-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1191
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
2024-06-02
2024-05-30
2024-06-01
2024-05-30
Kiedy sięgałam po „Mściwą miłość” Artura Żurka, to nie spodziewałam się, że zostanę wciągnięta w wir tak mrocznych i nieprzewidywalnych zdarzeń. Znane są mi już wcześniejsze książki autora i mniej więcej wiedziałam, czego można się będzie spodziewać, lecz to, co się działo tutaj, przeszło moje wyobrażenia. To powieść, która wciąga od pierwszej strony i nie puszcza aż do zaskakującego finału, ale i odniosłam wrażenie, że im dalej, tym poziom moralnego zła wzrasta z każdej strony i świat jawi się w beznadziejnych i czarnych barwach.
Główna bohaterka Barbara Reszelska to kobieta sukcesu. Atrakcyjna wdowa, założycielka i prezeska fundacji „Fortitudo”, wydaje się mieć wszystko, czego potrzeba do szczęścia: pieniądze, sukces zawodowy i młodego kochanka. Bohaterka korzysta z życia i żyje dosłownie tak, jak tylko chce i udowadnia, że wiek nie jest żadną przeszkodą. Na pewno też nie można jej wpisać w stereotyp polskiej babci. Jednak idealne życie Barbary zostanie brutalnie przerwane przez jeden tajemniczy telefon, który zapoczątkowuje serię dramatycznych wydarzeń. Bardzo szybko kobieta straci całe swoje życie i będzie zdana na los okrutnego porywacza.
Artur Żurek w mistrzowski sposób od pierwszych stron buduje napięcie, nie szczędząc czytelnikowi wstrząsających momentów. Scena, w której Barbara obudzi się w całkowitej ciemności z obrożą na szyi, jest jednym z najbardziej przejmujących fragmentów książki. Ta nieprzenikniona czerń, zupełny brak orientacji i groźba, która wisi w powietrzu – wszystko to sprawia, że czytelnik czuje niemal fizyczny lęk. A to dopiero wstęp do tego, co pisarz przygotował nie tylko dla swoich bohaterów, ale i dla czytelników. Autor zgrabnie gra na naszych emocjach, odsłaniając kolejne warstwy psychologicznego horroru. Autor nie skupia się wyłącznie narracji porwanej Barbary, ale dopuszcza do głosu także jej oprawcę i oddaje też głos kilku innym bohaterom drugoplanowym, którzy dodadzą kolorytu całej opowieści. Wszystkie postaci z własnymi motywacjami, przemyśleniami i tajemnicami tworzą skomplikowaną sieć powiązań, a dzięki temu fabuła staje się znacznie ciekawsza. Od samego początku ciekawiło nie to, dlaczego Barbara stała się ofiarą porwania i jaka była motywacja jej sprawcy i czy uda jej się uciec? Jedyne co mi nieszczególnie przypadło do gustu i minimalnie odebrało radość z czytania to fragmenty związane z działaniami policji, brak w nich jakiejkolwiek logiki i ci bohaterowie są przykładem antypolicjantów.
Jednym z największych atutów „Mściwej miłości” jest umiejętność autora do prowadzenia skomplikowanej fabuły z licznymi zwrotami akcji. Żurek wciąga czytelnika w świat pełen tajemnic i niebezpieczeństw, gdzie nic nie jest takie, jak się wydaje. Powieść nie tylko dostarcza silnych emocji, ale również zmusza do refleksji nad naturą zemsty i jej konsekwencjami. Barbara, która do tej pory żyła w przekonaniu, że jest panią swojego losu, musi zmierzyć się z brutalną rzeczywistością. Każdy jej krok, każde działanie jest teraz dokładnie obserwowane przez tajemniczego oprawcę. Autentyczność jej postaci, jej emocjonalne zmagania, sprawiają, że nie możemy oderwać się od lektury. Autor zadaje też pytania o granice poświęcenia dla bliskich, o cenę zemsty i o to, czy warto rezygnować z własnego szczęścia, by zadowolić innych. Barbara, mimo że jest ofiarą, nie jest bezwolna. Jej walka o przetrwanie, o odzyskanie kontroli nad swoim życiem, budzi podziw i skłania do przemyśleń. W końcu, jak daleko jesteśmy w stanie się posunąć, by obronić swoje wartości i tych, których kochamy?
