-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1191
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
2024-06-02
2024-05-30
2024-05-18
Grecka tragedia to nie była, choć znalazła się w niej Hamartia XD
Sporej części bolączek poprzedniej książki udało się tutaj uniknąć (czytelniejsze elipsy! Choć i tak jedna mnie skonfundowała). Była to trochę transakcja wiązana, bo i to, co podobało mi się najbardziej w 1. tomie, było mniej prominentne. Najpewniej autorka nie chciała się nadto powtarzać, bo jeszcze 2 tomy w serii przed nią.
Przede wszystkim książka ma dużo dynamiczniejszą akcję z wyraźną i to wysoką stawką (choć nie ukrywam, że zaśmiałam się, gdy Anya uznała, że najlepszym rozwiązaniem będzie wysadzić wszystko w powietrze i w ogóle wszystko to trąci rewolucją proletariacką, lol). Finał jest sprawnie przeprowadzony i jest tu sporo ciekawych pomysłów i wyborów (np. w ogniu, dosłownym, walki rozdział z perspektywy bohaterki, która już właściwie niczego nie słyszy [ale jakby trochę słyszy, ekhem...] i nie ma swojego droida, który informowałby ją o tym, co się dzieje dookoła niej). Znów — w przypadku książki tak napakowanej akcją deserowa scena erotyczna wydała mi się zupełnie zbędna, no ale taki styl ma chyba Emma Hamm, a i dwa bakłażany protagonisty zobowiązują. W ogóle wyjątkowo mało jak na nią było „oh” i to do tego pojawiały się w dużych interwałach, a pierwsze naprawdę późno! Szok i niedowierzanie!
Porusza się tu zagadnienia związane z traumą, PTSD, winą, niepełnosprawnością, czuciem się niepełnym, niekochalnym i wychodzi to nawet całkiem zręcznie. Oczywiście jest tu sporo grubej kreski, ale to zdecydowanie najlepsza z 3 książek Autorki, które przeczytałam.
Niemniej, po „Ice Planet Barbarians” już na zawsze będę naznaczona skojarzeniami z Ruby Dixon w przypadku takich monster romansów. Zresztą, jak w przypadku Dixon, tutaj też jestem ciekawa, w jaki sposób następna książka, której osią jest przecież znów międzyrasowy romans, będzie się różniła od poprzednich (zapowiadające się grumpy i sunshine trąci Aehako i Kirą, też 3. książką w IPB!).
W tej serii mamy jeszcze misję, która jest dodatkową osią fabuły i działa jako podpórka, gdyby reszta miała się kompletnie sypać, a i książek jest zapowiedzianych mniej. Choć czytelnicy już nawołują o więcej niż tylko 4, więc kto wie, może powtórzy losy IPB.
Grecka tragedia to nie była, choć znalazła się w niej Hamartia XD
Sporej części bolączek poprzedniej książki udało się tutaj uniknąć (czytelniejsze elipsy! Choć i tak jedna mnie skonfundowała). Była to trochę transakcja wiązana, bo i to, co podobało mi się najbardziej w 1. tomie, było mniej prominentne. Najpewniej autorka nie chciała się nadto powtarzać, bo jeszcze 2 tomy...
2024-05-11
Budująca lektura ❤. Chyba, tak jak Crowley, również jestem w głębi duszy optymistką.
Swoją drogą w najnowszym wydaniu nie zaszkodziłoby uwspółcześnić ortografię, bo po uchwale RJP z 1997 roku nie z imiesłowami piszemy łącznie.
Budująca lektura ❤. Chyba, tak jak Crowley, również jestem w głębi duszy optymistką.
Swoją drogą w najnowszym wydaniu nie zaszkodziłoby uwspółcześnić ortografię, bo po uchwale RJP z 1997 roku nie z imiesłowami piszemy łącznie.
2024-05-01
Jest to rzecz wyjątkowo zagadkowa, że pomimo nagromadzenia tylu elementów, za którymi zwykle nieszczególnie przepadam lub też zwyczajnie przewracam na nie oczami (grumpy protagonista i sunshine prostoduszna protagonistka rzekoma niedorajda, a jednocześnie cudownie obdarzona wielką mocą, o której nie miała pojęcia; zestawienie mężczyzna–nauka–struktura–wiedza kontra kobieta–intuicja–natura–chaos; bardzo wygodna postać pomocnika, tutaj Kasia niezniszczalna heroska, by wymienić tylko kilka) coś mnie w tej książce ujęło.
