rozwiń zwiń
Łukasz

Profil użytkownika: Łukasz

Warszawa Mężczyzna
Status Czytelnik
Aktywność 7 godzin temu
1 190
Przeczytanych
książek
1 367
Książek
w biblioteczce
1 166
Opinii
16 122
Polubień
opinii
Warszawa Mężczyzna
Już chciałem napisać, że Książka jest dla mnie niczym chleb powszedni, ale tego nie zrobię. Bez chleba mogę się jednak obyć, zaś dzień bez krótkiego przynajmniej obcowania z Książką (w ręku) uważam za stracony. Z wykształcenia - historyk, a zatem cenię teksty spoglądające w przeszłość. Tym bardziej, że przyszłość Człowieka barwi się na czarno. W doborze lektur stosuję - nie pamiętam już czyją - zasadę: „Szkoda czasu na dobre książki. Trzeba czytać tylko najlepsze”…

Opinie


Na półkach:

Świetna to komedia pomyłek, choć czarna a nawet tragikomiczna. Ale to i poważna rozprawka o niemożności porozumienia się ludzi o odmiennych sytuacjach życiowych, doświadczeniach i pozycji społecznej.

Major, goszczący na urlopie w domu podkomendnego (podczas gdy on.….), jest ewidentnie zaburzony, zapewne z racji swego udziału we froncie wschodnim – zresztą jako taki nie może być niewinny. Przypomnijmy: 2. Armia Węgierska brała udział w hitlerowskim Drang nach Osten i została rozbita w 1943 r. w zakolu Donu – straty: 100 tys. ludzi. Inne oddziały przez kilka miesięcy 1944-45 w braterskim przymierzu broni z Panami Niemcami bohatersko broniły przed hordami ze Wschodu Budapesztu, co uczyniło z niego kupę gruzu.

„Zaglądał na przykład podejrzliwie do wylotów rur ściekowych, przez które przed domami przepływała woda w rowach. Uwagę jego zaprzątnął kawałek sznurka, który się wił na betonie, a jego koniec ginął w przydrożnych zielskach. Ominął go ostrożnie i przykazał Tótom: - ostrożnie! Nie nastąpcie na to!

„- Kochana Pani Marisko, gdyby się zjawiła stara kobieta przebrana za popa i chciałaby wymienić plaster miodu na sól, to każcie ją na miejscu zastrzelić”.

„Śniło mi się, że partyzanci mnie porwali. Czułem, że mnie przepuszczają przez maszynkę i czułem, że trzeszczę w ich zębach”.

Major ma też kłopoty z komunikacją międzyludzką, na czym szczególnie cierpi gospodarz domu. Oficer źle bowiem rozumie słyszane słowa albo raczej źle słyszy po wybuchach na froncie.

Gdy np. poczciwy, terroryzowany przezeń gospodarz mówi: „miał pan major ochotę…”, tenże słyszy: „małpa major”.

„Zapadła cisza. Taka cisza, której nie sposób opisać. Taka cisza może panować tylko w grobie, w którym pochowany jest głuchoniemy. Nikt nie śmiał się odezwać, wiedząc że pogorszyłby tylko już i tak napiętą sytuację”.

Nie wolno też przy majorze spać – to kolejne patologiczne przyzwyczajenie frontowe. Dlatego cała rodzina udaje się na spoczynek dopiero gdy świta – z tym, że major cały boży dzień przesypia, jako jedyny oczywiście… .

Rodzina na wiele się godzi i wiele wytrzymuje, ale gospodarz hoduje w sobie gen sprzeciwu. Zakończenie zaskakuje, ale na pewno nie dziwi,

Inne cytaty:

Mówił zawsze to, co powiedziałby każdy, tyle że o sekundę wcześniej.

Natura zaszczepia dzieciom kolec ironii w stosunku do rodziców.

Milczenia nie można źle zrozumieć ani opacznie sobie wytłumaczyć. Są takie chwile (godziny, lata, epoki), kiedy tajemnica długiego życia jest milczenie.

Jest wojna i wszyscy żyjemy w strachu. A przecież walki toczą się bardzo daleko stąd, gazety dzień w dzień piszą o zwycięstwach naszych oddziałów, a mimo to czegoś się boimy.

PS Druga nowelka - do pominięcia.

Świetna to komedia pomyłek, choć czarna a nawet tragikomiczna. Ale to i poważna rozprawka o niemożności porozumienia się ludzi o odmiennych sytuacjach życiowych, doświadczeniach i pozycji społecznej.

