rozwiń zwiń
jazzwoman

Profil użytkownika: jazzwoman

Łódź Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 7 minut temu
512
Przeczytanych
książek
512
Książek
w biblioteczce
512
Opinii
2 476
Polubień
opinii
Łódź Kobieta
Dodane| 20 książek
Za Ryszardem Koziołkiem: "Czytać, czytać, dużo czytać", ale też koniecznie żyć z ludźmi wokół siebie i realizować marzenia.

Opinie


Na półkach:

Wielkie podziękowania dla wydawnictwa „Od Do” za umożliwienie mi spotkania z twórczością Aloisa Hotschniga. Ten ceniony i nagradzany w Austrii pisarz, u nas, a być może i w wielu innych miejscach na świecie, pozostaje całkowicie nieznany. Wielka to szkoda, gdyż opowiadania zamieszczone w tomie „Na siedząco lepiej się ucieka” są hipnotyzujące, mają własny, niepowtarzalny styl i formę, wciągają nas w swój spowolniały, somnambuliczny świat, w którym nic nie jest na zawsze tym samym, zmianom ulegają ludzie, miejsca, przedmioty, a także, a może jednak tylko, ich subiektywne postrzeganie. Pełno tutaj szczegółów, drobiazgów, na które bohaterowie są bardzo wyczuleni, a które dla nas z początku tworzą niezrozumiały chaos pogubionego umysłu, dopiero w miarę czasu zaczynamy bardzo intuicyjnie go porządkować.

Książka zawiera dwa, formalnie jakże różne, tomy opowiadań. „Na siedząco lepiej się ucieka” to treści złożone z samych dialogów, zlepków rozmów. Mamy wrażenie, że siedząc w pobliżu podsłuchujemy bohaterów, raz włącza się jedna rozmowa, za chwilę jednak zanika w tle, by zrobić miejsce kolejnej. Są na tyle mocne, wyraziste, że nietrudno nam wyobrazić sobie osoby, które je prowadzą, sytuacje, relacje, w jakich pozostają, mimo całkowitego braku jakiegokolwiek komentarza odautorskiego. Przed naszymi oczami rozgrywają się całe historie, niczym sceny w teatrze, pierwsza, druga… uzupełniają się i komponują. Przy czym nie mam tutaj na myśli teatralności w sensie napuszonej sztuczności, o nie. Tutaj dominuje naturalność i bezpretensjonalność, co każe widzieć w autorze doskonałego obserwatora i zdolnego psychologa, potrafiącego wczuć się i wykreować bogatą, autentyczną rzeczywistość.

Wchodzimy w krąg ludzi samotnych, życiowych outsiderów, wiek, choroba, niepełnosprawność w dużym stopniu wykluczyły ich z głównego nurtu życia. Pozostają wspomnienia i pogodzenie się z dniem dzisiejszym. „Umbria to piękny czas, Karl. Nasze podróże. Teraz podróżujesz już tylko ty. Ale i tak tylko w sklepie między regałami. Przez okno widzę, jak wyruszasz w podróż. I codziennie przynosisz nie to, co trzeba. Ale też i to, co jest potrzebne.” Dawną Parmę, Cattolikę, czy Kartitsch zastąpiły coraz krótsze podróże, do przyjaciół w domu opieki, do marketu… Małże i paelle odeszły w zapomnienie. Ich miejsce zajęły dietetyczne, bezpieczne dania, wokół których toczą się rozmowy.

Przenosimy się do miejsc, których sami nigdy byśmy nie wybrali. Do domów opieki, przychodni, gdzie króluje starość i choroba, samotność i bezradność, zamazujące się kontury obecnej rzeczywistości, stapiające to, co było dawniej z tym, co ledwie przed chwilą, a już umyka. Sami bohaterowie nie są pewni własnych myśli, spostrzeżeń, skojarzeń. Zwracają się więc ku nam, zakłopotani, byśmy pomogli im poukładać splątane w umyśle nici, a my z ochotą podejmujemy się roli detektywa w tym labiryncie.

