-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1190
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
2024-05-27
2024-03-16
2024-05-26
Bardzo czekałam na moment, kiedy zacznę czytać drugi tom trylogii o Marze Dyer. Pierwszy tom podobał mi się niesamowicie, to było świetne doświadczenie, o którym nigdy nie zapomnę, nie mogłam jednak oprzeć się wrażeniu, że czegoś mi w nim brakuje. Byłam nastawiona na mroczny thriller, a oprócz kilku scen, cała reszta była o czymś innym. Za dużo było w tym tomie wątku romantycznego, a nie tego oczekiwałam. Liczyłam na więcej scen, gdzie rzeczywistość miesza się z fikcją. Chciałam czuć cały ten strach, niepokój, chciałam całkowicie odciąć się od wszystkiego, co mnie otacza i zatopić się w szalonym umyśle dziewczyny. Mimo że byłam zachwycona tym, co dostałam, to nie mogłam pozbyć się uczucia niedosytu.
To ogromne pragnienie, które się we mnie wzbudziło, mógł ugasić jedynie drugi i trzeci tom, o ile oczywiście byłyby lepsze od pierwszego. Z całych sił marzyłam, by autorka zaoferowała mi coś bliskiego perfekcji. Mroczniejszego, straszniejszego, przepełnionego klimatem tak bardzo, że czułabym jego ciężar. Chciałam, by cały ten mrok mnie przygniótł, by był tak wszechogarniający, że zostawiłby po sobie swój ślad. Coś mi mówiło, że się nie zawiodę, że dostanę to czego tak bardzo szukałam w pierwszej części. Moje przeczucia bardzo szybko się sprawdziły.
Nie ma lepszego uczucia niż moment, kiedy zdajesz sobie sprawę, że książka, którą czytasz jest absolutnie przefantastyczna. Kiedy jesteś tak zachwyconx daną historią, że najchętniej wciskałxbyś ją każdemu, kogo znasz, aby ją przeczytał.
Nie wiem, co czeka mnie w zwieńczeniu tej historii, ale wiem już, że „Mara Dyer. Przemiana”, to książka, w której autorka niesamowicie wysoko podniosła sobie poprzeczkę. Zdecydowanie potrafi ona pisać tak, by silnie zaangażować czytelnika. Tak świetnie opisała kolejne sceny powieści, że wręcz ukazywały mi się przed oczami. Mimo że doskonale wiem, że to fikcja, to została przedstawiona tak dobrze, jakby co najmniej sama główna bohaterka, Mara ją napisała i jedynie podsunęła anonimowo Michelle, aby ta ją wydała. Warsztat autorki to jest mistrzostwo, to jak operuje ona słowem, jest niesamowite. Takie książki chcę czytać jak najczęściej i właśnie takie książki powinny być wydawane, zamiast tych niedopracowanych gniotów, które zalewają teraz rynek.
Wątek romantyczny jest tutaj równie ważny co przy pierwszym tomie, ale nie najważniejszy. Skupiamy się przede wszystkim na głównej bohaterce i wszystkim, co przeżywa. Na każdym przerażającym odkryciu, na każdej chwili kiedy strach ściskał jej gardło. Myślałam, że to, co spotykało Marę w pierwszym tomie, było szalone i straszne, ale tutaj dzieje się jeszcze więcej i w jeszcze większym natężeniu.
Dziewczyna czuje się obserwowana, nie rozumie tego co dzieje się z jej umysłem, ma ogromne problemy z pamięcią. Martwe koty, lalka, która niczym opętana pojawia się w różnych miejscach jej domu. Jej wygląd, który z dnia na dzień się coraz bardziej zmienia, niby niedostrzegalnie, ale dziewczyna doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że wygląda inaczej. Koszmary, wizje na jawie, ogromny niepokój, który nawet na chwilę jej nie opuszcza. To wszystko to zaledwie początek. Wstęp do czegoś okropnego.
