rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Chyba mi się podobało…

“Diabeł w garniturze” to kolejny przyjemny romans pióra Elizabeth O’Roark. I tylko tyle, przyjemny. Po pierwszym tomie, w którym autorka zachwyciła nie tylko rozwojem relacji bohaterów, ale także humorem. “Diabeł” po prostu był okej.

Czegoś mi w nim brakowało. To wciąż jest romans, w którym nie chodzi tylko o zbliżenia. Dużą uwagę autorka przykłada do walki z demonami, budowania zaufania oraz realizacji marzeń. Bohaterowie nadal mają świetną chemię między sobą oraz da się ich lubić, ale to tyle.

Chyba mi się podobało…

“Diabeł w garniturze” to kolejny przyjemny romans pióra Elizabeth O’Roark. I tylko tyle, przyjemny. Po pierwszym tomie, w którym autorka zachwyciła nie tylko rozwojem relacji bohaterów, ale także humorem. “Diabeł” po prostu był okej.

Czegoś mi w nim brakowało. To wciąż jest romans, w którym nie chodzi tylko o zbliżenia. Dużą uwagę autorka przykłada...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Już dawno tak dobrze nie bawiłam się na romansie polskiej autorki…

Agnieszka Brückner w swojej najnowszej powieści zabrała mnie do moich ulubionych motywów: hate love, wymuszona bliskość oraz fake dating. I chociaż mam parę “ale” do całości, to nie zmienia faktu, że świetnie się bawiłam.

Można powiedzieć, że “13 miesięcy” to także historia o drugich szansach. Zarówno Elizabeth, jak i Gregory dostają sposobność, aby naprawić swoje postępowania z przeszłości. Nawet jeśli mówili, że się nienawidzą to czuć było, że ta nienawiść spowodowana była zupełnie czymś innym. A moment, w którym tytuł nabrał znaczenia? Najlepszy w całej historii…

Podobał mi się w sposób, w jaki bohaterowie tworzyli swoją relację. Może wydawać się, że za szybko to wszystko przebiega, ale za to jak naturalnie. Zachowywali się jakby byli parą od zawsze. A wsparcie jakie sobie okazywali? Cudowna sprawa. I jeszcze sposób, w jaki Greg odbudowywał pewność siebie Elizabeth. To jest nowy książkowy mąż…

Pomimo tego wszystkiego czuję niedosyt w dwóch kwestiach. Pierwszym z nich jest postać Julii. Rozumiem jej pojawienie się, było to potrzebne, aby Elizabeth spojrzała na wszystko z innej perspektywy. Natomiast nie rozumiem zakończenia wątku tej postaci. A drugim to Maddison. Jej pojawienie się nic nie wniosło do historii. Domyślam się dlaczego mogła nagle wrócić, ale właśnie tylko domyślam. Bo jej wątek został ucięty zanim w ogóle się rozkręcił.

Jest jedna rzecz, która na początku mnie irytowała później już tylko bawiła. Blondynka… Tak, Greg określał Elizabeth mianem blondynki. Nie kobietą, żmiją, wiedźmą, kurduplem, Liz, Lizzie, tylko blondynką. Do tego stopnia, że jedyną cechą określającą bohaterkę stał się jej kolor włosów.

Podsumowując, jeśli szukacie lekkich romansów z cudownym głównym bohaterem to “13 miesięcy” będzie idealnym wyborem.

Już dawno tak dobrze nie bawiłam się na romansie polskiej autorki…

Agnieszka Brückner w swojej najnowszej powieści zabrała mnie do moich ulubionych motywów: hate love, wymuszona bliskość oraz fake dating. I chociaż mam parę “ale” do całości, to nie zmienia faktu, że świetnie się bawiłam.

Można powiedzieć, że “13 miesięcy” to także historia o drugich szansach. Zarówno...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To było jak powrócenie do “Akademii Mitu”...

…”Fallen Princess” Mony Kasten to bardzo dobra młodzieżówka, z ciekawym wątkiem śledztwa i ciekawymi postaciami. Czytając ją, miałam wrażenie, że wróciłam do przygód Gwen z “Akademii Mitu” Jennifer Estep.

Autorka do tej pory znana z obyczajówek postanowiła zrobić krok ku nieco bardziej fantastycznej literaturze. I tak oto otrzymaliśmy “przepełniony magią i mrokiem romans paranormalny w klimacie dark akademia”. I chociaż z mrokiem bym się kłóciła, a tego romansu jest tak naprawdę niewiele, to i tak chcę poznać inne książki autorki.

“Fallen Princess” od samego początku nie pozwala nam się nudzić, a z każdą następną stroną robi się coraz ciekawiej. I nawet jeśli to nie jest odkrywcza historia i przebiegu pewnych wydarzeń można się już domyśleć na samym początku, to wciąż można się przy niej dobrze bawić. A dobrze poprowadzone śledztwo i ciekawi bohaterowie są tylko miłym dodatkiem do tego różowego cudu.

Idealny świat Zoey ulega zniszczeniu już na samym początku. Moc, na którą tak bardzo czekała uczyniła z niej outsiderkę. Jednak sama dziewczyna po chwilowym załamaniu nie nurza się dalej w swoim nieszczęściu. Postanawia sprostać nowemu wyzwaniu i z podniesioną głową poczekać, aż ta nietypowa sytuacja zostanie naprawiana. Jak sami możecie się domyślić, dziewczyna znajduje w swoim nowym życiu coś, co pozwala jej spojrzeć na całą sytuację inaczej. Odkrywa samą siebie i sama przed sobą przyznaje czego tak naprawdę chcę. Jasne, wciąż ma wątpliwości, a wpojone zachowanie czasami bierze górę, jednak sama Zoey już nie jest tą samą postacią, jaką była na początku. Muszę przyznać, że Mona Kasten wykonała kawał świetnej roboty, pokazując nam jej przemianę. Jednak nie tylko u samej Zoey widać tą zmianę, postacie drugoplanowe również zostały znakomicie przedstawione. I nawet jeśli pojawiały się tylko na chwilę, to zaznaczały swoją obecność w pamięci czytelnika.