Oglądamy stare fotografie, migawki z wojaży, uroczystości rodzinnych, randek… próbujemy pomóc bohaterom odpowiedzieć na zadawane w pomieszaniu pytania: „Ja jestem ten obok kogo? Powiedz, mieliśmy w ogóle dzieci? Ile tych dzieci niby mieliśmy? Ten obok kogo jestem, mówisz?” Dialogi są niezwykle sugestywne, prawdziwe, emocje bohaterów wyraźnie wyczuwalne, ich zagubienie, usilne próby porządkowania rzeczywistości, gorączkowe poszukiwania jakiegoś punktu zaczepienia, który nie pozwoli im zniknąć – to wszystko się nam udziela, uruchamia empatię, przywodzi na myśl rodzinne doświadczenia. Te historie żyją, toczą się, dramaturgicznie są doskonałe. Autor prowadzi grę z językiem, każe mu się powtarzać, zawieszać w próżni, jakby myśli uciekły pozostawiając pustkę, drżeć, unosić się w nagłym poruszeniu. Niekiedy napotykamy chaotyczny ciąg słów nie potrafiącego skupić się umysłu, strumień myśli, w bezładnych zdaniach pobrzmiewa niepewność. Czas to się wydłuża, to znów kurczy, plącze, zdaje się mieć własne życie, zupełnie niezależne. „Na czwartym piętrze dni są jeszcze dłuższe, a przecież już na drugim ciągną się w nieskończoność. Na piątym słonce nigdy nie zachodzi. Po wstaniu wychodzimy na korytarz i wjeżdżamy na czwarte piętro, żeby złapać trochę słońca. I popatrzeć na jezioro. Potem wracamy schodami do siebie, do cienia. I znowu mieliśmy jakieś zajęcie.”

Życie jest teraz czekaniem. Na bliskich, na koniec dnia, na kolejny posiłek, który jest jego miarą, na leki, na rozmowę z lekarzem, a w końcu… na śmierć. „Najważniejsze to umrzeć w porę. Umrzyj, kolego, w porę, zawsze sobie powtarzam. Tylko kiedy niby jest ta pora, nigdy się przecież tego nie chce.” Starają się więc być przydatni, „choćby lekarzom. W końcu dzięki naszym chorobom mają z czego żyć.” Jest ich coraz mniej, przestrzeń wokół nich pustoszeje. Niekiedy widzą bliskich, których już nie ma i tracą orientację, czy przebywają jeszcze pośród żywych, czy może już po drugiej stronie… My też nie do końca to wiemy. Bohaterowie opowiadań pozostaną z nami na długo, ich autentyzm obudził bowiem w nas pytania i wątpliwości, z którymi nie bardzo chcieliśmy się zderzyć.

Drugi tom, zatytułowany „Dzieci to nie uspokoiło” prowadzony jest już przez narratora, samego bohatera albo też zewnętrzny głos, doskonale zorientowany w najdrobniejszych niuansach uczuć i myśli bohatera. Znów mamy do czynienia z człowiekiem niepewnym, kim naprawdę jest i gdzie ma szukać swojego miejsca. To ktoś w kryzysie, z rozpękniętą osobowością, niekiedy ogarnięty obsesją obserwowania innych, całkiem obcych ludzi, uczestniczenia z ukrycia w ich monotonnym, nudnym życiu, w braku pomysłu na własne. Wciągnięty w tę niebezpieczną grę powoli zatraca siebie, nie potrafi jednak jej przerwać. Obserwuje, sam również będąc obserwowany. Znaczenie ma tutaj każdy detal, skrupulatnie opisany, pisk opon hamującego auta, rozwiązane sznurówki, tramwaj skręcający w ulicę czy dźwięk dzwonów pobliskiego kościoła. Nie wiadomo, co może pobudzić umysł do pracy, uruchomić zatarte wspomnienia, by w rezultacie wrzucić bohatera we właściwą szufladę życia, w której się rozpozna. Tymczasem „Nazwiska na jego drzwiach wciąż się zmieniały. Rano wychodził z domu i rozpoznawano go, chociaż wcale nie jako tego, za którego akurat sam się podawał. Inni wiedzieli za kogo należy go uważać, przynajmniej na to wyglądało. Stawał się kimś, kogo chcieli w nim widzieć, nie angażując się i nie udając, i niezależnie od tego, jak się zachowywał, zawsze zdawało się, że odpowiada to osobie, z którą akurat rozmawiał.”

