-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1191
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
2024-06-02
2024-05-30
"Wiedziałam, że życie kobiety w każdej chwili może zmienić się w miejsce zbrodni. Jeszcze nie wiedziałam, że już wtedy żyłam w środku tego miejsca zbrodni, że miejscem zbrodni nie jest łóżko, ale ciało, i że zbrodnia już się dokonała."
"Strega" uświadomiła mi, że określenie "ciekawa" w stosunku do książki może wybrzmiewać nie do końca pochlebnie. Bo taka właśnie ta powieść moim zdaniem jest. Ciekawa i oryginalna. Czy zachwyciła mnie? Nie. Zaintrygowała? Owszem. Zwłaszcza na samym początku. Środek nieco mnie znużył swoją powtarzalną strukturą. W pewnym momencie zorientowałam się, jak bardzo przypomina formułą pastę o mieszkaniu w jedenaścioro w jeziorze i nie mogłam tej uporczywej myśli wyrzucić z głowy. Nie przesadzam, jest nawet jezioro. Nikt nie narzekał.
Wracając do powagi i meritum, mamy tu do czynienia z opowieścią inicjacyjną w onirycznej konwencji. Izolacja, jakiej dojrzewające bohaterki doświadczają podczas pracy w położonym na odludziu pensjonacie jest jednym etapów klasycznego rytuału przejścia. Autorkę wyraźnie interesuje presja społeczna i znormalizowany aparat przemocy wobec kobiet. "Strega" nie ma jednak eseistycznego zacięcia, operuje plastycznymi obrazami i fragmentaryzmem.
Zastanawiam się, na ile było to dla mnie doświadczenie estetyczne, a na ile wzbogacające mój ogląd poruszanych w tekście kwestii i mam wrażenie, że przesłanie płynące ze "Stregi" może jeszcze we mnie urosnąć. Polecam głównie osobom rozczarowanym bardziej dosłowną feminizującą prozą.
"Wiedziałam, że życie kobiety w każdej chwili może zmienić się w miejsce zbrodni. Jeszcze nie wiedziałam, że już wtedy żyłam w środku tego miejsca zbrodni, że miejscem zbrodni nie jest łóżko, ale ciało, i że zbrodnia już się dokonała."
"Strega" uświadomiła mi, że określenie "ciekawa" w stosunku do książki może wybrzmiewać nie do końca pochlebnie. Bo...
2024-05-26
"Wyspa kobiet" porwała mnie już od pierwszych stron i zachwyt nie opuszczał mnie do samego końca. Lauren Groff napisała powieść o feministce separatystycznej z XII wieku.
W klasztorze zarządzanym przez Marie nawet bóg utracił swoją wielką literę, centrum sacrum i profanum stanowi ona sama. Kobieta jednocześnie uprzywilejowana, jak i skalana swoim pochodzeniem, pełna namiętności, ambicji i żądzy władzy. Skazana na życie zakonne, odnajdzie w nim przestrzeń do samorealizacji na uboczu patriarchalnego społeczeństwa i stworzy kobiecy azyl, w którym hierarchia nie zdoła wyrugować siostrzeństwa.
Goff przygląda się drodze życiowej Marie od jej lat nastoletnich aż do samej śmierci, ale bohaterką zbiorową jest tu cała zakonna społeczność wraz z klasztornymi murami, okoliczną ziemią i dobytkiem. Przestrzeń wyznaczona na utopię, ale niewolna od tragedii i konfliktu, wpływu sił przyrody czy świata zewnętrznego.
Kocham tę książkę za prosty, ale przesycony melancholią styl, za prymat fabuły nad refleksyjnością i za szacunek dla średniowiecznych realiów, które nie zostały sprowadzone do roli umownego kostiumu. Lekka, bardzo konsekwentna i nieoczywista proza.
"Wyspa kobiet" porwała mnie już od pierwszych stron i zachwyt nie opuszczał mnie do samego końca. Lauren Groff napisała powieść o feministce separatystycznej z XII wieku.
W klasztorze zarządzanym przez Marie nawet bóg utracił swoją wielką literę, centrum sacrum i profanum stanowi ona sama. Kobieta jednocześnie uprzywilejowana, jak i skalana swoim pochodzeniem, pełna...
