Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Książka przeczytana nieco przez przypadek. Dlaczego? Kilka tygodni temu obejrzałem film, którego akcja toczyła się w Japonii i m. in. to spowodowało, że postanowiłem przeczytać jakąś książkę o tym kraju. A tak się złożyło, iż „Dzienniki japońskie” były akurat dostępne w bibliotece.
Książka Piotra Milewskiego to opis dwóch wypraw autora do Kraju Kwitnącej Wiśni. Najpierw w 1999 roku (czyli Roku Królika), a potem w 2002 (Rok Konia). Przy czym od razu trzeba zaznaczyć, iż ten pierwszy pobyt jest opisany dokładniej.
P. Milewski postanowił zwiedzić Japonię przy minimalnych kosztach własnych, co oznacza, że poruszał się przede wszystkim autostopem i nie raz przyszło mu nocować na ławce np. w parku. Jednak dzięki temu miał okazję poznać tzw. zwykłych mieszkańców, a co za tym idzie czytelnik ma okazję dowiedzieć się jak wygląda życie w tym kraju. Tym bardziej, że na swojej drodze Piotr Milewski spotkał naprawdę różnych ludzi (np. kierowcy ciężarówek, emeryci, studenci itd.). Dodatkowo, w niektórych rozmowach udało się autorowi „wyciągnąć” nieco przemyśleń Japończyków na temat ich ojczyzny. Są też w „Dziennikach” przemyślenia autora na temat Japonii, jak i podróżowania jako takiego.
„Dzienniki japońskie” najbardziej spodobają się tym, którzy już byli w tym kraju lub też tym, którzy tam się wybierają. Bo jeśli chcemy się czegoś więcej dowiedzieć np. o historii, to już trzeba sięgnąć po inne wydawnictwa.

Książka przeczytana nieco przez przypadek. Dlaczego? Kilka tygodni temu obejrzałem film, którego akcja toczyła się w Japonii i m. in. to spowodowało, że postanowiłem przeczytać jakąś książkę o tym kraju. A tak się złożyło, iż „Dzienniki japońskie” były akurat dostępne w bibliotece.
Książka Piotra Milewskiego to opis dwóch wypraw autora do Kraju Kwitnącej Wiśni. Najpierw w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Poprzednia część serii „Zamęt” prosiła się kontynuację. I tak też się stało. „Dystopia” zaczyna się tam, gdzie kończył się „Nabór”. I kontynuuje poszczególne wątki, ale też wprowadza nowe. Główna różnica dotyczy bohaterów. Ale to wiemy chociażby już z opisu książki.
„Dystopia” zasadniczo nie różni się od poprzednich powieści Vincenta V. Severskiego. To sensacyjna powieść, której akcja dzieje się w świecie polityki i służb specjalnych. I tak jak poprzednio mamy mniej lub bardziej czytelne aluzje i odniesienia do polskiej rzeczywistości. Poza tym to kolejny dowód, że autor w sposób wręcz perfekcyjny potrafi wykorzystać swoje doświadczenia z bycia agentem do napisania niezwykle wciągającej książki.
Tak jak już tu napisano, są w „Dystopii” pewne gorsze fragmenty, ale nie wpływają one znacząco na poziom powieści.
Polecam, nie tylko miłośnikom powieści szpiegowskich.

Poprzednia część serii „Zamęt” prosiła się kontynuację. I tak też się stało. „Dystopia” zaczyna się tam, gdzie kończył się „Nabór”. I kontynuuje poszczególne wątki, ale też wprowadza nowe. Główna różnica dotyczy bohaterów. Ale to wiemy chociażby już z opisu książki.
„Dystopia” zasadniczo nie różni się od poprzednich powieści Vincenta V. Severskiego. To sensacyjna powieść,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Głos. Wojciech Mann w rozmowie z Katarzyną Kubisiowską Katarzyna Kubisiowska, Wojciech Mann
Ocena 6,8
Głos. Wojciech... Katarzyna Kubisiows...

