Latentis

Profil użytkownika: Latentis

Nie podano miasta Mężczyzna
Status Czytelnik
Aktywność 6 tygodni temu
33
Przeczytanych
książek
41
Książek
w biblioteczce
19
Opinii
93
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Mężczyzna
Dodane| 5 książek
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach: ,

Książka rozczarowała mnie już na samym początku. Bowiem, choć tytuł tego nie sugeruje, nie stanowi ona skończonej całości, lecz jest tylko zbiorem mniej lub bardziej powiązanych artykułów - i to artykułów bardzo nierównych.
Kolejne rozczarowanie przyszło wraz z lekturą, gdy bardzo szybko wyszła na jaw mała dociekliwość filozoficzna autora - autor jest przede wszystkim historykiem i nie próbuje tego nawet zatuszować. Nie interesują go głębsze zależności filozoficzne w myśli marksistowskiej, logiczne konsekwencje, czy metafizyczna podbudowa i poprzestaje najczęściej na powiązaniach biograficznych, datach wydania poszczególnych traktatów i odniesieniach (rozczarowująco powierzchownych u takiego autora) do sytuacji politycznej. Książka dobra dla kogoś, kto jest już przekonany, a nie dla tych, co próbują zrozumieć.
Jedynym chlubnym wyjątkiem na tle całego tomu, jest bardzo dobry artykuł "Marks, Engels i polityka", w którym Hobsbawm pokazuje, że filozofia marksistowska wcale nie była, jak to niekiedy się dowodzi, podobnie, co heglizm oderwana od jednostkowych faktów. Przedstawiona przez Hobsbawma gra Marksa z rzeczywistością, stałe analizowanie sytuacji, określanie środków wiodących do celów, przeformułowywanie wcześniejszych strategii, pozwalają lepiej wczuć się w przyświecające Marksowi motywy i wręcz, tak przedstawionego Marksa, polubić. Więcej nawet, Hobsbawm przedstawia Marksa tak, że wręcz nie sposób go nie polubić. Jest to zaletą i zarazem wadą. Zaletą, ponieważ dobrze, gdy autorowi udaje się przełamać zalecenie rygorystów metodologicznych dotyczące obiektywizmu i zaangażować w przedmiot, o którym pisze. Wadą, ponieważ musimy uważać, czy Marks i marksizm, o którym pisze Hobsbawm, są realnymi Marksem i marksizmem, a nie tylko projekcją autora.

Książka rozczarowała mnie już na samym początku. Bowiem, choć tytuł tego nie sugeruje, nie stanowi ona skończonej całości, lecz jest tylko zbiorem mniej lub bardziej powiązanych artykułów - i to artykułów bardzo nierównych.
Kolejne rozczarowanie przyszło wraz z lekturą, gdy bardzo szybko wyszła na jaw mała dociekliwość filozoficzna autora - autor jest przede wszystkim...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy Faust może być zbawiony? I kim jest Faust, Bóg, diabeł, zbawienie? Czego dotyczy też nowy zakład Mefistofelesa z Bogiem, jakby próba rewanżu po wcześniejszej porażce w usidleniu duszy Hioba?
Dramat można odczytywać - i zresztą odczytywano - na wiele sposobów. Sam skłaniam się ku interpretacji historiozoficznej, uznającej, że w Fauście skrywa się każdy z nas z osobna i my wszyscy razem, ludzkość. Czy taki zamysł przyświecał Goethemu, gdy, młodzieńcem będąc, podejmował znany, zwłaszcza w niemieckich kręgach, wątek Fausta, trudno mi określić. Mam wrażenie, że wtedy sam jeszcze nie bardzo rozumiał pełni znaczeń swojego dzieła i dopiero z czasem zaczął rozumieć ukryte przesłanie tej historii, dokonując niejako alegorezy pierwszej części w pisanym później zwieńczeniu całości. Takie rozświetlanie własnego dzieła nie było zresztą bezprecedensowe w dziejach literatury - przecież i Dante zajmował się w "Biesiadzie" próbą zrozumienia swej młodzieńczej "Vita nuova".
Do interpretacji historiozificznej skłonić mógł Goethego również duch czasu, nasilające się w romantyzmie skłonności do ujmowania dziejów jako, zespolonej wewnętrzną logiką i sensem, całości. Kluczem do odczytania Fausta jest wielokrotnie przewijające się w dziele zdanie: "Kto wiecznie dążąc trudzi się, Tego wybawić możem" oraz paralela dwóch postaci - Fausta i Hioba. I Hiob, i Faust są typami zarówno każdego z nas, jak i ludzkości in genere. Hiob to postać czasów zamierzchłych, minionej epoki, dla której ziemia była padołem łez i gdy szatan nieszczęściem próbował wygrać ludzką duszę; Faust to człowiek nowoczesny, goniący za doczesnym szczęściem i buntujący się pysznie - podobnie, jak wcześniej Lucyfer - przeciwko uznaniu nad sobą jakiejkolwiek władzy, czy ograniczenia. Pułapką dla Fausta jest "czyn", sprawstwo zdolne naśladować to, co pierwsze i najwyższe, wieczna pogoń za tym, co nowe, wola zmieniania wszystkiego podług powziętej myśli. Szatan nie musi już, jak u Hioba, stawać przeciwko temu, co ludzkie; teraz raczej opowiada się za wewnętrznym pędem człowieka, usprawnia go i podnieca, chce uczynić go prawdziwym swoim dzieckiem pełnym buntu i samodzielności. Drugi zakład wręcz nie może się nie powieść, Faust nie ma bowiem powodów, by wracać do Boga, skoro Bogiem może uczynić samego siebie. Nie ma też powodu, by wracać do diabła i zostawia go osamotnionego. Dzieje Fausta, przedstawione w całej okazałości, zaczynają się od nowożytnego pędu poznania, curiositas, i mkną poprzez nietrwałe miraże triumfów (iście renesansowych, jak w "Hypnerotomachia Poliphyli"), zdobycze wiedzy, panowania i bogactwa. W chwili, gdy człowiek zdobywa się na samodzielność, diabeł powoli staje się jego zakładnikiem, sługą - lecz, skoro Mefistofeles jest duchem, co złego pragnąc, dobro czyni, czego pragnie i co czyni człowiek? Czy idzie on drogą poza dobrem i złem, zostawiając na boku szatański zakład, zgłębiając się we własnym immanentnym i irrealnym śnie własnych dziejów? I czy na końcu, szatan, widząc w człowieku, niczym w zwierciadle, klęskę samego siebie, nie wyzbywa w bezsilności na chwilę swojej pychy? I czy człowiek/Faust rzeczywiście może być zbawiony?
By odpowiedzieć na te wszystkie pytania, należałoby raz jeszcze przeczytać dramat, zestawiając go nie tylko z historiozofiami romantyzmu, ale i z "Państwem Bożym" Augustyna i szerzej, chrześcijańską teologią historii. A może nawet, zestawiając go z własnym życiem.