2024-05-25
Gbyby Marcin Marcisz sfabrykował zbiór wywiadów złożony z przemyśleń postaci ze "Znaków zodiaku", byłoby to warte uwierzenia kłamstwo na temat kondycji wielkomiejskich millenialsów. Zamiast tego napisał powieść o literackiej mistyfikacji, która jest fabularnie nieangażująca i pozostawia niewielkie pole do interpretacji. Miałam wręcz wrażenie, że obcuję z surową listą wartych poruszenia zagadnień wygłaszanych deklaratywnie przez bohaterów i że to niemoc autora, piszącego przez dwa lata w toskańskiej willi o zmęczonych trzydziestolatkach snujących się po toskańskiej willi, jest motywem przewodnim tego utworu. Dlatego wolę traktować ten tekst jako szkic wielkiej powieści o dynamice klasowej, kryzysie wartości i wchodzeniu w wiek średni, wtedy nadal jest celny i już mniej irytujący.
Gbyby Marcin Marcisz sfabrykował zbiór wywiadów złożony z przemyśleń postaci ze "Znaków zodiaku", byłoby to warte uwierzenia kłamstwo na temat kondycji wielkomiejskich millenialsów. Zamiast tego napisał powieść o literackiej mistyfikacji, która jest fabularnie nieangażująca i pozostawia niewielkie pole do interpretacji. Miałam wręcz wrażenie, że obcuję z surową listą...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-23
Siedem krótkich opowiadań, które swoim klimatem niepokoju oraz oniryzmem przywodziły mi na myśl "Domy i inne duchy" Marty Bijan. Ciekawe, czy autorka (tłumaczka literatury polskiej na język koreański) miała okazję się z tamtym zbiorem zapoznać.
"Rozkład północy" miesza motywy charakterystyczne dla literatury grozy, folkloru i prozy zaangażowanej. Rezultat jest bardzo spójny i pozbawiony częstego w przypadku poruszania tematyki wykluczenia dydaktyzmu. Problemy z akceptacją własnej orientacji, przemoc wobec kobiet, bieda, niepełnosprawność, prawa zwierząt... Brzmi to wszystko może wybujale jak na tak niewielką objętość (202 strony), ale w połączeniu z oszczędnym stylem autorki, przyglądającej się traumie swoich postaci z pozycji chłodnego dystansu, daje świeżą i intrygującą literaturę.
Całkiem możliwe, że to właśnie bliskie kontakty Bory Chung z Polską zaowocowały przekładem wyprzedzającym wydanie anglojęzyczne. Czuję się zachęcona do zapoznania się z resztą oferty wydawnictwa Kwiaty Orientu.
PS Bardzo udana okładka projektu Tomasza Majewskiego.
Siedem krótkich opowiadań, które swoim klimatem niepokoju oraz oniryzmem przywodziły mi na myśl "Domy i inne duchy" Marty Bijan. Ciekawe, czy autorka (tłumaczka literatury polskiej na język koreański) miała okazję się z tamtym zbiorem zapoznać.
"Rozkład północy" miesza motywy charakterystyczne dla literatury grozy, folkloru i prozy zaangażowanej. Rezultat jest bardzo...
2024-05-22
Trudno by mi było nazwać ten reportaż przyspieszonym kursem wiedzy o Słowacji, bo wybór poruszanych w niej zagadnień jest jednak mocno arbitralny. Dominują stosunki polsko-słowacko-czeskie, polityka i (z jakiegoś powodu) puby. Bardzo interesujące były dla mnie fragmenty o barierach językowych, za to już rozdział o kosmonautach cierpiał moim zdaniem na nadmiar szczegółów. Czasem miałam też wrażenie, że książka stanowi komplikację napisanych oddzielnie tekstów. Na pewno jest to warta uwagi pozycja dla osób zainteresowanych wpływem rozpadu Czechosłowacji na słowacką tożsamość narodową albo rozważających studiowanie w tym kraju. Mniej przydatna będzie dla turystów spragnionych inspiracji na kilkudniowy pobyt.
Trudno by mi było nazwać ten reportaż przyspieszonym kursem wiedzy o Słowacji, bo wybór poruszanych w niej zagadnień jest jednak mocno arbitralny. Dominują stosunki polsko-słowacko-czeskie, polityka i (z jakiegoś powodu) puby. Bardzo interesujące były dla mnie fragmenty o barierach językowych, za to już rozdział o kosmonautach cierpiał moim zdaniem na nadmiar szczegółów....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-20
Krótka i zwarta pozycja, która dostarczyła mi sporo radości. Dostajemy nie tylko przykłady średniowiecznego humoru, ale też zróżnicowane podejście teologiczne do zagadnienia śmiechu. Najbardziej zaskoczyły mnie jawnie świętokradcze praktyki karnawałowe (granie w kości przy ołtarzu, parodiowanie mszy i Biblii). Tekst ma lekkie niedoróbki stylistyczne, ale nie operuje zbyt hermetycznym słownictwem i ma przejrzystą strukturę.