Czytałam ją przy tym w oryginale i podejrzewam, że nie było to bez znaczenia, bo to chyba właśnie styl mnie tak skutecznie utulił. Jest to przy tym książka napisana jak opowieść, gawęda, baśń (pomimo narracji pierwszoosobowej), gdzie mamy do czynienia z relatywnie skąpymi dialogami i długimi opisami kondensującymi wydarzenia. Może się przez to wydawać, że książka jest powolna, chociaż po przekroczeniu 60% katastrofa goni katastrofę i można dostać zadyszki.
Kolejnym elementem, który mnie kupił, był myślący las i w ogóle motyw drzew żyjących/pochłaniających życie. Pociągnęło to za sobą skojarzenia ze „Źródłem” Darrena Aronofsky'ego, który to film wiele lat temu skutecznie mnie rozłożył (pomimo new age'owej wycieczki), jako opowieść o radzeniu sobie ze stratą. Tutaj również strata jest tematem, jak i poczucie wykorzenienia i osamotnienia. Gra to jakoś na moim serduszku.
Pomimo faktu, że Agnieszka to prosta dziewczyna z wioseczki, z drwalskiej rodziny (okej, jest napisane, że ze względu na to, że panem na włościach w jej dolinie jest wykształcony mag, w każdym domu było przynajmniej kilka książek i ludzie potrafili czytać), jest wyjątkowo elokwentna, by nie powiedzieć błyskotliwa (nawet jeśli nie jest w stanie wydusić z siebie słowa, to wciąż bezpośrednio znamy jej myśli). Nie jest to wątpliwość wyrosła z klasizmu, ale wydaje mi się, że bohaterka jest zdecydowanie dojrzalsza i bardziej wyedukowana niż wskazywałby na to jej wiek i skromne pochodzenie. Można by było ją spokojnie postarzyć. Można by też z jej relacji z Sarkanem (jak nic dostał takie imię od swojego sarkania *hehe*) zrobić relację od mistrza/uczennicy do przyjaźni i partnerstwa (w duchu „Elementary” i Sherlocka z Joan), choć przyznam, że doceniłam subtelności wskazujące, że Agnieszka jest Dragonem zafascynowana również jako mężczyzną.
O książce słyszałam za sprawą paru BookTuberek, ale znów to fan art Rosie Fowinkle (@rosiethorns88) zachęcił mnie do przeczytania. W komentarzach pod ilustracją znaleźć można również zachwyty Elise Kovy, która napisała, że uwielbia „Uprooted”. Nawet nie wiedząc o tym, nie sposób nie zauważyć licznych zbieżności między książką Novik a późniejszą „A Deal with the Elf King” Kovy.
Jest to rzecz wyjątkowo zagadkowa, że pomimo nagromadzenia tylu elementów, za którymi zwykle nieszczególnie przepadam lub też zwyczajnie przewracam na nie oczami (grumpy protagonista i sunshine prostoduszna protagonistka rzekoma niedorajda, a jednocześnie cudownie obdarzona wielką mocą, o której nie miała pojęcia; zestawienie mężczyzna–nauka–struktura–wiedza kontra...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-27
O ile Kopciuszek dorabia się sprawczości w tym retellingu, o tyle niestety macochy nie stają się postaciami mniej karykaturalnie złymi.
Ma ta książka wszystkie problemy poprzedniego tomu, tylko tutaj doskwierały mi bardziej. Trudno mi zaangażować się w historię, w której o antagonistce nie wiem praktycznie nic (królowa Mira pojawia się w końcu, ale na chwilę i bardzo niewiele o niej wiadomo, nawet ile ma lat i czy krindżowe ma być to, że ugania się za młodym chłopakiem, bo może nie ma między nimi wcale tak wielkiej różnicy wieku...). Zresztą podanie antagonistki jako dojrzalszej, czarnowłosej kobiety pożądającej młodego mężczyzny trąci znów literaturą brukową.
Stawka działa trochę „w domyśle” i mam wrażenie, że książka polega na zewnątrztekstowej wiedzy czytelnika i jego znajomości kultury popularnej idystopijnych motywów. Komiczny jest też dla mnie ten amalgamat Rosji przedrewolucyjnej z radziecką.
Nic nie wiemy na temat zakazanej religii ani w zasadzie jak bycie osobą wierzącą wpływa na osobowość Eleny, bo fakt, że wierzy w przeznaczenie to chyba trochę jakby mało. Religijność znów wpisuje się w stereotyp latynoski (latynosko-hiszpański), przy pomocy którego bohaterkę nam się koduje. Jej przemiana wewnętrzna również wydaje mi się trochę koślawo podana.
