Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Ellie to poczytna autorka kryminałów. Theo jest gwiazdą romansowych bestsellerów. Ich drogi łączą się w momencie, kiedy stają przed zadaniem napisania wspólnej książki. Jest tylko jeden, dość znaczący problem. Ona go nienawidzi. W dzieciństwie tworzyli parę nierozłącznych przyjaciół, jednak pewne tragiczne wydarzenia i przykrość, jaką wyrządził jej Theo, sprawiły, że dziewczyna nie potrafi spojrzeć na niego przychylnym okiem, nie mówiąc już o wybaczeniu. Czy praca pod jednym dachem i udawanie pary na potrzeby promocji wspólnej książki są warte przywoływania niemiłych wspomnień, które uparcie łączą się z tymi dobrymi? A może wybaczenie i odbudowanie wszystkiego na nowo są na wyciągnięcie ręki?

Czytałam sporo opinii na temat tej książki i mam wrażenie, że jestem z moją oceną gdzieś pośrodku. Z jednej strony daję duży plus za pomysł na fabułę. Fragmenty, kiedy bohaterowie tworzyli wspólną powieść, przerzucali się pomysłami, próbując przy tym wciągnąć do tekstu własne doświadczenia — kupuję to, ale z drugiej strony…

…nie kupuję irytującego zachowania głównej bohaterki, która mam wrażenie, że nie do końca wiedziała, czego chce. Rozumiem, że życie generuje sytuacje, które sprawiają, że można czuć się zagubionym i niepewnym swoich wyborów, ale zachowanie Ellie porównałabym do zachowania małej dziewczynki, która nie może zdecydować, jaką sukienkę ubrać do przedszkola. Biorąc pod uwagę liczbę stron, po prostu jej niezdecydowanie ciągnęło się za długo.

Zabrakło mi w tej historii emocji okazywanych przez bohaterów na zewnątrz, co "podbijałoby" chemię między nimi. Ich bolesne przeżycia, próby pogodzenia się, wybaczenia sobie, analizowanie przeszłości i teraźniejszości — to wszystko miało miejsce głównie w ich myślach i tak, jak w przypadku niezdecydowania bohaterki, tak i tu trwało to za długo i było powielane do tego stopnia, że czasami miałam wrażenie, iż czytam to samo.

Spodziewałam się burzy emocji, motyli w brzuchu, przyciągania i odpychania, a mam wrażenie, że dostałam nieco rozciągniętą historię o dziewczynie, która nie wie, czego chce i chłopaku, który chcąc dobrze, trochę się zagalopował.

Ale żeby zamknąć tę recenzję klamrą i zakończyć ją plusem, to warto docenić styl, jakim pisze autorka, bogate słownictwo i taką poetyckość, która pięknie opisywała uczucia. Myślę, że język i ta ogólnie pojęta literackość są największymi atutami tej książki.

Pamiętajcie, że to subiektywna opinia i jeśli macie ochotę przeczytać tę powieść, to śmiało — zróbcie to, aby wyrobić sobie swoje własne zdanie!

Ellie to poczytna autorka kryminałów. Theo jest gwiazdą romansowych bestsellerów. Ich drogi łączą się w momencie, kiedy stają przed zadaniem napisania wspólnej książki. Jest tylko jeden, dość znaczący problem. Ona go nienawidzi. W dzieciństwie tworzyli parę nierozłącznych przyjaciół, jednak pewne tragiczne wydarzenia i przykrość, jaką wyrządził jej Theo, sprawiły, że...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Hiacynta studiowała pielęgniarstwo. Wypad nad morze ze znajomymi w ramach przerwy wakacyjnej miał dać jej wytchnienie po trudnych egzaminach. Przyniósł jednak tragedię, po której dziewczyna nie potrafi się otrząsnąć. Za namową rodziców wyjeżdża na Mazury do ośrodka dla trudnej młodzieży, prowadzonego przez znajomego jej ojca. Hiacynta poznaje tam Teodora, chłopaka, wychowanego w rodzinie, w której alko*ol dyktował główne warunki. Chłopak ma bardzo ciężkie życie. Codziennie walczy o siebie i los kogoś dla siebie bardzo bliskiego.

“Najskrytsze miejsca duszy” nie jest książką, która idealizuje problemy społeczne, choroby, czy uzale*nienia. To historia dwóch osób, z których jedna pragnie zniknąć z tego świata, a druga walczy o życie.

Cała fabuła oparta jest w dużej mierze na problemach i przeżyciach głównych bohaterów. Mimo początkowej niechęci i rozbieżności problemów, które noszą na swoich barkach, w pewnym momencie znajdują wspólny punkt, który jest iskierką nadziei na lepsze jutro dla każdego z nich. Wątek rozwijającego się uczucia pokazany został, jako rodzaj spoiwa między postaciami, a nie leku na wszystkie problemy. Zdarzało mi się wracać do niektórych fragmentów, ponieważ nie do końca mogłam zrozumieć motywy, którymi się kierowali i postępowanie — pozornie mające przynieść dobry skutek. Ale czy w życiu zawsze postępujemy właściwie?

Historia opisana w książce opiera się na autentycznych wydarzeniach i tym bardziej po jej zakończeniu, na sercu robi się ciężej, a do głowy zaczyna docierać wymiar trudnych doświadczeń Hiacynty i Teodora.

To trudna, smutna i przejmująca książka. I zdecydowanie nie jest to lektura dla każdego, o czym traktuje załączony na początku trigger warning.

Każda kolejna strona przynosi więcej emocji, więcej bólu, więcej niepoukładanych spraw. Mamy tu postaci z kiepską kondycją psychiczną, które doświadczyły w życiu za wiele, jak na swój młody wiek.

Autorka w niezwykle namacalny sposób “zrzuciła” na czytelnika emocje i stany, które zakorzeniły się w psychice i czynach postaci. Tę książkę się przeżywa, o tej książce się myśli, ta książka wżera się w serce i już w nim zostaje.

Hiacynta studiowała pielęgniarstwo. Wypad nad morze ze znajomymi w ramach przerwy wakacyjnej miał dać jej wytchnienie po trudnych egzaminach. Przyniósł jednak tragedię, po której dziewczyna nie potrafi się otrząsnąć. Za namową rodziców wyjeżdża na Mazury do ośrodka dla trudnej młodzieży, prowadzonego przez znajomego jej ojca. Hiacynta poznaje tam Teodora, chłopaka,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Naomi zjawia się w Knockemout, aby pomóc swojej siostrze bliźniaczce. Na miejscu okazuje się, że Tina ukradła jej samochód i pieniądze, a w zamian za to zostawiła pod opieką jedenastoletnią córkę, o której istnieniu Naomi nie miała pojęcia. Kobieta przybyła do miasteczka prosto sprzed ołtarza, spod którego uciekła i jakby było mało, musi szybko ogarnąć nie tylko swoje życie, ale też siostrzenicy. Pomocną dłoń wyciąga do niej Knox, który jest gburem nad gburami dyktującym warunki w całym Knockemout. Czy tych dwoje ma w ogóle szansę na dogadanie się? Szanse chyba są na to spore, bo ciągnie ich do siebie jak kotka do miski pełnej chrupków — a to jest przyciąganie, z którym nie da się wygrać.

Możliwe, że jestem ostatnią osobą, która przeczytała tę książkę, ale nie martwi mnie to, można mi jedynie zazdrościć, bo Wy już dawno po a ja jeszcze napawam się tą przyjemnością.

Na tyle dobrych opinii, ile o niej czytałam, nie mogłam się nie skusić. I nie zawiodłam się! To ciepła, zabawna powieść, która mimo swojej przewidywalności urzekła mnie i kupiła trzy razy. Bawiłam się przy niej świetnie. Różnorodność, jaką zaserwowała autorka, począwszy od wątku miłosnego, po rodzinny sprawiła, że cały czas czułam się zaangażowana w historię i nie towarzyszyło temu znużenie. A utrzymanie uwagi czytelnika to wielka sztuka, zwłaszcza jeśli książka liczy powyżej 600 stron.

Polubiłam głównych bohaterów całym sercem. Naburmuszony, z wieczną pretensją wypisaną na twarzy, oschły, ale też stanowczy i nieznoszący sprzeciwu Knox pod wpływem wygadanej, inteligentnej i rezolutnej Naomi miękł jak pianka nad ogniskiem, a ich wzajemne przyciąganie sprawiło, że motyle latały w brzuchu jak opętane.

Uwielbiam motyw enemies to lovers — a przykład tej dwójki mógłby stanowić za wzór prezentowany na targach motywów książkowych, jeśli takie by istniały (chyba że istnieją?).

