Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Napisany w konwencji powieści historycznej żywot św. Elżbiety Węgierskiej, żony landgrafa Turyngii Ludwika. Wszystko poprawnie, tyle że część dotycząca stricte Elżbiety jest najmniej interesująca i najbardziej frustrująca, głównie przez postać okropnego tyrańskiego spowiednika, któremu Elżbieta jest posłuszna, no bo przecież trzeba. I wprawdzie wymowa całości jest taka, że spowiednik jednak nie ma racji, ale też w pewnym sensie taka, że Elżbieta ma rację, gdy jest mu posłuszna. Zbyt wielką irytację budzi to we mnie, bym mogła uznać powieść za budującą.

Najciekawszy był fragment środkowy, czyli wyjazd męża Elżbiety do cesarza Fryderyka II w celach krucjatowych. Jego rozterki oraz zderzenie rycerskiej mentalności Północy z Obcością Orientu, którą reprezentuje cesarz, wygrywa z dosyć powtarzalną fabułą i zbyt jednowymiarowymi postaciami w pozostałej części książki.

Napisany w konwencji powieści historycznej żywot św. Elżbiety Węgierskiej, żony landgrafa Turyngii Ludwika. Wszystko poprawnie, tyle że część dotycząca stricte Elżbiety jest najmniej interesująca i najbardziej frustrująca, głównie przez postać okropnego tyrańskiego spowiednika, któremu Elżbieta jest posłuszna, no bo przecież trzeba. I wprawdzie wymowa całości jest taka, że...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytane po angielsku, a zatem w jednym tomie, bez szachrajstw polskiego wydawcy.

Mam wielki szacunek do Robin Hobb, że tę tak bogatą w bohaterów, zdarzenia i intrygi trylogię rzeczywiście zdołała zamknąć w trylogii. Wszystkie wątki splatają się na koniec w bardzo satysfakcjonujący sposób, wszystko, co domagało się wyjaśnienia, zostaje wyjaśnione. Świat się nieodwracalnie zmienia, wszystkie postaci przewędrowały od pierwszego tomu daleką, w większości wiarygodnie przedstawioną drogę.

W pierwszej połowie zdarzają się zachwiania rytmu, zwłaszcza w politycznym wątku Bingtown (w polskim przekładzie to chyba było Miasto Wolnego Handlu),w którym z jednej strony sporo rzeczy dzieje się znienacka i między rozdziałami (nagłe rozpanoszenie Roeda Caerna, swoją drogą bardzo nieciekawego antagonisty, pierwsza napaść najeźdźców z Krainy Miedzi),a z drugiej strony międli się nieco za długo spory wewnętrzne między różnymi grupami społecznymi. Trochę frustrujący jest też wątek kłopotów Althei i Brashena z krnąbrnym bosmanem. Czasami trudno powiedzieć, ile czasu upływa między wydarzeniami, bo z jednej strony wydaje się, że sporo, a z drugiej strony w międzyczasie postaci nic nie zrobiły.

Te drobne potknięcia z nawiązką wynagradza druga połowa, a zwłaszcza kilka kulminacyjnych rozdziałów, gdy Paragon, Vivacia, flota Jamailli i Tintaglia spotykają się w jednym miejscu, następują spotkania, rozpoznania, wielka bitwa, ratunki itd. itp. Było na co czekać.

Sa też elementy, przez które książkę czyta się przykro, nie tyle ze względu na warsztat autorki, co wybierane przez nią tematy. Najbardziej cierpi na tym postać Althei, potraktowana bardzo okrutnie. Przy okazji można znielubić parę postaci, które długo pozostają głuche na jej krzywdę (Wintrow, Vivacia, Jek; z tego niechlubnego towarzystwa częściowo wyłamuje się Etta ze względu na własne cierpienie). Poczucie niesprawiedliwości, które mogą budzić niektóre rozwiązania przyjęte w książce, nie zmienia jednak faktu, że Kennit to antybohater-antagonista z najwyższej półki, znakomicie napisany psychopata, którego urok działa nie tylko na postaci, ale też - przynajmniej do czasu - na niektórych czytelników, a nawet na autorkę, zważywszy na to, jak lajtowo go ostatecznie potraktowała (np. w porównaniu z Kyle'em).

Końcowe rozdziały okrasza trochę okołoromansowego angstu, często z posmakiem jednak dosyć nastoletnim (Malta i Reyn martwią się, że są brzydcy, Brashen martwi się, że Althea go zostawi, Etta martwi się, że Wintrow może sobie wziąć jakąś inną kobietę). W małej dawce jest to znośne, ale podobno jest tego znacznie, znacznie więcej w tetralogii o Deszczowych Ostępach, o której czytałam bardzo mieszane opinie. Zaczynam je trochę rozumieć (chociaż tetralogię i tak pewnie kiedyś przeczytam).

Wątek Malty pewnie najbardziej pokrzepiający, wątek Paragona i integracji jego osobowości najbardziej satysfakcjonujący. Vivacia wypada przy nim blado.

Czytane po angielsku, a zatem w jednym tomie, bez szachrajstw polskiego wydawcy.

Mam wielki szacunek do Robin Hobb, że tę tak bogatą w bohaterów, zdarzenia i intrygi trylogię rzeczywiście zdołała zamknąć w trylogii. Wszystkie wątki splatają się na koniec w bardzo satysfakcjonujący sposób, wszystko, co domagało się wyjaśnienia, zostaje wyjaśnione. Świat się nieodwracalnie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czytane po angielsku, a zatem w jednym tomie, bez szachrajstw polskiego wydawcy.

Mam wielki szacunek do Robin Hobb, że tę tak bogatą w bohaterów, zdarzenia i intrygi trylogię rzeczywiście zdołała zamknąć w trylogii. Wszystkie wątki splatają się na koniec w bardzo satysfakcjonujący sposób, wszystko, co domagało się wyjaśnienia, zostaje wyjaśnione. Świat się nieodwracalnie zmienia, wszystkie postaci przewędrowały od pierwszego tomu daleką, w większości wiarygodnie przedstawioną drogę.

W pierwszej połowie zdarzają się zachwiania rytmu, zwłaszcza w politycznym wątku Bingtown (w polskim przekładzie to chyba było Miasto Wolnego Handlu), w którym z jednej strony sporo rzeczy dzieje się znienacka i między rozdziałami (nagłe rozpanoszenie Roeda Caerna, swoją drogą bardzo nieciekawego antagonisty, pierwsza napaść najeźdźców z Krainy Miedzi), a z drugiej strony międli się nieco za długo spory wewnętrzne między różnymi grupami społecznymi. Trochę frustrujący jest też wątek kłopotów Althei i Brashena z krnąbrnym bosmanem. Czasami trudno powiedzieć, ile czasu upływa między wydarzeniami, bo z jednej strony wydaje się, że sporo, a z drugiej strony w międzyczasie postaci nic nie zrobiły.

Te drobne potknięcia z nawiązką wynagradza druga połowa, a zwłaszcza kilka kulminacyjnych rozdziałów, gdy Paragon, Vivacia, flota Jamailli i Tintaglia spotykają się w jednym miejscu, następują spotkania, rozpoznania, wielka bitwa, ratunki itd. itp. Było na co czekać.