Mamy do czynienia z obserwacją świata dziwacznego, w pewnym sensie ułomnego, zdeformowanego, w którym niemal nic nie jest na właściwym miejscu i nie wygląda na to, by miało się na nim znaleźć. W dodatku obserwację tę śmiało można nazwać uczestniczącą, bowiem wciągnięci w tę delirkę, próbujemy pomóc ją rozwiązać, poukładać elementy w prawdopodobnym porządku, co nie do końca ma prawo się udać. Krążymy wszak w skomplikowanych umysłach ekscentryków, oryginałów, starców z demencją, ludzi pokonanych przez samotność, wszystkich tych odrzuconych na margines, niezrozumianych i niepojmujących samych siebie. I jest to podróż fascynująca, w dodatku ani trochę nie ponura. To ludzie przyjmujący swój los zupełnie naturalnie, a nawet z poczuciem humoru. Obserwatora, czy jest nim bohater, czy też narrator w trzeciej osobie, cechuje chłodny obiektywizm, racjonalny dystans. Silne zaangażowanie budzi się w nas nie na skutek dramatycznej, emocjonalnej narracji. O tę tutaj trudno. Budzi się na zasadzie przeciwwagi, kontrastu, sprzeciwu, kiedy to stajemy się bohaterem, utożsamiamy z nim i nie chcemy, nie potrafimy pozostać bierni. Ów chłód, rezerwa są sprawcze, nie pozwalają nam stać z boku.

Genialna to proza, eksperymentująca na wielu polach, począwszy od sposobu opowiadania historii, przez wewnętrzne bogactwo bohaterów i wiarygodne przedstawienie ich potyczek z sobą i ze światem, po samą warstwę językową, nowatorskie zestawienia słów, ich deformacje, powtarzalność, zabiegi kształtujące, by forma narracji dorównała samej treści, tworząc spójną, ekscytującą całość, która długo jeszcze będzie w nas rezonowała.
Książkę przeczytałam dzięki portalowi: https://sztukater.pl/

Wielkie podziękowania dla wydawnictwa „Od Do” za umożliwienie mi spotkania z twórczością Aloisa Hotschniga. Ten ceniony i nagradzany w Austrii pisarz, u nas, a być może i w wielu innych miejscach na świecie, pozostaje całkowicie nieznany. Wielka to szkoda, gdyż opowiadania zamieszczone w tomie „Na siedząco lepiej się ucieka” są hipnotyzujące, mają własny, niepowtarzalny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Może taka jest historia ludzkości: krótkotrwała iluzja szczęśliwych zwycięstw w długim kontinuum bolesnych, rozczarowujących klęsk.”

„Miasto Zwycięstwa”, najnowsze dzieło Salmana Rushdiego, jest wspaniałą, epicką przypowieścią o naturze człowieka, świata, pułapkach władzy i naturalnych cyklach powtarzalnej historii, która, niechybnie zapominana, raz za razem daje nam nauczkę, gdy zbyt daleko zapędzimy się w zgubnej ułudzie własnej wielkości. Narrator snuje tę, na wpół prawdziwą, na poły zaś zmyśloną historię, korzystając z odręcznych zapisków Pampy Kampany, niekiedy przytaczając je dosłownie, najczęściej zaś tylko omawiając, z zastrzeżeniem sobie prawa do pewnych zmian.

Pampa Kampana to główna bohaterka, jako dziewczynka była świadkiem potwornych wydarzeń końca pewnego imperium i samospalenia matki. To ukształtowało ją na całe życie, „zachowała w nozdrzach odór palącego się ciała matki”, a ten pchał ją do czynów, do zmian hinduskiej mentalności, do umożliwienia kobietom godnego życia i równej pozycji. Później, już jako królowa, matka miasta, czczona niczym wcielenie bogini, nie ustawała w wysiłkach, by plany te zrealizować. Dostąpiła największego zaszczytu i zarazem przekleństwa: dotknięta ręką bogini Parwati zyskała nadzwyczajne moce oraz długowieczność, która skazała ją na pożegnania z kolejnymi bliskimi osobami umierającymi z powodu starości. Ona zaś, wiecznie młoda, przeklinała ów dar, przez 249 lat. Niejedno widziała. Budowała i doskonaliła, by patrzeć, jak wszystko obraca się w pył za sprawą ludzkiej niedoskonałości.

Z wyobraźni i mocy otrzymanej od Parwati stworzyła ze zgliszczy wspaniałe królestwo, posadzone w spalonej ziemi ziarna ukorzeniły się w budowle, bujną przyrodę i ludzi. Pampa Kampana szeptała każdemu człowiekowi jego własną historię, tworząc go od podstaw, dając mu prawo do życia i własną wolę na przyszłość. Świeżo założone imperium, Bisnaga, czyli Miasto Zwycięstwa, miało być zarazem nową jakością, zwycięstwem kobiet nad niesprawiedliwością, nad patriarchalną przemocą, uciskiem, nietolerancją i ignorancją. Stawiane i rządzone było jednak słabą, ludzką ręką.