Krótka i zwarta pozycja, która dostarczyła mi sporo radości. Dostajemy nie tylko przykłady średniowiecznego humoru, ale też zróżnicowane podejście teologiczne do zagadnienia śmiechu. Najbardziej zaskoczyły mnie jawnie świętokradcze praktyki karnawałowe (granie w kości przy ołtarzu, parodiowanie mszy i Biblii). Tekst ma lekkie niedoróbki stylistyczne, ale nie operuje zbyt...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-18
Jeśli wyobrazicie sobie, że w pewnym momencie swojej lekarskiej kariery Tomasz Judym z "Ludzi bezdomnych" stwierdza, że jednak zostanie łowcą androidów, to będziecie mieć obraz niespójności i absurdu "Roku szarańczy".
Na drugą książkę autora bestsellerowego "Pielgrzyma" fani musieli poczekać aż 10 lat. Premierę wielokrotnie przekładano, co mogło świadczyć zarówno o bezkompromisowym perfekcjonizmie, jak i przedłużającej się blokadzie twórczej.
"Rok szarańczy" trudno niestety uznać za owoc perfekcjonizmu. To powieść niekonsekwentna, pozbawiona umiaru i bezkrytycznie operująca kliszami fabularnymi.
Wyjątkowość debiutu Hayesa tkwiła w tonowaniu rozwiązań typowych dla thrillera szpiegowskiego. Dzięki temu historia amerykańskiego superszpiega ratującego świat nie wymagała ciągłego zawieszania niewiary oraz ukazywała złożone motywacje postaci w świecie, w którym moralność i skrupuły mają swoją cenę. Tutaj tego wszystkiego zabrakło.
Pierwsze dwie części utworu z czterech to Hayes w umiarkowanie dobrej formie i gdyby "Rok szarańczy" podzielono na dwa tomy, to zastosowane domknięcie wątków byłoby wzorcowe. Problem zaczyna się w drugiej połowie powieści, kiedy to po spowolnieniu akcji fabuła zaczyna zmierzać w coraz bardziej sztampowe rejony science fiction rodem z pulpowej estetyki lat 80.
To wręcz niesamowite, jak nic tu nie trzyma się kupy. Tak skrajnej zmiany gatunkowej, leniwych rozwiązań fabularnych i braku wytłumaczenia realiów rządzących światem przedstawionym nie da się usprawiedliwić. Nie wygląda mi to też na campowy eksperyment literacki.
Jestem skłonna podejrzewać, że szpiegowskie fragmenty utworu powstały sporo wcześniej, reszta to wynik presji wydawcy na autora, żeby swój rozgrzebany projekt w końcu dokończył. Pozostaje mi myśleć o Hayesie jako o autorze jednego udanego utworu.
Jeśli wyobrazicie sobie, że w pewnym momencie swojej lekarskiej kariery Tomasz Judym z "Ludzi bezdomnych" stwierdza, że jednak zostanie łowcą androidów, to będziecie mieć obraz niespójności i absurdu "Roku szarańczy".
Na drugą książkę autora bestsellerowego "Pielgrzyma" fani musieli poczekać aż 10 lat. Premierę wielokrotnie przekładano, co mogło świadczyć zarówno o...
2024-05-16
Mniej popularny, ale dość klasyczny kryminał Christie. Najbardziej intrygujące jest w tej powieści zawiązanie akcji, na długo przed dość dramatycznym finałem napięcie niestety spada. Widać tu też protekcjonalny stosunek do macierzyństwa i kobiet, chociaż psychologizacja większości postaci była moim zdaniem udana. Końcowy wątek romansowy był na tyle pretekstowy, że aż mnie rozśmieszył.
Mniej popularny, ale dość klasyczny kryminał Christie. Najbardziej intrygujące jest w tej powieści zawiązanie akcji, na długo przed dość dramatycznym finałem napięcie niestety spada. Widać tu też protekcjonalny stosunek do macierzyństwa i kobiet, chociaż psychologizacja większości postaci była moim zdaniem udana. Końcowy wątek romansowy był na tyle pretekstowy, że aż mnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-10
"Ta, która stała się słońcem" była dla mnie literackim objawieniem. Zakochałam się w sposobie, w jaki Shelley Parker-Chan konfrontuje postawy swoich bohaterów oraz opowiada o tożsamości płciowej w zgodzie z niemalże czysto historycznymi realiami swojego uniwersum. W "Ten, który zatopił świat" dostajemy co prawda kontynuację zmagań z przeznaczeniem wprowadzonych wcześniej postaci, ale tym razem jest to wyraźnie mniej kompleksowe literackie doświadczenie.
