Najnowsze artykuły
- ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
- Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński3
- ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
- ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Jan Hartman
6,2/10średnia ocena książek autora
339 przeczytało książki autora
773 chce przeczytać książki autora
17fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Historia ludzi. Historia dla ludzi. Krytyczny wymiar edukacji historycznej
8,8 z 5 ocen
17 czytelników 1 opinia
2014
Etyczne aspekty decyzji medycznych
Jan Hartman, Marcin Waligóra
0,0 z ocen
4 czytelników 0 opinii
2011
Wiedza. Byt. Człowiek. Z głównych zagadnień filozofii
Jan Hartman
0,0 z ocen
4 czytelników 0 opinii
2011
Powiązane treści
Popularne cytaty autora
Cytat dnia
Legendy o wiecznym życiu biorą się z marzeń o pięknej i długiej przyszłości. A także ze strachu przed śmiercią i z poczucia, że śmierć odbie...
Legendy o wiecznym życiu biorą się z marzeń o pięknej i długiej przyszłości. A także ze strachu przed śmiercią i z poczucia, że śmierć odbiera życiu sens i znaczenie.
3 osoby to lubią
Trzeba skierować uwagę na własne doświadczenie, by przeżyć upływ czasu i uświadomić sobie, że żyje się w czasie.
3 osoby to lubiąAle to właśnie dlatego, że jesteśmy istotami logicznymi, myślącymi, nie możemy popaść w bezmyślność biernego posiadania wiedzy o tym, kim je...
Ale to właśnie dlatego, że jesteśmy istotami logicznymi, myślącymi, nie możemy popaść w bezmyślność biernego posiadania wiedzy o tym, kim jesteśmy, skąd się wzięliśmy i dokąd zmierzamy.
3 osoby to lubią
Najnowsze opinie o książkach autora
Głupie pytania. Krótki kurs filozofii Jan Hartman
7,0
Dla mnie, która niestrudzenie „drąży” istotę świata, a nawet daleko poza nim, zadając mnóstwo pytań, ten tytuł podziałał na mnie, jak płachta na byka. Miałam ogromną ochotę zripostować go złośliwie – nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi. I pierwsze, co zrobiłam, to szybciutko zajrzałam do wstępu, mając nadzieję, że autor i filozof, a więc człowiek myślący, wytłumaczy się z tego prowokującego, jak dla mnie, tytułu.
I co się okazało?
Dokładnie dlatego taki tytuł, ponieważ jest filozofem, który ma cudowny dar mnożenia, dzieląc. Podobnie było z „głupimi pytaniami”, jak asekuracyjnie ujął je w cudzysłowie, będące takimi dla tych, którzy je już przeanalizowali i znaleźli odpowiedzi, stając się fundamentem wiedzy podstawowej do rozmyślań i poszukiwań na wyższym poziomie. Już profesjonalnym. Jednak są i tacy, dla których one nie są głupie. Są ważne i istotne, bo jeszcze pozostające bez odpowiedzi. Autor należący do tych pierwszych zechciał podzielić się swoją wiedzą z tymi drugimi. A dokładniej napisał tak – „Głupie pytania” raczej nie padają już w filozofii, bo od dawna wiemy dokładnie, na jakie odpowiedzi one pozwalają i jak je przekształcić w pytania bardziej trafne (acz mało efektowne). Nie znaczy to jednak, że nie warto do „głupich pytań” powracać. Przecież wciąż wielu ludzi stawia je sobie tak, jak w dawnych wiekach. A w kolejnym rozdziale dodaje – Pytanie, jak papier, wszystko zniesie. Można bezkarnie pytać o wszystko, byle jeszcze w pytaniu utrzymała się jakaś resztka sensu. Tyle że współczesny człowiek ma mniej czasu na stawianie ich sobie, a tym bardziej na samodzielne, często żmudne, poszukiwanie rozwiązań. Dla niego jest właśnie ta książka.