Salman Rushdie wykorzystał tutaj prawdziwą historię niezależnego sułtanatu założonego przez braci z hinduskiego rodu Sangama, Harihara i Bukkę. Stolicą został Widżajanagar (Miasto Zwycięstwa, dzisiejsze Hampi). Prędko przyłączono doń niemal całe południe Indii. Terytorium rozkwitło, nowoczesne i oświecone. Prężnie rozwijał się handel, panowała też niespotykana nigdzie indziej tolerancja dla każdej odmiany religii. Kobiety były równe mężczyznom, wykształcone, pełniły rozmaite, także wysokie funkcje w państwowej administracji. Brzmi niczym baśń, jednak wszystko działo się naprawdę, pomiędzy XIV i XVI wiekiem, w średniowieczu, określanym wszak często mianem ciemnych czasów. Magiczna aura, jaką autor otoczył rzeczywiste, zamknięte w kręgu siedmiu murów miasto, ma wymiar mitologiczny, odnosi się do ingerencji boskiej w sprawy ludzkiego świata, podkreślając ważną rolę pierwiastka duchowego.

Z nasion, marzeń, woli boskiej i ludzkiej determinacji na jałowej, spopielonej ziemi wyrasta Bisnaga, następczyni mistycznego królestwa Kiszkinthy i od razu wygląda „jak lśniąca metropolia porzucona przez wszystkich mieszkańców”. Ci zjawiają się zaraz potem, zrodzeni „we w pełni rozwiniętej postaci z brązowej gleby.” By nowe miejsce stało się domem potrzeba czasu, wspomnień, historii i ciągłości. „Nowi ludzie potrzebują opowieści, które im podpowiedzą, jakimi są ludźmi, uczciwymi, nieuczciwymi lub kimś pomiędzy.” Tak właśnie wyglądają początki miast, państw i imperiów. Wzrastając tworzą i wchłaniają legendy, wydarzenia, mity, przekazy, nasączając nimi kamień, piach i ludzkie umysły. Każde miejsce posiada własną opowieść, żywi się nią i dodaje kolejne ingrediencje, dorzuca osobiste elementy, rozbudowując ją dla następnych pokoleń.

Salman Rushdie to urodzony bajarz, erudyta i myśliciel. Otrzymaliśmy więc epos filozoficzny, szeroki i uniwersalny, łączący różnorodne gatunki, ale też rozciągający most między wiekami i miejscami, zamknięty w konwencji baśni. Nasze oczy otwierają się szeroko na pewną prawidłowość, nie dla każdego wcześniej dostrzegalną: „Odwrócenie się od historii umożliwia bowiem cykliczne powtarzanie się dawnych zbrodni.” Słaby, podatny na pokusy człowiek wpada raz po raz w pułapkę przekonania o swojej wielkości i związanej z nią całkowitej bezkarności, hamulce moralne puszczają, w pobliżu zaś ucha władcy już czekają kłamliwi doradcy. Każda, nawet najszlachetniejsza idea, przez lata podlega i ulega korozji zła, koniunkturalizmowi i pazerności jednostek. Wspomnijmy choćby utopijne, stworzone z marzeń Auroville, eksperymentalne miasto, podobnie jak Bisnaga położone w południowych Indiach. Miejsce pielgrzymek wielu idealistycznie nastawionych ludzi z całego świata, oazę harmonii i spokoju, „ludzkiej jedności”, założone w 1968 roku wokół samotnego drzewa pośrodku jałowej pustyni, podsypane garściami ziemi ze 120 państw naszego globu. Tutaj też coś poszło nie tak, zmagało się więc ono, i zmaga nadal z podziałami, chciwą zazdrością i przemocą.

I tu, i w Bisnadze zawiedli ludzie, pragnący więcej i więcej dóbr, ziemi, mający skłonność do nadużywania władzy, równający do boskości i depczący ideały. Nie uczymy się na błędach, nie wyciągamy należytych wniosków z przeszłości. Przeinaczamy ją, naginamy do własnych, egoistycznych celów, przekłamujemy, wycierając gumką niewygodne fakty, karmiąc lud grubo ciętą propagandą. Dlatego też po okresach prosperity, wolności i rozwoju przychodzi nieubłaganie czas klęski, wojen, zniszczeń i nietolerancji, trwający zwykle bardzo długo, gdyż tyrani łatwo nie oddają władzy.

