-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1191
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
2024-05-30
2024-05-26
"Wyspa kobiet" porwała mnie już od pierwszych stron i zachwyt nie opuszczał mnie do samego końca. Lauren Groff napisała powieść o feministce separatystycznej z XII wieku.
W klasztorze zarządzanym przez Marie nawet bóg utracił swoją wielką literę, centrum sacrum i profanum stanowi ona sama. Kobieta jednocześnie uprzywilejowana, jak i skalana swoim pochodzeniem, pełna namiętności, ambicji i żądzy władzy. Skazana na życie zakonne, odnajdzie w nim przestrzeń do samorealizacji na uboczu patriarchalnego społeczeństwa i stworzy kobiecy azyl, w którym hierarchia nie zdoła wyrugować siostrzeństwa.
Goff przygląda się drodze życiowej Marie od jej lat nastoletnich aż do samej śmierci, ale bohaterką zbiorową jest tu cała zakonna społeczność wraz z klasztornymi murami, okoliczną ziemią i dobytkiem. Przestrzeń wyznaczona na utopię, ale niewolna od tragedii i konfliktu, wpływu sił przyrody czy świata zewnętrznego.
Kocham tę książkę za prosty, ale przesycony melancholią styl, za prymat fabuły nad refleksyjnością i za szacunek dla średniowiecznych realiów, które nie zostały sprowadzone do roli umownego kostiumu. Lekka, bardzo konsekwentna i nieoczywista proza.
"Wyspa kobiet" porwała mnie już od pierwszych stron i zachwyt nie opuszczał mnie do samego końca. Lauren Groff napisała powieść o feministce separatystycznej z XII wieku.
W klasztorze zarządzanym przez Marie nawet bóg utracił swoją wielką literę, centrum sacrum i profanum stanowi ona sama. Kobieta jednocześnie uprzywilejowana, jak i skalana swoim pochodzeniem, pełna...
2022-12-13
2024-05-23
Siedem krótkich opowiadań, które swoim klimatem niepokoju oraz oniryzmem przywodziły mi na myśl "Domy i inne duchy" Marty Bijan. Ciekawe, czy autorka (tłumaczka literatury polskiej na język koreański) miała okazję się z tamtym zbiorem zapoznać.
"Rozkład północy" miesza motywy charakterystyczne dla literatury grozy, folkloru i prozy zaangażowanej. Rezultat jest bardzo spójny i pozbawiony częstego w przypadku poruszania tematyki wykluczenia dydaktyzmu. Problemy z akceptacją własnej orientacji, przemoc wobec kobiet, bieda, niepełnosprawność, prawa zwierząt... Brzmi to wszystko może wybujale jak na tak niewielką objętość (202 strony), ale w połączeniu z oszczędnym stylem autorki, przyglądającej się traumie swoich postaci z pozycji chłodnego dystansu, daje świeżą i intrygującą literaturę.
Całkiem możliwe, że to właśnie bliskie kontakty Bory Chung z Polską zaowocowały przekładem wyprzedzającym wydanie anglojęzyczne. Czuję się zachęcona do zapoznania się z resztą oferty wydawnictwa Kwiaty Orientu.
PS Bardzo udana okładka projektu Tomasza Majewskiego.
Siedem krótkich opowiadań, które swoim klimatem niepokoju oraz oniryzmem przywodziły mi na myśl "Domy i inne duchy" Marty Bijan. Ciekawe, czy autorka (tłumaczka literatury polskiej na język koreański) miała okazję się z tamtym zbiorem zapoznać.
"Rozkład północy" miesza motywy charakterystyczne dla literatury grozy, folkloru i prozy zaangażowanej. Rezultat jest bardzo...