Sa też elementy, przez które książkę czyta się przykro, nie tyle ze względu na warsztat autorki, co wybierane przez nią tematy. Najbardziej cierpi na tym postać Althei, potraktowana bardzo okrutnie. Przy okazji można znielubić parę postaci, które długo pozostają głuche na jej krzywdę (Wintrow, Vivacia, Jek; z tego niechlubnego towarzystwa częściowo wyłamuje się Etta ze względu na własne cierpienie). Poczucie niesprawiedliwości, które mogą budzić niektóre rozwiązania przyjęte w książce, nie zmienia jednak faktu, że Kennit to antybohater-antagonista z najwyższej półki, znakomicie napisany psychopata, którego urok działa nie tylko na postaci, ale też - przynajmniej do czasu - na niektórych czytelników, a nawet na autorkę, zważywszy na to, jak lajtowo go ostatecznie potraktowała (np. w porównaniu z Kyle'em).

Końcowe rozdziały okrasza trochę okołoromansowego angstu, często z posmakiem jednak dosyć nastoletnim (Malta i Reyn martwią się, że są brzydcy, Brashen martwi się, że Althea go zostawi, Etta martwi się, że Wintrow może sobie wziąć jakąś inną kobietę). W małej dawce jest to znośne, ale podobno jest tego znacznie, znacznie więcej w tetralogii o Deszczowych Ostępach, o której czytałam bardzo mieszane opinie. Zaczynam je trochę rozumieć (chociaż tetralogię i tak pewnie kiedyś przeczytam).

Wątek Malty pewnie najbardziej pokrzepiający, wątek Paragona i integracji jego osobowości najbardziej satysfakcjonujący. Vivacia wypada przy nim blado.

Czytane po angielsku, a zatem w jednym tomie, bez szachrajstw polskiego wydawcy.

Mam wielki szacunek do Robin Hobb, że tę tak bogatą w bohaterów, zdarzenia i intrygi trylogię rzeczywiście zdołała zamknąć w trylogii. Wszystkie wątki splatają się na koniec w bardzo satysfakcjonujący sposób, wszystko, co domagało się wyjaśnienia, zostaje wyjaśnione. Świat się nieodwracalnie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo klasyczny zbiór baśni, napisanych na fali narodowego wzmożenia Słowaków w XIX wieku (przedmowa informuje o tym trafnie, choć nieco drętwo). Wątki dosyć typowe (z kilkoma wyjątkami, np. "Słonecznego konia"), ale wykonanie wdzięczne i barwne, ze szczegółami zapadającymi w pamięć (np. nawlekanie kaczek na sznurek).

Bardzo klasyczny zbiór baśni, napisanych na fali narodowego wzmożenia Słowaków w XIX wieku (przedmowa informuje o tym trafnie, choć nieco drętwo). Wątki dosyć typowe (z kilkoma wyjątkami, np. "Słonecznego konia"), ale wykonanie wdzięczne i barwne, ze szczegółami zapadającymi w pamięć (np. nawlekanie kaczek na sznurek).

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Pomimo znośnej próby syntezy na temat pewnych postaw w widzianym diachronicznie społeczeństwie zachodnim książka rozczarowała mnie pod względem głębi i precyzji analizy - zaczynając już od samego tytułu i terminologii, bo w zasadzie trafniejszą nazwą dla tego, co opisuje Ossowska, byłby ethos arystokratyczny, a nie rycerski. Zresztą należałoby się spodziewać definicji tego ethosu jakoś na początku książki, żeby nakreślić ramy pojęciowe, ale Ossowska woli ogólne rozważania psychologiczno-filozoficzne nad pojęciem wzoru. Widać niestety, że jest to pisane przez etyczkę/psycholożkę, a nie historyczkę/literaturoznawczynię, tak że brakuje po prostu warsztatu, żeby się uporać z głównymi materiałami, na których książka się opiera. Za dużo tu wycieczek w szersze społeczne rejony, co spłyca analizę głównego zjawiska. Dobrze chociaż, że są tu i Spartanie jako wojownicy nierealizujący ethosu "rycerskiego", ale w ich opisie, jak zresztą w reszcie książki, nie jest jasne, czy mówimy o konwencji, czy o postulatach, czy o rzeczywistych zachowaniach, czy o wyobrażeniach ludzi z zewnątrz na temat danej grupy. Niby są jakieś uwagi na ten temat, ale w analizie brak zróżnicowania.


80 kg jako waga zbroi rycerskiej już w liceum, gdy czytałam tylko rozdział o średniowieczu, uznałam za absurdalny błąd. Chwilami osobliwy prezentyzm, np. zakończenie rozdziału o Sparcie: "Zapomina się już nawet o tym, że Sparta miała swoje dobre chwile (...) i sięga się pamięcią przede wszystkim do epoki, gdy odcięła się od świata żelazną kurtyną pozwalając wzrastającej korupcji na ciągłe zwiększanie odległości między wzorem a jego realizacją".

Pomimo znośnej próby syntezy na temat pewnych postaw w widzianym diachronicznie społeczeństwie zachodnim książka rozczarowała mnie pod względem głębi i precyzji analizy - zaczynając już od samego tytułu i terminologii, bo w zasadzie trafniejszą nazwą dla tego, co opisuje Ossowska, byłby ethos arystokratyczny, a nie rycerski. Zresztą należałoby się spodziewać definicji tego...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Blacksad: Czerwona dusza Juan Díaz Canales, Juanjo Guarnido
Ocena 7,7
Blacksad: Czer... Juan Díaz Canales,&...

Na półkach:

Komiksy z tego cyklu czytam dwa razy - pierwszy, żeby złapać mniej więcej rys fabularny, i drugi, żeby spokojnie móc poanalizować i docenić każdy kadr i dymek, i za drugim razem podobają mi się znacznie bardziej. W "Czerwonej duszy" bardzo już jawne nawiązania historyczno-polityczne do zimnowojennego Red Scare, makkartyzmu i ery atomu (łącznie z pokazami wybuchów bomby w Las Vegas) z początku trochę mnie zraziły, miałam wrażenie, że wrzucono w tę fabułę za dużo motywów i schematów, a Hitler w wersji uzwierzęconej (Furrer?) wydał mi się już czymś na granicy dobrego smaku. Przy ponownym czytaniu doceniłam jednak spójność fabuły i bardzo liczne szczegóły na świetnych jak zwykle ilustracjach, które pomagają prowadzić historię, a czasami po prostu dodają światu charakteru lub stanowią inteligentną aluzję (jak apokaliptyczna sekta lemingów albo tytuł książki Almy "La Fontaine Today" - trochę wstyd przyznać, ale za pierwszym razem nie połapałam się, że autorzy jasno tu sygnalizują swój akces do długiej tradycji bajki zwierzęcej). Cechy zwierzęce bardzo dobrze służą charakterystyce postaci, wyjątkowo trafny wydał mi się zwłaszcza salonowy komunista Gotfield jako dalmatyńczyk. Projekt postaci kobiecej tradycyjnie nudno seksowny (ziew), no ale trudno, przymknę oko na tę konwencję.

Komiksy z tego cyklu czytam dwa razy - pierwszy, żeby złapać mniej więcej rys fabularny, i drugi, żeby spokojnie móc poanalizować i docenić każdy kadr i dymek, i za drugim razem podobają mi się znacznie bardziej. W "Czerwonej duszy" bardzo już jawne nawiązania historyczno-polityczne do zimnowojennego Red Scare, makkartyzmu i ery atomu (łącznie z pokazami wybuchów bomby w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Przyzwoicie, acz sucho, i to o dziwo najsuszej tam, gdzie autor przytacza konkretne przypadki i anegdoty (najciekawsza jeszcze jest ta, w której wspomniane są drabiny oblężnicze z kółkiem). Ciekawe wątki naturalnego miejsca raubritterstwa w rycerstwie oraz miast jako naczelnego instrumentu zwalczania rabunkowych procederów.

