do końca spełnione. Na dodatek małżonka notorycznie zdradzała swego wybranka. Napoleon nie był jej dłużny. Jego liczne romanse były tematem wielu plotek. Ale tak naprawdę w sposób perwersyjny para, nie mogła żyć bez siebie. Była to symbioza, która ograniczała, a jednocześnie rozpalała tlący się ogień namiętności. Również autorowi, udało się przedstawić w sposób rzetelny realia tamtych czasów. Niuanse polityczne i ich machinacje zostały przez historyka wyeksponowane w sposób przejrzysty, składny i przystępny. Jako laik jestem w pewnym stopniu napakowany faktami, które dzięki książce nabyłem i przyswoiłem. Reasumując, w kolejce czeka drugi tom. W mojej ocenie może być jeszcze lepszy niż pierwszy. Mam nadzieję na kolejną dawkę informacji, o epoce, która dla entuzjasty historii powinna, okazać się fascynująca. Tom pierwszy ma pewne wady, ale są jednak przykryte walorami, które nadają książce pewnej rzetelności, solidności, i niezłej narracji. Pozycja obowiązkowa dla miłośników historii, ale również dla czytelników, którzy są cierpliwi i rozumieją kunszt rozwijającej się opowieści. Polecam.

14 lipca 1789 roku. Data wybuchu rewolucji francuskiej. Odgłos opadającego ostrza. Gilotyna jako narzędzie ostatecznego rozwiązania. Tłum mieszczan nie okazał litości dla elit. Burżuazja francuska była pacyfikowana w sposób brutalny, okrutny i bezlitosny. Zdobycie bastylii i ścięcie króla Ludwika XVI, to kulminacyjne wydarzenia krwawych rozruchów. Tak obalono dynastię...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Daphne du Mauriel. Muza Alfreda Hitchcocka. Pisarka u nas znana z powieści „Rebeka” lub „Kozioł ofiarny”. Jej powieści charakteryzują się pewnym mrokiem i niepokojem. Angielska pisarka jest uznawana za mistrzynie suspensu. Udowodniła to nie jeden raz. Moja przygoda z tą pisarką zaczęła się dość niepozornie. Sięgnąłem po „Rebekę”, nie wiedząc, czego się spodziewać. Okazało się, że to był bardzo dobry wybór. Czasami wracam do powieści, myślami. Bowiem historia w niej zawarta utkwiła mi głęboko w sercu i umyśle. Jak sprawa się ma z niniejszą powieścią ? Czy historia mnie porwała? Czy spodobała mi się kreacja bohaterów? Czy powieść jest klimatyczna , Czy suspens jest wyczuwalny”? I czy plot twist to mocny punkt powieści? Zanim odpowiem na te ważkie pytania, wpierw przybliżę zarys fabularny powieści. W życiu dwudziestotrzyletniej Mary Yellan zaszły zmiany. Niedawno pochowała ukochaną matkę i sprzedała podupadającą farmę. Postanawia odwiedzić siostrę matki. Która mieszka na kornwalijskim odludziu, w oberży Jamajka, która prowadzi jej mąż, nieobliczalny Joss Merlyn. I w tym momencie zaczynają się kłopoty naszej bohaterki. Może zacznę od moich wrażeń. Z początku historia mnie zaintrygowała. Byłem ciekaw dalszego przebiegu fabuły. Ale im dalej w las tym napięcie spadało. Niestety nie mogę niniejszej powieści zaliczyć do ulubionych autorki. Na taki stan rzeczy składa się wiele elementów. Niewątpliwie wpływ na taki stan rzeczy miał fakt, że nieco innej spodziewałem się konstrukcji fabularnej. Oczekiwałem rasowego kryminału, a dostałem bardziej klasykę z inklinacjami powieści awanturniczej. W pewnym momencie cała opisana historia stała się dla mnie mało atrakcyjna, satysfakcjonująca i angażująca. Nawet kreacja bohaterów pozostawiała, wiele do życzenia. Byli wykreowani przez pisarkę jednowymiarowo. Trudno było czuć sympatię do jakikolwiek z postaci. Powieść, napędzają, bowiem wydarzenia, niż przeżycia głównych person. Nawet same przygody głównej bohaterki, zostały opisane przez autorkę w sposób mało wyszukany, wręcz sztampowy. Natomiast jeśli chodzi o sam suspens, to tego elementu w powieści, było jak na lekarstwo. Powieść jest pozbawiona i wybrakowana z wszelkich emocji. Paradoksalnie jest to zaskakujące, bowiem