-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1191
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
2024-06-02
2024-05-30
"Wiedziałam, że życie kobiety w każdej chwili może zmienić się w miejsce zbrodni. Jeszcze nie wiedziałam, że już wtedy żyłam w środku tego miejsca zbrodni, że miejscem zbrodni nie jest łóżko, ale ciało, i że zbrodnia już się dokonała."
"Strega" uświadomiła mi, że określenie "ciekawa" w stosunku do książki może wybrzmiewać nie do końca pochlebnie. Bo taka właśnie ta powieść moim zdaniem jest. Ciekawa i oryginalna. Czy zachwyciła mnie? Nie. Zaintrygowała? Owszem. Zwłaszcza na samym początku. Środek nieco mnie znużył swoją powtarzalną strukturą. W pewnym momencie zorientowałam się, jak bardzo przypomina formułą pastę o mieszkaniu w jedenaścioro w jeziorze i nie mogłam tej uporczywej myśli wyrzucić z głowy. Nie przesadzam, jest nawet jezioro. Nikt nie narzekał.
Wracając do powagi i meritum, mamy tu do czynienia z opowieścią inicjacyjną w onirycznej konwencji. Izolacja, jakiej dojrzewające bohaterki doświadczają podczas pracy w położonym na odludziu pensjonacie jest jednym etapów klasycznego rytuału przejścia. Autorkę wyraźnie interesuje presja społeczna i znormalizowany aparat przemocy wobec kobiet. "Strega" nie ma jednak eseistycznego zacięcia, operuje plastycznymi obrazami i fragmentaryzmem.
Zastanawiam się, na ile było to dla mnie doświadczenie estetyczne, a na ile wzbogacające mój ogląd poruszanych w tekście kwestii i mam wrażenie, że przesłanie płynące ze "Stregi" może jeszcze we mnie urosnąć. Polecam głównie osobom rozczarowanym bardziej dosłowną feminizującą prozą.
"Wiedziałam, że życie kobiety w każdej chwili może zmienić się w miejsce zbrodni. Jeszcze nie wiedziałam, że już wtedy żyłam w środku tego miejsca zbrodni, że miejscem zbrodni nie jest łóżko, ale ciało, i że zbrodnia już się dokonała."
"Strega" uświadomiła mi, że określenie "ciekawa" w stosunku do książki może wybrzmiewać nie do końca pochlebnie. Bo...
2024-05-26
"Wyspa kobiet" porwała mnie już od pierwszych stron i zachwyt nie opuszczał mnie do samego końca. Lauren Groff napisała powieść o feministce separatystycznej z XII wieku.
W klasztorze zarządzanym przez Marie nawet bóg utracił swoją wielką literę, centrum sacrum i profanum stanowi ona sama. Kobieta jednocześnie uprzywilejowana, jak i skalana swoim pochodzeniem, pełna namiętności, ambicji i żądzy władzy. Skazana na życie zakonne, odnajdzie w nim przestrzeń do samorealizacji na uboczu patriarchalnego społeczeństwa i stworzy kobiecy azyl, w którym hierarchia nie zdoła wyrugować siostrzeństwa.
Goff przygląda się drodze życiowej Marie od jej lat nastoletnich aż do samej śmierci, ale bohaterką zbiorową jest tu cała zakonna społeczność wraz z klasztornymi murami, okoliczną ziemią i dobytkiem. Przestrzeń wyznaczona na utopię, ale niewolna od tragedii i konfliktu, wpływu sił przyrody czy świata zewnętrznego.
Kocham tę książkę za prosty, ale przesycony melancholią styl, za prymat fabuły nad refleksyjnością i za szacunek dla średniowiecznych realiów, które nie zostały sprowadzone do roli umownego kostiumu. Lekka, bardzo konsekwentna i nieoczywista proza.
"Wyspa kobiet" porwała mnie już od pierwszych stron i zachwyt nie opuszczał mnie do samego końca. Lauren Groff napisała powieść o feministce separatystycznej z XII wieku.
W klasztorze zarządzanym przez Marie nawet bóg utracił swoją wielką literę, centrum sacrum i profanum stanowi ona sama. Kobieta jednocześnie uprzywilejowana, jak i skalana swoim pochodzeniem, pełna...
