Król Kruków. The Raven Boys Maggie Stiefvater 7,5
ocenił(a) na 51 dzień temu 5/10
"Król kruków" to cykl, który od dłuższego czasu krążył gdzieś po mojej czytelniczej orbicie, a to wśród różnych zestawień, polecajek, koleżanek, które przynosiły książki do szkoły. A odkąd Uroboros wznowił wydanie te książki zaczęły wyskakiwać na mnie dosłownie zewsząd. A te piękne, pozłacane okładki same krzyczały "przeczytaj nas!" Pomyślałam, że może faktycznie nadszedł czas, aby dać im szansę. Miałam nadzieję, że cykl mnie zauroczy, ale jednak... nie pykło.
Niby jest magia, niby jest tajemnica, celtycka mitologia i specyficzny klimat, ale jak dla mnie czegoś zabrakło, bym mogła bez reszty oddać się tej historii i sięgnąć po kolejne tomy.
Zaskoczyły mnie dwie rzeczy; po pierwsze akcja rozgrywa się w USA, a po drugie to wcale nie Blue jest główną bohaterką.
Fabuła rozkręca się powoli, więc można się wynudzić. Tak właściwie ten tom bardziej przypomina przydługi wstęp, w którym chodzi o nakreślenie sylwetek bohaterów.
Maggie Stiefvater zgrabnie tworzy bohaterów i relacje między nimi, chłopcy jako grupka przyjaciół wypadają bardzo przekonująco. Polubiłam zwłaszcza Ganseya (i jego chevrolet camaro) oraz Ronana, ale Adam był strasznie irytujący, zwłaszcza jego ciągłe użalanie się nad sobą i brak zdecydowanego działania. Z kolei postępowanie Blue wydawało mi się pozbawione logiki, niby dobrze wie, że powinna unikać chłopców, a już zwłaszcza chłopców, którzy uczęszczają do Aglionby, ale jakoś nie przeszkadza jej to, by już następnego dnia po pierwszym spotkaniu ochoczo wozić się z nimi po okolicy. Na mój gust to klasyczne "mama mi zabroniła, więc zrobię jej na złość". Dodatkowo w dziewczynie, wbrew temu co sugeruje nam opis, nie ma nic nadzwyczajnego i jej "wielki" wkład w poszukiwania jest nijaki (spodziewałam się, że będzie jak w filmach przygodowych, gdzie bohaterowie muszą zacząć współpracować, bo każdy z nich ma skrawek mapy, która tylko w całości wskazuje drogę. A tu nic, wkład zerowy). Wątek romantyczny też, o dziwo, spadł na odległy plan i obywał się bez jakichś większych emocji, zapewne po to, by z całym dramatyzmem uderzyć w kolejnych tomach. A nie może być inaczej, jeżeli zgodnie z przepowiednią ten, kogo Blue pocałuje, umrze.
Mogło być więcej magii i mitologii, bo te zostały raczej w dużej mierze zastąpione czymś bardziej na kształt amerykańskich teorii spiskowych, takich, które wymagają latania po łące z rozdwojonym, y-gregowatym patykiem. Wciąż miało to swój klimat, ale jednak oczekiwałam czegoś trochę innego.
Pod koniec, gdy na pierwszy plan wybija się mroczna historia Noah'a, robi się ciekawie, ale już samo rozwiązanie akcji trochę mnie zawiodło, a raczej to, że po nim bohaterowie tak łatwo wrócili do porządku dziennego.
Niestety "Król Kruków" mnie nie urzekł i nie będę kontynuować tej serii, ale gdyby kiedyś powstała jakaś jej serialowa adaptacja, to z ciekawością obejrzę. Mimo to, jeżeli zastanawiacie się, czy sięgnąć po "Króla Kruków", to polecam, może akurat Wam spodoba się bardziej :)