Dusza zwierząt Jean Prieur 6,8
ocenił(a) na 72 lata temu Ta książka była dla mnie niemałą niespodzianką, do której musiałam się ze swoim pragmatycznym umysłem na początku dostosować. Nie zerknęłam przede wszystkim gatunek, do którego została przydzielona. Filozofia i etyka nie są dziedzinami, którymi się nadmiernie interesuję. Do tego byłam z jakiegoś nieznanego powodu przekonana, że „Dusza zwierząt” będzie poświęcona kompletnie zwierzęcym zjawiskom paranormalnym.
To była oczywiście pomyłka, którą jednak nie przyjęłam z rozczarowaniem. Pan Prieur znacznie poszerzył obszar swoich wywodów, które uporządkował w swojej książce. Nie są to ścisłe badania z bogato wypunktowanymi źródłami jak w niedawno przeczytanej przeze mnie książce Clive’a Wynne’a. Autor opierał się na swoich myślach, życiowych doświadczeniach, które miał ze zwierzętami oraz na relacji innych osób. Czasami też zerkał do literatury.
A czego właściwie szukał? Oczywiście duszy u zwierząt! Chciał też poniekąd zniszczyć te straszne przekonanie, w którym uważano zwierzęta za zwykłe przedmioty czy napędzonymi przez instynkt maszynami. Taki mit utrwalił się przez wiele, wiele stuleci, co było dla samych zwierząt strasznie krzywdzące. W końcu z bezdusznymi przedmiotem można zrobić, co się chce. Przedmiot nic nie czuje, gdy się go kopnie, nie ma woli, więc można go zmusić do wszystkiego. Można mu zrobić wiwisekcję, można na nim w imieniu nauki eksperymentować, testować na nim leki czy głupie kosmetyki, bo jako przedmiot ma służyć jedynie człowiekowi, a gdy straci „termin ważności”, to można go bez żadnych oporów wyrzucić. Czy takie przekonanie nie jest niebezpieczne?
Przy utrwaleniu takiego wzorca myślenia pomogły w tym nie tylko prądy filozoficzne, ale przede wszystkim nasza rodzima wiara! Kościół katolicki otwarcie negował posiadania duszy u zwierząt, choć nie zwalniał ich z krwawej odpowiedzialności za jakieś wyimaginowane grzechy. To, co wyprawiono w imieniu wiary ze zwierzętami, było tak straszne, że nie starczyłoby konfesjonałów na całym świecie, aby się od tej winy uwolnić! Bo jak można wybaczyć przypisywanie niektórym stworzeniom szatańskich przymiotów na podstawie wyglądu czy dosłownie rozumianych wersetów z Biblii? Węże, które w wierzeniach Słowian były pozytywnie odbierane i często też trzymane w roli zwierzątek, zostały w chrześcijaństwie totalnie demonizowane. To samo dotyczyło też ropuchy czy gatunków o czarnym umaszczeniu. A w kozłach widziano już samego diabła, więc nie chcę już nawet myśleć, co przedstawiciele kościoła czy czarownice z nimi wyprawiali.
Pan Jean postawił się jednak w obronie zwierząt. Twierdził z pełnym przekonaniem i bez antropomorfizowania, że zwierzę ma duszę, ma uczucia, jest inteligentne, czuje ból, żal czy radość, potrafi zaprzyjaźnić się zarówno z własnym gatunkiem, jak i z innymi zwierzętami. Wiele mówił też o samej więzi pomiędzy zwierzęciem a człowiekiem. Zwierzę może być wierne, zazdrosne, nie zapomina dobroci, wybacza krzywdy w sposób, w jakim człowiek by tego nie uczynił, a ich miłość może przetrwać niekiedy i po śmierci.
Wbrew temu, co przedstawia okładka, autor nie koncentrował się jedynie na psach. Wiele gatunków zasługiwało na trochę uwagi. Dzięki tej różnorodności można spotkać wiele ciekawych przykładów ze świata fauny, które mnie naprawdę zaciekawiły. Szczególnie interesujące były zachowania zwierząt, które odstawało od schematu, którego znamy.
Cieszę się, że powstała ta książka i dobrze, że żyjemy w takich czasach, w których istnieje też wielu ludzi, którzy interesują się losem zwierząt (nie mylić z patologicznymi miłośnikami, którzy jednocześnie gardzą ludźmi) i angażują się w ich imieniu. Cieszę się też, że prawo staje się coraz mniej litościwe dla zwierzęcych krzywdzicieli, choć można jeszcze wiele w tym kierunku poprawić. Warto zwracać uwagę na zwierzęta, bo nasze losy jest ze sobą ściśle połączone.