2024-05-23
Siedem krótkich opowiadań, które swoim klimatem niepokoju oraz oniryzmem przywodziły mi na myśl "Domy i inne duchy" Marty Bijan. Ciekawe, czy autorka (tłumaczka literatury polskiej na język koreański) miała okazję się z tamtym zbiorem zapoznać.
"Rozkład północy" miesza motywy charakterystyczne dla literatury grozy, folkloru i prozy zaangażowanej. Rezultat jest bardzo spójny i pozbawiony częstego w przypadku poruszania tematyki wykluczenia dydaktyzmu. Problemy z akceptacją własnej orientacji, przemoc wobec kobiet, bieda, niepełnosprawność, prawa zwierząt... Brzmi to wszystko może wybujale jak na tak niewielką objętość (202 strony), ale w połączeniu z oszczędnym stylem autorki, przyglądającej się traumie swoich postaci z pozycji chłodnego dystansu, daje świeżą i intrygującą literaturę.
Całkiem możliwe, że to właśnie bliskie kontakty Bory Chung z Polską zaowocowały przekładem wyprzedzającym wydanie anglojęzyczne. Czuję się zachęcona do zapoznania się z resztą oferty wydawnictwa Kwiaty Orientu.
PS Bardzo udana okładka projektu Tomasza Majewskiego.
Siedem krótkich opowiadań, które swoim klimatem niepokoju oraz oniryzmem przywodziły mi na myśl "Domy i inne duchy" Marty Bijan. Ciekawe, czy autorka (tłumaczka literatury polskiej na język koreański) miała okazję się z tamtym zbiorem zapoznać.
"Rozkład północy" miesza motywy charakterystyczne dla literatury grozy, folkloru i prozy zaangażowanej. Rezultat jest bardzo...
2022-08-08
2024-05-22
Trudno by mi było nazwać ten reportaż przyspieszonym kursem wiedzy o Słowacji, bo wybór poruszanych w niej zagadnień jest jednak mocno arbitralny. Dominują stosunki polsko-słowacko-czeskie, polityka i (z jakiegoś powodu) puby. Bardzo interesujące były dla mnie fragmenty o barierach językowych, za to już rozdział o kosmonautach cierpiał moim zdaniem na nadmiar szczegółów. Czasem miałam też wrażenie, że książka stanowi komplikację napisanych oddzielnie tekstów. Na pewno jest to warta uwagi pozycja dla osób zainteresowanych wpływem rozpadu Czechosłowacji na słowacką tożsamość narodową albo rozważających studiowanie w tym kraju. Mniej przydatna będzie dla turystów spragnionych inspiracji na kilkudniowy pobyt.
Trudno by mi było nazwać ten reportaż przyspieszonym kursem wiedzy o Słowacji, bo wybór poruszanych w niej zagadnień jest jednak mocno arbitralny. Dominują stosunki polsko-słowacko-czeskie, polityka i (z jakiegoś powodu) puby. Bardzo interesujące były dla mnie fragmenty o barierach językowych, za to już rozdział o kosmonautach cierpiał moim zdaniem na nadmiar szczegółów....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-03-25
Czytam sobie recenzje "Saturnina" i widzę, że odbiór jest mieszany, zwłaszcza wśród znawców wcześniejszej twórczości Jakuba Małeckiego zarzucających mu wtórność względem poprzednich utworów. Przed lekturą miałam styczność tylko z jego opowiadaniem z antologii "Inne Światy", zatem moja perspektywa będzie nieco inna. Zrobił wtedy na mnie wrażenie autora skupionego na kreacji nastroju i dążącego do minimalizacji akcji. To samo specyficzne i nieco kontrowersyjne podejście odnajduję także tu.
I przyznam, że do pewnego stopnia trudno było mi ów zamysł twórczy kupić. Po części odbieram go jako kontestację reguł powieściowych w celu uwydatnienia tego, w czym Małecki jest naprawdę "swoisty" i dobry. Życie wewnętrzne postaci... cóż, tu wsiąkłam totalnie. To, jak czujnym i empatycznym okiem posługuje się autor przy kreacji swoich bohaterów uważam za wielką wartość "Saturnina". Umieszcza ich zamkniętych w swoich mikroświatach, jednocześnie kreśląc między nimi nierozerwalną międzypokoleniową łączność. Na przekór upływowi czasu, historycznym realiom, traumom i deficytom bliskości. Z uwzględnieniem roli ich małej ojczyzny w kształtowaniu się wspólnego mianownika rodzinnej tożsamości.
