Z przyjemnością przeczytałam "Sagę lwowską" porównywaną przez recenzentów trochę na wyrost do "Opowiadań odeskich" i do "Mistrza i Małgorzaty". Piotr Jacenko unika wątków narodowościowych, pokazując Lwów jako miasto pogranicza, narażone na kolejne wojny, podczas gdy Lwowianie chcą kochać i żyć po swojemu. Saga skupia się na losach jednej rodziny, w której piękne córki zakochują się w nieodpowiednich mężczyznach wg oceny krewnych. Lile Leszczyńska i Zenek Małodobry przeżywają niebanalne losy w tragicznym mieście, w którym nieraz spotykają się ze śmiercią. Wiek XX obfituje w zbrodnie i historię, która wpływa na losy bohaterów i miasta aż do jego nieomal całkowitego rozpadu. Są tu anegdoty, metafory i tajemnicze wątki, które dają powieści różne możliwości interpretacyjne. Książka mówi o apetycie na życie, o miłości, która jest źródłem radości i bólu, o koszmarze radzieckiego Lwowa, o niszczeniu jego dorobku i o odwadze ludzi, o nieuchronności przemijania i sile wspomnień. Czy ten stary Lwów przestał już istnieć? "Po gmachach pozostały przezroczyste powietrzne szkielety - jak kontury, powidoki z piasku i dymu..."
Pomysł autora na subtelne przedstawienie przemian społeczeństwa, ducha i klimatu Lwowa i Lwowian w magiczny, a może bardziej fantsmagoryjny sposób, nie porwał i nie wciągnął mnie. Ta magiczna atmosfera sagi o Lwowie i jego losach w XX wieku wydaje mi się przekombinowana, choć wątki i detale fabuły bardzo ciekawe - gra, złota małpa i złote kule.