Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

"Złowieszczy dar" Emily Thiede to jedna z tych książek, które wciągają od pierwszej strony i nie pozwalają oderwać się aż do samego końca. To debiut autorki, który zaskakuje dojrzałością, dobrze zarysowaną fabułą i wyrazistymi bohaterami. Główna bohaterka, Alessa, to postać, którą łatwo polubić i z którą łatwo się utożsamić, mimo jej nadprzyrodzonych zdolności. Zaskakujące jest także podejście do magii, bo zdecydowanie odbiega do wyobrażeń — nie będzie tu rzucania zaklęć, nie spotkamy także czarownic czy wróżek, ale autorka pewnym specyficznym darem obdarzyła swoją główną bohaterkę.

Fabuła książki skupia się na Alessie, która posiada dar od bogów — moc, która może ocalić jej lud, ale także zabić każdego, kto znajdzie się zbyt blisko. Alessa jest finestrą i aby skutecznie korzystać ze swojego daru, potrzebuje partnera zwanego fonte — osoby obdarzonej magicznymi zdolnościami. Finestra wchłania moc fonte i w taki sposób dysponuje magią. Niestety, jej trzej poprzedni partnerzy zginęli, nie będąc w stanie wytrzymać siły jej mocy. Czas ucieka, ponieważ rój demonów zbliża się do wyspy Saverio, a Alessa musi znaleźć nowego partnera, zanim będzie za późno. W tym kontekście pojawia się Dante — tajemniczy wyrzutek, którego Alessa zatrudnia jako osobistego ochroniarza. Ich relacja rozwija się w fascynujący sposób, pełen napięcia i niepewności. Czy Dante okaże się wybawieniem dla Alessy, czy może jej zgubą?

Jednym z największych atutów "Złowieszczego daru" jest bez wątpienia sposób, w jaki autorka kreuje swoich bohaterów. W książkach fantasy plusem mogą być ciekawie wykreowane nowe światy, ale jeśli nie poczuję chemii z bohaterami – zwykle kończy się na porzuceniu takiej powieści. Tutaj na szczęście od razu spodobała mi się kreacja finestry, a gdy potem doszedł Dante – byłam zadowolona! Alessa to postać pełna sprzeczności — z jednej strony jest silna i zdeterminowana, z drugiej zaś pełna obaw i wątpliwości. Jej wewnętrzne zmagania są przedstawione w sposób bardzo autentyczny, co sprawia, że łatwo się z nią można identyfikować ,plus wyczułam w niej też mocno tkwiący smutek, nie wiem czemu, ale to mnie szczególnie rozczuliło. Dante to z kolei to postać tajemnicza i intrygująca. Jego mroczna przeszłość i niejasne motywy dodają historii głębi i sprawiają, że nie sposób oderwać się od lektury. Podoba mi się też stopniowe kształtowanie się relacji między tą dwójką, powolne budowanie zaufania, nauka pracy zespołowej i narodziny prawdziwej przyjaźni. Dialogi pomiędzy nimi są autentyczne, pełne dowcipu i może niekiedy pojawia się też i napięcie sugerujące, że coś się między nimi zaczyna.

Świat przedstawiony w powieści jest równie fascynujący co bohaterowie. Saverio, wyspa pełna magii i tajemnic, jest miejscem, które można niemalże poczuć i zobaczyć na własne oczy. Thiede z dbałością o szczegóły opisuje zarówno piękno, jak i niebezpieczeństwa tego miejsca, tworząc tło, które doskonale współgra z dynamiczną fabułą. Nie ma problemu, by na własne oczy zobaczyć wszystkie sceny i chciałoby się choć na chwilę znaleźć na tej wyspie.

"Złowieszczy dar" to nie tylko historia o magii i walce dobra ze złem. To również opowieść o odkrywaniu siebie, o akceptacji własnych wad i zalet, o szukaniu swojego miejsca w świecie. Thiede zręcznie łączy wątki przygodowe, romantyczne i psychologiczne, tworząc powieść, która zadowoli zarówno miłośników fantasy, jak i tych, którzy szukają głębszych refleksji nad ludzką naturą. Pojawia się tutaj też wątek polityczny, ale na szczęście nie jest on opisany w skomplikowany sposób, można śmiało czytać. Napisałabym, że to książka bardziej dla młodzieży, ale i dorośli czytelnicy odnajdą radość z lektury. "Złowieszczy dar" Emily Thiede to niezwykle udany debiut, który zdobył serca czytelników na całym świecie i już wiem dlaczego! To książka, którą warto mieć na swojej półce, ponieważ łączy w sobie wszystko to, co najlepsze w literaturze fantasy — ciekawy świat, pełnokrwistych bohaterów i emocjonującą fabułę. Gorąco polecam!

"Złowieszczy dar" Emily Thiede to jedna z tych książek, które wciągają od pierwszej strony i nie pozwalają oderwać się aż do samego końca. To debiut autorki, który zaskakuje dojrzałością, dobrze zarysowaną fabułą i wyrazistymi bohaterami. Główna bohaterka, Alessa, to postać, którą łatwo polubić i z którą łatwo się utożsamić, mimo jej nadprzyrodzonych zdolności. Zaskakujące...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kiedy sięgałam po „Mściwą miłość” Artura Żurka, to nie spodziewałam się, że zostanę wciągnięta w wir tak mrocznych i nieprzewidywalnych zdarzeń. Znane są mi już wcześniejsze książki autora i mniej więcej wiedziałam, czego można się będzie spodziewać, lecz to, co się działo tutaj, przeszło moje wyobrażenia. To powieść, która wciąga od pierwszej strony i nie puszcza aż do zaskakującego finału, ale i odniosłam wrażenie, że im dalej, tym poziom moralnego zła wzrasta z każdej strony i świat jawi się w beznadziejnych i czarnych barwach.

Główna bohaterka Barbara Reszelska to kobieta sukcesu. Atrakcyjna wdowa, założycielka i prezeska fundacji „Fortitudo”, wydaje się mieć wszystko, czego potrzeba do szczęścia: pieniądze, sukces zawodowy i młodego kochanka. Bohaterka korzysta z życia i żyje dosłownie tak, jak tylko chce i udowadnia, że wiek nie jest żadną przeszkodą. Na pewno też nie można jej wpisać w stereotyp polskiej babci. Jednak idealne życie Barbary zostanie brutalnie przerwane przez jeden tajemniczy telefon, który zapoczątkowuje serię dramatycznych wydarzeń. Bardzo szybko kobieta straci całe swoje życie i będzie zdana na los okrutnego porywacza.

Artur Żurek w mistrzowski sposób od pierwszych stron buduje napięcie, nie szczędząc czytelnikowi wstrząsających momentów. Scena, w której Barbara obudzi się w całkowitej ciemności z obrożą na szyi, jest jednym z najbardziej przejmujących fragmentów książki. Ta nieprzenikniona czerń, zupełny brak orientacji i groźba, która wisi w powietrzu – wszystko to sprawia, że czytelnik czuje niemal fizyczny lęk. A to dopiero wstęp do tego, co pisarz przygotował nie tylko dla swoich bohaterów, ale i dla czytelników. Autor zgrabnie gra na naszych emocjach, odsłaniając kolejne warstwy psychologicznego horroru. Autor nie skupia się wyłącznie narracji porwanej Barbary, ale dopuszcza do głosu także jej oprawcę i oddaje też głos kilku innym bohaterom drugoplanowym, którzy dodadzą kolorytu całej opowieści. Wszystkie postaci z własnymi motywacjami, przemyśleniami i tajemnicami tworzą skomplikowaną sieć powiązań, a dzięki temu fabuła staje się znacznie ciekawsza. Od samego początku ciekawiło nie to, dlaczego Barbara stała się ofiarą porwania i jaka była motywacja jej sprawcy i czy uda jej się uciec? Jedyne co mi nieszczególnie przypadło do gustu i minimalnie odebrało radość z czytania to fragmenty związane z działaniami policji, brak w nich jakiejkolwiek logiki i ci bohaterowie są przykładem antypolicjantów.

Jednym z największych atutów „Mściwej miłości” jest umiejętność autora do prowadzenia skomplikowanej fabuły z licznymi zwrotami akcji. Żurek wciąga czytelnika w świat pełen tajemnic i niebezpieczeństw, gdzie nic nie jest takie, jak się wydaje. Powieść nie tylko dostarcza silnych emocji, ale również zmusza do refleksji nad naturą zemsty i jej konsekwencjami. Barbara, która do tej pory żyła w przekonaniu, że jest panią swojego losu, musi zmierzyć się z brutalną rzeczywistością. Każdy jej krok, każde działanie jest teraz dokładnie obserwowane przez tajemniczego oprawcę. Autentyczność jej postaci, jej emocjonalne zmagania, sprawiają, że nie możemy oderwać się od lektury. Autor zadaje też pytania o granice poświęcenia dla bliskich, o cenę zemsty i o to, czy warto rezygnować z własnego szczęścia, by zadowolić innych. Barbara, mimo że jest ofiarą, nie jest bezwolna. Jej walka o przetrwanie, o odzyskanie kontroli nad swoim życiem, budzi podziw i skłania do przemyśleń. W końcu, jak daleko jesteśmy w stanie się posunąć, by obronić swoje wartości i tych, których kochamy?

„Mściwa miłość” to książka, którą polecam każdemu miłośnikowi mrocznych kryminałów z głębokim psychologicznym tłem. Artur Żurek umiejętnie balansuje między akcją a refleksją, tworząc dzieło, które zostaje w pamięci na długo po przeczytaniu ostatniej strony.

Kiedy sięgałam po „Mściwą miłość” Artura Żurka, to nie spodziewałam się, że zostanę wciągnięta w wir tak mrocznych i nieprzewidywalnych zdarzeń. Znane są mi już wcześniejsze książki autora i mniej więcej wiedziałam, czego można się będzie spodziewać, lecz to, co się działo tutaj, przeszło moje wyobrażenia. To powieść, która wciąga od pierwszej strony i nie puszcza aż do...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po wielu książkowych przygodach przekonałam się, że science fiction nie jest gatunkiem dla mnie. W żadnej fabule nie znalazłam „tego, czego”, po prostu też nie umiem wyobrazić sobie pewnych rzeczy, a mój mózg łapie zawieszkę. Jednak co w sytuacji, gdy książka z tego gatunku jawi się jako powieść dla osób, które tego gatunku nie lubią? Decyzja była szybka, powiedziałam „sprawdzam” i tak w moje ręce trafiła „Księga czaszek” Roberta Silverberga. I ciekawa sprawa jest z tą książką – tak najprościej można napisać o pierwszych wrażeniach. Faktycznie pod względem gatunku niewiele ma wspólnego z science fiction, co bardzo mnie cieszy, trudno ją sklasyfikować też na sztywno jako thriller psychologiczny. Na pewno jednak swoje grono odbiorców znajdzie!

Fabuła powieści skupia się na czterech młodych mężczyznach: Oliverze, Timothym, Elim i Nedzie. Każdy z nich reprezentuje odmienny charakter, różne środowisko oraz wyznanie. Łączy ich to, że mieszkają razem w akademiku i mają wspólny cel: wyjechać do Arizony. A dlaczego tam? Zainspirowani starożytnym manuskryptem, który obiecuje nieśmiertelność, postanawiają wyruszyć właśnie do Arizony, gdzie, jak głosi legenda, znajduje się tajemnicze bractwo strzegące sekretu wiecznego życia. Manuskrypt obiecuje wieczne życie, ale cena za ten dar jest przerażająca: jedna ofiara musi być dobrowolna, druga narzucona. Czy to nie brzmi trochę przerażająco? A może wręcz i głupio, bo kto by wierzył w manuskrypty? Tym bardziej że każdy, kto zostanie przyjęty do bractwa, musi zapłacić życiem jednego z towarzyszy – samobójstwo i morderstwo to warunki nie do obejścia. Jak się skończy ta ich przygoda?