Major, goszczący na urlopie w domu podkomendnego (podczas gdy on.….), jest ewidentnie zaburzony, zapewne z racji swego udziału we froncie wschodnim – zresztą jako taki nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Iście beckettowski koncept: miał przyjechać kościelny dostojnik - nie przyjechał, choć cała książeczka niemal poświęcona wyłącznie przygotowaniom do tego. Ale po co miałby wizytować, skoro i bez niego to wzorowa totalitarna rzeczywistość z elementami magii….

W tej mocno oniryczno-brutalistyczno-magicznej opowieści współcześni księża to dawni żołnierze rządzący wcześniej tym krajem, gdzieś na pograniczu Ukrainy, Węgier i Rumunii, którzy „zapuścili sobie teraz gęste brody, włożyli wysokie czapy i poprzebierali się w rozmaite księże kapoty”. Tylko metody sprawowania władzy się nie zmieniły – obozy formalnie są prewentoriami. Tylko nie wiadomo, na co umieszczani w nich ludzie chorują….

Raczej nie dla wszystkich ten gorzki obraz transformacji po 1989 r. - cóż, że przerysowany? - krajów byłego obozu komunistycznego, gdzie dawny system zastąpiła go mniej lub bardziej realna, a nie tylko symboliczna, władza kościołów (tu – greckokatolickiego, którego nie należy mylić z prawosławnym, za który niektórzy w opiniach mylnie go biorą).


Świat przedstawiony nie jest szczególnie przyjazny, zwłaszcza ludziom (za to ich wspaniałe nazwiska!).

”Koniec końców, w miejscu gdzie, gdzie wcześniej były siostry Senkowitz, zostały tylko dwie, czy trzy szufelki śmieci. W wypełnionej strzępami gałganów, wiórami i drzazgami parującej mięsnej miazdze trudno się było dopatrzyć nie tylko dwóch, ale nawet jednego trupa. Mewy niewiele zostawiły”.

”O odporności wikariusza Peripravy zaczęły już krążyć legendy, mówiono że jest jak jaszczurka – gdy obciąć jej ogon, odrośnie drugi – dlatego poćwiartowali go na drobne kawałki, by ochłapy, które z niego zostały, nigdy już nie mogły zrosnąć się do kupy”.

”Żołnierze przez długie tygodnie piekli na fortepianach poćwiartowane baranie tusze – szlachetne drewno dłużej trzyma żar – struny pękały jedna po drugiej z gorąca, a ich brzęk mieszał się z dymem, wzlatywał nad podwórzem i jeszcze przez wiele dni szybował nad dachami”.

”W mieście oczekiwano wizyty arcybiskupa Zilavy. Właśnie dlatego należało jak najszybciej pochwycić wszystkie niepożądane osoby, a przede wszystkim przebywających na wolności chorych”.

Są tu elementy znane z wcześniejszych książek Autora, tylko jeszcze bardziej….

”Nad dachami domów drżała galaretowata kopuła smrodu, od którego milkły nawet najbardziej zapalczywe mewy. Pośród murów unosiła się wprawiająca w odrętwienie cisza; słychać było jedynie bzyczenie much uderzających co i raz o szyby okien. Przenikało ono przez szyby i niczym czarne uderzenia bicza rozchodziło się echem po mrocznych pokojach”.

”Biskup Zelofan prowadził niegdyś zbiórkę pieniędzy, obiecywał 18 procent zysku tym, którzy powierzą mu swój majątek, a potem zwyczajnie zniknął z miasta. Można go było spotkać na iwano-frankiwskim rynku, gdzie co dzień paradował w astrachańskim futrze do ziemi, cały poobwieszany łańcuszkami, bransoletkami i srebrnymi kolczykami w uszach”.

”Z wnętrza samochodu dolatywała oszałamiająca woń – zapach miejsca, gdzie nie trzeba się liczyć z pieniędzmi. Niektórzy z bliżej stojących gapiów, czując go, po prostu wybuchali płaczem”.

”Żywili się sosnowymi szyszkami, żywicą, szarańczą i leśnym miodem, przede wszystkim zaś świeżym powietrzem”.

”Ulicami miasteczka parami lub trojkami błąkały się borsuki, jednorożce i rysie, które czasem pod osłoną nocy rzucały się dla hecy na przechodniów”.

”Trzymał teraz w dłoni połówkę granata, a w sączącym się do baraku świetle księżyca jego drobne pestki – rubinowe ziarna miłości – lśniły niczym drogie kamienie”.

