Świat bez nas Alan Weisman 6,9
ocenił(a) na 64 lata temu To jedna z tych pozycji, która budzi we mnie ambiwalentne uczucia. Na pewno nie można odmówić autorowi ogromu pracy, jaką włożył w zebranie informacji, oraz siły z jaką poruszony temat - zniknięcie gatunku ludzkiego, odzyskiwanie świata przez naturę oraz wpływu tego pierwszego na tę drugą - oddziałuje na wyobraźnię. Czuć to zwłaszcza w rozdziale dotyczącym miast, powoli popadających w ruinę oraz zajmowanych przez roślinność i zwierzynę. Według mnie to najlepszy fragment, być może przez swoją obrazowość, zagnieżdżone w umyśle ikoniczne wyobrażenia postapokalipsy, a także znajomość tego nowoczesnego, betonowo-szklanego środowiska przez większość z nas. Jego kontynuacją jest po części opis wpływu rolnictwa na naturalną florę oraz problem gatunków inwazyjnych. Z pewnością dają też do myślenia ciekawostki takie jak ta, że piramida Cheopsa przetrwa dłużej niż chociażby Kanał Sueski czy Panamski, czyli wytwory dziewiętnasto- i dwudziestowiecznej, imperialistycznej myśli technicznej, jednak tu żałuję, że książka nie została wydana nieco później i nie uwzględniła architektonicznych cudów pokroju Tamy Trzech Przełomów. Drugim tak wpływającym na wyobraźnię fragmentem jest ten dotyczący zakładów petrochemicznych. Zostawiony na pastwę losu ogromny teksański kompleks wypełniony najrozmaitszym paliwem, który bez ludzkiej i komputerowej kontroli wyleci w powietrze wiele mówi zarówno o naszej potędze i zagrożeniach czyhających dzisiaj, jak i wtedy, kiedy nas zabraknie. Niestety inne fragmenty nie są tak zajmujące, żeby nie rzec, rozczarowują. Mimo że sam jestem świadomy zagrożenia niesionego przez wszechobecny plastik, nieodpowiedzialne gospodarowanie energią atomową czy bezmyślną eksploatację zasobów naturalnych, fragmenty "Świata bez nas" traktujące o tych zagadnieniach za bardzo trącą skrajnie ekologicznym manifestem, bo zarówno przemysł kopalniany, tworzywa sztuczne czy energia jądrowa są przedstawione wyłącznie w negatywnym świetle. Paradoksalnie temat wojny przedstawiony jest zarówno jako przekleństwo i wybawienie dla przyrody. Nawet jeden z ostatnich rozdziałów traktujący o czyhających na nas zagrożeniach, np. epidemiach, idzie w przeciwną postępowi narrację i nie jest zbyt odkrywczy, może nie licząc konserwujących nas na tysiące lat metodach pochówku. Cytowanie założyciela Ruchu na rzecz Dobrowolnego Wymarcia Ludzkości również wiele mówi o stanowisku autora, zwłaszcza że wspomnienie przez niego myśli transhumanistycznej wydaje się zaledwie wtrętem i smutnym obowiązkiem.
Jak wspomniałem wcześniej w żadnym wypadku nie jestem przeciwnikiem ekologii, wręcz ją popieram, jednak Weisman w swojej książce momentami za bardzo posuwa się do manipulacji i korzysta z neoluddycznej maniery straszenia i negowania postępu za wszelką cenę, zamiast uwrażliwiać nas na nasze słabsze strony przy jednoczesnym zaznaczaniu potencjału jaki tkwi w ludzkości. Uważam że ta zawierająca bądź co bądź olbrzymią dawkę wiedzy książka o wiele więcej by zyskała, gdyby nie była tak oczywistym ekologicznym moralitetem.