Hiszpański powieściopisarz, aktor, reżyser, scenarzysta i dramaturg. Aż dziesięć lat spędził w szpitalach, zmagając się z rakiem, w wyniku którego stracił nogę. Już w trakcie studiów pisał sztuki teatralne, m.in. autobiograficzny utwór, poruszający bolesny temat chorób nowotworowych u dzieci. Sławę zdobył jako aktor; za rolę w serialu Abuela de verano otrzymał nagrodę dla najbardziej obiecującego aktora roku. Jego scenariusze filmowe i utwory sceniczne (często sam je reżyseruje i w nich występuje) otrzymały wiele nagród i nominacji, nie tylko w Hiszpanii.
Dotychczas ukazały się trzy powieści Espinosy: Kim moglibyśmy być, gdybyśmy nie byli nami, a także Jeśli powiesz mi, był przyszedł, rzucę wszystko i przyjdę... Ale musisz mnie poprosić oraz El Mundo Amarillo. Na podstawie tej trzeciej nakręcono seriale telewizyjne – w Hiszpanii: Polseres vermelles (Pulseras rojas),a w USA: Red Band Society. Producentem amerykańskiej wersji jest Steven Spielberg, a w jedną z bohaterek serialu wciela się zdobywczyni Oscara, Octavia Spencer.http://www.albertespinosa.com/
Obyśmy zawsze próbowali zrozumieć innych, zanim ich osądzimy. I oby ludzie umieli opowiadać nam szczerze o sobie, abyśmy mogli ocenić ich ze...
Obyśmy zawsze próbowali zrozumieć innych, zanim ich osądzimy. I oby ludzie umieli opowiadać nam szczerze o sobie, abyśmy mogli ocenić ich ze zrozumieniem.
Już na samym początku czytania zainteresował mnie fragment z cytatem z tytułu. Fabuła pochłonęła mnie od razu, przez co całą książkę wciągnęłam w jeden wieczór. Jest to jedna z lepszych książek jaką kiedykolwiek przeczytałam w całym swoim życiu. Główny bohater Dani opowiada o swoim życiu bezpośrednio i szczerze, co moim zdaniem wyszło obłędnie! Momentami nawet byłam na skraju do wzruszenia się. Jest to piękna historia z cudownymi opisami. Gorąco polecam do zapoznania się z tym tytułem. Jestem niemalże pewna, że nikt z Was się na niej nie zawiedzie!
Czytałem z zachwytem. Powieść jest spleciona, w przyjemnie drażniący sposób, z kilku planów czasowych, z których każdy zawiera coś nadzwyczajnego, a skrupulatnie licząc to nawet więcej niż jedno coś. Zdjęcia morskich latarni, czerwony worek do boksowania, szafki nocne, filmowy dialog czy sposób na flakon perfum – takie samołówki, potraktowane przez autora z precyzyjnie wydozowanym szacunkiem, nie po łebkach, ale i nie jak silnik, stają się kamieniami milowymi nie tej swojej jednej historii, lecz całego mojego książkoholizmu. Jako znaleziska są dla mnie nieporównanie cenniejsze niż zdania typu „To, co lubimy, nie wytycza naszej drogi, podobnie jak to, czego nie lubimy”, zazwyczaj będące pretekstem, by w materiałach reklamowych obiecać filozoficzne rozważania o życiu. Na moje szczęście te ostatnie nie zdominowały przekazu, ot, pojawiają się od czasu do czasu. Kto lubi, będzie zachwycony tym. Ja tamtym.
Książki nie zdominowała też mroczność jak z francuskich seriali kryminalnych, choć: „Dani zajmuje się poszukiwaniem zaginionych dzieci” – informuje skrzydełko. To też, ale clou leży pośrodku.
Tak więc Dani snuje swoją opowieść na wyrywki, czasem zmienia temat, informując, że na tamten, przed chwilą bieżący, dopowie, dopowie, z tym że nie teraz, bo: jeszcze nie jest gotowy, samolot wystartował, teraz musi zająć się czymś lub kimś, ale ta odręcznie usprawiedliwiana przeskakiwanka tak naprawdę sprytnie narzuca nam najbardziej magiczny porządek nowin. Wiem, że chcecie wiedzieć, czy... ale najpierw musimy wrócić do... Taki kod.
Powieść jest niewiele dłuższa od swego tytułu. Z dwustu stron wydania, z rzadka liczących „aż” całe 27 wersów, sześćdziesiąt w całości poszło na nadszeroko pojęte wyodrębnienie tytułów rozdziałów. Ale to, co uchowało się między wakatami, wystarczy, by zaaplikować sobie tyle subtelności i kunsztowności, że ochłonąć się da chyba tylko przy jakimś postapo.