Ogromnie poruszył mnie wątek Naomi i jej siostrzenicy. Totalnie ciepły, wzruszający, pełen prawdziwej troski i sympatii. Udowadnia, że nie ma w życiu sytuacji, z którą nie można sobie poradzić w momencie, kiedy jest się postawionym przed faktem. Dla głównej bohaterki, która w chwili podjęcia decyzji, że zostaje uciekającą panną młodą, poznanie Way i świadomość, że musi się nią zająć, był kopniakiem motywacyjnym do wzięcia się w garść i stawieniu czoła beznadziejnej sytuacji, w jakiej się znalazła.

Zakończenie w pewnym stopniu było przewidywalne, ale czy nie sięgamy po takie historie właśnie dla tych zakończeń? Czasami potrzebujemy wziąć do rąk książkę, której happy end przyniesie nam ukojenie i wywoła uśmiech na twarzy. Nie zawsze wszystko musi być owiane tajemnicą i trzymające w napięciu. Często najprostsze historie są tymi najpiękniejszymi.

Kolejny tom czeka na półce, a ja już przebieram nóżkami przed zabraniem się za niego. Jeśli jednak jest wśród Was ktoś, kto nie czytał "Tego, co zostaje w nas na zawsze" - gorąco namawiam, aby to zmienić.

Naomi zjawia się w Knockemout, aby pomóc swojej siostrze bliźniaczce. Na miejscu okazuje się, że Tina ukradła jej samochód i pieniądze, a w zamian za to zostawiła pod opieką jedenastoletnią córkę, o której istnieniu Naomi nie miała pojęcia. Kobieta przybyła do miasteczka prosto sprzed ołtarza, spod którego uciekła i jakby było mało, musi szybko ogarnąć nie tylko swoje...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Pewnego dnia kapłanka Elena trafia do jednej z wyznawczyń Wybranki. Okazuje się, że syn kobiety umiera, a co gorsza — jest człowiekiem bez duszy. Mimo iż Elena nie powinna w żaden sposób pomagać komuś, kto został wyklęty przez Kościół, ryzykuje i zapewnia mężczyźnie godną śmie*ć. Niedługo po tym wydarzeniu młoda kapłanka orientuje się, że objawy choroby, które towarzyszyły zmarłemu, mogą świadczyć o Carskiej Zarazie, która miała przestać istnieć z chwilą pojawienia się Wybrańców Bogini.

Do Lśniącej przybywa młody, intrygujący, nieco dziwny lekarz, Gustaw. Chłopak obiecuje pomóc Elenie w odkryciu prawdy dotyczącej choroby. Następujący po sobie ciąg zdarzeń i wychodzące na światło dzienne tajemnice skrywane w klasztornych murach mogą okazać się tragiczne w skutkach, a Elena musi działać ostrożnie, aby nie stać się ich ofiarą. Bo Kościół i polityka nigdy nie powinny iść razem w parze.

Aż trudno uwierzyć, że "Ludzie bez dusz" to debiut literacki. Ta książka to majstersztyk. Jest dopracowana w każdym calu. To lektura, która nomen omen zaraża swoim klimatem, pochłania swoją wielowymiarowością, zachwyca rozbudowaną historią i rozczula wątkiem miłosnym.

Świat, który wykreowała autorka, jest pełen szczegółów. Zarówno jeśli chodzi o kwestie opisów architektury, jak i wierzeń, tradycji, zasad, których musi przestrzegać społeczeństwo. Autorka zbudowała od podstaw miejsce, w którego istnienie uwierzyłam i które bez reszty mnie pochłonęło. Niesamowite, jak wiele wspólnego może mieć fikcyjna powieść z realnym życiem. W książce mamy mnóstwo nawiązań do akcentów medycznych, politycznych, czy opartych na wierze, które znane nam są z realnego życia. Autorka wplotła te wątki w niezwykle inteligentny i przemyślany sposób.

Jestem oczarowana tym, jak został połączony klimat średniowiecznych czasów, w których medycyna raczkuje, a tylko nieliczni mają wiedzę na temat skrajnych przypadków, ze współczesnością i językiem, jakiego używają postaci.

To ujednolicenie wyrafinowanej mowy prosto z pałacowego dworu z językiem potocznym naszych czasów sprawia, że książka staje się bardziej "elastyczna" - nie została zamknięta w konkretnych ramach, dając tym samym swobodę odbioru i interpretacji oraz pozwala każdemu na odnalezienie się w wykreowanym przez autorkę świecie. Gwarantuję Wam — słowotwórstwo w tej książce to mistrzostwo. Musicie sięgnąć po nią, chociażby po to, aby zasmakować tej literackiej uczty, nie mówiąc już o zaznajomieniu się z Górą Gnojną.

To książka, która działa na wyobraźnię. Poza świetnymi opisami miejsc, mamy tu intrygi, szemrane interesy, tajemnice, niebezpieczeństwo i władzę. Władzę, której chęć posiadania może doprowadzić do autodestrukcji, zbierając po drodze jej niewinne ofiary.

Historia ukazana w "Ludziach bez dusz" to świetny medyczny kryminał fantasy, w który wpleciony został subtelny, ale bardzo istotny na tle całej fabuły — wątek miłosny. Z całego serca polecam Wam tę książkę, która zachwyca nietuzinkową fabułą, charakternymi postaciami, cudownym stylem, genialnym zakończeniem i obłędnym wydaniem.

Pewnego dnia kapłanka Elena trafia do jednej z wyznawczyń Wybranki. Okazuje się, że syn kobiety umiera, a co gorsza — jest człowiekiem bez duszy. Mimo iż Elena nie powinna w żaden sposób pomagać komuś, kto został wyklęty przez Kościół, ryzykuje i zapewnia mężczyźnie godną śmie*ć. Niedługo po tym wydarzeniu młoda kapłanka orientuje się, że objawy choroby, które towarzyszyły...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Przed laty Zuzanna zaczęła pracę jako gosposia w pięknym domu na warszawskim Żoliborzu. Jej poprzedniczki nie potrafiły dogadać się ze schorowaną panią domu, Eweliną oraz jej córkami. Po śmierci żony, Julian ogłasza swoje zaręczyny z Zuzanną. Jego dorosłe już córki, Róża i Urszula, mówiąc delikatnie, nie są zachwycone tym pomysłem. Podejrzewają byłą gosposię o złe zamiary i chęć zagarnięcia majątku ich ojca dla siebie. Jednak kobieta skrywa w sercu pewną tajemnicę i ból, który dźwiga od wielu lat. Co musi się stać, aby córki pana domu i jego nowej żony uległy poprawie? Czy w ogóle istnieje taka siła?

"Sekrety domu Bille" to książki, które czyta się na raz. No może na dwa, bo zostały podzielone na osobne tomy. Nie są to opasłe tomiszcza, a lektury liczące po 200 i 300 stron. Losy bohaterów, ich motywacje, działania, wybory i historie pochłania się z prędkością światła.

Książki utrzymane są w klimacie, który łączy współczesność z takim arystokratycznym vibem. Relacje międzyludzkie, które zostały zaprezentowane przez autorkę, są jak żywcem wyjęte z prawdziwego życia. Oprócz strachu córek przed zagarnięciem majątku przez swoją macochę, odrzuceniem przez ojca, mamy tu nieszczęśliwe małżeństwo, despotyczność, oschłość względem najbliższych członków rodziny i taką usilną potrzebę podtrzymywania pamięci o zmarłej matce, o sobie, o tym, jak było kiedyś. Nieprzepracowana śmierć Eweliny stała się dla Róży i Urszuli idealną kartą przetargową w relacjach z ojcem.

Historie rodziny Bille czyta się naprawdę przyjemnie, to po prostu dobre obyczajówki, ale obawiam się, że nie zostaną w moim sercu na długo. To, co podobało mi się w nich najbardziej, to opisy przeżyć poszczególnych postaci — dzięki nim zyskałam szerszą perspektywę na wiele kwestii, z różnych punktów widzenia oraz to, że mimo niewielkiej liczby stron, losy bohaterów i opisy ich emocji zostały rozpisane w sposób niespieszny i nie odniosłam wrażenia, że autorka pędzi z akcją, byle tylko już skończyć - a takie przypadki też znam w literaturze.

Polubiłam te książki. Nie pokochałam ich, ale szczerze polubiłam.

