UpiornyGroszek

Profil użytkownika: UpiornyGroszek

Łódź Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 6 lata temu
172
Przeczytanych
książek
463
Książek
w biblioteczce
33
Opinii
380
Polubień
opinii
Łódź Kobieta
Dodane| Nie dodano
Strony www:
Ta użytkowniczka nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach: ,

Czy można stworzyć książkę, która opiera się na utartych, niewątpliwie sztampowych schematach, a mimo to broni się przed przyklejeniem jej łatki powieści wtórnej? Czy można wzdrygać się przed określeniem danego tomiszcza mianem nieoryginalnego, nie bacząc na fakt iż na taką opinię w gruncie rzeczy zasługuje? Ano można, co potwierdza przykład opasłej pozycji „Królewska krew. Wieża elfów”, prozy Michaela J. Sullivana.

„Królewska krew. Wieża elfów” to tak naprawdę dwa osobne tomy cyklu, w polskim przekładzie wciśnięte do jednej książki. Dwa tomy, dwie osobne historie, które łączy jeden wspaniały duet. Royce i Hadrian, bo to o nich mowa, to bohaterowie żywcem wyjęci z powieści łotrzykowskich. Przebiegli, sprytni niczym zwierzęta futerkowe z rudą kitą, szelmowscy i nieco nieposkromieni, a przy tym nad wyraz sympatyczni i zabawni- słowem postaci w stylu Robin Hooda (i to w podwójnej dawce), których nie sposób nie polubić od samego początku.

Prozę Sullivana charakteryzuje lekkie pióro, niewymuszony humor i wartka akcja. Kiedy już zasiadałam do lektury z trudem mogłam oderwać rozbiegany wzrok od kolejnych linijek tekstu. Ponadto na widok niektórych dialogów usta same układają się w kształt dorodnego rogala, co tylko dodaje dziełu atrakcyjności- książka nie może się co prawda poszczycić górnolotnym, wymagającym humorem, ale nie tego rodzaju dowcipów oczekuje człowiek zmęczony całym dniem pracy. W takim przypadku leciutka proza Sullivana okazuje się być doskonałym rozwiązaniem.

Czas na parę słów o samej fabule. W tym przypadku należy bezwzględnie rozgraniczyć „Królewską krew” od „Wieży elfów”. W przypadku tej pierwszej mamy do czynienia z historią nieco banalną i trącącą wtórnymi schematami. Mam wrażenie, że tego rodzaju opowieść słyszałam już nie raz, ale…- i tu właśnie pojawia się swoisty fenomen tej książki- ten fakt zupełnie nie przeszkadza podczas lektury. W mojej głowie ani razu nie zakołatało oskarżenie o jakąkolwiek wtórność, a na twarzy brakło zdegustowanych grymasów. Pojawiły się za to iskierki w oczach podczas poznawania dalszych losów fenomenalnego duetu. Wydarzenia zaprezentowane w „Wieży elfów” znacząco zyskują na nietuzinkowości (choć całkiem nieszablonowymi dalej bym ich nie nazwała), a to znaczy, że w kolejnych tomach czytelnik może liczyć na wzrost formy autora.

Nie byłabym sobą, gdybym nie wytknęła książce drobnego minusa. Jak to bywa w większości powieści czytelnik nie zna wszystkich tajemnic z życia głównych bohaterów i po tropach zostawianych przez autora, niczym po nitce od kłębka, dociera do coraz to kolejnych szczegółów. Niestety, moim zdaniem w paru przypadkach autor powplatał w tekst nieco zbyt sugestywne poszlaki, co skutkowało zbyt wczesnym odkryciem sekretów. Nigdy nie miałam w sobie zacięcia detektywistycznego, które pozwalało mi na odkrywanie zagadek dużo wcześniej niźli zaplanował to autor- wprost przeciwnie, uwielbiam być zaskakiwana. U Sullivana niestety elementu niespodzianki się nie doczekałam.

„Królewska krew. Wieża elfów” to powieść, którą bez większych przeszkód uznaję za źródło wspaniałej, nieskomplikowanej (acz nie prostackiej) i lekkiej rozrywki. Zdecydowanie nie żałuję czasu spędzonego w towarzystwie dwóch ujmujących dżentelmenów i z niecierpliwością czekam na kolejne tomy cyklu. Polecam.