Na półkach:

Kilka lat temu przeczytałem swoistą autobiografię Wojciecha Manna pt. „RockMann, czyli jak nie zostałem saksofonistą”. Lektura okazała się pewnym rozczarowaniem, ponieważ autor pominął pewne kwestie (np. pracę w telewizji). Oczywiście miał do tego prawo, ale czegoś mi zabrakło.
I między innymi dlatego sięgnąłem po wywiad-rzekę Katarzyny Kubisiowskiej. Czy moja ciekawość została zaspokojona? I nie, i tak. Nie, ponieważ o ww. kwestii zbyt wiele miejsca w „Głosie” nie ma. Generalnie wydaje mi się, że na pewne zagadnienia, z którymi redaktor Wojciech Mann jest kojarzony (muzyka, media) nie są specjalnie poruszane. Z drugiej strony można sporo się dowiedzieć na temat życia prywatnego. W książce dość dużo miejsca poświecono takim aspektom jak dzieciństwo czy też relacje z synem (Marcinem). Co nieco też można przeczytać na temat ogólnych przemyśleń redaktora W. Manna na niektóre aspekty związane z życiem jako takim.
Przyznam się, że nie potrafię jednoznacznie ocenić „Głosu”. Z jednej strony dowiedziałem się czegoś nowego o jednym z moich ulubionych dziennikarzy. Z drugiej pewne „białe plamy” pozostają. Wydaje mi się, że książka najbardziej spodoba się osobom takim jak ja, którzy lubią redaktora Wojciecha. Choć może inni też po nią sięgną.

Kilka lat temu przeczytałem swoistą autobiografię Wojciecha Manna pt. „RockMann, czyli jak nie zostałem saksofonistą”. Lektura okazała się pewnym rozczarowaniem, ponieważ autor pominął pewne kwestie (np. pracę w telewizji). Oczywiście miał do tego prawo, ale czegoś mi zabrakło.
I między innymi dlatego sięgnąłem po wywiad-rzekę Katarzyny Kubisiowskiej. Czy moja ciekawość...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwsze trzy tomy serii „Millenium” uważam, za jedne z najlepszych książek sensacyjno-kryminalnych jakie miałem okazję czytać. Dlatego miałem wątpliwości co do kontynuacji po śmierci Stiega Larssona. I lektura kolejnych trzech części w dużej mierze je potwierdziła. Dlatego zastanawiałem się czy jest sens czytać tom numer siedem. Jednak przeczytałem i w sumie nie żałuję. „Krzyk orła” to dość solidna powieść sensacyjno-kryminalna. Plusem jest tło fabuły, czyli kwestie związane z szeroko rozumianą ekologią i inwestycjami w tym obszarze. Minus – jak dla mnie większość postaci występujących w książce. W moje ocenie mało oryginalnych, żeby nie powiedzieć, że sztampowych. Nieco rozczarowuje też wątek głównych bohaterów serii, czyli Lisbet Salander i Mikaela Blomkvista.
Wydaje mi się, że książka Karin Smirnoff najbardziej ucieszy zagorzałych fanów „Millenium”. Inni sami muszą rozważyć czy po nią sięgnąć, czy też nie.

Pierwsze trzy tomy serii „Millenium” uważam, za jedne z najlepszych książek sensacyjno-kryminalnych jakie miałem okazję czytać. Dlatego miałem wątpliwości co do kontynuacji po śmierci Stiega Larssona. I lektura kolejnych trzech części w dużej mierze je potwierdziła. Dlatego zastanawiałem się czy jest sens czytać tom numer siedem. Jednak przeczytałem i w sumie nie żałuję....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Już chyba o tym pisałem, więc się powtórzę. Od jakiegoś czasu część książek Johna Grishama okazuje się w jakimś stopniu rozczarowaniem. Niby pisarz ma pomysł, ale w trakcie lektury okazuje się, iż nie zmienił się on w ciekawą fabułę. W przypadku „Dnia rozrachunku” jest na szczęście inaczej. Przynajmniej w mojej ocenie. Dla mnie książka jest całkiem ciekawą powieścią obyczajowo-kryminalną, której fabuła ma odpowiedzieć na pytanie dlaczego główny bohater zrobił to, co zrobił. Poza tym, po raz kolejny mamy okazję się przekonać, że J. Grisham, jak mało kto zna procedury sądowe. I jednocześnie – co też nie powinno dziwić – świetnie opisuje życie na amerykańskim południu. Tym razem w drugiej połowie lat 40-tych ubiegłego wieku.
Jeśli mam się do czegoś przyczepić, to do wątku opisującego wojenne losy głównego bohatera. Bo moim zdaniem niezbyt wiele wnosi.
„Dzień rozrachunku” ustępuję takim powieściom jak np. „Firma”, czy też „Raport pelikana. Trzeba mieć jednak na uwadze, że J. Grisham napisał gorsze książki. I dlatego polecam ją nie tylko miłośnikom pisarza.