książka jest pełna akcji, ale ten pierwiastek fabularny został tak słabo wyeksponowany, że naprawdę trudno o zachwyty. W żadnym momencie czytania, nie czułem stawki, o jaka grają główni bohaterowie. Jest to niewątpliwie wina słabej narracji. Co jest negatywnym zaskoczeniem. Jeśli zaś chodzi o plot twist, to ten aspekt, nawet dobrze zadziałał . W pewnym stopniu byłem zaskoczony rozwiązaniem szarady. Ale ten element, nie zmienił diametralnie mojej ogólnej oceny. Czułem, bowiem pewne zobojętnienie. Natomiast na plus zasługuje klimat powieści, który jest posępny, nieprzyjazny i złowieszczy. Można było wyczuć pewien dyskomfort z kart powieści jaki towarzyszył głównej bohaterce. Rozległe pustkowia, wrzosowiska, torfowiska. Gęsta mgła opadająca na szczera pola, słaba widoczność, i grzęzawiska, oddają pewien ogląd i optykę z jaki przeciwnościami i przeszkodami musiała się mierzyć nasza główna bohaterka. Summa summarum, powieść do przeczytania. Ale bez większych zachwytów. Jest to zdecydowania najgorsza pozycja, jaką dane mi było przeczytać angielskiej autorki. Ale jednak, historia godna zapoznania, i przeczytania. Pozycja, obowiązkowa dla fanów pisarki, ale również dla czytelników, którym nie jest obca klasyka w niezłym wykonaniu. Dla mnie trochę za mało walorów czysto pisarskich. Nie polecam, ani odradzam. Musicie się sami przekonać czy „Oberża na pustkowiu”, to rozrywka na dobrym poziomie, czy też w jak moim przypadku lekkie rozczarowanie.

Daphne du Mauriel. Muza Alfreda Hitchcocka. Pisarka u nas znana z powieści „Rebeka” lub „Kozioł ofiarny”. Jej powieści charakteryzują się pewnym mrokiem i niepokojem. Angielska pisarka jest uznawana za mistrzynie suspensu. Udowodniła to nie jeden raz. Moja przygoda z tą pisarką zaczęła się dość niepozornie. Sięgnąłem po „Rebekę”, nie wiedząc, czego się spodziewać. Okazało...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nadchodzi Zima. Zbuntowani władcy na szczęście pokonali szalonego Smoczego Króla, Aerysa Targaryena, zasiadającego na Żelaznym tronie Zachodnich Krain, lecz obalony władca pozostawił po sobie potomstwo, równie szalone jak on sam. Tron objął Robert – najznamienitszy z buntowników. Minęły, już lata pokoju i oto możnowładcy zaczynają grę o tron. Kto nie słyszał o monumentalnym cyklu „Pieść Lodu i Ognia”, czy też serialu HBO na jego podstawie. Seria Georga R.R. Martina to zjawisko społeczne i anomalia na skalę światową. Pięć tomów notabene czekamy na legendarny szósty, w sposób brawurowy wpisało się w nasza popkulturę, zdobywając rzesze fanów na cały świecie. Oczywiście ja też do tego grona się zaliczam. Jest to mój wielki powrót do serii. Poczułem nieodpartą ochotę, aby wrócić do tej mitycznej i niezwykłej krainy. Do bohaterów, którzy zostali wykreowani przez pisarza w sposób fascynujący i niepowtarzalny. I do tej brutalnej walki o władzę. Tak wiele zostało napisane o tym cyklu, więc pewnie nic odkrywczego nie napisze. Po prostu robię to dla siebie, aby podzielić się z wami moimi wrażeniami. Chciałbym zacząć, że pokochałem serie za jej niesamowitą wielowątkowość. Rozpisanie rozdziałów z perspektywy poszczególnych bohaterów, to zabieg, który bardzo mi przypadł do gustu. Rewelacyjna narracja, która broni się w wielu aspektach warsztatu pisarskiego. Przede wszystkim bardzo atrakcyjne zakulisowe rozgrywki, intrygi, spiski. Pod tym względem Martin wie jak zachęcić do czytania. Na uwagę zasługują piękne opisy ubioru i kostiumów poszczególnych bohaterów oraz opisy potraw, dań i pokarmów, które wpisały się zgrabnie w fabułę powieści. Na uwagę zasługują szczegółowe opisy przywilejów, obyczajów i tradycji poszczególnych rodów. Co nadaje historii głębi, niezwykłości i unikalności. Natomiast jest to powieść fantasy, ale nie uświadczymy magicznych