Przed laty Zuzanna zaczęła pracę jako gosposia w pięknym domu na warszawskim Żoliborzu. Jej poprzedniczki nie potrafiły dogadać się ze schorowaną panią domu, Eweliną oraz jej córkami. Po śmierci żony, Julian ogłasza swoje zaręczyny z Zuzanną. Jego dorosłe już córki, Róża i Urszula, mówiąc delikatnie, nie są zachwycone tym pomysłem. Podejrzewają byłą gosposię o złe zamiary i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Przed laty Zuzanna zaczęła pracę jako gosposia w pięknym domu na warszawskim Żoliborzu. Jej poprzedniczki nie potrafiły dogadać się ze schorowaną panią domu, Eweliną oraz jej córkami. Po śmierci żony, Julian ogłasza swoje zaręczyny z Zuzanną. Jego dorosłe już córki, Róża i Urszula, mówiąc delikatnie, nie są zachwycone tym pomysłem. Podejrzewają byłą gosposię o złe zamiary i chęć zagarnięcia majątku ich ojca dla siebie. Jednak kobieta skrywa w sercu pewną tajemnicę i ból, który dźwiga od wielu lat. Co musi się stać, aby córki pana domu i jego nowej żony uległy poprawie? Czy w ogóle istnieje taka siła?

"Sekrety domu Bille" to książki, które czyta się na raz. No może na dwa, bo zostały podzielone na osobne tomy. Nie są to opasłe tomiszcza, a lektury liczące po 200 i 300 stron. Losy bohaterów, ich motywacje, działania, wybory i historie pochłania się z prędkością światła.

Książki utrzymane są w klimacie, który łączy współczesność z takim arystokratycznym vibem. Relacje międzyludzkie, które zostały zaprezentowane przez autorkę, są jak żywcem wyjęte z prawdziwego życia. Oprócz strachu córek przed zagarnięciem majątku przez swoją macochę, odrzuceniem przez ojca, mamy tu nieszczęśliwe małżeństwo, despotyczność, oschłość względem najbliższych członków rodziny i taką usilną potrzebę podtrzymywania pamięci o zmarłej matce, o sobie, o tym, jak było kiedyś. Nieprzepracowana śmierć Eweliny stała się dla Róży i Urszuli idealną kartą przetargową w relacjach z ojcem.

Historie rodziny Bille czyta się naprawdę przyjemnie, to po prostu dobre obyczajówki, ale obawiam się, że nie zostaną w moim sercu na długo. To, co podobało mi się w nich najbardziej, to opisy przeżyć poszczególnych postaci — dzięki nim zyskałam szerszą perspektywę na wiele kwestii, z różnych punktów widzenia oraz to, że mimo niewielkiej liczby stron, losy bohaterów i opisy ich emocji zostały rozpisane w sposób niespieszny i nie odniosłam wrażenia, że autorka pędzi z akcją, byle tylko już skończyć - a takie przypadki też znam w literaturze.

Polubiłam te książki. Nie pokochałam ich, ale szczerze polubiłam.

Przed laty Zuzanna zaczęła pracę jako gosposia w pięknym domu na warszawskim Żoliborzu. Jej poprzedniczki nie potrafiły dogadać się ze schorowaną panią domu, Eweliną oraz jej córkami. Po śmierci żony, Julian ogłasza swoje zaręczyny z Zuzanną. Jego dorosłe już córki, Róża i Urszula, mówiąc delikatnie, nie są zachwycone tym pomysłem. Podejrzewają byłą gosposię o złe zamiary i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Mila kocha Karkonosze i wszystko, co się z nimi wiąże. Dziewczyna pracuje w lokalnej księgarni, lubi spacery po górach, malowanie obrazów i żelki. Kiedy do Szklarskiej Poręby przyjeżdża Alex, warszawiak z krwi i kości, który chce zbudować w okolicy kolejne apartamentowce niepasujące ani odrobinę do tamtejszych widoków czy tradycyjnej architektury, Mila ma jeden cel — pokazać mu Karkonosze z innej strony, pobudzić jego wrażliwość na piękno gór, otworzyć oczy na potrzeby mieszkańców miasta i tym samym odwieść od pomysłu postawienia nowoczesnych budynków.

Alex, który początkowo jest dla Mili “bucem z Warszawy” zaczyna dostrzegać w dziewczynie, tak innej od poznawanych do tej pory, pewien urok, który działa na niego jak magnes. Ale czy Mila czuje to samo do pana architekta? A może chce jedynie wybić mu z głowy pomysł realizacji unowocześniania tego, co naturalne i oparte na tradycjach i ostatecznie odesłać na drzewo?

“Glass Hills” to przepięknie napisana, wciągająca, tak prosta a w tej prostocie tak niezwykle urocza książka, od której nie da się oderwać. Utoniecie w opisach przyrody, zakochacie się w tej historii, która chwilami bawi, a chwilami wzrusza. I można jej wybaczyć to, że bywa przewidywalna, bo w tej książce nie chodzi o to, aby grać w domysły, ale o to, aby zachwycić się jej pięknem, tak jak zachwycamy się górskimi widokami, kiedy zdobędziemy szczyt.

Ta książka to najlepsza reklama Karkonoszy. Opisy, które serwuje autorka to złoto. Działają na wyobraźnię do tego stopnia, że jak nigdy tam jeszcze nie byłam, to teraz chcę i już!

Jeśli chodzi o relację głównych bohaterów, to została ona rozpisana w taki sposób, jaki lubię — czuć między nimi chemię, ale wszystko wydarza się własnym tempem, bez niepotrzebnego przyspieszania akcji. Autorka operuje lekko sarkastycznym humorem, więc kiedy ta dwójka próbowała się dotrzeć, padały żarty-szpileczki i wierzcie mi, to było jednocześnie zabawne i urocze, ale też budowało tę wspomnianą między nimi chemię. Sceny erotyczne nie atakowały z każdej strony, były subtelne, nie przyćmiły całej reszty historii, a więc kamień z serca. Stanowiły jedynie miły dodatek do całości.

To książka na dwa wieczory, zjada się ją jak ulubiony deser. Wypełniona po brzegi zapierającymi dech krajobrazami, humorem i uczuciem, które łączy dwa różne światy w jeden.

Mila kocha Karkonosze i wszystko, co się z nimi wiąże. Dziewczyna pracuje w lokalnej księgarni, lubi spacery po górach, malowanie obrazów i żelki. Kiedy do Szklarskiej Poręby przyjeżdża Alex, warszawiak z krwi i kości, który chce zbudować w okolicy kolejne apartamentowce niepasujące ani odrobinę do tamtejszych widoków czy tradycyjnej architektury, Mila ma jeden cel —...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Autorka w posłowiu pisze, że “w moim życiu nie brakuje wielu silnych, mądrych i niezależnych kobiet. Ta książka powstała ze względu na nie i dla nich wszystkich”.

I ja Wam powiem więcej — to jedna z lepszych obyczajówek, jakie przeczytałam w ostatnim czasie. Ciepła, zabawna, chwilami lekko ckliwa, ale z mądrym przesłaniem, które mówi, że nie ma takiej siły, która by nas, kobiety złamała. Historie kuzynek Garcia udowadniają, że z każdej, nawet beznadziejnej sytuacji potrafimy się podnieść, otrzepać, zadrzeć głowę wysoko i ruszyć dalej zdobywać świat.

Erica, Marisol, Gracie i Selena są najlepszymi przyjaciółkami, a w gratisie do przyjaźni dostały więzy krwi. Po rozwodzie rodziców Mari, dziewczyna wyprowadza się z matką do innego miasta. Kontakt z kuzynkami powoli się urywa, aż w końcu całkowicie wypala. Po latach każda z nich ma swoje życie, mniej lub bardziej poukładane. Ale zawsze mogą liczyć na swoją przyjaźń i wzajemne wsparcie. W tej układance brakuje jednak Marisol, która z niejasnych powodów “wypisała” się z rodziny. Czy śmierć bliskiej osoby sprawi, że na nowo odbudują swoje relacje? Czy przyjaźń po porzuceniu jest jeszcze możliwa?

Uwaga! Ta książka jest jak kocyk! Zimą ogrzeje swoim ciepłem, a latem otuli delikatnością. Spędziłam przy niej rewelacyjny czas. Śmiałam się, kiedy latynoski temperament kuzynek Garcia i ich licznej rodziny zagarniał całą uwagę, wzruszałam, kiedy z jej grona odeszła pewna cudowna postać, przeżywałam, gdy w grę wchodziły rozterki przyjaciółek.

Rozdziały opowiadające o losach kuzynek są naprzemienne, dzięki czemu czytając jeden, z niecierpliwością czeka się na kontynuację poprzednich. Nie mam wśród nich swojej ulubionej historii – wszystkie polubiłam równie mocno i każda z nich wywoływała we mnie te same dobre emocje.

Najbardziej uroczą rzeczą, która mieści się w warstwie językowej tej książki, są wtrącane po hiszpańsku pojedyncze słówka — to, plus żywiołowość postaci, zamieszanie, jakie robią wokół siebie i przyrządzanych potraw, ich szczerość, niewyparzone języki i takie kontrolowane roztrzepanie, zbudowały niesamowity, latynoski i rodzinny klimat.

