Polska pisarka, autorka książek obyczajowych, takich jak: „Nigdy nie jest za późno” (2016),„Życie za życie” (2017),„Mam na imię Walentyna” (2018),„Światło kryje się w mroku” (2018).
Recenzja
Błękitny dom nad jeziorem
Katarzyna Janus
@wydawnictwofilia
Literatura obyczajowa
Tom 1
Czytana w ramach akcji #czytamzbookfriends #czytamycopolskie3
Czytacie obyczajówki?
Antonina, która woli się przedstawiać jako Tosia pracuję w bibliotece, ponieważ uwielbiam książki. Wyobrażacie sobie kochać książki? 🤣
Mieszka w domu, gdzie czuję się najlepiej. Jest zdecydowanie introwertykiem, czuję się dobrze gdy może usiąść i przenieś się dzięki książce do innego lepszego świata. Okazuję się, że spadek po ciotce należy do niej, bo go jej przepisała. Więc przeprowadzka i urlop w bibliotece sprawiają, że trafia na mazury, no i pociąg. Okazuję się, że ciotka chciała odrestaurować pensjonat, ale nie zdążyła....
I pewnego dnia spotyka Kubę - człowieka całego w błocie,bo się wywalił bierze go za biedaka i proponuję mu, że przyjmie go do pracy nad remontem w jej domu.
A to, że Kuba jej nie wyprowadził z błędu co do jego majątku. Bo w rzeczywistości ma więcej pieniędzy niż ona - to jest wśród ich zawirowań najmniejszy problem.
Na postać Kuby nie raz byłam wściekła, mogą to wiedzieć osoby, które oglądały moje stories. Jest postacią zdecydowanie dynamiczną i cóż problematyczną 😂. Człowiek topielec to on.
W książce przedstawione są poza Tosią jeszcze dwie dziewczyny, które pod koniec układają sobie życie lecz jak dobrze widziałam Tom 2 jest o jednej z nich i dzieje się po wydarzeniach z tej więc do końca sobie nie ułożyły jednak.
Jest to książka dobra jeśli ma się ochotę odpocząć i wypocząć i przy okazji trochę powyklinać bohatera - faceta. Idealna. Czytałam ją, bo byłam ciekawa jej losów. Pod koniec mamy trochę przeskoków czasowych, aby fabuła nie była ściśnięta.
Czytało mi się dość szybko, wciąga. Są opisy jak wygląda otoczenia przez co łatwiej jest sobie wyobrazić sytuację. Również jest przerywnik od historii bohaterów, historia bohaterki, która od długiego czasu nie żyje i można również wciągnąć w ten pamiętnik. Pamiętnik, który znalazła Tosia w rzeczach na strychu.
No i w książce jest kotełek no a pod koniec i pies nawet. Kot jest, ale nie bierze czynnego udziału w akcji.
„Mam na imię Walentyna” to książka, po którą sięgnęłam ze względu na okładkę, choć zwykle nie stosuję się do tej reguły. Urzekła mnie jednak postać odziana w żółtą sukienkę, sama kocham ten kolor, zwłaszcza wiosną i latem. Autorka udowodniła jednak, że to, co piękne na zewnątrz, wcale nie musi być identyczne w środku…
Walentyna to trzydziestoletnia lekarka ze smykałką do pisania książek. Swe niecodzienne imię otrzymała na skutek dość śmiesznej sytuacji. Kobieta dzieli mieszkanie z Mariolą- swoją znajomą. Dla głównej bohaterki słowo przyjaźń jest zbyt ważne i stara się niezbyt szybko obdarzać nim napotkane osoby. Obie panie są jak ogień i woda- cicha Walentyna i energiczna Mariola to bardzo ciekawy miks, który udowadnia nam, że przeciwieństwa naprawdę się przyciągają.
Pewnego dnia, podczas konferencji medycznej, Walentyna poznaje szalenie przystojnego Borysa. Mężczyzna jest wykładowcą na wspomnianej konferencji, a jego profesją jest neurologia. Czy piękny Borys to dobra partia dla szarej myszki? Tego nie zdradzę, ale obok Borysa w życiu młodej lekarki pojawia się także Marcin- człowiek spokojny, uczciwy i pomocny. Kogo wybierze Walentyna, której życie za moment zacznie się sypać? Kto wyciągnie do niej rękę w czasie naprawdę dramatycznych zdarzeń? Zapraszam do lektury.
Autorka przenosi nas też do Włoch i podkreśla, że dramaty w życiu człowieka mogą działać lak lawina- jedna tragedia pociąga za sobą drugą. Do tego momentu lektura jest bardzo ciekawa, choć pisarka nieco przesadziła z opisami miejsc, win czy potraw. Lepiej, żeby cała książka była znacznie intensywniej poświęcona relacjom damsko-męskim. Nie są one łatwe, a postawa głównej bohaterki przypominała czasami działania rozmarzonej nastolatki, która zbyt mocno buja w obłokach. Ze wszystkich postaci najbardziej polubiłam Mariolkę- bardzo szanuję ludzi, którzy potrafią otwarcie powiedzieć o tym, co leży im na sercu i wątrobie.
Konkludując- książka jest dobra, ale nie rewelacyjna. Część opisów w ogóle bym usunęła, krótsza powieść wcale nie byłaby gorsza. Plus to wnikliwe spojrzenie autorki we wzloty
i upadki ludzkiego życia. Momentami doskonale rozumiałam Walentynę i gruntownie śledziłam jej problemy natury zdrowotnej. Z każdego dramatu, nawet dużego, można się jednak wydostać. Doceniajmy więc momenty, w których możemy poprosić kogoś o pomoc.