„Mściwa miłość” to książka, którą polecam każdemu miłośnikowi mrocznych kryminałów z głębokim psychologicznym tłem. Artur Żurek umiejętnie balansuje między akcją a refleksją, tworząc dzieło, które zostaje w pamięci na długo po przeczytaniu ostatniej strony.
Kiedy sięgałam po „Mściwą miłość” Artura Żurka, to nie spodziewałam się, że zostanę wciągnięta w wir tak mrocznych i nieprzewidywalnych zdarzeń. Znane są mi już wcześniejsze książki autora i mniej więcej wiedziałam, czego można się będzie spodziewać, lecz to, co się działo tutaj, przeszło moje wyobrażenia. To powieść, która wciąga od pierwszej strony i nie puszcza aż do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-31
2024-05-29
2024-05-26
2024-05-26
2024-05-24
2024-05-16
Po wielu książkowych przygodach przekonałam się, że science fiction nie jest gatunkiem dla mnie. W żadnej fabule nie znalazłam „tego, czego”, po prostu też nie umiem wyobrazić sobie pewnych rzeczy, a mój mózg łapie zawieszkę. Jednak co w sytuacji, gdy książka z tego gatunku jawi się jako powieść dla osób, które tego gatunku nie lubią? Decyzja była szybka, powiedziałam „sprawdzam” i tak w moje ręce trafiła „Księga czaszek” Roberta Silverberga. I ciekawa sprawa jest z tą książką – tak najprościej można napisać o pierwszych wrażeniach. Faktycznie pod względem gatunku niewiele ma wspólnego z science fiction, co bardzo mnie cieszy, trudno ją sklasyfikować też na sztywno jako thriller psychologiczny. Na pewno jednak swoje grono odbiorców znajdzie!
Fabuła powieści skupia się na czterech młodych mężczyznach: Oliverze, Timothym, Elim i Nedzie. Każdy z nich reprezentuje odmienny charakter, różne środowisko oraz wyznanie. Łączy ich to, że mieszkają razem w akademiku i mają wspólny cel: wyjechać do Arizony. A dlaczego tam? Zainspirowani starożytnym manuskryptem, który obiecuje nieśmiertelność, postanawiają wyruszyć właśnie do Arizony, gdzie, jak głosi legenda, znajduje się tajemnicze bractwo strzegące sekretu wiecznego życia. Manuskrypt obiecuje wieczne życie, ale cena za ten dar jest przerażająca: jedna ofiara musi być dobrowolna, druga narzucona. Czy to nie brzmi trochę przerażająco? A może wręcz i głupio, bo kto by wierzył w manuskrypty? Tym bardziej że każdy, kto zostanie przyjęty do bractwa, musi zapłacić życiem jednego z towarzyszy – samobójstwo i morderstwo to warunki nie do obejścia. Jak się skończy ta ich przygoda?
"Księga czaszek" to powieść, która z pewnością zasługuje na uwagę, choć nie jest pozbawiona wad. Silverberg porusza w niej ważne tematy, takie jak cena nieśmiertelności, wartość życia i granice ludzkiej moralności. Choć momentami książka wydaje się przeciągnięta przez nadmiar retrospekcji, to jednak pozostawia po sobie trwałe wrażenie i zmusza do refleksji. Autor doskonale oddaje wewnętrzne konflikty bohaterów, co z jednej strony stanowi o sile tej książki, ale z drugiej – może być jej największą wadą. W mojej opinii nadmiar monologów wewnętrznych i niekończące się dylematy moralne bohaterów nieco przytłaczają narrację. Bo ileż można czytać o młodzieńczych podbojach, przygodach na jedną noc, dziewczynach, seksie i wszystkim tym, co raczej nie jest istotne dla fabuły. Choć zrozumiałe jest, że autor chciał ukazać głębię psychologiczną postaci, momentami miałam wrażenie, że akcja stoi w miejscu, a niepotrzebne rozważania wydłużają niepotrzebnie fabułę. Tym bardziej że każde z wydarzeń z podróży opisywane jest przez czterech bohaterów, mamy więc różne punkty widzenia tej samej sytuacji.