Świetna książka, wkładam ją do mojej szufladki w sercu z napisem: TOPKI.
I jeszcze muszę wspomnieć o tym, że jest pięknie wydana i cudowna w dotyku, no love!

Autorka w posłowiu pisze, że “w moim życiu nie brakuje wielu silnych, mądrych i niezależnych kobiet. Ta książka powstała ze względu na nie i dla nich wszystkich”.

I ja Wam powiem więcej — to jedna z lepszych obyczajówek, jakie przeczytałam w ostatnim czasie. Ciepła, zabawna, chwilami lekko ckliwa, ale z mądrym przesłaniem, które mówi, że nie ma takiej siły, która by nas,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Mila wraz z matką opuszczają Londyn i przenoszą się do niewielkiego miasteczka. Nastolatka na nowo musi poznać przyjaciół i “wkręcić” się w nowe towarzystwo. Wciąż rozpamiętując i porównując życie w stolicy, dziewczyna niechętnie otwiera się na nowe znajomości. Jednak dwóch przyjaciół, Noah i Caleb sprawią, że rok spędzony w nowym miejscu stanie się niezapomniany. Jeden z nich jest żywiołowy, zabawny, spontaniczny. Drugi zamknięty w sobie i niechętny na poznawanie nowej szkolnej koleżanki. Los jednak bywa przewrotny. Kiedy w grę wchodzą uczucia, strach, wiara w legendy i owiane złą sławą mokradła — wszystko może posypać się jak domek z kart, zostawiając po sobie jedynie zgliszcza straconych nadziei.

Dziewczyna po latach wraca do Rowcroft. Niedawno wyszła z więzienia, jednak nadal musi pozostać pod policyjnym dozorem. Na stare śmieci wraca z ciężkim sercem, niosąc przy tym bagaż trudnych wspomnień.

Ale to było dobre! Pochłonęłam migusiem. To książka, która zaczyna się jak dobra młodzieżówka, a kończy jak jeszcze lepszy thriller. Ale nawet kiedy utrzymywana jest w klimacie new adult, to czuć wiszący w powietrzu niepokój, a z każdym kolejnym zdaniem ciekawość czytelnika podsycana jest jeszcze bardziej.

Ta książka jest jak tort, od którego nie można się oderwać — składa się z warstw przeróżnych emocji i nasączony jest niepokojem. A taki pyszny deser trzeba zjeść od razu po pokrojeniu, aby móc w pełni się nim delektować…

Nierozliczona przeszłość i jej demony, które powracają każdej nocy. Wyrzuty sumienia, strach i te ulotne chwile szczęścia, które zostały zakopane gdzieś w czeluściach tych dobrych wspomnień. Do tego dochodzą rodzinne dramaty, które nieprzepracowane, mogą okazać się tragiczne w skutkach.

Natalia Brożek stworzyła niesamowicie hermetyczny i duszny klimat. Dwie osie czasowe tylko go podkręcały. Przeszłość kontrastuje tu z teraźniejszością.

Z jednej strony mamy nastolatkę, która przeprowadza się z dużego miasta do jakiejś burej mieściny, los jednak nie może być taki okrutny i stawia przed nią szansę na miłość — czy to nie jest gotowy scenariusz na romans ze szczęśliwym zakończeniem? Otóż nie. Bo z drugiej strony jest teraźniejszość, która mocno nawiązuje do tragicznych wydarzeń sprzed lat. Na drodze bohaterki nie stoją już potencjalni kandydaci na miłość życia. I ta zabawa w kotka i myszkę, w którą bawi się z czytelnikiem autorka, bardzo mi się podobała. Poproszę o więcej!

Zakończenie jest totalnie nieprzewidywalne. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Dopiero po skończonej lekturze, można by pomyśleć, że przecież było takie oczywiste… Świetna książka, polecam ją tak bardzo!

Mila wraz z matką opuszczają Londyn i przenoszą się do niewielkiego miasteczka. Nastolatka na nowo musi poznać przyjaciół i “wkręcić” się w nowe towarzystwo. Wciąż rozpamiętując i porównując życie w stolicy, dziewczyna niechętnie otwiera się na nowe znajomości. Jednak dwóch przyjaciół, Noah i Caleb sprawią, że rok spędzony w nowym miejscu stanie się niezapomniany. Jeden z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

“Kiedy zanurzam się w książkowym świecie, jestem w stanie zapomnieć o bólu, który odczuwam w świecie rzeczywistym, zupełnie jakbym wzięła lek przeciwbólowy”

Yujin kilka lat ciężko pracowała nad swoim start-upem. Przez trudną sytuację, musiała jednak zdecydować się na sprzedaż firmy. Wiadomo już, że nic nie dzieje się bez powodu. Dlatego, kiedy dziewczyna przypadkowo trafiła na Soyang-ri - wieś, która totalnie ją oczarowała. Yujin porzuca swoje życie w Seulu i postanawia na malowniczym odludziu otworzyć Soyang-ri Books Kitchen.

To niezwykłe miejsce łączy księgarnię, przestrzeń, w której można się wyciszyć i poświęcić na przykład pisaniu lub skorzystać z noclegu typu bookstay, który pozwala na odpoczynek przy wybranej książce, medytację lub inną dowolną formę relaksu. Żaden z gości nie opuści tego miejsca z pustymi rękoma. Na koniec pobytu otrzyma on lekturę, która będzie indywidualnie do niego dobrana.

To jak, robimy rezerwację?

Powiedzieć, że “Kuchnia książek” to comfort book, to jak nie powiedzieć nic. To spokojna, otulająca, pięknie napisana, bez wymuszonych refleksji i umoralniających puent historia, a raczej historie kilku osób, które w przypływie spontaniczności lub za sprawą wcześniejszego planowania trafiły do Yujin i jej księgarni.

Autorka w subtelny i literacko komfortowy sposób nakreśliła sylwetki i losy postaci, które odwiedziły Soyang-ri. Mnie najbardziej oczarowała historia Dain, znanej piosenkarki, której babcia była właścicielką miejsca obecnie będącego księgarnią. Dziewczyna wspomina dzieciństwo i babcię, która rozumiała ją jak nikt inny. Czas spędzony z seniorką był dla Dain najlepszym w całym jej życiu. A refleksje płynące z tej opowieści i zakończenie — wzrusz na sto procent.

W ‘Kuchni książek” poznacie też inne historie, równie piękne, poruszające, zakończone happy endem. Co więcej, przez treść przewija się mnóstwo tytułów książek, po które warto sięgnąć.

Ja wciągnęłam na swoją listę kilka z nich, a dla niedowiarków, że polecane lektury są naprawdę warte uwagi, niech będzie fakt, że jedną z nich jest przepiękna “Gdzie śpiewają raki”.

Pokochałam w tej książce to, że poza cudownymi opowieściami i pozytywnym przesłaniem, zdjęła ze mnie zmęczenie, zrelaksowała i wyciszyła. Czytając ją czułam się spokojna i szczęśliwa. A czy przypadkiem nie takie zadanie miało Soyang-ri Books Kitchen? Mission completed.

“Kiedy zanurzam się w książkowym świecie, jestem w stanie zapomnieć o bólu, który odczuwam w świecie rzeczywistym, zupełnie jakbym wzięła lek przeciwbólowy”

Yujin kilka lat ciężko pracowała nad swoim start-upem. Przez trudną sytuację, musiała jednak zdecydować się na sprzedaż firmy. Wiadomo już, że nic nie dzieje się bez powodu. Dlatego, kiedy dziewczyna przypadkowo...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Skylar Gardiner nie lubi zwracać na siebie uwagi. W nowej szkole próbuje raczej usunąć się w cień, niż rzucać w oczy. Pech chciał, że nauczyciel pomylił sprawdziany z matematyki i jej test z najgorszą oceną trafił do najlepszego ucznia, Skylera “Shya” Gardenera. Chłopak, chcąc wyjaśnić nieporozumienie, zostaje trafiony piorunem miłości. Od tej chwili próbuje robić wszystko, aby poznać bliżej swoją imienniczkę. Tylko że ona ewidentnie nie odwzajemnia tych chęci. Czy dziewczyna pachnąca bzem otworzy się na życzliwość i motyle zakochania, które oferuje jej Shy?

“Gra o serce” to debiut literacki Katarzyny Białkowskiej. I moim zdaniem to bardzo udany debiut. Spędziłam cudowny czas przy tej lekturze, na przemian śmiałam się i rozczulałam.