To moja 4. książka Bodora i jednak mam poczucie pewnej wtórności przy braku nowych konceptów. Dlatego „tylko” 6, bo jednak nie tak znakomita jak tamte. Zwłaszcza ”Okręg Sinistra” – jednak niezapomniany!

Iście beckettowski koncept: miał przyjechać kościelny dostojnik - nie przyjechał, choć cała książeczka niemal poświęcona wyłącznie przygotowaniom do tego. Ale po co miałby wizytować, skoro i bez niego to wzorowa totalitarna rzeczywistość z elementami magii….

W tej mocno oniryczno-brutalistyczno-magicznej opowieści współcześni księża to dawni żołnierze rządzący wcześniej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Apokryf na faktach oparty, jako intertekstualna gra z czytelnikiem, był jednym z ulubionych gatunków nieodżałowanego Jerzego Limona.

Jego szczytowym osiągnięciem był niedoceniony „Wieloryb” – arcydzieło erudycji, fantazji i pasji badawczej Autora. „Kaszubska madonna” z 1991 r. to rzecz podobna, jest w niej i aluzja do tego późniejszego „wypisu źródeł”. A nie tylko dla historyków to lektura.

To ubrany w kunsztowną formę swoisty hołd dla Kaszubów ze wsi Rozewie, którzy przez stulecia ratują rozbitków z groźnego przylądka. To, co morze wyrzuci, jest ich, także pod względem niematerialnym. Wynoszą z tego i wiedzę o świecie niedostępną nikomu innemu, bo niby skąd. A gdy wśród uratowanych znajdzie się figura Madonny dla Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego wieziona… .

Wszystkiemu patronuje jednak nie ona, ale pewien włoski markiz z gdańskiej biblioteki, zapiekły protestant, co nie jest bez znaczenia dla całej opowieści. „Jego ciągoty w kierunku protestantyzmu stały się zbyt znane w jego ciepłej i kolorowej ojczyźnie, by ujść uwadze czujnej Świętej Inkwizycji, troskliwie dbającej o ludzkie dusze; musiał on ruszyć na tułaczkę po świecie, by w końcu; znużony peregrynacją, na stare lata wybrać dość chłodną i przez połowę roku szarą Polskę, gdzie miałyby spocząć jego zmęczone kości”.

Mamy tu cudowną różnorodność opinii na dany temat. Sporo rozważań o tożsamości, jeszcze więcej o długim trwaniu w historii. Pojawia się i magia historyczna, i magiczna przestrzeń gdańskiej biblioteki, konkretnie jej czytelni.

Istotę rzeczy, i największą wartość, stanowi opatrzony komentarzami narratora zbiór przeróżnych tekstów źródłowych z różnych epok o zagadkowej wsi, trudniącej się swym procederem przez całe wieki – aż do I rozbioru i pruskich rządów. To głównie epistoły z dawnych epok. Jeden z najciekawszych wątków dotyczy angielskiego następcy tronu. Ostatnie źródło, bliższe współczesności napisał zaś, jak czytamy, „gdański pisarz, Jerzy Limon”. Zawsze lubiłem książki w książce…

Wszystko jest tak świetnie wymyślone, że miejscami niemal dałem się zwieść przemyślności Autora, który z imponującą swobodą i jeszcze większą erudycją porusza się po kilkusetletniej historii miejsca i regionu. Ale największa jest jego wszechogarniająca kontrapunktyczna ironia, która nie oszczędza nikogo.

Parę przykładów:

„Byli jeszcze zbyt oszołomieni, by zauważyć, jak zaskakująco sprawnie wszystko związane z niesieniem pomocy było zorganizowane, jak bardzo było rutynowe, dopracowane do ostatniego szczegółu; nie zauważyli więc, że ubrania leżały w skrzyniach, jakby na nich czekając, że koce leżały ułożone w równą stertę, że ogień w piecu ponad potrzebę był rozpalony, a ciepłego jedzenia starczyłoby dla jeszcze raz tylu rozbitków. Nawet legowiska dla nich były przygotowane i wcale nie sprawiały wrażenia prowizorycznych; było ich nawet więcej niż rozbitków”.

„Statki te rozbijały się, i to z reguły w pobliżu przylądka Rozewie i wzdłuż wybrzeża w stronę Helu. Dzięki temu miejsce to cieszyło się złą sławą wśród marynarzy całej Europy i nawet ci bodaj najdzielniejsi w tamtych czasach, Anglicy, ochrzcili je mianem Piekła. Stąd też cały półwysep zaczęto tak nazywać: Piekło, a raczej z angielska: Hell. Z czasem nazwa ta powszechnie się przyjęła, straciwszy jeno drugie „l” i tylko niektórzy, co bardziej szowinistyczni językoznawcy niemieccy starali się wywieść etymologię nazwy „Hel” z mitologii germańskiej”.

