Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Troszkę nie wiem jak zrecenzować tę książkę i wydaję mi się, że cokolwiek powiem, będzie niemiarodajne, gdyż to zaledwie wycinek większej historii.

Na uwagę zasługuje niezwykła dbałość o szczegóły historyczne oraz fenomenalny research. Akcja powieści dzieje się w XV wieku i faktycznie za każdym otworzeniem książki czy audiobooka czytelnik jest wręcz przeteleportowywany w te realia. Klimatu nadaje też stylizowany język/ sposób wypowiadania się postaci. Wrażenie potęgowane jest po tysiąckroć, gdy włączy się audiobook zrobiony jako słuchowisko z podziałem na role, muzyką oraz dźwiękami otoczenia.

Postacie są sympatyczne i dobrze napisane (a dialogi, to w ogóle cudo!). Z pewnością swoją osobowością wybija się główny bohater - Reinman. Persona iście skrajna. Przejawia zachowania od bezdennej głupoty po niezwykle błyskotliwe myśli, nie raz poparte wiedzą ze studiów. Okropnie przerysowany charakter, ale taki on miał być. Może nie koniecznie jest skory wzbudzić naszą sympatię, prędzej politowanie, ale gdyby cokolwiek zmienić w jego osobowości ujęło by to i historii i wszelkiej maści komizmowi.

Aspekt, który najmniej mnie kupił to fabuła, co nie znaczy, że była zła. Osobiście nie czułam, że muszę wiedzieć co się wydarzy dalej. Raczej po prostu fajnie mi się tego słuchało. Tempo i balans pomiędzy pełnego napięcia akcją a luźniejszymi momentami jest idealnie wywarzony. Przygód, które przeżywają nasi bohaterowie też jest wiele i nie da się z nimi nudzić.

Podsumowując, jest to po prostu bardzo dobra książka. Może nie każdym aspektem mnie wgniotła w fotel, ale nie da się odmówić Sapkowskiemu kunsztu literackiego.

Troszkę nie wiem jak zrecenzować tę książkę i wydaję mi się, że cokolwiek powiem, będzie niemiarodajne, gdyż to zaledwie wycinek większej historii.

Na uwagę zasługuje niezwykła dbałość o szczegóły historyczne oraz fenomenalny research. Akcja powieści dzieje się w XV wieku i faktycznie za każdym otworzeniem książki czy audiobooka czytelnik jest wręcz przeteleportowywany w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Opinia o tej książce będzie niejako podsumowaniem do całej trylogii, bo szerzej patrząc istnieje ona jako jedna opowieść wydana w 3 egzemplarzach.

Zdecydowanie "Zniszczenie i odnowa" jest najbardziej udaną pozycją wśród całej trójki. Niestety daleko jej do ideału, co jest pośrednio wynikiem poziomu dwóch poprzednich części. Ratuję ją trochę dodatkowe opowiadanie "Demon w lesie", które dodaje to, czego mega brakowało i brakuje nadal w całej trylogii.

Po raz kolejny fabuła cierpi na przynudzanie. Akcji jest więcej, ale pomiędzy wydarzeniami pojawiają się nic niewnoszące opisy/momenty. Nawet powiedziałabym, ze parę przedstawionych scen nie miało wpływu lub chociażby nawiązania w dalszym rozwoju fabuły, a te malutkie szczegóły, które miały coś sugerować były za mało uwypuklone.

Fatalnym pierwiastkiem całej trylogii jest Alina. Jej głupota ma sens ze względu na pochodzenie dziewczyny i brak doświadczeń/edukacji. Jej interakcje/dialogi z innymi są niekiedy przyjemne, oprócz tych, w których nie może wyjaśnić pewnych trywialnych problemów wprost (#Mal). Niestety gdyby odsunąć ją od mocy, Alina jest totalnie płaska. Zero zainteresowań, zero głębi charakteru. Z nią nie ma ani o czym porozmawiać, ani dokąd jej zagonić do roboty, żeby zrobiła coś pożytecznego.

Zmrocz to z kolei ogromnie niewykorzystany potencjał. W pierwszym tomie był naprawdę dobrze nakreślony i owiany tajemnicą. Potem od drugiego tomu stał się NPC, który czeka aż Alina wykona parę questów albo sama do niego przyjdzie na ustawkę za garażami. Dlaczego on pragnie jej/jej mocy? Jakie ma motywacje/cele (mam namyśli głębszą historię)? Dlaczego jego prawdziwe imię jest tak ważne? Dlaczego ma nas tak intrygować? Dlaczego jest okrutny? Trochę jego motywacja jest wyjaśniona w opowiadaniu, ale wciąż istnieje w nim pełno dziur oraz niedosytu - co tworzy go nijakim.

Większość bohaterów drugoplanowych znajduje się o poziom wyżej niż pierwszoplanowy trójkąt. Niektórzy z nich mają cudowne osobowości, cięte riposty lub nakreśloną przeszłość. Problem w tym, że grono postaci jest trochę za duże i nie każdemu starcza czasu antenowego, przez co istnieją super-persony i tekturowi bohaterowie, którzy najprawdopodobniej posłużą jako mięso armatnie (ich los jest czytelnikowi totalnie obojętny).

Zakończenie jest za krótkie i nieco błahe. Może nie we wszystkich aspektach, ale moim zdaniem nie było aż tak epickie jak to z drugiego tomu.

Nie czuję tej inspiracji kulturą rosyjską. Wiem, że ono tam istnieje, ale poza paroma rzuconymi słówkami to nic innego się nie wybija - ani religia, ani mentalność, ani tradycje czy obyczaje. Nie ma jakichś takich wyraźnych cech, które wyróżniłyby Ravkę jako państwo z krwi i kości. Po prostu wszyscy sobie w kupie mieszkają i mają konflikt z państwami ościennymi + wojnę domową.

Jeden z aspektów, który naprawdę się udał Bardugo, to przewlekła atmosfera smutku, bólu i przygnębienia. Akurat wyczułam to za każdym razem, gdy siadałam do lektury.

Podsumowując - zmęczyłam. Przykro mi trochę tak mówić, bo historia miała potencjał, może nawet streszczona nie brzmi tragicznie, ale warsztatowo to jest męka podobna do męczeńskich śmierci ravkańskich świętych (swoją drogą, szkoda, że nie powstało jakieś opowiadanie przedstawiające ich żywoty). Wydaje mi się, że ta pozycja (jako trylogia) jest dla fanów tego świata. Jako czytadło to raczej bez większych oczekiwań lub dla kogoś młodszego/zaczynającego przygodę z książkami.

Opinia o tej książce będzie niejako podsumowaniem do całej trylogii, bo szerzej patrząc istnieje ona jako jedna opowieść wydana w 3 egzemplarzach.

Zdecydowanie "Zniszczenie i odnowa" jest najbardziej udaną pozycją wśród całej trójki. Niestety daleko jej do ideału, co jest pośrednio wynikiem poziomu dwóch poprzednich części. Ratuję ją trochę dodatkowe opowiadanie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przejdźmy od razu do rzeczy...

"Oblężenie i nawałnica" cierpi na okropnie rozplanowane tempo. Początek - fajnie, końcówka - super, ale ten środek? No mordowałam się niemiłosiernie. Spowodowane jest to naciskiem na rozwój świata i polityki oraz rozwojem bohaterów, niestety kosztem akcji.
Poszerzenie horyzontów świata nie jest samo w sobie złe, ale czyta się to fatalnie. Nic się nie dzieje. Nic, co spowodowałoby syndrom jeszcze jednej strony.

Tak jak podejrzewałam, w drugim tomie bohaterowie powoli kreują swoje osobowości. Uważam, że autorka jest w tym dość ostrożna, ale udało jej się nadać trochę głębi. Podtrzymuję, że Alina niestety to dalej najmniej ciekawa postać wśród całej puli bohaterów. Brakuje jej trochę tła historycznego, ale może zmieni się to w kolejnym tomie. Poznajemy także nowe persony, które polubiłam i swoją osobą umilały mi czytanie.