Salman Rushdie pokazał ten proces na przykładzie mitycznego Miasta Zwycięstwa. My możemy prześledzić podobne historie na kartach kronik, przekopując archiwa, czytając prace historyczno-naukowe i wspomnienia. Również patrząc na Polskę nie sposób oprzeć się porównaniom. Fanatyczny mnich Widjasagar swoimi knowaniami dąży i doprowadza do przekształcenia się Bisnagi w państwo czysto wyznaniowe, z wszystkimi znanymi nam konsekwencjami dla niepokornych, heretyków, czarownic, odstępców od jedynej słusznej wiary. Sam nie dochowuje przy tym głoszonych zasad choćby wstrzemięźliwości. Skąd to znamy? Kobieca wolność odchodzi w zapomnienie, powraca uprzedmiotowienie i poddańczość. Rządzący mieni się bogiem i żąda stosownego dla swojej pozycji kultu. Też nic nowego pod słońcem.

Salman Rushdie nie daje nam przy tym arcypoważnego traktatu dydaktycznego, posępnego ostrzeżenia, gniewnego, walczącego manifestu. Otrzymujemy wieloaspektowy, ponadczasowy, egzystencjalny epos w baśniowej, uniwersalnej odsłonie, potoczysty i wciągający, zmuszający do poszukiwania znaczenia użytych metafor i przełożenia praw, zasad mitu na surową rzeczywistość. Nie brak też humoru, ironicznego żartu, dosłowność tutaj nie pasuje, wszystko jest snem o ludzkości, snem proroczym, wykładnią słabości i zawodności człowieka. Snem śnionym pod indyjskim słońcem, zanurzonym w aromacie pieprzu i goździków, w mocnych barwach i dźwięku piszczałek. Jeśli nawet ludziom pomaga z początku jakaś nadprzyrodzona siła, ja powiedziałabym – wzniosła przewodnia idea, z czasem pozostają oni sami ze sobą i swoją słabą wolą. Wówczas też zaczyna się upadek.

Jak zawsze ulegam urokowi style autora, jedynego i rozpoznawalnego, pełnego blasku i bogactwa duchowego, rozmachu, nieograniczonej niczym fantazji, która ożywia słowa zmieniając je w obrazy z „Baśni 1001 nocy”. Czuję tego ducha Wschodu, indyjski czar, poetykę latających dywanów i dżinów spełniających życzenia, bogów przemawiających z wysokości do maluczkich. Jednocześnie zaś główne przesłanie jest wyraźne i dobitne, droga od wielkości do zniszczenia, by po jakimś czasie znów się wznieść, nakreślona pewną ręką i perfekcyjnie rozrysowana. Czy zechcemy ją ujrzeć, przeanalizować, wyciągnąć wnioski… Cóż, bogowie zostawili nam wolną rękę, byśmy układali sobie życie, budowali świat i wychowywali przyszłe pokolenia. Wszystko zależy od nas samych. Pamiętajmy tylko, że czas jest określony, kiedyś się kończy. Mieszkańcy miasta Zereldy doskonale o tym wiedzą i dlatego „codziennie uwijają się z wielkimi siatkami, próbując schwytać minuty i godziny, które fruwają nad ich głowami niczym barwne motyle. Tym szczęśliwcom, którzy zdołają złapać trochę czasu i go połknąć – jest całkowicie jadalny i nawet smaczny – życie się wydłuża. Czas jest jednak trudno uchwytny i sztuka ta udaje się niewielu. I wszyscy mieszkańcy Zereldy wiedzą, że nigdy nie będą mieli go dość i że czas ostatecznie skończy się wszystkim. Smucą się, ale robią wesołe miny, bo są stoikami. Starają się wykorzystać dostępny im czas jak najlepiej.” Postarajmy się zatem pójść w ich ślady, nie marnować życia i nie schodzić z wyznaczonej sobie ścieżki uległszy marnym pokusom.
Książkę przeczytałam dzięki portalowi: https://sztukater.pl/

„Może taka jest historia ludzkości: krótkotrwała iluzja szczęśliwych zwycięstw w długim kontinuum bolesnych, rozczarowujących klęsk.”

„Miasto Zwycięstwa”, najnowsze dzieło Salmana Rushdiego, jest wspaniałą, epicką przypowieścią o naturze człowieka, świata, pułapkach władzy i naturalnych cyklach powtarzalnej historii, która, niechybnie zapominana, raz za razem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trudno nam pogodzić się z faktem, że ludzie, miejsca, przedmioty związane z naszym dzieciństwem, młodością, z latami minionymi, zmieniają się, starzeją, niszczeją, ustępują miejsca nowemu, które przecież naturalną koleją rzeczy musi nastąpić. W braku innego wyjścia godzimy się z nieuniknionym. My także dojrzewamy, potrzebujemy przestrzeni, ciągnie nas ku przyszłości. To co było stanowi dla nas strefę odpoczynku, bezpieczeństwa, buforu, rzeczywistości która nas stworzyła dała siłę, ale zarazem pchnęła dalej. Sentyment, nostalgia, pragnienie dotknięcia własnej tożsamości, sprawdzenia ciągłości i zakorzenienia każą nam powracać, sycić się tym dawnym ciepłem i spokojem, dziecięcą beztroską, gdy wszystko wydawało się możliwe i mieliśmy odwagę po to sięgać. Dlatego wszelkie wspomnienia, pamiętniki i memuary mają pewną wspólną cechę – właśnie ową ciepłą tęsknotę za czymś, co nie powróci, a co zamknęliśmy w sobie na zawsze.