A samo śledztwo? Nie jest niczym odkrywczym, ale sposób, w jaki zostało poprowadzone, wciągał. Subtelne poszlaki, niekiedy mylne tropy i motywy zbrodni, o kurde - pragnę więcej. I jasne, niektóre momenty można było nieco bardziej dopracować. Bardziej wyeksponować całą otoczkę niebezpieczeństwa i tajemnicy, ale nie zmienia to faktu, że autorka na samym końcu zaskakuje.

Jeśli macie ochotę na młodzieżówkę w stylu tych sprzed ponad 10 lat, to “Fallen Princess” będzie doskonałym wyborem. Mam nadzieję, że autorka szybko napiszę drugi tom. 😅

To było jak powrócenie do “Akademii Mitu”...

…”Fallen Princess” Mony Kasten to bardzo dobra młodzieżówka, z ciekawym wątkiem śledztwa i ciekawymi postaciami. Czytając ją, miałam wrażenie, że wróciłam do przygód Gwen z “Akademii Mitu” Jennifer Estep.

Autorka do tej pory znana z obyczajówek postanowiła zrobić krok ku nieco bardziej fantastycznej literaturze. I tak oto...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Knight pobił nawet pana Walkera…

Wiedziałam, że “Potyczki z panem Knightem” okażą się dobre, ale one nawet są lepsze od pierwszego tomu. Sorry Danny, teraz czas na Jacka. 🤭

Dostajemy historię romantyczną dla Rosy Lucas. Biurowy romans, on starszy i bogaty, ona młoda i ambitna. Ale w tej części jest także coś więcej, autorka pokazuje nam, jak trudno jest czasami odciąć się od przeszłości, jak trudno jest zaufać po zdradzie i jak ważna jest komunikacja.

Bonnie i Jack od samego początku mieli niesamowitą chemię. Jak tylko się spotykali od razu, można było wyczuć te iskry latające pomiędzy nimi. Podobał mi się i jednocześnie frustrował sposób, w jaki Rosa Lucas poprowadziła ich relacje. Tu nie było miejsca na gierki i niedomówienia, bohaterowie od razu wiedzieli, czego chcą i do tego dążyli. Sposób, w jaki Jack “oznaczył” Bonnie był słodki i uroczy.

A humor… uwielbiam postacie tworzone przez autorkę, zawsze mają dystans do siebie i potrafią śmiać się z samych z siebie.

Romans biurowy z niesamowitą chemią i poczuciem humoru, tym są właśnie “Potyczki z panem Knightem”. Na pewno wrócę do niej jeszcze nie raz.

Knight pobił nawet pana Walkera…

Wiedziałam, że “Potyczki z panem Knightem” okażą się dobre, ale one nawet są lepsze od pierwszego tomu. Sorry Danny, teraz czas na Jacka. 🤭

Dostajemy historię romantyczną dla Rosy Lucas. Biurowy romans, on starszy i bogaty, ona młoda i ambitna. Ale w tej części jest także coś więcej, autorka pokazuje nam, jak trudno jest czasami odciąć się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To była bardzo przyjemna historia z motywem on zakochuje się pierwszy…

Nie da się zaprzeczyć, że Agata Polte potrafi tworzyć emocjonalne, a przy tym lekkie w odbiorze powieści. I takie właśnie jest “Stuck With You”. Chociaż muszę przyznać, że autorka zaczęła się rozwijać. Czuć było to w jej najnowszej książce, wciąż była to bardzo schematyczna historia, ale przy tym nie podobna do poprzednich tytułów Agaty Polte.

Autorka potrafi tworzyć postacie. Nie tylko główni bohaterowie, ale także ci poboczni są jacyś. Cami i Tan to po prostu para idealna. Słodka (momentami, aż do bólu), wspierającą się (zawsze mogli na sobie polegać) i przy tym akceptująca swoje wady. Przyjemnie obserwowało się rozwój ich relacji, chociaż momentami cała powieść była mocno rozwleczona.

“Stuck With You” bliżej jest do obyczajówki z rozbudowanymi przemyśleniami Cami niż do tradycyjnego romansu. Nie spodziewajcie się dynamiki w tej powieści. Wszystko przebiega spokojnie, wyważenie i momentami nawet było zabawnie. Właśnie, tylko momentami. Autorka przyzwyczaiła mnie do humoru w swoich powieściach, a tutaj mi go zabrakło. Tak jak zabrakło mi perspektywy samego Tannera. Niektóre wydarzenia chętniej poznałabym właśnie z jego perspektywy. Nawet skrycie liczyłam, że następny rozdział to będą jego przemyślenia. Chociaż końcówka mi to troszeczkę wynagrodziła.

Jeśli macie ochotę na słodką i przyjemną (tak, powtarzam się, ale ta historia właśnie taka jest) opowieść z motywem on zakochał się pierwszy, to “Stuck With You” będzie idealna.

To była bardzo przyjemna historia z motywem on zakochuje się pierwszy…

Nie da się zaprzeczyć, że Agata Polte potrafi tworzyć emocjonalne, a przy tym lekkie w odbiorze powieści. I takie właśnie jest “Stuck With You”. Chociaż muszę przyznać, że autorka zaczęła się rozwijać. Czuć było to w jej najnowszej książce, wciąż była to bardzo schematyczna historia, ale przy tym nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To był bardzo dobry powrót po latach…

…i nawet jeśli martwiacy trochę wybijali mnie z historii, to wciąż świetnie się bawiłam. Okazało się, że bardzo niewiele pamiętam z pierwszego czytania “Mrocznego Kochanka’, więc miałam ponownie okazję zakochać się w twórczości J.R. Ward.

Chociaż przyznam jedno, po latach luki fabularne, głupotki i mnogość perspektyw rzucały się bardziej w oczy i nieco irytowały. 😅

To był bardzo dobry powrót po latach…

…i nawet jeśli martwiacy trochę wybijali mnie z historii, to wciąż świetnie się bawiłam. Okazało się, że bardzo niewiele pamiętam z pierwszego czytania “Mrocznego Kochanka’, więc miałam ponownie okazję zakochać się w twórczości J.R. Ward.

