-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać7
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-05-16
2024-05-16
Już dawno tak dobrze nie bawiłam się na romansie polskiej autorki…
Agnieszka Brückner w swojej najnowszej powieści zabrała mnie do moich ulubionych motywów: hate love, wymuszona bliskość oraz fake dating. I chociaż mam parę “ale” do całości, to nie zmienia faktu, że świetnie się bawiłam.
Można powiedzieć, że “13 miesięcy” to także historia o drugich szansach. Zarówno Elizabeth, jak i Gregory dostają sposobność, aby naprawić swoje postępowania z przeszłości. Nawet jeśli mówili, że się nienawidzą to czuć było, że ta nienawiść spowodowana była zupełnie czymś innym. A moment, w którym tytuł nabrał znaczenia? Najlepszy w całej historii…
Podobał mi się w sposób, w jaki bohaterowie tworzyli swoją relację. Może wydawać się, że za szybko to wszystko przebiega, ale za to jak naturalnie. Zachowywali się jakby byli parą od zawsze. A wsparcie jakie sobie okazywali? Cudowna sprawa. I jeszcze sposób, w jaki Greg odbudowywał pewność siebie Elizabeth. To jest nowy książkowy mąż…
Pomimo tego wszystkiego czuję niedosyt w dwóch kwestiach. Pierwszym z nich jest postać Julii. Rozumiem jej pojawienie się, było to potrzebne, aby Elizabeth spojrzała na wszystko z innej perspektywy. Natomiast nie rozumiem zakończenia wątku tej postaci. A drugim to Maddison. Jej pojawienie się nic nie wniosło do historii. Domyślam się dlaczego mogła nagle wrócić, ale właśnie tylko domyślam. Bo jej wątek został ucięty zanim w ogóle się rozkręcił.
Jest jedna rzecz, która na początku mnie irytowała później już tylko bawiła. Blondynka… Tak, Greg określał Elizabeth mianem blondynki. Nie kobietą, żmiją, wiedźmą, kurduplem, Liz, Lizzie, tylko blondynką. Do tego stopnia, że jedyną cechą określającą bohaterkę stał się jej kolor włosów.
Podsumowując, jeśli szukacie lekkich romansów z cudownym głównym bohaterem to “13 miesięcy” będzie idealnym wyborem.
Już dawno tak dobrze nie bawiłam się na romansie polskiej autorki…
Agnieszka Brückner w swojej najnowszej powieści zabrała mnie do moich ulubionych motywów: hate love, wymuszona bliskość oraz fake dating. I chociaż mam parę “ale” do całości, to nie zmienia faktu, że świetnie się bawiłam.
Można powiedzieć, że “13 miesięcy” to także historia o drugich szansach. Zarówno...
2024-05-10
Knight pobił nawet pana Walkera…
Wiedziałam, że “Potyczki z panem Knightem” okażą się dobre, ale one nawet są lepsze od pierwszego tomu. Sorry Danny, teraz czas na Jacka. 🤭
Dostajemy historię romantyczną dla Rosy Lucas. Biurowy romans, on starszy i bogaty, ona młoda i ambitna. Ale w tej części jest także coś więcej, autorka pokazuje nam, jak trudno jest czasami odciąć się od przeszłości, jak trudno jest zaufać po zdradzie i jak ważna jest komunikacja.
Bonnie i Jack od samego początku mieli niesamowitą chemię. Jak tylko się spotykali od razu, można było wyczuć te iskry latające pomiędzy nimi. Podobał mi się i jednocześnie frustrował sposób, w jaki Rosa Lucas poprowadziła ich relacje. Tu nie było miejsca na gierki i niedomówienia, bohaterowie od razu wiedzieli, czego chcą i do tego dążyli. Sposób, w jaki Jack “oznaczył” Bonnie był słodki i uroczy.
A humor… uwielbiam postacie tworzone przez autorkę, zawsze mają dystans do siebie i potrafią śmiać się z samych z siebie.
Romans biurowy z niesamowitą chemią i poczuciem humoru, tym są właśnie “Potyczki z panem Knightem”. Na pewno wrócę do niej jeszcze nie raz.
Knight pobił nawet pana Walkera…
Wiedziałam, że “Potyczki z panem Knightem” okażą się dobre, ale one nawet są lepsze od pierwszego tomu. Sorry Danny, teraz czas na Jacka. 🤭
Dostajemy historię romantyczną dla Rosy Lucas. Biurowy romans, on starszy i bogaty, ona młoda i ambitna. Ale w tej części jest także coś więcej, autorka pokazuje nam, jak trudno jest czasami odciąć się...