Już chyba o tym pisałem, więc się powtórzę. Od jakiegoś czasu część książek Johna Grishama okazuje się w jakimś stopniu rozczarowaniem. Niby pisarz ma pomysł, ale w trakcie lektury okazuje się, iż nie zmienił się on w ciekawą fabułę. W przypadku „Dnia rozrachunku” jest na szczęście inaczej. Przynajmniej w mojej ocenie. Dla mnie książka jest całkiem ciekawą powieścią...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Mimo, że jestem fanem muzyki, to niezbyt często sięgam po biografie (bądź autobiografie) artystów związanych z tą dziedziną sztuki. Przynajmniej ostatnio. Jednak biografię Kory musiałem przeczytać. Od razu trzeba zaznaczyć, iż książka Katarzyny Kubisiowskiej nie jest standardową biografią, ponieważ autorka nie opisuje po kolei losów wokalistki Maanamu. Owszem jest zachowana pewna chronologia, ale opisywanie poszczególnych etapów życia służy przede wszystkim pokazaniu Kory jako takiej. Dzięki temu wiemy kogo i co lubiła, kogo i czego nie lubiła, jak wyglądało jej życie prywatne i artystyczne (choć ten aspekt wypada moim zdaniem najsłabiej). Dla mnie najważniejsze jest to, że „Kora, się żyje” nie jest biografią pisaną „na kolanach”. Katarzyna Kubisiowska nie boi się pisać o tym co w artystce było niedobre. Stara się przedstawić Korę jak najbardziej uczciwie.
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to do tego że autorce nie zawsze udaje się zachować proporcje. O jednych kwestiach pisze niezwykle dokładnie (czasami aż za bardzo), a o innych pobieżnie.
Mimo pewnych wad „Kora, się żyje” warto przeczytać. Nawet jeśli nie się fanem muzyki rozrywkowej.

Mimo, że jestem fanem muzyki, to niezbyt często sięgam po biografie (bądź autobiografie) artystów związanych z tą dziedziną sztuki. Przynajmniej ostatnio. Jednak biografię Kory musiałem przeczytać. Od razu trzeba zaznaczyć, iż książka Katarzyny Kubisiowskiej nie jest standardową biografią, ponieważ autorka nie opisuje po kolei losów wokalistki Maanamu. Owszem jest zachowana...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Rytm Harlemu” nieco mnie rozczarował. I dlatego miałem wątpliwości czy sięgnąć po „Reguły gry”. Jednak zdecydowałem się na lekturę i w sumie nie żałuję. Druga część losów Raya Carneya okazała się całkiem ciekawa. Główny bohater ponownie musi zająć się nielegalną działalnością m. in. dlatego żeby spełnić prośbę swojej córki. Są jednak pewne różnice w porównaniu z pierwszą częścią. Są fragmenty kiedy wspomniany Ray usuwa się nieco w cień, a do głosu dochodzą inne postaci. Dotąd raczej drugoplanowe. I moim zdaniem nie jest to złe. Wręcz przeciwnie. Jest też element łączący obie książki. Czyli miejsce akcji. Trzeba przyznać, iż Colson Whitehead w sposób niezwykle ciekawy, ale przede wszystkim realistyczny opisuje Harlem. Tym razem w I połowie lat 70-tych ubiegłego wieku. To niewątpliwa zaleta „Reguł gry”.
Jeśli komuś podobała się część pierwsza, to drugą nie powinien być rozczarowany.