Z zasłyszanych informacji dowiedziałam się, że Ravka jest inspirowana Rosją. Potwierdza to także wywiad z autorką na końcu książki. Może się czepiam, może mam zbyt małe obeznanie, ale dla mnie te nawiązania nie są aż tak wyraźne. Te oczywiste typu "car", "kefta", czy niektóre słówka udało mi się wyłapać, nie mniej cała reszta jakoś mi się rozmywa. Możliwe, ze to praca domowa dla mnie, aby nieco się dokształcić w tym temacie ;)

Bardzo podobały mi się materiały dołączone na końcu książki - wywiad oraz opowiadanie. Bardzo miły bonus rozszerzający uniwersum.

Podsumowując, chyba zaczynam rozumieć ten fenomen. Jako cała historia, którą się przypomina po przeczytaniu książek, "Trylogia griszy" stanowi ciekawy koncept, zapadający w pamięć + posiadający fenomenalny świat (który jednak bardziej kojarzę z "Szóstki wron"). Jednak jako książka, przez którą trzeba przebrnąć, to niestety mniej fascynująca wizja, przez liczne problemy z postaciami, tempem i brakiem akcji :/

Przejdźmy od razu do rzeczy...

"Oblężenie i nawałnica" cierpi na okropnie rozplanowane tempo. Początek - fajnie, końcówka - super, ale ten środek? No mordowałam się niemiłosiernie. Spowodowane jest to naciskiem na rozwój świata i polityki oraz rozwojem bohaterów, niestety kosztem akcji.
Poszerzenie horyzontów świata nie jest samo w sobie złe, ale czyta się to fatalnie....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Czwarte skrzydło" zapowiedziano czytelnikom jako wielkie brutalne fantasy ze smokami. Bestseller! Intryga! Magia! Akademia! Pełna akcji! ... ale jak jest naprawdę?

A tak naprawdę to zmarnowany potencjał.

Zacznijmy od kreacji świata. Powiedzieć, że zamysł był dobry, to delikatnie za dużo, jednak wykreowana przez panią Rebeccę rzeczywistość ma w sobie "to coś". Czytając widzi się te wszystkie kadry, lokacje, budynki, a nawet te ogromne smoki. A smoków jest tutaj cała masa. Stanowią dość istotny element fabularny, więc na tym polu autorka dowiozła. Rozczarowanie pojawia się niestety w całej reszcie. Inne elementy światotwórcze lecą na łeb, na szyję.

Brutalność to pic na wodę, fotomontaż.
Po pierwsze jest odarta ze wszelkiej logiki. Jeden z wątków kręci się wokół rekrutacji nowych kadetów do armii, którzy są na wagę złota. Nie wiedzieć czemu WSZYSCY robią WSZYSTKO, żeby tych ludzi wewnętrznie wymordować, zanim pozwoli im się czegokolwiek nauczyć. Rozumiem, że miało to zainsynuować wybranie tych "najlepszych z najlepszych" - ale to totalnie nie wyszło. Strategicznie jest to strzał w kolano i odbieranie sobie możliwości odkrycia ukrytych talentów albo utworzenia oddziału "mięsa armatniego". Na wojnie każda para rąk jest istotna.
Po drugie ta brutalność jest mało brutalna. Przez brutalność rozumiem paskudne tortury, latające flaki, rwące się mięso czy nawet wojnę psychologiczną. Losowe mordowanie bohaterów ma niewiele z tym wspólnego. Zabić też można szybko i względnie bezboleśnie. Nie chcę wyjść tu na żądną krwi, zwracam jednak uwagę na coś, co nam obiecano, a tego nie ma - a raczej zostało to źle zrealizowane.
Osobiście nie zżyłam się z bohaterami na tyle mocno, żeby owe okropieństwo świata wywarło na mnie jakieś emocje. Wystarczyło zbudować głębsze relacje i książka byłaby faktycznie brutalna.

Jak już wspomniałam o bohaterach, to należałoby kontynuować ten wątek. Są bardzo kiepsko napisani i jest ich całe mrowie. Miliard godzin audiobooka, a ja dalej mam problem z połapaniem się w tym, kto jest kim (chodzi o postacie drugoplanowe).
Zdecydowanie autorce lepiej wychodzą bohaterowie męscy niż żeńscy. Dużo łatwiej ich przytulić do serduszka i zapamiętać.
Violet to największy balast "Czwartego skrzydła". Pomijam fakt, że jest KRUCHA, bo o tym się nasłuchaliśmy do porzygu. Nie mniej ubolewam, że ten wątek nie został wykorzystany w 100%. Podobno jej schorzenie istnieje w prawdziwym świecie i zamiast przybliżyć nam jej zmagania z codziennością, to bolące stawy są wyciągane sytuacyjnie - wtedy, kiedy autorce jest to na rękę.
Chciałabym bardzo opisać jej charakter, ale trudno ubrać w słowa coś czego nie ma. Nawet nie mogę powiedzieć, że mnie wkurzała, bo tam nie było nic. Totalnie nic. Ani cech, które można pokochać, ani takich, które można znienawidzić.
Albo może znalazłaby się jedna... i jest nią niepochamowana chcica na widok samca. Wtedy krew jej ucieka z mózgu i robi sobie wagary (ale do tego jeszcze przejdę). Obiecywana inteligencja głównej bohaterki jest kompletnie sztuczna i równie sytuacyjna, co jej choroba. Powiem więcej. Violet i reszta postaci często zachowuje się bardzo szczeniacko.
O pozostałych wspomnę krótko - Liam był kochany, Xaden bardzo sympatyczny, Dain (ten jej przyjaciel) mdły i debilny, a generała Sorrengail to w sumie nie wiadomo o ch..olerę jej chodzi (jej wątek jest mocno niedopracowany).

Zanim o fabule, to jeszcze rozwikłajmy temat popędu głównej bohaterki. Obrzydliwy w cholerę. Ludzie jak widzą płeć przeciwną, to nie rozbierają jej wzrokiem i nie uprawiają z nią seksu w myślach. Nie, nie, nie i nie. Niestety budowa tej książki wygląda tak, że jest sobie przyjemne fantasy i nagle, znikąd, wlatuje segment obrzydliwego soft porno, po czym dalej leci sobie fantasy. Bardzo niesmaczne przeżycie i odklejone od reszty.

No i w końcu ta historia... która jest źle zbudowana i przewidywalna. Przede wszystkim niewybijający się wątek główny. Przez całą powieść brakuje tego celu, do którego zmierzają bohaterowie. Czegoś więcej niż przeżycie lekcji w szkole. Cała ta wojna, o której w sumie mało wiemy, została przysłonięta przez wątek romantyczny.
Odnośnie romansu już w dużej mierze się wypowiedziałam. Poza tymi fatalnymi momentami z niewyżyciem seksualnym, podobało mi się to, że rozwijał się on dość powoli. Gdyby nie te obleśne momenty, to można by go zaliczyć do naprawdę udanych.
Smoki też wypadły nieźle. Wątki z nimi były przyjemne. Jedynie obawiam się, że magia w tym uniwersum nie została zbyt dobrze rozpisana, co może się później odbić autorce czkawką. W tym tomie to jeszcze nie rzuca się tak w oczy, ale brakuje jakichś większych szczegółów, ram i ograniczeń odnośnie używania mocy.
I na koniec jeszcze wątek, który wypadł najbardziej beznadziejnie to motywy generały Sorrengail. Podejrzewam, że pani Rebecca zostawiła go sobie na późniejsze tomy, JEDNAK już coś nam zarysowała i zostawiła to samemu sobie. Żadnych konkretnych wyjaśnień, dlaczego kazała córce szkolić się na jeźdźczynię, zamiast pracować w archiwach. Ta kobieta niby się pojawia, niby jest ważna, ale za mało jest o niej w stosunku do tego, na jak wielką postać ją kreują.