"Księga czaszek" to powieść, która z pewnością zasługuje na uwagę, choć nie jest pozbawiona wad. Silverberg porusza w niej ważne tematy, takie jak cena nieśmiertelności, wartość życia i granice ludzkiej moralności. Choć momentami książka wydaje się przeciągnięta przez nadmiar retrospekcji, to jednak pozostawia po sobie trwałe wrażenie i zmusza do refleksji. Autor doskonale oddaje wewnętrzne konflikty bohaterów, co z jednej strony stanowi o sile tej książki, ale z drugiej – może być jej największą wadą. W mojej opinii nadmiar monologów wewnętrznych i niekończące się dylematy moralne bohaterów nieco przytłaczają narrację. Bo ileż można czytać o młodzieńczych podbojach, przygodach na jedną noc, dziewczynach, seksie i wszystkim tym, co raczej nie jest istotne dla fabuły. Choć zrozumiałe jest, że autor chciał ukazać głębię psychologiczną postaci, momentami miałam wrażenie, że akcja stoi w miejscu, a niepotrzebne rozważania wydłużają niepotrzebnie fabułę. Tym bardziej że każde z wydarzeń z podróży opisywane jest przez czterech bohaterów, mamy więc różne punkty widzenia tej samej sytuacji.

Motyw drogi, który dominuje w powieści, jest interesujący, ale nie wywołał we mnie wielkiego „wow”. Może dlatego, że miałam nadzieję na więcej dynamicznych zwrotów akcji i głębszą eksplorację tajemniczego bractwa. Zamiast tego, otrzymujemy szczegółowe opisy emocji i przemyśleń bohaterów, co może być nużące dla czytelników szukających bardziej wartkiej akcji. A sam koncept bractwa, które rzekomo pokonało śmierć, jest intrygujący. Starożytne pismo obiecuje nieśmiertelność, ale ceną jest ofiara – jedna dobrowolna, jedna narzucona. Tylko czterech kandydatów może ubiegać się o nauki, a jedynie dwóch zostanie przyjętych. Dla każdego z nich oznacza to, że jedna osoba musi umrzeć. Brzmi to trochę jak szaleństwo, czyż nie?

Mimo wszystko „Księga czaszek” posiada swoje mocne strony. Arizona, z jej surowym, pustynnym krajobrazem, staje się tłem nie tylko fizycznej podróży, ale również metaforycznej – do wnętrza siebie. Ponadto, pytania, które stawia Silverberg, są uniwersalne i skłaniają do refleksji: Czy warto poświęcić wszystko dla nieśmiertelności? Jakie są granice naszej moralności? Czy prawdziwe życie wieczne można osiągnąć kosztem innych? Dopiero samo zakończenie jest stricte fantastyczne i każdy czytelnik odbierze je na pewno inaczej.

Po wielu książkowych przygodach przekonałam się, że science fiction nie jest gatunkiem dla mnie. W żadnej fabule nie znalazłam „tego, czego”, po prostu też nie umiem wyobrazić sobie pewnych rzeczy, a mój mózg łapie zawieszkę. Jednak co w sytuacji, gdy książka z tego gatunku jawi się jako powieść dla osób, które tego gatunku nie lubią? Decyzja była szybka, powiedziałam...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Droga do zemsty zawsze jest krwawa, to wiadomo nie od dziś. I ten motyw ponownie wykorzystuje Grzegorz Wielgus i niech to wiatr, ale po raz drugi robi to dobrze! W „Pieśni zemsty” kontynuacji fascynującej „Pieśni pustyni” fabuła prowadzi czytelników przez labirynt intryg, zdrad i heroicznych zmagań. Byłam przekonana, że nie można zepsuć tak dobrej historii i ze spokojem i ekscytacją zaczęłam czytać kontynuację. Było warto!


Najbardziej cieszyło mnie spotkanie z główną bohaterką Zirrą, której główny cel pozostał bez zmian – zabić Eristi, przywódczynię kultu Wszechśmierci i uwolnić duszę swojej siostry. Zirra jest postacią złożoną, pełną wewnętrznych sprzeczności. Jej determinacja jest godna podziwu, ale czy nie popełni żadnych błędów? Jakie wyzwania staną na jej drodze? Wielgus mistrzowsko oddał jej wewnętrzne rozterki i emocjonalne zmagania, za co lubię tę bohaterkę jeszcze bardziej. Równie fascynującym pozostaje wątek Karamisa, który także zmaga się z własnymi demonami. Jego droga to balansowanie na krawędzi ostrza, gdzie każdy krok może zakończyć się upadkiem. Spotkanie z Relikwiarzami to moment, który dosłownie zapiera dech w piersiach! Nie zapomnijmy o Kapitanie Staurosie, który w konfrontacji z nadciągającymi wojskami Lwicy Sagilei i własnym ojcem, musi dokonywać wyborów, które na zawsze odmienią jego życie. Jest symbolem lojalności i odwagi, ale również człowiekiem, który rozumie, że czasem trzeba sięgnąć po broń, by bronić swoich przekonań. Astris to postać, która wnosi do powieści element tajemnicy i intrygi. Jej umiejętność poruszania się między politycznymi machinacjami a osobistymi konfliktami jest fascynująca. Astris żyje w świecie, gdzie każdy ruch jest ryzykiem, a każdy błąd może być ostatnim. Ta mieszanka różnych bohaterów gwarantuje naprawdę niezapomniane emocje.


„Pieśń zemsty” jest nie tylko kontynuacją, ale i rozwinięciem uniwersum stworzonego przez autora. Każda strona pełna jest emocji, napięcia i niespodziewanych zwrotów akcji. Tutaj dosłownie wszystko do siebie pasuje, całość ze sobą idealnie współgra. Grzegorz Wielgus umiejętnie rozkłada akcenty, tworząc złożony świat pełen politycznych intryg, mistycznych tajemnic i epickich bitew. Jego styl pisania jest barwny, pełen szczegółów, które ożywiają każdą scenę, a jednocześnie nie przytłacza nadmiarem informacji. I widać, że autor naprawdę wykonał bardzo dobrą literacką robotę i nie ma tu miejsca na żadne przypadki. Mnóstwo scen dosłownie wciąga i może i Wy poczujecie pustynne temperatury i będziecie mieli wrażenia, że piach jest wszędzie.

"Pieśń zemsty" to lektura obowiązkowa dla każdego fana gatunku. Nie ma tu mowy o rozczarowaniu i jeśli czytaliście część pierwszą, to nie ma opcji, że ominiecie ten tytuł. Grzegorz Wielgus stworzył dzieło, które jest zarówno kontynuacją godną swojej poprzedniczki, jak i samodzielną, porywającą historią. Można zacząć przygodę od tej części, do tego pustynnego świata wchodzi się dość gładko, ale nie polecam i warto czytać cykl w kolejności. Jeśli szukacie książki, która wciągnie was bez reszty i dostarczy niezapomnianych emocji, "Pieśń zemsty" jest idealnym wyborem. Czy powstanie kontynuacja? Mam nadzieję, że tak!

Droga do zemsty zawsze jest krwawa, to wiadomo nie od dziś. I ten motyw ponownie wykorzystuje Grzegorz Wielgus i niech to wiatr, ale po raz drugi robi to dobrze! W „Pieśni zemsty” kontynuacji fascynującej „Pieśni pustyni” fabuła prowadzi czytelników przez labirynt intryg, zdrad i heroicznych zmagań. Byłam przekonana, że nie można zepsuć tak dobrej historii i ze spokojem i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

O najnowszej książce Eweliny Miśkiewicz „Tam, gdzie pada cień" już na samym początku można napisać, że przykład książki, o której nie tak łatwo zapomnieć. To doskonały przykład gatunku domestic noir, który zmusza czytelników do zastanowienia się nad ciemnymi zakamarkami ludzkiej duszy oraz sekretami, które skrywają nasze domy. Początek książki może był niepozorny i wcale nie przypominał thrillera, bardziej pasowałby mi do powieści obyczajowej, lecz szybko zmieniłam o tym zdanie!

Główna bohaterka zawsze marzyła o stworzeniu rodziny. Pragnienie to miało swoje korzenie w trudnym dzieciństwie, pełnym tajemnic i niedomówień. Kiedy więc na jej drodze pojawił się Wojtek i jego rodzice, wydawało się, że to marzenie jest na wyciągnięcie ręki. Zamieszkanie w wielopokoleniowym domu wydało się idealnym rozwiązaniem – obrazkiem, który od dawna chciała zobaczyć w swojej rzeczywistości. Skrywana tajemnica z dzieciństwa zaczyna blednąć, a nowe życie umacnia jej wiarę w to, że można o wszystkim zapomnieć.
Tragiczna śmierć matki zburzy te podwaliny szczęścia i świat całej rodziny się zawali . Na powierzchnię wypłyną brak zaufania, dawne żale i nierozwiązane konflikty. Spirala kłamstw wciągnie wszystkich domowników, a sytuacja staje się coraz bardziej napięta, bowiem przed śmiercią matki zaginęła jeszcze jedna osoba. Kto i dlaczego?

Ewelina Miśkiewicz z niezwykłą precyzją buduje klimat tej opowieści i stopniowo dawkuje napięcie. Cieszę się, że nie porzuciłam tej książki po kilku pierwszych rozdziałach, bo ominęłaby mnie wstrząsająca historia i nie przeczytałabym o tak spragmatyzowanej rodzinie. Książka jest pełna zwrotów akcji, które trzymają w napięciu i nie pozwalają się oderwać. Mnóstwo razy przemknęła mi myśl, co jeszcze się tutaj wydarzy, czym autorka doświadczy bohaterów i czego jeszcze główna bohaterka nam nie mówi.

Styl autorki jest wręcz hipnotyzujący. Język jest plastyczny i pełen subtelnych niuansów, które budują atmosferę niepokoju. Każda strona przesiąknięta jest emocjami, które przekazują głębokie zrozumienie ludzkiej natury. Autorka doskonale kreśli psychologiczne portrety postaci, ukazując ich wewnętrzne zmagania i skomplikowane relacje. Wojtek, jego rodzice oraz inni mieszkańcy domu to osoby pełne sprzeczności, ukrywające swoje prawdziwe oblicza za maskami codzienności. Jakie tajemnice skrywają?

"Tam, gdzie pada cień" to książka, która zmusza do refleksji nad tym, jak skomplikowane mogą być relacje rodzinne. Ewelina Miśkiewicz pokazuje, że za pozornym spokojem i harmonią mogą kryć się głębokie rany i tajemnice, które potrafią zniszczyć nawet najtrwalsze więzi. "Tam, gdzie pada cień" to nie tylko thriller psychologiczny, ale również głęboko poruszająca opowieść o ludzkiej naturze i potrzebie przynależności. Miśkiewicz zadaje pytania o to, jak daleko jesteśmy w stanie się posunąć, by osiągnąć swoje marzenia, i jakie konsekwencje może to mieć dla nas samych i naszych bliskich. Czy można zbudować szczęście na fundamentach kłamstwa? Czy da się uciec przed przeszłością? Jeśli szukacie książki, która wciągnie was bez reszty i zostawi z poczuciem niepokoju, to jest to pozycja, po którą warto sięgnąć. Zostanie z Wami na długo!