Motyw drogi, który dominuje w powieści, jest interesujący, ale nie wywołał we mnie wielkiego „wow”. Może dlatego, że miałam nadzieję na więcej dynamicznych zwrotów akcji i głębszą eksplorację tajemniczego bractwa. Zamiast tego, otrzymujemy szczegółowe opisy emocji i przemyśleń bohaterów, co może być nużące dla czytelników szukających bardziej wartkiej akcji. A sam koncept bractwa, które rzekomo pokonało śmierć, jest intrygujący. Starożytne pismo obiecuje nieśmiertelność, ale ceną jest ofiara – jedna dobrowolna, jedna narzucona. Tylko czterech kandydatów może ubiegać się o nauki, a jedynie dwóch zostanie przyjętych. Dla każdego z nich oznacza to, że jedna osoba musi umrzeć. Brzmi to trochę jak szaleństwo, czyż nie?
Mimo wszystko „Księga czaszek” posiada swoje mocne strony. Arizona, z jej surowym, pustynnym krajobrazem, staje się tłem nie tylko fizycznej podróży, ale również metaforycznej – do wnętrza siebie. Ponadto, pytania, które stawia Silverberg, są uniwersalne i skłaniają do refleksji: Czy warto poświęcić wszystko dla nieśmiertelności? Jakie są granice naszej moralności? Czy prawdziwe życie wieczne można osiągnąć kosztem innych? Dopiero samo zakończenie jest stricte fantastyczne i każdy czytelnik odbierze je na pewno inaczej.
Po wielu książkowych przygodach przekonałam się, że science fiction nie jest gatunkiem dla mnie. W żadnej fabule nie znalazłam „tego, czego”, po prostu też nie umiem wyobrazić sobie pewnych rzeczy, a mój mózg łapie zawieszkę. Jednak co w sytuacji, gdy książka z tego gatunku jawi się jako powieść dla osób, które tego gatunku nie lubią? Decyzja była szybka, powiedziałam...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-23
2024-05-19
Droga do zemsty zawsze jest krwawa, to wiadomo nie od dziś. I ten motyw ponownie wykorzystuje Grzegorz Wielgus i niech to wiatr, ale po raz drugi robi to dobrze! W „Pieśni zemsty” kontynuacji fascynującej „Pieśni pustyni” fabuła prowadzi czytelników przez labirynt intryg, zdrad i heroicznych zmagań. Byłam przekonana, że nie można zepsuć tak dobrej historii i ze spokojem i ekscytacją zaczęłam czytać kontynuację. Było warto!
Najbardziej cieszyło mnie spotkanie z główną bohaterką Zirrą, której główny cel pozostał bez zmian – zabić Eristi, przywódczynię kultu Wszechśmierci i uwolnić duszę swojej siostry. Zirra jest postacią złożoną, pełną wewnętrznych sprzeczności. Jej determinacja jest godna podziwu, ale czy nie popełni żadnych błędów? Jakie wyzwania staną na jej drodze? Wielgus mistrzowsko oddał jej wewnętrzne rozterki i emocjonalne zmagania, za co lubię tę bohaterkę jeszcze bardziej. Równie fascynującym pozostaje wątek Karamisa, który także zmaga się z własnymi demonami. Jego droga to balansowanie na krawędzi ostrza, gdzie każdy krok może zakończyć się upadkiem. Spotkanie z Relikwiarzami to moment, który dosłownie zapiera dech w piersiach! Nie zapomnijmy o Kapitanie Staurosie, który w konfrontacji z nadciągającymi wojskami Lwicy Sagilei i własnym ojcem, musi dokonywać wyborów, które na zawsze odmienią jego życie. Jest symbolem lojalności i odwagi, ale również człowiekiem, który rozumie, że czasem trzeba sięgnąć po broń, by bronić swoich przekonań. Astris to postać, która wnosi do powieści element tajemnicy i intrygi. Jej umiejętność poruszania się między politycznymi machinacjami a osobistymi konfliktami jest fascynująca. Astris żyje w świecie, gdzie każdy ruch jest ryzykiem, a każdy błąd może być ostatnim. Ta mieszanka różnych bohaterów gwarantuje naprawdę niezapomniane emocje.
