Zbawienie na Sand Mountain. Nabożeństwa z wężami w południowych Appalachach
- Kategoria:
- reportaż
- Seria:
- Seria Amerykańska
- Tytuł oryginału:
- Salvation on Sand Mountain: Snake-Handling and Redemption in Southern Appalachia
- Wydawnictwo:
- Czarne
- Data wydania:
- 2016-03-30
- Data 1. wyd. pol.:
- 2016-03-30
- Liczba stron:
- 200
- Czas czytania
- 3 godz. 20 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788380492561
- Tłumacz:
- Bartosz Hlebowicz
- Tagi:
- duchowość literatura faktu manipulacja proces sądowy reportaż rytuał sekta śmierć wiara wierzenia
To jedna z najmniej znanych i tajemniczych twarzy południa Ameryki – kościoły wężowników. Członkowie tych zborów, założonych w latach 20. XX wieku, wierzą w namaszczenie przez Ducha Świętego i spotykają się w ustronnych miejscach, by w czasie nabożeństw brać do rąk śmiertelnie niebezpieczne węże: grzechotniki, żmije czy kobry. W swej niewzruszonej wierze piją również strychninę, mówią językami, wypędzają demony, głoszą proroctwa i uzdrawiają. A wszystko to przy ogłuszającej muzyce i spontanicznych pieśniach chwalących Pana.
Dennis Covington, reporter „New York Timesa”, trafił przypadkiem na proces jednego z kapłanów „ludzi od węży” oskarżonego o zamordowanie swojej żony. Mężczyzna zmusił ją do tego, by włożyła rękę do klatki pełnej jadowitych węży. Pełen fascynacji i strachu Covington postanawia wkroczyć w hermetyczny świat wężowników, w którym ekstremalna wiara miesza się ze śmiercią, a cuda wydają się na wyciągnięcie ręki.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Mierzyć się ze strachem, by zachować wiarę
Do dziś jadowite węże zabiły co najmniej setkę osób uczestniczących w nabożeństwach religijnych, podczas których zanurzeni w ekstazie wyznawcy sekciarskiego kultu ocierają pot z czoła grzechotnikami, piją strychninę i wkładają ręce w ogień. Ta egzotyczna praktyka rozwinęła się niezależnie na płaskowyżu Sand Mountain w Appalachach mniej więcej w 1912 roku, wśród pierwszych ofiar tych fanatycznych rytuałów był zaś George Went Hensley, który w 1955 roku zmarł, wymiotując krwią w szopie na północy Florydy. Od momentu, gdy po raz pierwszy wziął gada do ręki, aż do momentu śmierci został ugryziony ponad czterysta razy. Przykład ten unaocznia, w jakim stopniu poszukiwanie Boga może być niebezpieczne oraz podkreśla rozmycie granicy między mistycyzmem a szaleństwem.
„Zbawienie na Sand Mountain” to zatem wstrząsające świadectwo – jak pisze profesor Mikołejko – spotkania z ludźmi, wedle których pojęcie duchowości oscyluje zwykle na niejasnej, chwiejnej granicy między dziką przemocą a pokutą za winy. Dennis Covington napisał nie tyle reportaż, choć spora część tekstu to przecież relacja jego oraz świadków z wydarzeń stanowiących trzon książki, co zautobiografizowaną narrację z elementami prozy fabularnej o poszukiwaniu kulturowych, tożsamościowych korzeni – spotkanie z „wężownikami” stało się dla niego bowiem pretekstem do postawienia pytań o genealogię własnej rodziny oraz kulturową spuściznę. To także próba przyglądnięcia się Południu Stanów Zjednoczonych poprzez wgląd w hermetyczną komunę złożoną z rodzin walczących o awans do klasy średniej, z ludzi ubogich, wywodzących się niejednokrotnie z marginesu społecznego, których połączyła potrzeba bycia we wspólnocie. Charakteryzując zgromadzenie „wężowników” Covington niebezpośrednio podsuwa obraz Południa – to obszar z bodaj największym skupiskiem sekt w USA – gdzie przeszłość jest kwestią problematyczną i kłopotliwą, ponieważ składały się na nią bieda, ignorancja, rasizm i odrzucenie. Ta spuścizna historii Południa jest równie niebezpieczna, jak jakikolwiek jadowity wąż. Duchowni od węży wywodzili się z odciętych od świata osad, zapadłych dziur, dlatego swoje przybycie do Scottsboro – miejsca, gdzie założyli swój Kościół Jezusa ze Znakami – tłumaczyli jako swoiste podjęcie ryzyka: w ich opinii Scottsboro stanowiło część zepsutego, wielkiego, przemysłowego świata, wodziło na pokuszenie, by porzucić Boga. Ich misją było zatem głoszenie Prawdy i doświadczanie zsyłanych przez Ducha Świętego łask.