Świat przedstawiony w drugiej części dylogii coraz bardziej pogrąża się w wojennym chaosie. Zhu nie może już liczyć na przychylność losu wynikłą z posiadania mandatu niebios. Wokół kłębią się przeciwnicy z takim samym rodzajem daru. Nie będzie to więc tym razem opowieść o jednostce stopniowo dążącej do przeznaczonej jej wielkości, bo w walce o wygaszenie reszty mandatów może zdarzyć się wszystko. Przez to kluczowych dla rozwoju fabuły postaci jest więcej niż poprzednio i nie każda dostaje moim zdaniem wystarczającą porcję uwagi.
Najbardziej zniuansowanie wypada wątek Pani Zhang, a jej zmagania z podejściem do własnego ciała, seksualnością oraz byciem zależną od mężczyzn są w tym tomie najmocniej eksplorowaną kobiecą perspektywą. Wyjątkowo mało satysfakcji dostarczyła mi za to historia generała Ouyanga. Jego relacja z Zhu jest co prawda na początkowym etapie powieści istotna, ale na tyle przewidywalna i oczywista, że nie zdołała obu tych postaci znacząco pogłębić. Wraz z późniejszym progresem fabularnym na przyjrzenie się życiu wewnętrznemu i ewolucji generała zabrakło niestety okazji. Zdecydowanie więcej czasu spędzamy z Baoxiangiem, jest to też bohater, w którym zachodzi najbardziej zauważalna wewnętrzna przemiana.
Mocno rozczarowało mnie zakończenie. W pewnym momencie akcja utyka w martwym punkcie i da się zauważyć brak pomysłu na posunięcie jej do przodu bez naginania zasad rządzących tym uniwersum. Dostajemy ciąg wątpliwych zrządzeń losu oraz przyspieszony progres postaci zachowujących się wbrew swoim wcześniejszym przyzwyczajeniom. Końcowy efekt dodatkowo pogarsza coraz częściej dawkowany bez umiaru patos.
"Ten, który zatopił świat" jest przede wszystkim opowieścią o wzorcach męskości, wykluczeniu i przemocy wynikłej z traumy. Parker-Chan przygląda się swoim postaciom z wyjątkowo bliskiej perspektywy i z bezgraniczną wręcz empatią portretuje najbardziej nawet okrutne metody poszukiwania przez nich ukojenia. Nie jest to jednak na tyle przenikliwa i literacko wprawna powieść by mogła utrzymać poziom wybitnego pierwszego tomu.
"Ta, która stała się słońcem" była dla mnie literackim objawieniem. Zakochałam się w sposobie, w jaki Shelley Parker-Chan konfrontuje postawy swoich bohaterów oraz opowiada o tożsamości płciowej w zgodzie z niemalże czysto historycznymi realiami swojego uniwersum. W "Ten, który zatopił świat" dostajemy co prawda kontynuację zmagań z przeznaczeniem wprowadzonych wcześniej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Czuć prasowy rodowód tych tekstów, są zwięzłe i stanowią przekrój głośnych spraw sądowych z okresu komunistycznej Polski. Dla szerzej zainteresowanych życiorysami takich "gwiazd" zbrodni jak Karol Kot czy Paramonow nie będą odkrywcze, ich największa wartość ujawnia się w unaocznieniu przemian społecznych, które dokonały się między końcem wojny a transformacją. Wspomnienia o powojennej biedzie i bezwzględności aparatu państwowego ustępują miejsca opisom pławienia się w luksusie przez aparatczyków i pogoni aspiracyjnej za Zachodem. Najbardziej zapadły mi w pamięć rozdziały o mordzie nacjonalistów na białoruskich chłopach oraz fałszywym konsulu Austrii Czesławie Śliwie, zaskoczyła mnie też obsesja szmuglowania ortalionu przez polskich sportowców. Zdanie o kobiecie, która najadła się pierwszy raz w życiu będąc na robotach w Niemczech będzie mnie prześladować jeszcze długo.
Czuć prasowy rodowód tych tekstów, są zwięzłe i stanowią przekrój głośnych spraw sądowych z okresu komunistycznej Polski. Dla szerzej zainteresowanych życiorysami takich "gwiazd" zbrodni jak Karol Kot czy Paramonow nie będą odkrywcze, ich największa wartość ujawnia się w unaocznieniu przemian społecznych, które dokonały się między końcem wojny a transformacją. Wspomnienia o...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to