zjawisk i wydarzeń w sposób nagminny. Co prawda te elementy pojawiają się w niniejszej powieści, ale ten aspekt stanowi pewien wytrych, który za płaszczykiem powieści fantastycznej, ukazuje przede wszystkim średniowieczne tradycje i realia, w których jak najbardziej fabuła powieści mogła się wydarzyć. Bowiem powieść ta opisuje brutalną, bezpardonową i bezlitosną walkę o władzę. Gdzie honor, dobroć, godność osobista nie jest w cenie. Uwielbiam w powieści amerykańskiego pisarza, pewien zabieg fabularny, który dla głównych bohaterów nie jest przychylny. Oczywiście chodzi mi tu o niektóre rozwiązania fabularne, gdy R.R. Martin nie oszczędza głównych person, rzucając im kłody pod nogi. Postacie rzucone w świat pełen niebezpieczeństw muszą przede wszystkim odnaleźć w sobie siłę, aby podążać drogą, która często jest naznaczona dylematami, cierpieniem i trudnościami. To co Martinowi udało się mistrzowsko zrealizować, to stworzenie bohaterów, którzy nie są do końca ani dobrzy ani źli. Mają swoje grzechy, słabości i ambicje, ale również marzenia, tęsknoty i sny o tym co w duszy i sercu głęboko ukryte. Natomiast trzeba zaznaczyć, że powieść jest dosyć brutalna. Niektóre opisy w pewnym stopniu są dosadne, krwawe i brutalne. Ale to tylko nadaje powieści, pewnej perwersji, która przyciąga kolejne rzesze czytelników. Lektura słusznych rozmiarów, ale zaznaczam, że nie ma czego się obawiać. Bowiem książka jest bardzo wciągająca, a ten aspekt nie powinien okazać się przeszkodą, z zapoznaniu się z lekturą. Zaznaczam, że niniejsza lektura daje wielka frajdę z czytania , ale wymaga od czytelnika wielkiego skupienia i deliberacji. Bowiem łatwo pogubić się w lokacjach, dworach, a zwłaszcza w poszczególnych rodach. Ale jak czytelnikowi uda się wszystko zwizualizować, to radość z czytania, jest ogromna. Reasumując, moje wnioski, które wam moi drodzy wyłożyłem to jedynie czubek góry lodowej. Bowiem „Gra o tron” tyle posiada zalet i mocnych stron, że cały materiał cechuje się na pracę doktorancką. Jako amator, jedynie w pewnym stopniu uwypukliłem walory niniejszej powieści, które mam nadzieje powinny przekonać tych niezdecydowanych, a może również namówić zagorzałych fanów serii do ponownej lektury. Tym bardzie, że kontynuacja i finał serii, stoi pod wielkim znakiem zapytania. Dla mnie arcydzieło. Epicka fantastyka, która nie ma słabych stron. Nie pozostaje mi nic innego jak zachęcić do lektury. Naprawdę warto. Gorąco Polecam !!!

Nadchodzi Zima. Zbuntowani władcy na szczęście pokonali szalonego Smoczego Króla, Aerysa Targaryena, zasiadającego na Żelaznym tronie Zachodnich Krain, lecz obalony władca pozostawił po sobie potomstwo, równie szalone jak on sam. Tron objął Robert – najznamienitszy z buntowników. Minęły, już lata pokoju i oto możnowładcy zaczynają grę o tron. Kto nie słyszał o monumentalnym...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Za prekursora powieści kryminalnych, uważa się XIX – wiecznego, nowelistę, poetę i krytyka Edgara Alana Poe. Gatunek ten jest najczęściej czytanym rodzajem literatury pośród czytelników w naszym kraju. Jego popularność ciągle wzrasta. Na najwyższy poziom wzniósł go szwedzki pisarz Stieg Larsson, tworząc legendarną trylogię Millenium. Możemy wyodrębnić kilka pochodnych tego gatunku. Można wyróżnić kryminał psychologiczny z dominującymi wątkami obyczajowymi, oraz krwisty suspens, który charakteryzuje się opisami mrożącymi krew w żyłach. Niektóre serie kryminalne są mniej lub bardziej udane. Na naszym rynku wydawniczym możemy wyróżniać cykle, które kuszą nowymi historiami i bohaterami . Niekiedy ma to sens, bowiem poziom zazwyczaj rażąco nie pikuje. Ale czasem czuć zmęczenie materiału. Jak sprawa się ma już z dziewiątym tomem opowiadającym o adwokat Joannie Chyłce i jej