2022-08-08
2021-03-25
Czytam sobie recenzje "Saturnina" i widzę, że odbiór jest mieszany, zwłaszcza wśród znawców wcześniejszej twórczości Jakuba Małeckiego zarzucających mu wtórność względem poprzednich utworów. Przed lekturą miałam styczność tylko z jego opowiadaniem z antologii "Inne Światy", zatem moja perspektywa będzie nieco inna. Zrobił wtedy na mnie wrażenie autora skupionego na kreacji nastroju i dążącego do minimalizacji akcji. To samo specyficzne i nieco kontrowersyjne podejście odnajduję także tu.
I przyznam, że do pewnego stopnia trudno było mi ów zamysł twórczy kupić. Po części odbieram go jako kontestację reguł powieściowych w celu uwydatnienia tego, w czym Małecki jest naprawdę "swoisty" i dobry. Życie wewnętrzne postaci... cóż, tu wsiąkłam totalnie. To, jak czujnym i empatycznym okiem posługuje się autor przy kreacji swoich bohaterów uważam za wielką wartość "Saturnina". Umieszcza ich zamkniętych w swoich mikroświatach, jednocześnie kreśląc między nimi nierozerwalną międzypokoleniową łączność. Na przekór upływowi czasu, historycznym realiom, traumom i deficytom bliskości. Z uwzględnieniem roli ich małej ojczyzny w kształtowaniu się wspólnego mianownika rodzinnej tożsamości.
Powieści wysłuchałam w formie audiobooka wydawnictwa Sine Qua Non. Gorąco polecam zaznajomić się z "Saturninem" w tej właśnie formie, gdyż poziom realizacyjny jest tu wybitnie wysoki i znacząco wyróżnia się na tle polskiej normy.
Czytam sobie recenzje "Saturnina" i widzę, że odbiór jest mieszany, zwłaszcza wśród znawców wcześniejszej twórczości Jakuba Małeckiego zarzucających mu wtórność względem poprzednich utworów. Przed lekturą miałam styczność tylko z jego opowiadaniem z antologii "Inne Światy", zatem moja perspektywa będzie nieco inna. Zrobił wtedy na mnie wrażenie autora skupionego na kreacji...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-01
„Ale znosić to dalej, teraz, kiedy mam wybór – to by był świadomy współudział".
Miałam sprecyzowane wyobrażenia wobec tego utworu, a autorce wspaniale się udało ze mnie zakpić. Natascha Brown wykorzystuje przyzwyczajenia progresywnych odbiorców oraz ramy fikcji literackiej, a potem brawurowo wywraca stolik. To nie jest konsekwentnie fabularna lista błędów popełnianych przez społeczeństwo na drodze ku równości (nie tylko) rasowej, ta książka to bunt totalny. Zarówno formalny (burzenie czwartej ściany, wplatanie fragmentów eseistycznych), jak i moralny. I chociaż główna bohaterka może sprawiać wrażenie przerażająco biernej, to tak naprawdę bierze się za bary z całym światem.
„Ale znosić to dalej, teraz, kiedy mam wybór – to by był świadomy współudział".
Miałam sprecyzowane wyobrażenia wobec tego utworu, a autorce wspaniale się udało ze mnie zakpić. Natascha Brown wykorzystuje przyzwyczajenia progresywnych odbiorców oraz ramy fikcji literackiej, a potem brawurowo wywraca stolik. To nie jest konsekwentnie fabularna lista błędów popełnianych...
2024-05-16
Mniej popularny, ale dość klasyczny kryminał Christie. Najbardziej intrygujące jest w tej powieści zawiązanie akcji, na długo przed dość dramatycznym finałem napięcie niestety spada. Widać tu też protekcjonalny stosunek do macierzyństwa i kobiet, chociaż psychologizacja większości postaci była moim zdaniem udana. Końcowy wątek romansowy był na tyle pretekstowy, że aż mnie rozśmieszył.
