Książka do przeczytania w jeden wieczór. Autorka - doświadczona hodowczyni zwierząt gospodarskich (głównie krów) opisuje w sposób niezwykle ciepły i uczuciowy historie z życia swoich podopiecznych. Treść książki to luźny zbiór takich opowiastek. Niestety, jest i łyżka dziegciu w tej beczce miodu. Czytając te sympatyczne historyjki, miałam tę smutną świadomość, że większość z tych tak sympatycznie opisywanych zwierząt, skończy swój żywot jako danie mięsne na talerzu konsumenta.
Autorka, jakby nie patrzeć, prowadzi farmę zwierząt przeznaczonych ,koniec końców, do zjedzenia. Książka trąci więc hipokryzją, bo traktuje o życiu krów i ich wspaniałych zwyczajach, które mają szansę zaistnieć, gdy krowy żyją w nieskrępowany sposób. Po czym jednak ich życie się kończy (o czym, rzecz jasna, mało się opowiada w tej ładnej książeczce).
Tak czy inaczej, w porównaniu ze zwierzętami trzymanymi w wielkich halach, gdzie różne pokolenia krów nie mają najmniejszej szansy wchodzić ze sobą w interakcje (jak na farmie Pani Young),tutaj mamy sielankowy obraz, pozwalający nieco przyjrzeć się prawdziwej naturze tych zwierząt. Plus za to. Jednak sielanka trwa do czasu.
Podsumowując, uważam, że porównywanie krowy do człowieka i jego zachowań jest pozbawione wyobraźni i taktu, gdy później tę dobrze utuczoną wałówkę prowadzi się na rzeź. Trochę nieludzko, prawda?