Mara coraz bardziej się gubi w swoim umyśle, ma ogromne problemy, z którymi nie jest w stanie sobie sama poradzić. Przerażona do szpiku kości, jedyne ukojenie znajduje w ramionach ukochanego Noaha. Niestety chłopak coś przed nią ukrywa, jest zdystansowany, a momentami wręcz zimny. Jest przy niej to prawda, ale jednocześnie nie jest jej w pełni oddany. Strach pali jej ciało. Boi się, że straci nie tylko siebie w swoim szaleństwie, ale również miłość, jedyne co trzyma ją jeszcze na powierzchni.
W tym tomie poznajemy wiele odpowiedzi, ale to wciąż nie jest wszystko. Dostajemy również kolejne wskazówki, które powoli wyjaśniają, o co tak naprawdę chodzi w tej historii, autorka przedstawia również czytelnikowi pewne wspomnienia, które mogą wydawać się niepotrzebne, ale mają ogromne znaczenie dla całej historii. Przewidywałam, w którą stronę rozwinie się ta opowieść i miałam rację. Autorka bardzo mocno skupiła się również na ukazaniu stanu, w jakim jest bohaterka i osoby, które ją otaczają. Nie zabrakło tutaj zagłębienia się w jej psychikę, a dołożyła ona także starań, by jak najlepiej przedstawić zaburzenia psychiczne, od PTSD, poprzez osobowość borderline, do zaburzeń lękowych.
Stan, w jakim jest bohaterka, nie jest opisany po łebkach. Każde zdanie opisujące to, co się z nią dzieje jest odpowiednio dopracowane i przemyślane. Dzięki temu bardzo łatwo jest uwierzyć, że ktoś taki naprawdę mógł istnieć, a autorka jedynie spisała jego wspomnienia. Jestem absolutnie zachwycona i nie mogę doczekać się, aż na naszym rynku pojawi się trzeci i ostatni tom. Coś mi mówi, że to będzie doskonałe. Potrzebuję tej książki jak powietrza i to najlepiej na już.
Czytanie tego tomu było niezwykłym, odświeżającym doświadczeniem. Pełnym strachu, niepokoju, kompletnego oddania się wizjom, które widziałam w mojej głowie. Pierwszy tom był świetny. Ale drugi to już praktycznie arcydzieło. Ileż emocji wzbudziła we mnie ta część, tego się nie da nawet opisać. 300 stron przeczytane w ciągu jednego dnia. Ostatnie 50 stron wciągnięte na jednym wdechu zaraz po przebudzeniu. Dawno mi się to nie zdarzyło.
To naprawdę wspaniałe uczucie. Kiedy książka pochłonie Cię tak bardzo, że zapominasz dosłownie o wszystkim.
Dzieje się tutaj tak dużo, że nie niemożliwe jest oderwanie się od lektury. Akcja cały czas gnała na łeb, na szyję, praktycznie w każdym rozdziale zrzucając jakąś bombę, nie zabrakło jednak chwili, by złapać oddech i przemyśleć wszystkie wskazówki. Bohaterowie (nie tylko Ci główni, ale także drugoplanowi) się rozwinęli, nabrali jeszcze większej głębi, a to, co przeżywali, przenikało mnie na wskroś. Wszystko, co spotykało Marę, było okrutne, nie raz czułam dreszcz na plecach, a gdy nastała ciemność, to z lękiem patrzyłam w jej nieprzeniknioną toń.
Ten mrok, który otacza główną bohaterkę, dusił mnie, uchwycił się mnie bezlitośnie i szarpał mną na wszystkie strony. A ja nawet nie próbowałam się wyrwać. I to nie dlatego, że się nie bałam. Odnalazłam w tym mroku pewnego rodzaju ukojenie, w końcu nic nie działa lepiej na trudności realności niż świetnie napisana książka, której treść dosłownie wyryła się w mojej głowie. Zmroziła mi krew w żyłach, a wszystkie emocje, które rozdzierały bohaterów, dopadły również i mnie.