„Bo musi pan wiedzieć, szlachetny panie, że ludzie ci wierzą, iż są wybranym ludem Matki Boskiej i pod Jej specjalną opieką. Prosty to ludek, po swojemu rozumiejący przykazania wiary. Ale dobrzy są, uczciwi. Od pokoleń są tacy, i tacy pozostaną, chyba że im miasta tu wybudujecie i zaczną myśleć bardziej po kupiecku i złem się zarażą, od którego zginą”.

„Niejeden wielki pan tu się w przeszłości rozbił z okrętem, a – wyciągnięty z topieli – noc tu spędzając, skorzystał z okazji, by posmakować urody tutejszych dziewcząt. Taki kaprys natury w tym mało szczurom lądowym znanym zakątku świata uważają tu wszyscy za rzecz normalną, a uroda i zdrowie, jakimi się powszechnie cieszą, utwierdza ich tylko w przekonaniu, że są wybranym ludem Matki Boskiej, w co też święcie wierzą”.

„Nieszczęśliwe katastrofy na przybrzeżnych mieliznach i skałach stanowiły dla nich praktycznie jedyną okazję do kontaktu „ze światem”. To znaczy, dzięki nim poznawali nowych ludzi, dowiadywali się o dalekich krajach, o dziwnych obyczajach tam panujących, o co rusz wybuchających gdzieś wojnach, najazdach, podbojach, o heretykach wszystkich wyznań, o barbarzyńcach wszelkich cywilizacji, słyszeli o rzeziach niewiniątek i o walecznym wyplewieniu schizmy, o stosach i wymyślnych torturach, o obronie i zdobyciu miast, o okrucieństwie zwyciężonych i bezwzględności zwycięzców, o dziwnych prawach i bezprawiu, o głodzie i nędzy, o zarazach, o tchórzostwie i zdradzie, o rozpuście i o wielu, wielu innych sprawach tamtego świata, które tylko utwierdzały ich w przekonaniu, że są rzeczywiście wybranym narodem”.

„Niepodważalnych dowodów dostarczało im morze, które w ten niecodzienny sposób stało się ich biblioteką, czy może raczej – mówiąc bardziej współcześnie – encyklopedią świata, a ściślej – wyrwanymi z niej kartkami, o przypadkowej i ograniczonej liczbie pomieszanych haseł”.

„Dzięki wyrzuconym przez morze towarom nie tylko uzupełniali swe skromne dochody, ale i poznawali bogatą różnorodność świata materialnego, wraz ze zmieniającą się modą, smakiem przednich win czy korzeni indyjskich (w których prawdziwie zasmakowali). Poznawali też nowe osiągnięcia ludzkiego umysłu, nowe wynalazki – najczęściej były to coraz zmyślniejsze i skuteczniejsze mechanizmy do uśmiercania i kaleczenia innych. Dzięki wyrzuconym przez morze zegarom poznali również czas, przynajmniej teoretycznie, w praktyce bowiem zmoczone morską wodą mechanizmy odmawiały posłuszeństwa i wskazywały godziny, które już dawno minęły, co zresztą nikomu tutaj nie przeszkadzało”.

„Jak przystało na humanistę, od spalenia wolał rozkład naturalny. Polska słynęła (wówczas) z tolerancji, stawiana przez wielu za wzór do naśladowania, złota wolność szlachecka – później tak bardzo niesławna – trzymała w ryzach wszelkie zakusy Inkwizycji, na temat bowiem duszy szlachcica tylko on sam mógł się wypowiadać, przez co był to kraj bez stosów, czym się do dziś Polacy chlubią, a co najwyżej mordować można było bezkarnie katolickich czy prawosławnych chłopów, z tym że nie czyniono tego z pobudek religijnych”.

„Wprawdzie wojny we Francji chwilowo ucichły, to jednak Zakon Krzyżacki – niestrudzony w rozwiązywaniu problemu pogan, a dzięki prawdziwie niemieckiej skrupulatności i metodyczności mogący się poszczycić nie lada wyczynem, jakim było wycięcie w pień całego narodu pruskiego – stwarzał jedyną praktycznie szansę zmierzenia się z ostatnimi już zapewne poganami, jacy się ostali w cywilizowanym świecie. A stamtąd, z odległych i tajemniczych Prus i Litwy napływały stale nowe, zachęcające wieści”.