partnerze Kordianie Oryńskim? Czy wątek kryminalny jest mocna stroną powieści? I czy niniejsza powieść broni się jako thriller prawniczy? Zanim odpowiem na te ważkie pytania, pokrótce nakreślę zarys fabularny powieści. Pewnej nocy w domu szczęśliwego małżeństwa rodziny Skalskich, sąsiedzi słyszą krzyk. A kiedy policjanci zjawiają się na miejscu, odnajdują bestialsko zamordowaną matkę i jej dzieci. Jedyny trop wiedzie do głowy rodziny. Chyłka decyduje się bronić oskarżonego, mimo że ten od razu przyznaje się do popełnienia okrutnej zbrodni. Jak już wiadomo „Umorzenie” to kolejny tom z serii o pani adwokat. Cykl miał lepsze lub gorsze momenty. Dla mnie to nadal rozrywka na niezłym poziomie. Można dywagować nad stylem pisarskim autora, ale narracja nadal jest bardzo wciągająca. Jednak jak na dzień dzisiejszy jest to najsłabszy tom serii. Na ten stan rzeczy złożyło się wiele elementów, detali i faktów. Przede wszystkim chciałbym podkreślić, że cała fabuła jest grubymi nićmi szyta. Podczas czytania miałem nieodparte wrażenie, że pisarzowi trochę zabrakło paliwa, do stworzenia historii, która by okazała się oryginalna, pomysłowa i frapująca. Zabrakło tej iskry, która by na nowo rozpaliła ogień fabularny, w moim sercu. Jest to również tom, w którym najmniej jest zwrotów akcji. Wątek obyczajowy jest tu dominujący. Nic nie mam do takiego zabiegu w powieściach kryminalnych, ale odnosiłem wrażenie, że fabuła stoi w miejscu, a kolejne rozdziały nie popychają historii do przodu. Jeśli zaś chodzi o aspekt kryminalny i elementu suspensu. To również w tym względzie mam pewne uwagi. Po prostu powieść nie trzyma w napięciu. Rozwiązanie szarady okazało się mało spektakularne, błyskotliwe i oryginalne. Może ma to ręce i nogi, ale jeśli zaś chodzi o punkt kulminacyjny to powieść nie „dowiozła”. Cykl o Chyłce przede wszystkim jest reklamowany jako seria thrillerów prawniczych, który konkurują z dziełami amerykańskiego pisarza Johna Grishama. „Umorzenie” to powieść, która w tym elemencie, w pewnym stopniu również zawiodła. Tego elementu w niniejszej powieści było jak na lekarstwo. Remigiusz Mróz , nie dał tym razem wielkiego pola do popisu bohaterom. Jest to o tyle dziwne, że poprzednie tomy w sporych „ilościach” w swojej konstrukcji fabularnej zawierały ten element składowy. Jednak w tym wszystkim, i tak z sporą przyjemnością pochłonąłem kolejny tom opowiadający o niezłomnej parze adwokatów. Myślę, że niniejsza powieść pełni role przejściową do kolejnej części, która mam nadzieję będzie bardziej przemyślana. Może moja ocena jest na wyrost, ale to jednak nadal pozycja, która nomen omen reprezentuje pewną klasę. Reasumując, „Umorzenie” to najkrótszy tom serii. Co za tym idzie, jest trochę mniej wszystkiego…, emocji, suspensu i zwrotów akcji. Ale jestem daleki od porzucenia serii. Będę czytał cykl do tej pory, kiedy będzie mi to sprawiało przyjemność. Pozycja obowiązkowa dla fanów serii, i autora. Dla mnie dobre rzemiosło bez błysku. Ale jednak warte przeczytania. Polecam.

Za prekursora powieści kryminalnych, uważa się XIX – wiecznego, nowelistę, poetę i krytyka Edgara Alana Poe. Gatunek ten jest najczęściej czytanym rodzajem literatury pośród czytelników w naszym kraju. Jego popularność ciągle wzrasta. Na najwyższy poziom wzniósł go szwedzki pisarz Stieg Larsson, tworząc legendarną trylogię Millenium. Możemy wyodrębnić kilka pochodnych tego...