I tak o to dobrnęliśmy do podsumowania. Cóż, zmęczyłam "Czwarte skrzydło" w audiobooku. Słuchało się czasem przyjemnie, czasem topornie. Dzięki pani Kumorek mogłam się zapoznać z tym tytułem i wyrobić sobie własną opinię. Naprawdę nie wiem, czy sięgnę po drugi tom. Z jednej strony ten świat i smoki wkręcają, z drugiej mega dużo jest tutaj do poprawy. Jeśli ktoś się waha czy warto przeczytać "Fourth wing", to istnieją dużo lepsze fantasy. Chyba, że tak jak ja, jesteście ciekawi fenomenu jaki stoi za tym bestsellerem.

"Czwarte skrzydło" zapowiedziano czytelnikom jako wielkie brutalne fantasy ze smokami. Bestseller! Intryga! Magia! Akademia! Pełna akcji! ... ale jak jest naprawdę?

A tak naprawdę to zmarnowany potencjał.

Zacznijmy od kreacji świata. Powiedzieć, że zamysł był dobry, to delikatnie za dużo, jednak wykreowana przez panią Rebeccę rzeczywistość ma w sobie "to coś". Czytając...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To już drugie moje spotkanie z twórczością Leigh Bardugo. Lata temu oczarowana "Szóstką Wron", teraz postanowiłam poznać wcześniejszą historię z uniwersum - "Trylogię griszy".

Cóż, widać, że to debiut autorki. Prościutka, aczkolwiek przyjemna, opowiastka w ciekawie wykreowanym świecie. Historia jest dość przewidywalna, z lekkim dreszczykiem emocji na samym końcu.

Postacie są mało wyraziste. Rzekłabym wręcz, że te drugoplanowe wypadają lepiej niż główne charaktery. Najciekawszą z nich jest Zmrocz i on faktycznie potrafi sobą zaintrygować. Cała reszta niby ma odmienne osobowości, ale nie posiadają tej iskry, która by pozwoliła utrzymać się w serduszku czytelnika.

Książka cierpi na nadmierną ekspozycję i zbyt wolne tempo. To tylko 280 stron, a odnosi się wrażenie, że treść się dłuży i ciężko ją zmęczyć.

Z pozytywnych aspektów, nie da się ukryć, że wydanie jest przepiękne, a sam tytuł bardzo dobrze dobrany.

Nie czuję się zniechęcona, wręcz przeciwnie, chcę poznać dalsze losy Aliny. Nie mogę jednak stwierdzić, że była to najlepsza książka na świecie. Była w porządku, ale ma wiele swoich niedociągnięć.

To już drugie moje spotkanie z twórczością Leigh Bardugo. Lata temu oczarowana "Szóstką Wron", teraz postanowiłam poznać wcześniejszą historię z uniwersum - "Trylogię griszy".

Cóż, widać, że to debiut autorki. Prościutka, aczkolwiek przyjemna, opowiastka w ciekawie wykreowanym świecie. Historia jest dość przewidywalna, z lekkim dreszczykiem emocji na samym końcu.

Postacie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Widziałam tę książkę już dawno, ale szczerze powiedziawszy nie przekonała mnie do siebie swoim wyglądem. Potem usłyszałam, że jej fabuła kręci się wokół skradzionej książki, śmierci, kłamstw i świata wydawniczego - i ten opis mnie zaintrygował na tyle, że postanowiłam po nią sięgnąć.

Szału nie ma. Samo streszczenie książki działa bardziej na fantazję niż jej treść. Nie jestem w stanie odmówić "Yellowface" tego, że skłania do przemyśleń. To ciekawy eksperyment, gdzie w sercu zastanawiamy się, czy współczuć głównej bohaterce, czy jej nienawidzić.
Przeglądając opinie, zauważyłam, że całkiem wiele osób zajęło stanowisko "wcale nie było mi szkoda June". Mnie była ona zupełnie obojętna. Z jednej strony kiepsko się zachowała, z drugiej nie ujmuję jej, że miała swój wkład i finalnie osiągnięty sukces nie zawdzięczała wyłącznie Athenie, ale też swoim umiejętnościom.
Po za tym June to zakompleksiona, zazdrosna baba, po której nie czuć, że kocha to, co robi. Czy zasłużyła na to, co ją spotkało? - Wisi mi to. I w sumie cała ta afera nie ma żadnego znaczenia. Zmarłej jest wszystko jedno, a przynajmniej czytelnicy mieli co czytać. Może nie było to etyczne wobec pierwotnej autorki, ale zmarli cechują się tym, że nie zgłaszają sprzeciwu ;)

Oprócz wątku głównego i oczywistych wątków pobocznych nieustannie miałam wrażenie, że przemyślenia June, to tak naprawdę szukanie odpowiedzi na pytania "Kim była dla niej Athena?", "Czy za kurtyną zazdrości nie kryła się przypadkiem jakaś głębsza relacja?"
Z łatwiej dostrzegalnych rozważań Kuang przedstawiła wpływ mediów na psychikę człowieka i to, jak łatwo jest zatracić swoje własne "ja", dla cyfrowych gwiazdek na goodreads. Przewija się jeszcze motyw pracy w wydawnictwie (co było dość ciekawe, dla osoby, która w tym nie siedzi na co dzień) oraz irracjonalna obsesja na punkcie poprawności politycznej/rasowej (co z kolei było dość męczące).

Im bliżej końca tym napięcie troszkę wzrosło, ale uważam, że wiele faktów zostało naciągniętych (np.: dostępy do kont itp. - nie rozwijam, bo nie chcę spojlerować). I tak naprawdę to tyle. Nie jest to zła lektura. Da się z niej coś wyciągnąć. Uważam ją za dość ciekawy, czytelniczy eksperyment. Jednak przyznam szczerze, że gdyby nie audiobook, przypuszczam, że w którymś momencie zaniechałabym dalszego czytania, z powodu wrażenia niekończącego się monologu i użalania się nad sobą.

Tym razem bez ostatecznej decyzji polecenia. Zadecydujcie sami, czy chcecie zmierzyć się z "Yellowface".

Widziałam tę książkę już dawno, ale szczerze powiedziawszy nie przekonała mnie do siebie swoim wyglądem. Potem usłyszałam, że jej fabuła kręci się wokół skradzionej książki, śmierci, kłamstw i świata wydawniczego - i ten opis mnie zaintrygował na tyle, że postanowiłam po nią sięgnąć.

Szału nie ma. Samo streszczenie książki działa bardziej na fantazję niż jej treść. Nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Podobno nie jest to najlepsza książka Sandersona.
Podobno była to jego pierwsza wydana pozycja.
A w istocie jest to naprawdę dobry debiut.

Na wstępie zaznaczę, że słuchałam "Elantris" w audiobooku i cały proces bardzo rozwlekłam w czasie, co będzie znacząco rzutować na moją opinię.

Jestem pod wrażeniem jak bardzo można rozbudować cały świat w jednej książce, w dodatku umieszczając akcję tylko w jednej krainie. Zwykle nie posługuje się porównaniem, ale tym razem mam taką potrzebę. Mianowicie, niedawno czytałam trylogię "Czarnego maga" Trudi Canavan - przez 3 tomy, mimo licznych podróży bohaterów, autorce nie udało się przedstawić świata tak barwnie i żywo, jak Sandersownowi w 1 książce. Miasto Elantris widzę w swojej wyobraźni bardzo dokładnie. Czuję, że ten świat żyje, że funkcjonują w nim inne nacje, posiadające własną kulturę, język i problemy.

Podobno postacie nie są najmocniejszym filarem "Elantris". Osobiście uważam, że były dobrze napisane. Nie zawsze ktoś musi być wielowymiarowy, żeby jego charakter zapadł w pamięć i uchował się na długo w serduszku. Jedyny "zarzut" jest taki, że w pewnym momencie tych postaci jest cała masa i nie sposób ich zapamiętać - szczególnie w audiobooku. Ich imiona się bardzo mieszają i przez to czytelnik trochę traci, gdy fabuła osiąga punkt kulminacyjny. Niemniej wydaje mi się, że akurat "stacjonarni" czytelnicy nie będą mieli tego problemu :D
Wspomnę tylko, że uwielbiam Sarene za błyskotliwe dialogi i inteligencję jaką emanuje. Wszystkie potyczki słowne z jej udziałem śledziłam z wypiekami na twarzy.