Mniej popularny, ale dość klasyczny kryminał Christie. Najbardziej intrygujące jest w tej powieści zawiązanie akcji, na długo przed dość dramatycznym finałem napięcie niestety spada. Widać tu też protekcjonalny stosunek do macierzyństwa i kobiet, chociaż psychologizacja większości postaci była moim zdaniem udana. Końcowy wątek romansowy był na tyle pretekstowy, że aż mnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-10
"Ta, która stała się słońcem" była dla mnie literackim objawieniem. Zakochałam się w sposobie, w jaki Shelley Parker-Chan konfrontuje postawy swoich bohaterów oraz opowiada o tożsamości płciowej w zgodzie z niemalże czysto historycznymi realiami swojego uniwersum. W "Ten, który zatopił świat" dostajemy co prawda kontynuację zmagań z przeznaczeniem wprowadzonych wcześniej postaci, ale tym razem jest to wyraźnie mniej kompleksowe literackie doświadczenie.
Świat przedstawiony w drugiej części dylogii coraz bardziej pogrąża się w wojennym chaosie. Zhu nie może już liczyć na przychylność losu wynikłą z posiadania mandatu niebios. Wokół kłębią się przeciwnicy z takim samym rodzajem daru. Nie będzie to więc tym razem opowieść o jednostce stopniowo dążącej do przeznaczonej jej wielkości, bo w walce o wygaszenie reszty mandatów może zdarzyć się wszystko. Przez to kluczowych dla rozwoju fabuły postaci jest więcej niż poprzednio i nie każda dostaje moim zdaniem wystarczającą porcję uwagi.
Najbardziej zniuansowanie wypada wątek Pani Zhang, a jej zmagania z podejściem do własnego ciała, seksualnością oraz byciem zależną od mężczyzn są w tym tomie najmocniej eksplorowaną kobiecą perspektywą. Wyjątkowo mało satysfakcji dostarczyła mi za to historia generała Ouyanga. Jego relacja z Zhu jest co prawda na początkowym etapie powieści istotna, ale na tyle przewidywalna i oczywista, że nie zdołała obu tych postaci znacząco pogłębić. Wraz z późniejszym progresem fabularnym na przyjrzenie się życiu wewnętrznemu i ewolucji generała zabrakło niestety okazji. Zdecydowanie więcej czasu spędzamy z Baoxiangiem, jest to też bohater, w którym zachodzi najbardziej zauważalna wewnętrzna przemiana.
Mocno rozczarowało mnie zakończenie. W pewnym momencie akcja utyka w martwym punkcie i da się zauważyć brak pomysłu na posunięcie jej do przodu bez naginania zasad rządzących tym uniwersum. Dostajemy ciąg wątpliwych zrządzeń losu oraz przyspieszony progres postaci zachowujących się wbrew swoim wcześniejszym przyzwyczajeniom. Końcowy efekt dodatkowo pogarsza coraz częściej dawkowany bez umiaru patos.
"Ten, który zatopił świat" jest przede wszystkim opowieścią o wzorcach męskości, wykluczeniu i przemocy wynikłej z traumy. Parker-Chan przygląda się swoim postaciom z wyjątkowo bliskiej perspektywy i z bezgraniczną wręcz empatią portretuje najbardziej nawet okrutne metody poszukiwania przez nich ukojenia. Nie jest to jednak na tyle przenikliwa i literacko wprawna powieść by mogła utrzymać poziom wybitnego pierwszego tomu.
"Ta, która stała się słońcem" była dla mnie literackim objawieniem. Zakochałam się w sposobie, w jaki Shelley Parker-Chan konfrontuje postawy swoich bohaterów oraz opowiada o tożsamości płciowej w zgodzie z niemalże czysto historycznymi realiami swojego uniwersum. W "Ten, który zatopił świat" dostajemy co prawda kontynuację zmagań z przeznaczeniem wprowadzonych wcześniej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-05-22
Krótka i prosta fabularnie powieść, która porwała mnie swoją nostalgią, natchnęła subtelnym odcieniem smutku, by potem zmusić do rozważań nad definicją nadziei.