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Gdy życie układa się po naszej myśli. Kiedy jesteśmy szczęśliwi. Gdy nic do szczęścia nam nie brakuje. Jesteśmy spełnieni na płaszczyźnie zawodowej i prywatnej. Możemy stwierdzić, że fortuna nam sprzyja. Kiedy jednak kończy się idylla…, jedno niefortunne wydarzenie, pewien kaprys losu, pech, wszystko może się obrócić w gruzy. A nasza radość rozpłynąć jak kamfora. Wtedy kierujemy pytanie do opatrzności dlaczego to nas spotkało? Na to nie ma dobrej odpowiedzi. Powieść Tadeusza Dołęgi- Mostowicza, „Znachor” między innymi ten aspekt naszego życia porusza w swym dziele. Czy powieść mi się podobała? Czy czuć klimat dawnych czasów? I jak podobała mi się kreacja głównych bohaterów? Zanim przedstawię moje argumenty, chciałbym pokrótce przybliżyć zarys fabularny powieści. Akcja powieści rozgrywa się w dwudziestoleciu między wojennym. Słynny chirurg, profesor Rafał Wilczur, zostaje opuszczony niespodziewanie przez żonę i córeczkę. Szuka zapomnienia w alkoholu. Okradziony i skatowany, traci pamięć. Przez lata prowadzi życie włóczęgi. Na posterunku policyjnym, podczas przypadkowego zatrzymania, kradnie akt urodzenia niejakiego Antoniego Kosiby. Po kilkunastu latach znajduje schronienie u wiejskiego młynarza Prokopa. Dzięki przeprowadzeniu udanej operacji jego syna, zyskuje w okolicy sławę znachora. Jako, że wcześniej zapoznałem się z ekranizacją Jerzego Hoffmana, fabuła powieści, jej przebieg i finał nie zaskoczył mnie. Ale gdy przeczytałem pierwszy rozdział , wiedziałem, że dla taki stan rzeczy nie jest istotny. Niesamowicie wciągająca narracja pozwoliła mi zanurzyć się w meandry fabuły. Powieść została napisana przystępnym językiem. W sposób łatwy autorowi udało się przekonać mnie do przedstawionej historii. Pod względem warsztatowym polski pisarz wzniósł się na wyżyny sztuki estetycznej, dając mi niezapomniane przeżycia, doznania i wzruszenia. Powieść została wydana w 1937 roku. Więc na krótko przed wybuchem drugiej wojny światowej. Powieść na trwałe weszła do kanonów klasyki polskiej. Jest to historia jak najbardziej uniwersalna, niepowtarzalna i unikatowa. Jej rys historyczny powinien być atrakcyjny dla miłośników dawnych wydarzeń, którzy lubią poznawać i obcować z czasami przeszłych epok. Dla mnie to był wielka frajda, zanurzyć się w świecie, jak wyglądały realia wsi w okresie międzywojennym. Zapoznanie się z obyczajami, prawami, przyzwyczajeniami czasów minionych, to wartość dodana powieści. Natomiast jeśli zaś chodzi o kreacje bohaterów, to powieść ociera się arcydzieło sztuki pisarskiej. W książce mamy dwa główne wątki. Obyczajowy i miłosny. Uzupełniają się one w sposób idealny. Tworząc zgrabną i nietuzinkową całość. Jej bohaterowie to przede wszystkim persony, które wiele w życiu przeżyły. Wątek miłosny w niniejszej powieści został rewelacyjnie wykreowany. A nasza para zakochanych, musiała stoczyć walkę z całym światem, aby spełnić swoje marzenia. Najbardziej jednak „dotknął” mnie wątek Znachora, który wszystko stracił, w tym pamięć. Jego dobroć, bezinteresowność i empatia poruszyły mnie do głębi. Wspólnym mianownikiem tych dwóch wątków jest zawiść ludzka. W większym lub mniejszy stopniu spotykamy się z nią na co dzień. Jest to nieodłączny atrybut naszego życia. Nie powiem, na naszej drodze możemy spotkać dobrych ludzi, ale na tym świecie również istnieje nikczemność, podłość i zazdrość. W pewnym stopniu niesprawiedliwość, która dotykała naszych bohaterów, mnie złościła i wzbudzała wielkie emocje, notabene na myśl mi przychodziła słynna powieść Aleksandra Dumasa „Hrabia Monte Christo”. Między tymi dwoma dziełami można wyszukać pewne styczne, analogie i podobieństwa. Podsumowując, „ Znachor” to powieść wielowymiarowa, która broni się rewelacyjną narracją, bogatym zarysem historycznym i przesłaniem, które mówi nam, że dobroć, którą jesteśmy w stanie okazać innej osobie, wraca do nas w najmniej oczekiwanym momencie ze zdwojoną siłą. Powieść obowiązkowa dla miłośników polskiej klasyki, ale również dla wszystkich, którzy chcą przeżyć niezapomniane wzruszenia, i przeżycia estetyczne na najwyższym poziomie. Gorąco Polecam!!!