Kościoły „wężowników” w centrum swoich wierzeń stawiają wiarę w znaki i dary Ducha Świętego, których podczas nabożeństw doświadczają ich uczestnicy. Jak podkreśla Covington są to niezwykle widowiskowe spektakle. Przejmujące sceny popadania w mrożący krew w żyłach trans, posługiwanie się bliżej nieokreślonymi językami, wypędzania demonów, czy przekazywanie sobie z rąk do rąk rozwścieczonych węży w nirwanicznym tańcu to tylko niektóre z opisanych w książce amerykańskiego dziennikarza przykładów na to, jak niebezpieczna może być ufność w to, że wiara bez pasji, ryzyka i tajemnic nie może być wiarą prawdziwą. Choć relacja Covingtona nie jest w pełni obiektywna – z czasem on sam zaangażował się w działalność wspólnoty – uświadamia, że amerykańska religijność potrafi zadziwić. Kościoły, o których autor wspomina to miejsca wstrętne, czuć w nich prymitywizm, jakiś mroczny i brudny egzotyzm idealnie pasujący do stereotypowo pojmowanego zapyziałego Południa. Brzydota miejsc kultu, gdzie odbywają się niezwykle hałaśliwe „msze” snake handlers wpasowuje się w styl bycia wyznawców pentekostalizmu (ruch wężowników to radykalny odłam zielonoświątkowców). Wśród nich nie brak bimbrowników, nałogowców wszelkiej maści, mizoginów, oszustów i innej maści autoramentu z marginesu społecznego. I tu dochodzimy do sedna – branie jadowitych węży do ręki stanowi realizację idei skruchy za popełniane grzechy.
Kontrowersyjny proces kaznodziei „wężowników”, który w pijackim szale próbował zabić żonę poprzez włożenie jej ręki w kłębowisko grzechotników i późniejszy strzał w głowę dał Covingtonowi asumpt do tego, by zmierzyć się z tajemniczą i niebezpieczną spuścizną historyczno-społecznych przemian amerykańskiego Południa. Próba zrozumienia, „wejścia” w samo serce kultu, gdzie pije się truciznę i naraża na śmierć w męczarniach okazała się dla autora trudną podróżą w głąb mroków ludzkiej duszy po to, by przekroczyć własne ograniczenia, stać się przedmiotem własnej obserwacji. „Zbawienie na Sand Mountain” – reportaż, autobiografia, powieść drogi, powieść inicjacyjna – to kawałek amerykańskiej egzotyki podany bez socjologicznego czy teologicznego zadęcia. Wstrząsająca lektura.
Justyna Anna Zanik
Oceny
Książka na półkach
- 257
- 202
- 80
- 7
- 4
- 4
- 4
- 3
- 3
- 3
Cytaty
Tragedią jest nie śmierć konkretnego człowieka, ale to, że świat nie potrafi przyjąć Ewangelii, którą ten człowiek, ryzykując swoje życie, próbuje potwierdzić (...). Płynie z tego wniosek, że świat, który odrzuca Chrystusa, marnuje swe łzy, opłakując wyznawcę zmarłego od ukąszenia węża. Lepiej płaczcie nad samymi sobą, powiadają ludzie od węży.