Powieści wysłuchałam w formie audiobooka wydawnictwa Sine Qua Non. Gorąco polecam zaznajomić się z "Saturninem" w tej właśnie formie, gdyż poziom realizacyjny jest tu wybitnie wysoki i znacząco wyróżnia się na tle polskiej normy.
Czytam sobie recenzje "Saturnina" i widzę, że odbiór jest mieszany, zwłaszcza wśród znawców wcześniejszej twórczości Jakuba Małeckiego zarzucających mu wtórność względem poprzednich utworów. Przed lekturą miałam styczność tylko z jego opowiadaniem z antologii "Inne Światy", zatem moja perspektywa będzie nieco inna. Zrobił wtedy na mnie wrażenie autora skupionego na kreacji...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-01
„Ale znosić to dalej, teraz, kiedy mam wybór – to by był świadomy współudział".
Miałam sprecyzowane wyobrażenia wobec tego utworu, a autorce wspaniale się udało ze mnie zakpić. Natascha Brown wykorzystuje przyzwyczajenia progresywnych odbiorców oraz ramy fikcji literackiej, a potem brawurowo wywraca stolik. To nie jest konsekwentnie fabularna lista błędów popełnianych przez społeczeństwo na drodze ku równości (nie tylko) rasowej, ta książka to bunt totalny. Zarówno formalny (burzenie czwartej ściany, wplatanie fragmentów eseistycznych), jak i moralny. I chociaż główna bohaterka może sprawiać wrażenie przerażająco biernej, to tak naprawdę bierze się za bary z całym światem.
„Ale znosić to dalej, teraz, kiedy mam wybór – to by był świadomy współudział".
Miałam sprecyzowane wyobrażenia wobec tego utworu, a autorce wspaniale się udało ze mnie zakpić. Natascha Brown wykorzystuje przyzwyczajenia progresywnych odbiorców oraz ramy fikcji literackiej, a potem brawurowo wywraca stolik. To nie jest konsekwentnie fabularna lista błędów popełnianych...
2024-05-18
Jeśli wyobrazicie sobie, że w pewnym momencie swojej lekarskiej kariery Tomasz Judym z "Ludzi bezdomnych" stwierdza, że jednak zostanie łowcą androidów, to będziecie mieć obraz niespójności i absurdu "Roku szarańczy".
Na drugą książkę autora bestsellerowego "Pielgrzyma" fani musieli poczekać aż 10 lat. Premierę wielokrotnie przekładano, co mogło świadczyć zarówno o bezkompromisowym perfekcjonizmie, jak i przedłużającej się blokadzie twórczej.
"Rok szarańczy" trudno niestety uznać za owoc perfekcjonizmu. To powieść niekonsekwentna, pozbawiona umiaru i bezkrytycznie operująca kliszami fabularnymi.
Wyjątkowość debiutu Hayesa tkwiła w tonowaniu rozwiązań typowych dla thrillera szpiegowskiego. Dzięki temu historia amerykańskiego superszpiega ratującego świat nie wymagała ciągłego zawieszania niewiary oraz ukazywała złożone motywacje postaci w świecie, w którym moralność i skrupuły mają swoją cenę. Tutaj tego wszystkiego zabrakło.
Pierwsze dwie części utworu z czterech to Hayes w umiarkowanie dobrej formie i gdyby "Rok szarańczy" podzielono na dwa tomy, to zastosowane domknięcie wątków byłoby wzorcowe. Problem zaczyna się w drugiej połowie powieści, kiedy to po spowolnieniu akcji fabuła zaczyna zmierzać w coraz bardziej sztampowe rejony science fiction rodem z pulpowej estetyki lat 80.
To wręcz niesamowite, jak nic tu nie trzyma się kupy. Tak skrajnej zmiany gatunkowej, leniwych rozwiązań fabularnych i braku wytłumaczenia realiów rządzących światem przedstawionym nie da się usprawiedliwić. Nie wygląda mi to też na campowy eksperyment literacki.
