Siostry zdrady Elizabeth Fremantle 8,4
Zdrada. Świadome działanie na czyjąś niekorzyść wbrew złożonym wcześniej obietnicom. Czyn zmierzający do złamania wierności normom i przyjętym regułom, narzuconym odgórnie. Jawna lub skryta negacja czegoś, co w opinii władzy jest jedyną i niepodważalną prawdą, którą należy wyznawać. Co jednak, kiedy zdrada w mniemaniu osoby, która się jej rzekomo dopuściła, wcale nią nie jest? Co, gdy zdrada jest niczym niechciana spuścizna, którą otrzymujemy w spadku, nie mając szansy na to, by odciąć się od „szkarłatnej litery”, którą nam „przyklejono” w ramach postępowania naszych przodków…?
Po fenomenalnej „Rozgrywce królowej” przyszedł czas na „Siostry zdrady”. Autorka ponownie zaprasza nas na królewski dwór, gdzie intrygi są na porządku dziennym. Gdzie codzienność jest niczym partia szachów, nigdy nie wiemy, kto i kiedy zaserwuje życiowy „szach i mat”. Gdybym miała określić jednym słowem lekturę najnowszej książki Elizabeth Fremantle, to powiedziałabym, że była ona WYBORNA. „Siostry zdrady” nie tylko obalają tzw. klątwę drugiego tomu, ale śmiem twierdzić, że powieść ta jest jeszcze lepsza niż jej poprzedniczka z cyklu! Jeszcze więcej w niej emocji, wszechobecnych intryg, do tego stopnia sugestywnie nakreślonych, że mimowolnie odwracamy się za siebie, by sprawdzić, czy nie podąża za nami ktoś, kto jest niczym cień… Autorka doskonale odnajduje się w realiach XVI-wiecznej Anglii, roztaczając przed nami świat, którego zapewne nie poznalibyśmy z kart wielkiej historii. Oddaje głos kobietom, których obecność nie była dotąd wyraziście zaznaczona, a jednak miały one swoją rolę w dworskiej codzienności. Dwie siostry – Maria i Katarzyna, które zdają się balansować na cienkiej linii niebezpieczeństwa. Ich siostra już straciła głowę, czy zdołają ochronić własne?
Powieść Fremantle trzyma w napięciu, wciąż bowiem zastanawiamy się, czy czuwająca nad dziewczętami przyjaciółka ich matki, portrecistka Levina Teerlinc, zdoła ocalić je od zguby, kiedy do władzy dojdzie Elżbieta, która, delikatnie mówiąc, nie przepada za starszą z sióstr. Autorka nakreśliła fabułę w taki sposób, że poniekąd przypomina ona historyczną sensację, naszpikowaną intrygami, zależnościami na mapie rodzinnych powiązań krwi, ale także opowieść pełną emocji, namiętności i tytułowej zdrady, która wciąż czai się w cieniu…
Podsumowując:
„Siostry zdrady” to nie tylko dramat historyczny, który przypadnie do gustu miłośnikom gatunku. To świetnie odmalowany portret królewskiego dworu, obraz ówczesnych konwenansów, zależności i reguł podporządkowania, które były dla niektórych niczym okowy, z których nie mieli szansy się uwolnić. Powieść Fremantle czyta się niczym świetnie skrojony scenariusz filmu, bo od pierwszej strony wchodzimy do wykreowanego przez nią świata, będącego mariażem prawdy historycznej i fikcji literackiej, i czujemy, jakbyśmy odbyli podróż w czasie. Plastyczność języka, postaci, w które autorka tchnęła życie, napięcie i obawa o losy bohaterek, to wszystko stanowi idealną kompilację dla kogoś, kto uwielbia pełne emocji książki. Drugi tom serii to opowieść o zdradzie, samotności, strachu, ale przede wszystkim o kobietach, które piastowały w XVI wieku przeróżne role. I gdyby się tak bliżej przyjrzeć, to można zauważyć, że niezależnie od statusu społecznego, tego, czy były władczyniami, czy zaledwie ginącymi w cieniu innych częściami królewskiego dworu, każda z nich miała w sobie pierwiastek tragiczny. Jak widać przywilej bycia u władzy, nie mógł ochronić je przed rzeczami ostatecznymi. A dla niektórych wcale nie był błogosławieństwem, a wręcz przeciwnie - przekleństwem... Ogromnie polecam!