„Pieśń zemsty” jest nie tylko kontynuacją, ale i rozwinięciem uniwersum stworzonego przez autora. Każda strona pełna jest emocji, napięcia i niespodziewanych zwrotów akcji. Tutaj dosłownie wszystko do siebie pasuje, całość ze sobą idealnie współgra. Grzegorz Wielgus umiejętnie rozkłada akcenty, tworząc złożony świat pełen politycznych intryg, mistycznych tajemnic i epickich bitew. Jego styl pisania jest barwny, pełen szczegółów, które ożywiają każdą scenę, a jednocześnie nie przytłacza nadmiarem informacji. I widać, że autor naprawdę wykonał bardzo dobrą literacką robotę i nie ma tu miejsca na żadne przypadki. Mnóstwo scen dosłownie wciąga i może i Wy poczujecie pustynne temperatury i będziecie mieli wrażenia, że piach jest wszędzie.
"Pieśń zemsty" to lektura obowiązkowa dla każdego fana gatunku. Nie ma tu mowy o rozczarowaniu i jeśli czytaliście część pierwszą, to nie ma opcji, że ominiecie ten tytuł. Grzegorz Wielgus stworzył dzieło, które jest zarówno kontynuacją godną swojej poprzedniczki, jak i samodzielną, porywającą historią. Można zacząć przygodę od tej części, do tego pustynnego świata wchodzi się dość gładko, ale nie polecam i warto czytać cykl w kolejności. Jeśli szukacie książki, która wciągnie was bez reszty i dostarczy niezapomnianych emocji, "Pieśń zemsty" jest idealnym wyborem. Czy powstanie kontynuacja? Mam nadzieję, że tak!
Droga do zemsty zawsze jest krwawa, to wiadomo nie od dziś. I ten motyw ponownie wykorzystuje Grzegorz Wielgus i niech to wiatr, ale po raz drugi robi to dobrze! W „Pieśni zemsty” kontynuacji fascynującej „Pieśni pustyni” fabuła prowadzi czytelników przez labirynt intryg, zdrad i heroicznych zmagań. Byłam przekonana, że nie można zepsuć tak dobrej historii i ze spokojem i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-22
2024-05-19
O najnowszej książce Eweliny Miśkiewicz „Tam, gdzie pada cień" już na samym początku można napisać, że przykład książki, o której nie tak łatwo zapomnieć. To doskonały przykład gatunku domestic noir, który zmusza czytelników do zastanowienia się nad ciemnymi zakamarkami ludzkiej duszy oraz sekretami, które skrywają nasze domy. Początek książki może był niepozorny i wcale nie przypominał thrillera, bardziej pasowałby mi do powieści obyczajowej, lecz szybko zmieniłam o tym zdanie!
Główna bohaterka zawsze marzyła o stworzeniu rodziny. Pragnienie to miało swoje korzenie w trudnym dzieciństwie, pełnym tajemnic i niedomówień. Kiedy więc na jej drodze pojawił się Wojtek i jego rodzice, wydawało się, że to marzenie jest na wyciągnięcie ręki. Zamieszkanie w wielopokoleniowym domu wydało się idealnym rozwiązaniem – obrazkiem, który od dawna chciała zobaczyć w swojej rzeczywistości. Skrywana tajemnica z dzieciństwa zaczyna blednąć, a nowe życie umacnia jej wiarę w to, że można o wszystkim zapomnieć.
Tragiczna śmierć matki zburzy te podwaliny szczęścia i świat całej rodziny się zawali . Na powierzchnię wypłyną brak zaufania, dawne żale i nierozwiązane konflikty. Spirala kłamstw wciągnie wszystkich domowników, a sytuacja staje się coraz bardziej napięta, bowiem przed śmiercią matki zaginęła jeszcze jedna osoba. Kto i dlaczego?
Ewelina Miśkiewicz z niezwykłą precyzją buduje klimat tej opowieści i stopniowo dawkuje napięcie. Cieszę się, że nie porzuciłam tej książki po kilku pierwszych rozdziałach, bo ominęłaby mnie wstrząsająca historia i nie przeczytałabym o tak spragmatyzowanej rodzinie. Książka jest pełna zwrotów akcji, które trzymają w napięciu i nie pozwalają się oderwać. Mnóstwo razy przemknęła mi myśl, co jeszcze się tutaj wydarzy, czym autorka doświadczy bohaterów i czego jeszcze główna bohaterka nam nie mówi.