2024-05-04
To była bardzo przyjemna historia z motywem on zakochuje się pierwszy…
Nie da się zaprzeczyć, że Agata Polte potrafi tworzyć emocjonalne, a przy tym lekkie w odbiorze powieści. I takie właśnie jest “Stuck With You”. Chociaż muszę przyznać, że autorka zaczęła się rozwijać. Czuć było to w jej najnowszej książce, wciąż była to bardzo schematyczna historia, ale przy tym nie podobna do poprzednich tytułów Agaty Polte.
Autorka potrafi tworzyć postacie. Nie tylko główni bohaterowie, ale także ci poboczni są jacyś. Cami i Tan to po prostu para idealna. Słodka (momentami, aż do bólu), wspierającą się (zawsze mogli na sobie polegać) i przy tym akceptująca swoje wady. Przyjemnie obserwowało się rozwój ich relacji, chociaż momentami cała powieść była mocno rozwleczona.
“Stuck With You” bliżej jest do obyczajówki z rozbudowanymi przemyśleniami Cami niż do tradycyjnego romansu. Nie spodziewajcie się dynamiki w tej powieści. Wszystko przebiega spokojnie, wyważenie i momentami nawet było zabawnie. Właśnie, tylko momentami. Autorka przyzwyczaiła mnie do humoru w swoich powieściach, a tutaj mi go zabrakło. Tak jak zabrakło mi perspektywy samego Tannera. Niektóre wydarzenia chętniej poznałabym właśnie z jego perspektywy. Nawet skrycie liczyłam, że następny rozdział to będą jego przemyślenia. Chociaż końcówka mi to troszeczkę wynagrodziła.
Jeśli macie ochotę na słodką i przyjemną (tak, powtarzam się, ale ta historia właśnie taka jest) opowieść z motywem on zakochał się pierwszy, to “Stuck With You” będzie idealna.
To była bardzo przyjemna historia z motywem on zakochuje się pierwszy…
Nie da się zaprzeczyć, że Agata Polte potrafi tworzyć emocjonalne, a przy tym lekkie w odbiorze powieści. I takie właśnie jest “Stuck With You”. Chociaż muszę przyznać, że autorka zaczęła się rozwijać. Czuć było to w jej najnowszej książce, wciąż była to bardzo schematyczna historia, ale przy tym nie...
2024-04-30
2024-04-28
Chyba spodziewałam się czegoś więcej po Lucy Score…
W dużym skrócie - ona mega inteligentna, on kocha jej mózg. Kompletnie nic nie czułam pomiędzy bohaterami. I nawet jeśli jakieś zmiany można było w nich dostrzec, to tylko w przypadku June. Można było zauważyć, że dostosowuje się do swojego partnera, wychodzi ze swojej strefy komfortu oraz otwiera się na inne relacje społeczne. Za to w GT żadnej zmiany nie dostrzegłam. Pojawił się nowy w miasteczku i z miejsca zakochał się w June, bo nie traktowała go, jak na gwiazdę przystało.
Nawet wielka sprawa zaginionej nie była ciekawa. Przeczytałam “Bourbon Bliss”, bo nie wymagało myślenia.
Chyba spodziewałam się czegoś więcej po Lucy Score…
W dużym skrócie - ona mega inteligentna, on kocha jej mózg. Kompletnie nic nie czułam pomiędzy bohaterami. I nawet jeśli jakieś zmiany można było w nich dostrzec, to tylko w przypadku June. Można było zauważyć, że dostosowuje się do swojego partnera, wychodzi ze swojej strefy komfortu oraz otwiera się na inne relacje...
2024-04-11
2024-03-19
Książki Gosi Lisińskiej stają się moim guilty pleasure…
“Cześć, Psorko” to kolejna powieść z różnicą wieku, w której to ona jest starsza od niego. Jak na ogół nie lubię takiego motywu, to u autorki łykam go bez zająknięcia. Podoba mi się, w jaki sposób bohaterowie budują relacje i nie zwracają uwagi na liczby. Nawet ich znajomi akceptują ich związek i im kibicują. Co prawda, to bardzo cukierkowe jest, ale czego chcieć więcej.
Dodatkowo w “Cześć, Psorko” znajdziemy drobny wątek kryminalny, który został bardzo fajnie poprowadzony. Dopiero w połowie książki domyśliłam się, kto stoi za zbrodniami, jednak motywy tej osoby wciąż pozostawały dla mnie nieznane. Jednak mam zastrzeżenia do samej końcówki - za szybka i brakowało mi jakiegoś dopowiedzenia, co się stało już po złapaniu winnego.
Jeśli szukacie tytułu, z którym miło spędzicie wieczór to “Cześć, Psorko” będzie idealnym wyborem.