OPINIE i DYSKUSJE
Historia wężowników wydaje się być fascynująca, jednak autorow zabrakło dystansu obserwatora, przez co lektura ma wymiar osobisty - co zaburzało mi jej odbiór.
Reportaż jest krótki i w sam raz na jednen wieczór, niestety równie szybko się o nim zapomina,
Historia wężowników wydaje się być fascynująca, jednak autorow zabrakło dystansu obserwatora, przez co lektura ma wymiar osobisty - co zaburzało mi jej odbiór.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toReportaż jest krótki i w sam raz na jednen wieczór, niestety równie szybko się o nim zapomina,
Bardzo długo trwało, zanim temat i narracja wciągnęły. Potrzebowałem prawie połowy książki, aby uznać ją za ciekawą. Częściowo zadecydował o tym sam temat: nie czuję się dobrze przy czytaniu o fanatyzmach i nie potrafię przeżywać stanów uniesienia religijnego, więc przeszedłem pewnego rodzaju drogę przez mękę. Ale warto było, bo a) Covington pokazuje pewien bardzo specyficzny wycinek USA, o którym dotychczas nie miałem bladego pojęcia i b) robi to z własnego doświadczenia, co jeszcze bardziej potęguje wrażenie autentyczności.
Bardzo długo trwało, zanim temat i narracja wciągnęły. Potrzebowałem prawie połowy książki, aby uznać ją za ciekawą. Częściowo zadecydował o tym sam temat: nie czuję się dobrze przy czytaniu o fanatyzmach i nie potrafię przeżywać stanów uniesienia religijnego, więc przeszedłem pewnego rodzaju drogę przez mękę. Ale warto było, bo a) Covington pokazuje pewien bardzo...
więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo toMożna momentami poczuć się niekomfortowo, ale temat bardzo ciekawy. Na duży minus dla wydania, że nie zamieszczono zdjęć, o których autor sam wspomina w podziękowaniach. Myślę, że każdy reportaż zyskuje na ilustracjach.
Można momentami poczuć się niekomfortowo, ale temat bardzo ciekawy. Na duży minus dla wydania, że nie zamieszczono zdjęć, o których autor sam wspomina w podziękowaniach. Myślę, że każdy reportaż zyskuje na ilustracjach.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toUjmując najogólniej jest to dobry reportaż, jednak brakło mi w nim większej ilości faktów dotyczących kościołów wężowników, historii osób do niego należących, za to za dużo w nim było osobistej relacji dotyczącej drogi do wiary jaką przechodził sam autor, jak i jego nazbyt subiektywnych wypowiedzi, które nieco mi tam nie pasowały. Książka w odbiorze bardziej przypomina biografię niż reportaż, jednak nadal można z niej wyciągnąć wiele interesujących informacji w tym temacie.
Ujmując najogólniej jest to dobry reportaż, jednak brakło mi w nim większej ilości faktów dotyczących kościołów wężowników, historii osób do niego należących, za to za dużo w nim było osobistej relacji dotyczącej drogi do wiary jaką przechodził sam autor, jak i jego nazbyt subiektywnych wypowiedzi, które nieco mi tam nie pasowały. Książka w odbiorze bardziej przypomina...
więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKsiążka lekka i przyjemna do czytania, jednak zamiast studium nad kościołami wężowników otrzymujemy historię osobistego doświadczenia autora w tej wspólnocie. Pozycja traci przez to nieco na obiektywności i z czystego reportażu przesuwa się w stronę biografii. Stosunkowo niska ocena jest przede wszystkim za wypadnięcie z kierunku i brak konsekwencji (autor twierdzi w pewnym momencie, że nie lubi pisać o sobie).