Styl autorki jest wręcz hipnotyzujący. Język jest plastyczny i pełen subtelnych niuansów, które budują atmosferę niepokoju. Każda strona przesiąknięta jest emocjami, które przekazują głębokie zrozumienie ludzkiej natury. Autorka doskonale kreśli psychologiczne portrety postaci, ukazując ich wewnętrzne zmagania i skomplikowane relacje. Wojtek, jego rodzice oraz inni mieszkańcy domu to osoby pełne sprzeczności, ukrywające swoje prawdziwe oblicza za maskami codzienności. Jakie tajemnice skrywają?
"Tam, gdzie pada cień" to książka, która zmusza do refleksji nad tym, jak skomplikowane mogą być relacje rodzinne. Ewelina Miśkiewicz pokazuje, że za pozornym spokojem i harmonią mogą kryć się głębokie rany i tajemnice, które potrafią zniszczyć nawet najtrwalsze więzi. "Tam, gdzie pada cień" to nie tylko thriller psychologiczny, ale również głęboko poruszająca opowieść o ludzkiej naturze i potrzebie przynależności. Miśkiewicz zadaje pytania o to, jak daleko jesteśmy w stanie się posunąć, by osiągnąć swoje marzenia, i jakie konsekwencje może to mieć dla nas samych i naszych bliskich. Czy można zbudować szczęście na fundamentach kłamstwa? Czy da się uciec przed przeszłością? Jeśli szukacie książki, która wciągnie was bez reszty i zostawi z poczuciem niepokoju, to jest to pozycja, po którą warto sięgnąć. Zostanie z Wami na długo!
O najnowszej książce Eweliny Miśkiewicz „Tam, gdzie pada cień" już na samym początku można napisać, że przykład książki, o której nie tak łatwo zapomnieć. To doskonały przykład gatunku domestic noir, który zmusza czytelników do zastanowienia się nad ciemnymi zakamarkami ludzkiej duszy oraz sekretami, które skrywają nasze domy. Początek książki może był niepozorny i wcale...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-21
2024-05-18
Kiedy słyszycie „greckie wesele”, to z pewnością wyobrażacie sobie sielankowy klimat, mnóstwo tańca, radość i śmiech. Od razu na myśl przychodzi mi też sympatyczny film „Moje wielkie greckie wesele”, które od lat mnie bawi i z chęcią do niego powracam. Autor kryminałów Tomasz Duszyński w swojej najnowszej książce postanowił do tego sielankowego wyobrażenia dodać do tego obrazka coś, czego nikt się nie spodziewał – morderstwo i w ręce czytelników oddał "Moje wielkie, greckie morderstwo". To, co miało być więc beztroskim świętowaniem miłości, przerodzi się w zwariowaną, pełną humoru komedię kryminalną, której nie można przegapić.
Cała akcja zaczyna się właściwie już w samolocie do słonecznej Grecji, bo już wtedy poznajemy towarzyszy podróży autora i jego Pani Żony i Pani Córki. Wszyscy bohaterowie oprócz odpoczynku w pięknym miejscu lecą na wesele Katarzyny Masłowskiej. Zgromadzeni pasażerowie stanowić będą bardzo barwne zbiorowisko, a im dłużej będziemy z nimi przebywać, tym jeszcze bardziej się rozkręcą. Nie wiem, czy można autorowi zazdrościć 😉
Główna akcja zaś zacznie się w greckim pensjonacie Zorba, jeden z gości weselnych Kostas Papadopoulos zostanie znaleziony martwy i wtedy zacznie się prawdziwa zabawa! A miał to być spokojny ślub. Najlepsze jest to, że to sam autor kryminałów będzie musiał rozwiązać tajemnicę morderstwa, grecka policja stara się bagatelizować całą sprawę. Kto może być podejrzany? Może ksiądz lub emerytowana aktorka Maślakowa? Gdy do pensjonatu przybywa Nikolaos Katastropoulos – nietuzinkowy inspektor znany z zamiłowania do białych garniturów, słomkowych kapeluszy i chodzenia boso, wydaje się, że śledztwo jest w dobrych rękach, ale to tylko pozory!