Ta książka była dla mnie jak narkotyk. Czytając ją, zapomniałam dosłownie o wszystkim. Często mam problemy z koncentracją podczas lektury i bardzo łatwo się rozpraszam, czy to zerkam co chwilę na telefon, czy to moje myśli odpływają i skupiają się na czymś innym. Gdy czytałam "Marę Dyer. Przemiana", cały świat przestał dla mnie istnieć. Dosłownie wszystko inne zniknęło i przestało mieć znaczenie, a ja byłam jak na haju.
Polecam każdemu z całego serca tę trylogię, ten tom to totalna perełka i zdecydowanie warto poświęcić jej czas. Najlepiej będzie jednak poczekać na ostatnią część i dopiero wtedy zabrać się za czytanie. Ten tom pozostawia po sobie niezwykle silne odczucia i emocje, wpływa na czytelnika o wiele mocniej, niż się tego spodziewa. Choć przede mną jeszcze zakończenie, to nie mam nawet wątpliwości, że to jedna z najlepszych trylogii, jakie przeczytałam w swoim życiu. Świetnie napisana, trzymająca w napięciu, tak wciągająca, że choćby się paliło, to nie będziecie w stanie się od niej oderwać.
Bardzo czekałam na moment, kiedy zacznę czytać drugi tom trylogii o Marze Dyer. Pierwszy tom podobał mi się niesamowicie, to było świetne doświadczenie, o którym nigdy nie zapomnę, nie mogłam jednak oprzeć się wrażeniu, że czegoś mi w nim brakuje. Byłam nastawiona na mroczny thriller, a oprócz kilku scen, cała reszta była o czymś innym. Za dużo było w tym tomie wątku...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Obawiałam się, że spisanie moich wrażeń po lekturze będzie okrutnie ciężkim wyzwaniem. Dawno nie czytałam książki, o tak wyjątkowej tematyce. Nie wydaje mi się, aby często była ona poruszana w powieściach, a jeśli nawet kiedyś natrafiłam na taką pozycję, to ominęłam ją, nawet na moment się nad nią nie pochylając. I to nie tak, że całkowicie rozmija się ona z moim kręgiem czytelniczych zainteresowań. Tematyka religii jest dla mnie trudna, czasami wręcz ciężkostrawna. Co innego, gdy jest jedynie tłem powieści, a co innego, gdy jest jej najważniejszą częścią.
Zacznijmy jednak od początku, czyli od kwestii najważniejszej. Bohaterowie. W końcu nieważne jak rozbudowana i ciekawa będzie fabuła, jeśli bohaterowie zawiodą, to książka nie zagrzeje dłużej miejsca na półkach czytelników.
Główna bohaterka Elena, to niezwykle charakterna i inteligentna postać, twardo stąpająca po ziemi. W powieści nie tylko poznajemy jej teraźniejszość, ale także i bolesną przeszłość. Jej relacje z matką, będącą opiekunką Wybranki, są skomplikowane, ale na szczęście, może znaleźć oparcie w swoim ojcu. Mimo że dziewczyna oddała się swojej wierze, to nigdy nie była ślepo w nią zapatrzona. Czuła, że jest coś więcej niż to i bardzo łaknęła tej wiedzy.
Gustaw za to, to tajemniczy, bardzo przystojny mężczyzna, z ogromną pasją i smykałką do eksperymentów. Skrywa on pewną tajemnicę, której kompletnie się tutaj nie spodziewałam i która to była dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Od pierwszych chwil kiedy go poznałam, mocno mnie zaintrygował i z zaangażowaniem śledziłam jego dalsze losy.