"Maresi" jest oryginalną mieszaną elementów cozy fantasy z tematyką oswajania traumy. Pod ramami gatunkowymi skrywa też nawiązania do ezoterycznych wątków w feminizmie. Nie ma tu zaawansowanego światotwórstwa, ale eksploracja zawartych w powieści motywów dostarcza dodatkowej warstwy interpretacyjnej. Da się ją odczytywać jako książkę dla młodych dziewcząt o wchodzeniu w dorosłość z bagażem emocjonalnym, ale też jako uniwersalną i metaforyczną opowieść o sile kobiet.
Najbardziej problematyczne było dla mnie zakończenie forsujące optymistyczny ogląd zdarzeń. Rozumiem konwencję i chęć niesienia otuchy czytelniczkom w sytuacjach najbardziej skrajnych, ale część tej narracji zahaczała o podejście skrajnie patriarchalne.
Krótka i prosta fabularnie powieść, która porwała mnie swoją nostalgią, natchnęła subtelnym odcieniem smutku, by potem zmusić do rozważań nad definicją nadziei.
"Maresi" jest oryginalną mieszaną elementów cozy fantasy z tematyką oswajania traumy. Pod ramami gatunkowymi skrywa też nawiązania do ezoterycznych wątków w feminizmie. Nie ma tu zaawansowanego światotwórstwa, ale...
2024-04-22
Na tle klasycznych kryminałów Christie, "Tajemnica rezydencji Chimneys" wypada zaskakująco humorystycznie. Niby mamy tu do czynienia ze śmiercią i detektywistyczną zagadką, ale klimat farsy wymaga od odbiorcy pewnego zawieszenia niewiary. Jest to wczesna powieść autorki i chociaż doceniam, że za jej pomocą zdecydowała się na poszerzanie ram gatunkowych swojej twórczości, to nie potrafiłam czerpać z tego utworu pełnej satysfakcji. Nawet jeśli zlekceważy się typowe dla epoki kolonialne poczucie wyższości Brytyjczyków względem innych nacji oraz orientalizm, pozostaje jeszcze kwestia zagmatwania fabuły, nierozwiązanych wątków i niekonsekwentnego budowania napięcia. Momentami naprawdę się nudziłam. Zresztą, kto z nawet najbardziej zagorzałych fanów Christie jest dziś świadomy istnienia cyklu o nadinspektorze Battle?
Na tle klasycznych kryminałów Christie, "Tajemnica rezydencji Chimneys" wypada zaskakująco humorystycznie. Niby mamy tu do czynienia ze śmiercią i detektywistyczną zagadką, ale klimat farsy wymaga od odbiorcy pewnego zawieszenia niewiary. Jest to wczesna powieść autorki i chociaż doceniam, że za jej pomocą zdecydowała się na poszerzanie ram gatunkowych swojej twórczości, to...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-14
"Zatrute pióro" zalicza się co prawda do cyklu o Pannie Marple, ale tym razem jej obecność jest mocno ograniczona. Mamy tu do czynienia z typową dla Christie kryminalną zagadką osadzoną w małej hermetycznej społeczności. Utwór trzyma tempo najlepszych książek autorki, chociaż decyzje podejmowane przez głównego bohatera (i jednoczesnego narratora) dziś już mogą wydawać się kontrowersyjne. Rozwiązania raczej nie zgadniecie samodzielnie.
"Zatrute pióro" zalicza się co prawda do cyklu o Pannie Marple, ale tym razem jej obecność jest mocno ograniczona. Mamy tu do czynienia z typową dla Christie kryminalną zagadką osadzoną w małej hermetycznej społeczności. Utwór trzyma tempo najlepszych książek autorki, chociaż decyzje podejmowane przez głównego bohatera (i jednoczesnego narratora) dziś już mogą wydawać się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-10
"Istnieje wielu ludzi i wiele plemion, lecz liczba opowieści jest ograniczona."
Cykl barokowy sprawił, że Neal Stephenson z miejsca awansował na jednego najbardziej intrygujących mnie pisarzy. Jego styl cechuje pewna powściągliwość, która nie sprzyja szybkiemu zaangażowaniu się emocjonalnie w lekturę. Jako autor oszczędnie dawkuje postaci poboczne oraz sceny akcyjne, a życiu wewnętrznemu swoich bohaterów przygląda się z pozycji narracyjnego dystansu.