Słyszałam opinie, że fabuła bardzo się wlecze. Może to kwestia formy, z jaką dane mi było poznawać Elantris, ale dla mnie ważniejsza była ta droga. Droga przez wiele ludzkiej krzywdy wyrządzonej elantryjczykom, przez kiepskie rządy chciwego króla, przez wiszącą na włosku wojnę i wreszcie opowieść o tym jak sobie poradzić w tej zagmatwanej rzeczywistości. Nie zawsze jest łatwo, czasem plany i ambicje biorą w łeb, ale życie toczy się dalej i trzeba iść do przodu.
Akcja w końcówce pędziła. Wydarzyło się wiele, przez co jakoś nie zdążyła wywrzeć na mnie wrażenia. Może tak wsiąknęłam w całą opowieść, że nie spostrzegłam, kiedy zaczęła zmierzać do jakiegoś finału.
Dodam jeszcze, że mam wrażenie, że niektóre wątki fabularne kończyły się niewiarygodnie szybko. Z jednej strony to dobrze, bo historia nie jest przegadana. Z drugiej jednak - coś było i już "tak o" nagle tego nie ma.

Słyszałam, że książki Brandona Sandersona są dziełem sztuki i faktycznie się nie zawiodłam. Cudownie spędziłam czas w tym świecie i polecam gorąco go odwiedzić ;)

Podobno nie jest to najlepsza książka Sandersona.
Podobno była to jego pierwsza wydana pozycja.
A w istocie jest to naprawdę dobry debiut.

Na wstępie zaznaczę, że słuchałam "Elantris" w audiobooku i cały proces bardzo rozwlekłam w czasie, co będzie znacząco rzutować na moją opinię.

Jestem pod wrażeniem jak bardzo można rozbudować cały świat w jednej książce, w dodatku...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Dublerka Holly Brown, Sophie Hannah, Clare Mackintosh, B.A. Paris
Ocena 6,0
Dublerka Holly Brown, Sophie...

Na półkach: ,

Mogłabym dużo mówić o tej książce - ma ona swoje wzloty, kiedy jest bardzo wciągająca, swoje upadki, gdzie potrafi być przegadana, ale przede wszystkim posiada swoje problemy - czyli cała reszta :D

Na wstępie krótko o szacie graficznej. Nie wiem, co grafik miał na myśli przedstawiając na okładce lustro. O wiele bardziej pasowałaby tam np.: pozytywka lub cokolwiek innego, co chociażby pojawiło się w treści.

Postacie - mamy ich wiele i zbyt niewystarczająco jednocześnie. Dużo, ponieważ można przyjąć, że występuje 4-8 głównych postaci + 2 istotne poboczne. Natomiast mało z uwagi na sposób w jaki została poprowadzona narracja. Trudno jest wpleść sensownie sprawcę intrygi, gdyż istnieje 4 narratorów wszechwiedzących...

... w dodatku są to 4 idiotki. Hitem w "Dublerce" jest to, że tych postaci nie da się lubić. Bohaterki wykreowano tak, aby każda reprezentowała inny typ osobowości, ale zamiast tego każda jest odklejona, a przy tym głupia jak but. Relacja między nimi ma przypominać "przyjaźń", a tak naprawdę to sabat nielubiących się ze sobą "madek". Jak już zwołują te swoje zloty, żeby coś obgadać, to drą na siebie ryja i w myślach licytują swe wdzięki oraz osiągnięcia.

Córki wypadają o wiele lepiej, może dlatego, że nie znamy ich myśli. W każdym razie są dojrzalsze niż ich rodzicielki i lepiej się wypowiadają, a wybuchy emocji są uzasadnione dojrzewaniem.

Fabuła ginie pośród krzyczących na siebie matek, a bezsensownymi opisami. Naprawdę mało mnie obchodzi kto jaki miał dom lub jak był ubrany, jeśli za parę/parędziesiąt stron to nie ma znaczenia. Miejscami przeradza się to w słup reklamowy np.: "Wyjmuję z szafki czekoladę Lindt 99%", tak samo nawiązania do jakichś serialów na Netflixie, aktorów czy innych osób niewiadomego pochodzenia.

Wyrzucając to wszystko, historia i tak cierpi na niedopracowanie. Jest bardzo przewidywalna i nie potrafi się określić. Po zapoznaniu się z treścią, nie jestem w stanie stwierdzić, w przybliżeniu, jakiego gatunku miała być to książka i co chciały osiągnąć autorki. Ważne wydarzenia nie są dokładnie opisane. Musi być wspomniane parę razy, żeby czytelnik doznał olśnienia o co w nim chodziło - i nie chodzi o to, że coś miało być spowite mgłą tajemnicy. Wręcz wygląda to tak, jakby ktoś chciał opowiedzieć, co się wydarzyło, pisząc tylko co trzecie słowo.

Inne sytuacje są zapowiadane jako te "mocno krwawe", a kiedy już odkrywamy czego dotyczyły to słowem są "meh" - tak jakby nie było pomysłu na plot twist.

Rażące i najgorsze z tego wszystkiego okazały się błędy rzeczowe (aż mi się ołówek w kieszeni otworzył, co się mi nigdy nie zdarzyło - str. 88 i 205). To zepsuło całą samodzielną dedukcję, bo jeśli postacie zaprzeczają sobie i faktom, to nie można brać niczego za pewnik.

Oprócz tego w tym całym bałaganie występuje sporo literówek, niepoprawionych zdań w procesie tłumaczenia ("Popchnąłem maila" i coś o obcasach), irytujących fragmentów (np.: że ktoś ma metraż mieszkania "tylko 93 metry kwadratowe"; że babka będąca szefem firmy medycznej, nie ma wykształcenia medycznego i że to ją w sumie nie interesuje, ale od zawsze interesowała się informatyką, bo miała komputer... a potem nie zna skrótu "CTRL+F", żeby sobie ułatwić wyszukiwanie; pani profesor zachowująca się jak dziecko i rzucająca mięsem na prawo i lewo; i mój ulubiony cytat: "Robię herbatę: po prostu zalewam torebkę wrzątkiem. Normalnie zaparzyłabym w czajniku, ale TRUDNE CZASY wymagają radykalnych działań".

Czasem przydałyby się też dokładniejsze (lub w ogóle) przypisy, ponieważ jest wiele cytatów i różnych odniesień teatralnych.

Podsumowując, w sumie "Dublerka" jest rozczarowująca. Ma momenty, że naprawdę się ją płynnie czyta, ale wyjaśnienia fabularne i inne problemy tej książki rujnują to w zalążku. Bardzo niedopracowana pozycja, dlatego raczej odradzam sięganie po nią.

Mogłabym dużo mówić o tej książce - ma ona swoje wzloty, kiedy jest bardzo wciągająca, swoje upadki, gdzie potrafi być przegadana, ale przede wszystkim posiada swoje problemy - czyli cała reszta :D

Na wstępie krótko o szacie graficznej. Nie wiem, co grafik miał na myśli przedstawiając na okładce lustro. O wiele bardziej pasowałaby tam np.: pozytywka lub cokolwiek innego,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

No i poległam. Skończyłam lekturę na 240 stronie i:
1) nie wydarzyło się nic ciekawego,
2) to co się wydarzyło było tak "istotne", że prawie wszystko uleciało mi z głowy,
3) nabawiłam się tylko niechęci do czytania :/

Drugi tom powiela błędy swojego poprzednika (tj. bohaterowie nie stali się ani odrobinę bardziej ciekawi), a nawet np.: dodaje zastoje w akcji, zalicza praktycznie zero world buildingu...

