Bardzo fajna książka, wspomnienia jednego z najciekawszych polskich tekściarzy. Trochę mi przeszkadzała toporna, gruba okładka kalecząca dłonie, ale trudno. Chętnie zadzwoniłbym do Dutkiewicza, powiedział mu, że trochę udało mi się poznać te niebywałe lata osiemdziesiąte.
Pomyślałem też, że jestem szczęśliwym, spełnionym człowiekiem. Żona ode mnie odeszła, syn na studiach poza krajem, przyjaciółka od sprzątania przynosi książki z biblioteki, w barku gościnnie, pies leży przy kanapie, jest mi tak dobrze, jest mi tak lekko…
Poprawka:
Za dużo wycieczek, za dużo Bralczyka i własnych prób literackich, za mało o artystach tamtego okresu, a byli tacy wspaniali i niezależni. (Ocena zawyżona. 10.11.2022, godz. 22,46.)
Pamiętam większość przebojów Dutkiewicza, kiedy powstawały, kochałem się w Elżbiecie Dmoch, byłem fanem Budki Suflera, mam sentyment do późnego PRL, sam pisałem kiedyś teksty piosenek - dlatego wydawało się, że wspomnienia znanego tekściarza będą dla mnie super zabawą.
Ale wyszło bardzo, bardzo kiepsko...
No i co z tego, że Dutkiewicz ma lekkie pióro i poczucie humoru ? Dobra ksiązka to coś więcej niż kilka wiców z przeszłości, chaotycznie powrzucanych na strony książki. Ani początku, ani środka ani końca - ot, takie fiszki Dudka, różne sytuacje celebrycko - alkoholowe - do przeczytania i zapomnienia w dwie godziny.
Duży zawód.