Jestem skłonna podejrzewać, że szpiegowskie fragmenty utworu powstały sporo wcześniej, reszta to wynik presji wydawcy na autora, żeby swój rozgrzebany projekt w końcu dokończył. Pozostaje mi myśleć o Hayesie jako o autorze jednego udanego utworu.
Jeśli wyobrazicie sobie, że w pewnym momencie swojej lekarskiej kariery Tomasz Judym z "Ludzi bezdomnych" stwierdza, że jednak zostanie łowcą androidów, to będziecie mieć obraz niespójności i absurdu "Roku szarańczy".
Na drugą książkę autora bestsellerowego "Pielgrzyma" fani musieli poczekać aż 10 lat. Premierę wielokrotnie przekładano, co mogło świadczyć zarówno o...
2024-05-16
Mniej popularny, ale dość klasyczny kryminał Christie. Najbardziej intrygujące jest w tej powieści zawiązanie akcji, na długo przed dość dramatycznym finałem napięcie niestety spada. Widać tu też protekcjonalny stosunek do macierzyństwa i kobiet, chociaż psychologizacja większości postaci była moim zdaniem udana. Końcowy wątek romansowy był na tyle pretekstowy, że aż mnie rozśmieszył.
Mniej popularny, ale dość klasyczny kryminał Christie. Najbardziej intrygujące jest w tej powieści zawiązanie akcji, na długo przed dość dramatycznym finałem napięcie niestety spada. Widać tu też protekcjonalny stosunek do macierzyństwa i kobiet, chociaż psychologizacja większości postaci była moim zdaniem udana. Końcowy wątek romansowy był na tyle pretekstowy, że aż mnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-10
"Ta, która stała się słońcem" była dla mnie literackim objawieniem. Zakochałam się w sposobie, w jaki Shelley Parker-Chan konfrontuje postawy swoich bohaterów oraz opowiada o tożsamości płciowej w zgodzie z niemalże czysto historycznymi realiami swojego uniwersum. W "Ten, który zatopił świat" dostajemy co prawda kontynuację zmagań z przeznaczeniem wprowadzonych wcześniej postaci, ale tym razem jest to wyraźnie mniej kompleksowe literackie doświadczenie.
Świat przedstawiony w drugiej części dylogii coraz bardziej pogrąża się w wojennym chaosie. Zhu nie może już liczyć na przychylność losu wynikłą z posiadania mandatu niebios. Wokół kłębią się przeciwnicy z takim samym rodzajem daru. Nie będzie to więc tym razem opowieść o jednostce stopniowo dążącej do przeznaczonej jej wielkości, bo w walce o wygaszenie reszty mandatów może zdarzyć się wszystko. Przez to kluczowych dla rozwoju fabuły postaci jest więcej niż poprzednio i nie każda dostaje moim zdaniem wystarczającą porcję uwagi.
Najbardziej zniuansowanie wypada wątek Pani Zhang, a jej zmagania z podejściem do własnego ciała, seksualnością oraz byciem zależną od mężczyzn są w tym tomie najmocniej eksplorowaną kobiecą perspektywą. Wyjątkowo mało satysfakcji dostarczyła mi za to historia generała Ouyanga. Jego relacja z Zhu jest co prawda na początkowym etapie powieści istotna, ale na tyle przewidywalna i oczywista, że nie zdołała obu tych postaci znacząco pogłębić. Wraz z późniejszym progresem fabularnym na przyjrzenie się życiu wewnętrznemu i ewolucji generała zabrakło niestety okazji. Zdecydowanie więcej czasu spędzamy z Baoxiangiem, jest to też bohater, w którym zachodzi najbardziej zauważalna wewnętrzna przemiana.
Mocno rozczarowało mnie zakończenie. W pewnym momencie akcja utyka w martwym punkcie i da się zauważyć brak pomysłu na posunięcie jej do przodu bez naginania zasad rządzących tym uniwersum. Dostajemy ciąg wątpliwych zrządzeń losu oraz przyspieszony progres postaci zachowujących się wbrew swoim wcześniejszym przyzwyczajeniom. Końcowy efekt dodatkowo pogarsza coraz częściej dawkowany bez umiaru patos.