Pip był oczywiście uroczy, ale poziom słodkości czasem powodował, że zęby bolały.
Scena pierwszego razu Eleny była dla mnie zabawna na wielu poziomach (łącznie z tym niezamierzonym).
Bohaterka wprawdzie zataja fakt, że jest dziewicą, ale po fakcie sprawa zostaje już omówiona w duchu typowej dla Macdonald edukacji dotyczącej komunikowania się w związku.
O ile Kopciuszek dorabia się sprawczości w tym retellingu, o tyle niestety macochy nie stają się postaciami mniej karykaturalnie złymi.
Ma ta książka wszystkie problemy poprzedniego tomu, tylko tutaj doskwierały mi bardziej. Trudno mi zaangażować się w historię, w której o antagonistce nie wiem praktycznie nic (królowa Mira pojawia się w końcu, ale na chwilę i bardzo...
2024-04-25
This is NOT Sparta!
Or is it?
Weszłam w tę książkę, myśląc, że to część cyklu, a nie pierwszy tom serii, no i się zdziwiłam. Dam szansę 2. tomowi, choć ten był w sumie dość powolny i to pomimo licznych heistów. Miało to oczywiście służyć budowaniu relacji między parą protagonistów. Przez to książka trąci bardzo romansem, chociaż stawka przy tym wydawała się spora i ogólnie obecna, choć czasem zaskakująco znikająca z oczu.
Są tu jakieś próby steam punkowej estetyczki, refleksji filozoficzno-etycznej na temat wartości życia czy klas społecznych. Jest tu też zadziwiające kodowanie rasowe (azjatyckość, francuskość), które było jedną z rzeczy mocno mnie konfundujących.
Konfundujące były również nazwy miejscowe, bo z Nawarrą, Tuluzą, Florencją etc. jako miastami-państwami (tak, Sparta też tam jest, a akcja rozgrywa się w Petragradzie, nie że w Petrogradzie...) poważnie zastanawiałam się nad statusem świata przedstawionego. Ale to może tylko moje zboczenie.
Autorka lepiej niż Emma Hamm w „Whispers of the Deep” robiła uniki, by nie zagłębiać się w kwestie naukowe, choć jej bohaterka jest naukowczynią. Jednak w fabule tak skoncentrowanej na badaniach i testach medycznych (i fakcie, że bycie doktorką jest kluczową częścią samoidentyfikacji Asami) jakoś tak wypada to naskórkowo.
Oczywiście, że kupił mnie emoboi, czy też może emo Beau❤️, choć jego motywacja, by zażyć serum, była... Ekhem, wątpliwie wyrażona. Swoją drogą Beau był trochę jak Caerwyn z „Mountain of Mirrors and Starlight” (a Ash trochę jak Hawthorn z „Forest of Dreams and Whispers”).
Macdonald przy tym zwyczajowo edukuje nas w kwestii komunikacji w relacjach w związku (+ zdrowia seksualnego). Doceniam, choć jestem starą cyniczką.
This is NOT Sparta!
Or is it?
Weszłam w tę książkę, myśląc, że to część cyklu, a nie pierwszy tom serii, no i się zdziwiłam. Dam szansę 2. tomowi, choć ten był w sumie dość powolny i to pomimo licznych heistów. Miało to oczywiście służyć budowaniu relacji między parą protagonistów. Przez to książka trąci bardzo romansem, chociaż stawka przy tym wydawała się spora i ogólnie...
2024-04-23
Skromna nowela, która jest master classem skuteczności ewokowania. Zdecydowanie nie powinnam jej czytać przed snem, bo nie dość, że nie mogłam jej rozchodzić, to jeszcze byłam nią tak staranowana, że obudziłam się wykończona.
Chapeau bas.
Skromna nowela, która jest master classem skuteczności ewokowania. Zdecydowanie nie powinnam jej czytać przed snem, bo nie dość, że nie mogłam jej rozchodzić, to jeszcze byłam nią tak staranowana, że obudziłam się wykończona.
Chapeau bas.
2024-04-09
Wspaniale zrealizowane słuchowisko.
Zdecydowanie jest to rzecz do słuchania w większym skupieniu albo w turbosłuchawkach, które wygłuszą na przykład dźwięki ulicy.