Mimo iż jest to historia typowo młodzieżowa, to nie jest poprowadzona sztampowym, znanym już schematem. W tej powieści mamy do czynienia przede wszystkim z jednostronnym uczuciem między postaciami, a samo zakończenie nie jest oczywiste i jednoznaczne.

Postać Shya jest wspaniale pozytywna, pełna energii, lekko nadpobudliwa, niecierpliwa, w tym chłopaku emocje buzują i sprawiają, że on sam wręcz, (metaforycznie) - fruwa nad ziemią. Wielokrotnie jego przemyślenia czy wywody wywoływały uśmiech na mojej twarzy. Natomiast obiekt jego uczuć, Skylar to dziewczyna skryta, wycofana, dławiąca się swoimi ukrytymi głęboko w sercu emocjami. Jest małomówna, smutna, nigdy nie pokazuje swoich emocji, nie mówi o nich. Najchętniej chciałaby stać się niewidzialna. Jednak Shy ją dostrzegł i postanowił rozłożyć nad nią parasol bezpieczeństwa. Pytanie, czy ta zagubiona dziewczyna zaufa na tyle swojemu adoratorowi, że będzie chciała się pod nim skryć?

I teraz coś dla amatorów/ek narracji prowadzonej przez dwóch bohaterów — mamy to! Głównym “opowiadaczem” bieżących wydarzeń jest Shy, natomiast o uczuciach Skylar dowiadujemy się jedynie z jej zapisków w pamiętniku.

To tam dziewczyna przelewa wszystkie myśli, emocje, pytania i wątpliwości, które towarzyszą jej od czasu incydentu z zamianą kartkówek. Pewne jest, że nastolatkę spotkało coś bardzo złego, jednak trudno jej o tym pisać nawet w prywatnym dzienniku, dlatego w głowie czytelnika pytania dotyczące losów dziewczyny namnażają się z jej każdym kolejnym zapiskiem.

To powieść, która łączy w sobie wiele sprzeczności. On jest jak energetyczne tornado, ona schowana pod burymi ciuchami, zapomniała czym jest śmiech i szczęście. Z jednej strony uczucie Shya jest naładowane samymi pozytywnymi emocjami, jego determinacja w torowaniu sobie drogi do serca ukochanej momentami bywa zabawna, momentami urocza, a z drugiej strony jest niepokój, który towarzyszy cały czas bohaterce i jej kategoryczne zamknięcie się na otaczający świat.

“Gra o serce” nie jest książką bardzo dynamiczną, jest raczej nastawiona na refleksje i współprzeżywanie z postaciami. Ma w sobie jednak coś, co nie pozwala jej odłożyć nawet na chwilę, ta historia zagrania czytelnika do swojego świata i nie daje o sobie zapomnieć.

Skylar Gardiner nie lubi zwracać na siebie uwagi. W nowej szkole próbuje raczej usunąć się w cień, niż rzucać w oczy. Pech chciał, że nauczyciel pomylił sprawdziany z matematyki i jej test z najgorszą oceną trafił do najlepszego ucznia, Skylera “Shya” Gardenera. Chłopak, chcąc wyjaśnić nieporozumienie, zostaje trafiony piorunem miłości. Od tej chwili próbuje robić wszystko,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Miłość Florence i Ruperta została brutalnie przerwana przez wojnę. Ich małżeństwo nie trwało długo, ale uczucie, które narodziło się między nimi, było prawdziwe i zdolne do pokonania wszelkich trudności. Poza jedną. Kiedy Rupert zostaje uznany za zaginionego, a szanse na jego odnalezienie maleją z dnia na dzień, Florence traci nadzieję na szczęśliwe zakończenie. Jednak w jej sercu tli się jeszcze płomyk, który ją podsyca. Gdy po ponad 50 latach kobieta dostaje list od tajemniczego mężczyzny, jest prawie pewna, kim jest nadawca...

Rok 1988. Max ma już dość powracającego koszmaru, w którym znajduje się w centrum wojennej bitwy. Postanawia zmienić swoje życie i poszukać odpowiedzi na pytanie, co ów sen może oznaczać. Tropy prowadzą go do Kornwalii i biografii Ruperta Dasha.

Niesamowita, wciągająca, wzruszająca, przepiękna historia o odnajdywaniu siebie, przepełniona wiarą w to, że tak naprawdę nigdy nie opuszczamy tego świata. Dodatkowym, ale i bardzo ważnym smaczkiem tej powieści jest to, iż została ona w pewnym stopniu oparta na prawdziwych wydarzeniach.

Ta książka łączy ze sobą dwie przestrzenie czasowe. Jedna w malowniczy sposób opowiada o losach Florence i Dasha, o ich młodości, zakochaniu, o tym, jak rozdzieliła ich brutalność wydarzeń lat 40. - i te fragmenty zaliczają się do książek z gatunku literatury wojennej. Z drugiej mamy przeżycia Maxa, które dzieją się w czasach bardziej współczesnych i są dosłownie oraz w przenośni nieco oderwane od realizmu. Bohater, zagłębiając się w istotę swoich powracających koszmarów, zaczyna dostrzegać złożoność świata oraz istnienia człowieka w nim.

Ani przez moment się nie nudziłam. Czytało mi się tę książkę bardzo dobrze. Więcej! Myślę, że to taka lektura, którą docenia się dopiero po jej zakończeniu. Spokojna, refleksyjna powieść o tym, że miłość może być wieczna.

Miłość Florence i Ruperta została brutalnie przerwana przez wojnę. Ich małżeństwo nie trwało długo, ale uczucie, które narodziło się między nimi, było prawdziwe i zdolne do pokonania wszelkich trudności. Poza jedną. Kiedy Rupert zostaje uznany za zaginionego, a szanse na jego odnalezienie maleją z dnia na dzień, Florence traci nadzieję na szczęśliwe zakończenie. Jednak w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Beckett, małomówny farmer z Inglewild spędza dwie upojne noce z piękną Evelyn. Kiedy ten magiczny weekend dobiega końca, ich drogi się rozchodzą. Mężczyzna nie spodziewa się, że kiedykolwiek spotka jeszcze Evie. Zimą, farmę choinek, na której pracuje Beckett, ma odwiedzić znana influencerka, aby pomóc w promocji Lovelight Farms. Po jej przybyciu okazuje się, że jest nią ta sama Evelyn, z którą farmer spędził niezapomniany weekend. Oboje postanawiają odłożyć na bok przeszłość i zająć się swoimi sprawami oraz wsparciem Stelli i jej farmy. Kiedy Evelyn wyjeżdża, Beckett postanawia zapomnieć o niej raz na zawsze. Koniec z rozpamiętywaniem, koniec ze wspomnieniami.

Evelyn czuje wypalenie, jest zmęczona sławą i ciągłym siedzeniem w telefonie, kontaktem z ludźmi w formie online. Dociera do niej, że naprawdę szczęśliwa była pośród mieszkańców Inglewild. Wraz z rozpoczynającą się na dobre wiosną, postanawia wrócić w to urocze miejsce, aby spróbować odnaleźć siebie i swoje szczęście. A i wspomnienia nocy spędzonej przed miesiącami z Beckettem, podświadomie pchają ją w to miejsce. Czy to oznacza, że do trzech razy sztuka?

Zakochałam się w pierwszej części tej serii. Zimowa opowieść, której akcja toczyła się między choinkami błyszczącymi od lampek, opowiadająca o uczuciu Stelli i Luki to mój top, jeśli chodzi o zimowe, okołoświąteczne książki. Lovelight Farms#2 to z kolei iście wiosenna opowieść, w której uczucie głównych bohaterów rozkwita, niczym kwiaty na łąkach. Niespiesznie, ale intensywnie. Bez wątpienia ta książka będzie moim faworytem wśród wiosennych historii.

Historia Evelyn i Becketta to najbardziej urokliwy slow burn, z jakim spotkałam się w odniesieniu do innych książek z tym motywem.

Było niespiesznie, ale nie za wolno. Było na wesoło, z odrobiną goryczy i małym nieporozumieniem, ale utrzymane w odpowiednim tempie i z wystarczającym dodatkiem słodkości. Co najważniejsze — bohaterowie książek tej serii dają się lubić. Od początku do końca kibicowałam ich uczuciu, podobnie jak mieszkańcy miasteczka.

Ten tom jest w moim odczuciu bardziej dojrzały, jeśli chodzi o relację głównych bohaterów. Dwoje obcych sobie ludzi musi zmierzyć się ze wspomnieniami, które, mimo iż są pozytywne, to jednak sposób, w jaki się rozstali, pozostawił niesmak. Teraz muszą odnaleźć się w nowej sytuacji i spróbować zacząć z czystą kartą.