Chociaż przyznam jedno, po latach luki fabularne, głupotki i mnogość perspektyw rzucały się...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Bourbon Bliss Claire Kingsley, Lucy Score
Ocena 7,7
Bourbon Bliss Claire Kingsley, Lu...

Na półkach: ,

Chyba spodziewałam się czegoś więcej po Lucy Score…

W dużym skrócie - ona mega inteligentna, on kocha jej mózg. Kompletnie nic nie czułam pomiędzy bohaterami. I nawet jeśli jakieś zmiany można było w nich dostrzec, to tylko w przypadku June. Można było zauważyć, że dostosowuje się do swojego partnera, wychodzi ze swojej strefy komfortu oraz otwiera się na inne relacje społeczne. Za to w GT żadnej zmiany nie dostrzegłam. Pojawił się nowy w miasteczku i z miejsca zakochał się w June, bo nie traktowała go, jak na gwiazdę przystało.

Nawet wielka sprawa zaginionej nie była ciekawa. Przeczytałam “Bourbon Bliss”, bo nie wymagało myślenia.

Chyba spodziewałam się czegoś więcej po Lucy Score…

W dużym skrócie - ona mega inteligentna, on kocha jej mózg. Kompletnie nic nie czułam pomiędzy bohaterami. I nawet jeśli jakieś zmiany można było w nich dostrzec, to tylko w przypadku June. Można było zauważyć, że dostosowuje się do swojego partnera, wychodzi ze swojej strefy komfortu oraz otwiera się na inne relacje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka nie dla mnie albo fakt poznania historii poprzez audiobooka wpłynął na jej odbiór.

Zamysł “Carmilla” jest bardzo dobry, ale po tylu zachwytach, które słyszałam na jej temat, spodziewałam się znacznie więcej. Kompletnie nie czułam tam gotyckiego klimatu (ale tutaj mógł wpłynąć fakt na sposób poznania historii), a sama historia nie wywołała we mnie żadnego zainteresowania.

Nie rozumiałam bohaterów, nie czułam ich charakterów ani niepokojów. Po prostu byli. Czegoś mi zabrakło i w moim odczuciu była to raczej przeciętna historia.

Książka nie dla mnie albo fakt poznania historii poprzez audiobooka wpłynął na jej odbiór.

Zamysł “Carmilla” jest bardzo dobry, ale po tylu zachwytach, które słyszałam na jej temat, spodziewałam się znacznie więcej. Kompletnie nie czułam tam gotyckiego klimatu (ale tutaj mógł wpłynąć fakt na sposób poznania historii), a sama historia nie wywołała we mnie żadnego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Twórczość Sarah J. Maas spotyka się z “Rywalkami” Kiera Cass i powstaje…

… wstęp do świata Uranosa. Bo “Tron Królowej Słońca” Nisha J. Tuli tym właśnie jest, wstępem do czegoś większego, co być może dostarczą nam następne tomy.

Od samego początku zostajemy wrzuceni w wydarzenia i poznajemy fenomenalną reputację Lor oraz jej zdolność do wpadania w kłopoty. Bardzo szybko z tej szarej rzeczywistości zostajemy przerzuceni na Dwór pełen złota w najróżniejszych formach i stylach. Powoli poznajemy reguły nim rządzące, samego króla i jego poddanych oraz zasady konkursu o tron królowej słońca. I niby wszystko fajnie, ale w tym kraju pełnym słońca, znalazło się też trochę cienia…

Największym z nim jest kreacja samej Lor. Uwięziona jako dziecko, przeżyła w Nostrazie wiele złych rzeczy, które w pewien sposób ukształtowały jej charakter. Daje się poznać jako butna, arogancka i gotowa na wszystko kobieta, pragnąca tylko przeżyć i być może w przyszłości wyjść z tego więzienia. I nie powiem, taka jej kreacja do mnie przemawiała, bo było widać, że Nostraza odcisnęła na niej swoje piętno. Jednak, gdy już trafiła na Słoneczny Dwór to tak jakby przeszła jakoś przemianę podczas leczenia i straciła swój pazur. Jasne gdzieś tam on się wciąż pojawiał, ale na widok wszystkich tych błyskotek i twarzy króla traciła resztki zdrowego rozsądku. Do czego dążyła? Nie wiem. Co najciekawsze główna bohaterka także nie wiedziała, aż w końcu ostatnia próba jej to uświadomiła. I wtedy nawet ponownie odkryła swój mózg i jakieś wartości. Czekałam na to tylko jakieś 300 stron…

Ale “Tron Królowej Słońca’ możemy także poznać z innej, ciekawszej perspektywa. Nadir, książe Zorzy i postać, która stara się rozwikłać tajemnicze zniknięcie więźniarki oraz jej tożsamość. Pragnie też, czegoś zupełnie innego i małymi kroczkami do tego dąży. Czuję, że książę może być postacią, która porządnie namiesza w tej powieści. I raczej nie on jedyny, bo na Dworze Króla Słońca pojawiają się jeszcze dwoje innych bohaterów, którzy też mogą mieć coś do powiedzenia.

Kontynent Uranos, na którym rozgrywa się cała akcja, pozostaje niejaką tajemnicą. Dowiadujemy się trochę o samych znajdujących tam się dworach oraz ich artefaktach, ale w moim odczuciu wciąż jest to za mało. Liczę na to, że autorka w kolejnych częściach trochę rozwinię tą kwestię. Chociaż i nie tylko to, bo same Fae też potrzebują nieco więcej przedstawienia. Na razie tylko wiemy, że są. Mają jakieś tam moce, a część z nich posiada nawet skrzydła. Niestety nic więcej się nie dowiadujemy. Momentami odnosiłam także wrażenie, że sama Nisha J. Tuli nie do końca wiedziała jak ugryźć ich wątek.