Dopiero po tak uspakajającym mnie wstępie, określającym jej charakter, jako powrót do „przedprofesjonalnych” korzeni filozofii, zajrzałam z ogromną ciekawością do spisu treści, zastanawiając się nad „kanonem głupich pytań Hartmana” (a może i reszty filozofów?) oraz ludzi poszukujących na nie odpowiedzi. Było ich osiem. Każde poprzedzone fotografią obrazu nawiązującego tematycznie do zagadnienia. Na pierwszym miejscu „pytanie pytań”, które mnie nie zaskoczyło, bo odpowiedź na nie determinowała wybór akceptowanej odpowiedzi budującej bazę określonego światopoglądu i mającej wpływ na powstawanie kolejnych zapytań. I tutaj autor podzielił czytelników na trzy grupy – Kto po prostu wierzy głęboko, ten o istnienie Boga nie pyta. Kto wierzy, lecz chce swą wiarę oświecić wiedzą, ten tak naprawdę nie o istnienie Boga zapytuje (bo tego jest pewien),lecz jedynie o to, czy rozum zdolny jest istnienie Boga udowodnić. Kto zaś nie dowierza, tego żaden dowód intelektualny nie uspokoi. Należąc do grupy drugiej, byłam w komfortowej sytuacji, bo posiadając określony światopogląd, a więc i odpowiedzi na wiele pytań, w tym na prezentowany „kanon”, mogłam już nie szukać, nie pracować mozolnie nad tworzeniem podstaw lub ich uzupełnianiem czy modelowaniem od nowa, czując się, jak aktywny uczestnik trudnych warsztatów, ale przyglądać się jak obserwator, ogółowi wiedzy filozoficznej na zadane pytania. A tę autor przytaczał obficie, szczodrze dzieląc się nią, powołując się na najważniejsze nurty filozoficzne i ich przedstawicieli, szkoły i ich twórców oraz spadkobierców na przestrzeni wieków. Od starożytności po wiek obecny. Nie pozostawiając jej jednak bez własnego komentarza i przemyconego, osobistego oglądu zagadnienia, bo jak sam przyznał w Zakończeniu – W końcu przedstawiłem w niej nie tylko rozmaite istotne zagadnienia filozoficzne, tak jak się one z grubsza prezentują na tle tego wszystkiego, co się udało myślącej ludzkości wymyślić (a cudów tu nie ma i być nie może, bo jesteśmy tylko ludźmi),lecz również pewne filozoficzne stanowisko – własne stanowisko. Kolejność stawianych pytań nie była przypadkowa. Ich porządek narzuciła logika ich wynikania. Fundamentalne pytanie o Boga determinowało zapytania o wartości w życiu – miłość, dobro, prawdę, wolność oraz o narzędzia etyczne do ich przejawiania lub nie, które ja nazywam wolną wolą i sumieniem. Dopiero z tak uświadomionej wiedzy albo wspólnie ustalonej prawdy, można było przejść do dwóch ostatnich pytań, z których jedno stało się bardzo znane z zadania go premierowi Donaldowi Tuskowi – jak żyć?
Abstrahując od tematu – proponuję Premierowi zaopatrzyć się w ten tytuł i rozdawać go każdemu o to go pytającemu. W końcu jest premierem, a nie filozofem. Nie wiem, co na to autor, który przecież w opozycji do PO stoi, angażując się w Twój Ruch Janusza Palikota. Wygląda na to, że niechcący napisał poradnik wspierający konkurencję polityczną.
A wracając do tematu – dwoma ostatnimi rozdziałami autor mnie zaskoczył!
