Bliźniaczy płomień Maksymilian Kuznowicz 7,0
ocenił(a) na 83 tyg. temu "Czasami, gdy zaglądam do garnka z bulionem, wyobrażam sobie, że życie jest zupą pełną warzyw, których przeznaczenie jest wiadome - zginąć w czeluściach czyjegoś żołądka. Czy to podejrzane, że moja głowa wykształca coraz więcej takich pokręconych gastrycznych myśli?"
"Bliźniaczy płomień" to książka, która mnie na maksa otuliła, zaskoczyła i sprawiła, że nie mogłam przestać się uśmiechać. To historia prowadzona z perspektywy dwóch bohaterów- Daikiego, którego rodzice prowadzą restauracje Ikigai w Paryżu; oraz Aleksa, który idzie przez życie z Hope, suczką rasy border collie. Ich przypadkowe spotkanie doprowadza do szeregu (nie)zwykłych zdarzeń. Czy los im pomoże?
Realizm magiczny połączony z dobrym jedzeniem. Dla mnie już na starcie to zestawienie brzmi jak coś genialnego! I tak również było w przypadku książki Maksa Kuznowicza. Nie zliczę ile to razy burczało mi w brzuchu na myśl o tych wszystkich daniach kuchni azjatyckiej. Aż sama miałam ochotę kilka z nich wypróbować w domu. Poza tym, nie ma to jak opis przygotowywania i serwowania tych smakowitości w rodzinnej ramenowni (prowadzonej z ogromną miłością dodam). To było naprawdę ciekawie opisane. Daiki i Aleks, jako nasi główni bohaterowie zostali wykreowani na prawdziwych ludzi. Przynajmniej w moim przypadku tak ich właśnie odczuwałam. Każdy z nich jest inny, każdy z nich walczy ze swoimi demonami (TW: śmierć bliskiej osoby, stany lękowe, PTSD, queerfobia). Widać, że autor włożył całe swoje serce w procesie tworzenia i dążenia do zmiany niektórych ich nawyków. Widać, że autor włożył całe swoje serce w procesie tworzenia i dążenia do zmiany niektórych ich nawyków. Dodatkowo, mamy tutaj poruszany temat zdrowia psychicznego oraz wizyt u psychologa, co również pozytywnie wpłynęło na moją ocenę tej książki. O takich sprawach należy mówić głośno! Dzięki za to. Przez większość historii śledzimy powoli rozwijającą się relację Aleksa i Daikiego, którzy od nieznajomych, współpracowników, przeszli do dobrych znajomych i... dalej już musicie dowiedzieć się sami! Dla mnie byli oni jedną z fajniejszych książkowych par, których zakończenie potrafiło mnie wzruszyć. Przy okazji bohaterów, nie mogę nie wspomnieć o najsłodszej istocie "Bliźniaczego płomienia", czyli Hope. Wyobrażaliście sobie kiedyś jakby to było rozmawiać ze zwierzętami? Bo ja tak. I tak sobie myślę, że tak by to właśnie wyglądało, jak to przedstawił Maks w swojej powieści. Kto by nie chciał otrzymać porady od swojego czworonożnego przyjaciela? Z taką kompanką można wszystko! Nie raz się uśmiałam!
Czy muszę coś więcej dodawać? Czytajcie "Bliźniaczy płomień".