Bardzo bym chciała powiedzieć coś więcej o tej książce, ale to, co w niej napisano, jest tak bez znaczenia, że wleciało mi z pamięci w przeciągu miesiąca. Chyba nawet opis na okładce powiedział mi więcej niż 3/4 lektury powieści pana Knaaka. Nie czuć tu w ogóle klimatu "Diablo". Potencjał na super historię uważam za zmarnowany, a rozdzielenie całości na 3 tomy to droga przez mękę - i może na tym polega cała intryga armii Płonących Piekieł. Wtedy Diablo wypada naprawdę jako mistrz Terroru.

Nie polecam :/

No i poległam. Skończyłam lekturę na 240 stronie i:
1) nie wydarzyło się nic ciekawego,
2) to co się wydarzyło było tak "istotne", że prawie wszystko uleciało mi z głowy,
3) nabawiłam się tylko niechęci do czytania :/

Drugi tom powiela błędy swojego poprzednika (tj. bohaterowie nie stali się ani odrobinę bardziej ciekawi), a nawet np.: dodaje zastoje w akcji, zalicza...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Prawo krwi" dostarcza rozrywki, jednak próżno tu szukać czegoś odkrywczego. Możliwe, że odbiór książki jest uzależniony od posiadanej wiedzy o uniwersum. Dlatego im czytelnik mniej wie, tym większe prawdopodobieństwo, że ta pozycja dostarczy mu więcej frajdy.

Jeżeli ktoś kojarzy historię stworzenia świata oraz "drzewo genealogiczne" obu "frakcji", to, jak i dla mnie, tok wydarzeń oraz samo zakończenie wyda się bardzo przewidywalne. "Intrygę" można już dostrzec po pierwszych 30 stronach. Ekspozycja w swojej nierówności też pozostawia wiele do życzenia. Autor często rozpisuje się nad rzeczami nie mającymi większego znaczenia np.: wyglądy strojów, a milczy gdy mógłby uchylić rąbka tajemnicy z wiedzy o świecie.

Niektóre wydarzenia lub pomysły np.: kreacja potworów okazały się całkiem ciekawe. Niestety kreatywnych momentów jest niewiele, a przeważają raczej absurdy i głupie decyzje głównego herosa.

Konstrukcja bohaterów należy do tych prostych i bezpiecznych. Większość postaci ma do siebie przypiętą taką "łatkę". To czyni je prostolinijnymi, ale też logicznymi, gdyż starają się nie wychodzić poza ustalone ramy.
W mojej pamięci zapisali się dwaj drugoplanowi bohaterowie - sympatyczny Achilios i enigmatyczny Mendeln. Z pozostałymi raczej trudno było sympatyzować, a w szczególności z Uldyzjanem.

Wątek romantyczny jest tragiczny i raczej należy go traktować jako przeciwieństwo tworzenia relacji damsko-męskich.

Język nie wypada najgorzej. Jeśli ktoś miał okazję się już spotkać z Twórczością pana Knaaka to poruszanie się po świecie Diablo idzie mu dużo lepiej niż po uniwersum Warcrafta. Czyta się całkiem szybko, o ile nie trzeba przebijać się przez wymuszone opisy.

Podsumowując, przeczytałam, bawiłam się nieźle, ale mam świadomość występujących baboli. Równie niezobowiązująco sięgnę sobie po kolejne części licząc, że może w kolejnych tomach rozwinie się jakaś większa tajemnica.

"Prawo krwi" dostarcza rozrywki, jednak próżno tu szukać czegoś odkrywczego. Możliwe, że odbiór książki jest uzależniony od posiadanej wiedzy o uniwersum. Dlatego im czytelnik mniej wie, tym większe prawdopodobieństwo, że ta pozycja dostarczy mu więcej frajdy.

Jeżeli ktoś kojarzy historię stworzenia świata oraz "drzewo genealogiczne" obu "frakcji", to, jak i dla mnie, tok...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czuję się rozdarta. Z jednej strony pierwsze ok. 350 stron trzymało mnie w ciągłym napięciu i nie pozwalało się od siebie oderwać. Ostatnie 150 zaś, mimo że całość miała wreszcie osiągnąć swój finał, rozczarowało mnie do reszty i pozostawiło z niesmakiem.

Początek "Wielkiego mistrza" uważam za naprawdę udany, choć trochę przegadany przypominaniem tego, co działo się wcześniej. Jest bardzo spójny z poprzednim tomem i całkiem szybko rozkręca akcję poprzez rozwiązywanie skrywanych sekretów z poprzedniej części. Potem jednak całość zaczyna się sypać i rozjeżdżać jakby nie było czasu albo pomysłu na dopracowanie utworu i kończymy z uczuciem, że coś "oklapło".

Mam wrażenie, że w pewnym momencie niektóre postacie stały się mniej potężne niż je kreowano. W dialogach słyszymy pogłoski o niewyobrażalnej mocy i sile, a kiedy zaś dochodzi do akcji z legendarnym bohaterem w roli głównej, nagle niewiele się on różni od bylca ciskającego kamieniem w tarczę maga.
Nierównowaga sił jest fajnym motywem. Jednak w "Wielkim mistrzu" zbyt często wspomina się o tym, że niedomiar mocy można nadrobić sprytem. Dlaczego więc nie zostało to wykorzystane? Gdzie podziała się taktyka? Gdzie strategia? To zaprzecza samemu sobie!

Mierzi mnie jak spłycona i ogłupiona została cała gildia magów. To byli jednak ludzie wykształceni, z dostępem do wiedzy, do której nie miał wglądu nikt z zewnątrz. Na dodatek magowie szkolili się latami. Wątpię zatem, żeby większość z nich straciła rozum w obliczu zbliżającego się zagrożenia. Nawet jeśli te postacie żyją tylko w naszej wyobraźni, to to jak przedstawiła je autorka, godzi w ich inteligencję. Wiem, że w pewnym momencie miała zostać obnażona pycha i ignorancja "wyższych sfer", jednak nie stanowi to usprawiedliwienia wyłączenia myślenia u ok. 300 osób, spośród których część miała specjalne przeszkolenie w takich sytuacjach!

Motyw z "planem" jest druzgocący. Czytelnik nie zna jego szczegółów, mimo to da się zauważyć, że zaledwie kilka stron dalej autorka chyba o nim zapomniała, bo nigdy nie wchodzi on w życie. Cały wątek poświęcony pewnemu przygotowaniu zostaje ot tak pominięty i w historii zaczyna się dziać zupełnie coś innego. Zamiast wykazania się kreatywnością, dostajemy chaos i bezsensowne nabijanie kroków, wtedy gdy nie ma na to czasu. Bez sensu!!!!

Najbardziej ze wszystkich postaci, w tej części podobał mi się Cery. Mimo że nie jest wyjaśnione co się z nim do końca działo, to wraca on dojrzalszy i czuć że wpłynął na niego czas, oraz ma nieco bardziej poukładane w głowie.
Sonea wydaje się być młodsza niż przedstawia ją autorka, ale po za tym jest ok.
Nie podobała mi się zbyt dynamiczna przemiana u jednego z bohaterów. Stracił on nieco na swoim pierwotnym charakterze, a od punktu który powodował przemianę, do samej przemiały minęło zaledwie parę stron.

Jak już pewnie zdążyło to wybrzmieć - zakończenie było rozczarowujące. Została tam podjęta masa głupich decyzji. Odniosłam wrażenie, jakby akcja czekała np.: aż bohaterowie gdzieś dojdą albo aż się spotkają. Wywoływano tu na siłę smutne czy drastyczne momenty. Niektóre postacie nie wiedziały w ogóle co one robią tam w tym zakończeniu. Protagonista był trochę bardziej zorganizowany aczkolwiek też podejmował działania bez celu czy ktoś postanowił się nagle strzelić focha i pójść sobie zwiedzać, żeby się dowiedzieć, że on jednak nie ma focha (kto czytał ten skojarzy :P). Masakra. Uważam, że powinno się je napisać na nowo, bo zbyt wiele rzeczy nie zostało tam przemyślanych.