To właściwie moje pierwsze zetknięcie z twórczością Gaimana i nie sposób nie dać mu się oczarować. Jest tu i humor, i groza, a i zasępić się można nad naturą wszechrzeczy.
Wspaniale zrealizowane słuchowisko.
Zdecydowanie jest to rzecz do słuchania w większym skupieniu albo w turbosłuchawkach, które wygłuszą na przykład dźwięki ulicy.
To właściwie moje pierwsze zetknięcie z twórczością Gaimana i nie sposób nie dać mu się oczarować. Jest tu i humor, i groza, a i zasępić się można nad naturą wszechrzeczy.
2024-04-21
Bez znajomości francuskiego na poziomie (przynajmniej) A2 nie ma co siadać do tej książki. Przyznam, że decyzja, by nie tłumaczyć francuskojęzycznych zwrotów nawet w przypisach, jest dla mnie niezrozumiała, bo niepotrzebnie podwyższa to próg wejścia.
A jest to utwór gęsty, poruszający na skromnym stronażu bardzo celnie zagadnienia związane z tożsamością (nie tylko seksualną, ale i narodową), klasą oraz przemocą (także ekonomiczną).
Piękna proza, która, jak mi się wydaje, nie zestarzała się nawet o dzień. Było w niej coś z realizmu poetyckiego w duchu tandemu Carné&Prévert.
Bez znajomości francuskiego na poziomie (przynajmniej) A2 nie ma co siadać do tej książki. Przyznam, że decyzja, by nie tłumaczyć francuskojęzycznych zwrotów nawet w przypisach, jest dla mnie niezrozumiała, bo niepotrzebnie podwyższa to próg wejścia.
A jest to utwór gęsty, poruszający na skromnym stronażu bardzo celnie zagadnienia związane z tożsamością (nie tylko...
2024-04-20
2024-04-18
2024-04-06
Idąc za ciosem, od razu sięgnęłam po kolejny tom. To najpewniej ze względu na to rzuciło mi się w oczy parę redundancji funkcjonujących głównie w opisach. Optymizm Pieprza wraca jak refren, doprawiony (*hehe*) jeszcze analogicznym przymiotnikiem w przypadku innego z bohaterów, Sue jest właściwie scharakteryzowana prawie toczka w toczkę, jak w pierwszej części. Jak już jesteśmy przy Sue, to ten miłosnawy trójkąt nie miał dla mnie za bardzo ładunku emocjonalnego, bo i miałam wrażenie, że interakcje między Brenem a Sue w Azylu były dość skąpe. Oczywiście, była to bohaterka mniej kopiąca tyłki niż Zadra, ale jednak z tą jej delikatnością, kobiecością i łagodnością to bym nie przesadzała, bo o ile mnie pamięć nie myli, to bardzo bezpośrednio złożyła Brenowi propozycję erotyczną (chyba że mam już mózg wyprany romantasy/pornosami w kostiumie fantasy i sobie to dopowiedziałam, lol). Swoją drogą liczę, że zostanie wyjaśnione, jak Tiuady uzdrowiły Pieprza, bo przecież Krasnoludom się nie udało, a tu nagle wydaje się, że kaszel mu przeszedł i w ogóle okaz zdrowia. Czyżby to morskie powietrze 🤡?
Spotkanie z Parkaninem Styksa, jakkolwiek wiedziałam od początku, kto zacz, bardzo satysfakcjonujące i dramaturgicznie zagrało naprawdę skutecznie. Lubię dobrze podane zderzenie bohatera z rzeczywistością i bolesne uświadomienie sobie, że być może wszystko, w co dotąd wierzył, nie było prawdą (kładzie nam się pod to podwalinę w 1. tomie, więc w tym nie ma się wrażenia, że jest to twist jak u Shyamalana). W ogóle słabości, na które byłam tym razem jakoś bardziej wyczulona, zostały zbalansowane przez mocne strony książki, a zatem wciąż rosnącą stawkę.
Niemniej, trochę wyprał mi się ten Bren. Mam wrażenie, że wytracił nieco właściwości na tle charakterków swoich towarzyszy, ale to też czasem bagaż protagonisty orbitującego w stronę everymana.
Książka wydała mi się mimo wszystko wolniejsza niż 1. część. Nie wiem właściwie dlaczego, bo dzieje się w niej bardzo dużo. Naprawdę doceniam złożony świat przedstawiony (dzięki za mapkę, bo przy co drugiej nazwie własnej się z nią konsultowałam). Autor rozwinął tutaj światotwórcze skrzydła, wysyłając bohaterów i czytelników w podróż tam i z powrotem. Pielgrzymki wydały mi się tym razem mniej pospieszne niż pierwsza, która wyskoczyła trochę z zaskoczenia pod koniec 1. tomu.