"Ten, który zatopił świat" jest przede wszystkim opowieścią o wzorcach męskości, wykluczeniu i przemocy wynikłej z traumy. Parker-Chan przygląda się swoim postaciom z wyjątkowo bliskiej perspektywy i z bezgraniczną wręcz empatią portretuje najbardziej nawet okrutne metody poszukiwania przez nich ukojenia. Nie jest to jednak na tyle przenikliwa i literacko wprawna powieść by mogła utrzymać poziom wybitnego pierwszego tomu.
"Ta, która stała się słońcem" była dla mnie literackim objawieniem. Zakochałam się w sposobie, w jaki Shelley Parker-Chan konfrontuje postawy swoich bohaterów oraz opowiada o tożsamości płciowej w zgodzie z niemalże czysto historycznymi realiami swojego uniwersum. W "Ten, który zatopił świat" dostajemy co prawda kontynuację zmagań z przeznaczeniem wprowadzonych wcześniej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-22
Na tle klasycznych kryminałów Christie, "Tajemnica rezydencji Chimneys" wypada zaskakująco humorystycznie. Niby mamy tu do czynienia ze śmiercią i detektywistyczną zagadką, ale klimat farsy wymaga od odbiorcy pewnego zawieszenia niewiary. Jest to wczesna powieść autorki i chociaż doceniam, że za jej pomocą zdecydowała się na poszerzanie ram gatunkowych swojej twórczości, to nie potrafiłam czerpać z tego utworu pełnej satysfakcji. Nawet jeśli zlekceważy się typowe dla epoki kolonialne poczucie wyższości Brytyjczyków względem innych nacji oraz orientalizm, pozostaje jeszcze kwestia zagmatwania fabuły, nierozwiązanych wątków i niekonsekwentnego budowania napięcia. Momentami naprawdę się nudziłam. Zresztą, kto z nawet najbardziej zagorzałych fanów Christie jest dziś świadomy istnienia cyklu o nadinspektorze Battle?
Na tle klasycznych kryminałów Christie, "Tajemnica rezydencji Chimneys" wypada zaskakująco humorystycznie. Niby mamy tu do czynienia ze śmiercią i detektywistyczną zagadką, ale klimat farsy wymaga od odbiorcy pewnego zawieszenia niewiary. Jest to wczesna powieść autorki i chociaż doceniam, że za jej pomocą zdecydowała się na poszerzanie ram gatunkowych swojej twórczości, to...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-17
Nie dziwię się, że zbiorek ten otrzymał tytuł od pierwszego opowiadania, jest ono moim zdaniem najciekawsze pod względem rozwiązania zagadki. Spodziewałam się bardzo uproszczonych tekstów, ale Christie nawet przy tak skromnej objętości potrafiła zarysować pełnoprawną intrygę (chociaż w przypadku "Trójkąta na Rodos" nie jest ona szczególnie zagmatwana). Odpowiednia pozycja dla osób szukających drobnej rozrywki na cztery wieczory, miło było podziwiać przenikliwość Poirota w bardziej skondensowanej literacko formie.
Nie dziwię się, że zbiorek ten otrzymał tytuł od pierwszego opowiadania, jest ono moim zdaniem najciekawsze pod względem rozwiązania zagadki. Spodziewałam się bardzo uproszczonych tekstów, ale Christie nawet przy tak skromnej objętości potrafiła zarysować pełnoprawną intrygę (chociaż w przypadku "Trójkąta na Rodos" nie jest ona szczególnie zagmatwana). Odpowiednia pozycja...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-14
"Zatrute pióro" zalicza się co prawda do cyklu o Pannie Marple, ale tym razem jej obecność jest mocno ograniczona. Mamy tu do czynienia z typową dla Christie kryminalną zagadką osadzoną w małej hermetycznej społeczności. Utwór trzyma tempo najlepszych książek autorki, chociaż decyzje podejmowane przez głównego bohatera (i jednoczesnego narratora) dziś już mogą wydawać się kontrowersyjne. Rozwiązania raczej nie zgadniecie samodzielnie.
"Zatrute pióro" zalicza się co prawda do cyklu o Pannie Marple, ale tym razem jej obecność jest mocno ograniczona. Mamy tu do czynienia z typową dla Christie kryminalną zagadką osadzoną w małej hermetycznej społeczności. Utwór trzyma tempo najlepszych książek autorki, chociaż decyzje podejmowane przez głównego bohatera (i jednoczesnego narratora) dziś już mogą wydawać się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-10
"Istnieje wielu ludzi i wiele plemion, lecz liczba opowieści jest ograniczona."