Po raz drugi zakochałam się w twórczości autorki i po raz drugi zakochałam się w tej małomiasteczkowości, którą stworzyła. Mieszkańcy Inglewidl są przezabawni, pomocni, dociekliwi, a ich wścibskość nie jest w żaden sposób nachalna, ma za to w sobie taki subtelny urok, oparty na troskliwości. Oni kochają Becketta i chcą, aby ten był szczęśliwi. Zagarniają pod swoje skrzydła Evelyn i traktują od początku jak swoją. Wcale jej się nie dziwię, że właśnie to miejsce ukochała sobie najbardziej i właśnie tam czuła się szczęśliwa.

To ciepła, przyjemna powieść o miłości, która potrzebuje czasu, aby móc się ziścić. Pełna uroku, magii, cudownych opisów przyrody i otoczenia. Ja sama chciałabym przeprowadzić się w takie miejsce. Powiedzcie mi, gdzie ono jest, a zaraz zacznę pakować siebie, męża i koty.

Jeśli nie trafiliście jeszcze na cudownie wiosenną książkę, która zarazi Was pozytywnymi emocjami, obudzi po zimie motyle w brzuchu, wywoła uśmiech na twarzy, oczaruje swoim ciepłem, to koniecznie musicie poznać tę historię.

Beckett, małomówny farmer z Inglewild spędza dwie upojne noce z piękną Evelyn. Kiedy ten magiczny weekend dobiega końca, ich drogi się rozchodzą. Mężczyzna nie spodziewa się, że kiedykolwiek spotka jeszcze Evie. Zimą, farmę choinek, na której pracuje Beckett, ma odwiedzić znana influencerka, aby pomóc w promocji Lovelight Farms. Po jej przybyciu okazuje się, że jest nią ta...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Valerie Weston i jej ukochany, Adam Coldwell zostali znalezieni mar*wi w pokoju hotelowym. Od tej tragedii minęło już dwa lata. Helena, młodsza siostra Val wraca do Nowego Jorku. Podczas nieobecności w Stanach, chęć rozwikłania zagadki śmie*ci swojej siostry zakiełkowała w niej na tyle, że dziewczyna postanawia przeprowadzić śledztwo na własną rękę. Na jej drodze staje jednak młodszy brat Adama, Jessiah. Zarówno Helena, jak i Jess od zawsze byli nastawieni przez swoich rodziców na wzajemną nienawiść. Jednak śmie*ć Val i Adama tylko ją spotęgowała. Czy historia tragicznej miłości dwóch zwaśnionych rodzin się powtórzy? Wszystko na to wskazuje, zwłaszcza że Helena i Jess nie mogą przestać o sobie myśleć, od kiedy zobaczyli się po raz pierwszy.

Proszę Państwa, jaka to była historia! Pod tą przepiękną i elegancką okładką nie kryje się słodki romans, o nie nie. Kryje się historia przepełniona bólem po stracie najbliższych i miłościami, które nie mają prawa się wydarzyć. To trochę taka współczesna wersja Romea i Julii z wątkiem kryminalnym.

Muszę przyznać, że nie wiedziałam czego spodziewać się po tej książce. Zaciekawił mnie opis, oczarowała okładka i stwierdziłam, że poddam się jej, zobaczymy, co z tego wyniknie. "Westwell" to pierwszy tom serii, który rozkręcał się dość powoli. Mam wrażenie, że ta książka jest takim świetnym wprowadzeniem do następnych wydarzeń. Jednak mimo tego szczegółowego i mało dynamicznego początku, coś było w tej powieści takiego, że stała się NIEODKŁADALNA. Kiedy już kliknęło i wydarzenie nabrały tempa, pochłonęłam ją w mgnieniu oka.

Autorka nie tylko zadbała o klimatyczne wykreowanie świata pełnego zła, w którym pieniądze i władza grają pierwsze skrzypce, a każde działanie na szkodę innych ludzi odbywa się pod pretekstem dbania o dobro swojej rodziny. Naszkicowała też postaci, których szczerze się nienawidzi albo kocha i chciałoby się przytulić.

Trish, matka głównego bohaterka, to zło wcielone. Po trupach do celu — zdaje się, że to mogłoby być jej motto. Zimna, nieustępliwa, mściwa manipulantka. Na każdego znajdzie haka i nie zawaha się go użyć, nawet jeśli będzie się to wiązało z nieszczęściem jej dzieci.

Helena i Jess to postaci, które polubiłam od samego początku. Początkowo przesiąknięci wzajemną nienawiścią do swoich rodzin, a tym samym do siebie, odkrywają, że chcą być inni, a to, co przydarzyło się Val i Adamowi, nie może w żaden sposób wpłynąć na ich uczucia. W przeciwieństwie do innych członków rodzin Westonów i Coldwellów...

Trzymająca w napięciu, zanurzona w refleksjach, przejmująca, pełna bólu, niesprawiedliwości i walki o miłość. Taka jest książka Leny Kiefer. To historie dwóch miłości, z których jedna była bliska spełnienia, a druga...druga może ma jeszcze na to szansę...tego dowiem się może z kolejnego tomu, na który już czekam z niecierpliwością.

Valerie Weston i jej ukochany, Adam Coldwell zostali znalezieni mar*wi w pokoju hotelowym. Od tej tragedii minęło już dwa lata. Helena, młodsza siostra Val wraca do Nowego Jorku. Podczas nieobecności w Stanach, chęć rozwikłania zagadki śmie*ci swojej siostry zakiełkowała w niej na tyle, że dziewczyna postanawia przeprowadzić śledztwo na własną rękę. Na jej drodze staje...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo byłam ciekawa, w którą stronę pójdzie ta książka. Czy w horror, czy raczej thriller psychologiczny. Chociaż z drugiej strony mieć takie dziecko, jakim była Hannah to istny horror i ja dziękuję bardzo za takie “urocze” stworzenie, postoję.

“Złe dziecko” to genialny thriller psychologiczny. Wciągnęłam go w jeden dzień, a on wciągnął mnie do tego stopnia, że wciąż siedzi w mojej głowie. Uwielbiam takie pogmatwane historie, w których dwie linie czasowe, totalnie niepowiązane ze sobą wydarzenia i postaci, spotykają się w końcu i wtedy mój mózg zaczyna eksplodować od nadmiaru wrażeń, a ja mogę powiedzieć, no jest łał.

Beth i Doug od lat pragnęli mieć dziecko. Kiedy kobieta w końcu zachodzi w ciążę, ich radość nie ma granic. Jednak Hannah od maleńkości sprawiała problemy. To, że się nie uśmiechała, to pikuś. Nie każdy musi być wesołkiem. Ale to, że odrywała lalkom kończyny, terroryzowała rodzinę i ukręcała główki ptaszkom, to już jest nieco dziwne, a nawet niepokojące zjawisko. I tak było na przełomie lat 80. i 90.

Rok 2017. Z dnia na dzień Luke przepada bez śladu. Jego dziewczyna Clara i najlepszy przyjaciel próbują na własną rękę odnaleźć chłopaka. Ten jednak zapadł się pod ziemię. Podobnie jak przed laty jego siostra, Emily.

Co wspólnego mają ze sobą te dwie historie? Powiem tyle — sporo, ale nie jest to takie oczywiste, jak myślicie.

“Złe dziecko” to thriller, który budzi niepokój, strach, niepewność. Błędne decyzje rzutują na kolejne pokolenia, a demony przeszłości zaczynają wyłazić z każdego zakamarka. Moja uwaga była utrzymana od pierwszej do ostatniej strony, nawet nie przeszło mi przez myśl, żeby coś pominąć.

Tu każde zdanie było ważne i otwierało kolejną furtkę do poznania historii i motywów działań socjopatycznej Hannah.

Bałam się tego dziecka. Bałam się Hannah. To taka postać, która była zdolna do wszystkiego. Bez zahamowań, bez skrupułów szła po swoje, raniąc po drodze wiele osób. A najgorsze, że to zło rozwinięte było już na poziomie kilkulatki. Szok, szok, szok!

Nie ma nudy. W tej książce cały czas coś się dzieje, co rusz dowiadujemy się nowych, jakże “fantastycznych” rzeczy o bohaterach. Buzia czytelnika otwiera się coraz szerzej z każdą kolejną odkrywaną tajemnicą, a na końcu zostaje podtrzymywanie szczęki, żeby nie trzeba było zbierać jej z podłogi. Czytajcie, czytajcie!

Bardzo byłam ciekawa, w którą stronę pójdzie ta książka. Czy w horror, czy raczej thriller psychologiczny. Chociaż z drugiej strony mieć takie dziecko, jakim była Hannah to istny horror i ja dziękuję bardzo za takie “urocze” stworzenie, postoję.