„Rytm Harlemu” nieco mnie rozczarował. I dlatego miałem wątpliwości czy sięgnąć po „Reguły gry”. Jednak zdecydowałem się na lekturę i w sumie nie żałuję. Druga część losów Raya Carneya okazała się całkiem ciekawa. Główny bohater ponownie musi zająć się nielegalną działalnością m. in. dlatego żeby spełnić prośbę swojej córki. Są jednak pewne różnice w porównaniu z pierwszą...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Głównym powodem sięgnięcia po tę książkę był serial, który powstał na jej podstawie, i który właśnie ma premierę. Poza tym kiedyś interesowałem się lotnictwem (szczególnie z okresu II wojny światowej) i postanowiłem w jakimś stopniu wrócić do tych zainteresowań.
Jak już wspomniano „Władcy przestworzy” to historia amerykańskiej 8 Armii Powietrznej. Trzeba podkreślić, iż Donald L. Miller podszedł do tematu w sposób bardzo profesjonalny. Opisał nie tylko swoisty szlak bojowy wymienionej jednostki, ale także szereg innych aspektów jej dotyczących. Autor pisze o wielu kwestiach związanych z funkcjonowaniem ww. jednostki. W książce znajdziemy więc rozdziały poświęcone logistyce i … medycynie. Mamy okazję zajrzeć do gabinetów dowódców i poznać losy tych lotników, którzy trafili do niewoli. Jest też mało znany epizod o internowaniu amerykańskich pilotów w Szwajcarii. Poza tym Donald L. Miller podejmuje próbę analizy działań prowadzonych przez 8 Armię Powietrznej.
Można więc chyba śmiało powiedzieć, że lektura „Władcy przestworzy” dostarcza nam praktycznie kompletną wiedzę nt. ww. jednostki podczas II wojny światowej.
Na koniec dodam, że nieco zawyżam ocenę książki. Rewelacyjna jest bowiem ona tylko momentami. Chcę jednak docenić podejście Donalda L. Millera do tematu i jego zaangażowanie w jej napisanie.

Głównym powodem sięgnięcia po tę książkę był serial, który powstał na jej podstawie, i który właśnie ma premierę. Poza tym kiedyś interesowałem się lotnictwem (szczególnie z okresu II wojny światowej) i postanowiłem w jakimś stopniu wrócić do tych zainteresowań.
Jak już wspomniano „Władcy przestworzy” to historia amerykańskiej 8 Armii Powietrznej. Trzeba podkreślić, iż...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Gaumardżos! Opowieści z Gruzji Anna Dziewit-Meller, Marcin Meller
Ocena 6,7
Gaumardżos! Op... Anna Dziewit-Meller...

Na półkach: ,

Głównym powodem sięgnięcia po „Gaumardżos!” był fakt, iż też miałem okazję być w Gruzji. I chciałem porównać wrażenia. Mimo, że moje pobyty (bo byłem tam dwa razy) znacząco różniły się od wyjazdów Państwa Meller. Ale wrażenia mamy chyba podobne. Ogólnie pozytywne.
„Gaumardżos!” to połączenie wspomnień z reportażem. Autorzy opisują swoje pobyty w Gruzji i przy okazji opisują ten kraj. Z różnych perspektyw. Dzięki lekturze możemy dowiedzieć się sporo o życiu mieszkańców Gruzji, ich zwyczajach i historii. A jako, że autorzy często podróżowali z reguły po nieutartych szlakach, to zdobywamy wiedzę o faktach, których raczej nie znajdziemy w przewodnikach turystycznych. Poza tym opisują zdarzenia, o których mało kto wie w naszym kraju. Przykładem może być historia o próbie porwania samolotu lecącego z Tbilisi do Leningradu, która miała w roku 1983.
„Gaumardżos!” warto polecić tym, którzy już w Gruzji byli i tym, którzy planują tam się udać. Dla pierwszych będzie to możliwość przypomnienia sobie swojego pobytu. Dla drugich, możliwość zdobycia informacji, co może ich spotkać w tym niewątpliwie ciekawym kraju.

Głównym powodem sięgnięcia po „Gaumardżos!” był fakt, iż też miałem okazję być w Gruzji. I chciałem porównać wrażenia. Mimo, że moje pobyty (bo byłem tam dwa razy) znacząco różniły się od wyjazdów Państwa Meller. Ale wrażenia mamy chyba podobne. Ogólnie pozytywne.
„Gaumardżos!” to połączenie wspomnień z reportażem. Autorzy opisują swoje pobyty w Gruzji i przy okazji opisują...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Kulawe konie” ogólnie mi się podobały. Zdecydowałem się więc przeczytać II tom. „Martwe lwy” trzymają poziom części pierwszej. Mamy znowu ciekawą fabułę i barwne postaci. I to co jest chyba najważniejsze, czyli realistyczny (lub w miarę realistyczny) opis działania agentów służb specjalnych. Po raz kolejny okazuje się, że ich praca to głównie zdobywanie informacji. A pościgi i strzelaniny są tylko dodatkiem. I to nie zawsze pojawiającym się. Choć akurat w „Martwych lwach” trochę się pod tym względem dzieje. Nawet chyba więcej niż w „Kulawych koniach”.
Jeśli komuś podobała się część pierwsza, to i drugą nie powinien być rozczarowany. Ja polecam. Nie tylko miłośnikom literatury szpiegowskiej.