I pomimo że ta część nie dostarcza nam zbyt wielu odpowiedzi i tylko w niewielkim stopniu opisuje świat przedstawiony, to same zadania w konkursie o tron Królowej Słońca oraz same intrygi rozgrywające się pod całym tym blichtrem, dostarczają wiele rozrywki. Więc jeśli szukacie lekkiej i wciągającej książki to “Tron Królowej Słońca” będzie idealnym wyborem.

Twórczość Sarah J. Maas spotyka się z “Rywalkami” Kiera Cass i powstaje…

… wstęp do świata Uranosa. Bo “Tron Królowej Słońca” Nisha J. Tuli tym właśnie jest, wstępem do czegoś większego, co być może dostarczą nam następne tomy.

Od samego początku zostajemy wrzuceni w wydarzenia i poznajemy fenomenalną reputację Lor oraz jej zdolność do wpadania w kłopoty. Bardzo szybko z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wcale się nie dziwię, czemu bohaterka została odrzucona…

Mam mieszane uczucia do “Odrzucona” Jaymin Eve. Z jednej strony historia mi się podobała, ale z drugiej - pojawiały się elementy, które niszczyły cały obraz tej powieści. Gdybym miała określić jednym zdaniem ten tytuł, to brzmiałoby ono “Książka ze zmarnowanym potencjałem”.

Spójrzcie sami:
Mara, zmiennokształtna wilczyca, która w dniu swojej przemiany nie tylko zostaje odrzucona przez swojego prawdziwego partnera, ale uwalnia coś, co może zagrażać światu. Pojawia się Bestia Cienia i odkrywa przed nią świat, o którym istnieniu nawet nie śniła. Kobieta nie tylko próbuje odkryć kim jest, ale także stara się poznać zupełnie nowe miejsca i rasy w nich zamieszkujące. Po drodze pojawia się także kolejny quest, który w pewnym momencie stanie się istotny do zrealizowania. Czyż nie brzmi to, jak naprawdę dobra historia, przy której nie tylko będzie można się świetnie bawić, ale także z zapartym tchem śledzić dalsze losy bohaterów? No brzmi. Jednak coś poszło zdecydowanie nie tak…

1. Główna bohaterka. Mara zapowiadała się na silną postać kobiecą, która pomimo krzywd doznanych w watasze, myśli o lepszym jutrze. Nie załamuje się, nie rozpacza nad swoim losem, ale obiera cel i małymi kroczkami do niego dąży. Ale wszystko to się zmienia po pierwszej przemianie. Staje się po prostu kolejną głupiutką, wyszczekaną bohaterką, która jest mocna tylko w gębie. A to ile razy jest w stanie sobie zaprzeczyć na przestrzeni jednego rozdziału, przechodzi nawet moje wyobrażenia.

2. Przemyślenia Mary. Otóż Mara myśli dużo, bardzo dużo. Jednak, czy jej przemyślenia mają sens? Nie. To może coś wnoszą do całej historii? Nie. W takim razie, po co one tam są? Nie wiem. Ale wiem jedno, bez nich książka byłaby znacznie przyjemniejsza w odbiorze i zdecydowanie krótsza.

3. Napalenie Mary. Ja wiem, że to smut fantastyka i ten typ rządzi się swoimi prawami. Ale litości - zakłady o to z kim straci dziewictwo. Naprawdę? To już wolę wrócić do Nesty i użalać się razem z nią nad faktem "że nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie lubi”. Mara zamiast skupić się na misji myśli o tym, jaki Shadow jest przystojny, o tym skąd zdobędzie wibrator i o tym, że jest dziewicą. Dziękuję książko, zorientowałam się o tym już na początku.

4. Shadow. Ogólnie do niego nic nie mam, bo też nie za bardzo miałam możliwość lepiej go poznać. Chociaż wiem, że jest diabelnie przystojny, nieziemsko zbudowany, a jego oczy to w ogóle płoną. Wiem także jedno, grozi bohaterce śmiercią przynajmniej raz na rozdział. Chłopie, gdybyś to zrobił, to nie tylko skróciłbyś swoje męki, ale także i moje.

5. Przekład/redakcja/korekta. Nie wiem, co zaszło po naszej stronie, ale jest dziwnie. Zdania nie zdaniują. Część była jak żywcem z translatora, część miała dziwną konstrukcję, a w niektórych akapitach miało się wrażenie, że po prostu ich tam brakuje.

“Odrzucona” to dla mnie książka ze zmarnowanym potencjałem. Nawet jeśli próbowałam ją traktować jako guilty pleasure, to długo nie mogłam samej siebie okłamywać. Czasami już po prostu leciałam po dialogach, aby załapać ogólny sens historii (a tych dialogów nie było za wiele, głównie myśli Mary). Jednak samo zakończenie sprawiło, że z ciekawości sięgnę po kontynuację.

Wcale się nie dziwię, czemu bohaterka została odrzucona…

Mam mieszane uczucia do “Odrzucona” Jaymin Eve. Z jednej strony historia mi się podobała, ale z drugiej - pojawiały się elementy, które niszczyły cały obraz tej powieści. Gdybym miała określić jednym zdaniem ten tytuł, to brzmiałoby ono “Książka ze zmarnowanym potencjałem”.

Spójrzcie sami:
Mara, zmiennokształtna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Agata Polte powróciła do fantastyki i…

… tym razem zabrała nas do świata rządzonego przez trzy nacje: czarownice, wampiry i wilkołaki. Urban fantasy w klasycznym stylu, w którym nie zabraknie dobrze poprowadzonego śledztwa oraz humoru. I, pomimo że nie wszystko mi grało, a jeden wątek w moim odczuciu został w ogóle nie wykorzystany, to i tak się świetnie bawiłam.

“Pierwsza faza zaćmienia” pozornie rozpoczyna się od zwykłego spotkania z przyjaciółmi, jednak bardzo szybko ta sielanka zostaje przerwana i zostajemy wrzuceni w wir śledztwa, politycznych sojuszy oraz walk i chęci zemsty.

