Poluj, bo upolują ciebie Hardy Chips 5,6
ocenił(a) na 65 lata temu Muszę przyznać, że po raz pierwszy spotkałem się z tak dziwną powieścią. Opowiada ona losy gronostaja Maksa oraz wielu innych zwierząt, które żyły sobie niedaleko ludzkich gospodarstw. Nie jest to niestety zwykła sielanka, lecz ciągłe unikanie śmierci. Gronostaj Maks budzi się każdego dnia, tylko po to by znaleźć potencjalną ofiarę i ją zabić. Jeśli ktokolwiek wpadłby na pomysł by kupić tę książkę dziecku, to z góry odradzam, jest ona przeznaczona tylko dla dorosłego odbiorcy.
Bohaterowie książki, którymi są zwierzęta budzą się każdego dnia mając do wykonanie dwa zadania: zjeść i nie dać się zjeść innym.
I tak małe ptaki polują na owady, na nie znowu czają się inne drapieżniki takie jak choćby koty, lisy czy gronostaje, a z kolei te trzy kolejne gatunki stanowią część menu wilków. I tak dalej i tak dalej. Każdy dobrze to pamięta z przyrody. Główny bohater - Gronostaj Maks, mimo tego, że jest drapieżnikiem, to ciągle musi się liczyć z tym, że jakiś większy mięsożerca, może na niego polować, dlatego postępuje on w większości przypadków rozważnie. Wiadomo, jak głód zaczyna robić swoje, to zwierzęta przestają być czujne i wtedy najbardziej narażają się na ataki. Gronostaj Maks nie raz uniknął śmierci ze strony lisów, drapieżnych ptaków, borsuków czy ludzi.
Bardzo trudno jest stworzyć ciekawe i żywe dialogi. Autor opanował tę sztukę do perfekcji, zresztą nic dziwnego, w końcu Hardy Chips jest również dramaturgiem.
Zwierzęta mówią w odpowiedni dla ich gatunku sposób, żeby to lepiej zrozumieć przytoczę kilka fragmentów z książki. Pierwszy dotyczył kłótni między dwoma ptakami.
- Odświergol się ode mnie, ty nędzny ptasi móżdżku!
- Ptasi móżdżku? Och, ja ci zaraz pokażę - padła równie namiętna odpowiedź. - Ty żółtodziobie jajożerco!
Kolejny nawiązuje do małych gryzoni, a gryzonie jak to gryzonie, nic tylko jedzą i się rozmnażają.
- Ciupciać. Żeby przeżyć, bez przerwy musimy się ciupciać - powtarzał drżącym głosem, załamując łapki pod roztrzęsioną bródką. - Jak będzie nas dużo, to nie zjedzą wszystkich. Musimy się ciupciać.
- Ciupciać, ciupciać, ciupciać - westchnęła Audrey i potarła przemarznięte ucho. - Wciąż gada tylko o tym.
Dialogi są naprawdę bardzo dobre. Krótkie, zwięzłe i na temat, bez zbędnych dodatków, które jedynie sprawiają, że książki robią się nudne. Gdyby Aleksander Dumas żył, mógłby brać z Hardyego Chipsa przykład. Jak sobie przypomnę te kilkustronicowe wypowiedzi w powieści ,,Hrabia Monte Christo'' to aż z obrzydzenia dostaję dreszczy na całym ciele.
Człowiek z natury nie różni się wiele od innych zwierząt. My, chyba jako jedyny gatunek na ziemi zabijamy się nawzajem na tak masową skalę, a jeśli nie zabijamy, to wykorzystujemy, oszukujemy, gnębimy i robimy wiele innych złych rzeczy. Zwierzęta natomiast, zabijają głównie by zdobyć jedzenie, lub w sytuacji gdy ich własne życie jest zagrożone, chociaż zdarzają się takie przypadki, gdy jakiś drapieżnik zabija jedynie dla satysfakcji (jak to mają w zwyczaju robić koty, których również nie zabrakło w tej książce).
Gronostaj Maks okazał się bardzo skutecznym mordercą. Owszem, gdy był najedzony i wypoczęty to nawet wychodził na dobrego kolegę, ale jak tylko w brzuchu zaczęło mu burczeć, to zaczynał myśleć o swoich znajomych jak o kolacji.
Po przeczytaniu naraz prawie połowy tytułu miałem go już dosyć. Dlaczego? Ano z tego powodu, że jak to jest napisane na okładce ,,Powieść makabryczno-humorystyczna'', książka oprócz tego, że miejscami jest faktycznie bardzo zabawna, to w głównej mierze dotyczy zabijania. Powiedzmy w jednym rozdziale pojawia się jakiś sympatyczny jeż, który kilkanaście stron później pada ofiarą jakiegoś drapieżnika. I to nie jest humanitarna śmierć, lecz brutalne rozszarpanie flaków. Jak jeszcze dodamy do tego, że ofiara krzyczy i błaga jak człowiek, który próbuje uchylić się od śmierci, to otrzymamy coś bardzo przygnębiającego.
Kolejną rzeczą, która mi nie przypadła do gustu to fabuła. Nie dąży ona w zasadzie do niczego. Jest to zaledwie jeden rok z życia Gronostaja Maksa i nic poza tym. Nie kończy się ona w jakiś spektakularny sposób. To tak jakbyśmy włączyli Naturę z Jedynką i obejrzeli krótki program o tym, co musi zrobić jakieś zwierzę, by przetrwać rok w dziczy.
Ogólnie rzecz biorąc książka jest dobra. Świetne, żywe i ciekawe dialogi, do tego zabawne epizody i dobrze pokazana analogia naszego życia, jednak bywała ona miejscami tak bardzo brutalna, że w pewnym momencie miałem już dość tego ciągłego zabijania. No, ale niestety tak już jest nasz świat skonstruowany, czy się z tym zgadzamy, czy nie.
więcej recenzji na: www.piesotekarz.pl