„Kulawe konie” ogólnie mi się podobały. Zdecydowałem się więc przeczytać II tom. „Martwe lwy” trzymają poziom części pierwszej. Mamy znowu ciekawą fabułę i barwne postaci. I to co jest chyba najważniejsze, czyli realistyczny (lub w miarę realistyczny) opis działania agentów służb specjalnych. Po raz kolejny okazuje się, że ich praca to głównie zdobywanie informacji. A...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Książkę Bartosza Józefiaka zacząłem czytać kilka tygodni po wypadku, który miał miejsce w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego, i w którym zginęła 3-osobowa rodzina. Oczywiście we „Wszyscy tak jeżdżą” nie ma ani słowa o tym tragicznym zdarzeniu. Jednak lektura pozwala zrozumieć (choć nie wiem czy to dobre słowo) przyczyny zdarzenia.
Autor podjął się próby wyjaśnienia, dlaczego Polska od lat jest w czołówce krajów, gdzie najwięcej osób ginie na drogach. W tym celu spotkał się z różnymi ich użytkownikami. Począwszy od kierowców zawodowych, a skończywszy na tak specyficznej grupie, jaką są uczestnicy nielegalnych wyścigów. Dotarł do rodzin ofiar wypadków. A nawet do jednego ze sprawców. Należy dodać, iż Bartosz Józefiak postanowił opisać powyższą kwestię z różnych perspektyw. Stąd znajdziemy w książce rozdziały poświęcone tzw. wykluczeniu komunikacyjnemu i w ogóle organizacji komunikacji.
Obraz jaki wyłania się z książki jest momentami przerażający. Nawet jeśli weźmiemy poprawkę, iż autor przyjął nieco tendencyjne tezy. Okazuje się, że miliardy złotych zainwestowane w budowę nowych dróg (i modernizację dotychczas istniejących) nie do końca podniosły poziom bezpieczeństwa. Bo kluczowym problemem pozostaje mentalność części polskich kierowców. A tę trudno zmienić.
Ze względu na tematykę „Wszyscy tak jeżdżą” wydają się lekturą dla wszystkich. Bo przecież praktycznie każdy z nas jest użytkownikiem drogi. W ten czy inny sposób.

Książkę Bartosza Józefiaka zacząłem czytać kilka tygodni po wypadku, który miał miejsce w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego, i w którym zginęła 3-osobowa rodzina. Oczywiście we „Wszyscy tak jeżdżą” nie ma ani słowa o tym tragicznym zdarzeniu. Jednak lektura pozwala zrozumieć (choć nie wiem czy to dobre słowo) przyczyny zdarzenia.
Autor podjął się próby wyjaśnienia,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

O „Urugwajce” dowiedziałem się z audycji mojego ulubionego dziennikarza od książek. Wyrażał się o niej pozytywnie. Zdecydowałem się więc na lekturę. I wszystko wskazuje na to, iż mam kolejną książkę, która trafi na półkę z napisem „Ani na tak, ani na nie”. Bo sam pomysł książki, czyli opis jednodniowego wypadu mężczyzny w kryzysie wieku średniego, który chce się m. in. spotkać z kobietą, w której się zakochał, nie jest specjalnie oryginalny. Tym bardziej, że główny bohater to typowy „facet po 40”. Tyle, że Pedro Mairal opisał historię w całkiem ciekawy sposób. Ale nie uniknął też błędów. Są w powieści epizody, które łatwo przewidzieć.
Tak jak już napisałem, nie wiem jak jednoznacznie ocenić „Urugwajkę”. Mogę chyba tylko napisać, że jej przeczytanie można rozważyć. Można, ale nie trzeba.