Książka lekka i przyjemna do czytania, jednak zamiast studium nad kościołami wężowników otrzymujemy historię osobistego doświadczenia autora w tej wspólnocie. Pozycja traci przez to nieco na obiektywności i z czystego reportażu przesuwa się w stronę biografii. Stosunkowo niska ocena jest przede wszystkim za wypadnięcie z kierunku i brak konsekwencji (autor twierdzi w pewnym...
więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to„Zbawienie na Sand Mountain. Nabożeństwa z wężami w południowych Appalachach” historia fascynacji ruchem „wężowników” - chrześcijańskiej sekty z Południa Stanów Zjednoczonych, której członkowie podczas nabożeństw biorą w ręce jadowite węże i piją strychninę. Dla autora Dennisa Covingtona początkowe zainteresowanie przeradza się w fascynację i wejście w rolę jednego z wyznawców, co więcej odnajduje on swoje rodzinne powiązania z początkiem kultu. Świetny reportaż przybliżający czytelnikowi ten zamknięty i niepokojący świat.
https://www.instagram.com/p/CLjAMsrohfO/
„Zbawienie na Sand Mountain. Nabożeństwa z wężami w południowych Appalachach” historia fascynacji ruchem „wężowników” - chrześcijańskiej sekty z Południa Stanów Zjednoczonych, której członkowie podczas nabożeństw biorą w ręce jadowite węże i piją strychninę. Dla autora Dennisa Covingtona początkowe zainteresowanie przeradza się w fascynację i wejście...
więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo toJestem zachwycony książką, postawą i warsztatem dziennikarskim autora, zasmucony niską oceną. Myślałem, że niewiele może mnie jeszcze zaskoczyć na amerykańskim Południu, ale temat kościołów wężowników mnie poruszył. Polecam!
Jestem zachwycony książką, postawą i warsztatem dziennikarskim autora, zasmucony niską oceną. Myślałem, że niewiele może mnie jeszcze zaskoczyć na amerykańskim Południu, ale temat kościołów wężowników mnie poruszył. Polecam!
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKsiążka, która okazała się wielkim zaskoczeniem. Gdy ją zamawiałam, oczekiwałam opisu nieznanej mi dotąd religii z rysem historycznym.
Jakże wielki było moje zaskoczenie, gdy zaczęłam ją czytać. Reportaż! Fabuła wlekła się niemiłosiernie - toporna, pełna osobistych odniesień autora - katastrofa.
Mniej więcej w połowie zaczęłam się wciągać. A gdy przeczytałam do końca - uznałam ją za wybitną. Przeszłam wraz z autorem jego drogę do duchowego objawienia. Miałam możliwość zajrzeć do świata, który dotąd był dla mnie zamknięty.
Książkę uważam za magiczną. Z przyjemnością prześledziłam tą historię cudzymi oczami.
Książka, która okazała się wielkim zaskoczeniem. Gdy ją zamawiałam, oczekiwałam opisu nieznanej mi dotąd religii z rysem historycznym.
więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo toJakże wielki było moje zaskoczenie, gdy zaczęłam ją czytać. Reportaż! Fabuła wlekła się niemiłosiernie - toporna, pełna osobistych odniesień autora - katastrofa.
Mniej więcej w połowie zaczęłam się wciągać. A gdy przeczytałam do końca -...
Zbawienie na Sand Mountain, Dennisa Covingtona, to opis jednej z najmniej znanych i mocno intrygujących historii amerykańskiego Południa, opis kościoła wężowników. Grupa szaleńców od ponad 100 lat organizuje msze w kościołach lub na wolnym powietrzu gdzie pod „wpływem ducha świetego” i biorąc do rąk grzechotniki chwalą swego Pana. Całymi rodzinami zbierają się by w pląsach, w rytm głośnej muzyki pić strychninę, wypędzać demony i mówić językami.