Oboje praktycznie od razu są sobą zainteresowani i z przyjemnością śledziłam rodząca się między nimi relację. Razem próbują dowiedzieć się, jakie sekrety kryją się w świątyni, a każdy wspólnie spędzony dzień budzi w nich coraz silniejsze emocje. Między nimi pojawia się przyjaźń, która z czasem wzrasta, nabierając całkowicie innego kształtu.
Co do kreacji postaci, nie mam żadnych zastrzeżeń, bardzo szybko ich polubiłam i z fascynacją śledziłam ich losy. Jednak Elena zrobiła coś takiego, co bardzo mnie zdziwiło. Nie zawsze jej zachowanie i czyny pasowały do tej postaci. Powinna być osobą inteligentną, a tutaj ewidentnie coś poszło nie tak.
Nie jest to jednak minus, który zaważył na mojej ocenie. Przez całą książkę, mocno kibicowałam głównej bohaterce, czekając z niecierpliwością, aż odkryje każdy mroczny sekret ukryty za każdym działaniem wyższych kapłanek. A gdy ta konfrontacja w końcu nadeszła, to byłam zachwycona. Od samego początku oczywiste było, w którą stronę zmierza fabuła, więc w tym względzie książka była przewidywalna, nie spodziewałam się jednak wielu innych mniejszych, ale równie ważnych zwrotów akcji. Zakończenie powieści jest niczym wisienka na torcie, zaskakująco słodko-kwaśne, dokładnie takie, jakie miałam nadzieję dostać.
To, co najbardziej mnie poruszyło w powieści, to właśnie to, jak silnie zakorzeniona w naszej realności jest ta historia. Niby fikcja, ale jakże prawdziwa. Wyznawcy w powieści byli w stanie podjąć bardzo skrajne działania, byle tylko dopiąć swego. Ich religia jest pełna fanatyzmu, uznają oni ją za najważniejszą, wierzą, że tylko ona przekazuje właściwe prawdy dotyczące ich świata. Wszystko opiera się na filarach ich wiary, jest ona ponad wszystkim, jest jedynym właściwym źródłem wiedzy. W pełni ufają kapłankom, stoją za nimi murem i są w stanie zrobić wszystko, by nikt nie podważał ich wierzeń.
W trakcie lektury walczyłam z myślami, które mówiły mi, że odbiję się od „Ludzi bez dusz”, bez względu na to, jak bardzo zaciekawił mnie opis tej książki. Tematyka religii zawsze była czymś delikatnym, wiele osób jest przewrażliwionych na jej punkcie (i bynajmniej nie ma tutaj znaczenia, w co wierzą), dlatego pisanie o niej może przysporzyć często jedynie o ból głowy. Nawet jeśli opisujemy wiarę, która nie istnieje w realnym świecie, to i tak należy to robić z odpowiednim wyczuciem, z subtelnością, odpowiednio dobierając słowa. Nawet w przypadku fikcyjnych wierzeń, pisząc o nich, możemy urazić wyznawców tych, które istnieją.
Ważne jest przede wszystkim, by pamiętać, że jest to fikcja.
Nie mogę jednak zaprzeczyć, że mimo tej świadomości i tak odbierałam ją jako komentarz rzeczywistości. Odnalazłam tutaj wiele podobieństw do wierzeń, w które wierzy cały nasz świat i myślę, że znajdą się osoby, które mogą poczuć się urażone takim przedstawieniem religii samej w sobie. Wiara, a raczej jest wyznawcy, często popadają w skrajności, często są tak bardzo zapatrzeni w swoją religię, że gubią zdrowy rozsądek. A każdy, kto sprzeciwi się naukom świątyni, zostaje pozbawiony duszy, odseparowany od społeczeństwa i na zawsze odcięty od reszty. Bez względu, na to, jakiej były natury.