Gdy życie układa się po naszej myśli. Kiedy jesteśmy szczęśliwi. Gdy nic do szczęścia nam nie brakuje. Jesteśmy spełnieni na płaszczyźnie zawodowej i prywatnej. Możemy stwierdzić, że fortuna nam sprzyja. Kiedy jednak kończy się idylla…, jedno niefortunne wydarzenie, pewien kaprys losu, pech, wszystko może się obrócić w gruzy. A nasza radość rozpłynąć jak kamfora. Wtedy...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Megalomania, mania wielkości, narcyzm. To przymioty, które charakteryzują władców, królów, magnatów większości imperiów, znanych nam z kart historii. Bowiem gdzie władza absolutna, tam wynaturzenie na tle emocjonalnym, duchowym i mistycznym. Wielu pisarzy i autorów posiłkując się czasami przeszłymi, kreuje głównych antagonistów, których są do szpiku źli. Jeżeli jest to przeniesione na gatunek fantastyczny, to autor może pod tym względem puścić wodze fantazji. Jest to przywilej pisarza, który jeśli ma talent narracyjny, może stworzyć świat i szwarccharakterów , w sposób bardzo atrakcyjny dla miłośników nie tylko tego gatunku. Ale z drugiej strony może wpaść w pułapkę. Tworząc jedynie karykaturę, widmo i sztampę prawdziwego antagonisty. Jak pod tym względem sprawa wygląda w powieści „Bóg imperator Diuny”? Jakie są moje odczucia świeżo po lekturze? I czy świat przedstawiony ma wiele do zaoferowania fanom tej odmiany literatury? Zanim odpowiem na te pytania, chciałbym przybliżyć zarys fabularny powieści. Pokonawszy Alię i podporządkowawszy sobie nieustannie knujący intrygi ród Corrinów, Leto II objął rządy w imperium i wprowadził je na swój Złoty Szlak. Trzy i pół tysiąca lat narzuconego spokoju zmieniło jednak niewiele. Bene Gesserit, Tleilaxanie, Ixanie i Gildia Kosmiczna- trzymani w ryzach groźbą odcięcia dostaw życiodajnego melanżu- gotowi są zrobić wszystko, by w końcu pozbyć się człowieka- czerwia. Jeśli chodzi o kreacje głównej persony… syn Paula Atrydy Leto wybrał drogę boskości, skazując się na samotność. Bowiem nikt z żywych nie może go zrozumieć. Pokochać w jego w formie, i nie bać się jego majestatu. Moim zdaniem Leto II to postać tragiczna. Z jednej strony jego boskość jest niepodważalna. Dżihad się spełnił. Uzyskał to co chciał. Poważanie, atencję i szacunek. Ale jednak te przymioty są podszyte strachem, grozą i udręką ludu. Tak naprawdę został więźniem swojego ciała i umysłu. Czy taka istota jest zdolna pokochać? Nie budzić tylko strachu i lęku? I z godnością podążać drogą wyznaczoną przez swojego ojca? Odpowiedź na te pytania jest nie jednoznaczna. Bowiem sama powieść w tej materii jest tak złożona, że nie ma dobrej odpowiedzi. Jeśli zaś o chodzi o zarys świata przedstawionego, to niniejsza powieść ma wiele do zaoferowania odbiorcy. Na płaszczyźnie mistycyzmu, ekologii i detali dorównuje „Władcy Pierścieni” J.R.R. Tolkiena. Frankowi Herberta nie można odmówić wyobraźni. Stworzył świat, który zachwyca swoim ogromem, głębią i bezmiarem. Czytając niniejszą powieść czułem się jakbym zanurzyłbym się w kadzi z aromatycznym zapachem. Paleta doznań jest tak intensywna, że przyjemność z czytania jest przeogromna. „Bóg Imperator Diuny” to klasyka Sci- Fi. Której nie nadgryzł ząb czasu. A wręcz przeciwnie. Uszlachetnił, podrasował i uczynił gatunek fantastyczny jeszcze lepszym. Natomiast, pomimo mniejszej ilości akcji niż w poprzednich tomach to jednak tą część będę pamiętał ciepło i wracał z sentymentem i nostalgią. Bowiem powieść ta dała to mi co od literatury wymagam. Czyli niebanalni bohaterowie, bogaty świat przedstawiony, i ukryte przesłanie, które może być inspirujące i przydatne w życiu. Dla mnie jedna z najlepszych części, która broni się wszystkimi elementami rzemiosła pisarskiego. A rozwiązanie wszystkich wątków fabularnych to swoista wisienka na torcie. Summa summarum, „Bóg imperator Diuny”, to powieść, którą trzeba smakować powoli, aby nacieszyć, zrozumieć, a przede wszystkim rozkoszować się wszystkimi meandrami fabularnymi. Pozycja obowiązkowa dla miłośników cyklu, ale również fanów klasyki Sci-Fi, którzy poszukują pozycji o niesamowicie wielkim ładunku intelektualnym. Gorąco Polecam.