Cykl barokowy sprawił, że Neal Stephenson z miejsca awansował na jednego najbardziej intrygujących mnie pisarzy. Jego styl cechuje pewna powściągliwość, która nie sprzyja szybkiemu zaangażowaniu się emocjonalnie w lekturę. Jako autor oszczędnie dawkuje postaci poboczne oraz sceny akcyjne, a życiu wewnętrznemu swoich bohaterów przygląda się z pozycji narracyjnego dystansu.
"Epoką diamentu" Stephenson po raz kolejny przejechał po mnie niczym bardzo powoli rozpędzający się walec. Męczyłam się z początkiem kilka tygodni, ale pozostałe trzy czwarte powieści pochłonęłam już bardzo szybko. Spotęgowało to niestety moje rozczarowanie finałem; niepotrzebnie brutalnym i na siłę scalającym porzucone wcześniej wątki.
Jest w tym utworze światotwórczy rozmach oraz imponująca diagnoza społeczeństwa wyzwolonego od potrzeby państw narodowych za sprawą rewolucji technologicznej. Jest też przekonanie, że ludzkość nie jest w stanie obejść się bez mitu, a historię cechuje bardziej kojarzona z Orientem cykliczność niż przypisywana Okcydentowi linearność. Niestety, w tej klimatycznej opowieści o kolonializmie, roli edukacji i klasach społecznych autor zbyt często zapominał o emocjach swoich postaci.
"Istnieje wielu ludzi i wiele plemion, lecz liczba opowieści jest ograniczona."
Cykl barokowy sprawił, że Neal Stephenson z miejsca awansował na jednego najbardziej intrygujących mnie pisarzy. Jego styl cechuje pewna powściągliwość, która nie sprzyja szybkiemu zaangażowaniu się emocjonalnie w lekturę. Jako autor oszczędnie dawkuje postaci poboczne oraz sceny akcyjne, a...
2024-04-07
Spodziewałam się konsekwentnej wyliczanki organizmów zasiedlających domy, ale autor obrał inną drogę, przez co tytuł wybrzmiewa nieco myląco. Bardziej jest to opowieść o odkrywaniu wpływu bioróżnorodności w miejscu zamieszkania na dobrobyt człowieka.
Książka koncentruje się przede wszystkim na drobnoustrojach oraz stawonogach, pomija rośliny, a o kręgowcach wspomina głównie w kontekście psów, kotów oraz gryzoni.
Mocnym punktem jest skupienie się na początkach rozwoju mikrobiologii oraz motywacji i okolicznościach współczesnych badań ekologicznych (ekologiem jest sam autor, a jego perspektywa jest mocno związana z własnym dorobkiem naukowym).
Czy mnie wciągnęło? Na pewno lektura zajęła mi więcej czasu, niż przewidywałam. Z drugiej strony, dostałam dość sporo rozbudzających ciekawość konkretów (z zawartością biofilmu rączek prysznicowych na czele). Pozycja bardziej dla osób zainteresowanych biologicznymi skutkami urbanizacji, czytelnicy szukający listy stworzeń mieszkających im za szafą będą zawiedzeni.
Spodziewałam się konsekwentnej wyliczanki organizmów zasiedlających domy, ale autor obrał inną drogę, przez co tytuł wybrzmiewa nieco myląco. Bardziej jest to opowieść o odkrywaniu wpływu bioróżnorodności w miejscu zamieszkania na dobrobyt człowieka.
Książka koncentruje się przede wszystkim na drobnoustrojach oraz stawonogach, pomija rośliny, a o kręgowcach wspomina...
2023-03-31
Nie jestem zdania, że istnieje kanon literacki, który każdy powinien znać, ale gdybym miała zrobić listę książek ważnych i wartych przeczytania, to powieściowa wersja "Kwiatów dla Algernona" by się na niej znalazła.