Podsumowując zarówno trzecią część, jak i trylogię "czarnego maga" - w mojej opinii drugi tom wypadł najlepiej. W zupełności oddał cały świat, był najbardziej "równym" tomem zarówno pod kątem konstrukcji jak i akcji. "Wielki Mistrz" jest niezwykle przyjemny w odbiorze prawie do samego końca. W trakcie lektury byłam niemal przekonana, że ta książka trafi na półkę z oceną 8/10. Dopiero sam koniec zweryfikował moją opinię i niestety ze względu na zakończenie, nie mogę postawić tej części wyżej niż "Nowicjuszki". Nie mniej bardzo podobało mi się odkrywanie prawdziwych przyczyn zachowania tytułowego mistrza, więc chociażby dla tych 400 stron jest warto poznać tę historię.

Czuję się rozdarta. Z jednej strony pierwsze ok. 350 stron trzymało mnie w ciągłym napięciu i nie pozwalało się od siebie oderwać. Ostatnie 150 zaś, mimo że całość miała wreszcie osiągnąć swój finał, rozczarowało mnie do reszty i pozostawiło z niesmakiem.

Początek "Wielkiego mistrza" uważam za naprawdę udany, choć trochę przegadany przypominaniem tego, co działo się...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Nowicjuszka" zalicza zdecydowany postęp względem swojej poprzedniczki - "Gildii Magów".
Jak pierwsza połowa poprzedniej części dłużyła się niemiłosiernie, tak tutaj całość czyta się dość sprawnie. Tym razem dostaliśmy dużo, dużo więcej akcji oraz cliffhangerów trzymających w napięciu i wywołujących "syndrom kolejnego rozdziału".

Wraz z Soneą wkraczamy pełną parą w świat Gildii a poznawanie tajników magii było niezwykle przyjemne. Zgłębiając wiedzę o świecie, moją uwagę coraz bardziej przykuwał system magiczny. Mimo iż całokształt powieści nie jest zbyt skomplikowany, tak magia ma tutaj swoje zasady, poza które stara się nie wykraczać. Dzięki temu szczegółowi konstrukcja świata zyskuje na logiczności i wiarygodności.

Najnudniej wypadły fragmenty z podróżą Dannyla. Miały one spory potencjał na rozwój historii, powstawanie i rozwiązywanie tajemnic, rozbudowywanie świata oraz jego polityki. Niestety ów potencjał został przekuty w rozwój podróżujących bohaterów, który wypadł średnio (w porównaniu do reszty osób) i sprawiał wrażenie "rozmów przegadanych o niczym". Oczywiście nastąpiła też próba pokazania czytelnikowi jak wygląda świat poza Kyralią oraz jaka rządzi nim polityka. Mam jednak wrażenie, że cała ta ekspozycja zginęła w paplaninie postaci i nie ściągnęła na siebie większej uwagi.

Nie da się jednak umniejszyć tego, że w drugim tomie u każdej z występujących postaci następuje rozwój osobowości - a przynajmniej my zaczynamy je bardziej poznawać. Przestają być płaskim konstruktem, a na wierzch wychodzą ich emocje, rozterki, motywacje i pragnienia.

Szczerze przyznam, że jestem zachwycona tą częścią trylogii. Lekka, przyjemna i pełna magii, a na dodatek wciągająca przez intrygę, nakreśloną z końcem pierwszego tomu. Polecam ;)

"Nowicjuszka" zalicza zdecydowany postęp względem swojej poprzedniczki - "Gildii Magów".
Jak pierwsza połowa poprzedniej części dłużyła się niemiłosiernie, tak tutaj całość czyta się dość sprawnie. Tym razem dostaliśmy dużo, dużo więcej akcji oraz cliffhangerów trzymających w napięciu i wywołujących "syndrom kolejnego rozdziału".

Wraz z Soneą wkraczamy pełną parą w świat...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Opowieść ciepła i przyjemna jak kubek dobrej kawy ;) Jak wszelakie opisy głoszą - czas odłożyć miecz, a więc na próżno tutaj szukać wybujałych ballad o poczynaniach mężnych herosów. Jest to raczej spokojna powiastka, która stawia sobie za cel odprężyć czytelnika i jak najbardziej jej się to udaje. Zakończenie bardzo urocze z osobliwą puentą.
Książka w wersji audiobookowej została przepięknie przeczytana.

Opowieść ciepła i przyjemna jak kubek dobrej kawy ;) Jak wszelakie opisy głoszą - czas odłożyć miecz, a więc na próżno tutaj szukać wybujałych ballad o poczynaniach mężnych herosów. Jest to raczej spokojna powiastka, która stawia sobie za cel odprężyć czytelnika i jak najbardziej jej się to udaje. Zakończenie bardzo urocze z osobliwą puentą.
Książka w wersji audiobookowej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Gildia Magów" jest dobrą książką. Ma przyjemny język, niezbyt skomplikowaną, ale spójną historię i ciekawych bohaterów. Jest wręcz idealną pozycją do rozpoczęcia swojej przygody z gatunkiem fantasy.
Ale dlaczego tylko 6/10? No cóż, wygląda to nie najlepiej, ale pojawiło się zbyt wiele mankamentów by zyskała miano "bardzo dobrej".

Jako całość jest to naprawdę poprawna książka. Moim zarzutem wobec niej jest zbyt rozwleczona historia (głównie jej pierwsza połowa). Być może miała ona pokazać czytelnikowi nieco świata, zbudować relacje i napięcie między bohaterami, jednakże oczekiwania i powolnego tempa jest za dużo. Brakuje po drodze takich haczyków, które łapałyby zainteresowanie czytelnika na "jeszcze jeden rozdział".
Całokształt podbudowuje zakończenie, choć przewidywalne, to budujące pewnego rodzaju przyjemne napięcie - ot ten wspomniany haczyk ;)

O bohaterach trudno wspomnieć coś więcej na tym etapie. Wydaje mi się, że ich persony rozwiną się bardziej w kolejnych tomach. Na chwilę obecną dostaliśmy taki lekki zarys ich osobowości, które da się lubić. Nic zbytnio skomplikowanego, ani też drażniącego.

Główny atut "Gildii Magów" stanowi lekkie pióro tłumacza, które nadaje światu i fabule specyficzną atmosferę. Klimat ten sprawia, że zagłębiając się w lekturę można trochę odpocząć od codzienności.

Słowem podsumowania - polecam ;) Nie jest to ambitna powieść, raczej leciutka i niezobowiązująca pozycja na chwile wytchnienia i miłe spędzenie czasu w towarzystwie magii.

"Gildia Magów" jest dobrą książką. Ma przyjemny język, niezbyt skomplikowaną, ale spójną historię i ciekawych bohaterów. Jest wręcz idealną pozycją do rozpoczęcia swojej przygody z gatunkiem fantasy.
Ale dlaczego tylko 6/10? No cóż, wygląda to nie najlepiej, ale pojawiło się zbyt wiele mankamentów by zyskała miano "bardzo dobrej".

Jako całość jest to naprawdę poprawna...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Trapi mnie niewykorzystany potencjał tej pozycji. Z jednej strony Gaiman przedstawia nam naprawdę ciekawy, abstrakcyjny świat, z którego można tworzyć cuda. Z jednak drugiej strony wszystko inne niedomaga.

Koncept. To jest niewątpliwy plus "Nigdziebądź", za który należy się uznanie. Z prostego podziału świata na "Londyn Nad" i "Londyn Pod" można ukazać rzeczywistość w krzywym zwierciadle. Dodając do tego magię, satyrę i symbolikę uzyskujemy mieszankę naprawdę wybuchową. Tylko tutaj ona wybuchła nie w miejscu, w którym powinna.

Podobało mi się ukazanie "Londynu Pod" jako miejsca tajemniczego. Jego ekspozycja raczej była wywarzona i nie dostarczano czytelnikowi zasad jego funkcjonowania na tacy. Jednak, poza paroma wydarzeniami, wydaje mi się, że świata w świecie było naprawdę niewiele.

Zamiast rozległego, empirycznego ukazania czytelnikowi możliwości alternatywnego Londynu dostajemy nudnych bohaterów, przewidywalną i zagubioną w sobie fabułę oraz zbędne opisy.