O najnowszej książce Eweliny Miśkiewicz „Tam, gdzie pada cień" już na samym początku można napisać, że przykład książki, o której nie tak łatwo zapomnieć. To doskonały przykład gatunku domestic noir, który zmusza czytelników do zastanowienia się nad ciemnymi zakamarkami ludzkiej duszy oraz sekretami, które skrywają nasze domy. Początek książki może był niepozorny i wcale...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kiedy słyszycie „greckie wesele”, to z pewnością wyobrażacie sobie sielankowy klimat, mnóstwo tańca, radość i śmiech. Od razu na myśl przychodzi mi też sympatyczny film „Moje wielkie greckie wesele”, które od lat mnie bawi i z chęcią do niego powracam. Autor kryminałów Tomasz Duszyński w swojej najnowszej książce postanowił do tego sielankowego wyobrażenia dodać do tego obrazka coś, czego nikt się nie spodziewał – morderstwo i w ręce czytelników oddał "Moje wielkie, greckie morderstwo". To, co miało być więc beztroskim świętowaniem miłości, przerodzi się w zwariowaną, pełną humoru komedię kryminalną, której nie można przegapić.

Cała akcja zaczyna się właściwie już w samolocie do słonecznej Grecji, bo już wtedy poznajemy towarzyszy podróży autora i jego Pani Żony i Pani Córki. Wszyscy bohaterowie oprócz odpoczynku w pięknym miejscu lecą na wesele Katarzyny Masłowskiej. Zgromadzeni pasażerowie stanowić będą bardzo barwne zbiorowisko, a im dłużej będziemy z nimi przebywać, tym jeszcze bardziej się rozkręcą. Nie wiem, czy można autorowi zazdrościć 😉
Główna akcja zaś zacznie się w greckim pensjonacie Zorba, jeden z gości weselnych Kostas Papadopoulos zostanie znaleziony martwy i wtedy zacznie się prawdziwa zabawa! A miał to być spokojny ślub. Najlepsze jest to, że to sam autor kryminałów będzie musiał rozwiązać tajemnicę morderstwa, grecka policja stara się bagatelizować całą sprawę. Kto może być podejrzany? Może ksiądz lub emerytowana aktorka Maślakowa? Gdy do pensjonatu przybywa Nikolaos Katastropoulos – nietuzinkowy inspektor znany z zamiłowania do białych garniturów, słomkowych kapeluszy i chodzenia boso, wydaje się, że śledztwo jest w dobrych rękach, ale to tylko pozory!

Tomasz Duszyński umiejętnie balansuje między napięciem a humorem, tworząc atmosferę, która trzyma czytelnika w ciągłym oczekiwaniu na to, co jeszcze może się wydarzyć. Zwroty akcji, które serwuje nam autor, są nie tylko zaskakujące, ale i niezwykle zabawne. Z taką ekipą barwnych gości nie sposób się nudzić! Wesele, które miało być dniem pełnym miłości, zamienia się w nieprzewidywalny ciąg zdarzeń, gdzie każdy gość ma coś do ukrycia, a każdy kąt pensjonatu kryje nową tajemnicę. Czy wyjdą na jaw rodzinne tajemnice i czy każdy z gości skrywa jakiś sekret?

"Moje wielkie, greckie morderstwo" to książka, która idealnie łączy w sobie elementy klasycznego kryminału z komedią. Duszyński nie boi się wprowadzać absurdalnych sytuacji i kolorowych postaci, które sprawiają, że cała fabuła jest nie tylko intrygująca, ale i niezwykle przebojowa. Styl pisania autora jest lekki, pełen ironii i zaskakujących dialogów, które wywołują uśmiech na twarzy. Narracja jest dynamiczna, a opisy malowniczej Grecji dodają całości uroku. Nie sposób nie zakochać się w tym idyllicznym, choć pełnym zagadek, miejscu.

Książka na pewno sprawdzi się idealnie na letnie popołudnie, pozwalając oderwać się od codzienności i zanurzyć w greckiej przygodzie pełnej humoru i tajemnic. Jednym z najbardziej urokliwych elementów książki jest postać Nikolaosa Katastropoulosa – inspektora, który nie tylko swoim nazwiskiem, ale i stylem bycia przypomina postacie z najlepszych komedii. Jego zamiłowanie do białych garniturów, słomkowych kapeluszy i chodzenia boso sprawia, że każdy jego pojawienie się na scenie wywołuje uśmiech na twarzy. Wydaje się, że śledztwo pod jego przewodnictwem nabiera profesjonalizmu, ale sprawy szybko wymykają się spod kontroli.

"Moje wielkie, greckie morderstwo" to doskonała propozycja dla każdego, kto szuka lekkiej, ale jednocześnie intrygującej książki z dużą dawką humoru. Ta książka sprawia, że wakacje w Grecji wydają się jeszcze bardziej kuszące – nawet z trupem w tle. Duszyński udowadnia, że potrafi pisać nie tylko świetne kryminały, ale także komedie kryminalne, które bawią i zaskakują. Jeśli więc szukacie książki, która wywoła uśmiech na waszej twarzy i dostarczy wam wielu niezapomnianych chwil – nie możecie przegapić tej pozycji. Opa!

Kiedy słyszycie „greckie wesele”, to z pewnością wyobrażacie sobie sielankowy klimat, mnóstwo tańca, radość i śmiech. Od razu na myśl przychodzi mi też sympatyczny film „Moje wielkie greckie wesele”, które od lat mnie bawi i z chęcią do niego powracam. Autor kryminałów Tomasz Duszyński w swojej najnowszej książce postanowił do tego sielankowego wyobrażenia dodać do tego...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jeśli szukacie kryminału, który Was zaintryguje i a ciekawość towarzyszyć będzie do ostatniej strony, to "Zabójcza nadzieja" Marty Guzowskiej będzie strzałem w dziesiątkę. Drugi tom tryptyku kryminalnego "Trzy Cnoty: Miłość. Nadzieja. Wiara" z Franką Kruk w roli głównej całe szczęście nie była rozczarowaniem, lepiej, książka jest wciągającą mieszanką emocji, tajemnic i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Dodajmy do tego jeszcze bardzo wyszczekaną główną bohaterkę, a nie będziecie żałować czasu spędzonego w jej towarzystwie, choć pewnie może jej zachowanie zszargać Wasze nerwy.

Akcja ponownie rozgrywać będzie się w Brwinowie i nie zapowiada się, by łopoty przestały już nękać Frankę Kruk. Finansowo jest źle, do najlepszych też nie należy relacja z dorastającą córką, lecz sytuacja może się poprawić dzięki nowemu zleceniu. Nowa klienta zleci France śledztwo w sprawie rzekomego samobójstwa byłego komendanta policji. Śmierć, która na pierwszy rzut oka wygląda na typowy przypadek samobójczy, okazuje się początkiem znacznie głębszej intrygi. Guzowska mistrzowsko prowadzi nas przez meandry śledztwa, odsłaniając krok po kroku mroczne sekrety mieszkańców Brwinowa. Nagła zmowa milczenia lokalnej społeczności tylko dodaje pikanterii całej historii, sprawiając, że czytelnik nie może oderwać się od lektury.

Postać Franki Kruk jest jednym z najmocniejszych punktów tej powieści. Jej charyzma, inteligencja i nieugiętość czynią ją detektywką, z którą chce się przeżywać każdą kolejną przygodę. Choć jej zachowanie, często bardzo ironiczny humor może drażnić, denerwować, to jednak ja podziwiałam ją za jej determinację i chęć dotarcia do prawdy. Ciekawa jest też relacja Franki z Marleną, byłą kochanką męża i jednocześnie niezwykłą asystentką. Jakby jakiś magnes ciągnął te dwie kobiety do siebie, choć łatwa ta relacja nie będzie i zdecydowanie doda historii nieoczekiwanej głębi i dynamiki. Wspólne działania Franki i Marleny to uczta dla fanów kryminalnych duetów.

Zadziwiające zwroty akcji i misternie utkane intrygi sprawiają, że "Zabójcza nadzieja" trzyma w napięciu do samego końca. Autorka z wprawą prowadzi czytelników przez labirynt wydarzeń, które wydają się mieć coraz mniej sensu, ale na samym końcu wszystko ułożyło się w zaskakującą całość. I po raz drugi nie dałam rady szybciej od Franki rozwiązać całej sprawy, całkowitym zaskoczeniem był dla mnie finał śledztwa. "Zabójcza nadzieja" to jednak nie tylko świetnie skonstruowany kryminał, bo między wierszami można odnaleźć pocieszenie. Franka, mimo licznych trudności i rzucanych kłód pod nogi, nie poddaje się i walczy do końca. Jej postać jest inspiracją, a jej zmagania z codziennymi problemami dodają książce realizmu i autentyczności. Marta Guzowska porusza tu też i trudne tematy, takie jak samotność, zdrada i próba odnalezienia siebie w świecie pełnym kłamstw i półprawd.

"Zabójcza nadzieja" to książka, która zadowoli zarówno fanów mocnych kryminałów, jak i tych, którzy szukają w literaturze po prostu odskoczni. Marta Guzowska po raz kolejny udowadnia, że jest mistrzynią w swoim fachu, a jej Franka Kruk to postać, którą warto poznać bliżej. Niecierpliwie czekam na trzeci tom i kolejne przygody naszej nieustraszonej detektywki. Zakończenie sugeruje, że na pewno będzie bardzo ciekawie!

Jeśli szukacie kryminału, który Was zaintryguje i a ciekawość towarzyszyć będzie do ostatniej strony, to "Zabójcza nadzieja" Marty Guzowskiej będzie strzałem w dziesiątkę. Drugi tom tryptyku kryminalnego "Trzy Cnoty: Miłość. Nadzieja. Wiara" z Franką Kruk w roli głównej całe szczęście nie była rozczarowaniem, lepiej, książka jest wciągającą mieszanką emocji, tajemnic i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Debiutancka „Śpiewaczka” Macieja Klimarczyka była książką, która już na samo wspomnienie tytułu przywołuje na mojej twarzy uśmiech. Była zjawiskowa, doskonała! Mój apetyt na kolejną książkę autora się zaostrzył bardzo, jestem też osobą bardzo cierpliwą i choć na najnowszą „Prokuratorkę” przyszło mi czekać trzy lata, to jednak warto było! Nie bez powodu wspominam tutaj o debiutanckiej książce, bo jeśli i Wy ją już znacie, to myślę, że z przyjemnością powitacie główną bohaterkę tej nowej książki, a mianowicie bydgoską prokuratorkę Alicję Zakliczyńską. Czytelnicy, którzy dopiero zapoznawać się będą z twórczością autora, niech się nie obawiają, „Prokuratorkę” można czytać bez znajomości debiutu, choć myślę, że sporo stracicie!


Polityka nigdy nie leżała w obrębie moich zainteresowań, ale dla niektórych autorów warto zrobić wyjątek i po prostu sięgnąć po książkę. Klimarczyk obsadza fabułę w świecie, w którym władza staje się wręcz obsesją, a moralność często znika na rzecz politycznych ambicji. Ambitna i bezkompromisowa prokuratorka Alicja Zakliczyńska będzie musiała powalczyć o sprawiedliwość, a powierzona jej sprawa wcale nie będzie prosta. Młoda kobieta zostanie zamordowana w biurze wiceministra sprawiedliwości, a głównym podejrzanym będzie syn owego polityka – Paweł Janicki. Podejrzany twierdzi, że w słyszy głosy i to one kazały mu odebrać życie kobiecie. Czy Alicja zgodzi się z wystawioną przez psychiatrów diagnozą ostrej psychozy? Czy może komuś na rękę jest to, by Janickiego uznano za niepoczytalnego? Prokuratorka znajdzie się w środku rozgrywanej niebezpiecznej gry, pytanie, co zrobi? Zaryzykuje karierę i będzie dążyć do sprawiedliwości, czy może dla własnego bezpieczeństwa się wycofa? Skonstruowana przez autora intryga przeprowadzi nas przez mroczne zakamarki ludzkiej psychiki i politycznych manipulacji!