Czy można stworzyć książkę, która opiera się na utartych, niewątpliwie sztampowych schematach, a mimo to broni się przed przyklejeniem jej łatki powieści wtórnej? Czy można wzdrygać się przed określeniem danego tomiszcza mianem nieoryginalnego, nie bacząc na fakt iż na taką opinię w gruncie rzeczy zasługuje? Ano można, co potwierdza przykład opasłej pozycji „Królewska krew....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Fantastyka to niezwykle wdzięczny gatunek, pozwalający autorowi sięgać po najdalsze wytwory wyobraźni i przelewać na papier treści bezspornie wysoce nieprawdopodobne. Wydawać by się mogło, że przy takiej swobodzie i praktycznym braku ograniczeń czytelnik winien być co rusz zaskakiwany coraz to nowym pomysłem. Niestety, fantastyka to nie tylko innowacyjne idee i błyskotliwe koncepcje, ale i nieciekawe, bezbarwne kalki oparte na wcześniejszych schematach. Tym bardziej cieszę się, że panu Beaulieu, twórcy „Wichrów archipelagu”, udało się uniknąć marnego naśladownictwa i zaoferować czytelnikowi całkiem oryginalny twór.

Przyznaję, że to głównie okładkowa ilustracja przekonała mnie do sięgnięcia po tę pozycję- grafikowi należą się gromkie brawa. Jakie treści może skrywać tak baśniowa oprawa? Wraz z postępującą lekturą czytelnik przenosi się osobliwego świata wysp, bezsprzecznie kojarzącego się z rosyjskimi klimatami. W sytuacji, w której najpospolitszym wzorcem jest opieranie kreacji na angielskich/amerykańskich wzorcach zabieg pisarza niewątpliwie zyskuje na nietuzinkowości – ach, raduje się ma słowiańska dusza :) Niestety, o ile nieszablonowe otoczenie zasługuje na pochwałę, o tyle sposób wprowadzenia czytelnika do nieznanego środowiska woła o pomstę do nieba. Zostajemy wrzuceni na głęboką wodę bez żadnych wyjaśnień- a więc myśl, kombinuj i łam sobie głowę, drogi czytelniku, nad różnicą między Aramanami a Maharratami, nad ideą eteru i wiatroportów czy wreszcie- kim (czym?) do diabła są hezany. Nawet teraz, po całościowej lekturze powieści, nadal nie jestem pewna czy moje wyobrażenia odpowiadają zamierzeniom autora.

Sama fabuła prezentuje się w zupełności zadowalająco, chociaż akcja miewa lepsze i gorsze momenty. „Wichry archipelagu” nie są powieścią, którą zakwalifikowałabym do zacnego grona książek niedających czytelnikowi spokoju ani na chwilę, których nie odłożymy na bok bez wyrzutów sumienia. Twórczość Beaulieu miewa fragmenty niezwykle wciągające, ale i te zwyczajnie nużące, przez które trzeba przebrnąć (czasem z trudem) by znów zaczytywać się w bardziej frapującej prozie. Co by nie wyszło, że tylko marudzić potrafię- nie mam żadnych zarzutów do kreacji bohaterów. Wszyscy są na swój sposób wiarygodni oraz interesujący- i chociaż sama nieco inaczej poprowadziłabym niektóre postacie- autor w tej materii radzi sobie naprawdę przyzwoicie.

Proza Bradleya P. Beaulieu charakteryzuje się stylem na dobrym poziomie. Nie olśniewa błyskotliwymi rozwiązaniami, ale nie sposób odmówić jej dynamizmu, pewnej wyrazistości i swoistej plastyczności. To wszystko sprawia, że „Wichry archipelagu” czyta się szybko, łatwo i przyjemnie.

„Wichry archipelagu” nie są powieścią pozbawioną wad, przyznajmy- jak niemalże każda książka. Co jednak warte uwagi- z kart tego obszernego tomu wionie ożywcza świeżość, która sprawia, że prozą Amerykanina zdecydowanie warto się zainteresować. Twórczość Beaulieu nie pozostawiła mnie w zachwycie, ale spędziłam w jej towarzystwie kilka miłych chwil. Jeśli do czasu ukazania się kontynuacji mój gust czytelniczy nie ulegnie całkowitej przemianie z pewnością sięgnę po drugi tom pióra pana Bradleya. Jednym słowem- polecam.

Fantastyka to niezwykle wdzięczny gatunek, pozwalający autorowi sięgać po najdalsze wytwory wyobraźni i przelewać na papier treści bezspornie wysoce nieprawdopodobne. Wydawać by się mogło, że przy takiej swobodzie i praktycznym braku ograniczeń czytelnik winien być co rusz zaskakiwany coraz to nowym pomysłem. Niestety, fantastyka to nie tylko innowacyjne idee i błyskotliwe...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czyż nie ma wdzięczniejszego tematu nad opowieści rycerskie? Nawet dzisiaj, po upływie tylu lat od upadku ideału średniowiecznego wojownika, sporo osób wciąż fantazjuje na temat czasów zbroi, miecza i wątłych panien. Najwidoczniej tęsknotę do czasów rycerstwa podziela Kamil Gruca, znany również jako sir Robert Neville, i pod postacią stosunkowo krótkiej powieści o wdzięcznym tytule „Baron i łotr” postanowił zabrać czytelnika w świat, w którym honor stanowił najwyższą wartość.

