Filozofia Kaizen. Jak mały krok może zmienić Twoje życie (wydanie ekskluzywne + CD) Robert Maurer 6,9
ocenił(a) na 32 lata temu Wiele jest pozycji o metodzie małych kroków, zarówno z użyciem nazwy "kaizen", jak i bez niej. Na chybił trafił zdecydowałam się na tę i teraz nie wiem, czy problem tkwi w metodzie, we mnie, czy w autorze.
Stawiałabym jednak na autora. Maurer jest typowym irytującym coachem. Wykłada na uniwersytecie medycznym i ma tytuł doktora, ale nie udało mi się dotrzeć do bardziej szczegółowych informacji o jego wykształceniu. Jak na wykładowcę wygląda to okropnie słabo - żadnych odnośników do badań naukowych, wszystko to dowody anegdotyczne. Jedną z pierwszych konkretnych informacji, jaką serwuje nam książka, jest teoria mózgu gadziego. Kaizen ma nam pomóc ujarzmić pierwotne instynkty pochodzące z tego obszaru mózgu. Tyle tylko, że ta teoria jest fałszywa! Ja wiem, że to są początki lat 2000, ale wątpliwości co do niej pojawiły się dużo wcześniej. Dopiero coaching lat 90 rozdmuchał tę teorię, i jak widać autor-doktor-coach nigdy nie pofatygował się, by to sprawdzić.
Książkę otwiera cytat z matki Teresy, tak więc od początku można się domyślać, że będzie to pozycja moralnie wątpliwa. Poczynając od wyrzucania jedzenia jako metody na dietę (zamiast np. przygotowywania odrobinę mniejszych porcji),aż po wtrącanie się w kompetencje psychologa. Co najmniej dwa razy autor podaje przykłady osób, którym odradził terapię, bo ta byłaby za długa, a jego klienci potrzebują rozwiązania "na już". Tak więc proponuje metodę, w której... zmiana trwa miesiącami, albo i latami. W takim razie terapię możnaby prowadzić przynajmniej równolegle, ale według autora lepsze są sesje coachingowe. Najgorsze, że zamiast terapii proponuje też jak najszybsze znalezienie partnera, bo to rozwiąże wszystkie problemy samotnej klientki. W ogóle podejście autora do związków jest dosyć smutne. Traktuje je on jak biznes, dla którego należy ułożyć idealny plan. Trzeba zmienić wszystko (dietę, ubiór, odwiedzane miejsca) i wszędzie koncentrować się tylko na obsesyjnym szukaniu mężczyzny. Ja osobiście nie chciałabym, by znalezienie partnera na całe życie było z mojej lub jego strony aktem desperacji.
Skoro już mowa o biznesie - jest to główne zainteresowanie autora - to jest to zawsze ze strony Maurera pochwała korporacji. Abstrahując od przykładów działań dużych firm jako czegoś, co można zastosować w codziennym życiu, autor dąży do wiecznej produktywności ukrytej pod płaszczykiem dbania o swój stan psychiczny. Wśród jego rozwiązań dla firm jest zamienianie ich praktycznie w drugi dom, gdzie wszyscy są dla siebie bliscy i sympatyczni. Dobra atmosfera w pracy oczywiście jest ważna, ale nie powinno się zamieniać korporacji w rodzinę, bo kompletnie zaburza to work-life balance.
Najbardziej rozbawił mnie przykład sympatycznej korporacji, która miesiącami (!) nie była w stanie zmusić swojego pracownika do wypełnienia obowiązku służbowego, więc zatrudniła pana coacha do rozwiązania problemu. Jeszcze raz: firma zapłaciła konsultantowi za to, żeby przekonał pracownika do pracy, bo ten nie miał po prostu ochoty na napisanie raportu. Dzięki tej historyjce mam trochę nadziei, że przynajmniej niektóre z osób, których losy są przytaczane w książce, są wymyślone.
Miernikiem powodzenia wypełnionego przez autora zadania jest otrzymywanie przez niego kartek świątecznych od byłych podopiecznych. Przy czym kiedy o tym wspomina, pisze że otrzymywał je "przez kilka lat". Aż chciałoby się zapytać: dlaczego nie otrzymuje ich nadal? Niestety autor nigdy nie zadał sobie trudu skontaktowania z byłymi klientami i zapytania, co u nich; jak jego metody sprawdziły się na dłuższą metę (nie kilka czy kilkanaście miesięcy, ale kilkanaście lat). Albo obawiał się o wyniki takiego eksperymentu, albo mu się nie chciało, albo te osoby nigdy nie istniały.
Podsumowując: sama metoda - w porządku, ta książka - niekoniecznie.