Maciej Klimarczyk przygotował dla czytelników nie tylko śledztwo w klasycznym tego słowa znaczeniu. Owszem Alicja będzie musiała zmierzyć się z tą trudną sprawą i zdecydować, czy Janicki jest winny, lecz przede wszystkim fabuła jest opowieścią o psychologicznej wojnie. Prokuratorka zmierzy się z własnym sumieniem i systemem, którego jest częścią. Polityczne przepychanki nie obiecują czystej gry, będziemy świadkami manipulacji, kłamstw i mataczenia. Czy w takim świecie sprawiedliwość ma szansę? Warto wspomnieć też tutaj o przyjaciółce Alicji – Dorocie, lekarzu psychiatrii, która też dostanie swoje „pięć minut”. Pani doktor pomagać będzie prokuratorce i dzięki niej czytelnik będzie się przechadzał po psychiatrycznym oddziale. Postacie w "Prokuratorce" są zaskakująco złożone i wielowymiarowe. Alicja Zakliczyńska to nie tylko bezkompromisowa prokurator, ale także człowiek z krwi i kości, który musi zmagać się z własnymi lękami i wątpliwościami. Podobnie jak w przypadku "Śpiewaczki", Klimarczyk umiejętnie pokazuje, że granica między dobrem a złem często jest cieńsza, niż nam się wydaje.


Nie sposób nie docenić także wnikliwości autora w tematykę manipulacji politycznej i psychologicznej. Autor rzuca światło na mechanizmy, które sprawiają, że ludzie tracą swoją tożsamość i godność w imię władzy i ambicji. Klimarczyk doskonale też potrafi uśpić czujność czytelnika, może się wydawać, że tempo nagle zwalnia i tak właściwie czujemy, że już niczym nas fabuła nie zaskoczy. Chwila nieuwagi i pojawia się mocny zwrot akcji, emocje będą gwarantowane i już wszystkie myśli o przewidywalności i odgadnięciu zakończenia pójdą w niepamięć.
Podsumowując: "Prokuratorka" to mroczny thriller psychologiczny, który nie tylko powoduje u czytelnika ciekawość, ale także zmusza do refleksji nad kondycją ludzkiej natury i mechanizmami władzy. Po lekturze tej książki nie sposób nie zastanawiać się, czy świat, który nas otacza, rzeczywiście jest taki, jakim go widzimy. Dla wszystkich fanów "Śpiewaczki" ta książka będzie pozycją obowiązkową, a dla tych, którzy dopiero odkrywają talent tego autora, będzie znakomitym wprowadzenie w świat jego literackiego mistrzostwa. Zdecydowanie warto sięgnąć po tę mroczną i poruszającą powieść.

Debiutancka „Śpiewaczka” Macieja Klimarczyka była książką, która już na samo wspomnienie tytułu przywołuje na mojej twarzy uśmiech. Była zjawiskowa, doskonała! Mój apetyt na kolejną książkę autora się zaostrzył bardzo, jestem też osobą bardzo cierpliwą i choć na najnowszą „Prokuratorkę” przyszło mi czekać trzy lata, to jednak warto było! Nie bez powodu wspominam tutaj o...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Wilcza Chata" Michała Śmielaka to pełen zwrotów akcji thriller, który prawdopodobnie pójdzie w ślady bestsellerowej "Osady". O tej książce na pewno będzie głośno, bo nie tylko wywołuje emocje, ale jest także zupełnie inna niż wcześniejsze książki, do których przyzwyczaił autor swoich czytelników. Jedni będą zawiedzeni, że to najsłabsza książka, ale będą i tacy czytelnicy, którzy książkę pokochają. "Wilcza Chata" obiecuje trzymającą w napięciu fabułę, jednakże podróż ta nie jest bez wad. Choć książkę czytało mi się dobrze i były momenty mocne, wciągające, to jednak nie mogę tu napisać, że książka jest czytelniczą petardą i nie będzie moją ulubioną powieścią tego autora.

Każde umiejscowienie fabuły w niezwykłych Bieszczadach przywołuje w mojej pamięci automatycznie miłe wspomnienia wakacji. W „Wilczej chacie” jednak dostałam możliwość spojrzenia na te góry z innej perspektywy i z tej strony jeszcze Bieszczad nie znałam. Jedną z bohaterów jest pracująca w agencji marketingowej Agata, która podczas biegowego treningu padnie ofiarą napaści. Jej wybawcą okaże się tajemniczy Piotr, który w górach odnalazł schronienie po rodzinnej tragedii. Poznamy także Jana, policjanta przed emeryturą, który wyruszy na poszukiwania biegaczki. Kto i dlaczego zaatakował dziewczynę? Czy stary policjant zdąży z pomocą? I jakie tajemnice skrywa Piotr?

W pierwszych rozdziałach książki nie można narzekać na nudę, autor bez wydumanych wstępów wrzuca czytelnika w wir akcji, bardzo szybko jesteśmy świadkami ataku na Agatę. Płynna i zmienna narracja pomiędzy Agatą, Janem a Piotrem podkręca też już na początku tempo. Zaczynają się rodzić pytania, co jeszcze na nas czeka i czy autor będzie nas w stanie ciągle zaskakiwać. Mimo dynamicznego tempa akcji i wielu tajemnic do rozwikłania, to niektóre aspekty powieści pozostawiły wiele do życzenia. Bardzo szybko domyśliłam się tożsamości mordercy, co niestety odebrało mi pewien element zaskoczenia, ciekawość jedynie kazała mi się upewnić, czy moje podejrzenia są słuszne. Były. Niektóre zachowania bohaterów także powodowały ogromne wątpliwości. Agata, mimo świadomości zagrożenia, podejmuje pewne decyzje, które budzą wątpliwości co do jej zdrowego rozsądku. Dzięki temu jednak cały czas „coś” czułam, moje uczucia zmieniały się dosłownie jak w kalejdoskopie. Piotr od samego początku był dla mnie iście negatywną postacią i może i Wy nie poczujecie do tego mężczyzny sympatii.

Jednym z najbardziej uderzających mankamentów "Wilczej Chaty" jest stan korekty. Książka niestety obfituje w mnóstwo błędów, co przeszkadza w płynnym i przyjemnym odbiorze tekstu. Mimo tych niedociągnięć trzeba podkreślić, że Śmielak wciąż potrafi budować napięcie i atmosferę niepokoju, jak mało kto. Sceneria Bieszczad staje się niemalże kolejnym bohaterem, dodając głębi i autentyczności opowieści. Autor zręcznie prowadzi czytelnika przez labirynt zwodzących tropów, nie pozwala mu oderwać się od lektury, choć może zakończenie nie każdemu się spodoba. Na pewno jednak spowoduje, że pojawią się pytania o wartości moralne i nie da o sobie tak łatwo zapomnieć.

"Wilcza Chata" Michała Śmielaka to pozycja warta uwagi, jednakże należy być świadomym pewnych mankamentów, takich jak przewidywalność fabuły, nielogiczne zachowania bohaterów i niedostateczna korekta tekstu. Pomimo tych wad, książka wciąga od pierwszych stron i trzyma w napięciu aż do samego końca.

„Wilcza Chata" Michała Śmielaka to pełen zwrotów akcji thriller, który prawdopodobnie pójdzie w ślady bestsellerowej "Osady". O tej książce na pewno będzie głośno, bo nie tylko wywołuje emocje, ale jest także zupełnie inna niż wcześniejsze książki, do których przyzwyczaił autor swoich czytelników. Jedni będą zawiedzeni, że to najsłabsza książka, ale będą i tacy czytelnicy,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mówi się, że muzyka łagodzi obyczaje, ma właściwości relaksacyjne i kojące. Odgrywa znaczną rolę i nie wyobrażam sobie, jej braku. Muzyka może stanowić ogromne inspiracje i takim przykładem jest najnowsza powieść Edyty Świętek „Lato o smaku miłości”. Autorka inspirowana twórczością Janusza Radka napisała książkę, która nie tylko otuli czytelniczki ciepłem letniego słońca, ale i przywróci wiarę w siłę uczucia miłości.

Główna bohaterka Wiktoria, dzień przed swoim ślubem otrzymuje nieoczekiwaną wiadomość od swojego pierwszego chłopaka Sebastiana. Ten gest budzi w niej burzę emocji, wzbudzając pytania o sens utraconych miłości i niezrealizowanych marzeń. Decyzja o ucieczce z kościoła podczas ceremonii ślubnej może wydawać się szalona, ale dla Wiktorii będzie impulsem do odkrywania siebie na nowo. Powrót do rodzinnego Lubomierza będzie dla niej swoistą ucieczką, ale i szansą na zrozumienie samej siebie oraz swoich pragnień. Tutaj, wśród znajomych z dawnych lat Wiktoria otworzy się na nowe doznania, które nie tylko przywrócą jej wiarę w miłość, ale i w samą siebie. To właśnie w malowniczym miasteczku, w cieniu pamiętnych ulic, bohaterka zacznie zdawać sobie sprawę, że życie może być pełne niespodzianek, nawet jeśli czasem wydaje się, że serce jest z kamienia.

Pamiętacie swoją pierwszą miłość? Niektórzy mają to szczęście i gdy po raz pierwszy trafia ich strzała Amora – ich relacja przeradza się w trwały i szczęśliwy związek. Czasami trzeba jednak na prawdziwe uczucie czekać znacznie dłużej, choćby stosując się do powiedzenia „do trzech razy sztuka”. Serce Wiktorii zostało złamane przez Sebastiana i przez lata bohaterka nie wracała do Lubomierza, zerwała wszelkie kontakty ze znajomymi. Teraz dziewczyna zmuszona do powrotu do rodzinnego domu, stanie w obliczu własnych lęków i wyzwań. Jednym z najmocniejszych punktów tej powieści jest sposób, w jaki autorka ukazuje skomplikowane relacje międzyludzkie oraz to, jak czasem miłość potrafi być nie tylko drogowskazem, ale i pułapką? Czy miłość może odrodzić się po latach? Czy można wybaczyć i zacząć od nowa? Te pytania będą towarzyszyć czytelnikowi przez całą lekturę, prowokując do refleksji nad własnymi doświadczeniami i uczuciami.

Narracja w "Lato o smaku miłości" jest lekka i płynna, co sprawia, że książkę czyta się z przyjemnością. Edyta Świetek doskonale balansuje między momentami humorystycznymi a refleksyjnymi, tworząc pełnokrwiste postaci i realistyczne sytuacje. Przygody Wiktorii w Lubomierzu są pełne niespodzianek i wzruszeń, warto też dodać, że bohaterka jest osobą z wadą słuchu i ten wątek także odgrywać będzie znaczącą rolę w powieści. Poczekajcie tylko aż poznacie pewnego czarnego kota 😉 Nie sposób nie wspomnieć o delikatnym, lecz zarazem barwnym stylu autorki, który sprawia, że przenosimy się wprost na ulice Lubomierza, słysząc szum drzew i zapach kwiatów. Można teraz już pozazdrościć bohaterce leżenia na trawie i czytania książek. To idealna lektura na ciepłe, letnie dni, gdy marzymy o miłości, która potrafi rozgrzać nawet najzimniejsze serca. Edyta Świętek stworzyła powieść, która porusza, wzrusza i daje nadzieję na to, że nawet w najtrudniejszych chwilach można odnaleźć drogę do szczęścia.