“Złe dziecko” to genialny thriller psychologiczny. Wciągnęłam go w jeden dzień, a on wciągnął mnie do tego stopnia, że wciąż...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Zacznę od tego, że wielbiciele wędrówek po górach zakochają się w tej książce. Ja może wielką fanką takiego chodzenia nie jestem, ale kocham w literaturze klimaty skandynawskie, mroźne, niebezpieczne, takie, gdzie człowiek walczy z żywiołem, a przede wszystkim samym sobą i ta książka trafiła do mnie w stu procentach.

Milena, Anna i Henrik co roku wybierają się na tygodniową wyprawę w góry. Tym razem plan ich wędrówki krzyżuje nowy chłopak Mileny, Jacob. W ostatniej chwili proponuje obranie kursu na Park Narodowy Sarek, znajdujący się na północy Szwecji. Obszar ten znany jest z dzikich i rozległych terenów oraz niebezpiecznych i trudnych tras, jednak piękno natury, które można tam spotkać, jest podobno warte każdej przeprawy i wysiłku. Anna ma nieodparte wrażenie, że skądś zna Jacoba. Kiedy ten zaczyna dominować nad grupą, sytuacja robi się nieprzyjemna, a atmosfera gęstnieje. Śmie*ć jednego z uczestników marszu tylko potwierdzi przypuszczenia Anny na temat Jacoba. Ale czy faktycznie wszystko jest takim, jakim się wydaje?

Proszę Państwa, co tu się działo! To thriller psychologiczny pomnożony razy kilka. Nauczona doświadczeniem wiem, że w takich historiach nie można ufać nikomu, a to, co wydaje się pewnikiem, może okazać się największą skuchą. Czy tak było tym razem? Nie powiem, bo musicie tę książkę przeczytać, żeby sprawdzić na własnej skórze, jak pokręcona jest to powieść.

“Sarek” to książka, która sprawia, że każde jej zdanie zdaje się mieć odzwierciedlenie w rzeczywistości. Siedząc na wygodnym fotelu, z kubkiem gorącej herbaty czułam na twarzy przeszywający chłód, zacinający prosto w twarz śnieg, przemoczone od zimnego polodowcowego potoku ubranie, ale też gorące promienie słońca, które choć przez chwilę pozwalały wyschnąć i ogrzać się po ciężkiej wędrówce.

Ta powieść w niesamowicie sugestywny sposób przelewa z papieru na czytelnika mnóstwo bodźców.

Jeśli chodzi o samą fabułę, to jestem zachwycona. Z jednej strony niespieszna, z drugiej wszystko dzieje się przerażająco szybko, a reakcje bohaterów często są niespodziewane. Narracja prowadzona jest w trzech liniach czasowych: dowiadujemy się, jak poznali się bohaterowie, mamy opis wędrówki z perspektywy Anny oraz zeznania jednej z postaci po zakończonej wyprawie.

Im dalej w góry, tym gorzej. Niebezpieczeństwo jest tuż obok, a bohaterowie są na nie skazani. Ta książka to rewelacyjny suspens, który trzyma w napięciu od samego początku, oplata gęstą i duszną atmosferą, miesza w głowie, a wyjaśnienie zachowań bohaterów sięga głębiej, niż mogłoby się wydawać.

Zacznę od tego, że wielbiciele wędrówek po górach zakochają się w tej książce. Ja może wielką fanką takiego chodzenia nie jestem, ale kocham w literaturze klimaty skandynawskie, mroźne, niebezpieczne, takie, gdzie człowiek walczy z żywiołem, a przede wszystkim samym sobą i ta książka trafiła do mnie w stu procentach.

Milena, Anna i Henrik co roku wybierają się na...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Lady Fortescue, zubożała arystokratka, pewnego dnia pomaga w potrzebie pułkownikowi Sandhurstowi. Mężczyźnie, podobnie jak poznanej damie, nie wiedzie się najlepiej. Wspólnie wpadają na pomysł, aby duży dom, w którym samotnie wraz z dwojgiem służących mieszka Lady Fortescue przekształcić w hotel. Wchodzą w układ jeszcze z kilkoma innymi upadłym osobami pochodzenia arystokratycznego, dzięki czemu elegancki hotel, w którym za służbę robią byli szlachcice i szlachcianki zaczyna funkcjonować pod szyldem Ubodzy Krewni. Na wieść o biznesie należącym do Lady Fortescue, jej siostrzeniec, książę Rowcester zaczyna obmyślać plan przejęcia przybytku od swojej ciotki, który oczernia jego nazwisko i przynosi hańbę. Kiedy przy okazji dowiaduje się, że jedną z udziałowczyń jest panna Harriett James, która niegdyś oczarowała go swoją urodą i wdziękiem, książę postanawia zamieszkać w hotelu ciotki.

Ta licząca niecałe 200 stron książka to taki dobry umilacz na jeden wieczór. Przyjemna, ciekawa, momentami zabawna książka, w której XIX-wieczna londyńska arystokracja bawi się w najlepsze, gra w karty i korzysta z życia.

Motyw przekucia przez ubogich arystokratów biedy i osamotnienia we wspólny biznes, który poza dochodami przyniósł poczucie wspólnoty i wywołał uśmiech na ich twarzach, jest tak uroczy, że roztopi każde serce. Z kolei połączenie obyczajówki z romansem, w którym konwenanse są największą przeszkodą w byciu razem, sprawiają, że "Lady Fortescue" jest historią, którą pochłania się w mgnieniu oka. Te dwa wątki wydają się niejako osobne, ale wpływają na siebie i zamykają całą historię w piękne klamry.

Barwne i charyzmatyczne postaci, których wręcz nie da się nie lubić, szelest sukien na ulicach Londynu, intrygi, gwarne spotkania i huczne bale - to znajdziecie w książce M.C.Beaton.

Niezwykle klimatyczna historia, napisana ładnym, dystyngowanym, ale nie przerysowanym językiem idealnie wprowadza w ówczesne realia, sprawiając, że czytelnik może poczuć się jakby znajdował się w centrum wydarzeń.

Bawiłam się przy tej książce bardzo dobrze. Ot, miła rozrywka przy kubku herbaty. Klimatyczna, kolorowa, z odrobiną humoru i szczyptą trosk powieść, która wciąga i pozwala odetchnąć po ciężkim dniu.

Lady Fortescue, zubożała arystokratka, pewnego dnia pomaga w potrzebie pułkownikowi Sandhurstowi. Mężczyźnie, podobnie jak poznanej damie, nie wiedzie się najlepiej. Wspólnie wpadają na pomysł, aby duży dom, w którym samotnie wraz z dwojgiem służących mieszka Lady Fortescue przekształcić w hotel. Wchodzą w układ jeszcze z kilkoma innymi upadłym osobami pochodzenia...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Siedemnastoletnia Serene pochodzi z Chin, ale wychowała się w Kalifornii. Aby wpasować w się środowisko, ona i jej mama żyją jak Amerykanki i stronią od swojej rodzimej kultury. Serene chce w przyszłości pójść w ślady rodzicielki o zostać projektantką mody. Kiedy okazuje się, że mama dziewczyny choruje na raka — nastolatka robi co może, aby być dla niej największym wsparciem. Pragnie też skontaktować się z ojcem, którego nigdy nie poznała.

Lian, wraz z rodziną niedawno przeprowadził się z Chin. Amerykańscy rówieśnicy wyśmiewają go albo jednocześnie traktują jak powietrze. Chłopak ma jedno marzenie: chce zostać stand-uperem. Zanim jednak zacznie spełniać swoje plany, będzie musiał pomóc pięknej Serene w nauce ojczystego języka. Dziewczyna uważa, że znajomość chińskiego pomoże jej w szybszym dotarciu do ojca.

Lian i Serene z dnia na dzień stają się sobie coraz bliżsi.

“Projekt miłość” to książka, która podejmuje dwa trudne tematy: choroby bliskiej osoby i dyskryminację ze względu na pochodzenie. Autorka bazując na własnych doświadczeniach, stworzyła historię, która trafi zarówno do młodego czytelnika, jak i tego starszego.

To z jednej strony przerażająca i smutna powieść o walce z najgorszym wrogiem, jakim jest choroba, a z drugiej strony budujące jest to, że główni bohaterowie potrafili okazać sobie tony wsparcia i to takiego mądrego i przemyślanego wsparcia.

Lian oprócz tego, że jest bardzo zabawną i błyskotliwą postacią, to ma w sobie taki spokój i inteligencję, której brakuje jego rówieśnikom. Świetnie radzi sobie z szykanami, które na niego spadają i skupia się na spełnieniu swojego największego marzenia - na przekór despotycznej i ciągle umartwiającej się matce. Postać Liana została świetnie rozpisana, jest bardzo naturalna i taka do przytulenia!