Znajdujemy się we Francji roku Pańskiego 1415. Francuzi toczą zażartą walkę z Anglikami podczas wojny szumnie określonej przez historyków stuletnią. Jednak bitwy nie toczą się tylko na głównym froncie- korzystając z okazji rycerze rozwiązują również prywatne porachunki. Sama wojna stuletnia zdaje się być jedynie tłem do widowiskowych pojedynków, pościgów i porwań, na których postanowił skupić się sam autor.

Przyznaję, że pomysł na fabułę nie wzbudził mojego mocnego entuzjazmu. Czytelnik zostaje od razu wrzucony na głęboką wodę, bez delikatnego wprowadzania w akcję. W rezultacie przez pierwsze kilkanaście/kilkadziesiąt stron czułam się zagubiona jak dziecko we mgle, pośród obcych postaci wojowników, w bliżej nieznanym miejscu. Dopiero po wstępnym zorientowaniu się w intrydze i skojarzeniu paru nazwisk zaczęłam czerpać prawdziwą przyjemność z lektury.

Kamil Gruca kreuje gromadę naprawdę realistycznych postaci. Nie mogą się one poszczycić skomplikowanym i rozbudowanym portretem psychologicznym, jednak odmówić im naturalności nie sposób. Nie zapominajmy, że autor był mocno ograniczony przez liczbę stron swojej powieści- w trzystustronicowej powieści nie sposób upchnąć mnóstwa szczególików. Jeśli zaś rozszerzyłby swoją książkę o swoiste detale, opisy zaczęłyby dominować nad samą akcją, a to nie wyszłoby lekturze na dobre.

Dochodzimy wreszcie do stylu- w tym momencie nie mogę powstrzymać się do zacytowania zdania z okładki- „To jedyny autor, który piórem włada równie sprawnie jak prawdziwym mieczem”. Na widok takiej sentencji zazwyczaj nad moją głową cudownie rozbłyskuje czerwona lampka, która natychmiast uruchamia sceptyczną część mojej natury. W przypadku Kamila Grucy jednak przyznaję się do małej pomyłki- nie znam fechtunkowych umiejętności autora, aczkolwiek spod jego pióra wychodzą naprawdę przyzwoite zdania. Brak im finezyjności, którą tak uwielbiam i szanuję, jednak w pełni doceniam plastyczny język, który łatwo obrazuje zamierzenia fabularne pisarza.

Lekturę powieści „Baron i łotr” wspominam pozytywnie. Bez oszukiwania i zbytecznego schlebiania pisarzowi- fabuła lada dzień ulotni się z mojej głowy, a po pewnym czasie wyparuje również nietrwałe wspomnienie o samym fakcie czytania danego tytułu. Nie zmienia to jednak faktu, że dzięki lekturze mogłam dwa wieczory spędzić w przyjemnym towarzystwie panów okrytych zbroją, odrywając się od szarej codzienności współczesnych czasów. „Barona i łotra” polecę głównie fanom powieści historycznych szukających niezbyt skomplikowanej i raczej przeciętnej rozrywki na wieczór- powieść Grucy powinna spełnić to zadanie.

Czyż nie ma wdzięczniejszego tematu nad opowieści rycerskie? Nawet dzisiaj, po upływie tylu lat od upadku ideału średniowiecznego wojownika, sporo osób wciąż fantazjuje na temat czasów zbroi, miecza i wątłych panien. Najwidoczniej tęsknotę do czasów rycerstwa podziela Kamil Gruca, znany również jako sir Robert Neville, i pod postacią stosunkowo krótkiej powieści o...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika UpiornyGroszek

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [4]

Philippa Gregory
Ocena książek:
7,1 / 10
38 książek
5 cykli
907 fanów
Jane Austen
Ocena książek:
7,5 / 10
47 książek
2 cykle
Pisze książki z:
3478 fanów
George R.R. Martin
Ocena książek:
7,2 / 10
96 książek
14 cykli
Pisze książki z:
5857 fanów

Ulubione

Andrzej Sapkowski Krew elfów Zobacz więcej
Carlos Ruiz Zafón Cień wiatru Zobacz więcej
Michaił Bułhakow Mistrz i Małgorzata Zobacz więcej
Alan Alexander Milne Kubuś Puchatek Zobacz więcej
Winston Groom Forrest Gump Zobacz więcej
George R.R. Martin Gra o tron Zobacz więcej
George R.R. Martin Nawałnica mieczy, część 2: Krew i złoto Zobacz więcej
George R.R. Martin A Game of Thrones Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
172
książki
Średnio w roku
przeczytane
12
książek
Opinie były
pomocne
380
razy
W sumie
wystawione
159
ocen ze średnią 6,2

Spędzone
na czytaniu
1 077
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
13
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]