Jest znana z ogromnej wyobraźni, w swoich książkach często porusza temat więzi między ludźmi. Urodziła się na Hawajach, dorastała w Nowym Jorku, Pensylwanii i Japonii. Po studiach założyła rodzinę i zajęła się pisaniem. Jest autorką ponad trzydziestu powieści dla młodych czytelników, za które otrzymała liczne nagrody, m.in.: Boston Globe-Horn Book Award, Dorothy Canfield Fisher Award, California Young Reader’s Medal oraz Mark Twain Award.
Dwukrotnie została wyróżniona prestiżowym Newbery Medal – za książki „Number the Stars” i „Dawca”. Obecnie mieszka na zmianę w Cambridge oraz bardzo starym wiejskim domu w stanie Maine.http://www.loislowry.com/
Przeczytałem przy okazji, bo córka przerabiała to w szkole - oceniam więc jako lekturę szkolną dla jedenastoletnich dzieciaczków. W tej grupie wiekowej to na pewno mocny strzał. Dystopia w wersji strawnej dla dzieciaków i zrozumiała dla nich. Taki Rok 1984 dla młodszych czytelników. Dobra pożywka dla rozważań, czy lepiej żyć w czarno-białym, uporządkowanym świecie o wysokim stopniu ujednolicenia i kontroli, gdzie każdy dzień zdaje się bezpieczny, bo jest przewidywalny od A do Z (a raczej zaplanowany przez tych, co "wiedzą lepiej"),czy raczej w świecie pełnym nieznanych barw i odcieni, w którym nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać, w którym może być niebezpiecznie, ale za to można popuścić wodze własnej kreatywności i myśleniu. Książka w pewnym stopniu podsuwa odpowiedź, ale raczej nie potępia - próbuje zrozumieć wyznawców obu światopoglądów, chociaż ostatecznie opowiada się za jednym z nich za pomocą mocnego plot twistu (dla dorosłych dość oczywistego, dla dzieciaków szokującego).
-----
Czy ta książka w Polsce też jest lekturą? Nadawałaby się, zwłaszcza że my też mieliśmy taki czarno-biały okres w historii. Pewnie dałoby się o tym pogadać na lekcjach.
Lubicie Serię Niefortunnych Zdarzeń? Tam na dzieciaki spada masa nieszczęść, z którymi muszą sobie jakoś poradzić. "Rodzeństwo Willoughby" opowiada o czwórce rodzeństwa, które również musi mierzyć się z przeciwnościami losu. Najstarszy brat wiedzie wśród rodzeństwa prym i dyryguje młodszymi. Wszyscy muszą się mu podporządkować. Wymyśla dziwne konkurencje, za które przydziela lub raczej odejmuje braciom i siostrze punkty. On zawsze je zyskuje. Wymyśla dziwne kary, a sobie przyznaje zacne nagrody.
Jednak ten wyzysk to nic w porównaniu z tym, jak dzieci traktowane są przez rodziców. Ci zapominają o istnieniu pociech, traktują ich jak obcych, nie pamiętają ich imion. Dla ułatwienia, bliźniaków nazwali Barnaba, a dla rozróżnienia dodali literki A i B.
Tim, A i B, Jane wychowują się praktycznie sami. Wkrótce też zauważają, że rodzice nie są im do niczego potrzebni. Wymyślają więc pełną niebezpieczeństw wycieczkę, na którą chcą wysłać mamę i tatę, mając nadzieję, że w ten sposób pozbędą się dorosłych. Jednak państwo Willoughby nie pozostają im dłużni i też knują niecne plany pozbycia się dzieci i domu. W czasie wycieczki rodziców, dziećmi ma zająć się niania. Wkrótce okazuje się, że wspólnie muszą stawić czoła kolejnym chętnym do nabycia posiadłości.
Książka, mimo iż niedługa, średnio nadaje się dla dzieci. W treści zawarto sporo makabrycznych scen, które raczej nie są wskazane dla młodszych czytelników. Za serce chwyta los czwórki rodzeństwa, niechcianego przez własnych, wygodnych rodziców. Lekki ton, jakim opisane są perypetie Tima, Barnab i Jane oraz to, co spotyka w podróży rodziców, wpisuje się co najmniej w thriller.
"Rodzeństwo Willoughby" to również nawiązanie do kilku znanych bajek i opowieści, między innymi Jasia i Małgosi, Mary Poppins czy Ani z Zielonego Wzgórza. To także niezła parodia staroświeckich powieści.