Przyzwoicie, acz sucho, i to o dziwo najsuszej tam, gdzie autor przytacza konkretne przypadki i anegdoty (najciekawsza jeszcze jest ta, w której wspomniane są drabiny oblężnicze z kółkiem). Ciekawe wątki naturalnego miejsca raubritterstwa w rycerstwie oraz miast jako naczelnego instrumentu zwalczania rabunkowych procederów.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Smak kwiatów pomarańczy. Rozmowy o kuchni i kulturze Tessa Capponi-Borawska, Agnieszka Drotkiewicz
Ocena 6,5
Smak kwiatów p... Tessa Capponi-Boraw...

Na półkach:

Trochę groch z kapustą, trochę kawior ze śmiwtaną, miłe bajdurzenie erudycyjne, doskonałe na pobyt na czczo w szpitalu.

Trochę groch z kapustą, trochę kawior ze śmiwtaną, miłe bajdurzenie erudycyjne, doskonałe na pobyt na czczo w szpitalu.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kto się spodziewa romansu, będzie rozczarowany. Jest to powieść obyczajowa w pełnym znaczeniu tego słowa, z przepyszną ironią i subtelną przenikliwością prezentująca charaktery ludzkie i intrygi w świecie, w którym o lepsze walczą zasady moralne, skłonność serca i dbałość o interesy. Elinor znakomita jako stoicka bohaterka, Willoghby przedstawiony z wyborną ironią jako czarujący bęcwał. Język postaci barwnie zróżnicowany, najlepsza oczywiście pani Jennings, panny Steele z błędami gramatycznymi i innymi manierami też wyraziste. Narracja jest zdumiewająco daleko i blisko postaci - daleko przez analityczny dystans, blisko ze względu na znajomość tajników ich psychiki. Ciekawe, choć niezaskakujące, jest to, że najbardziej stereotypowo romansowa bohaterka, czyli Marianne, w zasadzie gra tu drugie skrzypce.

Kto się spodziewa romansu, będzie rozczarowany. Jest to powieść obyczajowa w pełnym znaczeniu tego słowa, z przepyszną ironią i subtelną przenikliwością prezentująca charaktery ludzkie i intrygi w świecie, w którym o lepsze walczą zasady moralne, skłonność serca i dbałość o interesy. Elinor znakomita jako stoicka bohaterka, Willoghby przedstawiony z wyborną ironią jako...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Blacksad: Arktyczni Juan Díaz Canales, Juanjo Guarnido
Ocena 8,2
Blacksad: Arkt... Juan Díaz Canales,&...

Na półkach:

Fabuła tym razem odrobinę przekombinowana, mniej spójna, a kontekst rasizmu, choć interesujący, potraktowany nieco za bardzo po łebkach / stereotypowo jak na gabaryt problemu. Dodatkowo seksualizacja niektórych postaci kobiecych nieco irytuje. To, co najlepsze, czyli opowiadanie obrazem, pozostaje jednak na bardzo wysokim poziomie i wynagradza uważną powtórną lekturę, aż po końcową wyklejkę.

Fabuła tym razem odrobinę przekombinowana, mniej spójna, a kontekst rasizmu, choć interesujący, potraktowany nieco za bardzo po łebkach / stereotypowo jak na gabaryt problemu. Dodatkowo seksualizacja niektórych postaci kobiecych nieco irytuje. To, co najlepsze, czyli opowiadanie obrazem, pozostaje jednak na bardzo wysokim poziomie i wynagradza uważną powtórną lekturę, aż po...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ciekawa sprawa. Książka popularnonaukowa, która wcale nie chce być książką popularnonaukową (autor cierpko zrzędzi, że wydawca nie chciał mu pozwolić na przypisy, a fragment dostępny na academia.edu opatrzył gromkim "autor nie odpowiada za okładkę"). Książka "Religie dawnych Słowian", która wzbrania się rękami i nogami przed mówieniem o religiach dawnych Słowian. "Przewodnik dla poszukujących" (przynajmniej w nowym wydaniu), który "poszukującym" przedchrześcijańskiej duchowości powie, że nigdy jej nie znajdą, zresztą wcale jej znajdować nie warto (stare wydanie ma uczciwszy tytuł "Przewodnik dla zdezorientowanych"). Z tego wszystkiego, jak sądzę, wynika niska średnia ocen: czytelnik, który z największym prawdopodobieństwem po tę książkę sięgnie, rozczaruje się nią okrutnie i albo odbije się od wywodów na temat metodologii i teorii nauki, albo wręcz rozgniewa na sceptycyzm autora, który większość współczesnych przekonań na temat wierzeń słowiańskich obala lub przynajmniej traktuje z dużą podejrzliwością.

Książka wygląda też na owoc frustracji błędami i niechlujnością w dyskursie popularnym i naukowym na temat wierzeń słowiańskich. Dobrze rozumiem to uczucie, bo sama badając głębiej różne rzeczy, baśnie albo średniowieczne słowniki, przekonywałam się, jaki w literaturze przedmiotu potrafi być bałagan i jak często nawet cenieni badacze powtarzają niesprawdzone sądy z wcześniejszych rozpraw. Sikorski może przegina w drugą stronę i wykazuje się nadmiernym sceptycyzmem i ostrożnością (miejscami można wręcz wpaść w kryzys poznawczy i zwątpić o możliwościach i sensie historii jako nauki), ale jestem skłonna zaakceptować jego usprawiedliwienie w przedmowie, że chciał w ten sposób zrównoważyć dominujący nadmierny entuzjazm dla poznawalności wierzeń słowiańskich. Wytknięcie różnych nierzetelności badawczych i szerzej - pokazanie, jak nieuświadomione przekonania kształtują pracę naukową stanowią o sporej wartości tej książki i sprawiają, że ma ona swoje ważne miejsce wśród reszty literatury na ten temat. Nawet jeśli jej największą zasługą wcale nie jest to, co zapowiada na okładce.

Ciekawa sprawa. Książka popularnonaukowa, która wcale nie chce być książką popularnonaukową (autor cierpko zrzędzi, że wydawca nie chciał mu pozwolić na przypisy, a fragment dostępny na academia.edu opatrzył gromkim "autor nie odpowiada za okładkę"). Książka "Religie dawnych Słowian", która wzbrania się rękami i nogami przed mówieniem o religiach dawnych Słowian....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Tak naprawdę 6+.

Dawno, dawno temu, w szkole podstawowej, była to pierwsza książka Pratchetta, z jaką się zetknęłam, i na wiele lat zraziła mnie do Świata Dysku. Dzisiaj mogę ją w końcu przeczytać ze zrozumieniem i ocenić sprawiedliwiej. Największym problemem jest recykling motywów fabularnych, za bardzo jest to podobne do tego, co już widzieliśmy w "Blasku fantastycznym" i "Równoumagicznieniu", znowu magia grozi rozsadzeniem rzeczywistości i nawet znowu jest w to zamieszany niedojrzały młodzieniec. Jednocześnie jest to jednak na ogół lepsze niż "Blask fantastyczny" ze względu na lepszy rytm dowcipów (sitcomowego pozowania, które najbardziej mi u Pratchetta przeszkadzało, jest coraz mniej) i coraz więcej ludzkich akcentów w postaci Rincewinda, które rozwijają go nieco poza schemat nieudolnego maga / opornego bohatera (zetknęłam się z ciekawą hipotezą o autoironicznej paraleli między Rincewindem a samym Pratchettem i o tym, że pisarstwo, podobnie jak bycie magiem, to bardziej tożsamość niż talent). Dużym plusem jest postać bibliotekarza, mniejszym plusem początkowe sceny z szeryfem Kreozotem w jego Pustelni ("jak największym nakładem środków zrobić jak najmniej"), umiarkowanym minusem względna płaskość i powtarzalność Coneny i Nijela jako kolejnych wariacji na temat barbarzyńców, sporym minusem sam czarodziciel, mocno niedopracowany. Momentami zdawało się, że za dużo jest do tej książki naładowane i przez to poszczególnym elementom brakuje oddechu, żeby się rozwinąć (nawet samo zakończenie na to cierpi, prawdę mówiąc). Cholewa jako tłumacz tradycyjnie generalnie daje radę, zwłaszcza gdy potrzebny jest kreatywny dowcip, ale też tradycyjnie potrafi nagle posadzić jakiegoś rażącego babola, jak w opisie strojów służek Kreozota "sześć pokrywek słoiczków i kilka łokci firanki może przebyć daleką drogę" - oczywista i bzdurna kalka z "can go a long way".