Poczynając od postaci - niezwykle trudno polubić którąkolwiek z nich. Jeśli już do którejś zaczęło się pałać sympatią, to nagle wydarzało się coś (nawet niewielkiego), co umniejszało danemu charakterowi. Główny bohater zalicza się do jednej z najgorzej wykreowanych postaci. Ślepy do bólu na to, co wokół niego się dzieje. Nie wyraża żadnych większych emocji.
O "Drzwi" niezupełnie coś wiem. Jej historia przestaje szybko kogokolwiek obchodzić. Reszta ekipy i bohaterów drugoplanowych również jest spłycona do bólu. Antagoniści natomiast mogą konkurować z Richardem o to, kto został gorzej napisany. Zero grozy. Zero przebiegłości. Zero zdecydowanych działań. Ich wątki były tymi, w których czekałam aż się wreszcie skończą.

Historia ma w sobie parę rozgałęzień, ale żadne z nich ani się nie wybija, ani nie do końca nas ciekawi. Niby protagonista próbuje odzyskać swoje dawne życie, ale nic za bardzo w tym kierunku nie robi, tylko czasem o tym pokrzyczy. Niby wyłania się wątek Drzwi i jej rodziny, który mógł być tym intrygującym, ale jest tak źle poprowadzony, że podczas lektury można nawet zapomnieć o jego istnieniu.
Występujący plot twist, moim zdaniem, nie ma absolutnie sensu i pojawił się tylko po to, aby być "zwrotem akcji". Zakończenie natomiast w pewnym sensie jest przewidywalne i napisane bez pomysłu. Słuchając o nim nie poczułam, że coś przeżyłam z bohaterami, czegoś się dowiedziałam o świecie czy domknęłam jakiś wątek. One po prostu było i tyle.

Język powieści uważam za "do przełknięcia". Nie za trudny. Czasem występują mądre frazy, które i tak potem giną w potoku zbędnych opisów. Często zdarza się, że autor przedstawia wygląd postaci, który nie ma żadnego znaczenia dla fabuły. Istnieje fragment, w którym nawet główny bohater wspomina o tym, że on nie przepada za wykładaniem o rzeczach całkowicie oczywistych (np.: osoba A je kanapkę, a postać B mówi "ten koleś je kanapkę") - problem w tym, że ta książka robi to cały czas.
Najbardziej mierziły mnie wspominki o seksie itp. Narracja prowadzona jest w taki sposób, że "Nigdziebądź" mogłoby spokojnie przeczytać dziecko i nawet miałoby ono więcej frajdy z lektury, niż dorosły czytelnik. Jednak wtrącenia, totalnie znikąd, że koleś kochał się z jakąś laską, są aż niepasujące do całokształtu i w sumie nikogo nie obchodzą.

Dawno nie miałam w rękach tak obojętnej na wszystko powieści, z jednocześnie tak zmyślnym pomysłem na zarys świata, przez który nie mogę totalnie skreślić tej pozycji. Jednocześnie w trakcie rozważałam zrezygnowanie z dalszego słuchania. Być może dotrwanie do końca "zawdzięczam" audiobookowi. Niestety, książki raczej nie polecam.

Trapi mnie niewykorzystany potencjał tej pozycji. Z jednej strony Gaiman przedstawia nam naprawdę ciekawy, abstrakcyjny świat, z którego można tworzyć cuda. Z jednak drugiej strony wszystko inne niedomaga.

Koncept. To jest niewątpliwy plus "Nigdziebądź", za który należy się uznanie. Z prostego podziału świata na "Londyn Nad" i "Londyn Pod" można ukazać rzeczywistość w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Droga szamana" - przyjemny przeciętniaczek z pomysłem na siebie i wieloma problemami.

Zacznijmy od tego, że już sam opis książki, w mojej opinii, nie mówi do końca prawdy o tym, co w niej się znajduje. Nie przeczę, że może Barliona i jest cudowna, ale totalnie nie wynika to z treści "Drogi szamana". Różnorodność jest ograniczona do 3 rodzajów ras, jednego rodzaju moba i może 2-3 lokacji.
Dalej - czy aby owo przestępstwo jest takie nieumyślne? Moim zdaniem to kwestia dyskusyjna, ale gdyby nie to, to nie dostalibyśmy całej serii książek.

Powiedzieć o fabule, że główny bohater trafia za karę do kopalni, to jakby powiedzieć prawie wszystko. Oczywiście nie mam zamiaru niczego spojlerować, niemniej wątków jest niewiele. Niby coś tam się dzieje, lecz jeśli ktoś liczy na "pościgi i wybuchy" to bardzo się zawiedzie.

Kolejna, najbardziej problematyczna kwestia, dotyczy kreacji świata. "Pech" chciał, że jestem wieloletnim graczem i mam "co nieco" pojęcie o programowaniu. W tym miejscu chciałabym wspomnieć o paru błędach w logice gry - nie uważam tego za spojler, ale dla komfortu psychicznego osoby czytającej tę opinię, wydzielę tę sekcję:


========= POCZĄTEK =========
1. Jeśli ktoś gra w gry, to raczej brak samouczka nie sprawia mu problemu, a w szczególności, jeśli ktoś gra w daną grę po raz kolejny. Po za tym, po co go blokować?

2. Nie podoba mi się zaprogramowanie pewnej mechaniki. Mam wrażenie, że autor skupił się na tym, że ten konkretny przypadek ma nie działać. Co jest nie tak?
Po pierwsze, intuicyjność. Jeśli gracz wpadnie na jakiś, dość oczywisty pomysł, to bez sensu jest ograniczać mechanikę "bo tak" (innego sensu tu nie widzę).
Po drugie, komplikowanie sobie życia na siłę. Dlaczego akurat ten przypadek ma nie działać? Albo ktoś czegoś nie przewidział, albo specjalnie tworzył wyjątek od reguły.
Po trzecie brak interfejsu. Nie chodzi tu strikte o okienka, ale brak jakiejkolwiek wskazówki czego można użyć, a czego nie i ewentualnego ograniczenia puli przedmiotów. Mam wrażenie, że sytuacja z książki w rzeczywistości mogłaby wygenerować błąd i zawiesić grę, gdyby gracz zachował się nieszablonowo.

3. Wrzucanie ograniczeń bez sensu - w randomowych przypadkach, kiedy autor ma takie widzimisię, pojawiają się jakieś blokady. Raczej programiści unikają tworzenia bezsensownych warunków. Przede wszystkim irytuje to gracza, a poza tym wymaga to wielu testów, żeby taka sytuacja nie wygenerowała błędu. Jeśli jest coś totalnie zbędne i tylko wkurza to nikt nie będzie tego robił, a przedsiębiorca nie będzie na to łożył pieniędzy.

4. Interfejs diegetyczny -czyli taki osadzony w świecie gry (np.: okienko questów w formie dziennika). Autor kreuje Barlionę na super realistyczny, pochłaniający bez reszty świat. Tymczasem milion wyskakujących okienek-komunikatów jest nijak imersywne w świecie gry. Jest to zwyczajny błąd na etapie projektowania.
========== KONIEC ==========


Charaktery postaci nie wyróżniają się tu niczym. Po prostu są. Osobowość jednego bohatera kreuje się na "złodupca", innego na przyjaciela. Wszystko bez większej głębi. Nawet tytułowy szaman gubi się w swoim własnym kodeksie moralnym. Stracono przez to ogromny potencjał. Przecież w kopalni żyją sami więźniowie, każdy z jakąś przeszłością, przewinieniami, dręczącym sumieniem, wewnętrznym żalem i tęsknotą albo wręcz przeciwnie - z brakiem skrupułów oraz empatii. Nic z tego nie zostało wykorzystane, a wręcz wszyscy są super przyjaźni.

Kolejna rzecz to brak wątku resocjalizacji. Tam siedzą przestępcy, którzy kiedyś wrócą na wolność. Co prawda nie znamy ich przewinień, ale raczej w nagrodę nikt nie trafia za kraty.

