Skradzione dni Grażyna Jeromin-Gałuszka 8,1
Otulona kojącym, wyciszającym i zanurzonym w melancholii klimacie wsi. Z ujmującym realizmem i wiarygodnością odkrywająca tkwiące na dnie duszy jej mieszkańców pragnienia. Fascynująca kompilacją rzeczywistości i wyczuwalnej aury obecności, którą nie sposób dostrzec wzrokiem.
„Skradzione dni” to kontynuacja powieści obyczajowej osnutej w scenerii iście idyllicznej, oswajającej traumy i lęki bujną naturą, w której dociekające sąsiedzkie oko nie stanowi o potrzebie powielania plotek, ale o szczerej trosce. I zarazem to historia odmalowująca kobiece portrety, bo to właśnie panie i ich emocjonalne doświadczenia budują fundament tej fabuły. Życiorysy dwóch z nich nakreślono bardziej wyrazistymi barwami, a ich losy spleciono we wspólną ścieżkę, po której zaczynają razem kroczyć, a przy tym w duecie tworzyć swoją codzienność. Pomiędzy nimi uwypukla się tajemnica z przeszłości, podszyta obawą jej obnażenia, ale też emanująca nadzieją – na bliskość, na bezpieczeństwo, na świadomość, że ma się tuż obok źródło siły i wsparcia. Że można w końcu na kogoś bezwarunkowo liczyć, że nareszcie ktoś w ciebie bezgranicznie wierzy.
Piękno tej kreacji dostrzega się nie tylko w zaakcentowanych uczuciach, ale również w nietuzinkowej narracji, która fragmentarycznie eksponuje prozę dnia z wyczuwalną swojskością, a momentami lirycznie przenika bolesne odmęty egzystencji. Piórem niezwykle obrazowym, czułym i przesiąkniętym wrażliwością, ale i subtelnie humorystycznym, Grażyna Jeromin-Gałuszka w realia współczesnej polskiej wsi przemyca tragiczne ludzkie historie, traktując o nich z wyczuciem, owiewając swoistą magią, przywołując raniące dla wielu wspomnienia. Ustanawia Rogoże miejscem schronienia dla zagubionych i niepewnych jutra, w którym odnaleźć można upragniony azyl, swoje wymarzone szczęście, w którym nawet dźwięk dręczących problemów wybrzmiewa znacznie ciszej i nie tak złowieszczo. Tu miłość do życia staje się łatwiejsza, demony z przeszłości, choć uwierające wciąż pod skórą, możliwe do uśpienia, a fabularna przeszłość i teraźniejszość już nie tak przytłaczające. To ujmująca gawęda, prozaicznie, ale też i wzniośle opowiadająca o nowych szansach, o zakorzenionych w sercu obawach przed samotnością, wreszcie o więzach, których nie nadwątli nawet upływający nieubłaganie czas.
Nie tylko Rogoże stanowią w tej prozie symbol ucieczki od szalonego świata, także Charlie przybiera postać tymczasowej opoki, czasowego rozwiązania trudnej dla dwóch kobiet sytuacji. I wyjątkowość tego ratunku przejawia się w tożsamości tej pomocy, Charlie to bowiem kamper, a przy tym namacalny impuls dla Kiry do odnalezienia prawdy wygrywanej nutami wyjątkowej i niepowtarzalnej kołysanki z dzieciństwa. I zarazem spoiwo do połączenia jej odrębnej historii z doświadczeniami enigmatycznej Marii, do scalenia ich w jedną nierozerwalną, dogłębnie poruszającą i zdzierającą warstwę niedopowiedzeń. To opowieść utrwalająca się zobrazowanymi emocjami, prawdziwa, autentyczna, słodko-gorzka i niestroniąca od eksploracji najtrudniejszych dla człowieka uczuć. Zgłębiająca cenne mądrości, podkreślająca kapryśność losu i istotę doceniania drobnych radości, które wdzięcznie tworzą definicje szczęścia i ciepła, ale również pojęcia domu oraz rodziny. Żyć, być, właśnie teraz, właśnie tu. Można skraść lato, które odmieni wszystko i sprowokuje do zaglądnięcia w czeluść swoich tłumionych doznań. Można też kraść dni, jeden po drugim, wsłuchiwać się w podszepty podświadomości, rozkoszować każdą chwilą, z uśmiechem kroczyć zuchwale do przodu, zwyczajnie trwać i życzliwie traktować ludzi. Można wszystko, jeżeli tylko się chce.