Zaskoczyło mnie, jak mało zestarzał się ten utwór. Po części pewnie dlatego, iż mimo przebijających się do mainstreamu dyskusji o ableizmie, nadal jako społeczeństwo (czy wręcz ludzkość) mamy w kwestii podejścia do niepełnosprawności wiele do nadrobienia. Ale też maestria Keyesa w kreowaniu pełnokrwistych postaci sprawia, że nie ma się wrażenia bezpośredniej przemowy autora z pozycji moralisty ustami swoich bohaterów. Nie jest on arbitrem ich racji, jedynie daje im przestrzeń do konfrontacji. Dzięki temu nie odczuwa się potrzeby polemiki z autorem i możliwe, że nawet w odległej przyszłości powieść ta będzie odczytywana jako nieprzebrzmiały ideologicznie utwór z gatunku science fiction z wątkami społecznymi charakterystycznymi dla danej epoki.
Nie oznacza to, że Keyes przyjmuje pozycję oświeconego centrysty. Nie jest też w moim odczuciu jakoś skrajnie radykalny mimo że głównym clue fabuły jest dopuszczenie do głosu jednostki, której możliwości ekspresji są ograniczone. Jednostki cierpiącej, wykluczanej oraz domagającej się podmiotowości, miłości i szacunku, niewarunkowanych aktualnym etapem swojej nietypowej intelektualnej drogi.
Znając w zarysach początek fabuły, zastanawiałam się, jakimi tropami pójdzie autor. Czy zdecyduje się na negatywne wartościowanie wiedzy i mądrości rodem z Księgi Koheleta? Czy wspomni o postawie afirmacyjnej wobec niepełnosprawności intelektualnej i obnaży jej protekcjonalne aspekty? Znalazłam nawiązania do obu tych perspektyw, a poziom zniuansowania, z jakim zostało to ograne wywarł na mnie ogromne wrażenie. A oprócz tego mamy też jeszcze zarysowaną problematykę praw pacjenta w opozycji do naukowego postępu, wypaczeń systemu opiekuńczego i chyba przede wszystkim, granic humanizmu i empatii, także w kontekście praw zwierząt. Ale też jednocześnie nie jest to utwór tonący w filozoficznych rozważaniach (jest niestety muśnięty archaiczną dziś psychoanalizą). Trzyma się wydarzeń z życia postaci i doskonale się go czyta. Duża w tym zasługa tłumacza Krzysztofa Sokołowskiego.
Przeczuwałam, że sensowny koniec powieści mógł być w zasadzie tylko jeden. Wydobył on maestrię Keyesa w portetowaniu stanów świadomości głównego bohatera i pozostawił mnie w stanie ponurej zadumy. Dobrze czasem dostać po mordzie od jakościowej literatury :)
Nie jestem zdania, że istnieje kanon literacki, który każdy powinien znać, ale gdybym miała zrobić listę książek ważnych i wartych przeczytania, to powieściowa wersja "Kwiatów dla Algernona" by się na niej znalazła.
Zaskoczyło mnie, jak mało zestarzał się ten utwór. Po części pewnie dlatego, iż mimo przebijających się do mainstreamu dyskusji o ableizmie, nadal jako...
Czuć prasowy rodowód tych tekstów, są zwięzłe i stanowią przekrój głośnych spraw sądowych z okresu komunistycznej Polski. Dla szerzej zainteresowanych życiorysami takich "gwiazd" zbrodni jak Karol Kot czy Paramonow nie będą odkrywcze, ich największa wartość ujawnia się w unaocznieniu przemian społecznych, które dokonały się między końcem wojny a transformacją. Wspomnienia o powojennej biedzie i bezwzględności aparatu państwowego ustępują miejsca opisom pławienia się w luksusie przez aparatczyków i pogoni aspiracyjnej za Zachodem. Najbardziej zapadły mi w pamięć rozdziały o mordzie nacjonalistów na białoruskich chłopach oraz fałszywym konsulu Austrii Czesławie Śliwie, zaskoczyła mnie też obsesja szmuglowania ortalionu przez polskich sportowców. Zdanie o kobiecie, która najadła się pierwszy raz w życiu będąc na robotach w Niemczech będzie mnie prześladować jeszcze długo.
Czuć prasowy rodowód tych tekstów, są zwięzłe i stanowią przekrój głośnych spraw sądowych z okresu komunistycznej Polski. Dla szerzej zainteresowanych życiorysami takich "gwiazd" zbrodni jak Karol Kot czy Paramonow nie będą odkrywcze, ich największa wartość ujawnia się w unaocznieniu przemian społecznych, które dokonały się między końcem wojny a transformacją. Wspomnienia o...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to