Wielkie podziękowania dla wydawnictwa „Od Do” za umożliwienie mi spotkania z twórczością Aloisa Hotschniga. Ten ceniony i nagradzany w Austrii pisarz, u nas, a być może i w wielu innych miejscach na świecie, pozostaje całkowicie nieznany. Wielka to szkoda, gdyż opowiadania zamieszczone w tomie „Na siedząco lepiej się ucieka” są hipnotyzujące, mają własny, niepowtarzalny styl i formę, wciągają nas w swój spowolniały, somnambuliczny świat, w którym nic nie jest na zawsze tym samym, zmianom ulegają ludzie, miejsca, przedmioty, a także, a może jednak tylko, ich subiektywne postrzeganie. Pełno tutaj szczegółów, drobiazgów, na które bohaterowie są bardzo wyczuleni, a które dla nas z początku tworzą niezrozumiały chaos pogubionego umysłu, dopiero w miarę czasu zaczynamy bardzo intuicyjnie go porządkować.
Książka zawiera dwa, formalnie jakże różne, tomy opowiadań. „Na siedząco lepiej się ucieka” to treści złożone z samych dialogów, zlepków rozmów. Mamy wrażenie, że siedząc w pobliżu podsłuchujemy bohaterów, raz włącza się jedna rozmowa, za chwilę jednak zanika w tle, by zrobić miejsce kolejnej. Są na tyle mocne, wyraziste, że nietrudno nam wyobrazić sobie osoby, które je prowadzą, sytuacje, relacje, w jakich pozostają, mimo całkowitego braku jakiegokolwiek komentarza odautorskiego. Przed naszymi oczami rozgrywają się całe historie, niczym sceny w teatrze, pierwsza, druga… uzupełniają się i komponują. Przy czym nie mam tutaj na myśli teatralności w sensie napuszonej sztuczności, o nie. Tutaj dominuje naturalność i bezpretensjonalność, co każe widzieć w autorze doskonałego obserwatora i zdolnego psychologa, potrafiącego wczuć się i wykreować bogatą, autentyczną rzeczywistość.
Wchodzimy w krąg ludzi samotnych, życiowych outsiderów, wiek, choroba, niepełnosprawność w dużym stopniu wykluczyły ich z głównego nurtu życia. Pozostają wspomnienia i pogodzenie się z dniem dzisiejszym. „Umbria to piękny czas, Karl. Nasze podróże. Teraz podróżujesz już tylko ty. Ale i tak tylko w sklepie między regałami. Przez okno widzę, jak wyruszasz w podróż. I codziennie przynosisz nie to, co trzeba. Ale też i to, co jest potrzebne.” Dawną Parmę, Cattolikę, czy Kartitsch zastąpiły coraz krótsze podróże, do przyjaciół w domu opieki, do marketu… Małże i paelle odeszły w zapomnienie. Ich miejsce zajęły dietetyczne, bezpieczne dania, wokół których toczą się rozmowy.
Przenosimy się do miejsc, których sami nigdy byśmy nie wybrali. Do domów opieki, przychodni, gdzie króluje starość i choroba, samotność i bezradność, zamazujące się kontury obecnej rzeczywistości, stapiające to, co było dawniej z tym, co ledwie przed chwilą, a już umyka. Sami bohaterowie nie są pewni własnych myśli, spostrzeżeń, skojarzeń. Zwracają się więc ku nam, zakłopotani, byśmy pomogli im poukładać splątane w umyśle nici, a my z ochotą podejmujemy się roli detektywa w tym labiryncie.
Oglądamy stare fotografie, migawki z wojaży, uroczystości rodzinnych, randek… próbujemy pomóc bohaterom odpowiedzieć na zadawane w pomieszaniu pytania: „Ja jestem ten obok kogo? Powiedz, mieliśmy w ogóle dzieci? Ile tych dzieci niby mieliśmy? Ten obok kogo jestem, mówisz?” Dialogi są niezwykle sugestywne, prawdziwe, emocje bohaterów wyraźnie wyczuwalne, ich zagubienie, usilne próby porządkowania rzeczywistości, gorączkowe poszukiwania jakiegoś punktu zaczepienia, który nie pozwoli im zniknąć – to wszystko się nam udziela, uruchamia empatię, przywodzi na myśl rodzinne doświadczenia. Te historie żyją, toczą się, dramaturgicznie są doskonałe. Autor prowadzi grę z językiem, każe mu się powtarzać, zawieszać w próżni, jakby myśli uciekły pozostawiając pustkę, drżeć, unosić się w nagłym poruszeniu. Niekiedy napotykamy chaotyczny ciąg słów nie potrafiącego skupić się umysłu, strumień myśli, w bezładnych zdaniach pobrzmiewa niepewność. Czas to się wydłuża, to znów kurczy, plącze, zdaje się mieć własne życie, zupełnie niezależne. „Na czwartym piętrze dni są jeszcze dłuższe, a przecież już na drugim ciągną się w nieskończoność. Na piątym słonce nigdy nie zachodzi. Po wstaniu wychodzimy na korytarz i wjeżdżamy na czwarte piętro, żeby złapać trochę słońca. I popatrzeć na jezioro. Potem wracamy schodami do siebie, do cienia. I znowu mieliśmy jakieś zajęcie.”