Autorka bardzo sprawnie wprowadziła nas w świat i rządzące nim zasady. Zrobiła to w swoim lekkim i zabawnym stylu. Jak zwykle bohaterów przez nią stworzonych bardzo szybko da się polubić. Jednak to, co zasługuje na największą uwagę to zbrodnie i śledztwo. Do samego końca nie wiedziałam kto za tym stoi. Jasne miałam kilku swoich podejrzanych, ale rzeczywisty sprawca nieźle mnie zaskoczył. I jak już wiedziałam, że to ta osoba nagle wszystkie puzzle wskoczyły na miejsce i nagle zrobiło się to oczywiste. Cała prawda została ukryta w szczegółach.

I świat. Wiecie, niby nic specjalnego, ale coś w sobie miał. W pierwszym tomie zdecydowanie lepiej poznajemy królestwo czarownic i co nieco zarysowane nam zostają układy w świecie wampirów. Ale największą tajemnicą stanowią wilkołaki, chociaż mam wrażenie, że nie na długo. Podobało mi się to, że nie został na siłę rozbudowany. Dzięki tej prostocie nie miałam wrażenia, że się gubię. Nie musiałam się zastanawiać, czemu tak, a nie inaczej.

Ale jest coś, co nie do końca pozwoliło mi cieszyć się lekturą. Wątek romantyczny. Mam wrażenie, że został potraktowany po macoszemu. Kompletnie nic nie czułam pomiędzy bohaterami, a ich wielkie przywiązanie wynikało tylko z faktu, że są swoimi mate. W całej historii zabrakło miejsca na to, aby ta dwójka mogła spędzić ze sobą czas i jakoś się poznać. Co pozwoliłoby bardziej uwiarygodnić ich związek.

“Pierwsza faza zaćmienia” jest bardzo dobrym pierwszym tomem serii. Otrzymujemy bardzo dobre śledztwo, świetnych bohaterów oraz humor. I chociaż kręcę nosem na kilka kwestii, to mimo wszystko dobrze się bawiłam. Z ciekawością sięgnę po kolejny tom.

Agata Polte powróciła do fantastyki i…

… tym razem zabrała nas do świata rządzonego przez trzy nacje: czarownice, wampiry i wilkołaki. Urban fantasy w klasycznym stylu, w którym nie zabraknie dobrze poprowadzonego śledztwa oraz humoru. I, pomimo że nie wszystko mi grało, a jeden wątek w moim odczuciu został w ogóle nie wykorzystany, to i tak się świetnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książki Gosi Lisińskiej stają się moim guilty pleasure…

“Cześć, Psorko” to kolejna powieść z różnicą wieku, w której to ona jest starsza od niego. Jak na ogół nie lubię takiego motywu, to u autorki łykam go bez zająknięcia. Podoba mi się, w jaki sposób bohaterowie budują relacje i nie zwracają uwagi na liczby. Nawet ich znajomi akceptują ich związek i im kibicują. Co prawda, to bardzo cukierkowe jest, ale czego chcieć więcej.

Dodatkowo w “Cześć, Psorko” znajdziemy drobny wątek kryminalny, który został bardzo fajnie poprowadzony. Dopiero w połowie książki domyśliłam się, kto stoi za zbrodniami, jednak motywy tej osoby wciąż pozostawały dla mnie nieznane. Jednak mam zastrzeżenia do samej końcówki - za szybka i brakowało mi jakiegoś dopowiedzenia, co się stało już po złapaniu winnego.

Jeśli szukacie tytułu, z którym miło spędzicie wieczór to “Cześć, Psorko” będzie idealnym wyborem.

Książki Gosi Lisińskiej stają się moim guilty pleasure…

“Cześć, Psorko” to kolejna powieść z różnicą wieku, w której to ona jest starsza od niego. Jak na ogół nie lubię takiego motywu, to u autorki łykam go bez zająknięcia. Podoba mi się, w jaki sposób bohaterowie budują relacje i nie zwracają uwagi na liczby. Nawet ich znajomi akceptują ich związek i im kibicują. Co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To jest naprawdę ciekawy system magiczny...

Wyobraźcie sobie świat, w którym ludzie podzieleni są na kasty i żyją w odpowiednich sektorach. Świat, w którym Burza jest niszczycielskim zagrożeniem, a szans na jej pokonanie nie ma. Mało tego, nie tylko doszczętnie niszczy najniższe sektory, mutuje także ludzi. Ich jedyną nadzieją są jeźdźcy władający ikonomancją. Potężną magią, którą nieliczni mogą opanować.

To tylko wstępny zarys świata, który odkrywa przed czytelnikami Sunya Mara w swojej powieści "Burza". Pomimo dość sztampowego początku, wiecie - dziewczyna staje się świadkiem zatrzymania swojego ojca przez samego księcia, postanawia go uwolnić, a dalej to już tylko historia. I muszę przyznać, że nie byle jaka historia:
🔹 bohaterowie, którzy dążą do sobie tylko znanych celów;
🔹 na każdym kroku tajemnice prowadzące do czegoś więcej;
🔹 stopniowo odkrywana przeszłość bohaterów oraz historia samego świata;
🔹 naprawdę ciekawy system magiczny, oparty na sztuce ikon.

Sunya Mara w swojej powieści wykorzystuje dobrze znane nam motywy (np. rewolucjonistów, biedna dziewczyna i książe) i tworzy naprawdę wciągającą historię. Dzięki opisom jesteśmy w stanie lepiej zobrazować sobie otaczający bohaterów świat, poznać jego różnice (nie tylko te klasowe) oraz głębiej zanurzyć się w machinacje i kłamstwa, w których jest on skąpany. Tutaj nic nie jest czarne i białe, a autorka dobitnie nam to zaznacza na każdym kroku.

Dużym plusem samej historii są bohaterowie oraz ikonamancja.
Główną narratorką jest Vesper, dziewczynę gotową zrobić wszystko, aby ocalić swojego ojca. Jest zdeterminowana, wierna i nieco narwana. Momentami jednak może lekko denerwować swoimi przemyśleniami na temat różnic klasowych. Odniosłam wręcz wrażenie, że ma za złe bogatym, że są bogaci. Z jednej strony rozumiem (głód i śmierć panująca na ulicach w niższych sektorach), ale to nie tak, że te bogactwa mają za darmo. Za to podobała mi się jej relacja z samym księciem i jego przybocznymi. Cała trójka niezwykle różna, ale tworzyła zgrany zespół. Chociaż nawet przed sobą mieli tajemnice, jednak i tak pozostawali sobie wierni. Vesper z jednej strony darzyła ich nieufnością, lecz z drugiej zaczynała się do nich przekonywać. Wyszło to tak naturalnie. Dynamika całej czwórki sprawiała, że cała historia się nie dłużyła.