Książka trudna, ale dająca do myślenia.

Czy Faust może być zbawiony? I kim jest Faust, Bóg, diabeł, zbawienie? Czego dotyczy też nowy zakład Mefistofelesa z Bogiem, jakby próba rewanżu po wcześniejszej porażce w usidleniu duszy Hioba?
Dramat można odczytywać - i zresztą odczytywano - na wiele sposobów. Sam skłaniam się ku interpretacji historiozoficznej, uznającej, że w Fauście skrywa się każdy z nas z osobna i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kto Petrarkę zna tylko z jego sonetów, dzieł wulgarnych (bo pisanych w volgare), zna go właściwie bardzo mało. Sam Petrarka wolał być znany ze swoich dzieł łacińskich i to właśnie w pisanym po łacinie eposie, nigdy zresztą nie dokończonym, "Afryka", upatrywał nadzieję swojej przyszłej sławy i nieśmiertelności.
Petrarka, jak odkrywamy czytając jego inne łacińskie dzieła, to w równej mierze filozof, co poeta. Filozof zatroskany przede wszystkim sobą, swoim ostatecznym celem i sposobami zbliżania się ku niemu, uprawiający filozofię w duchu późnego antyku jako ćwiczenie duchowe.
Rozpoczynające niniejszy tom dzieło "De sui ipsius et multorum ignorantia" zaliczyć można do pism filozoficznych Petrarki. Jeśli zaś uznać je przy tym również za traktat apologetyczny, to dość dziwna to apologia. Petrarka bowiem, odpowiadając na wynikające z zawiści oskarżenia o głupotę, sam się do tej głupoty przyznaje i o tej głupocie pisze. Nie jest to jednak, jak u Erazma, dzieło ironiczne, nasycone podtekstami, lecz raczej spowiedź, szczere wyznanie marności własnych intelektualnych osiągnięć. To poniżenie, pogarda wręcz, służy jednak Petrarce, by tym silniej docenić wartość osiągania przez cnotę zbawienia, tego co wieczne i nieprzemijające. Całe życie Petrarki, co najpełniej uobecniło się w "Secretum meum" było naznaczone konfliktem między iście monastycznym pragnieniem nieba, a czysto ludzkim pragnieniem doczesnej sławy. "O niewiedzy" może być, w tym kontekście, odczytywane jako schyłkowe, bo wykwitłe zaledwie na parę lat przed śmiercią, wyrzeczenie się ślepej gonitwy i opowiedzenie się po stronie Chrystusa.
Poza wspomnianym wyżej dziełem, otrzymujemy w tomie również wybór z listów Petrarki (za zbioru "Familiaria)", w tym słynne listy do Cycerona i Kwintyliana oraz do Giovanniego Boccaccia.

Lektura pism Petrarki nie wszystkim przypadnie do gustu. Dzisiejszego czytelnika razić może, podobnie jak przy lekturze Cycerona, czy Kwintyliana, nadmierna gładkość i mocne nasycenie retoryką, korzystające z częstych powtórzeń i pełnych patosu środków stylistycznych. Styl ten wynika jednak z tego, że celem pism Petrarki było nie tyle dostarczenie samej przyjemności, co raczej udoskonalenie moralne czytelnika. Można więc, w odniesieniu do Petrarki, zacytować Erazma, który pisząc kiedyś o Cyceronie stwierdził, że odnajdywanie przyjemności w lekturze jego dzieł jest jedną z oznak postępów w cnocie.

Kto Petrarkę zna tylko z jego sonetów, dzieł wulgarnych (bo pisanych w volgare), zna go właściwie bardzo mało. Sam Petrarka wolał być znany ze swoich dzieł łacińskich i to właśnie w pisanym po łacinie eposie, nigdy zresztą nie dokończonym, "Afryka", upatrywał nadzieję swojej przyszłej sławy i nieśmiertelności.
Petrarka, jak odkrywamy czytając jego inne łacińskie dzieła, to...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Latentis

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
33
książki
Średnio w roku
przeczytane
4
książki
Opinie były
pomocne
93
razy
W sumie
wystawione
33
oceny ze średnią 6,7

Spędzone
na czytaniu
178
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
4
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
5
książek [+ Dodaj]

Znajomi [ 1 ]