Megalomania, mania wielkości, narcyzm. To przymioty, które charakteryzują władców, królów, magnatów większości imperiów, znanych nam z kart historii. Bowiem gdzie władza absolutna, tam wynaturzenie na tle emocjonalnym, duchowym i mistycznym. Wielu pisarzy i autorów posiłkując się czasami przeszłymi, kreuje głównych antagonistów, których są do szpiku źli. Jeżeli jest to...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Protagoniści we współczesnych powieściach kryminalnych, charakteryzują się pewnymi inklinacjami. Najczęściej jest to nie przerobiona trauma, złamane serce, i słaba samoakceptacja. Jak zazwyczaj bywa na dodatek na głowę spada, trudne, skomplikowane i złożone śledztwo. Wtedy główna persona musi podjąć wyzwania rzucone przez bezwzględnego mordercę. Stoczyć pojedynek nie tylko ten intelektualny, ale również fizyczny. Z takim typem narracji czytelnik ma również przyjemność, zapoznając się z niniejszą powieścią. Czy kolejne spotkanie z prozą Charlotte Link, zaliczę do udanych? Czy powieść trzyma w napięciu? Czy plot twist mnie zaskoczył? I czy podobała mi się kreacja bohaterów? Zanim odpowiem na te nurtujące pytania, wpierw przybliżę zarys fabularny powieści. Na rozległych wrzosowiskach północnej Anglii znaleziono zwłoki zaginionej rok wcześniej czternastoletniej Saski Morris. Niedługo potem ginie kolejna nastolatka, Amelie Goldsby. Czy w obu przypadkach chodzi o tego samego sprawcę? W okolicy, z zamiarem sprzedaży rodzinnego domu, przebywa także sierżant Kate Linville ze Scotland Yardu. Przez przypadek poznaje zrozpaczonych rodziców Amelie i nie z własnej woli rozpoczyna śledztwo. Jest to punkt wyjściowy dla całej fabuły. „Poszukiwanie” to bardzo solidny kryminał. Z dużą ilością opisów. Co jak na kryminał nie jest tak oczywiste. Bardzo przypadła mi sceneria do gustu. Lubię klimaty małomiasteczkowego społeczeństwa. Poczucia zagrożenia, wyobcowania, nieufności i zagrożenia. Tematów tabu, wspólnej podejrzliwości i obiekcji. Książkę bardzo się dobrze czyta. Cała historia jest bardzo angażująca. Narracja stoi na naprawdę wysokim poziomie. Wszystkie składniki rzemiosła pisarskiego są zbalansowane, tworząc swoistą „ucztę” czytelniczą. Natomiast jeśli chodzi o sam suspens i plot twist, może nie jest idealnie notabene zawsze może być lepiej, ale i pod tym względem moje oczekiwania w większym stopniu zostały zaspokojone. Powieść ta nie zawiera w sobie makabrycznych, mocnych i potwornych opisów. Jest to przede wszystkim kryminał psychologiczny. Który również działa na wyobraźnię, i może przyprawić o mocniejsze bicie serca. Kolejnym mocnym punktem powieści są jej bohaterowie. Muszą oni się mierzyć z wieloma niebezpieczeństwami, zagrożeniami i problemami. Ale również z wewnętrznymi „demonami”, które nie dają o sobie zapomnieć. Autorce udało się wykreować postacie z krwi i kości. Z którymi czytelnik powinien się łatwo utożsamić. Ich rozterki, nie spełnione marzenia, trudne przeżycia, zostały plastycznie opisane przez niemiecką pisarkę. W tym wszystkim, autorka nie zostawia naszych bohaterów samym sobie. Bowiem pojawia się iskierka nadziei, która może rozpalić ogień, który rozjaśni mrok. Reasumując, „Poszukiwanie” to bardzo dobry, kryminał. Może nie zmieni nic na rynku wydawniczym, ale na tyle jest angażujący, że powinien przypaść do gustu większości czytelników. Dla mnie to kolejne spotkanie z twórczością niemieckiej pisarki. Na pewno nie ostatnie. Sięgając po kryminały tej autorki, wiem, że dostanę rozrywkę na naprawdę niezłym poziomie. Nic mi nie pozostaje innego jak rekomendować niniejszą powieść. Polecam.

Protagoniści we współczesnych powieściach kryminalnych, charakteryzują się pewnymi inklinacjami. Najczęściej jest to nie przerobiona trauma, złamane serce, i słaba samoakceptacja. Jak zazwyczaj bywa na dodatek na głowę spada, trudne, skomplikowane i złożone śledztwo. Wtedy główna persona musi podjąć wyzwania rzucone przez bezwzględnego mordercę. Stoczyć pojedynek nie tylko...