O „Urugwajce” dowiedziałem się z audycji mojego ulubionego dziennikarza od książek. Wyrażał się o niej pozytywnie. Zdecydowałem się więc na lekturę. I wszystko wskazuje na to, iż mam kolejną książkę, która trafi na półkę z napisem „Ani na tak, ani na nie”. Bo sam pomysł książki, czyli opis jednodniowego wypadu mężczyzny w kryzysie wieku średniego, który chce się m. in....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz, kiedy o jakiejś książce dowiedziałem się przypadkiem. Tym razem za pośrednictwem wiadomego portalu społecznościowego. Jeden z jego użytkowników pochwalił się lekturą „Fantoma”. Po przeczytaniu opisu i ja zdecydowałem się sięgnąć po tę książkę. „Fantom” to literatura science-fiction dotycząca kwestii kontaktu Ziemian z inną cywilizacją. Na pozór nic nowego. Marcin Ciszewski zdecydował się jednak na wprowadzenie wątku sensacyjno-kryminalnego, co czyni powieść nieco ciekawszą i generalnie liczy się na plus. Zaletą jest też sposób w jaki „Fantom” został napisany. Książkę czyta się bardzo dobrze. Są też niestety minusy. Tylko jeśli o nich napiszemy, to narażamy się na spoilerowanie. Ogólnie mam odczucie, że autor nie wykorzystał w pełni potencjału pomysłu na książkę. A może to ja miałem za duże oczekiwania.
Zasadniczo polecam lekturę. Choć myślę, że „Fantom” najbardziej spodoba się miłośnikom S-F.

Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz, kiedy o jakiejś książce dowiedziałem się przypadkiem. Tym razem za pośrednictwem wiadomego portalu społecznościowego. Jeden z jego użytkowników pochwalił się lekturą „Fantoma”. Po przeczytaniu opisu i ja zdecydowałem się sięgnąć po tę książkę. „Fantom” to literatura science-fiction dotycząca kwestii kontaktu Ziemian z inną...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Pisałem już, że John Gisham to jeden z moich ulubionych pisarzy. I pisałem już, że od jakiegoś czasu moja sympatia do niego jest wystawiana na próbę. Bo niestety od kilku już lat poziom książek J. Grishama rozczarowuje. Czasami więcej. Czasami mniej. Jest to o tyle smutne, że czytając opisy kolejnych powieści widać, iż pisarz ma na nie pomysł. Tylko nie zawsze udaje się stworzyć ciekawą fabułę.
W przypadku „Wyspy Camino” nie jest źle,. Choć do takich tytułów jak „Firma” czy też „Raport pelikana” nieco brakuje. Warto docenić, że na swój sposób książka jest nowatorska. Ponieważ J. Grisham opuścił miejsce, w którym czuje się najlepiej, czyli wymiar sprawiedliwości i zajął się rynkiem księgarskim. I przez to zamiast tzw. thrillera prawniczego otrzymaliśmy powieść obyczajowo-sensacyjną, której głównym bohaterami są księgarze, pisarze itp. Powieść momentami bardzo przyzwoitą. Choć wydaje mi się, że najbardziej jednak przypadnie do gustu miłośnikom pisarza.

Pisałem już, że John Gisham to jeden z moich ulubionych pisarzy. I pisałem już, że od jakiegoś czasu moja sympatia do niego jest wystawiana na próbę. Bo niestety od kilku już lat poziom książek J. Grishama rozczarowuje. Czasami więcej. Czasami mniej. Jest to o tyle smutne, że czytając opisy kolejnych powieści widać, iż pisarz ma na nie pomysł. Tylko nie zawsze udaje się...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejny dziennikarz związany (kiedyś) z radiową Trójką napisał książkę. I tak jak w przypadku W. Manna i M. Niedźwiedzkiego nie można jej nazwać autobiografią. Jeśli już, to tylko w pewnych fragmentach, kiedy np. Jan Chojnacki pisze o swoim dzieciństwie. Chyba lepiej pasuje słowo „wspomnienia”. Bo autor wspomina m. in. swoją pracę w Agencji „Pagart” albo spotkania z artystami grającymi jego ulubioną muzykę, czyli blues. Zresztą wydaje mi się, iż właśnie blues jest równorzędnym bohaterem książki (obok samego J. Chojnackiego). Stąd m. in. rozdziały poświęcone ulubionemu muzykowi dziennikarza, jakim jest Eric Clapton czy też audycji „Bielszy odcień bluesa”. I dlatego wydaje mi się, że lektura „Bluesa z kapustą” najbardziej ucieszy fanów tej muzyki.