Byłam przygotowana na pozostawienie mnie w zawieszeniu, na dokonanie własnego wyboru na podstawie osobistych poglądów. Nic z tego! Te dwa ostatnie rozdziały były najsilniej przeniknięte poglądami autora, bo o ile we wcześniejszych budował wszechstronny obraz stanu wiedzy filozoficznej, z którego mogłam przebierać, wybierać, uznawać, odrzucać czy nie akceptować, o tyle tutaj delikatnie narzucał pogląd, jak człowiek powinien żyć i urządzać świat wokół siebie. I to jest zabieg świadomy, a nawet umyślny, bo jak napisał – Chociaż więc książkę tę napisałem jako zawodowy filozof, mający w pracy inne zmartwienia niż „nieśmiertelność duszy”, napisałem ją nie tylko dla myślącej publiczności, lecz również dla samego siebie.
I w tym zacytowanym zdaniu kryją się dwa kruczki, ostatecznie określające typ odbiorcy publikacji.
Pierwszym jest „zawodowy filozof”. To, co dla zawodowego filozofa może być przystępnie i przyjemne podane, dla przeciętnego człowieka już nie. Z jednej strony starał się, by była ona możliwie łatwa w odbiorze, ograniczając erudycję i język naukowy do minimum. A i to minimum, czyli pojęcia niepowszechne lub w ogóle niewystępujące w mowie potocznej, objaśniał chętnie i za każdym razem (nie trzeba było sięgać po słownik),by tekst był jak najbardziej przejrzysty, chcąc spełnić deklarację złożoną we wstępie – …obiecuję, że ta książka będzie nadawała się do czytania. A z drugiej strony machał do mnie drugi z kolei kruczek ukryty w cytowanym wcześniej zdaniu pod wyrażeniem – „dla ludzi myślących”. A precyzując – dla średniozaawansowanych . Te dwa ostatnie wyrazy dodałabym obowiązkowo do podtytułu widniejącego na okładce, czyli dla tych, którzy oprócz tego, że myślą, przeczytali w swoim życiu jeden podręcznik z historii filozofii, poznając jej podstawowe pojęcia jak byt, atrybut czy absolut i przynajmniej otarli się o „rozbieranie” zdań zgodnie z zasadami, jakimi rządzi się nauka logiki, by podołać takim, jak te w książce – Głuchy „niepomny” byt, irrealnie bytujący bez świadectwa żywego przedstawienia w subiektywnym horyzoncie doświadczenia pojedynczego ja, stanowi, mówiąc po heglowsku, „określona nieokreśloność”, czyli niewyczerpane źródło nawarstwiających się i różnicujących treści myślenia. Jednak autor nie zostawiał czytelnika samego z takimi zdaniami. Chętnie podpowiadał, upraszczając – Inaczej mówiąc, skończone już życie wciąż przejawia się we wspólnym Świecie, za pośrednictwem niekończących się interpretacji jego śladów. Czyli w ostatecznej interpretacji mojej, przekładając to na język powszechnie zrozumiały, myśl zawarta w pierwszym, enigmatycznym zdaniu brzmi – żyjemy tak długo, jak długo żyje pamięć o nas.
Poprzeczka postawiona wysoko, ale dla tych średniozaawansowanych, do pokonania, a satysfakcja intelektualna bezcenna i gwarantowana.
I w tym sensie autor obietnicy dotrzymał z naddatkiem!
To dlatego każdy rozdział czytałam z przerwą, dozując je sobie według klucza – jeden na jeden dzień. I nie wieczorem. Wybierałam specjalny czas po południu na specjalne rozważania. Traktowałam tę czynność jak gimnastykę umysłu albo jak „przerwę w życiu”, bo według autora życie przecież nie jest myśleniem. Myślenie jest raczej przerwą w życiu niż jego integralną częścią.
Nie było łatwo!
Niektóre zdania lub fragmenty tekstu czytałam wielokrotnie, wiedząc, że muszę je zrozumieć, by pójść dalej. Poznawałam stan wiedzy w pigułce, doszukując się lub rozpoznając w nim kręgosłup mojego światopoglądu i jego miejsce w całości filozofii.
Było fascynująco intelektualnie!