Tomasz Duszyński umiejętnie balansuje między napięciem a humorem, tworząc atmosferę, która trzyma czytelnika w ciągłym oczekiwaniu na to, co jeszcze może się wydarzyć. Zwroty akcji, które serwuje nam autor, są nie tylko zaskakujące, ale i niezwykle zabawne. Z taką ekipą barwnych gości nie sposób się nudzić! Wesele, które miało być dniem pełnym miłości, zamienia się w nieprzewidywalny ciąg zdarzeń, gdzie każdy gość ma coś do ukrycia, a każdy kąt pensjonatu kryje nową tajemnicę. Czy wyjdą na jaw rodzinne tajemnice i czy każdy z gości skrywa jakiś sekret?
"Moje wielkie, greckie morderstwo" to książka, która idealnie łączy w sobie elementy klasycznego kryminału z komedią. Duszyński nie boi się wprowadzać absurdalnych sytuacji i kolorowych postaci, które sprawiają, że cała fabuła jest nie tylko intrygująca, ale i niezwykle przebojowa. Styl pisania autora jest lekki, pełen ironii i zaskakujących dialogów, które wywołują uśmiech na twarzy. Narracja jest dynamiczna, a opisy malowniczej Grecji dodają całości uroku. Nie sposób nie zakochać się w tym idyllicznym, choć pełnym zagadek, miejscu.
Książka na pewno sprawdzi się idealnie na letnie popołudnie, pozwalając oderwać się od codzienności i zanurzyć w greckiej przygodzie pełnej humoru i tajemnic. Jednym z najbardziej urokliwych elementów książki jest postać Nikolaosa Katastropoulosa – inspektora, który nie tylko swoim nazwiskiem, ale i stylem bycia przypomina postacie z najlepszych komedii. Jego zamiłowanie do białych garniturów, słomkowych kapeluszy i chodzenia boso sprawia, że każdy jego pojawienie się na scenie wywołuje uśmiech na twarzy. Wydaje się, że śledztwo pod jego przewodnictwem nabiera profesjonalizmu, ale sprawy szybko wymykają się spod kontroli.
"Moje wielkie, greckie morderstwo" to doskonała propozycja dla każdego, kto szuka lekkiej, ale jednocześnie intrygującej książki z dużą dawką humoru. Ta książka sprawia, że wakacje w Grecji wydają się jeszcze bardziej kuszące – nawet z trupem w tle. Duszyński udowadnia, że potrafi pisać nie tylko świetne kryminały, ale także komedie kryminalne, które bawią i zaskakują. Jeśli więc szukacie książki, która wywoła uśmiech na waszej twarzy i dostarczy wam wielu niezapomnianych chwil – nie możecie przegapić tej pozycji. Opa!
Kiedy słyszycie „greckie wesele”, to z pewnością wyobrażacie sobie sielankowy klimat, mnóstwo tańca, radość i śmiech. Od razu na myśl przychodzi mi też sympatyczny film „Moje wielkie greckie wesele”, które od lat mnie bawi i z chęcią do niego powracam. Autor kryminałów Tomasz Duszyński w swojej najnowszej książce postanowił do tego sielankowego wyobrażenia dodać do tego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-20
2024-05-18
2024-05-16
2024-05-20
"Złowieszczy dar" Emily Thiede to jedna z tych książek, które wciągają od pierwszej strony i nie pozwalają oderwać się aż do samego końca. To debiut autorki, który zaskakuje dojrzałością, dobrze zarysowaną fabułą i wyrazistymi bohaterami. Główna bohaterka, Alessa, to postać, którą łatwo polubić i z którą łatwo się utożsamić, mimo jej nadprzyrodzonych zdolności. Zaskakujące jest także podejście do magii, bo zdecydowanie odbiega do wyobrażeń — nie będzie tu rzucania zaklęć, nie spotkamy także czarownic czy wróżek, ale autorka pewnym specyficznym darem obdarzyła swoją główną bohaterkę.