Kolejny dziennikarz związany (kiedyś) z radiową Trójką napisał książkę. I tak jak w przypadku W. Manna i M. Niedźwiedzkiego nie można jej nazwać autobiografią. Jeśli już, to tylko w pewnych fragmentach, kiedy np. Jan Chojnacki pisze o swoim dzieciństwie. Chyba lepiej pasuje słowo „wspomnienia”. Bo autor wspomina m. in. swoją pracę w Agencji „Pagart” albo spotkania z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeczytałem część pierwszą i drugą. Czas więc na trzecią. „Gdziekolwiek spojrzysz” pod pewnymi jest podobna do „Kimkolwiek jesteś”. Czyli kontynuuje wątki z „Cokolwiek wybierzesz” oraz wprowadza nowe. Poza tym pojawia się nowe tło. Tym razem jest to sztuczna inteligencja. Podobnie jak w poprzednich tomach akcja toczy się wartko, a kwestie informatyczne są opisane w miarę przystępny sposób. Niestety, zostały też powtórzone pewne wady dotyczące samej fabuły. Wady, oczywiście w mojej ocenie. Na szczęście nie obniżają one znacząco poziomu książki.
Podsumowując – udane zakończenie trylogii.

Przeczytałem część pierwszą i drugą. Czas więc na trzecią. „Gdziekolwiek spojrzysz” pod pewnymi jest podobna do „Kimkolwiek jesteś”. Czyli kontynuuje wątki z „Cokolwiek wybierzesz” oraz wprowadza nowe. Poza tym pojawia się nowe tło. Tym razem jest to sztuczna inteligencja. Podobnie jak w poprzednich tomach akcja toczy się wartko, a kwestie informatyczne są opisane w miarę...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwszy tom „Ukrytej sieci” ogólnie mi się podobał. Sięgnąłem więc po drugi. Z jednej strony „Kimkolwiek jesteś” kontynuuje wątki rozpoczęte w „Cokolwiek wybierzesz”. Z drugiej pojawiają się nowe motywy. W pewnym uproszczeniu można napisać, iż w pierwszej części tłem wydarzeń był darknet. W drugiej jest to wykorzystanie Internetu (ze szczególnym uwzględnieniem mediów społecznościach) dla potrzeb np. kampanii politycznych. Tak jak to było w przypadku „Cokolwiek wybierzesz” wątki informatyczne są napisane w sposób w miarę przystępny, przez co lektura jest zdecydowanie łatwiejsza (szczególnie dla laików). Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to do pewnych elementów fabuły. Nie będę jednak pisał do jakich, aby nie psuć przyjemności tym, którzy „Kimkolwiek jesteś” jeszcze nie czytali.
Podsumowując: część druga trylogii nie ustępuje pierwszej. I jeśli się komuś „Cokolwiek wybierzesz” podobało, to i „Kimkolwiek jesteś” nie powinno go rozczarować.

Pierwszy tom „Ukrytej sieci” ogólnie mi się podobał. Sięgnąłem więc po drugi. Z jednej strony „Kimkolwiek jesteś” kontynuuje wątki rozpoczęte w „Cokolwiek wybierzesz”. Z drugiej pojawiają się nowe motywy. W pewnym uproszczeniu można napisać, iż w pierwszej części tłem wydarzeń był darknet. W drugiej jest to wykorzystanie Internetu (ze szczególnym uwzględnieniem mediów...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Dzięki seriom „Nielegalni” i „Zamęt” Vincent V. Severski stał się jednym z moich ulubionych polskich pisarzy. Dlatego nie mogłem nie przeczytać „Placu Senackiego”. Jest to książka nieco inna niż poprzednie. Ta inność dotyczy czasu i miejsca akcji. Tym razem nie jest to współczesna Polska, a Helsinki w grudniu roku 1990. A jak pamiętamy, to ważny okres w historii np. Europy. I wydaje mi się, że nieprzypadkowo wybrany przez autora. Może się mylę, ale chyba Vincent V. Severski miał zamysł aby w ten sposób przedstawić to, co legło u podstaw powstania Federacji Rosyjskiej i prowadzonej przez nią później polityki. Mam tu na myśli przede wszystkim wpływ ludzi wywodzących się z KGB i GRU.
Poza tym „Plan Senacki 6 PM” to klasyczny szpiegowski thriller. I kolejne potwierdzenie, że autor potrafi wykorzystać swoje doświadczenia ze służb specjalnych do pisania bardzo ciekawych powieści. Zdecydowanie polecam.