Tak naprawdę 6+.

Dawno, dawno temu, w szkole podstawowej, była to pierwsza książka Pratchetta, z jaką się zetknęłam, i na wiele lat zraziła mnie do Świata Dysku. Dzisiaj mogę ją w końcu przeczytać ze zrozumieniem i ocenić sprawiedliwiej. Największym problemem jest recykling motywów fabularnych, za bardzo jest to podobne do tego, co już widzieliśmy w "Blasku...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Obiata. Antologia słowiańska Silke Brandt, Aleksandra Dobies, Krzysztof Dzieniszewski, Grzegorz Gajek, Michał Jankowski, Adam Kaczmarczyk, Agnieszka Kuchmister, Małgorzata Lewandowska, Monika Maciewicz, Graham Masterton, Karolina Mogielska, Tadeusz Oszubski, Olaf Pajączkowski, Jacek Pelczar, Kalina Sucharska, Katarzyna Wierzbicka, Zeter Zelke
Ocena 7,1
Obiata. Antolo... Silke Brandt, Aleks...

Na półkach: , , ,

Może tego dobrze nie czuję przez przesycenie tematem (pora odpocząć!), ale chyba rzeczywiście jest to najlepsza antologia słowiańska, przynajmniej ze znanej mi dotąd siódemki. Jest parę bardzo dobrych opowiadań, nie ma żadnego naprawdę złego, edytorsko bez zarzutu, dodatkową atrakcją są kompetentne ilustracje, miła odmiana po bardziej amatorskich przedsięwzięciach.

1. Monika Maciewicz, "Dziad wędrowny" - tytułowy bohater jako spec od obrzędów i detektyw badający sprawę chłopaka powieszonego na diabelskiej wierzbie. Umiejętnie budowany nastrój, świat przedstawiony zbudowany na spójnej i subtelnie wprowadzonej wizji stosunków ludzie-bogowie-demony, dzięki czemu postaci i ich sposób myślenia nabierają wiarygodności. 7+/10

2. Michał Jankowski, "Tęsknica" - Szerzy się plaga tajemniczych samobójstw, bohater twierdzi, że nigdy by się nie zabił, już my wiemy, do czego prowadzą takie deklaracje. Dobry styl, język, a nawet konstrukcja, chociaż fabuła pozostaje przewidywalna i dosyć płaska psychologicznie, bo motywacja do samobójstw pozostaje czysto nadprzyrodzona. Za to postać demona jest dosyć ciekawa, bo szkodzi zupełnie, wydaje się, bezinteresownie i mimochodem (a nie na przykład po to, żeby potem pożreć ofiarę). 6+/10

3. Krzysztof Dzieniszewski, "Pod powierzchnią" - chłopak wyobcowany ze społeczności znajduje bratnią duszę w postaci rusałki. Ładnie zrobiona ambiwalencja postaci kobiecej, dzięki czemu dosyć oklepany motyw nabiera świeżości. 7+/10

4. Silke Brandt, "Czarnobóg, pan lodowego miasta" - psychodelic urban fantasy, zanieczyszczony Norylsk, narkotyczne wizje zatrutego świata. Intrygująco nastrojowe, choć w zasadzie to bardziej impresja niż pełnoprawne opowiadanie. 6/10

5. Adam Kaczmarczyk, "Żmijowaci" - idylliczne święto żniw w parasłowiańskiej krainie przerywa najazd czarnych rycerzy. Jest to zajawka innej twórczości autora i niestety trochę to widać, bo fabuła jest raczej wątła i wygląda trochę jak początkowy rozdział klasycznego fantasy "od zera do bohatera". Dodatkowo styl jest mocno przeładowany i przegadany, każdy rzeczownik musi być opatrzony przymiotnikiem, czy to potrzebne, czy nie. 5/10

6. Jacek Pelczar, "Nieszczęścia chodzą trójkami" - perypetie wioskowego głupka i kilku napalonych kobiet. Trochę absurdu, trochę przesady. Broni się jako comic fantasy. 6/10

7. Graham Masterton, Karolina Mogielska, "Pan Nikt" - zaskoczył mnie ten Masterton. Kobieta zawiedziona metamorfozą męża w ordynarnego i brutalnego pijusa szuka pocieszenia u babci. Fabuła jest niestety dość naiwna, chociaż próbuje nabrać głębi za sprawą rozdmuchanej backstory i uszczegółowienia stereotypowych portretów psychologicznych. Najciekawszy jest motyw Matki Boskiej Gromnicznej jako hipostazy Dziewanny - pomieszanie różnych imaginariów i rodzajów sacrum wypada zupełnie nieźle - ale główna bohaterka jest irytująco niedomyślna i cały tekst jest stanowczo zbyt długi jak na to, co ma do powiedzenia. Wyrazy gwarowe mile widziane, ale niepotrzebne zapisane kursywą. 6/10

8. Małgorzata Lewandowska, "1990" - demony słowiańskie mszczą się za krzywdę młodej lesbijki. Trochę przewidywalne i antagonista za bardzo przerysowany, ale całość spójna i bezbolesna. 6/10

9. Grzegorz Gajek, "Wurdałak" - no dobra, w zasadzie to jest po prostu Lovecraft przebrany w szatki Polski w roku 1517... Ale połączenie powieści historycznej, gotyckiej i motywów czysto lovecraftowych jest wyjątkowo udane, stylizacja językowa świetna, napięcie znakomicie stopniowane, nawet się rzeczywiście trochę przestraszyłam. 8/10

10. Agnieszka Kuchmister, "Tak pachnie noc" - wiedźmy próbują odkręcić nieopatrzne zamienienie mężczyzny w chomika. Ma swój styl i nastrój - trochę cyniczny, trochę zmysłowy. Chyba właśnie ten cynizm nieoczekiwanie zmienia coś, co na początku zapowiadało się na mroczną historię, w powiastkę z mocnym elementem komicznym. 7/10

11. Tadeusz Oszubski, "Za łzami Goplany" - perypetie Dziebora zwanego Grabkiem, wampirycznej Goplany i jeszcze paru panien, które lecą na Dziebora. Pomimo dość śmiałego erotyzmu czuć to nieco młodzieżówką, chyba przez pewną naiwność dialogów i generalną przewidywalność. 5+/10

12. Kalina Sucharska, "Jak wywołać wilki z lasu" - sensacyjniak/urban fantasy, łowczyni demonów budzi borowego uśpionego w starym dębie na warszawskim Natolinie. Zupełnie nie moje klimaty, ale w swoim gatunku ok. 6/10

13. Zeter Zelke, "Nic nowego pod słońcem" - w świecie we władzy szalonych bóstw Struktorów do paraSłowian nadciąga Nowe Słońce. Sporo intrygujących pomysłów, oryginalne połączenie różnych imaginariów, ale całość jest jakaś przeładowana i chyba przez to nie zupełnie nie przekonuje. Postaci jest może za dużo i przez to zbyt blado są zarysowane mimo prób ich ubarwiania rekwizytami typu biała rysica. 5+/10