Sięgając po tę książkę, nie dostaniecie przesłodzonej powieści o słodkim uczuciu między dwojgiem nastolatków. Dostaniecie historię młodej dziewczyny, której matka jest umierająca, której matka cierpi i diametralnie zmienia się na oczach córki, dostaniecie obraz kobiety, którą pokonuje choroba, a przede wszystkim dostaniecie portret dziewczyny, która w mgnieniu oka musi zająć się mamą oraz jednocześnie podejmuje próbę ratowania tego, co tamta zbudowała przez prawie dwadzieścia lat w początkowo obcym dla siebie kraju.

Pochłonęłam tę książkę w jeden dzień. To wzruszająca, nieinfantylna, piękna i ciepła powieść o wielu rodzajach miłości i akceptacji.

Siedemnastoletnia Serene pochodzi z Chin, ale wychowała się w Kalifornii. Aby wpasować w się środowisko, ona i jej mama żyją jak Amerykanki i stronią od swojej rodzimej kultury. Serene chce w przyszłości pójść w ślady rodzicielki o zostać projektantką mody. Kiedy okazuje się, że mama dziewczyny choruje na raka — nastolatka robi co może, aby być dla niej największym...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Hatsu zaczęła niedawno naukę w liceum. Jej najlepsza dotychczas przyjaciółka nie zerwała z nią kontaktów, ale z pragnienia przynależenia do jakiejś grupy i chęci poznania nowych rówieśników zaczyna obracać się w kręgu swojej nowej paczki. Mimo ponawianych przez Kinuyo zaproszeń do grupy, Hatsu uparcie odmawia. Samotność zżera ją od środka, jednak dla dziewczyny ważniejsze jest pozostanie sobą i nienaginanie się pod schematy. Nastolatka jest inteligentna, ma cięty język, sarkastyczny humor i bez mrugnięcia okiem potrafi wytknąć innym błędy. Na drugim końcu tej huśtawki zwanej samotnością znajduje się Ninagawa – kolega z klasy, który jest wielkim fanem mało znanej modelki, Orichan. Kiedy chłopak dowiaduje się, że Hatsu widziała kiedyś jego idolkę, prosi dziewczynę, by ta wskazała mu dokładne miejsce spotkania.

Spodziewałam się książki, która przepełniona będzie smutkiem i tragediami czy ostrac*zmem wśród nastolatków, ale nie do końca tak było. Owszem, poczucie niezrozumienia i osamotnienia to straszne wredoty, ale ta historia pokazuje, jak próbują radzić sobie z nimi młodzi ludzie, mimo że ów metody bywają dziwne, a nawet przerażające dla kogoś, kto patrzy na nie z boku, to dla osoby zainteresowanej mogą stanowić taką poduchę bezpieczeństwa w otaczającym świecie.

Ninagawa już dawno uciekł w świat, w którym to dzięki możliwości śledzenia każdego ruchu swojej idolki czuje się mniej odizolowany, a Hatsu, która jest zdecydowanie bardziej spostrzegawcza niż chłopak, zaczyna czuć frustrację za każdym razem, kiedy przebywa w jego towarzystwie. Z jednej strony jego zachowanie i sposób bycia oraz zafiksowanie na punkcie celebrytki ją odpychają, z drugiej coraz lepiej zaczyna go rozumieć. Hatsu ma ochotę zrobić chłopakowi fizyczną krz*wdę, ale nie chce zranić jego uczuć – chciałaby tylko zostać zauważona przez kogoś, kto staje się dla niej kimś bliskim.

Te emocje, które w niej narastają są sprzeczne, a sama Hatsu nie chce przed sobą przyznać, co mogą one oznaczać.

Ta krótka, bo licząca zaledwie 114 stron książka jest niezwykłym kompendium wiedzy o dorastaniu, próbie odnalezienia własnej tożsamości, buncie przeciwko określonym wzorcom i radzeniu sobie ze skrajnymi emocjami oraz nauce akceptacji zachowań innych.

Pisząc tę książkę, autorka Risa Wataya miała 19 lat i w tej opowieści czuć emocje, jakie towarzyszą nastolatkom, czuć tę chęć przynależności do grupy z jednej strony, a z drugiej walkę o autonomię, a przy tym zagubienie i wszechogarniający smutek.

Książkę czyta się błyskawicznie, z każdym kolejnym zdaniem, ta historia, choć z pozoru przedstawiona w prosty sposób, pochłania coraz bardziej, a po jej przeczytaniu cały ładunek emocjonalny, którym jest wypełniona, zaczyna docierać do odbiorcy. To niepozorna i mocna w przekazie minipowieść.

Hatsu zaczęła niedawno naukę w liceum. Jej najlepsza dotychczas przyjaciółka nie zerwała z nią kontaktów, ale z pragnienia przynależenia do jakiejś grupy i chęci poznania nowych rówieśników zaczyna obracać się w kręgu swojej nowej paczki. Mimo ponawianych przez Kinuyo zaproszeń do grupy, Hatsu uparcie odmawia. Samotność zżera ją od środka, jednak dla dziewczyny ważniejsze...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Na leśnej polanie zostaje odnaleziony pusty namiot, a w nim ślady krwi. Brak świadków i ofiar nie pomagają komisarzowi Bernardowi Grossowi w rozwikłaniu zagadki porzuconego biwaku, a intuicja podpowiada mu, że w tym malowniczym miejscu mogło dojść do zbr*dni. Czy sprawa zaginionej przed laty matki z małym dzieckiem i tajemniczy namiot mają ze sobą coś wspólnego? Kiedy Gross sięga do przeszłości, nie spodziewa się, że może być ona tak nierozerwalnie połączona z teraźniejszością.

To było moje pierwsze spotkanie z twórczością autora. I nawet nie wyobrażacie sobie, jak się cieszę, że w końcu sięgnęłam po jedną z jego książek. Już dawno nie czytałam takiego rasowego thrillera, w którym wszystkie nitki zdają się nie prowadzić do jednego kłębka, a postaci są tak skonstruowane, jakby zostały wciągnięte do literackiego świata prosto z prawdziwej policyjnej komendy czy polskiego podwórka.

Autor utkał misterną sieć wydarzeń, stworzył świetne postaci, zwłaszcza Bernarda Grossa. Oschłego, stanowczego i konkretnego gliny. Z pozoru nie da się go lubić, jednak ja takich bohaterów bardzo szanuje i zawsze pałam do nich pozytywnymi emocjami, tak też było w tym przypadku. Gross przeżył wiele, nie jest mu łatwo z tym, co go spotkało, a pod maską twardziela, którą zakłada do pracy, skrywa się człowiek zmęczony, empatyczny, smutny, którego życie nie oszczędziło i doprowadziło na skraj samotności.

Urzekła mnie w tej książce taka mnogość polegająca na solidnym rozbudowaniu wielu aspektów. Z jednej strony mamy sprawę sprzed lat, z drugiej zakrwawiony opuszczony namiot i coraz więcej pojawiających się nazwisk, które mają coś wspólnego z tymi wydarzeniami.

Jest jeszcze trzecia kwestia: wątek prywatny komisarza Grossa. To wszystko zostało rozpisane w mądry, niechaotyczny i bardzo wciągający sposób.Autor w niesamowity sposób połączył budowanie napięcia z budowaniem ciekawości u czytelnika. To thriller, który zmusza do myślenia i ciągłego bycia w akcji. Trudno było mi się oderwać od "Wady", a zakończenie – mistrzostwo, wszystkie nitki, żyłki, ślady, of*ary i zbr*dnie zostały połączone w najlepszy z możliwych sposobów.

Wszystko mi w tej książce zagrało. Historia, pomysł na fabułę, postaci, styl, jakim została napisana — nienachalny, bogaty w opisy i przemyślenia, uporządkowany oraz wielowymiarowość, dzięki której ani przez moment nie byłam znudzona, a czułam się, jakbym była wewnątrz tej historii i brała w niej czynny udział.

"Wada" to thriller, który nie wyróżnia się brutalnością i pojawiającymi się na każdym kroku tru*ami. To thriller, który stoi genialnym pisarskim warsztatem oraz wciągającą historią. Czytajcie szybciutko!

Na leśnej polanie zostaje odnaleziony pusty namiot, a w nim ślady krwi. Brak świadków i ofiar nie pomagają komisarzowi Bernardowi Grossowi w rozwikłaniu zagadki porzuconego biwaku, a intuicja podpowiada mu, że w tym malowniczym miejscu mogło dojść do zbr*dni. Czy sprawa zaginionej przed laty matki z małym dzieckiem i tajemniczy namiot mają ze sobą coś wspólnego? Kiedy Gross...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to