Dzięki seriom „Nielegalni” i „Zamęt” Vincent V. Severski stał się jednym z moich ulubionych polskich pisarzy. Dlatego nie mogłem nie przeczytać „Placu Senackiego”. Jest to książka nieco inna niż poprzednie. Ta inność dotyczy czasu i miejsca akcji. Tym razem nie jest to współczesna Polska, a Helsinki w grudniu roku 1990. A jak pamiętamy, to ważny okres w historii np. Europy....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Na pozór „Cokolwiek wybierzesz” nie wydaje się szczególnie oryginalną książką. Kolejna powieść, której fabuła toczy się wokół tzw. dziennikarskiego śledztwa. Ale Jakubowi Szamałkowi udało się odświeżyć tę koncepcję, poprzez uczynienie Internetu tłem dla wydarzeń zawartych w książce. Ze szczególnym uwzględnieniem niebezpieczeństw jakie niesie sieć dla jej użytkowników. Należy przy tym zaznaczyć, iż o kwestiach informatycznych autor pisze w sposób przystępny, przez co lektura nie jest uciążliwa. Co ma szczególne znaczenie dla osób słabiej obeznanych z powyższą materią.
Pozytywnie można też ocenić samą fabułę. Choć zdarzają się gorsze fragmenty. To samo można napisać o postaciach występujących w powieści. Ale i tu znajdziemy bohaterów nieco sztampowych.
W mojej ocenie „Cokolwiek wybierzesz” jest solidnym kryminałem, którego lekturę warto rozważyć. Mnie spodobał się na tyle, że sięgnę po kolejne części.

Na pozór „Cokolwiek wybierzesz” nie wydaje się szczególnie oryginalną książką. Kolejna powieść, której fabuła toczy się wokół tzw. dziennikarskiego śledztwa. Ale Jakubowi Szamałkowi udało się odświeżyć tę koncepcję, poprzez uczynienie Internetu tłem dla wydarzeń zawartych w książce. Ze szczególnym uwzględnieniem niebezpieczeństw jakie niesie sieć dla jej użytkowników....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dzieląc się wrażeniami z lektury „Wszyscy kochają nasze miasto. Historia grunge’u z pierwszej ręki” napisałem, że czekałem na taką książkę. Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale to samo mogę napisać o „Sweet Dreams”. Bo zanim stałem się fanem Pearl Jam czy też Nirvany, słuchałem większości artystów wymienionych w tej książce. Zresztą książka Dylana Jonesa jest podobna do wydawnictwa Marka Yarma i też składa się z wypowiedzi osób. W tym przypadku związanych ze sceną „new romantic”. Różnica jest tylko taka, że grono osób wypowiadających jest większe. Bo nie są to tylko ludzie związani z branżą muzyczną, ale też np. z modą. Co akurat w tym przypadku nie dziwi. Poza tym są fragmenty napisane przez samego Dylana Jonesa, w których nakreśla np. tło niektórych wydarzeń.
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to do zredagowania książki. „Sweet Dreams” opisuje fragment brytyjskiej sceny muzycznej na przestrzeni 11 lat (od 1975 do 1985 roku). I w związku z tym została podzielona na 11 rozdziałów. I to ma sens. Tyle tylko, że w niektórych częściach wspomniane wypowiedzi trochę się mieszają. W efekcie historia modnego klubu muzycznego sąsiaduje z przemyśleniami jakiegoś artysty na temat nagle zdobytej popularności. Może trzeba by wprowadzić dodatkowy podział.
Ale mimo tych wad warto „Sweet Dreams” przeczytać. Szczególnie jeśli interesujemy się muzyką.

Dzieląc się wrażeniami z lektury „Wszyscy kochają nasze miasto. Historia grunge’u z pierwszej ręki” napisałem, że czekałem na taką książkę. Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale to samo mogę napisać o „Sweet Dreams”. Bo zanim stałem się fanem Pearl Jam czy też Nirvany, słuchałem większości artystów wymienionych w tej książce. Zresztą książka Dylana Jonesa jest podobna do...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to