U Jakuba Ciećkiewicza również tej nuty nie brakuje, ale dodatkowo spowija ją jeszcze mgiełka oniryzmu, oderwania od rzeczywistości, czy może raczej przeniesienie jej realnej struktury w rejony baśniowej poetyki snu. Przypomina to nieco schulzowską metaforykę ze Sklepów cynamonowych, pozbawione jest jednak charakterystycznego dla niej rysu groteski i pewnej niesamowitości. To baśń z gatunku ciepłych i czułych, w których „ulica była matecznikiem wielkich białych motyli, które nigdzie indziej na świecie nie występowały. Kwiaty pachniały tu mocniej, drzewa były wyższe, a zieleń znacznie bardziej soczysta niż w innych krainach. Gwiazdy świeciły jak latarnie, noc rozświetlał miedziany księżyc, wielki jak miednica u pani Miniek. A komety przelatywały tak nisko, że można je było łapać w dłonie.” Tak oto autor zapamiętał SWÓJ Kraków, a przede wszystkim podkrakowską Olszę, jedyne w swoim rodzaju miejsce, pełne dziwów, ekscentryków, cudaków, gdzie czas „płynął szeroko, meandrował i bywało, że ktoś wpadł pomiędzy jego sploty, odbywając dziwaczną i pełną przygód podróż do przeszłości, która wciąż była w naszym mieście obecna, jak pacjent na granicy życia, podtrzymywany przez kroplówki i respiratory.”

Ów miniony świat niezwykle wyraźnie zapisał się w pamięci, jest bardzo sensualny, angażuje wszystkie zmysły, porusza dźwiękami, zapachem, kolorem, dociera do nas bezpośrednio i mocno. Po prostu stwarza się na nowo, zaczyna znów istnieć i zawłaszcza obecną, nijaką przestrzeń. Wkraczamy weń niczym do zaczarowanej krainy po drugiej stronie lustra, chcemy się rozgościć w miejscu, gdzie królują piwonie, te „Wielkie amarantowe kule perfum zawieszone na wątłych, zielonych łodygach”, gdzie „wokół słychać było ptasie śpiewy, stukoty i szelesty. Za oknami furkotały jaskółki budujące oazę prywatnego szczęścia na strychu”, a jesienią „ogród tonął w deszczu. Powietrze, napięte jak płachta wielkiego żagla, trzęsło się od spadających na ziemię błyskawic.” Każda pora roku miała coś atrakcyjnego do zaoferowania. Dzieciństwo ma w sobie magię, jest ona wyczuwalna w książce od początku do końca. To czas, gdy korytarze domu ciągną się w nieskończoność, wikłając w labirynt pełen niespodzianek, pokoje potrafią zmieniać swoje wymiary, raz skrywając tajemnice, innym zaś razem zdradzając sekrety i niedostępne skrytki. To nie powtórzy się już nigdy więcej. Ten czas… ten klimat…

Sierpień tutaj i sierpień u Schulza – trudno oprzeć się skojarzeniom i porównaniom. Tak jak i w wielu innych aspektach. Postacie żywcem wyjęte z innego wymiaru. Uzdrowiciel zwany Mistrzem, dokonujący rzeczy niemożliwych, szewc Serafin, który wygrał milion, „a potem się rozpił i umarł pod płotem”, artysta-prorok, który nagle zniknął, by potem wypłynąć w Paryżu jako światowej sławy fotograf. Nie brakuje tutaj ani świętych, ani bezbożników, głupków, hrabiów i wariatek, księży i „parchatych Żydów”, a każdy z nich przydaje rzeczywistości czegoś własnego, czyniąc ją wyjątkowo malowniczą, jak ze snu. Aby tak sugestywnie oddać obraz dawnej krakowskiej Olszy trzeba nie tylko miłości, ale też intuicji, wyczucia pewnego umiaru, by nie odkryć całej tajemnicy, dać ledwie jej przedsmak, resztę zaś pozostawić naszej wyobraźni.

