Podróż na południe Michal Ajvaz 7,4
To się nazywa pulpowa fikcja. Sztuka opowiadania ma się dobrze – zdaje się tą książką mówić Autor, a skromny czytelnik może się tylko z nim zgodzić. Taki „Rękopis znaleziony w Saragossie” na miarę XXI wieku. Męczy mnie tylko pytanie, czy ta wspaniała postmodernistyczna zabawa stanowi sztukę dla sztuki, czy po prostu odzwierciedla naszą płynną nowoczesność...
Główny wątek zaczyna się od pewnego morderstwa popełnionego w Pradze przez zabójcę przebranego za aktora przebranego za kantowską „Rzecz Samą w Sobie”. W pogoń za sprawcą rzucają się m.in. postacie symbolizujące „Formę Czystej Naoczności”, ”Apercepcję Transcendentalną”, „Materię Zmysłową” i inne najważniejsze pojęcia filozofa z Królewca (BTW: może naprawdę to miasto powinno być czeskie, zwłaszcza że swą nazwę zawdzięcza królowi na Hradzie Przemysłowi Ottokarowi II – dzielnemu krzyżowcowi w wyprawie Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego na jakże uciążliwych Prusów).
I od tego zabójstwa zaczyna się szalona postmodernistyczna jazda, a konkretnie podroż na południe „śladami znaków”. Imponuje mnogość wątków i swoboda przemieszczania się między nimi. Konia z rzędem temu, który nie pogubi się nieco (ja gubiłem się „bardziej nieco”) w poszczególnych narracjach, wykazujących zapewne zamierzoną tendencję do oszołomienia czytelnika. Intencjonalne musiało być także i to, ze nie każda opowieść będzie w równym stopniu interesująca dla każdego czytającego.
A czegoż to nie ma w tych „szkatułkowych” powieściach, gdzie popkulturowe klisze rywalizują z wyrafinowaną filozoficzną narracją. Mnie zadziwiły wywody na temat nigdy nieistniejącego narodu ligdyjskiego; „powieść pasożytnicza”; powieść w drucie na dnie morza utrwalona, która staje się obiektem muzealnym, a potem – palimpsestem, by na koniec paść ofiarą dżungli, która zarasta ruiny muzealnego budynku; węgierska „medytująca mrówka”; sugestywny obraz miasta Meksyk, święcące teksty Mirandoli w Morzu Czarnym, żelki, z których ”promieniowała cicha groza”,
Ważne znaczenie dla rozwiązania zagadki ma łacińska nazwa krętogłowa, mojego ulubionego ptaka, którego niełatwo dostrzec, ale jeśli ktoś ma takie szczęście jak ja, to jeszcze udaje się go wiele razy z blisko sfotografować….
Ale najbardziej przemówiła do mnie narracja z „Opowieści przeora”. Tam zaś myśl/hipoteza/pewność (?),że my, ludzie – wraz z całą biomasą świata - jesteśmy jedynie rozproszonymi komórkami żądnego krwi potwora o rodowodzie kosmicznym, który czeka na przepoczwarzenie, pożarcie nas i wylot w kosmos. A jedyną szansą na unicestwienie tego monstrum byłoby - cóż, przyjmijmy tę hiobową wieść z właściwą godnością – zbiorowe samobójstwo ludzkości, połączone z całkowitym zniszczeniem wszystkiego, co żyje na Ziemi. Gdyby zachował się choć jeden żywy organizm, oznaczałoby to jedynie odsuniecie narodzin monstrum na te marne kilka miliardów lat.
Podróż dwójki bohaterów na południe to oczywiście figura podroży po prawdę, którą w końcu poznają – ale tylko o sprawcach dwóch zabójstw, nie o sobie. Sens tego epistemologicznego przedsięwzięcia podważa Autor, gdy z przekorą pisze, mrugając na boku do czytelnika: „Jedyną rzeczą, która zostanie, będzie banalne rozwiązanie pewnej detektywistycznej zagadki”, by natychmiast dodać:
„A może podroż miała jeden rdzeń, ale tym rdzeniem była tylko pustka, a padające na rzeczy światło było cichym światłem pustki, blaskiem nicości”.
PS Książka mogłaby jednak być krótsza o te powiedzmy 1/5, na czym jeszcze bardziej by tylko zyskała (dlatego 7/10). Chyba że pewne przemęczenie czytelnika znów było kolejnym postmodernistycznym zamiarem Ajvaza… ….