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mróz, który przenika do kości. Opętańczo wiejący wiatr. Śnieżna biel, która wszystko pochłania. Z takimi warunkami, niekiedy muszą się mierzyć alpiniści, oraz śmiałkowie, którzy eksploatują biegun północny, czy też najbardziej niegościnny kontynent… Antarktyda. W ten sposób chciałbym zobrazować, ogrom wyzwania jaki w XIX wieku, podjęła załoga „Terroru” i „Erebusa”. Oczywiście nie wiadomo co się tak naprawdę stało z członkami ekspedycji, bowiem na kartach tej powieści są przedstawione hipotetyczne scenariusze tej wyprawy, notabene jest to jedynie wymysł i wyobraźnia autora, ale narracja powieści jest tak rzetelna, że sam sobie zadawałem pytanie, czy to tylko fikcja literacka?. Jakie są moje wrażenia na świeżo po lekturze? Czy powieść Dana Simmonsa, która zawiera elementy grozy, trzyma w napięciu? I czy przypadła mi kreacja bohaterów? Zanim odpowiem na te ważkie pytania, wpierw przybliżę zarys fabularny powieści. Rok 1845. Dwa statki „Terror” i „Erebus”, pod dowództwem Johna Franklina, wyruszyły ku północnym wybrzeżom Kanady, celem poszukiwania przejścia Północnego- Zachodniego. To ciąg przesmyków pomiędzy wyspami Archipelagu Arktycznego, gdzie szukano możliwości opłynięcia Ameryki Północnej. Wtedy, w maju 1845 roku, ostatni raz widziano statki w Anglii. Ten niepokojący opis działa na wyobraźnię. To moje pierwsze spotkanie z twórczością amerykańskiego pisarza. Nie wiedziałem czego tak naprawdę się spodziewać. Oczywiście czytałem wiele pochlebnych recenzji i opinii, ale z pewną dozą nieśmiałości podchodziłem do lektury. Ale, gdy przeczytałem pierwszy rozdział, powieść mnie wessała, i nie mogła „puścić”. Jest to zasługa świetnej narracji, oraz plastycznych opisów, które oddają surowy klimat świata przedstawionego. Jego piękno, a zarazem bezwzględność. Na uwagę zasługuje research, jaki przeprowadził autor. Pod tym względem powieść wybija się rzetelnością, skrupulatnością i drobiazgowością warsztatową. Dzięki temu powieść się świetnie czyta, a fabuła jest bardzo angażująca. Miałem nieodparte wrażenie, że znajduje się w centrum wydarzeń. Urzekło mnie również przedstawienie historii z perspektywy wielu bohaterów. Uwielbiam ten zabieg. Jako wielki miłośnik cyklu Georga R.R. Martina „Pieśń Lodu i Ognia” i cyklu historycznego Elżbiety Cherezińskiej, czułem się jak ryba w wodzie. „Terror” to powieść historyczna z elementami grozy, horroru i tajemniczości. Te wszystkie elementy są świetnie zbalansowane. Powieść czyta się jako dziennik pokładowy lub pamiętnik. Książka ma w sobie wiele opisów. Dzięki temu zabiegowi, jeszcze bardziej wsiąkałem w nieprzyjazne otoczenie w jakim musieli żyć i walczyć o przetrwanie bohaterowie powieści. Dan Simmons wie jak „dokręcić śrubę”. Bowiem wątki grozy, są jak najbardziej wyczuwalne, wyeksponowane, widoczne i wyczuwalne. W niniejszej powieści można wyodrębnić cztery elementy, które doprowadzają czytelnika do szybszego bicia serca. Bezlitosny klimat, potwór z mgły, choroby oraz bestie w ludzkiej skórze. Momentami powieść naprawdę przeraża. Czyniąc spustoszenie w psychice odbiorcy. Niektóre opisy, ścinają krew w żyłach, a makabryczne wstawki pobudzają wyobraźnię, i sprawiają pewien dyskomfort podczas czytania. Pod tym względem powieść nie jest przeznaczona dla wrażliwszego czytelnika. Natomiast niesamowitą zaletą powieści są jej bohaterowie. Mamy tu gamę wszelakich charakterów. Pozytywnych person, które razem współpracują, aby przeżyć kolejny dzień w tym mroźnym piekle. Ludzi, których zbliżyło wspólne zagrożenie. Braterstwo, które przetrwa wszystko. Ale również antagonistów, którzy przed niczym się nie cofną, żeby zaspokoić swoje żądze, dewiacje, perwersje, ambicje, i „smak krwi”. „Terror” to również historia, o uczuciu beznadziei i klaustrofobii , która jest tak dojmująca, że może doprowadzić do szaleństwa. Znikąd ratunku i pomocy. Ale instynkt przetrwania jest tak silny. Napędza naszych bohaterów, aby nie dać za wygraną, i ten jeszcze jeden raz powalczyć o kolejny dzień życia. Podsumowując, „Terror” to powieść wielowątkowa, która może w odbiorze nie jest dla wszystkich, ale jest na tyle ważna i unikatowa i niezwykła, że warto się z nią zapoznać. Powieść amerykańskiego pisarza to koktajl literatury ambitnej i rozrywkowej. To połączenie daje wielce smakowitą całość. Raczej to nie moje ostatnie spotkanie z twórczością amerykańskiego pisarza. Dla mnie powieść najwyższych lotów. Gorąco Polecam!!!

Mróz, który przenika do kości. Opętańczo wiejący wiatr. Śnieżna biel, która wszystko pochłania. Z takimi warunkami, niekiedy muszą się mierzyć alpiniści, oraz śmiałkowie, którzy eksploatują biegun północny, czy też najbardziej niegościnny kontynent… Antarktyda. W ten sposób chciałbym zobrazować, ogrom wyzwania jaki w XIX wieku, podjęła załoga „Terroru” i „Erebusa”....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to