Noc montera Arthur Miller 6,3
ocenił(a) na 74 lata temu * Opinia jest moją subiektywną interpretacją i może zawierać spojler fabuły.
Na pozór trzy całkowicie różne opowiadania, inne światy, inni bohaterowie. Mamy tu środowisko kawiarnianej inteligencji pochłoniętej ideologicznym fanatyzmem, spełnionego dramatopisarza i robotnika. Wszystkie trzy historie łączy kilka aspektów.
Wszyscy bohaterowie toczą grę i to zarówno z samym sobą, jak i z otoczeniem. Walka idzie o stanie się kimś innym, o wyrwanie się z tego, co jest.
Niedoceniona żona przekonana o własnej brzydocie, chcąc być piękną w oczach mężach, oddaje się w wir płomiennej ideologii, udając kogoś kim nie jest, by zaimponować. Powoli jednak zaczyna w niej coś pękać, nie umie już dłużej bronić Stalina i przestaje się tego wstydzić. Nie udaje jej się stać wyjątkową w oczach męża. Wzięty dramatopisarz stara się uciec od swojej sławy, zgrywa anonimowego nieudacznika, chcąc jeszcze raz zaznać prawdziwego życia, zwykłej rozmowy z człowiekiem, spojrzenia kobiety, która spojrzy na niego, a nie jego pieniądze i sławę, które będą przepustką do kariery. Monter, który nigdy nie zrobił niczego bezinteresownie, toczy grę z dziadkiem, by wyrwać spadek, udając kogoś kim nie jest, próbując zatuszować swoje słabości jak pijaństwo, kontakty z ladacznicami, awanturniczy tryb życia. Udaje też miłość, a żądza pieniędzy przełamuje w nim barierę i pcha do małżeństwa, w którym z trudem stara się o dzieci, bo brzydzi się swojej żony. Te się pojawiają, ale gra jest przegrana. Dziadek okazuje się bankrutem, jego włoskie liry w obliczu wojny straciły wartość.
Wszyscy grają kogoś, kim nie chcą, by osiągnąć spełnienie, korzyść osobistą. I wszyscy ponoszą klęskę. Żona nie zostaje liderką komunistów, nie imponuje mężowi, a jej małżeństwo się rozpada. Pisarz i tak w końcu zostaje rozpoznany, nie mogąc uciec od swej sławy, a monter zakłada rodzinę, której nie chce, a majątku i tak nie dostaje.
I tu pojawia się najmocniejsza strona tej książki. Wszyscy uzmysławiając sobie porażkę, porzucają swoją grę, co stanowi krok do osiągnięcia sukcesu. Żona nie chcąc już dłużej grać uwodzicielskiej i ponętnej, poznaje mężczyznę, nawiązuje z nim naturalny związek, w którym obydwoje akceptują siebie takimi, jakimi są. Nagle czuje się szczęśliwa i spełniona i odkrywa, że dla nowego męża jest piękna i tak się czuje. Pisarz odnajduje się przez chwilę w normalnej rozmowie z byłym kolegą, w której to już nie on, a kolega gra, chwaląc się swoim sukcesem. Czuje się z tego powodu wolny, a kolega przegrywa, kiedy dowiaduje się, że pisarz to ten sławny autor, czyli osoba z większym sukcesem na koncie niż on. Wreszcie monter, który niczego nie zrobił bezinteresownie, czuje się w końcu spełniony, kiedy wykonuje pracę dla kapitana, pracę, za którą nikt mu nie zapłaci dodatkowo, która nie przyniesie mu sławy, pracę, którą robi z chęci pomocy. Odczuwa szczęście, kiedy w oczach kapitana widzi wdzięczność, dumę z poświęcenia i zaradności. I to wystarcza mu za zapłatę.
Pojawia się u Millera podobnie jak w "Śmierci komiwojażera" motyw dążenia do osiągnięcia sukcesu materialnego narzuconego sztucznie, niekiedy przez otoczenie (presja społeczna by być ładnym i pożądanym, by być kimś),niekiedy przez siebie (dążenie do bogactwa lub sławy),jako niszczycielskiej siły. To kolejne potępienie skrajnego hedonizmu i kultu pieniędzy, a jednocześnie swego rodzaju apoteoza czystych relacji międzyludzkich jako panaceum na rozpadający się świat, w którym materializm wyznacza kierunek. Pisarz całe życie dążąc do bogactwa, kiedy odbiera czek i zdaje sobie sprawę, że ma tyle pieniędzy, że mógłby wykupić całą knajpę, w której siedzi, nagle zdaje sobie sprawę, że przestały go one cieszyć. Narzucony przez społeczeństwo pęd dążenia do nich daje pozorny cel w życiu, kiedy jednak się go osiągnie, szybko przychodzi refleksja, że pieniądze szczęścia nie dają.
Zdaje się, chce nam Miller powiedzieć, że prawdziwe szczęście jest w ludziach, można je znaleźć w czystych relacjach, czy to miłosnych, czy przyjacielskich. Pięknym jest się wtedy, kiedy jest się pięknym dla osoby bliskiej, a bogatym wtedy, gdy można sukces materialny dzielić z drugą osobą. Granie kogoś, kim się nie jest, by osiągnąć coś, co jest narzucone społecznie, nie przyniesie szczęścia. Niestety, wciąż o tym zapominamy w codziennym życiu. A powinniśmy częściej szukać nie kolejnego tysiąca na koncie, a ciepłego spojrzenia w oczach kogoś, komu np. pomogliśmy.