I jeszcze cytaty, które wyrwane z licznych kontekstów niewiele pewnie powiedzą, ale być może zachęcą.
…Apercepcja Transcendentalna potknęła się o wielką mutrę sterczącą z szyny i biadoliła, ze zwichnęła nogę w kostce, Formy Czystej Naoczności starały się udzielić jej pomocy, podczas gdy Materia Zmysłowa radziła policjantom, co powinni zrobić i bardzo ich tym irytowała. Dziewczyna z grupy kategorii Czystej Naoczności pobiegła ku jasnej plamie, rysującej się w ciemnej gęstwinie, i wróciła z kostiumem Rzecz Samej w Sobie, który uciekając, morderca tutaj najwyraźniej porzucił...
…Wiele razy przekonałem się, że turysta, który za granicą natyka się na rodaka, uważa za swoje prawo, a nawet obowiązek, nawiązać z nim rozmowę i naprzykrzać mu się nieprzerwanym mówieniem o najnudniejszych kwestiach. Dlatego zawsze, kiedy w obcym kraju słyszałem czeskie słowa, natychmiast przedsiębrałem środki mające uniemożliwić rozpoznanie, skąd przyjechałem…
…Tydzień po maturze zobaczył na pętli tramwajowej ogłoszenie mówiące, że Przedsiębiorstwo Komunikacyjne przyjmie dyspozytora ruchu, podniósł głowę i kiedy ujrzał oszkloną wieżyczkę, powiedział sobie, że tam mógłby mieć spokój, jedyną rzecz, której pragnął...
…Czytał, co się da, chociaż wszystkie słowa w książkach zgasły i leżały teraz na stronach jak martwe owady…
…Uświadomił sobie, że nie ma u siebie w domu książki, która by bez wyboru opisywała wszystko, co napotyka spojrzenie.
…Mówił sobie, że tajemnica niedorostków nie musi być zawsze gorsza od tajemnicy ludzi dojrzałych i mądrych…
…Na seminarium wbijały się w niego, z wyjątkiem oczu Rity, wyłącznie oczy wypełnione po brzegi nienawiścią. (…) Nie uciekał przed złymi spojrzeniami, patrzył na gromadę twarzy ściśniętych śmiertelną nienawiścią i czuł osobliwą rozkosz, nauczył się z przyjemnością kąpać w wyziewach obłędu i nienawiści…
…Wiedział, że dla kobiety mężczyzna zdolny jest popełniać o wiele większe głupstwa niż udział w demonstracjach domagających się praw dla nieistniejącego ludu…
…Cisza pustki pełna jest słów, zdań, opowieści (…) Pustka była tym, co na świecie najpełniejsze…
…Uświadomiłem sobie, że najszczęśliwszymi chwilami w moim życiu były poranki w obcych miastach…
…Pośród bogatych wdów z obu Ameryk modne stało się kupowanie kopii męża po jego śmierci (często w postaci z młodych lat); zdarzały się przypadki, w których kopia dostarczana była jeszcze zanim małżonek zdążył wyzionąć ducha, niekiedy więc po powrocie z pogrzebu na wdowę czekał koło kominka nowo narodzony i odmłodniały mąż ze szklaneczką sherry w reku…
…Zauważyli, że ku głowie Miguela pochyla się nie tylko wiele szepczących ust, ale także sporo uważnie słuchających uszu…
…Dla mnie zawsze odpychające były wszelkie książki obiecujące magię i tajemnicę, a ostatecznie za wszystkimi zagadkowymi portierami i parawanami pokazujące jaskrawo przybrany banał…
…Musiała przez dwie godziny oglądać amerykański thriller, którego twórcy nawet nie próbowali przedstawić swego dzieła jako sztuki…
....Niektórym wojnom mądrzej jest pozwalać przez całe życie jedynie tlić się, zostawiać je niewygrane ani nieprzegrane…
…Obaj nie przestali być nikim aż do śmierci…
…Też myślałam, że wydarzenia muszą mieć koniec. Ale to bzdura. Nic nigdy się nie zamyka, koniec to tylko nasza iluzja…
...Czy jego uśmiech jest uśmiechem przebiegłego intryganta, czy nic niepojmującego głupca…?