To nie romanse czy powieści erotyczne topią mój mózg w endorfinach, ale właśnie takie książki. Dla mnie najlepsze afrodyzjaki dla umysłu!
naostrzuksiazki.pl
Zmierzch filozofii Jan Hartman
6,3
"Zmierzch filozofii" jest podsumowaniem trwającego dwa i pół tysiąca lat projektu kulturowego nazywanego filozofią. Jak twierdzi autor, jest to podsumowania na zakończenie tego projektu i to zakończenie definitywne, nie będzie dla filozofii żadnego nowego początku. Idea filozofii, jako absolutnie krytycznego i abstrakcyjnego namysłu nad rzeczywistością, została bowiem absolutnie wyczerpana. Większość kompetencji filozofii została już przeniesiona na pole nauk empirycznych. To, co jej pozostało, to idee zbyt trudne i nie kompatybilne ze współczesnym społeczeństwem, by ktokolwiek miał ochotę poświęcać czas na ich poznanie i właściwe zrozumienie. Autor zapewnia, że filozofia spełniła już swoją rolę w rozwoju naszej kultury, teraz nadszedł dla niej czas na zasłużony odpoczynek.
Książka zawiera wiele celnych (i zabawnych) obserwacji dotyczących społeczności filozofów, zarówno jeżeli chodzi o relacje pomiędzy nią i resztą społeczeństwa, jak i jej wewnętrznej sytuacji. Autor, sam zresztą filozof, pisze z dużą dozą sympatii dla filozofii, raczej strata się pokazać, że filozofia, pomimo swojej wartości, umiera, bo jest niekompatybilna ze współczesnym społeczeństwem. Tak jest przynajmniej na początku książki. Im dalej, tym stosunek autora do filozofii zdaje się pogarszać. Ostatni rozdział wydaje się być właściwie niedokończony, wygląda to tak, jakby autor w pewnym momencie stwierdził "a co tu dużo więcej gadać", urwał rozdział, dorobił zakończenie na pięć stron i zakończył pracę nad książką. Może nie jest przypadkiem to, że ostatni rozdział dotyczy relacji filozofii i polityki, gdzie filozofia ma, nie ze swojej winy, parę czarnych kart. Zresztą autor identyfikuje, może słusznie, filozofię polityczną z ruchami konserwatywnymi i reakcyjnymi, z czym mu na pewno nie po drodze.
Osobiście książka dała mi do myślenia w kwestii "końca filozofii". Wszystkie argumenty za tym, że filozofia jest projektem nieskończonym, są dobrze znane, a w niniejszej książce rozpracowane. Jest jednak pewne "ale". Autor sam zauważa, że filozofia może jeszcze istnieć jako namysł prowadzony indywidualnie, w samotności, gdzieś w "kosmosie literatury filozoficznej". Nie będzie to jednak w żaden sposób wpływało na kulturę, a z czasem najprawdopodobniej zaniknie. Wydaje mi się jednak, albo może lepiej, potrafię sobie wyobrazić taki scenariusz, że filozofia przetrwa jako historia filozofii w szkołach i na uniwersytetach, skąd te nieliczne jednostki, mające autentyczne nastawienie filozoficzne, będą mogły dowiadywać się o klasycznych dziełach filozoficznych, a w konsekwencji, same zaczną filozofować. Nie jest zresztą nieprawdopodobne, że jeden na sto nauczycieli historii filozofii będzie własnie takim filozofem i będzie uczył zasadniczo filozofii. Tak to się trochę dzieje teraz i wydaje się, że ten układ jest stabilny, chociaż o powrocie filozofii na salony faktycznie nie ma co myśleć. Niekoniecznie jednak jest to czymś złym, jeżeli przyjmiemy, że filozofujemy, bo musimy (kto musi, ten musi).
Generalnie książkę polecam każdemu, komu filozofia jest bliska. Na pogrzeb bliskiej osoby dobrze się wybrać, chociażby po to, żeby przepracować stratę. Nawet jeżeli, kto wie, może trumna jest pusta, bo sama śmierć została sfingowana.