Książki Gosi Lisińskiej stają się moim guilty pleasure…
“Cześć, Psorko” to kolejna powieść z różnicą wieku, w której to ona jest starsza od niego. Jak na ogół nie lubię takiego motywu, to u autorki łykam go bez zająknięcia. Podoba mi się, w jaki sposób bohaterowie budują relacje i nie zwracają uwagi na liczby. Nawet ich znajomi akceptują ich związek i im kibicują. Co...
2024-03-07
Cały czas zastanawiam się, co mnie podkusiło, aby sięgnąć po tę historię…
Z RuNyx miałam już styczność przy “Gothikanie” i powiedzmy sobie szczerze, że Vlad Polownik nie został moim nowym crushem. Dlaczego więc, po przeczytaniu blurbu “Predatora” stwierdziłam “hej, to może być całkiem spoko”? Nie wiem tego, ale sama historia nie zapowiadała się jakoś szczególnie źle.
Geniuszka, zimny zabójca i kod, który może zniszczyć wszystko. Mafia, której dawno nie było na rynku, a i bohaterka zapowiadała się nawet na inną od wszystkich. I nawet taka była, ale geniuszem to bym jej nie nazwała.
Na początku książki, w słowie od autorki, dostajemy informację, że Morana “ma wyjątkowo wysokie IQ, w jej wewnętrznym świecie obowiązują powtarzalne schematy myślenia” i wiecie co? Nie dostrzegłam żadnych schematów, a jej wysoki iloraz inteligencji? Cóż… wysokie miała mniemanie o sobie. Chyba że “powtarzalne schematy” odnoszą się do wspominania zapachu Caine, rozmyślaniu o jego oczach oraz zastanawianiu się “czemu on mnie tak nienawidzi”. Całkiem sporo rozmyślania było o Tristanie, a książka wcale do najdłuższych nie należy.
Czego dowiadujemy się o samym Tristanie? Trzech rzeczy: pachnie jak stara whisky i piżmo, posiada lodowato niebieskie oczy oraz nie za wiele mówi, a jak już się odezwie, to warczy, burczy i mruczy. Ahh… i najważniejsze, z siłą tysiąca słońc nienawidzi głównej bohaterki. Zapytacie czemu? Cóż.. z bardzo dziwnego powodu. Znaczy okej, te wydarzenia mogły na niego jakoś wpłynąć, ale… ahh, brak mi słów.
W “Predator” znajdziecie się wiele takich niedorzecznych wydarzeń. Kod, który od samego początku został przedstawiony jako “to koniec wszystkiego” został zapomniany, a na końcu bardzo szybko znaleziono inne rozwiązanie. Zasada “nie krzywdzimy żadnych kobiet”, chyba nie odnosi się do rzucania gróźb śmierci na każdym kroku i łapania za kark, ale może rzeczywiście był to “opiekuńczy” chwyt za gardło? W sumie łapanie za rękę już wyszło z mody. A zachowanie samej Morany? To jest dopiero skomplikowane. Z jednej strony jest nie robi maślanych oczu do bohatera i nie sprowadza ich relacji do jednego, zaś z drugiej - przez jej przeświadczenie o swoim genialnym umyśle robi głupie rzeczy.
Zapomniałam wspomnieć o relacji. Czy ma ona sens? Być może. Czy coś czujemy pomiędzy nimi? Nie… Pojawia się pytanie, jaka ona więc jest? Pusta i mechaniczna. W pewnym momencie miałam wrażenie, że Morana z rąk jednego tyrana, wpada w ramiona drugiego. I tyle byłoby z wyrwania się ze złotej klatki…
Ogólnie sama historia nie zapowiadała się źle tak jak i sama bohaterka. Dużym plusem w zachowaniu Morany było to, że nie robiła od razu maślanych oczu do Tristana i nie starała się sprowadzić ich relacji do jednego. Podobał mi się także klimat książki, niepokojący i taki ciemny. Pomimo braku jakiś obszernych opisów świata dało się odczuć, że nie będzie tam różowo i kolorowo. Cały czas w głowie miałam obraz przedstawiony w “Sin City” i ten wieczny deszcz. Mega to było, autorka świetnie wykorzystała te skąpe opisy. Jednak cała reszta pozostawia wiele do życzenia. Gdyby dopracować niektóre elementy, usunąć totalne głupstwa i wykorzystać potencjał Morany oraz Tristana, to byłaby bardzo dobra mafijna pozycja. A tak otrzymaliśmy cudną okładkę i bardzo przeciętne wnętrze.
Cały czas zastanawiam się, co mnie podkusiło, aby sięgnąć po tę historię…
Z RuNyx miałam już styczność przy “Gothikanie” i powiedzmy sobie szczerze, że Vlad Polownik nie został moim nowym crushem. Dlaczego więc, po przeczytaniu blurbu “Predatora” stwierdziłam “hej, to może być całkiem spoko”? Nie wiem tego, ale sama historia nie zapowiadała się jakoś szczególnie źle....