Ikonomancja, czyli sztuka symboli. Na początku miała trochę vibe “Darów Anioła”, jednak jak zbiegiem historii poznawałam jej złożoność, to zrozumiałam, jak bardzo się myliłam. Nawet bohaterowie nie byli świadomi, jak wiele przed nimi skrywa ta moc. Odnosili się do niej z czcią, z niemalże szacunkiem. I jeszcze fakt, że nie każdy był w stanie nią władać, robiło jeszcze większe wrażenie. Już dawno nie spotkałam się z tak ciekawym systemem magicznym w książce.

I najważniejsze - wątek romantyczny. Niby jest, ale tak jakby go nie było. To jest typowy slow burn romans i motyw enemies to lovers. Oboje się sobie podobają, ale na spokojnie w książce na próżno szukać wiecznych wzdychań i jednotorowych myśli. Bo przy tej obustronnej fascynacji, kryje się także nieufność, kłamstwa oraz chęć wykorzystania tej drugiej osoby do swojego celu. Bohaterowie uczą się stopniowo sobie ufać. Budują coś kruchego na jeszcze mniej stabilnych fundamentach. Bardzo przyjemnie obserwowało się ich przemianę. Ale samo zakończenie…

… namieszało, i to nie tylko w ich relacji. Autorka całą powieść zakończyła w odpowiednim momencie, pozostawiając czytelnika z pytaniem “co dalej”.

Czy polecam? Tak, pomimo tego, że nie jest to książka dla każdego. Fani ciekawych światów oraz stopniowego ich odkrywania na pewno będą zachwyceni. Mam wrażenie, że fani “Świata Wynurzonego” Licia Troisi w “Burzy’ także znajdą coś dla siebie.

To jest naprawdę ciekawy system magiczny...

Wyobraźcie sobie świat, w którym ludzie podzieleni są na kasty i żyją w odpowiednich sektorach. Świat, w którym Burza jest niszczycielskim zagrożeniem, a szans na jej pokonanie nie ma. Mało tego, nie tylko doszczętnie niszczy najniższe sektory, mutuje także ludzi. Ich jedyną nadzieją są jeźdźcy władający ikonomancją. Potężną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

DNF w 45%, bez oceny.

“Miasto Gwiezdnego Pyłu” Georgia Summers niewątpliwie została napisana pięknym językiem i nawet dwa pierwsze rozdziały zapowiadały się na cudowną historią z klątwą i dark akademią. Jednak to byłoby na tyle…

Doszłam do prawie połowy książki i nie za wiele się tam działo. Główna bohaterka dorosła i tylko wściekała się, że wujowie nic jej nie mówią. A klątwa i poszukiwania jej matki? Są, gdzieś tam z tyłu pamięci i chyba tylko tyle. Bo wciąż sam czytelnik nie za wiele się dowiaduję o samej klątwie i jej rodzaju, czy tego jakie kroki podejmują, aby znaleźć jej rodzicielkę. Mamy kilka perspektyw i to nam pozwala chociaż trochę poznać realny świat i ten funkcjonujący za zasłoną, ale to wciąż za mało. O interakcji pomiędzy bohaterami nawet nie wspomnę, bo ona wcale nie istnieje. Jest dwa czy trzy spotkania, kilka kwestii i nara, do zobaczenia za kilka tygodni.

Po blurbie spodziewałam się czegoś znacznie więcej, jednak ciut się zawiodłam.

DNF w 45%, bez oceny.

“Miasto Gwiezdnego Pyłu” Georgia Summers niewątpliwie została napisana pięknym językiem i nawet dwa pierwsze rozdziały zapowiadały się na cudowną historią z klątwą i dark akademią. Jednak to byłoby na tyle…

Doszłam do prawie połowy książki i nie za wiele się tam działo. Główna bohaterka dorosła i tylko wściekała się, że wujowie nic jej nie mówią. A...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Tego było mi trzeba - powrotu do Mercedes Thompson!

Co tym razem czeka na Mercy? Dziwnie skaczący (królik), jeszcze dziwniejsza zabawa z Podgórzem oraz niepokojące zachowanie Adama. Można powiedzieć, że dzień jak co dzień w Tri-Cites.😅

Autorka w swoim stylu zabiera nas w historię pełną tajemnic i niedopowiedzeń. Dodatkowo rozwinęła jeszcze wątek “Klątwy Burzy”, co jeszcze lepiej pokazało nam więzi panujące w stadzie oraz wpływ niedyspozycja jednostki. Nie zabrakło także enigmatycznych rad Brana i Zee. Ohh… i Wulfe. Słowo daje, ten wampirek wygrywa wszystko. 🤣

Tego było mi trzeba - powrotu do Mercedes Thompson!

Co tym razem czeka na Mercy? Dziwnie skaczący (królik), jeszcze dziwniejsza zabawa z Podgórzem oraz niepokojące zachowanie Adama. Można powiedzieć, że dzień jak co dzień w Tri-Cites.😅

Autorka w swoim stylu zabiera nas w historię pełną tajemnic i niedopowiedzeń. Dodatkowo rozwinęła jeszcze wątek “Klątwy Burzy”, co jeszcze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Autorka do tej pory znana z romansów postanowiła stworzyć fantastyczną historię. Jak jej to wyszło? Dobrze i to nawet bardzo dobrze!

Magda Szponar dała się poznać ze strony lekkich i nieskomplikowanych opowieści i takiej też formy oczekiwałam po “Noc Upadku”. Jednak się myliłam i to, co dostałam przeszło moje wyobrażenia.