14. Aleksandra Dobies, "Nim nadejdzie świt" - zemsta demonów na plebejskiej patologii. Dosyć klasyczne wzorce horrorowe z udatnie wprowadzonymi akcentami lokalnymi (Warmia), patologia przedstawiona przekonująco, bez przerysowania. 7/10

15. Olaf Pajączkowski, "Spotkali się zimą" - niedojdowaty bohater nękany przez tajemniczą sąsiadkę. Przyzwoite, ale trochę miejscami przydługawe. W większości dobra atmosfera, zepsuta końcowymi dialogami z upiorem. 6/10

16. Katarzyna Wierzbicka, "Rezerwat" - krótka historia z punktu widzenia demonów. Dobre, intrygujące, mocno, wystarczająco dużo niedopowiedzeń, żeby się ciekawie czytało i dociekało prawdziwej natury bohaterów i łączących ich więzi, ale bez zbędnego zaciemniania i komplikowania. Główny bohater odpowiednio ambiwalentny, a zarazem budzący empatię. 8+/10

Może tego dobrze nie czuję przez przesycenie tematem (pora odpocząć!), ale chyba rzeczywiście jest to najlepsza antologia słowiańska, przynajmniej ze znanej mi dotąd siódemki. Jest parę bardzo dobrych opowiadań, nie ma żadnego naprawdę złego, edytorsko bez zarzutu, dodatkową atrakcją są kompetentne ilustracje, miła odmiana po bardziej amatorskich przedsięwzięciach.

1....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Słowiański horror Artur Grzelak, Aleksandra Kozioł, Marek Kwietniewski, Adam Loraj, Aleksandra Palasek, Jacek Pelczar, Franciszek Piątkowski, Agata Poważyńska, Tomasz Siwiec, Łukasz Szczygło, Maciej Szymczak, Adrian Turzyński, Patrycja Żurek
Ocena 6,6
Słowiański horror Artur Grzelak, Alek...

Na półkach: , , ,

Mniejsze rozmiary antologii i sporo nowych nazwisk sugerują pewne wyczerpanie formuły i faktycznie chyba jest to ostatni z takich zbiorów spod szyldu wydawnictwa Horror Masakra. Dodatkowo sporo twórców wprowadza swoje postaci z innych tekstów albo - jeśli nie myli mnie wyczucie - prezentuje jakieś okrawki dłuższych utworów.

Zastanawia mało odkrywczy tytuł antologii - może przybrany po to, żeby łatwo się wyszukiwać? Kto to wie.

Ogólny poziom średni (nawet najsłabsze teksty są raczej średnie niż fatalne), jest też parę zupełnie niezłych opowiadań, ale żadnego naprawdę wybitnego. Najpierw jeszcze typowa przedmowa Szymczaka podszyta słowiańskim szowinizmem, dziwnie zmiksowanym z przesłaniem Jerzego Owsiaka, i możemy zaczynać.

1. Artur Grzelak, "Pożóg" - Ognisty demon grasuje po słowiańskich wsiach, trzeba go jakoś powstrzymać. Dosyć poprawne, jeśli chodzi o realia historyczne, jest też parę ciekawych opisów, ale trochę przegadane, a zakończenie jest tak przewidywalne, że bohaterowie wydają się bardzo głupi i papierowi. 5/10

2. Adrian Turzański, "Przebudzenie" - słowiański bóg budzi się z długiego snu i trafia na pseudoneopogańską imprezę. Bardzo dobre przedstawienie amoralnej, gniewnej potęgi, pełnej pogardy dla ludzkiego robactwa. Zakończenie pełne goryczy. Całość umiejętnie skonstruowana. Jako potencjalna krytyka neopogaństwa od wewnątrz - dosyć niepokojące. 7+/10

3. Marek Kwietniewski, "Żywy ogień" - Niepotrzebny gniewny prolog o hańbie starych bogów przegnanych kagańcem chrześcijaństwa. Niepotrzebny, bo dalszy ciąg opowiadania o ognistym demonie grasującym na Górnym Śląsku każe się raczej cieszyć z upadku pogaństwa. Dosyć przewidywalne, parę zbędnych dygresji (np. narzekanie na Kazika Staszewskiego, co to ma w ogóle wspólnego z czymkolwiek), policja nieprawdopodobnie rwąca się do działania, ale napisane jednak z pewną lekkością stylu i osadzeniem fabuły w bardzo konkretnej rzeczywistości śląskiej. 5+/10

4. Franciszek M. Piątkowski, "Poroniec" - Mecenas Marek (bohater powieści autora, jeśli się nie mylę) na tropie demona uwolnionego przez archeologów. Bardzo klasyczny akcyjniak sensacyjny, konwencjonalny niemal do bólu (mamy i informatora z demonicznego półświatka, i pościgi, i wyszczekanego głównego bohatera). Czyta się to przyjemnie, rozrywkowo. 6/10

5. Aleksandra Kozioł, "Jak było" - Wędrówka byłego żołnierza z diabłem Borutą i wielka narada demonów na tle rabacji galicyjskiej. Mimo pewnych niejasności i językowych niezręczności (zaimkowy chaos w co najmniej jednym miejscu) jest to ciekawe, udane przeniesienie sporu o stosunki szlachecko-chłopskie w wymiar nadprzyrodzony i podjęcie dyskusji z mitami narodowymi. 7+/10

6. Patrycja Żurek, "Śląsk" - Bardziej urban fantasy z horrorowym sznytem niż czysty horror. Lucjan Czarny bóg zbiera armię upiorów. Parę epizodów, które wyglądają na wykrojone z większej całości, przez co całość kończy się, zanim się na dobre zaczęła. 4/10

7. Agata Poważyńska, "Wierzbowe dzieci" - ojciec szuka syna wykradzionego przez dziwożonę. Bardzo onirycznie i nastrojowo, umiejętne wykorzystanie różnych creepy motywów w opisie błądzenia bohatera (w sensie fizycznym i duchowym). 7+/10

8. Adam Loraj, "Siostry losu" - konfrontacja egzorcysty z wioską, gdzie wróciło pogaństwo. Wyjątkowo rzadki przypadek opowiadania, w którym rzeczywiście zagłada pogaństwa budzi niejaki żal... bo jest ono idylliczną krainą "Sławian lubiących sielanki", czyli stereotypem, od którego tak się odżegnują Jabłoński i Szymczak... 7/10

9. Aleksandra Rozmus, "Żądza zemsty" - Dziewczyna zostaje zbiorowo zgwałcona przez całą wieś i zamordowana przez misjonarza za kradzież jajek, potem z prawdopodobieństwem psychologicznym jest niestety tylko gorzej. 3/10

10. Maciej Szymczak, "Wąpierz" - konfrontacja pijaczka z upiorem w Dziady. Nie ma typowego dla Szymczaka gore, to raczej próba edukacji na temat słowiańskich wierzeń, demonów i obrzędów. 5/10

11. Tomasz Siwiec, "Bieda" - Piękna, egoistyczna modelka dostaje dziwną paczkę, co może pójść nie tak. Historia dosyć naiwna i łopatologiczna, poza tym za bardzo mnie drażniło prostackie przedstawienie bohaterki (łącznie z pieszczeniem się pod prysznicem). 3/10

12. Jacek Pelczar, "Pieniacz" - Dwójka braci, znanych mi już z "Zakochanych na zabój" z "Tryzny" (chyba napisanych później), konfrontuje się z dosyć interesującym demonem. Nie ma w tym jakiejś szczególnej głębi ani niespodzianek, ale jest to napisana bardzo sprawnie łotrzykowska przygodówka. 7/10

Na koniec znów mamy parę słowiańskich wierszy, tym razem Łukasza Szczygło, bardziej udana połowa z nich to erotyki z demonicznymi/animalistycznymi motywami (ale bez obsceniczności). Na koniec, co dziwne, mamy jakby przekład kilku strof z "The Raven" Poego, choć bez atrybucji.