Nawet śmierć jest tutaj bardziej śmiertelna, z każdą śmiercią odcinany jest potężny kawał spoistego, zakorzenionego świata, który nieodwracalnie się kurczy. Żyją jednak wspomnienia. Te pradziadów, dziadów, ojców nakładają się na siebie, trójwymiarowe, pełne głębi. Portrety legionistów i arystokratów, przestronne, osnute pajęczynami strychy, a tam wino sprzed lat o fantazyjnym smaku i mocy. To nici łączące teraz i niegdyś, napięte, rezonujące. Zamieszczone w książce licznie fotografie, czarno-białe, lekko wyblakłe, wciągają nas w swoje ramy. Pomarszczone uśmiechnięte twarze tych, co nie dali się życiu złamać i sami tworzyli historię Olszy, zdają się mówić: chodź, zobacz i wczuj się, to nasz świat, który zostawiliśmy wam, byście urządzali go dalej, pamiętając o tym, na czym został zbudowany. O ludziach, tradycji, miejscach i zdarzeniach. Każdy z nas ma własną Olszę, może więc pora ją sobie przypomnieć.
Książkę przeczytałam dzięki portalowi: https://sztukater.pl/

Trudno nam pogodzić się z faktem, że ludzie, miejsca, przedmioty związane z naszym dzieciństwem, młodością, z latami minionymi, zmieniają się, starzeją, niszczeją, ustępują miejsca nowemu, które przecież naturalną koleją rzeczy musi nastąpić. W braku innego wyjścia godzimy się z nieuniknionym. My także dojrzewamy, potrzebujemy przestrzeni, ciągnie nas ku przyszłości. To co...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika jazzwoman

z ostatnich 3 m-cy
jazzwoman
2024-05-20 01:12:27
jazzwoman oceniła książkę Na siedząco lepiej się ucieka na
9 / 10
i dodała opinię:
2024-05-20 01:12:27
jazzwoman oceniła książkę Na siedząco lepiej się ucieka na
9 / 10
i dodała opinię:

Wielkie podziękowania dla wydawnictwa „Od Do” za umożliwienie mi spotkania z twórczością Aloisa Hotschniga. Ten ceniony i nagradzany w Austrii pisarz, u nas, a być może i w wielu innych miejscach na świecie, pozostaje całkowicie nieznany. Wielka to szkoda, gdyż opowiadania zamieszczone w t...

Rozwiń Rozwiń
jazzwoman
2024-05-17 22:25:15
jazzwoman oceniła książkę Miasto Zwycięstwa na
8 / 10
i dodała opinię:
2024-05-17 22:25:15
jazzwoman oceniła książkę Miasto Zwycięstwa na
8 / 10
i dodała opinię:

„Może taka jest historia ludzkości: krótkotrwała iluzja szczęśliwych zwycięstw w długim kontinuum bolesnych, rozczarowujących klęsk.”

„Miasto Zwycięstwa”, najnowsze dzieło Salmana Rushdiego, jest wspaniałą, epicką przypowieścią o naturze człowieka, świata, pułapkach władzy i nat...

Rozwiń Rozwiń
Miasto Zwycięstwa Salman Rushdie
Średnia ocena:
7.3 / 10
47 ocen
jazzwoman
2024-05-10 20:43:22
jazzwoman oceniła książkę Koniec świata na mojej ulicy na
8 / 10
i dodała opinię:
2024-05-10 20:43:22
jazzwoman oceniła książkę Koniec świata na mojej ulicy na
8 / 10
i dodała opinię:

Trudno nam pogodzić się z faktem, że ludzie, miejsca, przedmioty związane z naszym dzieciństwem, młodością, z latami minionymi, zmieniają się, starzeją, niszczeją, ustępują miejsca nowemu, które przecież naturalną koleją rzeczy musi nastąpić. W braku innego wyjścia godzimy się z nieuniknio...

Rozwiń Rozwiń
jazzwoman
2024-04-28 23:00:27
jazzwoman oceniła książkę Zimowe kroniki na
7 / 10
i dodała opinię:
2024-04-28 23:00:27
jazzwoman oceniła książkę Zimowe kroniki na
7 / 10
i dodała opinię:

David Heska Wanbli Weiden jest z pochodzenia Lakotą, czyli tubylczym Amerykaninem, jak określa Indian w swojej powieści „Zimowe kroniki”. Stąd też doskonale wie, o czym pisze, my zaś możemy wyczuć jego zaangażowanie emocjonalne w kreślenie sylwetek bohaterów i przedstawianie ich skomplikow...