„Przez dwadzieścia minut tańczyliśmy i śpiewaliśmy, a muzyka przeszła w szalone, narkotyczne zawodzenie. Głos siostry Lidii brzmiał jak trzask rozdzieranego materiału. Nagle Dewey Chafin zebrał wszystkie sześć grzechotników i jedną ręką je uniósł. Następnie grzechotniki wziął brat Carl i położył je sobie na głowie, a potem rozdał je innym mężczyznom. Wszystko działo się tak szybko i było tak niesamowite, że straciłam rozeznanie, gdzie są węże i kto je trzyma. W ogóle mnie to nie obchodziło. Brat Timmy nachylił się w moją stronę i zobaczyłem węża tuż przed sobą”.
Sam autor, jak dowiadujemy się w późniejszych rozdziałach, pochodzi z rodziny wężowników. Sceny, które opisuje są wiarygodne gdyż sam w nich partycypował. Covington jednak wyciąga wnioski z zachowania sekty i finalnie przechodzi na stronę światła po tym kiedy jako dziennikarz wraca na Południe by opisać historię jednego z kaznodziejów wężowników skazanych za próbę zabójstwa swej żony. Księdzu węże nie tylko rozświetlały umysł podczas nabożeństwa, dawały również wielką dozę ekscytacji kiedy pijany od dużej ilości amerykańskiego bimbru znęcał się nad swoją żoną, nakazując jej wkładanie rąk do skrzynek z grzechotnikami.
Oh well, only in America.
Nie jest to praca na miarę Pulitzera aczkolwiek z zaciekawieniem przeczytałam.
Zbawienie na Sand Mountain, Dennisa Covingtona, to opis jednej z najmniej znanych i mocno intrygujących historii amerykańskiego Południa, opis kościoła wężowników. Grupa szaleńców od ponad 100 lat organizuje msze w kościołach lub na wolnym powietrzu gdzie pod „wpływem ducha świetego” i biorąc do rąk grzechotniki chwalą swego Pana. Całymi rodzinami zbierają się by w pląsach,...
więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo toDennis Covington "Zbawienie na Sand Mountain"
No i co ja mam powiedzieć? Ładny, spójny początek, przysłowiowa kawa na ławę wyłożona. Zapewne stąd złudne poczucie, że będzie tylko jak z górki. O nie, moi drodzy. Natykałam się co rusz na potknięcia. Autor strasznie nierówno rozkładał temat, więc stąd też chaos w głowie, multum pytań i ogromne zaskoczenie. Książka nie ma nawet 200 stron, a ja ją czytałam dłużej niż 3 dni. Niemożliwe? A jednak! Nie było mi z nią łatwo, ale skończyłam ją i na pewno nie żałuję.
Zasadnicze pytanie jawi się nam od pierwszych stron. O czym jest ta książka? Covington nie skupił się tylko na jednym temacie i ich rozpiętość jest znaczącą. Mamy tu wszystkiego po trochu – o samym Południu które okalają Appalachy, o kościołach wężowników, o głębokiej wierze, o szaleństwie i fascynacji groźnymi gadami jakimi są węże, oraz o ludziach i ich życiu – które w pewien sposób odbiega od normy.
Pierwotnie Dennis Covinngton w 1992 roku postanowił napisać dla New York Timesa reportaż, o toczącym się wtedy procesie kaznodziei Glenna Summerforda, który został oskarżony i uznany winnego za próbę zamordowania swojej żony. Temat jakich wiele, bo niestety przemoc domowa (a już szczególnie pod przykrywką religijności) cały czas ma się dobrze. Niestety. Obłąkani, chorzy, źli i cynicznie podli ludzie pokroju wspomnianego kaznodziei to też nie mały odsetek ludzkości, nie tylko w Stanach.