Mówi się, że muzyka łagodzi obyczaje, ma właściwości relaksacyjne i kojące. Odgrywa znaczną rolę i nie wyobrażam sobie, jej braku. Muzyka może stanowić ogromne inspiracje i takim przykładem jest najnowsza powieść Edyty Świętek „Lato o smaku miłości”. Autorka inspirowana twórczością Janusza Radka napisała książkę, która nie tylko otuli czytelniczki ciepłem letniego słońca,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jeśli miałabym wyrazić jednym słowem moje uczucia po lekturze "Wszystko, co widziałeś" Cyryla Sone, byłoby to słowo: zachwyt. Ta książka to kwintesencja doskonałego kryminału, który wciąga od pierwszej strony i nie puszcza do ostatniej kropki. Sone w swojej czwartej i niestety ostatniej odsłonie przygód Konrada Kroona przekracza granice gatunku kryminału, serwując czytelnikowi mieszankę zawiłej fabuły, napięcia, i psychologicznych niuansów, które nie pozwalają o sobie nawet na chwilę zapomnieć. Treść dosłownie wżera się w mózg, to było po prostu coś! Myślałam, że skoro za mną trzy części tej serii to teraz nie dam się już aż tak zaskoczyć, a tu ogromna niespodzianka i autor naprawdę przeszedł samego siebie!

Może to zabrzmieć zbyt wydumanie, ale fabuła tej książki to prawdziwa uczta dla umysłu. Z pozoru zwykłe śledztwo w sprawie samobójstwa trzech uczniów jednego z gdańskich liceów przerodzi się w labirynt intryg, zaskakujących zwrotów akcji i grozy, której źródła szukać należy w najgłębszych zakamarkach ludzkiej psychiki. Śmierć Norberta, Sary i Tomka mogłaby zostać uznana za tragiczne wydarzenie, jednakże, gdy sprawę tę przejmie prokurator Kroon, szybko okaże się, że mamy do czynienia z czymś znacznie bardziej skomplikowanym. Prokurator Konrad Kroon, kolejny raz poprowadzi śledztwo z determinacją i uporem i nie spocznie, póki nie rozwiąże tej bardzo skomplikowanej zagadki. Jaki związek ze śmiercią nastolatków będą miały tajemnicze liczby pozostawione przy ciałach i kto jeszcze zginie? Czy da się przechytrzyć zabójcę?

„Kość do kości. Krew do krwi. Ciało do ciała.” - te słowa wielokrotnie wywoływały na mojej skórze ciarki, nie będę zdradzać też wszystkiego, ale szokujących fragmentów będzie tutaj sporo! Autor wychodzi od samobójstwa nastolatków i śmierć sama w sobie zawsze jest wydarzeniem smutnym i tragicznym, jednak gdy mówimy o nastolatkach, którzy mieli przed sobą całe życie, to wydarzenie staje się jeszcze bardziej wstrząsające. Cyryl Sone dawkuje napięcie i im dalej będziemy w tej „pokręconej” historii, ilość tragizmu będzie wzrastać! W czytelniku powinny cały czas buzować emocje, dodatkowy nastrój stworzy gęsta atmosfera i pojawiający się już na samym początku niepokój. Tajemniczy i psychopatyczny sprawca nie dawały mi spokoju, w sumie też bardzo szybko się poddałam i nie próbowałam na własną rękę zgadywać, kto za tym wszystkim stoi, postawiłam na zawodowca: Konrada Kroona! Niełatwe miał zadanie, policjanci bardzo szybko umorzyliby wszystkie sprawy, lecz tylko on czuł, że wszystkie zabójstwa ze sobą się łączą! Będzie mi brakowało Kroona, jego determinacji i odwagi. Oprócz nieustępliwego prokuratora w treści pojawią się też inni bohaterowie, którzy zapadają w pamięć, choćby policjantka Flara. Postaci te nadadzą powieści dodatkowych barw i głębi.

Lubię styl pisania Cyryla Sone, dialogi są tu ostre jak brzytwa, a opisy pełne detali, które bez problemów stają przed oczami czytelnika. Każda z części była mocna, lecz mam wrażenie, że ta ostatnia jest już nie tak wulgarna. Autor stosuje naprzemienne narracje, każdy ważny bohater dostaje swój głos i rozdziały są krótkie, co wpływa na dynamikę. Nie ma tu czasu na zapychacze, zbędne opisy, tempo jest duże i dzięki czemu nie można się nudzić. Tę Trójmiejską przygodę na pewno zapamiętam na długo! Ciekawostką jest to, że w fabule bardzo dużą rolę odegra książka znanego gdańskiego autora, ale niech to teraz dla Was będzie zagadką. Może sami zgadniecie, skąd pochodzą pewne fragmenty. „Wszystko, co widziałeś” była idealnym zakończeniem serii, choć każdy, kto pokochał Konrada Kroona, na pewno będzie niezadowolony z tego, że to już koniec. Zdecydowanie warto zagłębić się w jego świat i trzymam kciuki za autora, niech kolejne książki będą tak samo dobre!

Jeśli miałabym wyrazić jednym słowem moje uczucia po lekturze "Wszystko, co widziałeś" Cyryla Sone, byłoby to słowo: zachwyt. Ta książka to kwintesencja doskonałego kryminału, który wciąga od pierwszej strony i nie puszcza do ostatniej kropki. Sone w swojej czwartej i niestety ostatniej odsłonie przygód Konrada Kroona przekracza granice gatunku kryminału, serwując...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nic tak nie cieszy czytelnika, jak powrót bohaterów literackich jego ulubionej serii! A jeśli jest to kontynuacja przegenialnego cyklu kryminalnego „Kolory zła” Małgorzaty Oliwii Sobczak, to radość powinna być podwójna! Z wielkim uśmiechem na ustach zaczęłam lekturę czwartej części tej wspomnianej serii, a „Żółć” dostarczyła mi sporych wrażeń! Kolejny raz autorka zabrała mnie w podróż po mrocznych zakamarkach ludzkiej psychiki, a zagadka kryminalna była niezwykle intrygująca. Ekscytująca przygoda śledcza nie mogłaby się obyć bez bohaterów i towarzyszyli mi w niej znani już z wcześniejszych serii prokurator Leopold Bilski oraz nieustraszony duet policjantów: Pająk i Kita.

Akcja „Żółci” rozgrywa się w Sopocie, gdzie w wynajętym mieszkaniu zostają odnalezione zwłoki mężczyzny. Ślady na miejscu zbrodni sugerują, że nie był to zwykły samobójca, lecz mężczyzna padł ofiarą makabrycznego morderstwa. Prowadzący szkołę uwodzenia, Błażej Konarski, który, choć został bestialsko zamordowany, zachował świadomość do ostatnich chwil życia i chyba ta świadomość jest najstraszniejsza. Autorce udało się stworzyć atmosferę pełną napięcia i tajemnicy od pierwszych stron książki. Śmierć Błażeja Konarskiego to tylko początek gęstej sieci kłamstw, zdrad i zbrodni, której rozplątanie staje się misją dla prokuratora Leopolda Bilskiego oraz jego niezwykle barwnych towarzyszy – policjantów Pająka i Kity. Co takiego mężczyźni jeszcze odkryją?

Małgorzata Oliwia Sobczak umiejętnie rysuje portrety swoich bohaterów, ukazując ich zmagania zarówno w sferze zawodowej, jak i osobistej. Leopold Bilski, jako główny bohater, stanie w obliczu nie tylko trudnej zagadki kryminalnej, lecz poruszony zostanie także wątek osobisty, związany z partnerką Anną. Dwa fragmenty sprawiły, że ogarnęło mnie ogromne wzruszenie i szczęście, a następnie te uczucia zamieniły się w wielki smutek. Co takiego wydarzyło się w tym związku? Nie obawiajcie się jednak, życie osobiste prokuratora nie dominuje w fabule, bohater głównie skupiony jest wokół morderstwa. Policjanci Pająk i Kita to z kolei duet, którego dynamika i niezłomne poświęcenie dla sprawiedliwości stanowią istotny filar tej opowieści. Jak ja lubię tych policjantów! Intrygujące są również liczne wątki poboczne, które stopniowo wprowadzają czytelnika w świat skomplikowanych relacji międzyludzkich i ukrytych tajemnic bohaterów. Rzeźbiarka z darem synestezji oraz popularna instatrenarka to postacie, które dodają tej historii głębi i wielowymiarowości. Ale to oczywiście nie koniec, bo w „Żółci” pojawi się o wiele więcej niespodzianek, przeszłość będzie współgrać z teraźniejszością i na jaw wyjdą naprawdę ciekawe tajemnice. Przez całą książkę czytelnik ma wrażenie, że każdy z bohaterów kryje w sobie coś więcej, niż jest w stanie ujawnić. Tylko co?

Zagadka kryminalna, która skupiona jest wokół śmierci Konarskiego, jest misternie skonstruowana i pełna zwrotów akcji, które zaskoczą nawet najbardziej wymagających czytelników. Jednak to nie tylko świetnie poprowadzona fabuła czyni z "Żółci" lekturę wartą uwagi. To także styl autorki, precyzyjny i sugestywny, który w mgnieniu oka przenosi czytelnika w odległe zakątki miasta, wciągając go w wir wydarzeń i emocji. Dodatkowym smaczkiem jest sposób, w jaki autorka wprowadza elementy codzienności i współczesności do swojej powieści. Od klubów nocnych po media społecznościowe, wszystko jest starannie wplecione w fabułę, tworząc realistyczny obraz świata, w którym toczy się akcja. Autorka przyzwyczaiła też mnie do tego, że w jej książkach poruszane są bardzo ważne problemy i tak też jest w „Żółci”. Tym razem doświadczymy z bohaterami przemocy psychicznej, mężczyźni jawić się tutaj będą w ponurych barwach i właściwie poza głównymi bohaterami – żaden z bohaterów pobocznych nie będzie miał cech pozytywnych. Wielokrotnie z rozdziałów wylewać się będą opisy związane z okrucieństwem, którego doświadczają kobiety.

"Żółć" to kolejna udana odsłona serii kryminalnej Małgorzaty Oliwii Sobczak. Świetnie wykreowana zagadka kryminalna, emocjonująca akcja oraz powrót ulubionych bohaterów sprawiają, że lektura tej książki to prawdziwa gratka dla miłośników gatunku. Autorka nie zawodzi, trzyma czytelnika w napięciu do ostatnich stron i jednocześnie zmusza go do refleksji nad złożonością ludzkiej natury i motywacjami, które kierują naszymi decyzjami.

Nic tak nie cieszy czytelnika, jak powrót bohaterów literackich jego ulubionej serii! A jeśli jest to kontynuacja przegenialnego cyklu kryminalnego „Kolory zła” Małgorzaty Oliwii Sobczak, to radość powinna być podwójna! Z wielkim uśmiechem na ustach zaczęłam lekturę czwartej części tej wspomnianej serii, a „Żółć” dostarczyła mi sporych wrażeń! Kolejny raz autorka zabrała...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Lady Whistledown kontratakuje Suzanne Enoch, Karen Hawkins, Julia Quinn, Mia Ryan
Ocena 6,5
Lady Whistledo... Suzanne Enoch, Kare...

Na półkach: , ,

W najnowszej antologii "Lady Whistledown kontratakuje", autorstwa Julii Quinn, Suzanne Enoch, Karen Hawkins i Mii Ryan czytelnicy ponownie przeniosą się w czasy regencji i przeczytają o intrygach, romansach i ukrytych tajemnicach. Żaden sekret nie będzie tu bezpieczny, bo nieuchwytna Lady Whistledown czuwa i gdy tylko coś ciekawego przyuważy – nie omieszka się wspomnieć o tym w swojej kronice! A będzie miała o czym wspominać, bo podczas jednego z wystawnych przyjęć Lady Neeley dojdzie do niefortunnego zdarzenia — zniknięcia jej nowej bransoletki z rubinami. To zdarzenie będzie głównym tematem pozostałych wydarzeń towarzyskich w tym sezonie i oczywiście będzie również komentowane przez najbardziej plotkarską reporterkę w całym Londynie. Czy Lady Whistledown uda się rozwiązać zagadkę?