Początek historii zapowiada się dość niepozornie. Mężczyzna spotyka w lesie nieprzytomną kobietę z wyczuwalną potężną mocą. Postanawia zabrać ją do swojego zamku i odkryć jej tożsamość, a może nawet coś więcej? Bo sam jako głowa rodu musi zapewnić dziedzica, więc czemu nie wykorzystać do tego potężnej nieznajomej. Brzmi okrutnie, prawda? I tak ma właśnie być, bo…

… Magdalena Szponar stworzyła mroczny, nieco brutalny świat, w którym nie ma miejsca na porywy serca i wzniosłe uczucia. Nadchodzi czas wojny, a zmiennokształtnych jest coraz mniej. Na dodatek sama bogini Natura zaczyna przypominać o swoim istnieniu i ze swoich objęć wypuszcza niebezpieczne stworzenia, które mogą bardzo szybko zakończyć starania pewnych zmiennych.

Przygotujcie się na akcje i tajemnice, bo tutaj nic nie jest tym, czym się wydaje. Prawda skryta jest w drobnych sugestiach, na pozór nieistotnych szczegółach i pod zgliszczami dawnych potęg. Autorka bardzo zgrabnie wodzi czytelników za nos i niczego nie ujawnia. Mało tego, dodaje kolejne tajemnice, które jeszcze bardziej komplikują sprawy.

A postaci? Zostały bardzo dobrze napisane i poprowadzone. Ich prawdziwe motywacje poznajemy dopiero w trakcie czytania, a i tak mam wrażenie, że jeszcze niejednym nas zaskoczą. Każda z nich nie pozostaje także obojętna, a niektórych (patrzę na ciebie Misiu) ma się ochotę zanurzyć w miodzie i posłać do mrówek na żer. Zauważalny jest także ich rozwój. Valea, daje się poznać jako niepewna siebie i nierozumiejąca swoich mocy kobieta, ale z czasem pokazuje, na co ją stać i odkrywa w sobie pokłady siły i determinacji. I nasi dwaj główni panowie, ying i yang powieści. Pod piękną fasadą skrywane są blizny i tajemnice, które z czasem wychodzą na światło dzienne. I to właśnie one nieustannie determinują ich działania. I chociaż nie za bardzo przepadam za samym Misiem, to i tak nie mogę wyjść z wrażenia, jak autorka poprowadziła jego postać. Odcienie szarości, wszystko rozgrywa się w tych barwach.

Jednak nie tylko walką i tajemnicami stoi “Noc Upadku”, znajdziecie tutaj także wątek romantyczny. Ale spokojnie nie stanowi on głównej osi fabularnej, staje się jednak niekiedy motorem do podjęcia pewnych działań. Podobało mi się to, że do końca nie wiadomo było, z kim skończy Val. Pojawia się tutaj lekki trójkąt, ale gdy dowiadujemy się pewnych rzeczy, to nabiera on głębszego znaczenia. Zapomnijcie o nieustannym wzdychaniu i czy tęsknym wyciu do księżyca, tutaj jest wszystko albo nic. W końcu na wojnie nie ma czasu rozwodzić się nad pewnymi uczuciami.

“Noc Upadku” mnie zaskoczyła i sprawiła, że zaczęłam się zastanawiać, w jaki sposób autorka zakończy pewne wątki. I wiecie co? Mam wrażenie, że to nie skończy się dobrze…

Autorka do tej pory znana z romansów postanowiła stworzyć fantastyczną historię. Jak jej to wyszło? Dobrze i to nawet bardzo dobrze!

Magda Szponar dała się poznać ze strony lekkich i nieskomplikowanych opowieści i takiej też formy oczekiwałam po “Noc Upadku”. Jednak się myliłam i to, co dostałam przeszło moje wyobrażenia.

Początek historii zapowiada się dość niepozornie....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Cały czas zastanawiam się, co mnie podkusiło, aby sięgnąć po tę historię…

Z RuNyx miałam już styczność przy “Gothikanie” i powiedzmy sobie szczerze, że Vlad Polownik nie został moim nowym crushem. Dlaczego więc, po przeczytaniu blurbu “Predatora” stwierdziłam “hej, to może być całkiem spoko”? Nie wiem tego, ale sama historia nie zapowiadała się jakoś szczególnie źle.

Geniuszka, zimny zabójca i kod, który może zniszczyć wszystko. Mafia, której dawno nie było na rynku, a i bohaterka zapowiadała się nawet na inną od wszystkich. I nawet taka była, ale geniuszem to bym jej nie nazwała.

Na początku książki, w słowie od autorki, dostajemy informację, że Morana “ma wyjątkowo wysokie IQ, w jej wewnętrznym świecie obowiązują powtarzalne schematy myślenia” i wiecie co? Nie dostrzegłam żadnych schematów, a jej wysoki iloraz inteligencji? Cóż… wysokie miała mniemanie o sobie. Chyba że “powtarzalne schematy” odnoszą się do wspominania zapachu Caine, rozmyślaniu o jego oczach oraz zastanawianiu się “czemu on mnie tak nienawidzi”. Całkiem sporo rozmyślania było o Tristanie, a książka wcale do najdłuższych nie należy.

Czego dowiadujemy się o samym Tristanie? Trzech rzeczy: pachnie jak stara whisky i piżmo, posiada lodowato niebieskie oczy oraz nie za wiele mówi, a jak już się odezwie, to warczy, burczy i mruczy. Ahh… i najważniejsze, z siłą tysiąca słońc nienawidzi głównej bohaterki. Zapytacie czemu? Cóż.. z bardzo dziwnego powodu. Znaczy okej, te wydarzenia mogły na niego jakoś wpłynąć, ale… ahh, brak mi słów.

W “Predator” znajdziecie się wiele takich niedorzecznych wydarzeń. Kod, który od samego początku został przedstawiony jako “to koniec wszystkiego” został zapomniany, a na końcu bardzo szybko znaleziono inne rozwiązanie. Zasada “nie krzywdzimy żadnych kobiet”, chyba nie odnosi się do rzucania gróźb śmierci na każdym kroku i łapania za kark, ale może rzeczywiście był to “opiekuńczy” chwyt za gardło? W sumie łapanie za rękę już wyszło z mody. A zachowanie samej Morany? To jest dopiero skomplikowane. Z jednej strony jest nie robi maślanych oczu do bohatera i nie sprowadza ich relacji do jednego, zaś z drugiej - przez jej przeświadczenie o swoim genialnym umyśle robi głupie rzeczy.