Jednak nie do końca sama postać Summerforda, tak interesowała autora, ale jego nabożeństwa religijne. Tak, tu też można powiedzieć – nabożeństwa, msze – normalność. No chyba nie do końca, skoro podczas nich, swój udział miały węże a dokładnie to że biorący udział, swobodnie je sobie zakładali, choćby na ręce, czy owijając je wokół głowy i ochoczo pito strychninę (!) Nie, ja nie żartuję. Takie coś naprawdę miało i ma miejsce.
Amerykański dziennikarz zabiera nas w podróż na Południe Stanów Zjednoczonych, i jak sam przyznaje „Obawiałem się, że artykuł na ten temat mógłby wzmocnić stereotyp mieszkańców Południa jako ludzi zaściankowych i śmiesznych.” Tak też w jakimś stopniu się dzieje. Ktoś powie, że nie można ulegać stereotypom, ale społeczność przedstawiona w tej książce to żywe ich odzwierciedlenie. Prości ludzie – kierowcy, górnicy, pracownicy fizyczni . Fundamentalizm, radykalizm i zaściankowość zachowań tradycyjnych rodzin (tylko małżeństwa, samotne kobiety traktowane jako dziwadła i zło najgorsze) bije po oczach. Tutaj panem i władcą jest mąż, kobieta jest zmęczona życiem i posłuszna mu ślepo. Z resztą, tam dla samotnych kobiet (jak i rozwódek) nie ma opcji zaakceptowania. Mizoginia pełną gębą i obrzydliwe i cyniczne traktowanie kobiet jako maszyny do rodzenia dzieci.
Covington, który był obecny podczas rozprawy sądowej kaznodziei, postanawia przyłączyć się do ich zgromadzenia, by móc zrozumieć ich postępowanie i motywy, które nimi kierują. Dziennikarz jest dobrym i czujnym obserwatorem, który wyłapuje wydawałoby się nieistotne niuanse, które sprawiają że jego odbiór nabożeństw, jest w pewnym momencie taki a nie inny. Nie powinien specjalnie zdziwić fakt, że się nimi zauroczył i brał czynny udział. Dlaczego ludzie dobrowolnie przychodzą i biorą udział w tych nabożeństwach?
Pytanie nie bez powodu, bowiem sam autor przytoczył wiele przykładów śmiertelnych zgonów wskutek ukąszeń, czy też po wypiciu strychniny. Końcówka nie zaskoczyła mnie, bo po cichu na takie zakończenie liczyłam, ale to nie odbiera walorów tego reportażu.
Utwierdziłam się w przekonaniu, że najczęściej za zasłoną świątobliwości i sztucznej religijności kryją się ludzie, którzy są świetnymi manipulatorami (jak choćby interpretowanie, podług własnego widzimisię tekstów z Biblii),kłamcami i despotami którzy nierzadko żyją mentalnie w czasach ludzi pierwotnych (pan jest władcą, a kobieta najlepiej niech siedzi w jaskini). Fundamentalizm jest tu widoczny tak mocno, że aż mnie chwilami odrzucało. I ta cholerna złość, że cały czas takie myślenie ma miejsce. .
Bez wątpienia ta książka to mocny obuch w głowę. Szaleństwo i groteska wydarzeń, które naprawdę nie pasują do współczesnego pojęcia świata, a już na pewno nie Stanów Zjednoczonych. Ale to jest faktem.
To nie jest literatura dla wrażliwych osób. Można się naprawdę chwilami wściekać. Czy polecam? Tak, jak najbardziej. Od mnie mocne 9/10.
Dennis Covington "Zbawienie na Sand Mountain"
więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo toNo i co ja mam powiedzieć? Ładny, spójny początek, przysłowiowa kawa na ławę wyłożona. Zapewne stąd złudne poczucie, że będzie tylko jak z górki. O nie, moi drodzy. Natykałam się co rusz na potknięcia. Autor strasznie nierówno rozkładał temat, więc stąd też chaos w głowie, multum pytań i ogromne zaskoczenie. Książka nie ma...