Z jakiejś przyczyny założyłam, że to będzie trylogia, ale mamy tyle umiejętnie rozrzuconych wskazówek, tyle ziaren zasianych, że podejrzewam, że w trzech książkach Autor się nie wyrobi.
A i może jakieś spin-offy nas czekają.
Idąc za ciosem, od razu sięgnęłam po kolejny tom. To najpewniej ze względu na to rzuciło mi się w oczy parę redundancji funkcjonujących głównie w opisach. Optymizm Pieprza wraca jak refren, doprawiony (*hehe*) jeszcze analogicznym przymiotnikiem w przypadku innego z bohaterów, Sue jest właściwie scharakteryzowana prawie toczka w toczkę, jak w pierwszej części. Jak już...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Po przeczytaniu książki po raz drugi, tym razem w polskiej wersji językowej, myślę o niej trochę lepiej. Ale tylko trochę. Wciąż jest dla mnie zdecydowanie słabsza niż 1. tom dylogii. Nie napisałabym, że to kompletna strata czasu i pieniędzy (jak jedna z osób tutaj recenzujących), ale trochę serduszko boli. Oak i Wren zasługiwali na więcej.
To jednak, co doprowadziło mnie do szału to niespójności i błędy tłumaczenia (poza paroma wpadkami ortograficznymi i gramatycznymi). „Duszek” w miejsce „sprite”; „jedwabnik” w miejsce „silkie”; „utopiec” na „merrow”, co w 1. tomie przetłumaczono jako „wodnik”.
Raz pada „drzewołaz”, raz „drzewołak” na „treefolk” (w „Sercu trolla” przetłumaczono „tree woman” na driadę, też niezbyt trafnie, ale to wznowienie „Walecznej” z 2005 pod innym tytułem, gdzie może tłumaczka była trochę bezradna w obliczu swoistości folkloru anglosaskiego). Raz pojawia się Damsel Fly, raz Ważka; raz Milkwood, a raz Mleczlas (a przecież nazwa widnieje na mapkach Elfhame w polskich wydaniach TFOTA, nie trzeba nawet czytać całości).
Zadziwia decyzja o przetłumaczeniu nazwy mieczy (Heartsworn i Heartseeker), które były podane w oryginale w TFOTA i „Lesie na granicy światów”, na Sercożer i Sercoklęk.
Królestwo Toni (Undersea) jest tutaj Głębią, choć zdarzyło się, że w jednym akapicie padły obie nazwy! Tak samo Czarnowij i Sablecoil występujące jedno po drugim w tym samym akapicie!
Nie wspomnę już o Nicasi, która walczy o swoją własną rękę (samo zdanie sugeruje, że o rękę Loany...) oraz o Nihuar, która raz jest ambasadorem niecnych dworów, a raz ambasadorką cnych...
Gwoździem do trumny tych niespójności była „Danina” w podziękowaniach! Owszem, pierwsze polskie wydanie „Tithe” (angielski pierwodruk: 2002; polskie tłumaczenie: 2006, nakładem Wydawnictwa Dolnośląskiego) miało właśnie taki tytuł. Natomiast Jaguar wydał wznowienie jako „Zła królowa” (2020).
Rozumiem, że spieszono się z tłumaczeniem (dwie tłumaczki działały symultaniczne, każda przy swojej połowie), ale jedna z nich tłumaczyła też połowę 1. tomu dylogii, więc chociaż między 1. a 2. mogłoby nie być rozdźwięku. Już pal licho poprzednie książki.
Takie kaczki zdarzyć się nie powinny, bo konfundują czytelników, zwłaszcza tych, którzy nie znają oryginału i wprowadzają niepotrzebny chaos do i tak dość chaotycznej historii.
Po przeczytaniu książki po raz drugi, tym razem w polskiej wersji językowej, myślę o niej trochę lepiej. Ale tylko trochę. Wciąż jest dla mnie zdecydowanie słabsza niż 1. tom dylogii. Nie napisałabym, że to kompletna strata czasu i pieniędzy (jak jedna z osób tutaj recenzujących), ale trochę serduszko boli. Oak i Wren zasługiwali na więcej.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toTo jednak, co doprowadziło mnie...