Życie jest teraz czekaniem. Na bliskich, na koniec dnia, na kolejny posiłek, który jest jego miarą, na leki, na rozmowę z lekarzem, a w końcu… na śmierć. „Najważniejsze to umrzeć w porę. Umrzyj, kolego, w porę, zawsze sobie powtarzam. Tylko kiedy niby jest ta pora, nigdy się przecież tego nie chce.” Starają się więc być przydatni, „choćby lekarzom. W końcu dzięki naszym chorobom mają z czego żyć.” Jest ich coraz mniej, przestrzeń wokół nich pustoszeje. Niekiedy widzą bliskich, których już nie ma i tracą orientację, czy przebywają jeszcze pośród żywych, czy może już po drugiej stronie… My też nie do końca to wiemy. Bohaterowie opowiadań pozostaną z nami na długo, ich autentyzm obudził bowiem w nas pytania i wątpliwości, z którymi nie bardzo chcieliśmy się zderzyć.
Drugi tom, zatytułowany „Dzieci to nie uspokoiło” prowadzony jest już przez narratora, samego bohatera albo też zewnętrzny głos, doskonale zorientowany w najdrobniejszych niuansach uczuć i myśli bohatera. Znów mamy do czynienia z człowiekiem niepewnym, kim naprawdę jest i gdzie ma szukać swojego miejsca. To ktoś w kryzysie, z rozpękniętą osobowością, niekiedy ogarnięty obsesją obserwowania innych, całkiem obcych ludzi, uczestniczenia z ukrycia w ich monotonnym, nudnym życiu, w braku pomysłu na własne. Wciągnięty w tę niebezpieczną grę powoli zatraca siebie, nie potrafi jednak jej przerwać. Obserwuje, sam również będąc obserwowany. Znaczenie ma tutaj każdy detal, skrupulatnie opisany, pisk opon hamującego auta, rozwiązane sznurówki, tramwaj skręcający w ulicę czy dźwięk dzwonów pobliskiego kościoła. Nie wiadomo, co może pobudzić umysł do pracy, uruchomić zatarte wspomnienia, by w rezultacie wrzucić bohatera we właściwą szufladę życia, w której się rozpozna. Tymczasem „Nazwiska na jego drzwiach wciąż się zmieniały. Rano wychodził z domu i rozpoznawano go, chociaż wcale nie jako tego, za którego akurat sam się podawał. Inni wiedzieli za kogo należy go uważać, przynajmniej na to wyglądało. Stawał się kimś, kogo chcieli w nim widzieć, nie angażując się i nie udając, i niezależnie od tego, jak się zachowywał, zawsze zdawało się, że odpowiada to osobie, z którą akurat rozmawiał.”
Mamy do czynienia z obserwacją świata dziwacznego, w pewnym sensie ułomnego, zdeformowanego, w którym niemal nic nie jest na właściwym miejscu i nie wygląda na to, by miało się na nim znaleźć. W dodatku obserwację tę śmiało można nazwać uczestniczącą, bowiem wciągnięci w tę delirkę, próbujemy pomóc ją rozwiązać, poukładać elementy w prawdopodobnym porządku, co nie do końca ma prawo się udać. Krążymy wszak w skomplikowanych umysłach ekscentryków, oryginałów, starców z demencją, ludzi pokonanych przez samotność, wszystkich tych odrzuconych na margines, niezrozumianych i niepojmujących samych siebie. I jest to podróż fascynująca, w dodatku ani trochę nie ponura. To ludzie przyjmujący swój los zupełnie naturalnie, a nawet z poczuciem humoru. Obserwatora, czy jest nim bohater, czy też narrator w trzeciej osobie, cechuje chłodny obiektywizm, racjonalny dystans. Silne zaangażowanie budzi się w nas nie na skutek dramatycznej, emocjonalnej narracji. O tę tutaj trudno. Budzi się na zasadzie przeciwwagi, kontrastu, sprzeciwu, kiedy to stajemy się bohaterem, utożsamiamy z nim i nie chcemy, nie potrafimy pozostać bierni. Ów chłód, rezerwa są sprawcze, nie pozwalają nam stać z boku.
Genialna to proza, eksperymentująca na wielu polach, począwszy od sposobu opowiadania historii, przez wewnętrzne bogactwo bohaterów i wiarygodne przedstawienie ich potyczek z sobą i ze światem, po samą warstwę językową, nowatorskie zestawienia słów, ich deformacje, powtarzalność, zabiegi kształtujące, by forma narracji dorównała samej treści, tworząc spójną, ekscytującą całość, która długo jeszcze będzie w nas rezonowała.
Książkę przeczytałam dzięki portalowi: https://sztukater.pl/
Wielkie podziękowania dla wydawnictwa „Od Do” za umożliwienie mi spotkania z twórczością Aloisa Hotschniga. Ten ceniony i nagradzany w Austrii pisarz, u nas, a być może i w wielu innych miejscach na świecie, pozostaje całkowicie nieznany. Wielka to szkoda, gdyż opowiadania zamieszczone w t...
Rozwiń
Zwiń