Zapomniałam wspomnieć o relacji. Czy ma ona sens? Być może. Czy coś czujemy pomiędzy nimi? Nie… Pojawia się pytanie, jaka ona więc jest? Pusta i mechaniczna. W pewnym momencie miałam wrażenie, że Morana z rąk jednego tyrana, wpada w ramiona drugiego. I tyle byłoby z wyrwania się ze złotej klatki…

Ogólnie sama historia nie zapowiadała się źle tak jak i sama bohaterka. Dużym plusem w zachowaniu Morany było to, że nie robiła od razu maślanych oczu do Tristana i nie starała się sprowadzić ich relacji do jednego. Podobał mi się także klimat książki, niepokojący i taki ciemny. Pomimo braku jakiś obszernych opisów świata dało się odczuć, że nie będzie tam różowo i kolorowo. Cały czas w głowie miałam obraz przedstawiony w “Sin City” i ten wieczny deszcz. Mega to było, autorka świetnie wykorzystała te skąpe opisy. Jednak cała reszta pozostawia wiele do życzenia. Gdyby dopracować niektóre elementy, usunąć totalne głupstwa i wykorzystać potencjał Morany oraz Tristana, to byłaby bardzo dobra mafijna pozycja. A tak otrzymaliśmy cudną okładkę i bardzo przeciętne wnętrze.

Cały czas zastanawiam się, co mnie podkusiło, aby sięgnąć po tę historię…

Z RuNyx miałam już styczność przy “Gothikanie” i powiedzmy sobie szczerze, że Vlad Polownik nie został moim nowym crushem. Dlaczego więc, po przeczytaniu blurbu “Predatora” stwierdziłam “hej, to może być całkiem spoko”? Nie wiem tego, ale sama historia nie zapowiadała się jakoś szczególnie źle....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

DNF w 10%, bez oceny.

Chyba miałam po prostu zbyt duże oczekiwania. Już na samym początku w oczy rzucają się błędy logiczne i dziwna konstrukcja zdań. Bardzo szybko można domyśleć się, co wydarzy się dalej.

DNF w 10%, bez oceny.

Chyba miałam po prostu zbyt duże oczekiwania. Już na samym początku w oczy rzucają się błędy logiczne i dziwna konstrukcja zdań. Bardzo szybko można domyśleć się, co wydarzy się dalej.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Chyba zaczynam mieć lekką obsesję na punkcie twórczości Lucy Score. Zachwyciła mnie w Riley Thorn, ale w historii Dominica i Ally się zakochałam.

“By a Thread. Komedia (nie) romantyczna” całkowicie wpisała się w mój czytelniczy gust. Slow burn, ta chemia pomiędzy bohaterami i jeszcze humor… fantastycznie bawiłam się na tym romansie. I na dodatek nie takim zwykłym romansie, bo wiek bohaterów był nieco zaskakujący…
… ona miała 39 lat, a on - 44. Kojarzę tylko jedną autorkę (wydaną w Polsce, nie myślę o zagranicznych), której bohaterowie właśnie są po 40., ale ich kreacja pozostawia wiele do życzenia. Za to u Lucy Score wyszła ona znakomicie, bohaterowie myśleli, ich zachowania były racjonalne i byli świadomi skutków swoich decyzji. W każdym ich słowie czy postawie czuć było demony przeszłości i to, w jaki sposób wpływały na nich. Przyjemnie czytało się wszystkie te zmagania i ostateczne pogodzenie się z losem. Obserwować sposób, w jaki Dominic i Ally zbliżali i otwierali się na siebie.

Jeśli szukacie (nie)romantycznej komedii z ciętym humorem i zaskakującymi bohaterami, to bez zastanowienia bierzcie Lucy Score.

Chyba zaczynam mieć lekką obsesję na punkcie twórczości Lucy Score. Zachwyciła mnie w Riley Thorn, ale w historii Dominica i Ally się zakochałam.

“By a Thread. Komedia (nie) romantyczna” całkowicie wpisała się w mój czytelniczy gust. Slow burn, ta chemia pomiędzy bohaterami i jeszcze humor… fantastycznie bawiłam się na tym romansie. I na dodatek nie takim zwykłym romansie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To była naprawdę bardzo urocza komedia romantyczna…

…a Lynn Painter trafia na moją listę autorek, po których książki będę sięgać w ciemno.

Spotkali się po raz pierwszy w sklepie jubilerskim, a ich drugie spotkanie odbyło się na przyjęciu weselnym. Po nim mieli się już więcej nie spotkać, ale zapomnieli o jednym… los lubi płatać figle.

Jeden zakład sprawia, że Hallie i Jack zostają swoimi skrzydłowymi podczas randek. A te randki i ich rodząca się przyjaźń, to najlepsza część powieści. Z wielką przyjemnością obserwowałam, jak z dwójki nieznajomych stawali się swoimi najbliższymi osobami. A te drobne sygnały świadczące o tym, że ich relacja przeradza się w coś więcej, wywoływały jeszcze większy uśmiech na mojej twarzy.

“Czy chcesz się założyć” to lekka i zabawna komedia, którą przez przypadek możecie przeczytać w ciągu jednego wieczora. Nawet nie zauważycie, kiedy pierwszy rozdział zamieni się w epilog.

To była naprawdę bardzo urocza komedia romantyczna…

…a Lynn Painter trafia na moją listę autorek, po których książki będę sięgać w ciemno.

Spotkali się po raz pierwszy w sklepie jubilerskim, a ich drugie spotkanie odbyło się na przyjęciu weselnym. Po nim mieli się już więcej nie spotkać, ale zapomnieli o jednym… los lubi płatać figle.

Jeden zakład sprawia, że Hallie i...

więcej Pokaż mimo to