Mniejsze rozmiary antologii i sporo nowych nazwisk sugerują pewne wyczerpanie formuły i faktycznie chyba jest to ostatni z takich zbiorów spod szyldu wydawnictwa Horror Masakra. Dodatkowo sporo twórców wprowadza swoje postaci z innych tekstów albo - jeśli nie myli mnie wyczucie - prezentuje jakieś okrawki dłuższych utworów.

Zastanawia mało odkrywczy tytuł antologii - może...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Lawina i kamienie. Pisarze w drodze do i od komunizmu Anna Bikont, Joanna Szczęsna
Ocena 8,1
Lawina i kamie... Anna Bikont, Joanna...

Na półkach:

Potężna książka, oparta na licznych źródłach i rozmowach, śledząca losy twórców uwikłanych w ideologie na przestrzeni ponad 40 lat. Ogrom włożonej pracy robi wrażenie, podobnie jak rzetelność analizy połączona ze zrozumieniem dla ludzi. Jedyny mankament jest taki, że w ebooku na Legimi nie działa przenoszenie do przypisów końcowych >:(

Potężna książka, oparta na licznych źródłach i rozmowach, śledząca losy twórców uwikłanych w ideologie na przestrzeni ponad 40 lat. Ogrom włożonej pracy robi wrażenie, podobnie jak rzetelność analizy połączona ze zrozumieniem dla ludzi. Jedyny mankament jest taki, że w ebooku na Legimi nie działa przenoszenie do przypisów końcowych >:(

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Licho nie śpi Dagmara Adwentowska, Piotr Barej, Agnieszka Biskup, Piotr Ferens, Kamil Gołdowski, Norbert Góra, Krzysztof Haczyński, Radosław Jarosiński, Daniel Jaśko, Karolina Kaczkowska, Piotr Kulpa, Kazimierz Kyrcz jr, Krzysztof Maciejewski, Anna Musiałowicz, Wojciech Świętobor Mytnik, Marek Ścieszek, Maciej Szymczak, Michał J. Walczak, Mariusz Wojteczek, Flora Woźnica
Ocena 7,2
Licho nie śpi Dagmara Adwentowska...

Na półkach: , , ,

Technicznie jest coraz lepiej, poziom opowiadań też znacznie bardziej wyrównany, więc przynajmniej pod tymi względami wydaje się, że doświadczenie nabywane przy kolejnych antologiach nie idzie w las. Ciekawym urozmaiceniem są też rozrzucone po tomie wiersze Wojciecha Mytnika czerpiące z rustykalno-słowiańskiego imaginarium, w manierze młodopolskiej, zupełnie niezłe, m.in. pastiszujące Leśmiana „Licho”, apokaliptyczne „Bezdech” i „Groza” czy groteskowa „Dziwożona”.

Wyjątkowo prominentna jest w tym zbiorze postać Welesa jako chyba najczęstszego źródła grozy. Z drugiej strony sporo jest tekstów, w którym słowiańskość jest potraktowana naskórkowo/ pretekstowo, doczepiona do fabuły, która mogłaby się bez niej znakomicie odejść. Tak jest choćby w najbardziej klasycznie horrorowym „Efekcie ćmy” Daniela H. Jaśki, ale też w paru mniej sprawnych tekstach. Bardzo częsty jest też motyw bóstw pogańskich jako bytów potężnych i w swojej potędze całkowicie obojętnych na ludzki los – wizja surowa i posępna.

Wstęp napisał Kamil Gołdowski, w sposób bardzo bezpretensjonalny, bez religijno-etnicznych resentymentów, skoncentrowany na samym pisaniu, a nie jego społecznym kontekście. Ciekawe, że na koniec postuluje, by sięgnąć po elementy demonologii słowiańskiej, które jeszcze się nie zglobalizowały, i oczyścić je z ludowej groteski i komizmu, aby wydobyć autentyczną czystą grozę. Ciekawe, bo we własnym opowiadaniu w tym zbiorze idzie zgoła inną drogą, o czym za chwilę.

A więc opowiadania po kolei, na wszelki wypadek w miarę możliwości bez spoilerów oprócz jednego z motywów ze „Złotej tarczy” Szymczaka (nr 4):

1. Radosław Jarosiński, „Głowa” – XIX-wieczny szlachcic interesuje się słowiańskimi starożytnościami na własną zgubę. Sprawnie napisane, dobra konstrukcja i udatna stylizacja językowa, nieprzesadzona, wprowadzająca odpowiednie zróżnicowanie pochodzenia społecznego postaci. Nieco wątpliwości logicznych budzą właściwości odkrytego posągu – skoro tak działa, to czemu go w ogóle zrobiono? Pierwsze opowiadanie z Welesem. 6+/10

2. Dagmara Adwentowska, „Na służbę Bogu” – Wyjaśnienie, jak powstało magiczne lustro mistrza Twardowskiego. Dobre osadzenie w realiach historycznych, wszystko bez zarzutu, różne wątki połączone bardzo zgrabnie. Drugie opowiadanie z Welesem. 7/10

3. Anna Musiałowicz, „Płacz” – Żal i zemsta zdradzonej dziewczyny na dawnej polskiej wsi. Bardzo dobre, stylizacja językowa sprawna, brutalność odpowiednio wyważona, by nie zmienić się w ohydę i exploitation fiction, tylko budzić sprzeciw i smutek, umiejętne połączenie grozy i erotyzmu. 8/10

4. Maciej Szymczak, „Złota tarcza” – Męka i upadek mnicha porażonego potęgą Jarowita. Fabuła oparta na zdarzeniu opartym w kronikach (kradzież złotej tarczy ze świątyni) + niestety, BĘDZIE SPOILER, starożytni kosmici, czyli motyw, którego nie potrafię potraktować poważnie, choć przynajmniej dodaje nieco oryginalności. Jak to Szymczaka więcej jest gore niż grozy, sporo sadyzmu w pop-nietzscheańskim stylu. Pojawia się próba podjęcia jakiejś refleksji religijnej, zwątpienia i kryzysu wiary, ale bardzo powierzchowna i nieprzekonująca. Po raz kolejny mnie zdumiewa (co pokazuje chyba po prostu, jak bardzo mój światopogląd jest niezgodny ze światopoglądem Szymczaka), że swojego głosu przeciwko chrześcijaństwu i za pogaństwem Szymczak nie próbuje podbudować żadnymi argumentami natury moralnej. Torturowani mnisi w jego opowiadaniach nie popełniają żadnych strasznych zbrodni, które mogłyby stanowić choć cień uzasadnienia dla spotykających ich męczarni. Uzasadnienie musi zatem pochodzić z zewnątrz, z nastawienia antychrześcijańskiego, które już przed lekturą tkwi w czytelniku i zapewne w autorze, chociaż taka intensywność masakry jako usprawiedliwienia wymagałaby chyba naprawdę głębokiej traumy związanej z Kościołem. Ale może uzasadnienia moralnego nie ma, bo Szymczakowi wcale na nim nie zależy. Może właśnie chce opisywać świat amoralny, w którym prawem jest moc silniejszego i tyle. Moim zdaniem smutne to i nieludzkie, ale cóż.

