Kultura jako źródło cierpień Sigmund Freud 6,9
Dwa eseje, pierwszy -Dyskomfort w kulturze.
Hasło przewodnie eseju można ująć tak: Kultura (w szerszym pojęciu również cywilizacja) musi próbować wszystkiego, aby powstrzymać agresywne popędy człowieka. A ewolucję kultury Freud określa mianem „walki rodzaju ludzkiego o życie”
Znalazłem tutaj zdanie, które dało mi naprawdę mocno do myślenia:
Rzecz jest o metodach odpierania cierpienia spowodowanego niemożliwością zaspokojenia naszych popędów, potrzeb:
W ekstremalnej formie człowiek zabija popędy – jak naucza wschodnia mądrość życiowa i jak praktykuje joga.
Jeśli się to jednak powiedzie to dochodzi do rezygnacji z wszelkiej innej aktywności (złożenia życia w ofierze) i do odzyskania tyle, że w inny sposób jedynie szczęścia spokoju.
Przyznaję, że rzuciło mi to zupełnie nowe światło na drogę medytacji i skupienia.
Dalej też jest ciekawie, choć już nie aż tak:
Inna technika odpierania cierpienia posługuje się przesunięciami libido (…)
Najwięcej osiąga się wtedy, gdy umie się dostatecznie podwyższać zysk przyjemności czerpany z pracy psychicznej i intelektualnej.
Taki rodzaj zaspokojenia staje się udziałem artysty w trakcie pracy twórczej, przy ucieleśnianiu tworu jego fantazji, czy analogiczny rodzaj zaspokojenia jakiego doznaje badacz rozwiązując problemy i poznając prawdę (…) Słabość tej metody polega na tym, że nie nadaje się do powszechnego użytku i jest dostępna tylko nielicznym, pisał Freud
Wiele lat później Mihaly Csikszentmihaly ściśle określił ten stan pomiędzy satysfakcją a euforią wywołanym całkowitym oddaniem się jakieś czynności i nazwał go PRZEPŁYW (FLOW).
Inną wielką ciekawostką tego eseju jest określenie przez Freuda – DOBRA I ZŁA – jako pojęć abstrakcyjnych narzuconych kulturowo, wow!
Naprawdę warto!
Drugi esej -Przyszłość pewnego złudzenia.
Jego ozdobą jest rozkmina Mona Lizy.
LEONARDO DA VINCI jak wiadomo, żył w epoce, w której autorytet kościoła zaczął ustępować miejsca autorytetowi starożytności.
W epoce, która była świadkiem walki między nieokiełznaną zmysłowością a ponura ascezą.
Leonarda fantazja o sępie (która według Freuda jest kluczem do jego wszystkich osiągnięć oraz niepowodzeń): „i otworzył mi usta ogonem, i kilkakroć uderzył nim w wargi”)
Uśmiech Giocondy (model Mona Lizy – żona kupca) wzbudził w Leonardo wspomnienie o prawdziwej matce (tej z pierwszych lat dzieciństwa))
W uśmiechu Mona Lizy – Freud widzi najdoskonalsze przedstawienie przeciwieństw, które rządzą erotycznym życiem kobiety: rezerwy i kuszenia, pełnej oddania czułości, a także bezwzględnej i wyniszczającej mężczyznę jak kogoś obcego zmysłowości.
Dalej kontynuuje Freud: Żadnemu artyście nie udało się wyrazić w ten sposób samej istoty kobiecości: połączenia tkliwości i zalotności, wstydliwości i skrytej namiętności, emanacji wewnętrznej – jedynie tę bowiem ujawnia z całej swej powściągliwej osobowości.
Wola uwodzenia i omamiania, wdzięk podstępny i dobro.
Leonardo udało się w uśmiechu Mony Lizy ukazać jego podwójny sens – zarówno obietnicę bezgranicznej czułości jak i złowieszczą groźbę.
W początku swych lat pięćdziesiątych w okresie, gdy u mężczyzny libido nierzadko jeszcze, zdobywa się na energiczny skok w Leonardzie dokonała się nowa przemiana. Spotyka on kobietę, która budzi w nim wspomnienie szczęśliwego i zmysłowo ekstatycznego uśmiechu matki, a dzięki temu wspomnieniu odzyskuje on podnietę, która kierowała nim w początkach jego artystycznych prób, kiedy tworzył uśmiechające się kobiety. Teraz maluje Mona Lizę, Świętą Annę Samotrzeć i szereg tajemniczych obrazów, których postaci obdarza zagadkowym uśmiechem. Dzięki pomocy swych najstarszych popędów erotycznych Leonardo święci teraz triumf, raz jeszcze zwycięża zahamowanie w sztuce.
Pozostawmy jednak filozoficzną zagadkę Mony Lizy nierozwiązaną.
Te dwa eseje napisane w latach 1927 i 1930, a więc kawał czasu od powstania „Wstępu do psychoanalizy”.