Fabuła książki skupia się na Alessie, która posiada dar od bogów — moc, która może ocalić jej lud, ale także zabić każdego, kto znajdzie się zbyt blisko. Alessa jest finestrą i aby skutecznie korzystać ze swojego daru, potrzebuje partnera zwanego fonte — osoby obdarzonej magicznymi zdolnościami. Finestra wchłania moc fonte i w taki sposób dysponuje magią. Niestety, jej trzej poprzedni partnerzy zginęli, nie będąc w stanie wytrzymać siły jej mocy. Czas ucieka, ponieważ rój demonów zbliża się do wyspy Saverio, a Alessa musi znaleźć nowego partnera, zanim będzie za późno. W tym kontekście pojawia się Dante — tajemniczy wyrzutek, którego Alessa zatrudnia jako osobistego ochroniarza. Ich relacja rozwija się w fascynujący sposób, pełen napięcia i niepewności. Czy Dante okaże się wybawieniem dla Alessy, czy może jej zgubą?
Jednym z największych atutów "Złowieszczego daru" jest bez wątpienia sposób, w jaki autorka kreuje swoich bohaterów. W książkach fantasy plusem mogą być ciekawie wykreowane nowe światy, ale jeśli nie poczuję chemii z bohaterami – zwykle kończy się na porzuceniu takiej powieści. Tutaj na szczęście od razu spodobała mi się kreacja finestry, a gdy potem doszedł Dante – byłam zadowolona! Alessa to postać pełna sprzeczności — z jednej strony jest silna i zdeterminowana, z drugiej zaś pełna obaw i wątpliwości. Jej wewnętrzne zmagania są przedstawione w sposób bardzo autentyczny, co sprawia, że łatwo się z nią można identyfikować ,plus wyczułam w niej też mocno tkwiący smutek, nie wiem czemu, ale to mnie szczególnie rozczuliło. Dante to z kolei to postać tajemnicza i intrygująca. Jego mroczna przeszłość i niejasne motywy dodają historii głębi i sprawiają, że nie sposób oderwać się od lektury. Podoba mi się też stopniowe kształtowanie się relacji między tą dwójką, powolne budowanie zaufania, nauka pracy zespołowej i narodziny prawdziwej przyjaźni. Dialogi pomiędzy nimi są autentyczne, pełne dowcipu i może niekiedy pojawia się też i napięcie sugerujące, że coś się między nimi zaczyna.
Świat przedstawiony w powieści jest równie fascynujący co bohaterowie. Saverio, wyspa pełna magii i tajemnic, jest miejscem, które można niemalże poczuć i zobaczyć na własne oczy. Thiede z dbałością o szczegóły opisuje zarówno piękno, jak i niebezpieczeństwa tego miejsca, tworząc tło, które doskonale współgra z dynamiczną fabułą. Nie ma problemu, by na własne oczy zobaczyć wszystkie sceny i chciałoby się choć na chwilę znaleźć na tej wyspie.
"Złowieszczy dar" to nie tylko historia o magii i walce dobra ze złem. To również opowieść o odkrywaniu siebie, o akceptacji własnych wad i zalet, o szukaniu swojego miejsca w świecie. Thiede zręcznie łączy wątki przygodowe, romantyczne i psychologiczne, tworząc powieść, która zadowoli zarówno miłośników fantasy, jak i tych, którzy szukają głębszych refleksji nad ludzką naturą. Pojawia się tutaj też wątek polityczny, ale na szczęście nie jest on opisany w skomplikowany sposób, można śmiało czytać. Napisałabym, że to książka bardziej dla młodzieży, ale i dorośli czytelnicy odnajdą radość z lektury. "Złowieszczy dar" Emily Thiede to niezwykle udany debiut, który zdobył serca czytelników na całym świecie i już wiem dlaczego! To książka, którą warto mieć na swojej półce, ponieważ łączy w sobie wszystko to, co najlepsze w literaturze fantasy — ciekawy świat, pełnokrwistych bohaterów i emocjonującą fabułę. Gorąco polecam!
"Złowieszczy dar" Emily Thiede to jedna z tych książek, które wciągają od pierwszej strony i nie pozwalają oderwać się aż do samego końca. To debiut autorki, który zaskakuje dojrzałością, dobrze zarysowaną fabułą i wyrazistymi bohaterami. Główna bohaterka, Alessa, to postać, którą łatwo polubić i z którą łatwo się utożsamić, mimo jej nadprzyrodzonych zdolności. Zaskakujące...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to