Można by jeszcze argumentować, że to przecież tylko rozrywkowe opowiadanie i te wszystkie eksplozje flaków należy odczytywać w konwencji wesołej rozpierduchy, ale z opowiadań i paratekstów autorstwa Szymczaka wynika jednak, że przynajmniej on sam traktuje to wszystko bardzo poważnie.

Stylistycznie też z grubsza jak zwykle, czyli „jutro los wasz warzyć się będzie”, „na szyi nosił galerię amuletów”, „jadło i poidło” oraz użyta ni stąd ni zowąd w monologu wewnętrznym średniowiecznego mnicha „polisa”. 4/10

5. Piotr Barej, „Rola przeznaczenia” – Na przykładzie kobiety, która sprzeniewierzyła się swojej Doli, żerca objawia młodemu adeptowi, że czczenie słowiańskich bóstw to nie bułeczka z masełkiem i wesołe popijawy. Dosyć ciekawa koncepcja, jakby krytyka rodzimowierstwa od wewnątrz, malująca dosyć ponury i beznadziejny obraz stosunków między ludźmi a bogami. Styl trochę przegadany, można by wycisnąć z tekstu trochę wody. Trzecie opowiadanie z Welesem. 5+/10

6. Karolina Mangusta Kaczkowska, „Pod drzewem Welesa” – Ambitna dziewczyna zawiera pakt z diabłem, znaczy się, z Welesem (czwarte opowiadanie). Co prawda przewidywalne i nie wiem, czy rzeczywiście były potrzebne aż tak długie opisy obrzydliwej seksualności, ale struktura i tempo bardzo dobre, a poza tym udatnie oddana surowa atmosfera ponurej baśni, czyli coś, do czego akurat mam słabość. Subiektywne 7/10

7. Krzysztof Haczyński, „Zwierciadło” – Misjonarz wiedzie dysputę religijno-etyczną z seksowną pogańską Galadrielą, po czym następuje dosyć niestety głupie zakończenie. Jest jakaś próba w miarę poważnego podejścia do dylematów moralno-religijnych, ale rozwiązanie jest łopatologiczne. Mały tekst, który próbuje odgryźć bardzo duży kęs, upychając całą historię chrześcijaństwa w kilku widzeniach. Archaizacja chwilami niezgrabna, niektóre słowa użyte w niewłaściwym kontekście. Naiwność zakończenia jest mimo wszystko dziwnie rozczulająca, więc nie potrafię się na nie porządnie zirytować. 4/10

8. Piotr Ferens, „Cmentarnica” – śledztwo dziennikarza w sprawie ginących dzieci w Bieszczadach. Zaczyna się obiecująco, jak opowiadanie detektywistyczne (przypomnieli mi się też, może nawet za dobrze, bardzo dobrzy „Ludzie których zabrakło” Borowca z „Krwi zapomnianych bogów”), ale zbyt grubą kreską nakreślone zakończenie zepsuło mi przyjemność. Motywy religijne osunęły się w stereotyp i schemat. Zabrakło czegoś, żeby lepiej powiązać i uzasadnić wymieszane wątki Roda, cmentarnicy, zdradzonego pogaństwa i latawców. 4+/10

9. Krzysztof Maciejewski, „Epifania” – Opowieść proroka pięknej pani, bogini nowych/starych czasów. W pierwszej chwili mi się nie spodobało jako nazbyt artystowskie, ale rozczarowanie rozbrzmiewające w zakończeniu, pewna ucieczka od religii w estetyzację, sprawia, że całość jest znacznie bardziej interesująca. Tonacja trochę podobna do Stonawskiego „Reguły niczego”. W sumie im więcej myślałam o tym opowiadaniu, tym wydawało się lepsze, więc chyba coś w nim jest. 7/10

10. Mariusz Orzeł Wojteczek, „Stacja” – Głęboka zima, demony na stacji benzynowej na odludziu. Nastrojowe, nie za długie, czyta się bardzo przyjemnie. 7/10

11. Kamil Gołdowski, „Nielicha polisa” – Czyli autor wstępu idzie pełną parę w groteskę i komizm, pokazując, jak mieszkańcy pewnej polskiej wsi próbują radzić sobie z serią nieszczęść wywołanych przez Licho. Pomijając mocno lekceważący stosunek do ludności wiejskiej, która zostaje przedstawiona w większości jako ociężali umysłowo wtórni analfabeci mówiący dziwną gwarą, zderzenie rzeczywistości demonicznej i współczesnej przaśności jest rzeczywiście zabawne. 6/10

12. Flora Woźnica, „Naturalny porządek” – Typowy dla autorki slasher na motywie „zemsta demonów natury na ludziach nieszanujących przyrody. Stylistycznie i fabularnie jest jakby lepiej niż w jej innych tekstach, ale wciąż jest to niestety drewniana historia z naiwnym morałem. I znów, jak u Szymczaka, ktoś „wywarza” drzwi szopy. 3/10

13. Daniel H. Jaśko, „Efekt ćmy” – Klasyczny horror gotycko-lovecraftowski, w którym groza wypływa z psychiki bohatera. Chwilami (ale nieczęsto, na szczęście) lovecraftowska maniera językowa staje się zbyt mocna i niektóre metafory są odrobinę przeszarżowane, ale atmosfera i psychologia postaci są znakomite, rytm odpowiedni. Motywy słowiańskie znikome, nie zdziwiłabym się, gdyby autor doczepił je do już gotowego tekstu, żeby pasował do antologii. 8/10

14. Agnieszka Biskup, „Maria” – Tragedia korposzczurka w zetknięciu z pradawną siłą, skrzyżowana z motywem lolity. Odrobinę wtórne i przewidywalne, ale w sumie bez zarzutu, niesamowita atmosfera przedstawiona bardzo sprawnie. 6+/10

15. Piotr Kulpa, „Siódma córka” – równoległa opowieść matki i córki rozdzielonych przed laty. Zaburzona chronologia i fragmentaryczność opowieści trzyma w napięciu, są autentyczne emocje, dobre opisy i fajne przekształcenie motywu folklorystycznego w sposób, który pozwala zasugerować pewne zjawiska w relacjach międzyludzkich, a nie tylko postraszyć. 8/10

16. Kazimierz Kyrcz Jr i Michał J. Walczak, „Główszczyzna” – coach-gej odrzuca zaloty niewłaściwej kobiety i trafia w krainę koszmaru. Trochę lepsze, niż sugeruje streszczenie. Bardzo dziwne opowiadanie, zapadające w pamięć głównie przez tę dziwność. Nie podobała mi się wydumana fabuła i nieciekawy główny bohater, ale jednak jakiś pomysł i napracowanie w tym są. Wraca Weles. 5+/10

17. Norbert Góra, „Stosy znowu płoną” – Były policjant w niełasce, teraz na tropie pogańskich upiorów. Nieszkodliwa sztampa detektywistyczna, pretekstowe starcie z demonami, klasyczne rekwizyty, trochę nudne. 4/10

18. Marek Ścieszek, „Umierające miasteczko” – W świecie postapo bohater trafia na uwięzioną rusałkę. Klimaty raczej nie moje, ale w sumie trudno tu coś większego zarzucić. Opowiadanie traci zapewne na moim hurtowym czytaniu. Brakuje trochę jakiegoś zakotwiczenia, dookreślenia więzienia i nadprzyrodzonych istot. Mam wrażenie, że był w tym potencjał na znacznie lepsze opowiadanie. Zakończenie za to dosyć mi się podobało. 5+/10

19. Zeter Zelke, „Roponośny” – Młody etnograf na tropie nieznanej słowiańskiej kultury. Trochę za dużo grzybów w barszczu, a poczciwy styl przygasza horrorowy potencjał, przez co autor nie wyzyskuje w zasadzie grozy wioski zagubionej w czasie i trochę się ratuje groteską i jumpscare’ami. W ogóle całość jest bardzo poczciwa. 5/10

Technicznie jest coraz lepiej, poziom opowiadań też znacznie bardziej wyrównany, więc przynajmniej pod tymi względami wydaje się, że doświadczenie nabywane przy kolejnych antologiach nie idzie w las. Ciekawym urozmaiceniem są też rozrzucone po tomie wiersze Wojciecha Mytnika czerpiące z rustykalno-słowiańskiego imaginarium, w manierze młodopolskiej, zupełnie niezłe, m.in....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Thorgal: Tysiąc oczu Frédéric Vignaux, Yann le Pennetier
Ocena 6,7
Thorgal: Tysią... Frédéric Vignaux,&n...