Rozwiń Rozwiń
Zimowe kroniki David Heska Wanbli Weiden
Średnia ocena:
6.8 / 10
6 ocen
jazzwoman
2024-04-25 19:59:47
jazzwoman oceniła książkę Raport z oblężonego umysłu. Pierwszy na
8 / 10
i dodała opinię:
2024-04-25 19:59:47
jazzwoman oceniła książkę Raport z oblężonego umysłu. Pierwszy na
8 / 10
i dodała opinię:

Nieco odmienny od znanych mi do tej pory zbiór refleksji i obserwacji Bogdana Frymorgena, tym razem dotyczący sytuacji w Ukrainie po zbrojnej inwazji rosyjskiej zwanej dla niepoznaki „wojskową operacją specjalną”, jakby nazwa mogła tutaj ukryć prawdziwe intencje agresora. Zaczęło się 24 ...

Rozwiń Rozwiń
jazzwoman
2024-04-24 18:44:40
jazzwoman oceniła książkę Kobieta narożna na
7 / 10
i dodała opinię:
2024-04-24 18:44:40
jazzwoman oceniła książkę Kobieta narożna na
7 / 10
i dodała opinię:

Jak powiedział Artur Conan-Doyle: „(…) gdzie kobieta wchodzi w grę, należy zawsze postępować bardzo ostrożnie.” Przytaczam te słowa z przekornym uśmiechem jako motto niniejszej recenzji książeczki malutkiej, która nieźle zaskoczyła mnie swoją wyjątkowością i nieczęsto ostatnio spotykanym w...

Rozwiń Rozwiń
Kobieta narożna Barbara Szczepańska
Średnia ocena:
7 / 10
1 ocen
jazzwoman
2024-04-24 18:43:47
jazzwoman dodała do serwisu książkę Kobieta narożna
2024-04-24 18:43:47
jazzwoman dodała do serwisu książkę Kobieta narożna
jazzwoman
2024-04-22 18:04:47
jazzwoman oceniła książkę Zagraniczne podróże Polek w epoce Oświecenia na
8 / 10
i dodała opinię:
2024-04-22 18:04:47
jazzwoman oceniła książkę Zagraniczne podróże Polek w epoce Oświecenia na
8 / 10
i dodała opinię:

To pierwsza taka monografia na naszym rynku wydawniczym, niezwykle barwna i ciekawa, rzucająca światło na epokę oświecenia w Polsce i w Europie oraz na miejsce kobiet w społeczeństwie, a także ich coraz wyższą świadomość własnych zainteresowań i możliwości ich realizowania. Podróże nie tyl...

Rozwiń Rozwiń
jazzwoman
2024-04-21 16:09:24
jazzwoman oceniła książkę Krzywym pługiem na
8 / 10
i dodała opinię:
2024-04-21 16:09:24
jazzwoman oceniła książkę Krzywym pługiem na
8 / 10
i dodała opinię:

Brazylia widziana oczami potomków zniewolonych przed laty Afrykańczyków to bardziej piekielna otchłań aniżeli raj, jakim ją widzą turyści. W XX wieku sytuacja czarnej ludności nie wygląda wcale lepiej niż kiedyś, więc określenie ich pracy jako niewolniczej nie będzie nadużyciem, a stwierd...

Rozwiń Rozwiń
Krzywym pługiem Itamar Vieira Junior
Średnia ocena:
7.7 / 10
63 ocen
jazzwoman
2024-04-18 21:40:51
jazzwoman oceniła książkę Wypracowania Fritza Kochera na
7 / 10
i dodała opinię:
2024-04-18 21:40:51
jazzwoman oceniła książkę Wypracowania Fritza Kochera na
7 / 10
i dodała opinię:

Prozatorski debiut szwajcarskiego pisarza z pierwszej połowy XX wieku jest obiecującą zapowiedzią jego dalszego pisarstwa. Czy Fritz Kocher to alter ego autora? Bardzo możliwe, choć on sam twierdzi, że są to autentyczne zapiski młodo zmarłego chłopca, które pozyskał od jego matki. Skąd ta ...

Rozwiń Rozwiń

statystyki

W sumie
przeczytano
512
książek
Średnio w roku
przeczytane
128
książek
Opinie były
pomocne
2 476
razy
W sumie
wystawione
511
ocen ze średnią 8,0

Spędzone
na czytaniu
2 598
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
2
godziny
53
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
20
książek [+ Dodaj]