2024-02-29
Chyba zaczynam mieć lekką obsesję na punkcie twórczości Lucy Score. Zachwyciła mnie w Riley Thorn, ale w historii Dominica i Ally się zakochałam.
“By a Thread. Komedia (nie) romantyczna” całkowicie wpisała się w mój czytelniczy gust. Slow burn, ta chemia pomiędzy bohaterami i jeszcze humor… fantastycznie bawiłam się na tym romansie. I na dodatek nie takim zwykłym romansie, bo wiek bohaterów był nieco zaskakujący…
… ona miała 39 lat, a on - 44. Kojarzę tylko jedną autorkę (wydaną w Polsce, nie myślę o zagranicznych), której bohaterowie właśnie są po 40., ale ich kreacja pozostawia wiele do życzenia. Za to u Lucy Score wyszła ona znakomicie, bohaterowie myśleli, ich zachowania były racjonalne i byli świadomi skutków swoich decyzji. W każdym ich słowie czy postawie czuć było demony przeszłości i to, w jaki sposób wpływały na nich. Przyjemnie czytało się wszystkie te zmagania i ostateczne pogodzenie się z losem. Obserwować sposób, w jaki Dominic i Ally zbliżali i otwierali się na siebie.
Jeśli szukacie (nie)romantycznej komedii z ciętym humorem i zaskakującymi bohaterami, to bez zastanowienia bierzcie Lucy Score.
Chyba zaczynam mieć lekką obsesję na punkcie twórczości Lucy Score. Zachwyciła mnie w Riley Thorn, ale w historii Dominica i Ally się zakochałam.
“By a Thread. Komedia (nie) romantyczna” całkowicie wpisała się w mój czytelniczy gust. Slow burn, ta chemia pomiędzy bohaterami i jeszcze humor… fantastycznie bawiłam się na tym romansie. I na dodatek nie takim zwykłym romansie,...
2024-02-21
To była naprawdę bardzo urocza komedia romantyczna…
…a Lynn Painter trafia na moją listę autorek, po których książki będę sięgać w ciemno.
Spotkali się po raz pierwszy w sklepie jubilerskim, a ich drugie spotkanie odbyło się na przyjęciu weselnym. Po nim mieli się już więcej nie spotkać, ale zapomnieli o jednym… los lubi płatać figle.
Jeden zakład sprawia, że Hallie i Jack zostają swoimi skrzydłowymi podczas randek. A te randki i ich rodząca się przyjaźń, to najlepsza część powieści. Z wielką przyjemnością obserwowałam, jak z dwójki nieznajomych stawali się swoimi najbliższymi osobami. A te drobne sygnały świadczące o tym, że ich relacja przeradza się w coś więcej, wywoływały jeszcze większy uśmiech na mojej twarzy.
“Czy chcesz się założyć” to lekka i zabawna komedia, którą przez przypadek możecie przeczytać w ciągu jednego wieczora. Nawet nie zauważycie, kiedy pierwszy rozdział zamieni się w epilog.
To była naprawdę bardzo urocza komedia romantyczna…
…a Lynn Painter trafia na moją listę autorek, po których książki będę sięgać w ciemno.
Spotkali się po raz pierwszy w sklepie jubilerskim, a ich drugie spotkanie odbyło się na przyjęciu weselnym. Po nim mieli się już więcej nie spotkać, ale zapomnieli o jednym… los lubi płatać figle.
Jeden zakład sprawia, że Hallie i...
Chyba mi się podobało…
“Diabeł w garniturze” to kolejny przyjemny romans pióra Elizabeth O’Roark. I tylko tyle, przyjemny. Po pierwszym tomie, w którym autorka zachwyciła nie tylko rozwojem relacji bohaterów, ale także humorem. “Diabeł” po prostu był okej.
Czegoś mi w nim brakowało. To wciąż jest romans, w którym nie chodzi tylko o zbliżenia. Dużą uwagę autorka przykłada do walki z demonami, budowania zaufania oraz realizacji marzeń. Bohaterowie nadal mają świetną chemię między sobą oraz da się ich lubić, ale to tyle.
Chyba mi się podobało…
więcej Pokaż mimo to“Diabeł w garniturze” to kolejny przyjemny romans pióra Elizabeth O’Roark. I tylko tyle, przyjemny. Po pierwszym tomie, w którym autorka zachwyciła nie tylko rozwojem relacji bohaterów, ale także humorem. “Diabeł” po prostu był okej.
Czegoś mi w nim brakowało. To wciąż jest romans, w którym nie chodzi tylko o zbliżenia. Dużą uwagę autorka przykłada...