„Nadeszła straszna wieść, że Jagiełło – od roku król Polski, ochrzczony imieniem Władysław – ochrzcił swe dziedziczne księstwo – Litwę, przez co Zakon chwilowo stracił sens istnienia, a nawet motywację do działań wojennych i przyjął pozycję wyczekującą. Co gorsza, zapowiadał się trwały pokój, i to pomimo rozpowszechnianym przez Krzyżaków (nie tak znów fałszywym) pogłoskom, jakoby Jagiełło miał na powrót wielbić bałwany. Wieści te zmroziły rycerstwo całej Europy i tylko ojciec Henryka wzruszał ramionami: „Mamy dosyć pogan w Anglii, po co ich jeszcze szukać za granicą?”, w czym też można upatrywać wczesny przykład angielskiej ksenofobii”.

„Kiedy pod koniec XIV wieku rycerze chrześcijańscy tracili z wolna nadzieję, że uda im się jeszcze choć trochę powalczyć w obronie wiary, by spełnić uroczyście śluby, przez co powszechnie tracili poczucie sensu życia i gnuśnieli po zamkach w dłużącym się ponad granice wytrzymałości oczekiwaniu na przychylność losu, czyli na wybuch jakiejś wojny albo choćby na jakąś schizmę, tak żeby można było heretyków wyciąć w pień, albo na nowy najazd Mongołów, więc kiedy wielu mężnych rycerzy zatraciło poczucie sensu życia i oddało się kupiectwu albo rozpuście i pijaństwu, Henryk hrabia Derby, przyszły książę Lankastru i król Anglii, prapraprawnuk Henryka III, postanowił stawić się na oczekiwane od dawien dawna wezwanie Zakonu Krzyżackiego i (mniej oczekiwane) litewskiego kniazia Witolda i wyruszyć do dalekich Prus, by tam spełnić swe rycerskie obowiązki, a także wywiązać się z przysięgi danej ukochanemu dziadkowi i Matce Boskiej”.

„Świat za horyzontem był potężny i zły, ale – na szczęście – cała jego siła była niczym w porównaniu z potęgą ich morza, ich wichrów. Dowodem tego były statki coraz to nowego typu, coraz to większe, z wieloma masztami i coraz wspanialszym ożaglowaniem, z wieloma piętrami kaszteli, najeżone groźnie armatami, prowadzone przez doświadczonych kapitanów i dzielną załogę, a jednak jakże bezradne i bezbronne w walce z falami, wirami, prądami w okolicach przylądka Rozewie. Obnażała się w ten sposób ułomność tego tajemniczego świata i ujawniała się jego istotna cecha: nie był to świat niezwyciężony. Mógł napawać grozą, ale nie był wszechmocny. Jego kruchość odnajdywali na brzegu. Wybebeszone żebra, szkielety i kikuty statków”.

PS Niestety, fatalny błąd rzeczowy Autora (czy poprawiony w najnowszym wydaniu?), kiedy pisze o „pięknej Polce z Bambergu, w której kamiennym uśmiechu artysta uchwycił całe ciepło słowiańskiej miłości”. Tyle że nikt, kto – jak np. ja - był w katedrze w saksońskim Naumburgu, nigdy nie zapomni rzeźby śmiejącej się Polki - margrabiny miśnieńskiej Regelindy, córki Bolesława Chrobrego. Bamberg, którego nie miałem szczęścia poznać, jest zapewne piękniejszym miastem, skoro to Bawaria, ale żadnego posągu Polki tam nie ma (za daleko od Słowiańszczyzny). W tamtejszej cesarskiej katedrze jest zaś wspaniała rzeźba – konna w kościele (!!!) - młodzieńca uchodzącego za Fryderyka II Hohenstaufa, największego chyba z cesarzy Świętego Cesarstwa Rzymskiego….

PS II Ale że nikt wcześniej nie dodał tego do bazy LC…..

Apokryf na faktach oparty, jako intertekstualna gra z czytelnikiem, był jednym z ulubionych gatunków nieodżałowanego Jerzego Limona.