Antologię otworzy Julia Quinn „Pierwszym pocałunkiem” i zaprezentuje czarujący romans pełen nieoczekiwanych zwrotów akcji. Główny bohater, łowca posagów, wpada w sidła miłości, która stawia go przed wyborem: zdobyć majątek czy serce ukochanej? Quinn jak zawsze mistrzowsko maluje obraz regencyjnego społeczeństwa, gdzie miłość jest równie nieprzewidywalna, jak los na salonowych tańcach. Drugie opowiadanie „Ostatnia pokusa” Miai Ryan jest delikatną opowieścią o zakazanej miłości między szarmanckim księciem a młodą kobietą marzącą o prowadzeniu własnego biznesu. Mezalians jak się patrzy! Suzanne Enoch w „Najlepszy z obu światów” opowiada historię młodej dziewczyny, która przez całe życie przestrzegała zasad rodziców i społeczeństwa, aby uniknąć wszelkiego rodzaju skandalów. Jej życie zmieni się, gdy najbardziej znany libertyn w całym Londynie zacznie się o nią zabiegać. I muszę tu wspomnieć, że ta historia podobała mi się najmniej z całej antologii. Całość zamyka „Dla mnie jedyny” Karen Hawkins, w którym autorka wprowadza czytelników w świat małżeństwa, które ma zostać anulowane. Hawkins ukazuje skomplikowane relacje między małżonkami, przeplatane nutą nostalgii i nadziei na nowy początek.

Każdy rozdział tych czterech historii poprzedza fragment z Kroniki Towarzyskiej Lady Whistledown. To ona snuje wątki, splata historie bohaterów i ukazuje czytelnikowi kulisy towarzyskiego życia Londynu. Jej obecność nadaje opowieściom dodatkowego smaczku i tajemniczości, czyniąc lekturę niezwykle pociągającą. Co więcej, fakt, że w każdym z opowiadań autorki nawiązują do zaginięcia bransoletki Lady Neeley, sprawia, że ​​nie można odłożyć książki do samego końca, gdyż dopiero na ostatnich stronach zostaje ujawniony sprawca kradzieży cennego przedmiotu.
"Lady Whistledown kontratakuje" to znakomita lektura dla miłośników romansów historycznych, którzy pragną zanurzyć się w świat pełen namiętności, intryg i niezwykłych miłosnych przygód. Suzanne Enoch, Karen Hawkins, Julia Quinn i Mia Ryan stworzyły antologię, który z pewnością zadowoli nawet najbardziej wymagających czytelników, zapewniając im niezapomniane doznania literackie i emocjonalną podróż w czasy, gdzie miłość była równie niebezpieczna, co porywająca.

W najnowszej antologii "Lady Whistledown kontratakuje", autorstwa Julii Quinn, Suzanne Enoch, Karen Hawkins i Mii Ryan czytelnicy ponownie przeniosą się w czasy regencji i przeczytają o intrygach, romansach i ukrytych tajemnicach. Żaden sekret nie będzie tu bezpieczny, bo nieuchwytna Lady Whistledown czuwa i gdy tylko coś ciekawego przyuważy – nie omieszka się wspomnieć o...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W powieści „Klątwa Czarnoboga” Adama Wyrzykowskiego autor przenosi swoich czytelników do malowniczego miasteczka, które z dnia na dzień staje się areną niezwykłych zdarzeń. Ta młodzieżowa książka (ale spokojnie mogą ją czytać i starsi i także będą czerpać radość z opowieści) o młodych bohaterach, których codzienność zostaje przemieszana ze światem duchów, demonów i starożytnych tajemnic wciągnęła mnie bardzo i w sumie ostatnie słowa jednego z bohaterów wywołały uśmiech na twarzy, bo są zapowiedzią kontynuacją tej przygody! A musicie wiedzieć już na wstępie, że ta debiutancka powieść fantasy wchodzi w skład cyklu Bliskie spotkania czarciego stopnia i zapowiada się naprawdę dobrze!

Czy lubicie się ciągle przeprowadzać? Ja nie lubię zmian i współczuję głównemu bohaterowi trzynastoletniemu Makaremu, że przez pracę ojca nie mógł jeszcze zapuścić nigdzie korzeni. Częste przeprowadzki i co za tym idzie — zmiany szkół skutkują, że chłopiec jest przede wszystkim samotny. Ale to wkrótce się zmieni, bo odkopanie tajemniczego posągu przez robotników sprawi, że w miasteczku zapanuje niepokój i chaos, a chłopiec znajdzie się w centrum uwagi. Dzięki temu jednak zyska przyjaciół: Oskara i Liwię i wraz z nimi spróbuje odnaleźć porwaną siostrę Oskara, Berenikę. Obserwacja ich niezwykłych poczynań wciągnie czytelnika w labirynt niezwykłych wydarzeń, w których ważną rolę odegrają wierzenia słowiańskie i mitologia! Uwielbiam takie magiczne elementy w książkach, więc taka mieszanka to strzał w dziesiątkę! Autor zadbał, by na czytelnika czekało wiele niespodzianek i wielu niezwykłych bohaterów, stąd poznamy też choćby Leszego, czy Babę Jagę! A to dopiero początek, czy odważycie się wraz z Makarym do podziemi szkoły?

Adam Wyrzykowski w „Klątwie Czarnoboga” doskonale ukazał atmosferę tajemniczości i niepokoju, na spokojnie w pierwszych rozdziałach dał czytelnikowi czas na zapoznanie się z bohaterami i małym miasteczkiem. Tempo na początku nie będzie szybkie, ale ciekawość: jakie istoty magiczne tutaj spotkamy, w jakie kłopoty wplącze się Makary i czy misja uratowania Bereniki się powiedzie, nie pozwoli na odłożenie książki. Główny bohater z nowymi przyjaciółmi staną w obliczu nadprzyrodzonych wyzwań i niebezpieczeństw. To właśnie ich determinacja, odwaga i zdolność do współpracy z duchami i demonami ze słowiańskich legend sprawią, że czytelnik z zapartym tchem będzie śledził każdy ich krok i trzymał kciuki za ich sukces. Dodatkowo autentyczność relacji między Makarym, Oskarem i Liwią nadaje powieści głębi i emocjonalnego wymiaru, młodsi czytelnicy na pewno bez problemu będą mogli się utożsamić z nastolatkami.

Jednym z największych atutów „Klątwy Czarnoboga” jest nie tylko fascynująca fabuła, ale także niezwykle wyrazisty i sugestywny język, który przenosi czytelnika w świat pełen magii i słowiańskich wierzeń. A skoro też tu już o nich mowa – ten fantastyczny świat został bardzo ciekawie wykreowany, przenika się z naszym rzeczywistym i sami zdecydujecie, czy to lepiej, że w naszej rzeczywistości nie można porozmawiać ze skrzatem, a i z podziemi nagle na powierzchnię nie wyjdą niezbyt przyjemne stwory. Adam Wyrzykowski w sposób mistrzowski zbudował cały ten świat i ukazał zarówno piękno, jak i grozę słowiańskiego folkloru. Mimo że mamy tutaj do czynienia z debiutem literackim, to na trzeba koniecznie docenić sposób wykreowania bogatego, złożonego świata, który wciąga czytelnika od pierwszych stron i nie pozwala mu oderwać się od lektury.

„Klątwa Czarnoboga” Adama Wyrzykowskiego będzie niezwykłą podróżą przez mroczne zakamarki słowiańskiej mitologii, która naprawdę warto przebyć wraz z bohaterami. To więcej niż tylko książka — to opowieść o przyjaźni, odwadze i walce dobra ze złem, która budzi skryte pragnienie odkrywania kolejnych tajemnic. Polecam ją wszystkim miłośnikom literatury fantasy oraz fanom słowiańskiej mitologii.

W powieści „Klątwa Czarnoboga” Adama Wyrzykowskiego autor przenosi swoich czytelników do malowniczego miasteczka, które z dnia na dzień staje się areną niezwykłych zdarzeń. Ta młodzieżowa książka (ale spokojnie mogą ją czytać i starsi i także będą czerpać radość z opowieści) o młodych bohaterach, których codzienność zostaje przemieszana ze światem duchów, demonów i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kiedy sięgnęłam po "Zdejmij z Nieba Księżyc" autorstwa Kristan Higgins, byłam gotowa na emocjonalną wędrówkę, która poruszy moje serce do głębi. To opowieść o miłości, poświęceniu i nieuchronności śmierci, która brzmi jak recepta na rozrywający serce romans. Nie spodziewałam się jednak, że ta historia będzie aż tak smutna! I chociaż bardzo szybko nasunęło mi się porównanie do książki „PS. Kocham Cię”, to mimo podobieństw i ta historia może złamać serce i na pewno Was wiele razy zaskoczy. Czytanie „Zdejmij z Nieba Księżyc” powodowało, że niekiedy bałam się przewrócić następną stronę, bo w każdym momencie mógł mnie „zaatakować” taki fragment, który wywoła mnóstwo emocji.

Fabuła skupia się na losach młodej pary Joshuy i Lauren, którzy po ślubie muszą zmierzyć się z brutalną rzeczywistością choroby Lauren. To niezwykle trudny czas, gdy codziennością staje się walką z chorobą, a nadzieja zderza się z nieubłaganym przeznaczeniem. Jednym z najbardziej poruszających elementów książki są listy, które Lauren zostawia dla Joshuy. To piękny gest miłości i troski, który dodaje głębi i emocjonalnego ładunku całej opowieści. To one są jak promień światła w ciemności, obietnicą, że nawet po największej stracie można odnaleźć sens życia i szczęście. Wiele emocji dostarcza także lektura listów Lauren do zmarłego ojca, ach… na samo wspomnienie mam po prostu gęsią skórkę.

Choć fabuła przesiąknięta jest sentymentalizmem i emocjonalnym ładunkiem, Higgins unika pułapki popadania w nadmierną ckliwość. Jej styl jest błyskotliwy, zabawny, a dialogi pełne życia. To sprawia, że mimo smutku, który towarzyszy czytelnikowi na każdej stronie, książka jest też lekką, przyjemną lekturą. Warto również podkreślić, że autorka nie ogranicza się tylko do głównego wątku miłosnego. Wplata w fabułę także inne relacje rodzinne, przyjaźnie i walkę z własnymi demonami. To sprawia, że książka staje się bardziej złożona i wielowymiarowa, oddając bogactwo ludzkich doświadczeń i emocji. Pamiętam, jak bardzo rozsypałam się podczas lektury „Promyczka” i delikatnie miałam nadzieję na to, że ta książka także doprowadzi mnie do takiego stanu. Często bardzo płaczę podczas czytania, tutaj wielokrotnie ogarniało mnie wzruszenie, jednak mimo wszystko byłam twarda. Choć żadnej łzy nie uroniłam, ta historia odcisnęła swój ślad na mojej duszy i zdecydowanie ją polecam.