Na półkach:

No i dobra, Yann znowu robi wszystko to, czego nie lubię, czyli ładuje pomysłów pod korek, żeby czasem żadnemu nie dać się rozwinąć czy pogłębić. Thorgal jakiś trochę furiat w tej części. Za dużo dymków, jakby twórcy się bali, że czytelnik się pogubi, jeśli kadru z atakującymi wężami nie opatrzy się tekstem "O nie, węże! Są jadowite!". Wątek Zorzy i Jolana niestety płytszy od kałuży, a nawet ma jakieś takie nieprzyjemne podteksty, bo Jolan jej parokrotnie powtarza, że jej świat już nie istnieje i teraz ma jego. I to jest w sumie smutne, bo wychodzi na to, że Zorza nie ma innego wyboru, jak tylko się w nim zakochać. Jakaś tam fabuła jest, ale generalnie wielka obojętność. Końcówka zwiastuje, że Yann znowu będzie montował jakąś wielką intrygę z Anielem, chrapu chrapu.

Niestety, po "Żegnaj, Aaricio" wiążę wielkie nadzieje z serią "Thorgal Saga", a na Yannie chyba przyjdzie mi położyć kreskę. Chociaż nie oszukujmy się, pewnie za jakiś czas, jak wyjdą kolejne tomy i dotrą już do mojej biblioteki, to i tak je przeczytam. I będę swoim narzekaniem psuć krew tym, którzy nie są takimi malkontentami i którzy będą się przy tych nowych "Thorgalach" dobrze bawić. W pewnym sensie im zazdroszczę.

No i dobra, Yann znowu robi wszystko to, czego nie lubię, czyli ładuje pomysłów pod korek, żeby czasem żadnemu nie dać się rozwinąć czy pogłębić. Thorgal jakiś trochę furiat w tej części. Za dużo dymków, jakby twórcy się bali, że czytelnik się pogubi, jeśli kadru z atakującymi wężami nie opatrzy się tekstem "O nie, węże! Są jadowite!". Wątek Zorzy i Jolana niestety płytszy...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Blacksad: Pośród cieni Juan Díaz Canales, Juanjo Guarnido
Ocena 7,9
Blacksad: Pośr... Juan Díaz Canales,&...

Na półkach:

Fabuła tak klasyczna, że można by ją uznać za sztampową, a jednak... Jednak klimat noir, charakter postaci podkreślony przez ich zwierzęce atrybuty, znakomite tempo opowieści, uzupełnianie się warstwy tekstowej i graficznej, bezsprzeczna jakość tej ostatniej - wszystko to sprawiło mi nieopisaną przyjemność. Nie rozczarowałam się.

Trochę śmieszne tylko to, że ukochana głównego bohatera jest znacznie bardziej uczłowieczona na twarzy niż on (czy jakakolwiek inna postać), no bo wiadomo, piękna kobieta ma być piękna i ma być kobietą.

Fabuła tak klasyczna, że można by ją uznać za sztampową, a jednak... Jednak klimat noir, charakter postaci podkreślony przez ich zwierzęce atrybuty, znakomite tempo opowieści, uzupełnianie się warstwy tekstowej i graficznej, bezsprzeczna jakość tej ostatniej - wszystko to sprawiło mi nieopisaną przyjemność. Nie rozczarowałam się.

Trochę śmieszne tylko to, że ukochana...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ależ to jest znakomite. Gdy wydaje się, że główna seria i "Młodzieńcze lata" po latach zawirowań obrały serialowy kurs Yannowski ze wszystkimi jego zaletami i wadami, "Żegnaj, Aaricio" Rechta jest jak powiew świeżego powietrza: wystarczająco dużo nawiązań do dawnych tomów Van Hamme'a, by wzbudzić nostalgię bez uporczywego na niej żerowania, a zarazem wystarczająco dużo nowości, by powstał twór niezależny, zaskakujący, wewnętrznie spójny. Historia alternatywna bez retconów, prequelozy i midquelozy. Czarna melancholia z kroplą nadziei. Dobry rytm historii (w czym pomaga i to, że tom jest dwa razy grubszy od zwykłych "Thorgali"). Opowieść z otwartym zakończeniem, ale zamknięta. Znakomity, dynamiczny styl graficzny, który pozwala opowiadać historię obrazem, a nie tylko przeładowanymi dymkami (tak, Yann, o tobie mówię). Wyrazista i zapadająca w pamięć nowa postać drugoplanowa - Czarna Skraelingijka. Interesujące przedstawienie postaci dobrze znanych, na przykład porywczego młodego Thorgala czy Gandalfa Szalonego, który łączy w sobie arogancję i bezwzględność, ale też honor i miłość do córki (a nie jest po prostu ostatnią kanalią, jak w "Młodzieńczych latach"). Album przywrócił mi wiarę w kontynuowanie marki "Thorgal".

Ależ to jest znakomite. Gdy wydaje się, że główna seria i "Młodzieńcze lata" po latach zawirowań obrały serialowy kurs Yannowski ze wszystkimi jego zaletami i wadami, "Żegnaj, Aaricio" Rechta jest jak powiew świeżego powietrza: wystarczająco dużo nawiązań do dawnych tomów Van Hamme'a, by wzbudzić nostalgię bez uporczywego na niej żerowania, a zarazem wystarczająco dużo...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Kto się spodziewa książki historycznej czy nawet kulturoznawczej, będzie zawiedziony; kto nie zgadza się z chrześcijańsko-konserwatywnymi poglądami autora - tym bardziej. Roux uczciwie zapowiada jednak charakter książki już w przedmowie: jest to raczej esej (nabierający chwilami osobistych tonów) na temat pewnych struktur myślowych, które pojawiają się w kulturach na całym świecie. Oczywiście wyławianie, izolowanie i wspólne kategoryzowanie pewnych zjawisk, wierzeń i tekstów z różnych kultur grozi ich redukcyjnym, zniekształconym albo i błędnym postrzeganiem - skoro częściowo odcina się od nich kontekst - ale szkielet mitu, który w ten sposób Roux konstruuje, jest mimo wszystko w większości przekonujący, a otwierająca i zamykająca książkę interpretacja egzekucji Ludwika XVI - intrygująca i dająca do myślenia.

Nieśmiało można by porównać "Krew" z "Białą boginią" Gravesa, tyle że z przeciwnym znakiem religijno-ideologicznym, no i jednak książka Roux ma znacznie lepszą podbudowę etnograficzną i historyczną.

Kto się spodziewa książki historycznej czy nawet kulturoznawczej, będzie zawiedziony; kto nie zgadza się z chrześcijańsko-konserwatywnymi poglądami autora - tym bardziej. Roux uczciwie zapowiada jednak charakter książki już w przedmowie: jest to raczej esej (nabierający chwilami osobistych tonów) na temat pewnych struktur myślowych, które pojawiają się w kulturach na całym...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to