Jedyny plus jaki dostrzegłam, to lekkość powieści (niewymagająca, taka luźniejsza pozycja) i trochę pomysł na siebie, choć nie jest to powiew świeżości. Podobny pomysł zamykania graczy w świecie gry wystąpił już w anime "Sword Art Online", natomiast sama Barliona najprawdopodobniej była inspirowana "World of Warcraft", o czym świadczy nazwa pewnego przedmiotu w grze.

Podsumowując, nie jest to coś specjalnego. Obawiam się, że gdybym nie słuchała książki w formie audiobooka, to w którymś momencie mogłabym odpaść. Za wiele umieszczono tutaj wszelkich komunikatów, statystyk itp., a sama fabuła - nic się za bardzo nie dzieje. Niemniej jestem troszkę ciekawa jakie pomysły na historię autor miał w kolejnych częściach.

"Droga szamana" - przyjemny przeciętniaczek z pomysłem na siebie i wieloma problemami.

Zacznijmy od tego, że już sam opis książki, w mojej opinii, nie mówi do końca prawdy o tym, co w niej się znajduje. Nie przeczę, że może Barliona i jest cudowna, ale totalnie nie wynika to z treści "Drogi szamana". Różnorodność jest ograniczona do 3 rodzajów ras, jednego rodzaju moba i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie da się ukryć, że monstra, które wykreował Lovecraft są ikoniczne na tyle, że znalazły swoją niszę w popkulturze. Stąd też, zainteresowana, sięgnęłam po "Zew Cthulhu" w oryginale.

Początek wydawał się dość intrygujący poprzez prowadzenie narracji w formie dziennika. Jednak, w okolicach połowy opowiadania, ten sam styl okazał się poważną wadą. Mimo odkrywania kolejnych faktów, akcja praktycznie nie istniała i całość stała się nużąca.

Ostatecznie, mimo, że zostało mi mniej niż 10 stron do końca, przestałam czerpać przyjemność z czytania i "odpadłam".

Nie uważam, żeby to była zła książka. Ona i inne dzieła Lovecrafta stanowią ogromna inspirację dla powstałych dzieł popkultury. Jednak mnie nie podpasowała.

Nie da się ukryć, że monstra, które wykreował Lovecraft są ikoniczne na tyle, że znalazły swoją niszę w popkulturze. Stąd też, zainteresowana, sięgnęłam po "Zew Cthulhu" w oryginale.

Początek wydawał się dość intrygujący poprzez prowadzenie narracji w formie dziennika. Jednak, w okolicach połowy opowiadania, ten sam styl okazał się poważną wadą. Mimo odkrywania kolejnych...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ta książka, jak i cały cykl, gniecie uczucia czytelnika i miażdży je na pył. Szczerze powiedziawszy sama się sobie dziwię, że nie jest to 10/10 - ale wynika to z emocji i "przestoju czytelniczego".

Pierwsza część swoją końcówką sieje zamęt. Druga wywraca wszystko do góry nogami i wrzuca do niszczarki. A trzecia musi dźwigać konsekwencje. Najbardziej fascynujące jest to, że w dobie wszystkich zniszczeń, świat konstrukcyjnie się nie rozpada. Nie ma tutaj niespójności światotwórczych. To niebywała sztuka, aby napisać moralnie szarą rzeczywistość, bez jednoznacznie dobrej sytuacji wyjściowej, pozostać konsekwentnym i nie zatracić się we własnej sieci powiązań, którą się utkało - wielki szacunek dla autorki.

Pod względem dynamiki też zachowano balans. Jednak wydawało mi się, że w sam środek powieści się nieco dłużył. Przez chwilę odniosłam wrażenie, że niby coś się dzieje, ale nie jest to ciekawe i jeszcze dodatkowo wszystko się miesza. Zdaję sobie jednak sprawę, że owo wrażenie może być podyktowane sytuacją życiową, przez którą czytanie "Imperium złota" rozciągnęło mi się w czasie. Poza tym, fabularnie książka dalej trzyma poziom i nie ustępuje poprzedniczkom.

Skoro przy fabule jesteśmy, to niedaleko stąd do zakończenia, a te łamie serduszko. Nie mogę się tu za bardzo rozwodzić, ale wycisnęło ze mnie łzy, co nie zdarza się zbyt często w przypadku książek.

Smutek w moim sercu nie tylko wiąże się z samym zakończeniem, ale również z bohaterami, za którymi zwyczajnie będę tęsknić. Nahri na zawsze pozostanie w mej pamięci jako fantastyczna, niezwykle silna i niezależna postać. Jedyne, małe, rozczarowanie przeżyłam w związku z pewnym bohaterem, który zaślepiony swoim honorem był za bardzo samobiczującym się chłopcem na posyłki. Wdawało mi się, że ta postać jest nieco inna. Jednak dalej ją kocham i będę tęsknić ;c

Fantastyczna seria. Przepiękna jako całość. Zdecydowany must-have do przeczytania!

Ta książka, jak i cały cykl, gniecie uczucia czytelnika i miażdży je na pył. Szczerze powiedziawszy sama się sobie dziwię, że nie jest to 10/10 - ale wynika to z emocji i "przestoju czytelniczego".

Pierwsza część swoją końcówką sieje zamęt. Druga wywraca wszystko do góry nogami i wrzuca do niszczarki. A trzecia musi dźwigać konsekwencje. Najbardziej fascynujące jest to, że...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bez zdradzania większych szczegółów - nieźle się wszystko pomieszało. Końcówka "Miasta mosiądzu" przewróciła wszystko do góry nogami, a "Królestwo miedzi" to podpaliło i wysadziło w powietrze - i to wszystko sprawia, że od tej serii nie można się oderwać.

Bardziej wnikliwe poznawanie bohaterów przy okazji drugiej części trylogii Dewabadu ujawnia jeszcze więcej odcieni szarości w ich charakterach. Nowe wydarzenia oraz rany z przeszłości rzutują na ich osobowość pokazując nowe twarze.

Mam wrażenie, że ta część, ze względu na rozgrywające się okoliczności, dostarcza zupełnie innych emocji niż poprzedniczka. Zbyt wiele się wydarzyło i niektórych rzeczy nie da się puścić w niepamięć.

Ostatnie 200 stron to jest jakiś kosmos, który nie pozwala odejść od książki. Zdecydowanie polecam kontynuować czytanie tej serii!!!
Jest świetna!!!

Bez zdradzania większych szczegółów - nieźle się wszystko pomieszało. Końcówka "Miasta mosiądzu" przewróciła wszystko do góry nogami, a "Królestwo miedzi" to podpaliło i wysadziło w powietrze - i to wszystko sprawia, że od tej serii nie można się oderwać.

Bardziej wnikliwe poznawanie bohaterów przy okazji drugiej części trylogii Dewabadu ujawnia jeszcze więcej odcieni...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Niestety dotarłam do około połowy. Myślałam, że do niej wrócę i kiedyś ją skończę, w końcu historia Jainy i Theramore wydawała mi się bardzo ciekawa. Jednak przez ponad rok ta książka wisiała u mnie w "teraz czytam", a chęci po jej sięgnięcie dalej nie widać.

Bardzo toporna pozycja w odbiorze. Ciekawość i determinacja płynęła bardziej z tego, co zna się dzięki lore gry niż z samej treści lektury. Niestety, książki, która usypia co stronę, nie da się czytać.

Może kiedyś spróbuję ponownie, ale na tę chwilę takie są moje odczucia.

Niestety dotarłam do około połowy. Myślałam, że do niej wrócę i kiedyś ją skończę, w końcu historia Jainy i Theramore wydawała mi się bardzo ciekawa. Jednak przez ponad rok ta książka wisiała u mnie w "teraz czytam", a chęci po jej sięgnięcie dalej nie widać.

Bardzo toporna pozycja w odbiorze. Ciekawość i determinacja płynęła bardziej z tego, co zna się dzięki lore gry niż...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to