Spirit. Najlepsze opowieści Will Eisner 6,4
ocenił(a) na 226 tyg. temu Ramota pogrążona dodatkowo przez fatalny przekład miernego pisarza i niedostatecznego tłumacza Jarosława Grzedowicza. Tomcio "Egmont" Kołodziejczak niczym typowy Janusz polskiego biznesu daje zarobić swoim znajomym i krewnym zamiast zatrudniać profesjonalistów. Czy was to dziwi? Mnie też nie. A, to Polska właśnie.
Gdyby tłumaczenie było przyzwoite, czytelnik nie męczylby się aż tak bardzo i ocena 4/10 byłaby adekwatna do niskiego poziomu tych historyjek, które zapomina się zaraz po przeczytaniu.
Historyjki są krótkie, wydawałoby się że skoro taka skromna forma to będą bardziej strawne. Niestety, tak nie jest. Pełne są klisz i wyświechtanych tekstów niczym z najgorszych, najmniej oryginalnych seriali i filmów noir i sensacyjnych.
Być może jakiś zdolniejszy, bardziej błyskotliwy twórca zrobiłby może z tego materiału udaną parodię lub pastisz, ale Will Eisner w latach 40-tych najwidoczniej nie był ani jednym ani drugim. To ma być niby smieszne, ale nie jest. Strona za stroną, suchar za sucharem, tylko że bardziej czerstwe bo w skandalicznie słabym tłumaczeniu. Tych komiksów się nie czyta. Przez te komiksy się brnie z mozołem.
Widać, że Eisner jeszcze nie miał doświadczenia i narracji komiksowej się dopiero uczył rysując Spirita. Wiele paneli jest zwyczajnie nieczytelnych pod względem fabularnym, bo starał się upchnąć za dużo w jednym obrazku, co pomimo atrakcyjnej, dopracowanej i w pełni profesjonalnej (no, oprócz tych najstarszych historyjek) kreski robi wrażenie amatorszczyzny. Postać nr 1 mówi coś, jednocześnie dzieje się następująca później czasowo akcja wyprowadzona przez postać nr 2, na którą (wciąż ten sam mały panel...) odpowiada postać nr 1. Za żelazną kurtyną nosiliby tego Eisnera na rękach, facet robił 300% normy :)
Słowo krytyki należy się też żenującemu wstępowi niejakiego Gaimana który pod pozorem jakoby młodzieńczej fascynacji bije pianę nad tym komiksem zupełnie jakby to był Windsor McKay, Krazy Kat albo Mad z najlepszego okresu. A to jest Panie i Panowie komiksowa ramotka obrosła kurzem, i dodatkowo pozbawiona uroku czy niezamierzonej śmieszności jaką czasem wywołują ramotki. Rysunki są ładne a miejscami bardzo ładne, kąty i pomysły narracyjne są wymyślne, ale co z tego, jak tego nie idzie czytać? W filmach Orsona Wellesa nie będących Obywatelem Kane też jest mnóstwo popisów operatorskich ale to nie znaczy że te filmy są dobre, warte zapamiętania, zawierają głębokie treści. Zwyczajne popisy, i tyle. Podobnie z Eisnerem i jego Spiritem. Mówiąc językiem kiepskiego tłumaczenia tego kiepskiego komiksu:
Jeżeli z jakichś względów ktoś próbuje ci sprzedać legendę wybitnego Willa Eisnera, to czeka cię niemałe rozczarowanie, koleś.
A tak poważniej, jak ktoś temu zbiorkowi daje więcej niż 6/10 to coś ma nie tak z procesorem. Serio, jest tyle lepszych komiksów, także z tamtej starożytnej już epoki i wcześniejszych (przedwojenne Tintiny to też często ramotki ale przynajmniej w kwestii narracji nie wypadają aż tak źle),które się bronią, potrafią nie tylko uwieść, zaskoczyć (pozytywnie),ale czasem i bez reszty pochłonąć dzisiejszego wybrednego czytelnika.
Trzeba to napisać wprost: Król Eisner był w tamtych latach gołopupcem. Ten komiks jest po prostu bardzo słaby i nie ma sensu udawać, że jest inaczej. Późniejszej, "powieściowo-graficznej" i rzekomo dojrzalszej twórczości tego autora nie próbowałem i po tak cienkim spirycie bynajmniej nie pałam chęcią degustacji.