Każda religia, którą wyznaje się na naszym globie działa dokładnie w taki sam sposób. Albo wierzysz całym sobą, albo jesteś niewiernym, który grzesząc wobec swojej wiary, traci szansę, by wstąpić w niebiosa/odrodzić się jako wyższa istota/dostąpić nirwany, oświecenia itd. Jako osoba, która już od dawna ma dosyć tego całego fanatyzmu, odczuwałam silne, negatywne emocje względem tego wątku w powieści. Co oczywiście nie oznacza, że mi się on nie podobał.
Dla mnie poruszenie tej tematyki jest ogromnym plusem i bardzo cenię autorkę za to, że podjęła taki temat. Tym bardziej że poradziła sobie z tą tematyką wręcz doskonale. Ale zdaję sobie również sprawę, że nie dla każdego będzie to przyjemny temat.
Wbrew swojej tematyki „Ludzie bez dusz” to książka, którą czyta się lekko i całkiem szybko. Autorka wymyśliła naprawdę ciekawą historię i świetnie poradziła sobie z jej przedstawieniem. Bardzo mocno angażuje ona czytelnika i zapada w pamięć. Jest nie tylko bardzo dobrze napisana, ale również i dopracowana w każdym szczególe. Nie da się nie zauważyć, jak wiele pracy zostało włożone tutaj w kreacje świata, od założeń wiary, jej hierarchii, po realia świata, aż do fascynujących postaci głównych i pobocznych.
Styl autorki jest bardzo obrazowy, ale jednocześnie bardzo przyjemny w odbiorze. Już od pierwszych stron zostajemy wciągnięci w akcję i z szeroko otwartymi oczami śledzimy kolejne zdarzenia. Poznajemy świątynię, codzienność bohaterki, dzielnicę ludzi bez dusz, piękno i bogactwo miesza się z brudem i ubóstwem. Autorka stworzyła świat, dbając o najmniejsze szczegóły. Od polityki, po opis przepięknych strojów kapłanek, poprzez historię, mitologię, opis nastrojów panujących w mieście, aż do rytuałów odprawianych przez kapłanki.
To historia niezwykle klimatyczna i uzależniająca. Nie da się przejść obok niej obojętnie. Gdy zaczęłam czytać, to bardzo szybko w niej przepadłam. To powieść silnie angażująca emocjonalnie, tym bardziej że oprócz intrygi otrzymujemy również wspaniały, zaskakujący wątek miłosny.
Odnalazłam w niej wszystko, czego szukałam, a miałam wobec niej bardzo wysokie wymagania. Już sam opis podpowiedział mi, że nie będzie to lekka, prosta historia, a raczej ta ciężka, wymagająca, momentami trudna w odbiorze, która w swojej fikcyjności będzie komentować prawdziwe, znane nam realia, te dzisiejsze, a także te sprzed wielu lat. Wiele jest tutaj wniosków, które także dziś przydałoby się przekazać niektórym z nas.
Książka wbrew temu, co niektórzy mogą myśleć, nie jest debiutem. Jednak jeśli chodzi o książkę papierową, wydaną w tradycyjnym wydawnictwie, to rzeczywiście, jest to jej debiut. Pierwsza pełnoprawna powieść, która trafiła do księgarń, dzięki czemu sięgnie po nią więcej czytelników. Mam nadzieję, że będzie o niej naprawdę głośno, bo zdecydowanie na to zasługuje. Autorka skrywa w sobie ogromny potencjał i będę trzymać kciuki, aby dostała szansę, by pokazać, na co jeszcze ją stać.
Bardzo się cieszę, że miałam możliwość poznać tę historię i czekam na więcej!
Obawiałam się, że spisanie moich wrażeń po lekturze będzie okrutnie ciężkim wyzwaniem. Dawno nie czytałam książki, o tak wyjątkowej tematyce. Nie wydaje mi się, aby często była ona poruszana w powieściach, a jeśli nawet kiedyś natrafiłam na taką pozycję, to ominęłam ją, nawet na moment się nad nią nie pochylając. I to nie tak, że całkowicie rozmija się ona z moim kręgiem...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to