Kiedy sięgnęłam po "Zdejmij z Nieba Księżyc" autorstwa Kristan Higgins, byłam gotowa na emocjonalną wędrówkę, która poruszy moje serce do głębi. To opowieść o miłości, poświęceniu i nieuchronności śmierci, która brzmi jak recepta na rozrywający serce romans. Nie spodziewałam się jednak, że ta historia będzie aż tak smutna! I chociaż bardzo szybko nasunęło mi się porównanie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Rozpostarta między nostalgia za przeszłością a nadziejami na przyszłość "Willa przy Perłowej" Pauliny Molickiej zaprasza czytelnika w malownicze zakamarki małego miasteczka, gdzie historie splatają się niczym nitki w kolorowym kobiercu. Autorka powraca z uroczą kontynuacją swojego debiutu literackiego "Księgarenka na Miłosnej" i sprawia, że czytelnik, zapoznając się z treścią może choć na chwilę zapomnieć o swojej codzienności, a ciekawa fabuła przesiąknięta optymizmem i nadzieją z pewnością poprawi humor.

W "Willi przy Perłowej" poznajemy specjalistkę od marketingu Michalinę Sarnecką, która z czerwoną walizką w ręku stanie na rozstaju dróg w małym miasteczku. Szybko zakocha się w tym nowym miejscu, gdzie znajdzie schronienie u dalekiego stryja i nawiąże przyjaźnie z lokalnymi mieszkańcami, w tym z Olą z księgarenki przy ulicy Miłosnej. Jednak to spotkanie z tajemniczą starszą panią i jej willą przy ulicy Perłowej zmieni życie Michaliny nieodwracalnie. Willa przy Perłowej, prowadzona przez trzy pokolenia rodziny Wolskich, niestety znajdzie się w bardzo trudnym finansowym położeniu i właściciele już w tym momencie myślą o najgorszym scenariuszu, zamknięciu interesu. Czy warto wierzyć w przypadki? Wizyta Michaliny będzie szansą na przywrócenie tytułowej willi świetności, w końcu na marketingu główna bohaterka doskonale się zna. Wkrótce dziewczyna przeprowadzi się do willi, gdzie spotka Adama, wnuka właścicielki. Ale czy ich relacja będzie tak łatwa? Czy Michalina przekona Adama do swoich pomysłów? I czy uda się ożywić Willę przy Perłowej?

Paulina Molicka w swojej najnowszej powieści zgrabnie snuje wątki miłosne, rodzinne i zawodowe, tworząc pełne uroku opowieści o niespodziewanych zwrotach losu. Bohaterowie, choć wykreowani z delikatnością, są pełni życia, a ich wzajemne relacje sprawiają, że czytelnik nie może oderwać się od lektury. Molicka doskonale operuje emocjami i relacjami między postaciami, tworząc zawiłe i interesujące konflikty, które trzymają czytelnika w napięciu. Od razu też polubiłam główną bohaterkę i w sumie bardzo szybko stwierdziłam, że rozdziały związane z pracą bohaterki mogłyby być właśnie o mnie, tak wiele w tym momencie życia mam wspólnego z Michaliną. W przeciwieństwie do mnie ona uciekła, ruszyła do przodu i postawiła wszystko na jedną kartę. W trakcie czytania pojawią się pytania o przeszłość Michaliny i powody jej ucieczki od rodziny, te fragmenty dodają powieści głębi i tajemniczości. Jedynym małym minusem tej książki jest dla mnie relacja między główną bohaterką a Adamem, za brakło tu mi głębi i jakiejś większej chemii. Ucieszyłoby mnie bardzo pogłębienie wątku między Michaliną w przystojnym mężczyzną, jego przemiana wydaje mi się też trochę naciągana i mało wiarygodna. Ale to tylko mały minus, który nie odebrał mi przyjemności z tej lektury.

Język, którym posługuje się autorka, jest płynny i barwny, co sprawia, że świat "Willi przy Perłowej" staje się realny i łatwo wciąga czytelnika. Paulina Molicka z łatwością kreśli atmosferę małego miasteczka, gdzie każdy mieszkaniec kryje swoje tajemnice, a każdy dom skrywa historię. Może jeszcze uda nam się wrócić do tego miejsca, wszak wiele domów ma wiele do zaoferowania czytelnikom, choćby pewien niebieski? Kontynuacja "Księgarenki na Miłosnej" okazała się równie udana, jak debiut autorki. "Willa przy Perłowej" to lektura, która czytelnika wciągnie od pierwszych stron i nie pozwali oderwać się aż do zaskakującego finału. Dla miłośniczek literatury obyczajowej to pozycja obowiązkowa — pełna uroku, emocji i niezapomnianych bohaterów.

Rozpostarta między nostalgia za przeszłością a nadziejami na przyszłość "Willa przy Perłowej" Pauliny Molickiej zaprasza czytelnika w malownicze zakamarki małego miasteczka, gdzie historie splatają się niczym nitki w kolorowym kobiercu. Autorka powraca z uroczą kontynuacją swojego debiutu literackiego "Księgarenka na Miłosnej" i sprawia, że czytelnik, zapoznając się z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po przeczytaniu debiutanckiej książki Kamila Piechury „Letarg” miałam ogromne przeczucie, że autor tak szybko nie zniknie z literackiej sceny. Ta pierwsza książka już miała wysoki poziom, ale to, co zrobił Piechura w drugiej książce, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. „Era”, bo o tej książce właśnie teraz mowa, to po prostu ogromne zaskoczenie i wielkie WOW! Zawieszona poprzeczka została tu z lekkością przeskoczona, a autor przeniósł mnie w świat nie tylko związany z nowoczesnymi technologiami, ale i w krąg psychologicznych intryg i moralnych dylematów.

Fabuła „Ery” rozpoczyna się obietnicą spektakularnego sukcesu podczas targów technologicznych w Hanowerze. Główny bohater Oliwier Falk stawia wszystko na jedną kartę i podczas prezentacji przedstawia zebranym owoc pracy całego zespołu – projekt ERA, który ma wiele zmienić w naszym świecie. Jednakże idylliczna wizja zmieni się bardzo szybko w koszmar, a w wyniku niewytłumaczalnej śmierci jednego z głównych architektów systemu, cała historia nabierze nowego, mrocznego wymiaru. Konieczne będzie wprowadzenie do fabuły enigmatycznego komisarza Samuela Bloma, który w bardzo krótkim czasie będzie musiał rozwiązać skomplikowaną intrygę. Czy zdąży?

Sztuczna inteligencja zaczyna odgrywać coraz większą rolę w naszym współczesnym życiu i choć z jednej strony może wiele nam ułatwiać, wyręczać w powierzonych zadaniach, to jednak może stanowić dla człowieka śmiertelne zagrożenie. Wystarczy, że trafi w niepowołane ręce! Wykreowany przez zespół Falka projekt „ERA” ma być przełomem w świecie technologicznym, jednak jak się okaże, dla samego Falka będzie największym zagrożeniem. Konstrukcja tej książki przykuła moją uwagę już na samym początku, ciekawy wstęp mnie zaintrygował, lecz nie przewidywałam, że fabuła będzie dosłownie pokręcona i szalona! Narracja głównie skupiona jest na Oliwierze Falku, ale pojawią się tutaj także rozdziały związane z członkami firmy Ansa oraz co ciekawe – autor oddaje także scenariusz serialu, który wymieliła sama ERA. Transmitowany na twitchu sitcom opowiada o „przygodach” małżeństwa Marry i Joe’go i można odnieść wrażenie, że z każdą kolejną sceną staje się coraz bardziej przerażający! Piechura doskonale połączył konwencję thrillera z motywami science fiction i sprawił, że automatycznie rozmyśla się na tematy egzystencji i odpowiedzialności za wszystkie wykreowane przez człowieka „stworzenia”.

Styl narracji Kamila Piechury jest pełen dynamiki, płynny język nie pozwala na odłożenie książki nawet na chwilę. Do tego plastyczne opisy scen i pochylenie się nad portretami psychologicznymi bohaterów sprawiają, że bardzo łatwo przenieść się w ten wykreowany świat i jednocześnie uczestniczyć we wszystkich wydarzeniach. To będzie wręcz niesamowita i jednocześnie przerażająca podróż pełna emocji i wielu tajemnic. „Era” będzie nie tylko opowieścią o technologicznym marzeniu, zdobywaniu świata i zdobycia uznania, lecz także o cenie, jaką za te marzenia trzeba zapłacić. Zostaniemy tutaj skonfrontowani z moralnymi dylematami i pytaniami, czy na pewno zawsze jesteśmy gotowi na konsekwencje własnych działań. Czy Era, sztuczna inteligencja, może obrócić się przeciwko swym twórcom? I jak daleko posunie się człowiek, by zachować kontrolę nad swym życiem i owocem swojej pracy?

„Era” nie tylko dostarczy czytelnikowi wielu wrażeń, nie można tu zliczyć zaskakujących zwrotów akcji, ale w międzyczasie zmusi go też do rozmyślania o etycznym i psychologicznym aspekcie rozwoju technologii. Po przeczytaniu tej książki miałam ochotę uciec od całej otaczającej mnie elektroniki, lecz czy to jest możliwe? Autor doskonale poradził sobie z realizacją fabuły i udowodnił, że potrafi stworzyć książkę nie tylko trzymającą czytelnika w napięciu, ale fabułę tak dobrą, o której łatwo nie idzie zapomnieć. „Era” to powieść, którą zdecydowanie trzeba przeczytać!

Po przeczytaniu debiutanckiej książki Kamila Piechury „Letarg” miałam ogromne przeczucie, że autor tak szybko nie zniknie z literackiej sceny. Ta pierwsza książka już miała wysoki poziom, ale to, co zrobił Piechura w drugiej książce, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. „Era”, bo o tej książce właśnie teraz mowa, to po prostu ogromne zaskoczenie i wielkie WOW! Zawieszona...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Spójrzcie na tytuł najnowszej powieści Benjamina Stevensona „W mojej rodzinie każdy kogoś zabił” – czyż to nie wystarczająca zachęta dla miłośnika kryminałów, by po prostu sięgnąć po książkę? Jeszcze przed rozpoczęciem lektury próbowałam zgadnąć, dlaczego autor tak zatytułował książkę, czy to rodzaj gry z czytelnikiem i Stevenson puszcza do nas oko, czy może opisywana rodzina to seryjni mordercy i zabójstwa dla nich to przysłowiowy chleb z masłem? Jeśli jesteście ciekawi – przeczytajcie! Co tu na Was czeka? Przede wszystkim dostaniecie inteligentną mieszankę humoru, intryg oraz atmosferycznego napięcia, które to przenosi czytelnika w sam środek mroźnej i niebezpiecznej scenerii ośrodka narciarskiego, gdzie rodzinne spotkanie szybko zamieni się w koszmar.

Benjamin Stevenson wykreował bardzo ciekawą rodzinę Cunninghamów i przygotował dla niej wiele atrakcji, także tych makabrycznych. Akcja powieści rozgrywa się podczas straszliwej burzy śnieżnej, która izoluje gości w odległym ośrodku narciarskim. Uwięzienie wydaje się idealnym pretekstem do spędzenia ze sobą czasu i naprawienia rodzinnych więzi, lecz nic nie będzie takie proste i łatwe. Cała ta sytuacje szybko zamieni się w koszmar, a kolejne osoby z kręgu rodziny staną się ofiarami tajemniczego mordercy. Główną zagadką do rozwiązania będzie odkrycie tożsamości zbrodniarza, jednak gdy zaczniemy wraz z narratorem wgłębiać się w tę sprawę, natkniemy się na mnóstwo intryg i co oczywiste – rodzinnych tajemnic.

