(1889 - 1963) – francuski poeta, dramaturg, reżyser filmowy, scenograf, malarz, a także choreograf sceniczny i menadżer bokserski. W jego sztuce odbijają się wpływy futuryzmu, kubizmu, dadaizmu, surrealizmu, a także poezji metafizycznej. Jako jeden z pierwszych zrealizował pełną wizję surrealizmu w filmie. Spopularyzował wątki mitologiczne w sztuce XX wieku. O sobie mówił: "Jestem kłamstwem, które zawsze mówi prawdę".http://www.jeancocteau.net/index_en.php
Jestem sceptycznie nastawiona do tej pozycji. Być może opinia bardzo subiektywna... Ale zwyczajnie forma tej książki mnie nie przekonuje, zresztą treść podobnie. Jest to zlepek obserwacji, przemyśleń, opisów stanów autora dziennika. Często jeden akapit nie ma nic wspólnego z kolejnym, a rozważania na temat sztuki przeplatają się z luźnymi obserwacjami życia na oddziale. Być może książka byłaby bardziej wiarygodna i bardziej by mnie przekonała, gdyby nie fakt, że autor był pacjentem bardzo dobrej kliniki odwykowej, pieniędzy mu nie brakowało, toteż jego odwyk mógł przebiec niemalże zupełnie bezboleśnie - zawsze mógł dostać coś na ból, czy inne dolegliwości. Całość w moim odczuciu to głównie paplanie o tym, jak mu źle i niedobrze, mimo że miał świetne warunki i o tym, jakie opiaty są świetne, doskonałe i do nich wróci - ale głównie morfinka, bo zażywający mnogość opiatów i dający sobie w żyłe, to już ćpuny. Ale nie on, nie palacz.
O kuracji i życiu.
Uwielbiam, jak Autor nawiązuje do licznych wydarzeń ze swojego życia, prawi anegdoty, porusza tematy literatury, jak i samych Twórców.
Powyższy dziennik Cocteau może nie będzie uważany przez większość za najbardziej wybitne dzieło literackie, ale w moim osobistym odczuciu daje poczucie autentyczności. Autentyczne życie, refleksje. Niby takie "proste", takie oczywiste, ale jednak większości dzieł przydałaby się ta "autentyczność" wypowiedzi.
Jean Coctau nie pisze, aby przypodobać się odbiorcom. Coctau moim zdaniem pisze dla samego pisania. Wyraża swoje myśli, aby były jak najbardziej autentyczne.