"Epoką diamentu" Stephenson po raz kolejny przejechał po mnie niczym bardzo powoli rozpędzający się walec. Męczyłam się z początkiem kilka tygodni, ale pozostałe trzy czwarte powieści pochłonęłam już bardzo szybko. Spotęgowało to niestety moje rozczarowanie finałem; niepotrzebnie brutalnym i na siłę scalającym porzucone wcześniej wątki.
Jest w tym utworze światotwórczy rozmach oraz imponująca diagnoza społeczeństwa wyzwolonego od potrzeby państw narodowych za sprawą rewolucji technologicznej. Jest też przekonanie, że ludzkość nie jest w stanie obejść się bez mitu, a historię cechuje bardziej kojarzona z Orientem cykliczność niż przypisywana Okcydentowi linearność. Niestety, w tej klimatycznej opowieści o kolonializmie, roli edukacji i klasach społecznych autor zbyt często zapominał o emocjach swoich postaci.
"Istnieje wielu ludzi i wiele plemion, lecz liczba opowieści jest ograniczona."
Cykl barokowy sprawił, że Neal Stephenson z miejsca awansował na jednego najbardziej intrygujących mnie pisarzy. Jego styl cechuje pewna powściągliwość, która nie sprzyja szybkiemu zaangażowaniu się emocjonalnie w lekturę. Jako autor oszczędnie dawkuje postaci poboczne oraz sceny akcyjne, a...
"Wiedziałam, że życie kobiety w każdej chwili może zmienić się w miejsce zbrodni. Jeszcze nie wiedziałam, że już wtedy żyłam w środku tego miejsca zbrodni, że miejscem zbrodni nie jest łóżko, ale ciało, i że zbrodnia już się dokonała."
"Strega" uświadomiła mi, że określenie "ciekawa" w stosunku do książki może wybrzmiewać nie do końca pochlebnie. Bo taka właśnie ta powieść moim zdaniem jest. Ciekawa i oryginalna. Czy zachwyciła mnie? Nie. Zaintrygowała? Owszem. Zwłaszcza na samym początku. Środek nieco mnie znużył swoją powtarzalną strukturą. W pewnym momencie zorientowałam się, jak bardzo przypomina formułą pastę o mieszkaniu w jedenaścioro w jeziorze i nie mogłam tej uporczywej myśli wyrzucić z głowy. Nie przesadzam, jest nawet jezioro. Nikt nie narzekał.
Wracając do powagi i meritum, mamy tu do czynienia z opowieścią inicjacyjną w onirycznej konwencji. Izolacja, jakiej dojrzewające bohaterki doświadczają podczas pracy w położonym na odludziu pensjonacie jest jednym etapów klasycznego rytuału przejścia. Autorkę wyraźnie interesuje presja społeczna i znormalizowany aparat przemocy wobec kobiet. "Strega" nie ma jednak eseistycznego zacięcia, operuje plastycznymi obrazami i fragmentaryzmem.
Zastanawiam się, na ile było to dla mnie doświadczenie estetyczne, a na ile wzbogacające mój ogląd poruszanych w tekście kwestii i mam wrażenie, że przesłanie płynące ze "Stregi" może jeszcze we mnie urosnąć. Polecam głównie osobom rozczarowanym bardziej dosłowną feminizującą prozą.
"Wiedziałam, że życie kobiety w każdej chwili może zmienić się w miejsce zbrodni. Jeszcze nie wiedziałam, że już wtedy żyłam w środku tego miejsca zbrodni, że miejscem zbrodni nie jest łóżko, ale ciało, i że zbrodnia już się dokonała."
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to"Strega" uświadomiła mi, że określenie "ciekawa" w stosunku do książki może wybrzmiewać nie do końca pochlebnie. Bo...