Jego szczytowym osiągnięciem był niedoceniony „Wieloryb” – arcydzieło erudycji, fantazji i pasji badawczej Autora. „Kaszubska madonna” z 1991 r. to rzecz podobna, jest w niej i aluzja do tego późniejszego „wypisu źródeł”. A nie tylko dla...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Łukasz Starzewski

z ostatnich 3 m-cy
2024-05-19 21:59:04
Łukasz Starzewski wypowiedział się w dyskusji Czego aktualnie słuchasz?
2024-05-19 21:59:04
Łukasz Starzewski wypowiedział się w dyskusji Czego aktualnie słuchasz?

To na dobranoc Natalio: https://www.youtube.com/watch?v=lb22mGGfJWw

2024-05-19 21:49:55
Łukasz Starzewski wypowiedział się w dyskusji Czego aktualnie słuchasz?
2024-05-19 21:49:55
Łukasz Starzewski wypowiedział się w dyskusji Czego aktualnie słuchasz?

Max Richter - Dream 13 (minus even) https://youtu.be/8dvpT0hA0Lk?si=hMN-SqTvDR-0ukFl
   

2024-05-19 21:28:34
2024-05-19 21:28:34

Nie ma dla mnie większej przyjemności, niż podsuwać ludziom, którzy są mi szczególnie bliscy, z gruntu fałszywy obraz mojej osoby.

2024-05-19 21:10:56
2024-05-19 21:10:56

Kolega Schilinski jest z pochodzenia Polakiem. Mówi śliczną łamaną niemczyzną.

2024-05-19 21:07:28
2024-05-19 21:07:28

Wyświadczyć przysługę komuś, kogo nie znamy i kto nas nic nie obchodzi, to wspaniała rzecz, w takich chwilach spoza boskiej mgły wychyla się raj.

2024-05-19 21:01:04
2024-05-19 21:01:04

Gadamy o głupstwach, często także o rzeczach poważnych, ale unikamy wielkich słów. Piękne słowa są strasznie nudne.

2024-05-19 19:50:06
2024-05-19 19:50:06

Byliśmy szczęśliwi, wszyscy, przez długi czas a potem zrobiło się trudno i samotnie, bo Max dużo bardziej kochał heroinę.

2024-05-19 18:35:04
2024-05-19 18:35:04

Nauczyć się tu można niewiele, brak sił pedagogicznych i my, chłopcy z Instytutu Benjamenty, nigdy do niczego nie dojdziemy, to znaczy w przyszłości będziemy wszyscy czymś małym i podrz...

Rozwiń Rozwiń
Łukasz Starzewski
2024-05-19 18:12:57
2024-05-19 18:12:57
Jakob von Gunten. Dziennik Robert Walser
Średnia ocena:
7.4 / 10
103 ocen

ulubieni autorzy [79]

Dawid Grosman
Ocena książek:
7,2 / 10
10 książek
0 cykli
33 fanów
Cormac McCarthy
Ocena książek:
7,1 / 10
16 książek
2 cykle
831 fanów
Wit Szostak
Ocena książek:
6,7 / 10
35 książek
6 cykli
161 fanów

Ulubione

William Shakespeare Romeo i Julia Zobacz więcej
Emil Cioran Zeszyty 1957-1972 Zobacz więcej
Olga Tokarczuk Prowadź swój pług przez kości umarłych Zobacz więcej
Umberto Eco Imię róży Zobacz więcej
Sándor Márai Dziennik Zobacz więcej
Stanisław Barańczak Wiersze zebrane Zobacz więcej
Jean-Marie Laclavetine Przeklęta pierwsza linijka Zobacz więcej
Matei Vișniec Sprzedawca początków powieści Zobacz więcej
Józef Wittlin Sól ziemi Zobacz więcej

Dodane przez użytkownika

Stanisław Barańczak Wiersze zebrane Zobacz więcej
Joanna Gierak-Onoszko 27 śmierci Toby’ego Obeda Zobacz więcej
Georgi Gospodinow Schron przeciwczasowy Zobacz więcej
Georgi Gospodinow Schron przeciwczasowy Zobacz więcej
Georgi Gospodinow Schron przeciwczasowy Zobacz więcej
Wit Szostak Cudze słowa Zobacz więcej
Tove Ditlevsen Moja żona nie tańczy. Opowiadania wybrane Zobacz więcej
Tommi Kinnunen Powiedziała, że nie żałuje Zobacz więcej
Ivo Andrić Anika Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
1 190
książek
Średnio w roku
przeczytane
22
książki
Opinie były
pomocne
16 122
razy
W sumie
wystawione
1 179
ocen ze średnią 7,5

Spędzone
na czytaniu
5 734
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
18
minut
W sumie
dodane
4 789
cytatów
W sumie
dodane
2
książek [+ Dodaj]