Skoro sam tytuł sugeruje morderstwa, to w treści nie może ich zabraknąć! I tak jest, to niezwykle intrygująca książka z dużą liczbą ciał. Kto zginie i dlaczego? Pozwólcie, by narrator Ernsest „Ern Cunningham wprowadził Was w fabułę i objaśnił wszystkie rodzinne powiązania. Ern jest autorem przewodników na temat pisania powieści kryminalnych, czci wszystkich pisarzy kryminałów ze Złotego Wieku i przede wszystkim będzie przestrzegał wszystkich dziesięciu przykazań Ronalda Knoxa dotyczących kryminałów (te przykazania czytelnik otrzyma już na samym początku książki). Znając te zasady, zobowiązuje się do ich przestrzegania w tej powieści o swojej rodzinie. Trzeba już na wstępie zaznaczyć, że ten bohater padł ofiarą pewnego rodzaju ostracyzmu, zrobił coś, co rodzina nie jest w stanie mu wybaczyć. Decyduje się jednak na udział w zjeździe rodzinnym, a dzięki czemu czytelnik ma relację z pierwszej ręki na temat wszelkich wydarzeń. Narracja w pierwszej osobie sprawia, że Ern bardzo często puszcza oko do czytelnika, zwraca się do niego bezpośrednio, ale czy na pewno jest zawsze szczery? Czy Ernowi na pewno można zaufać? Choć nie ukrywa on żadnych faktów, to panujące czarne poczucie humoru wprowadza atmosferę napięcia i jednocześnie sprawia, że czyta się powieść z przyjemnością. Z ogromnym zaciekawieniem przyglądałam się też poczynaniom głównego bohatera, bo skoro zna wszystkie zasady tworzenia zagadek kryminalnych, to z łatwością powinien poradzić sobie ze wskazaniem mordercy? Stos zwłok będzie rósł, a co zrobi Ern?

W książce „W mojej rodzinie każdy kogoś zabił” doskonale widać przejaw inteligentnego humoru, zarówno słownego, jak i sytuacyjnego. Całość nadaje książce unikalny charakter i to oczywiście nie koniec zalet! Stevenson doskonale balansuje między tradycyjnymi konwencjami gatunku a świeżym spojrzeniem na kryminały i w ostateczności wychodzi mu oryginalne dzieło, które angażuje czytelnika do ostatniej strony. Fabuła zawierała sporo momentów zaskakujących, może akcja nie miała szybkiego tempa, ale jednak sposób prowadzenia tej fabuły gwarantował nieustające zaciekawienie i ogólnie zagadka nie należała do najłatwiejszych. Jeśli chcecie dowiedzieć się, co takiego każdy z członków rodziny Cunninghamów ma za uszami i jak to jest z tymi morderstwami – to jak najszybciej sięgnijcie po książkę!

Spójrzcie na tytuł najnowszej powieści Benjamina Stevensona „W mojej rodzinie każdy kogoś zabił” – czyż to nie wystarczająca zachęta dla miłośnika kryminałów, by po prostu sięgnąć po książkę? Jeszcze przed rozpoczęciem lektury próbowałam zgadnąć, dlaczego autor tak zatytułował książkę, czy to rodzaj gry z czytelnikiem i Stevenson puszcza do nas oko, czy może opisywana...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie będę owijać w bawełnę i już na samym początku napiszę, że „Złe dziecko” Camilli Way jest genialnym thrillerem! Miałabym do siebie ogromne wyrzuty sumienia, gdybym nie zdecydowała się na przeczytanie tej książki! Way nie szczędziła tutaj emocji ani zaskakujących zwrotów akcji. Sposób, w jaki skonstruowała narrację, sprawił, że dosłownie od samego początku towarzyszyło mi uczucie niepokoju i niepewności. Autorka dosłownie mnie zmanipulowała i tak poprowadziła fabułę przez labirynt tajemnic i niespodzianek, że wszystkie moje teorie dosłownie się rozwiały.

Wielką niespodzianką była już sama fabuła, bo opis tej książki sugerował mi zupełnie inny kierunek, w jakim pójdzie akcja „Złego dziecka”. Autorka bowiem zdecydowała się na narracje obejmującą dwie linie czasowe i bardzo długo zastanawiałam się, jak obydwie historie połącza się ze sobą. Ten niepokój towarzyszył mi od początku i myślę, że i Wy będziecie często zaskoczeni wszystkimi zwrotami akcji. Otóż pierwsza historia rozgrywa się na przełomie lat 80. i 90. i skupia się na historii opowiadanej przez Beth. Ona i jej mąż Doug bardzo nie mogli doczekać się, aż zostaną rodzicami. Po latach starań udaje się – rodzi im się córeczka Hannah. Z każdym kolejnym rokiem Beth zauważa, że w dziewczynce dosłownie siedzi zło i ilość złych uczynków dosłownie się powiększa. Córka przejawia wręcz zachowania socjopatyczne, tylko czy na pewno? Czy wybryki się skończą, czy Hannah jednak ujawni swoją prawdziwą złą naturę? Druga historia to już przeskok do 2017 roku, poznamy Clarę, która zaangażuje się w poszukiwania swego chłopaka Luke’a. Mężczyzna po prostu nie wrócił do domu, więc trzeba będzie odkryć, czy na pewno był szczery z dziewczyną, czy może coś ukrywał. I dlaczego wątek związany z zaginięciem pojawia się w tej książce?

Way może nie kupiła mnie od pierwszych rozdziałów, ale gdy zaczęłam się wczytywać w tę historię, to z każdym kolejnym rozdziałem rósł mój podziw i wręcz zachwyt! Way zabrała mnie w mroczny świat rodzinnej tragedii, gdzie główni bohaterowie Beth i Doug muszą zmierzyć się z przerażającą rzeczywistością: ich własne dziecko staje się źródłem niebezpieczeństwa i terroru. Autorka wnikliwie ukazała psychikę postaci oraz ich relacje, a każda kolejna strona tej naprzemiennej historii ukazywała coraz bardziej zagmatwane tajemnice i zawiłe powiązania rodzinne. Moje wszelkie teorie dotyczące rozwiązania skomplikowanej fabuły się nie sprawdziły i naprawdę z ogromną ciekawością śledziłam fabułę tej powieści. Dawno w moje ręce nie trafił tak genialnie skonstruowany thriller. Jednym z najmocniejszych punktów „Złego dziecka” jest zdolność autorki do manipulowania czytelnikiem i ja całkowicie uległam, pisarka dosłownie owinęła mnie wokół palca! Rozwiązanie pozostawało niejasne aż do samego końca i same ostatnie strony to przykład literackiego mistrzostwa. Way nie trzymała się szablonów i odważnie eksperymentowała z narracją, co sprawia, że "Złe dziecko" wyróżnia się na tle innych thrillerów. To też jedna z tych książek, o której nie można zdradzać zbyt wiele, bo odbierze się czytelnikowi radość z odkrywania wszystkich wątków, powiązań i głównych problemów. Serio, zaryzykujcie i przekonajcie się sami, dlaczego wywarła na mnie tak wielkie wrażenie.

"Złe Dziecko" to prawdziwa perełka wśród thrillerów psychologicznych. Camilla Way potrafi zaciekawić czytelnika od pierwszych stron i napięcie nie opuści go aż do zaskakującego zakończenia. Ta książka z pewnością znajdzie się w moim zestawieniu najlepszych książek tego roku i trzymam kciuki, by Way pisała tylko tak dobre thrillery!

Nie będę owijać w bawełnę i już na samym początku napiszę, że „Złe dziecko” Camilli Way jest genialnym thrillerem! Miałabym do siebie ogromne wyrzuty sumienia, gdybym nie zdecydowała się na przeczytanie tej książki! Way nie szczędziła tutaj emocji ani zaskakujących zwrotów akcji. Sposób, w jaki skonstruowała narrację, sprawił, że dosłownie od samego początku towarzyszyło mi...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Jej wszystkie życia" Briany Cole to książka, która wciąga od pierwszych stron i nie pozwala oderwać się aż do samego końca. Bardzo się cieszę, że zdecydowałam się przeczytać tę powieść, bo autorka stworzyła trzymający w napięciu thriller, który z pewnością przypadnie też do gustu miłośnikom gatunku. To lektura, która zostaje w pamięci na długo po jej zakończeniu.

Fabuła książki prowadzi czytelnika przez labirynt sekretów, rywalizacji między rodzeństwem i poszukiwań zaginionej siostry. Główna bohaterka Deven, będzie w ogromnym szoku, gdy zostanie wezwana do zidentyfikowania ciała kobiety, która rzekomo jest jej siostrą Kenndy. Deven jest przekonana, że to nie jest jej siostra, co też automatycznie postawi pod znakiem zapytania wszystkie dotychczasowe przekonania i relacje rodzinne. Rozpocznie się intensywne prywatne śledztwo bohaterki, podczas którego granice między prawdą a kłamstwem zaczną się zacierać, a Deven odkryje, że jej siostra prowadziła zupełnie inne życie, niż to, które znała. Kim tak naprawdę była Kennedy i dlaczego kłamała?

Główna bohaterka jest zdeterminowana, by poznać prawdę o zaginięciu siostry, co najważniejsze z punktu widzenia czytelnika: zostanie wplątana w sieć intryg, których rozwiązanie nie będzie takie proste. Jednym z najmocniejszych punktów tej powieści jest sposób, w jaki Cole buduje napięcie. Każda strona kryje w sobie nową zagadkę, kolejny fragment układanki, który zbliża nas do rozwiązania, ale jednocześnie jeszcze bardziej gmatwa całą sytuację. Nie zabraknie tu momentów, które sprawią, że z niecierpliwością przerzucać będzie się kolejne strony, pragnąc poznać kolejny krok Deven i dowiedzieć się, co naprawdę stało się z jej siostrą. Cole w sprawny sposób prowadzi czytelnika przez labirynt zawiłych tajemnic i kłamstw, gdzie granice między faktem a fikcją zacierają się niemalże całkowicie. I za to należą się autorce ogromne brawa! Ciekawość potęgują także szczere fragmenty pamiętnika małej Kennedy, które ujawnią, że dzieciństwo sióstr nie było wcale takie idealne. Może dlatego siostra miała swoje tajemnice? Nie zdradzę Wam wszystkich pobocznych wątków, ale będzie bardzo ciekawie!

"Jej wszystkie życia" to powieść, która nie tylko trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony, ale także prowokuje do refleksji nad naturą relacji międzyludzkich i złożonością ludzkiej psychiki. To lektura obowiązkowa dla wszystkich miłośników inteligentnego, intrygującego thrillera, który zostawia czytelnika z zapamiętanymi jeszcze długo po zakończeniu lektury emocjami i pytaniem: czy naprawdę kiedykolwiek możemy poznać drugą osobę w pełni? Nad tym zastanawiałam się bardzo często podczas lektury. Dlaczego kłamiemy i dlaczego też chcemy zachować pewne tajemnice tylko dla siebie? Myślę, że i Wy będziecie nad tym rozmyślać!

Wielowątkowa fabuła "Jej wszystkie życia" poprowadzi Was przez skomplikowany labirynt emocji i tajemnic, pozostawiając szereg pytań i nieoczekiwanych odpowiedzi. To thriller, który wciąga od pierwszej strony i nie pozwala oderwać się aż do samego końca. Zresztą płynny styl i język autorki sprawia, że dosłownie szkoda czasu na robienie sobie przerw od tej ciekawej historii. Dla miłośników thrillerów "Jej wszystkie życia" będzie prawdziwą gratką.

"Jej wszystkie życia" Briany Cole to książka, która wciąga od pierwszych stron i nie pozwala oderwać się aż do samego końca. Bardzo się cieszę, że zdecydowałam się przeczytać tę powieść, bo autorka stworzyła trzymający w napięciu thriller, który z pewnością przypadnie też do gustu miłośnikom gatunku. To lektura, która zostaje w pamięci na długo po jej zakończeniu.

Fabuła...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to